czwartek, 24 kwietnia 2014

LXIII



Nie mogę o tym myśleć. On mnie nie interesuje. To co było, to już koniec. Aga tez już nic o nim nie mówi. Muszę z nia o tym pogadać…
- Coś się stało?- spytała Gabrysia.
- Nie…
- Wyglądałaś, jakby cie strasznie wkurzył- stwierdziła Agnieszka.
Wzruszyłam ramionami i dosiadłam się do nich. Dały mi talerzyk, więc nałożyłam sobie kawałek pizzy. Nałożyłam pyszny sos ziołowy i zaczęłam jeść. Pyszna! Kosztowałyśmy się nią i rozmawiałyśmy popijając colą. I tak minęło aż półtorej godziny.
W drodze powrotnej postanowiłyśmy iść na nogach. Tylko Karolina chciała skorzystać z autobusu, bo do domu ma dość daleko. Przy uliczce rozdzielającej kilka bloków, pożegnałyśmy się z resztą dziewczyn i razem, trzymając się za ręce doszłyśmy do naszego.
- Jak ten twój Zbigniew rozwalił mi mieszkanie…
- Oj, on nie jest taki…
A jednak światło się świeciło. I chyba nie był sam, bo kiedy stanęłyśmy przed drzwiami usłyszałyśmy głośna rozmowę. Drzwi były zamknięte, a klucz w zamku. Gabrysia nacisnęła dzwonek. Po kilku minutach usłyszałyśmy trzask. I drzwi się otworzyły a przede mną Zibi.
- Cześć, kochanie- przywitał się całując mnie na powitanie.
- Piłeś?- spojrzałam na niego podnosząc jedną brew.
- Nie da się ukryć, że pił- wtrąciła Gabi.- Śmierdzi od niego już na kilometr!
Ale my nie zwracaliśmy na nią uwagi.
- Jedno piwo- powiedział szczerze. Nie miałam powodów żeby mu nie wierzyć.
- O, Anka!
Z salonu wyszedł Igła.
- A ci to nie potrafią bez siebie żyć chyba- stwierdziła marudząc przyjaciółka i poszła do łazienki.
- Cześć- uśmiechnęłam się.- Zostaniesz na kolacji?
- Nie… Iwonka na mnie czeka. A Seba to chyba by mnie zabił- zachichotał.- Obiecałem mu, że wieczorem ułożymy puzzle z obrazkiem jakiegoś super auta.
- Obraziłby się na śmierć- potwierdziłam jego obawy ze śmiechem. – Odwieźć cię?
- Nie bo- mówił zakładając buty- nie piłem. Spokojnie dojadę.
Kiedy skończył wiązać sznurówkę, wstał i mnie przytulił. Coś dziwnego powiedział:
- Uważaj na niego- szepnął mi do ucha.
Zrobiłam zdziwiona minę, ale nic nie odpowiedziałam. Przybił ze Zbyszkiem piątkę i poszedł. Obróciałm się, żeby iść do kuchni i wpadłam na coś dużego, wysokiego i twardego. W miarę twardego. Spojrzałam do góry w jego twarz.
- Dobrze się bawiłaś?- spytał.
Kiwnęłam głową. Wspięłam się na palce i czekałam na całusa. Którego otrzymałam szybko. Przez tą chwilę zapomniałam o Michale. O tym, że go spotkałam. Że z nim rozmawiałam, i że mi namieszał w głowie.
- Ja też kiedyś będę tak się spieszył do żony i synka, żeby z nim ułożyć puzzle… do Ciebie i naszego synka- powiedział całkiem poważnie. A mnie zamurowało.
- Zbyszku… skarbie nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość… nie rozmawiajmy o tym, ok.?
Przytaknął. Zgodził się, chociaż nie wiedział dlaczego. Zrozumiał. Ale nie wiedział, czemu nie chciałam o tym gadać. Przypomniała mi się ta sytuacja z Michałem. Wtedy ostatni raz tak z nim rozmawiałam. Ostatni raz, bo na następny dzień dowiedziałam się o jego wypadku.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością i udałam do kuchni. Poszedł za mną. Wyjęłam chleb i po namyśle postanowiłam zrobić sobie kanapkę z serkiem topionym, który Zbyszek ostatnio kupił. Wyjęłam deskę, położyła kromkę chleba i zaczęłam go smarować. Zibi stanął obok, oparł się o blat i patrzył na mnie z ciekawością.
- Co?
- Nic. Tak patrzę na moją piękną kobietę- uśmiechnął się.
Mimo woli zarumieniłam się i żeby tego nie zobaczył, pozwoliłam aby czarne włosy opadły na mój policzek.
- Nie musisz się wstydzić. To raczej urocze…- obszedł mnie od tyłu i przytulił, założył kosmyk za ucho.
Tak… Zdecydowanie czułam się w jego ramionach bezpiecznie.
Z kanapką i herbatą udałam się do saloniku. Położyłam posiłek z talerzykiem na stoliku i rozłożyłam się na kanapie.
- To co oglądamy?- krzyknęła z pokoju Gabi.
- Zmierzch!- odpowiedziałam uradowana.
- Nie! Nie zgadzam się!-  natychmiast przybiegła.- Oglądałyśmy go tysiąc razy!
- I co z tego?
- A to, że nie chcę marnować czasu na to samo.
Westchnęłam i zmrużyłam oczy.
- Więc co proponujesz?- spytałam.
- Bezpieczną przystań.
- To tez oglądałyśmy!
- Ale nie tysiąc razy. Więc możemy pobić rekord!
- A może tak spytajmy Zbyszka?- wpadłam na pomysł odwracając się do chłopaka.
Teraz zauważyłam, że patrzy na ans dziwnie. No tak, odwieczny nasz problem.
- Mi jest wszystko jedno. Ale mogę obejrzeć Zmierzch bo nie oglądałem trzeciej części.
No i tak jak powiedział, tak się stało. Zibi rozsiadł się na kanapie, a ja zjadłszy kolację, dołączyłam do niego. Położyłam głowę na jego kolanach i zaczęliśmy oglądać. Kiedy tylko Gabrysia ułożyła się wygodnie na podłodze na kocu.
Podczas seansu nie mogłam opanować emocji mimo, że znam ten film na pamięć. I tak zawsze będzie dla mnie fantastyczny! Zbyszek nie pomagał mi, masując mi ramię, plecy, policzek i udo. Oraz bawiąc się moimi włosami.
Gdy film się skończył, Gabrysia poszła spać. A ja jeszcze zostałam ze Zbyszkiem. Siadłam na jego kolanach, przodem do niego.
- To co robimy?- zapytał mrużąc oczy. Zbliżył twarz do mojej i mnie pocałował.
- To może porozmawiajmy?- spytałam odchylając głowę do tyłu, kiedy całował moja szyję.
- A o czym  byś chciała rozmawiać?- jego dłonie powędrowały pod moją koszulkę.
- Kiedy jedziemy do twoich rodziców?
Nagle przestał. Poprawił się na kanapie a ja zeszłam z jego nóg i usiadłam obok. Położyłam łokieć na oparciu mebla, a dłonią głowę. Patrzyłam na niego wyczekująco.
- Na pewno chcesz się z nimi zobaczyć?
- Kochanie… chcę ich poznać.
- To może pojutrze?
- Dobrze, tylko ich uprzedź!
- O to się nie martw- zachichotał i prawie, bo tak to mogło z boku wyglądać, rzucił się na mnie jak zwierz na swoją zdobycz. Śmiejąc się, tak aby  nie przeszkadzać przyjaciółce we śnie, powoli wydobyłam się z jego potężnych ramion. Był lekko zszokowany, ale nic nie powiedział.
- Przepraszam, ale jestem zmęczona- wykręciłam się. – Możemy posiedzieć razem?
Kiwnął głową i objął mnie ramieniem. Znów chciał wrócić do tematu nas… jako rodziny. Ale w porę go powstrzymałam. Cały czas miałam w pamięci tamten moment. Wtedy siedziałam z Miśkiem. Mieliśmy mieć syna, potem wnuki, nauczyć ich grać w siatkówkę… i razem się zestarzeć. I do tego mieliśmy dążyć. Ale jedna chwila, jeden mały błąd popsuł wszystko. A może tak miało być? Może on nie jest dla mnie stworzony? Może Bóg chciał mi powiedzieć:
„- Nie, Anno. On nie jest tym mężczyzną z którym masz przekazywać życie”. I wskazał mi tego jedynego. Tego, który właśnie ze mną tutaj siedzi. Który mnie wspiera i rozumie. Który nie pyta, nie naciska. I kocha nad życie. Nie mówię, że Michał taki nie był… ale… No właśnie- co? Miłość jest śmiercią: śmiercią odrębności, śmiercią dystansu, śmiercią czasu. I to jest prawda. Nie wiem czy nadal kocham byłego. Nie wiem, czy kocham teraźniejszego. Nie wiem, czy powinnam kochać. Bo boję się zranić.
Tamten dzień, kiedy Michał miał wypadek, to był jeden z najgorszych dni w moim życiu. A jednocześnie jeden z najszczęśliwszych i najpiękniejszych. Od tamtej minuty, tej kiedy stałam na drodze a Zbyszek się zatrzymał… wtedy moje dawne życie zginęło. Zaczęło się coś nowego, chociaż jeszcze o tym nie wiedziałam. A teraz sobie to uświadomiłam. Poznałam mężczyznę, który jest sportowcem. Przystojnym, opiekuńczym i miłym facetem. A jednocześnie wkurzającym i irytującym gnojkiem z większą niż potrzeba dynamiką. Obrzydliwym- w dobrym tego słowa znaczeniu- a jednocześnie tak pociągającym, że czasem można się zaplątać. Zaplątać w rozmowie.
Przy nim czuję się wyjątkowa. Inaczej niż przy Michale. U jego boku jestem ta, która jest najpiękniejsza. Tą, która jest jedyna na całym świecie. Przy nim można się zatracić. Chciałam, aby ta chwila była wieczną chwilą. Tą jedyną i niepowtarzalną. Tą, do której można wracać i myśleć o niej tak, jakby była w tym momencie.
Przy Miśku było podobnie. Również mnie kochał. A jednak był jeszcze szczeniacki. Jest taki nadal. Zmienił się. Ale nie wiem czy na dobre, czy na złe. Kochałam go bardzo z wzajemnością. Pragnęłam go. Był jedynym mężczyzną, który w tamtym moim życiu się liczył. A jednak nie byłam do końca pewna. Nie byłam pewna, czy mogę na nim polegać. Jest w moim wieku. Czasem nie potrafił mnie zrozumieć, tak jak teraz mnie rozumie Zbyszek. Zibi jest tylko kilka lat starszy ode mnie. A tego potrzebowałam. Potrzebuję stabilizacji i pewnej przyszłości. Sama chemia to nie wszystko.
Bo to tak jak chemia i matma. Żeby zrozumieć dobrze chemię, trzeba umieć matematykę. W praktyce ta chemią jest miłość, a matematyką życie. Życie pełne niespodzianek i zagadek. Poplątane i zaskakujące. Przynosi łzy cierpienia i łzy radości…
- O czym myślisz?- zapytał mnie przerywając ciszę.
- O życiu- stwierdziłam nostalgicznie.
- I co wymyśliłaś?
- Że życie jest zaskakujące. W jednej chwili może zmienić się cała twoja przyszłość.
- To prawda. Ale jednego nie zmieni.- Obrócił się w moja stronę i spojrzał głęboko w oczy, chwytając twarz w swoje wielkie dłonie. – Mojej miłości do ciebie. Kocham Cię, Aniu- szepnął.- I nic tego nie zmieni. Chciałbym wiedzieć, czy ty też czujesz to samo?
W moich oczach zalśniły łzy. Łzy szczęścia, radości, miłości i… niepokoju.
- Musze to wiedzieć. Chcę wiedzieć. Nie chcę cie stracić…
- Nie stracisz…- szepnęłam załamującym się głosem. Przeczesałam palcami jego czarne, gęste włosy. Jego dłonie opadły na moje kolana. Pogłaskałam go po policzku i chwyciłam jego dłonie w swoje.- Jestem z tobą. I kocham cię. Tak bardzo cie kocham, Zbyszku… I to nie jest zwykła miłość. To jest niezwykła miłość. Bo nikt nie może tak kochać jak ja ciebie…
- Jest jeden wyjątek- wtrącił.
Podniosłam brew do góry oczekując odpowiedzi.
- Ja ciebie bardziej kocham niż jakikolwiek mężczyzna kocha kobietę na świecie.
Te słowa trafiły do mnie od razu. Do oczu napłynęły mi łzy. Chciałam płakać. I nie powstrzymałam łez, które zaczęły płynąc po policzku. Zawstydzona spuściłam głowę. Spojrzałam na nasze splecione palce. Moja ręka wyglądała tak mała w porównani z jego… I taka idealnie wpasowana do jego dłoni… Zbyszek kciukiem lewej ręki wytarł moje łzy i zlizał z palca. Zaśmiałam się.
- Więc nie ma bardziej szczęśliwej kobiety niż w tym momencie jestem ja- stwierdziłam.
Podsunął moją dłoń do swojego policzka i przytulił się do niej. A potem zbliżyłam się do niego i pocałowałam w miejsce, gdzie idealnie wystawała mu kość policzkowa, która zawsze mi się podobała. Pogłaskał mnie po włosach. W tym momencie byliśmy my. Michał znikł z mojej głowy.
- To dobrze. Ja będę na zawsze.
- A to zawsze będzie trwało miesiąc, czy dwa?- spytała nagle z paniką.
- Aż do śmierci.
Znalazłam się w jego objęciach. Położyliśmy się na tej wąskiej kanapie, wtuleni w siebie. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.




-----------------------------------------------------

Cześć Kochani ;*
Znów krótki rozdział, przepraszam...  Mam nadzieję, że jeszcze sie na mnie nie gniewacie.
Nie dodawałam tak dawno, ale wiecie dlaczego. Egzaminy. Jutro czeka mnie ostatni z języka angielskiego. Oby nie był trudny...
Co do rozdziału... taki mi dziwny wyszedł. Miał być inny, ale postanowiłam trochę rozjaśnić sytuację między Anką a Michałem :) Co nie oznacza, że sytuacja w późniejszym czasie może się diamentralnie zmienić. Ale to jeszcze nic nie wiadomo.

Nie będę się rozpisywała. Mam nadzieję, że jeszcze tutaj ktoś zagląda.

Trzymajcie kciuki ;* 

piątek, 4 kwietnia 2014

LXII



Po piętnastu minutach usłyszałem dzwonek do drzwi. Szybko wstałem z kanapy i otworzyłem. A potem zamknąłem na klucz.
- Co jest?- zapytał wchodząc za mną do kuchni.
- Chcesz piwo?
- Prowadzę. Nie pije.
Kiwnąłem głową i podałem mu Red Bulla.
- Doda ci skrzydeł- mruknąłem i siedliśmy w salonie na sofie.
Siedział. Nie pytał. Było bardzo cicho, nawet grobowo. Ale to nie z braku tematu, czy niezręcznej sytuacji. Czekał, aŻ sam zacznę mówić. Ale wiedziałem, że skręcI go z ciekawości i niepokoju.
- Igła, Nie wiem co się dzieje. Ale coŚ musi być na rzeczy.
I zacząłem opowiadać, co mnie dręczy. Słuchał uważnie i nie przerywał. Byłem pełen obaw. Nie mogłem pozbyć się uczucia, że dziś przed obiadem coś się wydarzyło. Ale nie mam pojęcia co. I to mnie dobija.
- Ona coś przede mną ukrywa?- to raczej było pytanie niż stwierdzenie.
- Może po prostu ci się wydaje? Ona zawsze była, jest i będzie uparta.
- Ale to nie w tym rzecz…
Napiłem się Żubra i rozłożyłem na kanapie. Telewizor grał. Nie wiem po co. Nawet nie oglądaliśmy tenisa, który tam leciał.
- A w czym?- spytał i się napił swojego Red Bulla.
- Coś ukrywa. Nigdy tak się nie zachowywała. Tylko ja mogłem to zauważyć. Niby normalnie się zachowywała, ale patrzyła na mnie… jakby widziała mnie ostatni raz. Jakby tamte pocałunek w kuchni był ostatni…
- Do czego zmierzasz? Oszczędź szczegóły. Nie chce mieć koszmarów- powstrzymał mnie i zaśmiał się.
Westchnąłem ciężko. Nie jestem mu tego w stanie wytłumaczyć. Ania jest osobą, którą dobrze zna. Ale ja ją znam lepiej. Obserwuję jej każdy gest, każdy uśmiech… Wiem, który do czego prowadzi. I znam jej zachowania. A to nie było normalne. Raczej dziwne.
- Czego się boisz?- spytał patrząc mi w oczy.
- Tego samego co zawsze. Że mnie zostawi. Albo, że coś jej się stanie.- Byłem coraz bardziej przerażony.- Mogłem z nimi iść…
- Bredzisz. Niby dlaczego miałaby cie zostawić?
- Nie wiem. To jest Rzeszów. Tutaj się poznaliśmy. Trochę w niekomfortowych warunkach, ale
to jest nasze miejsce. Tylko, że tutaj przywołują się wspomnienia. Może odżyć w niej miłość do tego chłopaka. Nie chce tego…- ostatnie słowa już wyszeptałem.
- Ona cię kocha. I raczej nie zostawi. – Mówił z przekonaniem.- Te wspomnienia mogą dla niej nic nie znaczyć. A co do Michała… raczej się nie martw. Ona już bardziej kocha ciebie niż jego.
- No nie wiem…
Nadal nie byłem zbytnio przekonany. Ale w ostateczności dałem spokój. Postanowiłem sobie nie zawracać tym głowy. Jeżeli coś będzie chciała mi powiedzieć, to powie. A ja nie mogę jej zmuszać.

Anka.
- No, chodź!- wzięła mnie za rękę Karolina ( środkowa ).
- Nie chce mi się tańczyć… posiedzę i popatrzę- mrugnęłam do niej.
Trochę zdziwiła się, ale poszła na parkiet. Wszystkie się dobrze bawiły. Tylko nie ja. Obróciłam się w stronę barmana, który dobrze mnie znał. Pamiętam, jak przychodziłam tu jeszcze przed pracom w reprezentacji. To ten sam, który kiedyś zrobił mi drinka. Specjalnie dla mnie.
- To czego się napijesz?- spytał opierając się na łokciach o blat.
- Liczyłam, że ty mi powiesz- uśmiechnęłam się do niego słodko.
Odwzajemnił uśmiech i zabrał się do pracy. Przy mnie robił różne rzeczy, różne mieszanki z  wódkami, sokami itd.
- Coś się stało?
- Co?- niemożliwe. Zauważył?
- Nie tańczysz, mało się śmiejesz…
- Wydaje ci się.
- Barmana nie oszukasz- stwierdził.- To co? Powiesz, o co chodzi? Obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, wiesz… Często ludzie wypłakują się na moim ramieniu- mrugnął do mnie.
- Dawno mnie tu nie było. Ogólnie w Rzeszowie. Zakochałam się- teraz się uśmiechałam do własnych dłoni, położonych na blacie. – Z wzajemnością zresztą. Zapomniała o dawnym chłopaku… Ale teraz, gdy znów jestem na swoim… Ponownie z nim rozmawiałam.
Czekał na dalszy ciąg, ale się nie doczekał.
- I co teraz?- spytał stawiając przede mną szklankę z fioletowo, niebiesko czerwonym płynem. Barwy układały się kolejno od spodu.
- Nowy wynalazek?- spytałam.
- Nie. Ten jest już sprawdzony. Kilka osób z podobnymi schorzeniami wypiło to cudo.
- I co z nimi?
- Wyzdrowieli- zaśmialiśmy się.
Zastanawiałam się, czy kończyć. Czy mówić dalej.
- Zanudzam cię.
- Daj spokój!- oburzył się.- Mówiłem ci już. Jestem w tym dobry. Mniej więcej dlatego zostałem tym, kim zostałem.
Więc opowiedziałam wszystkie problemy. O Michale. Wspomnienia wracały jak bumerang. Chcesz się ich pozbyć, ale nie możesz. Bo one się od ciebie nie odczepią.
- Jedna mała rada- powiedział na koniec.- Porozmawiaj z chłopakiem. Jednym i drugim. Wyjaśnij wszystko i żyj w spokoju.
Trochę spokojniejsza dołączyłam do tańczących dziewczyn. Nawet fajne remiksy puszczali. Po półgodzinie, usiadam z dziewczynami przy stoliku. Piłyśmy soki z wódką.
- Jak tam ten twój Zbyszek?- spytała ciekawa Majka.
- Nie narzekam- uśmiechnęłam się.
- I tylko tyle?!- niemal usłyszałam jek rozpaczy Angeliki.
- Doszło między wami już do jakichś spięć?- spytała mnie Agnieszka.
- I to nie jednej! Ale dość o mnie. Raczej mówcie, co u was?
- Jakoś leci.
Dalej gadałyśmy o sporcie. O siatkówce. Pytały, czy nie wrócę. Odpowiedź była dość naciągana i wymijająca. Ale dały spokój. Pogadałam z barmanem jeszcze o pewnej dziewczynie, która chciała go poderwać. Bronił się przed tym.
- Ona nie jest w moim typie- zmarszczył nos.
- No ale chyba pogadać możesz, nie?
Westchnął i udawał, że mnie nie słyszy. Ta dziewczyna była wysoką, nie grubą nie chudą blondynką. Cały czas zerkała w jego stronę.
- Wolałbym żeby mnie zostawiła w spokoju- odparł w końcu.- Niech uważa, że już mam dziewczynę.
- A masz?- spytałam.
Ej, co jest Anka? Opiłaś się! Nie rozmawiaj z nim, nie wolno!
Ale to co myślałam już po kilku sekundach wyleciało mi z głowy.
- Jak się zgodzisz, to będę miał- mrugnął do mnie.
Dziwnie gorąco na sercu mi się zrobiło. Coś podobnego słyszałam kiedyś od kogoś. Tak, to było dawno przed Michałem. Ten, który mnie zranił. Ten, który chciał mnie wykorzystać…
Kiedy moje myśli skierowały się na Miśka, odpłynęłam. Po prostu zaczęłam myśleć o nim jak o… o atrakcyjnym chłopaku. Ale w porę przerwał mi barman.
- To jak?
- Mam chłopaka- uśmiechnęłam się.- Ale radzę ci zagadać do niej.
I odeszłam od baru. Wróciłam do tańca. Gabi wzięła mnie za ręce i pociągnęła do siebie. I tak jak dzieci małe tańczyłyśmy. Kilku chłopaków już podrywało nasze koleżanki z drużyny. Do nas na razie nikt nie podchodził. Może oni to wyczuwali? No to, że jesteśmy zajęte? W sumie to dobrze. Nie jestem na sto procent trzeźwa, więc nie myślę normalnie. W sumie ciekawe, co robi Zbyszek…
Pół godziny później postanowiłyśmy wyjść z klubu i zjeść pizzę. Weszłyśmy do pizzerii i zajęłyśmy największy stolik na samym końcu sali. Bez trudu się pomieściłyśmy. Zamówiłyśmy colę dwu litrową i pizzę Hawajkę. Ale nie wiemy, czy dwie wystarczą…
- Kto chce coli?- zawołała idąc do nas Angelika.
- Polej- uśmiechnęłam się.
Zrobiła jak powiedziałam. Siadła obok mnie i nalała mi. Potem ja zaczęłam przysłuchiwać się ich rozmowie. Gadały o facetach, którzy akurat wchodzili i wychodzili. Jedni na nas zerkali, inni szli obojętnie. Też patrzyłam na nich zaciekawiona. Niektórzy byli przystojni. Usłyszałam chichot dziewczyn. Rozejrzałam się. Zauważyłam, że trzech chłopaków, którzy siedzieli przy stoliku obok – patrzyli na nas i o czymś rozmawiali.
- Hej, dziewczyny!- uśmiech tego blondyna był oszałamiający. – Może się dołączycie?
- Hej! No…- zaczęła Majka, jak zwykle porywcza. Ale w porę jej przerwałam.
- Nie, dzięki.
Koleżanka spojrzała na mnie z wielkimi oczami. No rozumiem, że Libero musi być wybuchowa, ale bez przesady. Nawet ich nie znamy. Szybko odpuściła i znów zaczęła gadać z dziewczynami. A moje myśli powędrowały daleko od lokalu. Właśnie zaczęłam myśleć, co porabia Zbyszek. Siedzi sam, biedny w domu? Czy może spotkał się z chłopakami? Albo ogląda jakiś film. A bardziej prawdopodobne, ze mecz. Fajnie jest się spotkać z dziewczynami, jednak szkoda trochę, że on tam sam siedzi. Mogłabym teraz wyjść i iść do mieszkania. Wpaść w jego ramiona i powiedzieć, że wolałam z nim być niż z kimś innym.
Z transu wyrwała mnie pewna osoba.
- Patrzcie na tamtego bruneta…- szepnęła Majka zerkając w stronę wysokiego mężczyzny.
- Ej, czy to przypadkiem nie twój były?- spytała mnie Karolina.
Zaskoczona odwróciłam głowę. Stał tam. I patrzył w moją stronę. Śledzi mnie, czy jak? Odwróciłam wzrok. Nie mogę na niego patrzeć. A zwłaszcza teraz, kiedy jestem podchmielona.
- Może z nim pogadaj? Bo on nie da ci żyć- szepnęła mi na ucho Angelika.
Może ma rację? Wstałam więc. I podeszłam do niego. Z każdym moim krokiem, jego uśmiech stawał się szerszy. Może źle robię? Ale już było za późno. Stanęłam z nim face to face.
- Cześć skarbie- nachylił się aby mnie pocałować.
- Co ty robisz?!- odepchnęłam go od siebie.
Ale ten zapach… nigdy nie zapomnę. Nigdy.
- Chciałem się przywitać z moją dziewczyną…- zrobił smutną minkę.
Zmienił się. Nie wiem, ale teraz był inny.
- Nie jestem twoja dziewczyną.- Zaprzeczyłam stanowczo. – Mam kogoś.
- Anulcia...- szepnął i założył mi kosmyk włosów za ucho. Strzepnęłam jego rękę.- Nie zostawiaj mnie. Brakuje mi ciebie bardzo…
- Masz przecież Agatę!
- Aga mnie zostawiła- westchnął.- Z resztą niedawno się zorientowałem, że tak naprawdę jej nie kocham. Tylko ciebie.
- Przestań!- krzyknęłam. Kilka osób popatrzyło na nas zaskoczonych.
- Aniu…
- Michał. To co było między nami…
- Anka, pizza!- zawołała Gabrysia.
- Już idę!- odkrzyknęłam i przeprosiłam Miśka.- Muszę iść. I proszę, nie pisz więcej do mnie tych smsów. I nie dzwoń.
Odwróciłam się ze łzami w oczach. Tak, chciałam płakać. Właśnie zrezygnowałam z… no właśnie z czego? Z niego.




