piątek, 10 maja 2013

Rozdział X

Michał podwiózł mnie do domu, a sam pojechał do kolegi. Jak sobie obiecałam, zaraz odpaliłam laptopa i włączyłam internet. Wzięłam mp4 i wyszukałam swoje ulubione piosenki. Kiedy zrobiłam to co miałam zrobić, usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i spojrzałam przez wizjer. Weronika! No tak. Miała wpaść zrobić obiad... Ledwo otworzyłam drzwi, a ta wparowała do środka i zaczęłam mówić:
- Cześć Aniu! Mówię ci, ale dziś zwariowany dzień! Zrobiłam małe zakupy, ale i tak będziesz musiała resztę sobie dokupić...- Położyła torby na stole.- Co mam ugotować? Marek powiedział, że daje mi wolna rękę.
Zaczęła wyjmować zakupy.
- Wiesz,- zaczęłam- jeżeli nie chcesz, to nie musisz roić obiadu. Sama coś upichcę...
- Przecież dla mnie to żaden problem!
- Skoro tak, to kuchnia jest twoja.
Wyszłam pośpiesznie z kuchni i udałam się do łazienki. Umyłam twarz i przyszykowałam na  trening.Wyciągnęłam czysta koszulkę i spakowałam do torby. W tym czasie, obiad się gotował. Właśnie czesałam włosy w korytarzu przed lustrem, gdy drzwi do domu sie otworzyły. Przyszedł Marek.
- Cześć Anula!
Zmierzwił mi włosy. Trochę się zbulwersowałam bo czesałam je już dziesięć minut. Strasznie trudno sie je układa...
- Cześć. Weronika jest w kuchni. Ja za niedługo wychodzę na trening.
- Jak minął dzień? Znalazłaś rano kartkę?
- Znalazłam. - Uśmiechnęłam się.- A dzień, jak co dzień.
Od nowa zaczęłam wiązać włosy. Dziś się postanowiłam postarać i związać je w warkocza. Kiedy skończyłam, postanowiłam trochę ogarnąć w domu. Sprzątnęłam w salonie i moim pokoju. Do kuchni wolałam się nie zbliżać. Wstawiłam pranie i pościerałam kurze.
'Może wieczorem umyje podłogi...'
Gdy skończyłam, obiad był na stole. Usiadłam w kuchni na swoim miejscu, tata na przeciwko mnie, a Weronika koło niego. Zrobiła zupę pomidorową. Ma gust dziewczyna. Uwielbiam pomidorówkę! Spróbowałam. Była pyszna! Chyba zacznę lubić ta Weronikę...
- Wyśmienita pomidorówka.- Powiedziałam przełykając.
- Dobrze, że ci smakuje. Zjesz drugie danie? Będzie za godzinkę.
Spojrzałam w wiszący zegarek na ścianie. Było kilka minut po szesnastej.
- Chyba nie zdążę. Za czterdzieści minut mam trening. - Właśnie mi sie przypomniało!- Tato, biorę udział w turnieju. Pierwszy mecz za tydzień.
- To ładnie. A dokładnie?
- W Częstochowie. W piątek wyjeżdżam wieczorem, przyjeżdżam popołudniu w niedzielę. Nie będę mogła iść na zajęcia w piątek...
- Pięknie! Piłka ważniejsza od nauki... Nie podoba mi się to, Ania!
I tutaj wtrąciła się Weronika. Zdziwiłam się lekko.
- Daj spokój, Marek! Dziewczyna musi się rozwijać.- Spojrzała z uśmiechem na mnie.- A poza tym, przecież szybko nadrobi małe zaległości. To nie jest tydzień czy miesiąc, ale jeden dzień.
'Ciekawe, co na to tata...'
- No cóż... Masz rację, to nie duże zaległości.- Chrząknął i zwrócił się do mnie.- Ale obiecaj, że jak tylko będziesz mieć czas, to się pouczysz. Tam.
'Jezu Święty! Ja chyba pokocham tą Weronikę! Przekonała go od razu, co mi by zajęło przynajmniej cały dzień!' 
- Oczywiście, że tak.
Wstałam i zaczęłam się szykować do wyjścia.Założyłam czarne Adidasy, specjalne do biegania, sportowe spodnie i koszulkę. Wzięłam torbę i wyszłam do przedpokoju.
- Ja już idę!- Krzyknęłam do siedzących na kanapie w salonie.
- Baw się dobrze! Możliwe, że jak przyjdziesz z treningu, nas nie będzie!- Odkrzyknął Marek.

