niedziela, 2 listopada 2014

CVIII



Po śniadaniu (które ledwo w siebie wmusiłam) przyszła fryzjerka i zrobiła moje włosy na bóstwo! Byłam tak zestresowana, że przy wkładaniu sukni musiałam iść do łazienki. Zwymiotowałam. Z nerwów.
- Wszystko dobrze?- zaniepokoiła się Weronika.
- Tak, tak. Już wychodzę!- krzyknęłam i po umyciu zębów wyszłam.
- Boże, no jak ty wyglądasz!- złościła się Gabi.- Nie mów, że zarwałaś resztę nocy? Trzeba będzie się bardzo postarać, żeby zatrzeć te sińce pod oczami… No, już! Siadaj mi zaraz przed lustrem… Ja już zrobię z tym porządek!
Posłusznie usiadłam. Cały makijaż zajął jej chwilkę ponad godzinę. W końcu ubrałam sukienkę, buty i welon. Cała się trzęsłam.
- Słońce, spokojnie- położyła mi na ramionach dłonie Gabrysia.- Jestem z tobą. Oddychaj.
Pokazała w jaki sposób, powtórzyłam jej wdechy. Trochę się uspokoiłam. Wtedy ona poszła coś sprawdzić jeszcze do Weroniki.
- Córcia, wyglądasz … pięknie.
Odwróciłam się w stronę Marka.
- Dzięki tato.
Przytulił mnie delikatnie, aby nie uszkodzić mojego stroju, czy czegoś ważnego zdaniem Gabrysi.
- Moja An… - widziałam w jego oczach łzy.
- Wiem.
Pogłaskałam go po policzku.
- Kocham cię, Aniu.
- Ja ciebie tez, tatusiu- uśmiechnęłam się.
Mimowolnie po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Szybko ja starłam. Dobrze, ze Gabi zastosowała makijaż wodoodporny. I wtedy z kuchni wyszła ona i Wera. Gabrysia, tak jak wszystkie moje drużby, miała kremową sukienkę lekko marszczoną w pasie, na grubych ramiączkach. Wyglądała prześlicznie z koroną blond włosów. Weronika natomiast złożyła niebieską suknię za kolana, z krótkim rękawkiem i białym paskiem w pasie.
- Wyglądacie cudnie!- uśmiechnęłam się.
- To ty masz być dzisiaj gwiazdą- powiedziała Weronika dając mi całusa w policzek.
Wyszliśmy na dwór. Na ramiona założyłam puchate bolerko.

***

Przed kościołem stało dużo samochodów. Wszyscy siedzieli już w środku. Tylko drużba była na zewnątrz.
- Gabi, proszę uszczypnij mnie- jęknęłam, kiedy zbliżałyśmy się do schodów.
Wykonała moje polecenie.
- Ała! Głupia jesteś?!- syknęłam.
- No co? Sama chciałaś… Ale powiem ci teraz tak. Nie śnisz. Jesteś w prawdziwym świecie.
Kiwnęłam głową.
Poprawiła mi sukienkę i welon. Weronika i Adam weszli do kościoła i usiedli w pierwszych ławkach. Potem weszła Zosia w swojej kremowej sukience i Sebastian Ignaczak w garniturze. Wyglądało to bosko. Potem Michał Kubiak razem z moja najlepsza przyjaciółką Gabrysią. Wszyscy obrócili się w stronę wejścia.
- Gotowa?- spytał mnie tata.
- Trzymaj mnie mocno, dobrze?- spytałam słabym głosem.
Uśmiechnął się i otworzył drzwi. Organy zaczęły grać. Wszyscy, dosłownie wszyscy patrzyli na mnie. A ja modliłam się, żebym tylko nie potknęła się o te wysokie szpilki na stopach.
Przez cały czas zastanawiałam się, czy będzie Michał. Dostał zaproszenie. Miałam wielką nadzieję, że przyjdzie. Nie czułabym się w pełni szczęśliwa, gdyby jego zabrakło.
I wtedy go zobaczyłam. Uśmiechnął się pogodnie, odwzajemniłam. Teraz mogę być spokojna. Przyjechał.
Obróciłam głowę i zobaczyłam u szczytu czerwonego dywanu mojego Zbyszka. Stał tam w swoim idealnie dopasowanym smokingu. Idąc do ołtarza, widziałam tylko jego. Cały stres zniknął wraz z jego widokiem.
W końcu podeszliśmy. Tato wyciągnął moją dłoń do Zibiego.
Miałam tak ogromną ochotę rzucić mu się na szyję! Ale w porę się opamiętałam.
- Później, będziemy mieli na to całą wieczność- mruknął do mnie.
Zobaczyłam w jego oczach iskierki. Chyba przed chwilą miał podobną chęć jak ja.
- Cała wieczność tylko dla nas- potwierdziłam.
Po liturgii słowa przyszedł czas na sakrament. Mimo całego porannego stresu, czułam się dość swobodnie. Cały czas się uśmiechałam i czułam obecność siatkarza. Wstaliśmy i podeszliśmy do księdza.
Widziałam tych wszystkich ludzi. Z przodu rodzice, Gabrysia z Adamem, Michał…
- Anno, Zbigniewie, czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński?
- Chcemy- odparliśmy.
- Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia?
Zerknęłam na Zbyszka. Posłał mi swobodny uśmiech.
- Chcemy.
- Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?
Tym razem Zibi pierwszy spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się.
- Chcemy.
Po tym odśpiewano długa pieśń. Czekając na ten jeden moment, kiedy usłyszę od niego przysięgę dłużył się w nieskończoność.
Odwróciliśmy się do siebie przodem i podaliśmy prawe ręce, na których ksiądz położył stułę.
- Powtarzaj za mną- zwrócił się do Zbyszka
Ten odwrócił głowe ode mne i spojrzał na księdza.
- Ja, Zbigniew, biorę sobie ciebie Anno…
- Ja, Zbigniew, biorę sobie ciebie Anno…- powtórzył Zbyszek.
- … za żonę i ślubuję ci
- … za żonę i ślubuję ci…
- … miłość, wierność…
- … miłość, wierność…
- … i że cię nie opuszczę aż do śmierci- powiedział ksiądz, a Zibi powtórzył.
- Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci.
- Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci.
Następnie przyszła kolej na mnie. Powtarzając słowa duchownego, czułam łzy w oczach. Ale tylko i wyłącznie z radości. Kilka metrów dalej słyszałam cichy szloch mojej przyjaciółki, w pierwszych ławkach również łzy się polały. Weronika z Markiem i Dominika z Leonem także się wzruszyli. Za to siatkarze szeroko się uśmiechali. Natychmiast podszedł do nas Kubiak z obrączkami. Nie wiem jak, ale chyba z powietrza do nas podleciał. Podał je Zbyszkowi. Ksiądz je zabrał i pobłogosławił. Chwile potem podał jedną Zbyszkowi i kazał powtarzać za nim słowa:
- Anno, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego- powtórzył Zbyszek, wkładając mi na serdeczny palec złotą obrączkę.
- Zbigniewie, przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego- powiedziałam i powtórzyłam jego czynność.
Cały czas się uśmiechałam, patrząc w oczy Zbyszkowi.
- Czy ktoś zna powód dla którego to małżeństwo nie może być zawarte niech przemówi teraz, albo zamilknie na wieki- oświadczył ksiądz do zebranych.
O jej! Zapomniałam o tym. Nerwowo rozejrzałam się po kościele. Zerknęłam na Leona i Marka. Nawet nie mrugnęli okiem. Potem zerknęłam na każdą osobę. Michał uśmiechnął się do mnie szeroko. Nie był sam. Teraz zauważyłam, ze jest z nim jakaś dziewczyna. To dobrze.
Po dłuższym milczeniu ( które moim zdaniem trwało zbyt długo ), ksiądz potwierdził nasze małżeństwo.
- Możesz pocałować pannę młodą, Zbigniewie- oświadczył.
Zbyszek powoli podszedł do mnie. Nadal patrząc mi w oczy, chwycił moją twarz w swoją i namiętnie pocałował. To była piękna chwila. W końcu nie wytrzymałam i położyłam mu ręce na policzkach, a ten przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Cóż, to chyba nie pocałunek na takie miejsce. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, wszyscy klaskali na stojąco. A ksiądz? Ksiądz z wielkim uśmiechem pokiwał nam głową.
Nie ważne, że mam wady. Nie ważne, że mogę być czasem nieznośna. Ważne jest to, ze teraz będziemy razem. Już na zawsze.

Wyszliśmy z kościoła i posypały się monety. Razem ze Zbyszkiem pozbieraliśmy wszystko. Podprowadził mnie do swojego pięknie wyszykowanego samochodu i pomógł wsiąść. Za nami ustawiła się kolejka aut. Dojechaliśmy do lokalu, gdzie miało odbyć się wesele. Ustawiliśmy samochód najbliżej schodów. Zbyszek wyłączył silnik i z uśmiechem obszedł go. Otworzył drzwi i podał mi rękę, którą natychmiast schwyciłam. Z jego pomocą wyszłam. Ucałował moją dłoń i razem weszliśmy do budynku.
Stoły zostały rozstawione pod wielkimi oknami, środek służył jako parkiet do tańca.
Gabrysia i Kubiak dowodzili całym przedsięwzięciem. Kazali nam się ustawić przed sceną dla orkiestry. Goście ustawieni w kolejce składali nam życzenia i wręczali prezenty. Pierwsza podeszła matka Zbyszka i jej mąż.
- Zbyszku, Aniu… wszystkiego najlepszego- powiedziała.- Jestem taka szczęśliwa, bo wy jesteście szczęśliwi…
- Czekamy na wnuki- dodał Leon.
- Możesz być pewien tato, że się doczekasz. Już ja się o to postaram!- obiecał Zibi przyciągając mnie do siebie.
Zachichotałam.
- Pilnuj go Aniu- mrugnęła do mnie Dominika.
- Dziękujemy- odparłam.
Uściskaliśmy ich. Następnie podszedł Marek z Weroniką.
- Córcia…- miał łzy w oczach.- Kocham cię.
- Wiem tato- uśmiechnęłam się, żeby znów się nie rozpłakać.
- Cieszymy się, że wreszcie jesteście razem. Już na zawsze- dodała Wera.
- Zbyszek.- Marek zwrócił się do siatkarza.- Opiekuj się nią, dobrze? Nie pozwól, żeby coś się jej stało…
- Nie martw się… tato. Będę o nią dbał, jak zawsze.
Na słowo „tato”  lekko się skrzywiłam. Na szczęście nikt tego nie widział.
- Ona jest moim największym skarbem- dodał tato głaskając mnie po policzku.
- Moim też.
Uśmiechnęłam się na tę ich wymianę zdań.
Odeszli. A następny był mój brat i Gabrysia.
- No, księżniczko…- pokręcił głową z uznaniem.- Gratulacje.
Przytulił mnie a następnie podał rękę Zbyszkowi. Razem z Gabrysią ustawił się po mojej stronie, a po drugiej Dziku i odbierali od nas prezenty, które otrzymywaliśmy. Po kolei podchodzili krewni moi albo Zibiego. W końcu przyszła kolej na siatkarzy…
- Ja pierwszy!- odepchnął innych Igła.
- Krzysiek, zachowuj się- syknęła Iwona i posłała mi przepraszające spojrzenie.
Do jej pięknej sukni przyczepiła się mała Dominika, a Sebastian szedł dumnie przy ojcu.
- No! Moi zakochańce- uśmiechnął się.- Ja wiedziałem, że prędzej czy później będę się bawił na waszym weselu! Szczęścia w dalszym życiu, zdrówka- mówił i całował mnie w jeden, to drugi policzek- miłości i gromadki dzieciaków!
Uściskał serdecznie Zbyszka.
- Ja tylko mogę się włączyć do życzeń mojego męża- westchnęła Iwona.- Cieszcie się sobą!
- Dzięki- uśmiechnęliśmy się.
Dominisia patrzyła na mnie wielkimi oczami dziecka. Sebastian podszedł do mnie bliżej i wręczył mi bukiet kwiatów.
- Dzięki Seba!- dałam mu całusa w policzek.
Natychmiast się skrzywił i wytarł część twarzy.
- Blee!
Zachichotaliśmy.
Gdy odchodzili, nadal widziałam wpatrującą się we mnie dziewczynkę. Następni w kolejce był Paweł Zagumny z żoną. Przygarnął mnie jak ojciec i powiedział, że jest dumny. Życzyli nam wszystkiego najlepszego, podobnie jak Łukasz Żygadło i jego żona, oraz rodzina Winiarskich.
- No, to czekamy na małe Bartmanionka!- wyszczerzył się Michał W.
- Może się doczekacie- mrugnęłam.
Wszyscy nawiązywali do dzieci. Ale tak naprawdę jeszcze z Zbyszkiem o tym nie rozmawiałam. I nie wiem, czy on chce. Czy ja chcę… Czy możemy. Nie wiem, czy jestem gotowa na macierzyństwo! Przed ostatni był Mariusz Wlazły i jego Paulina.
- Czułem, że tak będzie- przyznał.- No, to teraz żyjcie w zgodzie i miłości!
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, bo wręczył nam jakieś duże pudełko, które Dziku i Adaś położyli za naszymi plecami. I wtedy pojawił się Michał.
- Aniu…- uśmiechnął się.
- Misiek!- rzuciłam mu się na szyję, welon prawie spadł mi z głowy.- Boże, jak ja tęskniłam!
Mimowolnie się rozpłakałam.
- Też tęskniłem- przyznał i się lekko odsunął.- To moja dziewczyna, Teresa.
- Miło mi cię poznać- uścisnęłam ją.
- Dziękujemy, że przybyliście- dodał Zbyszek.
- Musiałem. Nie mogłem opuścić tak ważnego momentu w życiu Anki!
Zamieniliśmy jeszcze klika słów. I się rozstaliśmy. Ostatni podszedł...
- Mój ulubieniec- zaszkliły mi się oczy, gdy go zobaczyłam. Przytuliliśmy się.- Cieszę się, że przyszedłeś...
- Oj, Aniu. Nie mógłbym nie przyjść...- odsunęliśmy się od siebie i spojrzał na Zibiego.- Teraz masz o nią dbać i dawać jej kanapki do pracy!
- Jak zawsze- wyszczerzył się tamten.
Pogadaliśmy chwilę z nim i Angelą. Są parą już prawie rok!
Gdy składanie życzeń dobiegło końca, przyszedł czas na poczęstunek. Usiadłam z moim siatkarzem na wielkich, wygodnych krzesłach ubranych w biały materiał i żółte kwiaty. Orkiestra zasiadła do swoich sprzętów i prowadzący wyszedł na środek z mikrofonem w ręce.
- Witamy młodą parę!- wskazał na nas i się uśmiechnął, wszyscy zaczęli klaskać. Zbyszek objął mnie ramieniem i uścisnął dłonią moją dłoń.- Zaczniemy od obiadu, a następnie zaprosimy do tańca!
Kelnerzy podali do stołów rosół. Tradycyjne danie.
- Czuję, że to będzie niezapomniany wieczór- szepnął mi do ucha Zbyszek.
Rozejrzałam się. Cała sala była ślicznie ustrojona. Biały materiał od żyrandola do żyrandola, niebieskie, białe, żółte, czerwone i zielone balony… A w środku tego wszystkiego Zbyszek. Odwróciłam głowę w jego stronę. Był taki piękny, że nie wiedziałam, czy jest prawdziwy…
Pogłaskałam go po policzku. Schwycił moją dłoń i pocałował. Nachylił się i szepnął mi do ucha:
- Jesteś niesamowicie piękna, wiesz?
Aż się zarumieniłam… chyba nigdy się nie przyzwyczaję!
- Myślę, że to ty jesteś najprzystojniejszy- mruknęłam zażenowana.
- Hej, gołąbeczki! Na przytulanki i czułe słówka będziecie mieli czas w noc poślubną!- zachichotał Łukasz Żygadło.
Siedział dwa wielkie stoły dalej. Tam były miejsca dla siatkarzy. Obok nas zasiadła drużba i najbliższa rodzina.
- Widocznie już się doczekać nie potrafią- zaśmiał się Możdżon.
- Oczywiście wy to wiecie najlepiej- odparłam z uśmiechem.
Po daniach głównych przyszedł czas na zabawę. Pierwszy taniec należał do mnie i Zbyszka. Weszliśmy na parkiet, wszyscy na nas patrzyli.
- Nie zwracaj na nich uwagi- powiedział Zibi.- Teraz jesteśmy tylko ty i ja.
- Wiem- wtuliłam się do jego ramienia.
Gdy muzyka zaczęła grać, pofrunęłam w Zbyszka ramionach aż do gwiazd. Dopóki nie ściągnął mnie na ziemię mój tato. Zatańczyliśmy z rodzicami i wszyscy się dołączyli. No, prawie wszyscy.
Później ja i Zbyszek pojechaliśmy do parku, gdzie fotograf zrobił nam sesję zdjęciową w zachodzie słońca.


Starałam się porozmawiać, zamienić kilka słów z każdym. Większość osób tańczyło, ale byli tacy, co tylko się przyglądali. Taniec z ojcem Zbyszka był… wspaniały. Już wiem, po kim on odziedziczył ruchy taneczne! Gdy przechodziłam między stolikami, zauważyłam Krzyśka. Czekał. Na mnie.
- Co tam, Krzysiu?- zagadnęłam.
- Obrażę się, wiesz?
- Dlaczego?
- Bo jeszcze ze mną nie tańczyłaś!- krzyknął i porwał mnie w wir muzyki.
- A gdzie masz męża?- zapytał.
- Tańczy z Weroniką- wskazałam drugi koniec Sali.
Z uśmiechem położyłam dłoń na jego ramieniu. Po kilku minutach, ktoś podszedł i odchrząknął.
- Mogę prosić?
To był Michał. Igła grzecznie odstąpił mu miejsca i posłał mi spojrzenie: „to jeszcze nie koniec!”. Widocznie ma zamiar wykończyć mnie tańczeniem.
- Jesteś… Aniu, wyglądasz olśniewająco!- stwierdził z wielkim zachwytem.
- Ty też niczego sobie.
Parsknęliśmy śmiechem.
- Dobrze, że ułożyłaś sobie życie. Jesteś szczęśliwa?- popatrzył mi głęboko w oczy.
- Teraz gdy wiem, że jesteś tutaj… nie mogę być bardziej- uśmiechnęłam się.- Naprawdę tęskniłam.
- Uwierzysz, że ja też?!
- No, tylko byś spróbował nie!- zażartowałam.
Przytulił mnie, a potem obrócił wokół mojej własnej osi dwa razy. Potem znów przyciągnął do siebie.
- A ty? Jak ci się układa z Teresą?- zaciekawiłam się.
- Jesteśmy między etapem „miłość do szaleństwa” a „pożądanie”.
- Ale jesteś z nią szczęśliwy?
- Przecież wiesz dobrze, że nigdy nie będę tak jak z tobą. Ale tak, jestem.
Na chwilę zamarłam przy pierwszej części jego wypowiedzi.
- Spokojnie, już się z ciebie wyleczyłem- mrugnął i znów mnie obrócił.- Ale nadal cię kocham.
- Wiem. Ja ciebie też- przyznałam.- Jak… brata.
- Jak siostrę.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Wtedy piosenka się skończyła. Ukłonił się przede mną dwornie i pocałował moją dłoń.
- Myślałam, że jesteś mi winien jeszcze przynajmniej dwie piosenki?
- Obiecuję, że tak będzie. Ale na razie ktoś inny chce z tobą zatańczyć- zerknął za moje plecy.
Odwróciłam się. Zbyszek z uśmiechem mi się przyglądał.
- Mogę prosić, Pani Bartman?- spytał szelmowsko.
- Oczywiście, panie Bartman- wyciągnęłam rękę, a on ją schwycił.
Gdy się obróciłam by podziękować Miśkowi, jego już nie było. Tańczył z Teresą. Zbyszek natomiast nie zwracając uwagi na to, że wszyscy patrzą, przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Ale z takim żarem, że myślałam, że spłonę!
- Moja, na zawsze- mruknął prowadząc mnie w tańcu.
- Jak tam taniec z Werą?- spytałam zaczepnie.
- Ach, moja teściowa jest przeurocza! I chyba wcale nie ma mi za złe, że porwałam serce jej córki…
- Nie mieli w tej kwestii nic do gadania- stwierdziłam.- Nie dało się oprzeć takiemu przystojniakowi…
- Ach, więc teraz jestem przystojny Gargamel?
- Zawsze byłeś.
- Chyba nie powinienem się z tym kłócić.
- Nie. Nie powinieneś- zachichotałam.
Wieczorem impreza się rozkręciła. Dzieci szalały śpiewając i tańcząc. Dominika Ignaczaków i Zosia Majki Bartman zaczęły się dogadywać. Sebastian bawił się z Oliwerem. A ja?
Właśnie szykuję się do rzucenia welonem. Ale najpierw panowie. Zbyszek ściągnął muszkę i odwrócił się tyłem.
- Tylko celuj we mnie!- krzyknął Kosok.
- Się robi! Jeszcze jakieś życzenia?
- Nie zapominaj o mnie!- Bartek Kurek stawał na palcach i próbował przecisnąć się przed Grzesia.
- A myślałam Bartoszu, że zawsze będziesz singlem?
- Znudziła mi się ta rola- wyszczerzył się.
Kiedy wszyscy się ustawili, Zbyszek odwrócony tyłem, rzucił swoją muchą. Wpadła między dwóch bijących się o nią siatkarzy. Nawet nie wiedziałam, że Kosa ma tyle energii! Wszyscy się patrzyli na tę scenę i śmiali. Nowakowski tylko się schylił i podniósł rzecz należącą do pana młodego.
- Gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci korzysta!- podniósł triumfalnie ręce.
I wtedy Kurek sprzątnął mu ją z dłoni.
- Hej, złodzieju!
Zaczęli się sprzeczać, a wtedy Igła i Dziku się dołączyli.
- Hej!- wrzasnął libero.- Podzielicie się.
- Dobra, poddaję się- wycofał się Nowakowski i podszedł do swojej dziewczyny.
Teraz przyszła kolej na mnie. Dziewczyny, które się bawiły podeszły i czekały. Zdjęłam biały welon. Spojrzałam po ich twarzach.
- Niebieskooka blondynka- szepnął Zbyszek, schodząc.
Marta nie brała udziału tylko patrzyła, co się stanie. Obróciłam się plecami do widowni i rzuciłam z wielkim zamachem moją białą koronę. Wpadła wprost pod nogi dziewczyny, o której mówił Zibi. Wyszczerzyłam się zadowolona.
- No, to teraz czekamy na taniec!- klasnął w dłonie Adaś, siedząc obok Gabrysi (z wielkim brzuchem).
Siatkarze skrzywili się do siebie, a biedna dziewczyna nie wiedziała co ma robić. Pierwszy podszedł Kurek, a za nim Grzesiu. Objęci, razem z blondynką, tańczyli najwolniejszą piosenkę, jaką kazałam puścić orkiestrze. Z zachwytem chodziłam obok nich.
- Przestań, bo gnieciesz mi koszulę, Kosa!- syknął Bartek.
- Nie widzisz, że mnie tez jest ciężko? Wystarczyłaby ta piękna pani. Bez ciebie! Jesteś za duży. I wcale nie chodzi mi tutaj o wysokość, a o masę…
Swoją drogą ta dziewczyna ( moja dalsza kuzynka ), wygrała dzisiaj życie. Tańczy z dwoma przystojnymi siatkarzami! Chyba tak samo o tym myślała, bo wcale nie miała kwaśnej miny. O, nie, nie. On była w siódmym niebie!
- Musiałeś się tak ciepać po tę muchę?- mruknął Kurek.
- Przecież pierwszy ją złapałem, co ty ode mnie chcesz?
- Kłócicie się jak stare, dobre małżeństwo- zachichotał Igła.- A tak propos, Aniu chodź no tutaj ze Zbyszkiem do mnie!
Podeszliśmy, a on podał nam jakąś kasetę.
- Co to jest?- zapytał Zbyszek.
- Taki dodatkowy prezent. Możecie go puścić zaraz po tym romantycznym tańcu- wyszczerzył się.
- Ale jak?- dopytałam.
- Wszystko załatwiłem. Idźcie do tego gościa za bębnami- wskazał na scenę.
Zibi wszystko załatwił i po pięciu minutach, każdy ze swojego miejsca przy stole oglądał film. Ale nie byle jaki film! O, żebyście wiedzieli, jaki!
Wszystkie sceny (no, prawie! Te najbardziej niecenzuralne wyciął) połączył w całość. Na pierwszym slajdzie pisało: „Dla moich zakochańców!”. Wstawił moje pierwsze słowa w Igłą szyte, pierwsze sprzeczki z Bartmanem… I to, jak go goniliśmy, bo nagrał nas śpiących razem! Wymiany zdań na stołówce…
Nie mogłam tak siedzieć. Razem ze Zbyszkiem podeszliśmy do niego. Ze łzami w oczach uściskałam go mocno. Wstał.
- Boże, Krzysiu… jesteś niesamowity! Dziękuję- pocałowałam go w policzek, potem drugi, i jeszcze raz w prawy…
- No już, dobrze! Do całowania masz teraz jego- wskazał na Zbyszka.
- Dzięki Igła- również uściskał go Zibi.- To chyba najlepszy prezent, jaki mogłem od ciebie dostać!
- Zgadzam się- przyznałam.
- Ta, dzięki wam odkryłem swój talent do komputerów i robienia filmów… Może jakiś własny, taki o siatkówce zrobię?...- zamarzył.
- Jesteś najlepszy!- znów go uściskałam.
- Wiem… ale zaraz mnie udusisz i będę w nie najlepszym stanie- wydusił.
Z uśmiechem usiedliśmy na swoich miejscach. Kolejny posiłek, a potem kolejna zabawa.
O północy na salę wjechał wielki, trzy piętrowy tort. Z pomocą Zbyszka, Kubiaka i Adama (zastąpił Gabrysię, żeby nie musiała dużo chodzić, serio ma duży brzuch, chyba już większy od niej całej) rozdaliśmy każdemu z gości po kawałku. Ale przed tym zaśpiewali nam głośne „sto lat”.
W końcu po rozlaniu szampana, Leon wstał.
- Chciałbym wznieść toast… z krótkim przemówieniem- ogłosił.
Spojrzałam na Zibiego. Z ciekawością zaczęliśmy słuchać jego ojca.
- Chciałbym powiedzieć, że bardzo się cieszę… że Zbyszek znalazł sobie tak wspaniałą kobietę, jaką jest Ania- uśmiechnął się do mnie.- Nie mówię tego z przymilności. Przyznaję, że na początku nie chciałem, aby mój syn miał cokolwiek z nią do czynienia. Cały czas miałem w głowie to, co zrobiła mu poprzednia dziewczyna. Uważałem, że Anna wykorzysta go i zostawi. – Przy tych słowach posłał mi przepraszające spojrzenie i gestem uspokoił wzburzonych siatkarzy.- Wiem, myliłem się. Nie miałem prawa oceniać cię tak szybko… Inna sprawa, że o tym, iż mój syn ma dziewczynę dowiedziałem się przez telewizor.- Zachichotałam razem ze Zbyszkiem. To było wtedy, gdy pocałował mnie przed kamerą po meczu…- Nie ważne. Byłem zły i muszę za to bardzo przeprosić. Myślałem, a nawet miałem nadzieję, że Ania się podda, gdy tylko zobaczy, jak bardzo nie chcę by była ze Zbyszkiem. Nawet nie wyobrażałem sobie, jak bardzo się myliłem. To chyba ją jeszcze bardziej napędzało do tego, aby utrzeć mi nosa! Po raz pierwszy zmieniłem zdanie o tobie, po tym wybuchu w galerii. Tutaj w Rzeszowie. Wyobraźcie sobie, że podczas spacerowania między sklepami, ona nakrzyczała na mnie, jak bardzo nie doceniam swojego syna. Jak bardzo go ranię od tylu lat! Na początku strasznie się wkur… wkurzyłem- poprawił się szybko.- Ale potem zrozumiałem, że Anna ma w stu procentach rację. Pozwólcie, że teraz powiem przepraszam z szczerego serca. I mam nadzieję, że Zbyszek ze swoją żoną mi wybaczą i będą w zgodzie żyli długo i szczęśliwie!
Na słowo „żona” nieźle mnie zmroziło. W pierwszej chwili nie wiedziałam o kogo chodzi.
- Oczywiście, tato- powiedzieliśmy w tym samym momencie i się zaśmialiśmy.
- No, to zdrowie pa…
- Hej! A ja to co?!- wkurzył się Igła.
No tak.
- Ja tylko chciałem powtórzyć, że od początku wiedziałem.
- Ale co wiedziałeś, Igła?- dopytał Magneto, bo widocznie libero na tym chciał zakończyć swoją wypowiedź.
- No… że oni będą razem. Poznali się w taki romantyczny sposób i w ogóle. Nawet nie wiedziałem, że Zibi ma takie dobre serce. Ba, że w ogóle ma serce!- zażartował.
Wszyscy zachichotali.
- No, ale wracając do tematu… To się czuło.
- Ja to widziałem po Zbyszku, że on się zmienił. Zmienił na dobre, odkąd poznał Anię- dodał wstając Dziku.
- Cóż, sama byłam zdziwiona. Na Razie nie pasuje mi stwierdzenie do niego „mąż”, czy „małżeństwo”- wtrąciła Gabrysia.
Po tym dostali wielkie brawa i wstał mój tato.
- Nie mam przygotowanej mowy, kartki i innych dziwnych rzeczy- zaczął.- Ale chciałbym powiedzieć, że cieszę się z wyboru mojej córki. Znalazła dobrego mężczyznę. Mam nadzieję i życzę wam tego, żeby wam się układało we wspólnym życiu. Zdrowie młodej pary!
- Zdrowie!- odkrzyknęli wszyscy i wypili swojego szampana.
Gabi musiała zadowolić się soczkiem. Zaraz po tym wszyscy krzyczeli
- Gorzko, gorzko!
Zbyszek nie kazał im długo czekać. Nachylił się i namiętnie mnie pocałował. Rozległy się brawa. Po zjedzeniu tortu my się zmyliśmy, zostawiając bawiących się gości. Ostatnie co ujrzałam, to śmiejących się siatkarzy.
Zbyszek otworzył przede mną drzwi do swojego samochodu. Wsiadłam. On też. Jechaliśmy do jego mieszkania. Przynajmniej tak mi się zdawało, póki nie zorientowałam się, że skręcił w niewłaściwą drogę.
- Zbyszek, nie pomyliłeś się? Mieliśmy jechać tam- wskazałam.
- Spokojnie, kochanie. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Jaką?
- Zobaczysz. Jakbym ci teraz powiedział, nie byłaby to już niespodzianka- wziął moją dłoń i ucałował wewnętrzną stronę.
Hm, co to może być? Próbowałam odnaleźć jakiś punkt odniesienia, znajomy znak, lub cokolwiek innego. Niestety nie znałam tej drogi. Czekałam więc cierpliwie, nieźle zaciekawiona. Przejeżdżaliśmy przez troszkę zalesioną drogę, więc chciałam zapytać, o co chodzi. Wtem przed nami ujrzałam znaną mi ulicę. A potem dom. Mój i Zbyszka.
- Ale, jak?- byłam w szoku.- Przecież jeszcze go nie wykończyliśmy!
- Aniu. Myślisz, że Zbigniew Bartman mógłby nie dotrzymać słowa tobie złożonego? Obiecałem, że będzie gotowy. I jest- uśmiechnął się parkując auto na placu.
Wyszedł, obszedł samochód i otworzył mi drzwi.
- Pani Bartman…
Wyszczerzył się do mnie dumnie.
Wyszłam więc i w tym momencie straciłam grunt pod nogami. Zamknęłam oczy przygotowana na najgorsze, ale wtedy poczułam, że się unoszę. Zbyszek wziął mnie na ręce i niósł przed drzwi. Bardzo ładne, solidne drzwi z wizjerem. Po prawej stronie było małe okienko. Przekręciłam klucz w zamku. Na jego rękach weszłam do domu. Postawił mnie i oświecił światło.
- Łał- wydobył się głos z mojego gardła.
Cóż, prawdziwe łał. Było dokładnie tak, jak chciałam. Ganek i przedpokój były umalowane na żółto z pomarańczowymi i czerwonymi słonecznikami. W ganku stał elegancki wieszak i mała szafka na buty. Przeszłam dalej. W przedpokoju komoda i miękki dywan. Salon został połączony z kuchnią. Chciałam tam iść, ale wtedy jego dłoń chwyciła moją.
- Nie widziałaś wszystkiego- szepnął i znów chwycił mnie w swoje ramiona.
Wniósł na piętro mój cały ciężar ciała po krętych schodach. Przeszedł przez długi korytarz i otworzył drzwi po prawej.
- O, Boże!- krzyknęłam.
W moich oczach zalśniły łzy. Właśnie ujrzałam sypialnie z moich snów. Piękne łóżko z kwiecistą pościelą, duże okno zapewne z balkonem, nad łóżkiem, na suficie były przyczepione wielkie lustra, ta jedna ściana w tapecie, reszta umalowana. I szafa z lustrem i małą toaletką.
- Podoba ci się?- spytał.
- Jest pięknie- wyszeptałam.
Obróciłam się do niego przodem, chwyciłam jego twarz w swoje małe dłonie i pocałowałam.
- Kiedy zdążyłeś to wykończyć?- zapytałam nabierając powietrza.
- Zmobilizowałem się, żeby to skończyć. Czas się znalazł- odparł całując mnie.
- Kocham cię. Tak bardzo cie kocham!- zawiesiłam ręce na jego szyi.
- Tez cię kocham. Dlatego się z tobą ożeniłem.

Uśmiechnęłam się. Tak, teraz jest idealnie.




----------------------------------------------------------

Witam wszystkich :)

To jeszcze nie jest ostatni rozdział.
Razem z pisaniem tego u góry, wiążą się moje silne emocje. Starałam się, aby wszystko było idealne, choć nigdy tak naprawdę nigdy nie jest, jak chciałabym aby było.

Mam w planach stworzyć nowego bloga. 
Jeżeli chcielibyście przeczytać jeszcze jedno moje jakieś opowiadanie, proszę - skomentujcie :)
Po prostu nie chcę czegoś tworzyć, a nikt tego nie będzie czytał. Bo pisze dla Was. 

Dziękuję Kochani za ponad 42tys. wyświetleń <3 

Przepraszam za błędy!
 


niedziela, 26 października 2014

CVII



23 grudnia trwały ostatnie poprawki przygotowania posiłków na wigilię. W tym roku miało być bardzo rodzinnie. Do domu Marka i Weroniki nazajutrz miał się zjawić Zbyszek z rodzicami. Pierwsze święta razem.
- Przyniosłam ciasta!- krzyknęłam od progu do Wery, która krzątała się w kuchni.
- To dobrze- wyszła do mnie. Uścisnęła i odebrała jedną z brytfanek.- Połóżmy je w spiżarce dopóki twój ojciec ich nie widział.
Wczoraj razem z Dominiką piekłam sernik i makowiec w apartamencie Zbyszka. Panowie wybyli do (jak to ze Zbyszkiem nazywam) „naszego domu”. Mieli złożyć szafę i kilka innych półek.
- A gdzie tata?- zapytałam rozglądając się.
- W garażu. Nie pytaj. Nie wiem po co.
Ułożyłyśmy brytfanki na podłodze.
- Sałatkę już kończę- poinformowała mnie.- Kurczaki na święta się pieką. Ale mam wielką prośbę do ciebie Aniu.
- Słucham?
Podeszła do lodówki i ściągnęła kartkę.
- Tutaj masz listę zakupów. Idź do taty i jedźcie kupić te rzeczy, dobrze?
- Jasne.
Uśmiechnęłam się, zabrałam kurtkę, włożyłam kozaki i wyszłam przed dom. Zapukałam do wielkich drzwi garażu. Po chwili tata włączył mechanizm i ukazał mi się samochód na tle innych dupereli. Tata siedział w aucie.
- Tato, mógłbyś podwieźć mnie do Biedronki?- spytałam siadając od drugiej strony.
- Zakupy?
- Tak. Weronika…
Podniósł rękę żebym umilkła.
- Dobra, jedziemy.
Nie było nas około godziny. W drodze powrotnej Marek był jakiś posępny.
- Wszystko w porządku?
- Tak.
Ani trochę mu nie uwierzyłam.
- Źle się czujesz? Coś cię boli?
- Nie.
Fakt, nie wydawał się chory. Od kiedy leżał w szpitalu przez niecały tydzień z uwagi na słabe serce, zaczął się oszczędzać. Dzięki Bogu.
- Więc o co chodzi? Pokłóciłeś się z Weroniką?- podniosłam jednoznacznie brwi.
- Na Miłość Boską, An!
- No, co?! Jesteś smutny, nie powiesz mi o co chodzi?
Ojciec ciężko westchnął.
- Ciężko mi pogodzić się z myślą, że za niedługo cię stracę…
Z wrażenia otworzyłam usta. W obawie, że tak mi już zostanie, szybko je zamknęłam.
- Nie rozumiem…
- Wydaję cię innemu mężczyźnie. Świadomość, że już nigdy nie będę najważniejszym w twoim życiu… Żałuję, że po śmierci matki tak mało czasu ci poświęcałem. Teraz jest za późno. Czasy, kiedy byłaś moją małą dziewczynką nigdy już nie wrócą. Chociaż dla mnie zawsze będziesz w pewnym sensie małą córeczką…
Ledwo powstrzymywałam się żeby nie wybuchnąć płaczem.
- Tato… ty zawsze będziesz dla mnie bardzo ważny! Co prawda teraz będzie troszkę inaczej… Ale to ciekawe, co mówisz. Wcześniej nie bałeś się, że spotykam się z chłopakami?
Lekki uśmieszek pod jego siwym wąsem mówił sam za siebie.
- Nie. Czułem po prostu, że nie muszę się martwić. Szczerze za każdym razem miałem nadzieję, ze to tylko takie młodzieńcze zauroczenie.
- A Michał?
- Też- kiwnął.- Lubiłem go… ale uważałem za troszkę takiego… dzieciaka.
- A Zbyszek? Co sądzisz o nim?
Tata zamyślił się na dłuższą chwilę. Już myślałam, że mi nie odpowie, kiedy westchnął i powiedział:
- Twój narzeczony to dobry chłopak. Zasłużył na ciebie, tak to ujmę. Miałem okazję porozmawiać z nim kilka razy na twój temat- no, to ja już nawet jedną rozmowę słyszałam!- i na temat tego, co dalej planuje. Jego odpowiedzi mnie zaskoczyły. W każdym zdaniu pojawiałaś się ty. Bardzo cię kocha, widzę to. Spodziewałem się innych wykrętów i tak dalej. Ale on stawia sprawę jasno. Ty i on… eh, przypominacie mi mnie i twoją matkę. Z początku nie podobało mi się to, że macie zamiar się pobrać. Ale uświadomiłem sobie… uświadomiłem sobie, że prędzej czy później musiałbym cię wydać za mąż. A czuję, że Zbyszek jest dla ciebie stworzony.
Przez całą tą wypowiedź siedziałam sztywna jak struna. Nie wiedziałam, że aż tak się tym wszystkim przejmuje!
- Dziękuję tato. Kocham cię, wiesz?
- Ja ciebie tez kocham, córcia.
- A sprawa z Adamem…?
Nagle na jego twarzy pojawiła się głęboka zmarszczka, która szybko zniknęła i pojawił się szczery uśmiech.
- Twój brat to inna bajka. Nie miałem zielonego pojęcia, że on i Gabrysia… Twoja najlepsza przyjaciółka!
- Taaa… nikt się nie spodziewał.
Oprócz mnie.
- No więc Adaś bardzo mnie zaskoczył. A zwłaszcza ta ciąża! Ale nie mam nic do gadania. Jest dorosły-niech liczy się z konsekwencją swoich czynów.
- Nie podoba ci się to, że będzie ojcem?
- Nie o to chodzi. Od dawna miałem nadzieję, że przedstawi mi swoją dziewczynę, albo narzeczoną. Ma 28 lat, jest o 6 starszy od ciebie i jeszcze się nie ustatkował! Tak sobie myślałem kilka miesięcy temu. Dopóki nie ogłosił, że Gabrysia spodziewają się dziecka. Wychodzi na to, że jednak szybciej niż myślałem będę dziadkiem…
- Ha! Więc ta myśl cię dręczy… no tak. Ale pocieszę cię, że będziesz bardzo młodym dziadkiem…
Zachichotałam. Akurat wjeżdżaliśmy na plac. Ojciec tylko posłał mi mordercze spojrzenie, po czym sam się zaśmiał.

Rano przygotowałam stół, mała choinka ubrana przez tatę, Adama i Zbyszka stała w rogu pokoju, Weronika kończyła z rybami w sosie pomidorowym. Wieczorem Wszystko było gotowe. Zibi pojechał po swoich rodziców, Adam próbował podjadać ciasto. Gabrysi niestety nie będzie z nami, ponieważ wyjeżdża z rodzicami do rodziny na święta. Najgorsze jest to, że Homi będzie przez cały czas mnie się żalił i płakał za moją przyjaciółką.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam.
- O, dobry wieczór!- ucieszyłam się i przywitałam gości.
- Miło cię widzieć, Aniu- nawet Leon miał dobry humor!
Dałam buziaka Zbyszkowi i zaprowadziłam gości do salonu.
- Rozgośćcie się- z uśmiechem poszłam do kuchni.
Usłyszałam, jak Marek wkroczył do akcji i rozmawia z moimi przyszłymi teściami.
- Barszcz zaraz będzie gotowy- poinformowała mnie Weronika.
Wtedy ktoś wszedł do kuchni. Obróciłam się i wpadłam na Zbyszka.
- Pięknie pachnie- uśmiechnął się.
- I tak na razie nic nie dostaniesz! Musisz czekać, jak inni- odparłam i dałam mu pstryczka w nos.
Na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Nie… ja tam zawsze coś dostanę, co inni nie- poruszył brwiami i się nachylił.
Pocałował mnie delikatnie w usta. Całą sobą wiedziałam, że Weronika jest zajęta i próbuje nie patrzeć na nas. Oddałam pocałunek. Westchnęłam z rozkoszą, kiedy się odsunął.
- Dobra, idź już!- wypchnęłam go za drzwi.- Zaraz tam przyjdziemy.
Gdy poszedł nadal miałam głowę w chmurach. Wera zachichotała.
- Co?
- Nic. Zakochana jesteś po uszy!
- Powiedz coś czego nie wiem- wyszczerzyłam się.
Kolacja minęła szybko i przyjemnie. Najpierw złożyliśmy sobie wszyscy życzenia, potem zjedliśmy barszcz z uszkami (pyszny, specjalność dziewczyny mojego taty), pierogi z grzybami i kapustą, oraz rybę. Rodzice Zbyszka również przywieźli co nieco, między innymi pyszny śliwkowo-gruszkowy kompot domowej roboty! Potem kolędowaliśmy i otworzyliśmy prezenty. Adam na spółę z Gabrysią dostali od nas wszystkich porządny, wypasiony wózek. Dla dziecka oczywiście! Był w niebo wzięty i od razu zadzwonił do swojej dziewczyny.