--------------------------------------------------

Cześć ;*
Znów muszę Was przeprosić. To takie niesprawiedliwe z mojej strony... 
Ten rozdział miał być dłuższy, ale wyszedł jaki wyszedł. Za to również przepraszam :c

Od ostatniego wpisu minęło sporo czasu... Jednak przez ostatnie 2... 3 tygodnie?? nie miałam czasu.

Zbliża się egzamin gimnazjalny, który będę pisała. Już sie boję. Strasznie sie boję. I to nie tylko tych testów... Dalsza szkoła, liceum. Sama nie wiem, gdzie mam iść. Co robić dalej? Boję sie nowego otoczenia, nowych ludzi, nauczycieli... To chyba normalne, że jak jest coś nowego to człowiek sie boi? 
Chciałabym dobrze napisać egzamin. Zwłaszcza z polskiego, historii, wosu, biologii i geo. Ale czy to mi wyjdzie? 
Wątpię.

Tydzień temu miałam już dodać ten wpis. Jednak wszystko runęła z kilku powodów. O jednym nie będę pisała bo to bardziej taki rodzinny... 
Co do drugiego, już sie pogodziłam. Auto potrąciło mi mojego ukochanego kota Łati. Strasznie to przeżyłam ja i cała rodzina. ;c 

Nie wiem kiedy pojawi sie kolejny rozdział. Może za tydzień. A może dopiero po egzaminie... 

Jeżeli jeszcze tutaj jesteście i zaglądacie co jakiś czas, czy coś nowego się pojawiło -czy nie, to dziękuję ;*

Pozdrawiam Was gorąco i jeszcze raz przepraszam ;*