Wyszłam przed dom. Na moja twarz padły promienie słońca. Uch, kocham to! Nie uszłam nawet kawalka, kiedy usłyszałam za sobą wołanie.
- Anka! Anka, no poczekaj!
Zatrzymałam się. Po chwili przede mną stała Gabrysia. Biegła do mnie i jej oddech był trochę nierówny.
- Czemu nie czekasz jak cie wołam?- Zapytała schylając się i łapiąc za kolana.- Hę?
- Oo, coś widzę, że nasza pani Gabrysia nie ma kondycji...- Zaśmiałam się szyderczo.
- Specjalnie to zrobiłaś! Ty krowo!
Za chwilę, obie przezywałyśmy się podobnymi wyzwiskami. I zanim doszłyśmy do hali, pękałyśmy ze śmiechu.
Trening, jak trening. Nic specjalnego. Graliśmy pół godziny, reszta same ćwiczenia. Nawet nie była najgorzej. Jak na mnie, przyjęcie było dosyć dobre, a obrona jeszcze lepiej. Nic nie mówiłam, ale niektóre dziewczyny patrzyły na mnie z... No nie wiem jak to nazwać. Ale domyśliłam się, ze chodzi o te bilety.
'Mam to gdzieś! Niech sobie gadają i myślą co chcą. Ważne, że mam bilety dla całej mojej paczki. I najważniejsze, że tam będę! Oj, ale to będzie przeżycie...' 
Stałam na przyjęciu i myślałam. Nagle coś zbliżało się w stronę lewej linii boiska. Skoczyłam i przyjęłam, a raczej obroniłam w ostatniej chwili piłkę. Rozegranie i atak! Moja drużyna wygrała 25:19.

Wyszłam z sali i pognałam do domu. Tak jak się spodziewałam, Marka i Wery już nie było. Szybko wzięłam prysznic, przebrałam się i odebrałam dzwoniąca komórkę.
-Halo?
- Hej, idziemy do galerii?
- Jasne! Gabi, zaszalejemy!
- To co? Za pól godziny?
- Ok. Za pół godziny na przystanku.
Rozłączyłam się. Weszłam do pokoju i otworzyłam szafę. Wyjęłam niebieskie legginsy ze złotym paskiem i białą koszulkę z napisem 'VOLLEYBALL'. Wyjęłam trochę pieniędzy, które odłożyłam i schowałam do portfela. Wyjęłam z szafy w przedpokoju małą, czarną torebkę i czarno- białe buty za kostkę z Nike. Zabrałam jeszcze mp4 i wyszłam z domu. Klucz schowałam do kieszonki na dnie torebki.
Gdy doszłam na przystanek, zobaczyłam Gabi. Chodziła niecierpliwiąc się.
- No, wreszcie jesteś! Anka, co tak długo?
- Długo?- Spojrzałam na wyświetlacz w telefonie.- Przecież jestem kilka minut wcześniej, narwańcu!



------------------------
Witajcie! 
Znów muszę was przeprosić. Maiłam dodać w środę, ale nie miałam czasu. Dziś dodaję i to w pośpiechu bo zaraz mnie nie ma. 

Cały tydzień narwany. Non stop musiałam sie uczyć. Mniej więcej dla tego Rozdział X jest dziś, a nie było w środę. Cały dzień wkuwałam na geografię. -,-
Starałam się, aby wpis był długi. Chciałam zrekompensować tamten krótki. 

Dziś rocznica urodzin Arkadiusza Gołasia [*] 
"Zwyciężać mogą ci, którzy wierzą, że mogą, ale człowiek posiada naprawdę tylko to, co jest w nim..." 
Pamiętamy!

KOMENTUJESZ----------MOTYWUJESZ

Życzę miłego czytania :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz