Nie mogę o tym myśleć. On mnie nie interesuje. To co było, to już koniec. Aga tez już nic o nim nie mówi. Muszę z nia o tym pogadać…
- Coś się stało?- spytała Gabrysia.
- Nie…
- Wyglądałaś, jakby cie strasznie wkurzył- stwierdziła Agnieszka.
Wzruszyłam ramionami i dosiadłam się do nich. Dały mi talerzyk, więc nałożyłam sobie kawałek pizzy. Nałożyłam pyszny sos ziołowy i zaczęłam jeść. Pyszna! Kosztowałyśmy się nią i rozmawiałyśmy popijając colą. I tak minęło aż półtorej godziny.
W drodze powrotnej postanowiłyśmy iść na nogach. Tylko Karolina chciała skorzystać z autobusu, bo do domu ma dość daleko. Przy uliczce rozdzielającej kilka bloków, pożegnałyśmy się z resztą dziewczyn i razem, trzymając się za ręce doszłyśmy do naszego.
- Jak ten twój Zbigniew rozwalił mi mieszkanie…
- Oj, on nie jest taki…
A jednak światło się świeciło. I chyba nie był sam, bo kiedy stanęłyśmy przed drzwiami usłyszałyśmy głośna rozmowę. Drzwi były zamknięte, a klucz w zamku. Gabrysia nacisnęła dzwonek. Po kilku minutach usłyszałyśmy trzask. I drzwi się otworzyły a przede mną Zibi.
- Cześć, kochanie- przywitał się całując mnie na powitanie.
- Piłeś?- spojrzałam na niego podnosząc jedną brew.
- Nie da się ukryć, że pił- wtrąciła Gabi.- Śmierdzi od niego już na kilometr!
Ale my nie zwracaliśmy na nią uwagi.
- Jedno piwo- powiedział szczerze. Nie miałam powodów żeby mu nie wierzyć.
- O, Anka!
Z salonu wyszedł Igła.
- A ci to nie potrafią bez siebie żyć chyba- stwierdziła marudząc przyjaciółka i poszła do łazienki.
- Cześć- uśmiechnęłam się.- Zostaniesz na kolacji?
- Nie… Iwonka na mnie czeka. A Seba to chyba by mnie zabił- zachichotał.- Obiecałem mu, że wieczorem ułożymy puzzle z obrazkiem jakiegoś super auta.
- Obraziłby się na śmierć- potwierdziłam jego obawy ze śmiechem. – Odwieźć cię?
- Nie bo- mówił zakładając buty- nie piłem. Spokojnie dojadę.
Kiedy skończył wiązać sznurówkę, wstał i mnie przytulił. Coś dziwnego powiedział:
- Uważaj na niego- szepnął mi do ucha.
Zrobiłam zdziwiona minę, ale nic nie odpowiedziałam. Przybił ze Zbyszkiem piątkę i poszedł. Obróciałm się, żeby iść do kuchni i wpadłam na coś dużego, wysokiego i twardego. W miarę twardego. Spojrzałam do góry w jego twarz.
- Dobrze się bawiłaś?- spytał.
Kiwnęłam głową. Wspięłam się na palce i czekałam na całusa. Którego otrzymałam szybko. Przez tą chwilę zapomniałam o Michale. O tym, że go spotkałam. Że z nim rozmawiałam, i że mi namieszał w głowie.
- Ja też kiedyś będę tak się spieszył do żony i synka, żeby z nim ułożyć puzzle… do Ciebie i naszego synka- powiedział całkiem poważnie. A mnie zamurowało.
- Zbyszku… skarbie nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość… nie rozmawiajmy o tym, ok.?
Przytaknął. Zgodził się, chociaż nie wiedział dlaczego. Zrozumiał. Ale nie wiedział, czemu nie chciałam o tym gadać. Przypomniała mi się ta sytuacja z Michałem. Wtedy ostatni raz tak z nim rozmawiałam. Ostatni raz, bo na następny dzień dowiedziałam się o jego wypadku.
Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością i udałam do kuchni. Poszedł za mną. Wyjęłam chleb i po namyśle postanowiłam zrobić sobie kanapkę z serkiem topionym, który Zbyszek ostatnio kupił. Wyjęłam deskę, położyła kromkę chleba i zaczęłam go smarować. Zibi stanął obok, oparł się o blat i patrzył na mnie z ciekawością.
- Co?
- Nic. Tak patrzę na moją piękną kobietę- uśmiechnął się.
Mimo woli zarumieniłam się i żeby tego nie zobaczył, pozwoliłam aby czarne włosy opadły na mój policzek.
- Nie musisz się wstydzić. To raczej urocze…- obszedł mnie od tyłu i przytulił, założył kosmyk za ucho.
Tak… Zdecydowanie czułam się w jego ramionach bezpiecznie.
Z kanapką i herbatą udałam się do saloniku. Położyłam posiłek z talerzykiem na stoliku i rozłożyłam się na kanapie.
- To co oglądamy?- krzyknęła z pokoju Gabi.
- Zmierzch!- odpowiedziałam uradowana.
- Nie! Nie zgadzam się!- natychmiast przybiegła.- Oglądałyśmy go tysiąc razy!
- I co z tego?
- A to, że nie chcę marnować czasu na to samo.
Westchnęłam i zmrużyłam oczy.
- Więc co proponujesz?- spytałam.
- Bezpieczną przystań.
- To tez oglądałyśmy!
- Ale nie tysiąc razy. Więc możemy pobić rekord!
- A może tak spytajmy Zbyszka?- wpadłam na pomysł odwracając się do chłopaka.
Teraz zauważyłam, że patrzy na ans dziwnie. No tak, odwieczny nasz problem.
- Mi jest wszystko jedno. Ale mogę obejrzeć Zmierzch bo nie oglądałem trzeciej części.
No i tak jak powiedział, tak się stało. Zibi rozsiadł się na kanapie, a ja zjadłszy kolację, dołączyłam do niego. Położyłam głowę na jego kolanach i zaczęliśmy oglądać. Kiedy tylko Gabrysia ułożyła się wygodnie na podłodze na kocu.
Podczas seansu nie mogłam opanować emocji mimo, że znam ten film na pamięć. I tak zawsze będzie dla mnie fantastyczny! Zbyszek nie pomagał mi, masując mi ramię, plecy, policzek i udo. Oraz bawiąc się moimi włosami.
Gdy film się skończył, Gabrysia poszła spać. A ja jeszcze zostałam ze Zbyszkiem. Siadłam na jego kolanach, przodem do niego.
- To co robimy?- zapytał mrużąc oczy. Zbliżył twarz do mojej i mnie pocałował.
- To może porozmawiajmy?- spytałam odchylając głowę do tyłu, kiedy całował moja szyję.
- A o czym byś chciała rozmawiać?- jego dłonie powędrowały pod moją koszulkę.
- Kiedy jedziemy do twoich rodziców?
Nagle przestał. Poprawił się na kanapie a ja zeszłam z jego nóg i usiadłam obok. Położyłam łokieć na oparciu mebla, a dłonią głowę. Patrzyłam na niego wyczekująco.
- Na pewno chcesz się z nimi zobaczyć?
- Kochanie… chcę ich poznać.
- To może pojutrze?
- Dobrze, tylko ich uprzedź!
- O to się nie martw- zachichotał i prawie, bo tak to mogło z boku wyglądać, rzucił się na mnie jak zwierz na swoją zdobycz. Śmiejąc się, tak aby nie przeszkadzać przyjaciółce we śnie, powoli wydobyłam się z jego potężnych ramion. Był lekko zszokowany, ale nic nie powiedział.
- Przepraszam, ale jestem zmęczona- wykręciłam się. – Możemy posiedzieć razem?
Kiwnął głową i objął mnie ramieniem. Znów chciał wrócić do tematu nas… jako rodziny. Ale w porę go powstrzymałam. Cały czas miałam w pamięci tamten moment. Wtedy siedziałam z Miśkiem. Mieliśmy mieć syna, potem wnuki, nauczyć ich grać w siatkówkę… i razem się zestarzeć. I do tego mieliśmy dążyć. Ale jedna chwila, jeden mały błąd popsuł wszystko. A może tak miało być? Może on nie jest dla mnie stworzony? Może Bóg chciał mi powiedzieć:
„- Nie, Anno. On nie jest tym mężczyzną z którym masz przekazywać życie”. I wskazał mi tego jedynego. Tego, który właśnie ze mną tutaj siedzi. Który mnie wspiera i rozumie. Który nie pyta, nie naciska. I kocha nad życie. Nie mówię, że Michał taki nie był… ale… No właśnie- co? Miłość jest śmiercią: śmiercią odrębności, śmiercią dystansu, śmiercią czasu. I to jest prawda. Nie wiem czy nadal kocham byłego. Nie wiem, czy kocham teraźniejszego. Nie wiem, czy powinnam kochać. Bo boję się zranić.
Tamten dzień, kiedy Michał miał wypadek, to był jeden z najgorszych dni w moim życiu. A jednocześnie jeden z najszczęśliwszych i najpiękniejszych. Od tamtej minuty, tej kiedy stałam na drodze a Zbyszek się zatrzymał… wtedy moje dawne życie zginęło. Zaczęło się coś nowego, chociaż jeszcze o tym nie wiedziałam. A teraz sobie to uświadomiłam. Poznałam mężczyznę, który jest sportowcem. Przystojnym, opiekuńczym i miłym facetem. A jednocześnie wkurzającym i irytującym gnojkiem z większą niż potrzeba dynamiką. Obrzydliwym- w dobrym tego słowa znaczeniu- a jednocześnie tak pociągającym, że czasem można się zaplątać. Zaplątać w rozmowie.
Przy nim czuję się wyjątkowa. Inaczej niż przy Michale. U jego boku jestem ta, która jest najpiękniejsza. Tą, która jest jedyna na całym świecie. Przy nim można się zatracić. Chciałam, aby ta chwila była wieczną chwilą. Tą jedyną i niepowtarzalną. Tą, do której można wracać i myśleć o niej tak, jakby była w tym momencie.
Przy Miśku było podobnie. Również mnie kochał. A jednak był jeszcze szczeniacki. Jest taki nadal. Zmienił się. Ale nie wiem czy na dobre, czy na złe. Kochałam go bardzo z wzajemnością. Pragnęłam go. Był jedynym mężczyzną, który w tamtym moim życiu się liczył. A jednak nie byłam do końca pewna. Nie byłam pewna, czy mogę na nim polegać. Jest w moim wieku. Czasem nie potrafił mnie zrozumieć, tak jak teraz mnie rozumie Zbyszek. Zibi jest tylko kilka lat starszy ode mnie. A tego potrzebowałam. Potrzebuję stabilizacji i pewnej przyszłości. Sama chemia to nie wszystko.
Bo to tak jak chemia i matma. Żeby zrozumieć dobrze chemię, trzeba umieć matematykę. W praktyce ta chemią jest miłość, a matematyką życie. Życie pełne niespodzianek i zagadek. Poplątane i zaskakujące. Przynosi łzy cierpienia i łzy radości…
- O czym myślisz?- zapytał mnie przerywając ciszę.
- O życiu- stwierdziłam nostalgicznie.
- I co wymyśliłaś?
- Że życie jest zaskakujące. W jednej chwili może zmienić się cała twoja przyszłość.
- To prawda. Ale jednego nie zmieni.- Obrócił się w moja stronę i spojrzał głęboko w oczy, chwytając twarz w swoje wielkie dłonie. – Mojej miłości do ciebie. Kocham Cię, Aniu- szepnął.- I nic tego nie zmieni. Chciałbym wiedzieć, czy ty też czujesz to samo?
W moich oczach zalśniły łzy. Łzy szczęścia, radości, miłości i… niepokoju.
- Musze to wiedzieć. Chcę wiedzieć. Nie chcę cie stracić…
- Nie stracisz…- szepnęłam załamującym się głosem. Przeczesałam palcami jego czarne, gęste włosy. Jego dłonie opadły na moje kolana. Pogłaskałam go po policzku i chwyciłam jego dłonie w swoje.- Jestem z tobą. I kocham cię. Tak bardzo cie kocham, Zbyszku… I to nie jest zwykła miłość. To jest niezwykła miłość. Bo nikt nie może tak kochać jak ja ciebie…
- Jest jeden wyjątek- wtrącił.
Podniosłam brew do góry oczekując odpowiedzi.
- Ja ciebie bardziej kocham niż jakikolwiek mężczyzna kocha kobietę na świecie.
Te słowa trafiły do mnie od razu. Do oczu napłynęły mi łzy. Chciałam płakać. I nie powstrzymałam łez, które zaczęły płynąc po policzku. Zawstydzona spuściłam głowę. Spojrzałam na nasze splecione palce. Moja ręka wyglądała tak mała w porównani z jego… I taka idealnie wpasowana do jego dłoni… Zbyszek kciukiem lewej ręki wytarł moje łzy i zlizał z palca. Zaśmiałam się.
- Więc nie ma bardziej szczęśliwej kobiety niż w tym momencie jestem ja- stwierdziłam.
Podsunął moją dłoń do swojego policzka i przytulił się do niej. A potem zbliżyłam się do niego i pocałowałam w miejsce, gdzie idealnie wystawała mu kość policzkowa, która zawsze mi się podobała. Pogłaskał mnie po włosach. W tym momencie byliśmy my. Michał znikł z mojej głowy.
- To dobrze. Ja będę na zawsze.
- A to zawsze będzie trwało miesiąc, czy dwa?- spytała nagle z paniką.
- Aż do śmierci.
Znalazłam się w jego objęciach. Położyliśmy się na tej wąskiej kanapie, wtuleni w siebie. Chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie.
-----------------------------------------------------
Cześć Kochani ;*
Znów krótki rozdział, przepraszam... Mam nadzieję, że jeszcze sie na mnie nie gniewacie.
Nie dodawałam tak dawno, ale wiecie dlaczego. Egzaminy. Jutro czeka mnie ostatni z języka angielskiego. Oby nie był trudny...
Co do rozdziału... taki mi dziwny wyszedł. Miał być inny, ale postanowiłam trochę rozjaśnić sytuację między Anką a Michałem :) Co nie oznacza, że sytuacja w późniejszym czasie może się diamentralnie zmienić. Ale to jeszcze nic nie wiadomo.
Nie będę się rozpisywała. Mam nadzieję, że jeszcze tutaj ktoś zagląda.
Trzymajcie kciuki ;*