***

Kilka dni przed Sylwestrem, Krzysztof Ignaczak wpadł do mojego i Zbyszka mieszkania.
- Igła?!- zdziwiłam się, gdy drzwi same się otworzyły i stanął w nich libero.
- Anka! Zibi!- zarył.- Do mnie!
Zbyszek również w szoku wyszedł z łazienki.
- O co chodzi?- skierował do mnie to pytanie.
Wzruszyłam ramionami.
- To jest Igła.
- To wszystko wyjaśnia- dokończył. – A więc o co chodzi złotko?
Krzysiek spacerował po całym salonie z jakąś teczką w ręce.
- Mam dla was wiadomość! Propozycję nie do odrzucenia!
- A jaśniej? Wiesz, woda w wannie stygnie- Zibi zrobił minę, typu: „nie wkurzaj mnie”.
- Dobra, już dobra. A więc, kochani moi przyjaciele! Za trzy dni Sylwester. Jest propozycja, a raczej wiem, że się zgodzicie… No bo kto by chciał z dupą na kanapie w taką noc spędzić przed telewizorem?- spojrzał na nas porozumiewawczo.- No bo chyba nie mieliście takiego zamiaru!?
- Wiesz, Igła…- zaczęłam zakłopotana.
- No nie! Ja NIE WIERZĘ! Serio? Dobra, nie ważne! Chciałem ogłosić, ze właśnie zmieniliście plany na ten wieczór i noc.
- Użyłeś czasu przeszłego?- Zbyszek zerknął na mnie zaniepokojony.
- Tak. Gdyż mam dla was bilety na wejściówkę na bal siatkarski- wyszczerzył się dumny z siebie.- Zaproszeni są wszyscy siatkarze. Ty i ta twoja przyjaciółeczka z osobą towarzyszącą też- wskazał na mnie palcem.
- Jak by nie patrzeć to my jesteśmy siatkarkami- przypomniałam.
Igła machnął lekceważąco ręką i otworzył czarną teczkę. Wyjął cztery bilety.
- A nie pomyślałeś, że mamy inne plany?- zdenerwował się Zbyszek.
- No nie! Ja wam tutaj sponsoruję bilety na imprezę, a wy tak mi się odpłacacie? Wrzaskiem!
- To nie tak…- zaczęłam i podeszłam do niego. Położyłam rękę na jego ramieniu.- Krzysiu, na pewno będziemy.
Twarz Ignaczaka rozpromieniła się jeszcze bardziej, a uśmiech stał się uśmiechem jaki u niego kocham.
- Super! Wręczam ci te oto złote karty… - nachylił się i szepnął mi do ucha:- tylko uważaj na tego twojego, żeby przypadkiem ich nie spalił.
Mrugnął do mnie i pocałował w policzek. Potem w podskokach podszedł do mojego narzeczonego i poklepał po plecach.
- Wiem, że się cieszycie. Dzięki mnie nie będziecie się nudzić! A teraz uciekam bo moja małżonka czeka w samochodzie. Mamy kilka spraw na mieście do załatwienia… Pa.
Przesłał nam buziaki i wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi.
- Czy to mi się śniło?- spytał Zbyszek, gdy weszłam do salonu.
- Nie. Ale Krzyś miał rację. Przynajmniej nie będziemy się nudzić!- poklepałam drugą dłonią bilety i odłożyłam je na półkę. – Tylko w czym ja pójdę?...
- We wszystkim będzie ci pięknie- mruknął i poszedł do łazienki.
Wzruszyłam ramionami i wróciłam do swojego zajęcia. Czyli czytania książki.

***
- Naprawdę!? Aaaa!- ucieszyła się Gabrysia.
Właśnie wjeżdżaliśmy przed budynek, gdzie miał się odbyć bal sylwestrowy dla siatkarzy. Siedziałam w przedzie w aucie Zbyszka. Gabi i Homi z tyłu. Poinformowaliśmy ich, że będą naszą drużbą podczas ślubu.
- Dzięki- uśmiechnął się Adam do lusterka.
Oprócz nich świadkami mieli być Kubiak i jego dziewczyna Monika. Wyszliśmy z samochodu, gdy Zbyszek zaparkował.
W objęciach weszliśmy do środka. Było dość ludzi. Poznałam swoje koleżanki z dawnej drużyny i trenera. Potem wpadli mi w oczy Szymon z przyjaciółmi z młodej Resovii.
- Anka! Zibi!- Igła pomachał do nas.
Podeszliśmy do niego i Iwony. Za nami nasi towarzysze.
- Cześć, miło was widzieć- uśmiechnęłam się.
- Wiedziałem, ze przyjdziecie!- uśmiechnął się.- Pięknie wyglądasz. Super kiecka- mrugnął do mnie i Gabrysi.
- Dzięki.
Faktycznie. Zbyszek kupił mi sukienkę. Fioletowa, bez ramiączek, z dużym rozcięciem na udzie. Moja przyjaciółka założyła żółtą, wygodną, nie obcisłą bo było już widać brzuch.
- Iwona, a gdzie dzieci?- spytał Zbyszek.
- Na swojej imprezie. Przed telewizorem.
Zaśmialiśmy się. Gabi zabrała mojego brata żeby przedstawić go koleżankom z drużyny. My opuściliśmy na chwilę Ignaczaków. Nagle ktoś chwycił mnie w pasie i obrócił do przodu.
- Dzikuu!- ucieszyłam się i rzuciłam mu na szyję.
- Tez miło was widzieć- przybił piątkę ze Zbyszkiem i się „po męsku” przytulili. – Moja Monika jest przy barze. Czekamy na was.
- Zaraz przyjdziemy- obiecałam.
Odszedł i kiedy już mieliśmy ruszyć za nim, ktoś mnie zawołał.
- Anka!
Obróciłam głowę w lewo. Dwa metry dalej stał Mariusz Wlazły.
- O, cześć!- pomachałam.
Podszedł i mnie przytulił. Za nim stała małżonka. Przedstawił nas sobie.
- Ja wiedziałem, że z wami to będzie coś więcej- mrugnął Mario.
- Startuj na wróżkę- zachichotałam.
- Dobry pomysł.
Rozstaliśmy się. Idąc i przedzierając się przez tłum witaliśmy się ze znajomymi. Żeby tutaj dotrzeć musieliśmy przejechać trochę kilometrów. Dokładnie aż do Katowic. Guma, Ziomek, Winiar, Cichy Pit, Grzesiu, Alek Achrem, Jochen, Grozer, koledzy z JW., Skry, Zaksy, Częstochowy… Kadziu!
- Łukasz Kadziewicz, moja narzeczona Anna Tykacz- przedstawił nas sobie Zbyszek.
- O Boże… to pan!
- We własnej osobie. Ale żaden pan. Kadziu- uśmiechnął się.- No Zbyszek… Masz szczęście, że znalazłeś tak wspaniałą kobietę. Powodzenia i gratuluję mała wygrania turnieju w plażowej.
- Dzięki.
Poszedł do swojej żony, a my wreszcie doszliśmy do baru. Czekał tam na nas Misiek z dziewczyną i Igła z żoną.
- Już przywitałaś się ze wszystkimi?
- Taaa…
- Nie.
Ten głos był mi bardzo dobrze znany.
- Mój ulubieniec!- ucieszyłam się i skoczyłam mu w ramiona. Był niewiele wyższy ode mnie.- Urosłeś!
- Ty też rośniesz. Ale w dół staruszko- zaśmiał się.
- Chciałbyś- dałam mu pstryczka w nos. – Z kim przyszedłeś?
- Z Angelą- wskazał za siebie.
Stała z Mateuszem jednym z siatkarzy młodej Sovii. Miała piękne brązowe włosy za ramiona, ciemniejszą karnację i zieloną, obcisłą sukienkę. Zdecydowanie piękna.
- Trafiłeś w dziesiątkę- szepnęłam.
Wyszczerzył się i dał mi całusa w policzek. On również został zaproszony na mój ślub.
- Nie schudłaś… widać twój narzeczony dba o ciebie. A szczerze mówiąc martwiłem się. Zastanawiałem nawet, czy nie wysłać ci kanapek.
Zaśmialiśmy się. Wtedy podeszła jego dziewczyna. Z bliska zauważyłam, że ma ładne usta i brązowe oczy.
- Angela, to jest moja przyjaciółka Ania- przedstawił nas sobie.
- A, to ta o której tak dużo gadasz!- uśmiechnęła się.- Cały czas o tobie nawija. Ostatnio narzekał, że się nie odzywasz. A kiedy przyniosłaś z narzeczonym zaproszenie… był radosny jak nigdy od dawna.
- Przepraszam. Nie miałam czasu… Tyle się dzieje! Przygotowania do ślubu i w ogóle… Mam nadzieję, że przyjdziecie razem?
- Oczywiście, że tak- uśmiechnął się mój ulubieniec.

Do północy zdążyłam porozmawiać ze wszystkimi. Napiłam się drinka z sokiem i tańczyłam. Gabrysia z Adamem nic nie pili. Ona zrozumiałe, ale Adam chyba zrobił to tylko dla niej. Dopiero dwie minuty przed północą zebraliśmy się przed budynkiem. Odliczaliśmy.
- Dziesięć! Dziewięć… osiem, siedem! Sześć… pięć… cztery… trzy, dwa, JEDEEEN!
W tym momencie wystrzeliły petardy.
- Szczęśliwego Nowego Roku!- zawołaliśmy chórem.
Potem nie dane mi było napić się szampana, bo Zbyszek obrócił mnie do siebie przodem i przygarnął do siebie.
- Szczęśliwego nowego roku.
- Szczęśliwego nowego roku, Zbyszku.
Po czym pocałował mnie namiętnie.

***

16 marzec 2013r, wieczór.
Spojrzałam na zegarek. Jutro o tej godzinie będę mężatką. Boże, to już jutro!
- Anka! No ubieraj się! Wszystko jest gotowe!...
Eh, no tak. Gabrysia urządziła wieczór panieński. Zbyszek przed chwilą wyszedł z Krzyśkiem i Kubiakiem na swój wieczór kawalerski. Ciekawe, co oni takiego wymyślili!
- Anka, kurwa, chodź już!- zawyła przyjaciółka.
Ostatnio ma straszne wahania nastroju. Z tym wielkim brzuchem wygląda jak zła wiedźma. Ale wolę jej tego nie mówić, bo jeszcze mi się oberwie.
- No idę już!- odkrzyknęłam.
Wyszłam z łazienki w domu mojego ojca i Weroniki. Jej narzeczony (tak, Homi oświadczył się Gabrysi. Ale nie zgadniecie kiedy! Cóż, zaraz po tym, jak krzyknęliśmy sobie „Szczęśliwego Nowego Roku”. Ślub mają na początku maja, przed narodzinami dziecka.) również udał się na wieczór kawalerski mojego Zbyszka. Zgodnie z tradycją, ja i mój przyszły mąż nie mogliśmy spędzić ze sobą dzisiejszego wieczoru. Przynajmniej od jutra będę mogła powiedzieć, ze każdy kolejny wieczór będzie tylko i wyłącznie z nim.
- Ileż można czekać?!- fuknęła.- Jest już dziewiętnasta!
- Nie złość się, bo to zaszkodzi dziecku- bąknęłam. Zawsze ten argument na nią działał.
- Nie da się nie wkurzać, jak panna młoda spóźnia się na własną, ostatnią imprezę?!- spytała wychodząc za mną z mieszkania.
Zamknęłam drzwi na klucz i weszłyśmy do windy. Ze względu na jej stan błogosławiony musiałyśmy oszczędzać takich sportów ekstremalnych. Zwłaszcza z tak wysokiego piętra.
- Przeprosiłam już. Wciąż nie mogę uwierzyć, ze to już jutro- jak zwykle gdy o tym pomyślałam (co zdarza mi się od jakichś dwóch tygodni) zaczynam mieć kolkę.
- Dobra, dobra. Teraz jest ostatni wieczór z nazwiskiem Tykacz. Od jutra będziesz Bartman. Więc postaraj się wykorzystać ten wieczór w całości- uśmiechnęła się wsiadając od strony kierowcy do swojego samochodu.
- Postaram się- obiecałam.- A tak w ogóle, to gdzie jedziemy?
- Zobaczysz- uśmiechnęła się tajemniczo.
O nie. Błagam, tylko nie to, co myślę… Nie ma ochoty patrzeć na striptizerów. Moim może być tylko jeden facet.
Ale na szczęście zajechałyśmy do dobrze znanego mi klubu.
- Przecież dziś jest zamknięte- zaprotestowałam.
- Nie dla nas- mrugnęła.
Boże, Gabi pod wpływem mojego starszego brata stała się bardziej szalona niż kiedyś. A może to przez ciążę?
- Chodź!- pociągnęła mnie za rękaw.
Weszłyśmy do ciemnego pomieszczenia. Naraz oślepiły mnie czerwone, niebieskie i białe światełka. Ujrzałam całkiem odmienioną salę, niż tę, którą znałam. Bar był czynny, a za nim mój barman. Na środku stała scena a przy niej stoły i wygodne kanapy. Na kanapach rozpoznałam siedzącą Martę, Iwonę, Majkę, Monikę, Agnieszkę, Natalię, Agatę… i inne z mojej drużyny siatkówki (do której już nie należę, ale z dziewczynami mam dobry kontakt).
- Cześć Aniu!- pomachały mi.
- Hej!- odmachałam i podeszłam do nich. Z każdą się przywitałam.
- Sorry, ale ta małpa miała problem z wyjściem z domu- poskarżyła się Gabi. Z impetem usiadła na jednej z kanap.- O Jezuu… teraz lepiej. Mój kręgosłup jest zbyt obciążony.- Stęknęła i z miłością pogłaskała swój nabrzmiały brzuszek.- Ale niech maluszek się nie martwi… mamusia da sobie radę.
Usiadłam obok niej.
- Po co ta scena?- spytałam.
- Niespodzianka- uśmiechnęła się Majka, kuzynka Zbyszka.
Podszedł nasz barman.
- Cześć!- uśmiechnęłam się.
- Niech żyje panna młoda- zachichotał.- To co podać?
- Dla mnie…- dziewczyny podawały różne nazwy drinków, które on zapisywał. W końcu spojrzał na mnie.
- Liczę na ciebie- mrugnęłam.
Oczywiście zrozumiał. Zawsze przygotowywał dla mnie coś dobrego, kiedy go tutaj odwiedzałam. Muzyka cicho grała z dużych głośników.
Rozmawiałyśmy o wszystkim. W końcu doszło do jutrzejszej uroczystości. W tym momencie musiałam odejść. Czułam, ze jak tak dalej pójdzie wydalę dzisiejsze płatki z mlekiem. Tylko to dzisiaj jadłam. Nic nie mogłam innego przełknąć. Podeszłam do baru.
- Coś podać?- zapytał.
- To samo- podałam szklankę.
- Nie bawisz się?- kiwnął na moje koleżanki.
- Wiesz, nie mam ochoty rozmawiać o jutrzejszym dniu- skrzywiłam się.
- Boisz się?- spytał wstrząsając swoim sprzętem i patrząc na mnie w skupieniu.
- No proszę cię! Jak cholera się boję… Jutro będę kimś innym.
- Będziesz tą samą dziewczyną co dzisiaj. Tylko z partnerem u boku już na zawsze. Wiem jaki to jest stres. Uwierz, dzisiejszy to nie to samo co jutro rano.
Zdziwiona podniosłam głowę.
- Ty jesteś żonaty?!- wykrzyknęłam.
- Od czterech lat- uśmiechnął się.- Moja żona to skarb.
Postawił przede mną drinka. Nie myśląc wypiłam na raz cały. Pogrzało chwilę w gardło a potem przestało.
Boże, a ja myślałam… oj nie.
- Anka, chodź!- wrzasnęła Gabi.- Czas na prawdziwą zabawę!
- Eh- westchnęłam ciężko.- Siła wyższa wzywa. A uwierz, nie warto ją wkurzając w tym stanie.
- Zauważyłem- zachichotał.- Oddychaj głęboko. Będzie okej. I gratuluję. W ogóle to fajnie, że twoje życie miłosne trochę zwolni tempa…
Uśmiechnęłam się w podziękowaniu i dołączyłam do moich dziewczyn. Przez cały czas myślałam o Zbyszku.

Zbyszek.
- Igła, kurwa!- ryknąłem, kiedy tamten wylał na mnie piwo.
- Sorry Zibi. Ale zaraz się zacznie!- zatarł ręce.
- Co ty zaś wymyśliłeś?- spytałem podejrzliwy wycierając kolano chusteczką.
Siedzieliśmy w jakimś klubie: On, ja Dziku, Pit, Kosa, Adam,
Domyślam się, że to jakiś nocny klub.
- Krzysiek… nie wiedziałem, że chodzisz do takich klubów- zaśmiał się Piotrek.
- Nie chodzę!- bronił się.- Ale musiałem coś wymyślić, nie?
Wokół było pełno ludzi. Głośna muzyka i wyszły jakieś dziewczyny ubrane w skromne stroje.
- Czekaj, niech się Iwona dowie!- pogroził Kubiak.
- Ha! One też się gdzieś bawią, pewnie podobnie jak my- prychnął.
- No, to Zibi do dzieła!- uśmiechnął się brat Ani.
- Co?
- No, idź po jakieś drinki- wyjaśnił.
Wzruszyłem ramionami i wstałem.
- Tylko coś mocnego!
Idąc do baru oglądałem ludzi, którzy tutaj przyszli by się zabawić. Grupka facetów pod trzydziestkę stojąca pod sceną tancerek, kilkoro przyjaciół grających w bilard…
- Co podać?- zapytał barman.
- Coś mocnego. Razy siedem. I dwa piwa.
Gdy te odwrócił się by zrobić, o co go poprosiłem, ja zajrzałem za swoje ramię. Patrzyła na mnie jakaś dziewczyna. Może z dwadzieścia lat. Nieoczekiwanie puściła do mnie oczko. Nie uśmiechnąłem się tylko odwróciłem głowę. Dobrze wiem, jak pozbyć się natrętnych małolat. Poza tym nie mam  ochoty na flirt z dwudziestolatką ( o ile nie jest młodsza). Ciekawe, co porabia Anka. Z pewnością Gbai sporządziła jej niezły wieczór. Ale jutro… jutro już będziemy razem. Na zawsze. A teraz? Teraz muszę wykorzystać „ostatnią noc wolności”. Wziąłem na tacy drinki i piwo. Byłem blisko stolika, gdzie siedzą moi przyjaciele, kiedy na kogoś wpadłem.
- Kurwa mać!- zakląłem znowu.
- Oj, przepraszam…
Podniosłem głowę. Ta dziewczyna, co na mnie się gapiła, „przypadkowo” na mnie wpadła. Oblała sobie piwem koszulkę, było widać przez nią jej jędrne piersi. Długie blond włosy spadały na jej ramiona.
- Uważaj, jak chodzisz. A teraz sorry- ominąłem ją.
- Czekaj, no!- zawołała za mną.- Jesteś Bartman?
Kilka osób z ciekawością na nas spojrzało.
No super. Po prostu super.
- Nie. Musiałaś mnie z kimś pomylić- odparłem i zbliżyłem się do stolika.
- Zibi, jakaś dziewczyna za tobą stoi z maślanymi oczami- powiedział Igła.
- O, dzięki za informację!- syknąłem zły.
- Na pewno jesteś Bartman! Zbyszek Bartman! A to…- spojrzała i wskazał na moich przyjaciół- też siatkarze! Ignaczak… Nowakowski… Kosok… Tego nie znam- zmarszczyła brwi patrząc na Adama, nie mogłem się powstrzymać i zachichotałem.
- Patrzcie no, zna moje nazwisko!- wyszczerzył się Grzesiu.
- Czyli to wy!- klasnęła w ręce.- Jestem fanką siatkówki.
- Super. Ale złotko, musiałaś nas z kimś pomylić- odpowiedziałem.
Usiadłem obok Krzyśka i rozdałem drinki. Moje piwo i zostało jedno…
- Hej! Kurwa, a o mnie to się już zapomina?!- zdenerwował się Nowakowski.
- Podziękuj tej pani- wskazałem na nadal stojącą przy nas dziewczynę.
Piter jak dobrze wychowany, uśmiechnął się i zabrał moje piwo.
- Hej! Dziku też ma, czemu jemu nie wziąłeś?
- Twoje było bliżej- odpowiedział obojętnie i napił się z kufla.
- Czyli jednak jesteście siatkarzami!- krzyknęła.
- Nie, nie jesteśmy. Bawią się tylko w „kto jest lepszym siatkarzem?”- stwierdził Adaś.
- Ty za to nie nadajesz się na żadnego z na…- już miał Grześ powiedział „z nas” ale się poprawił.- Z naszych siatkarzy.
Zaśmialiśmy się. Dziewczyna widząc, że nic nie wskóra po prostu odeszła. Zaczęło mi być jej żal. Ale niestety nie mogłem przy tych wszystkich ludziach, tym całym tłumie przyznac się, że jestem Bartman. Kto nas nie zna, ten nie zna. Ale większość tych ludzi raczej wie o LŚ. A tym bardziej o nieudanych IO w Londynie.
- Trzeba będzie ją później znaleźć- stwierdził Kosok.
- Wynagrodzimy jej tę całą scenę autografami i zdjęciami- dodał Piotrek.
- A teraz panowie, bawmy się!- wrzasnął Ignaczak i stanął na stoliku (dobrze, ze był stabilny).- Wznoszę toast za mojego przyjaciela Zbyszka! Za ostatnią noc wolności!
- Za Zbyszka!- wszyscy w klubie ryknęli.
Cóż, czyli każdy już wiedział, że od jutra będę żonaty.
- Dzięki- pomachałem.
Boże.
Do swojego mieszkania wróciłem taksówką około drugiej nad ranem. Raczej jutro nie będę wyspany…

Anka.
Wróciłam do domu Marka około drugiej nad ranem. Od razu położyłam się spać.
I chociaż bardzo się starałam, nie mogłam zasnąć. Z emocji. I kiedy w końcu udało mi się zdrzemnąć, zadzwonił budzik w moim telefonie. A zaraz  po nim Gabrysia zapukała do moich drzwi i musiałam wstać. Takie już życie, niestety.





-------------------------------------------------------------

Witam!
Przepraszam, że tak późno. Dopiero teraz zaczął działaś mi internet, proszę o wybaczenie :c

Przepraszam za jakiekolwiek błędy, które pojawiły się w ostatnich i w tym rozdziale!

To co? Zbliżamy się do końca... ;)


czwartek, 23 października 2014

CVI



Kolejne trzy miesiące minęły bardzo szybko. Zaczęła się Plus Liga i niedługo miała Liga Mistrzów. Siatkarze ciężko pracowali. Jako ich psycholog byłam na prawie każdym treningu. Dostałam własny gabinet i umowę na dwa lata. Cieszyłam się z tego bardzo bo miałam przynajmniej zapewnioną pracę. I to wymarzoną pracę. Gabrysia zajmowała się młodą Resovią. Czasem ją zastępowałam, gdy musiała zostać dłużej w lokalu. Jej związek z Adamem przetrwał te trzy miesiące i nic nie wskazywało na to, że ma się skończyć. Mieszkali sobie razem w wynajmowanym wcześniej przeze mnie i przyjaciółkę mieszkaniu. Przedstawili się rodzicom i z tego co mi wiadomo, ich związek przyjęto bardzo dobrze. Ja natomiast z pomocą mojego narzeczonego spakowałam do kilku kartonów swoje rzeczy i wprowadziłam się do jego apartamentu. Na razie, jak to stwierdził. Często rozmawiamy o kupnie domu. Do ślubu zostało nam tylko cztery miesiące. Nie spieszymy się zbytnio, choć wszyscy nas poganiają. Wiemy, że czas minie bardzo szybko i zanim się obejrzymy, będziemy małżeństwem. Dlatego też ślubna suknia mojej mamy już wróciła z pralni. Piękna, odświeżona. Zaraz potem wyruszyłam na zakupy z Gabrysią, Iwoną, Weroniką i mamą Zbyszka. Tak na marginesie… jego rodzice postanowili przyjechać do Rzeszowa na czas przygotowań do ślubu i samą uroczystość. Wynajęli miłe mieszkanko w centrum miasta z pozwoleniem na trzymanie psa. A więc wracając do zakupów, musiałam dokupić welon i buty. Na koniec biżuteria. Całość wyglądała zniewalająco. Mam nadzieję, że ze mną w roli głównej będzie tak samo. Wszyscy stwierdzili, że pomysł z założeniem sukienki mojej zmarłej mamy jest świetny. Zwłaszcza, że zachowała się w dobrym stanie. Nie musiałam dodatkowo wydawać pieniędzy na strój, kiedy i tak wszystko drogo kosztowało. Zbyszek również kupił sobie garnitur. Nie chciał żebym z nim poszła, więc tego dnia zajęłam się wybieraniem zaproszeń i stylu pisma. Złożył to na moje barki mówiąc, że mam lepszą do tego głowę. Więc mądra ja, spośród setki wybrałam po pięć najładniejszych. Wieczorem rozłożyłam je przed nim i razem wybraliśmy najładniejsze, eliminując po kolei.
Z Leonem i Dominiką, moimi przyszłymi teściami, dogadywałam się bez zarzutów. Zauważyłam, że tata Zbyszka zaczyna mnie cenić i często przyznaje mi rację. Spędzamy razem kilka wieczorów razem. Zorganizowałam obiad zapoznawczy moich rodziców i rodziców Zbyszka. Wyszło nie najgorzej. Chyba się polubili, więc przynajmniej kłopotu przy tym nie było. Samo mieszkanie z mężczyzną nie było złe. Przemeblowałam odrobinkę łazienkę, bardziej w damski styl. Zibi nie miał nic przeciwko, więc troszkę zaszalałam. Dodałam zieleni i bieli. Pod koniec października znaleźliśmy odpowiednie miejsce do mieszkania. Dom stał dalej od miasta, więc idealnie. Był nawet ogródek, który tak mi się spodobał. A zaczęło się od tego, że w gazecie znaleźliśmy ogłoszenia. Na następny dzień rano wyjechaliśmy do pierwszego właściciela.
- Witam. Państwo szukają odpowiedniego domu?- spytał starszy pan około pięćdziesiątki w okularach na nosie.
- Tak. Dzwoniliśmy wczoraj…- zaczełam.
- Zapraszam do obejrzenia domu!- uśmiechnął się.
Z zewnątrz był wykończony. W środku wymagał dużo poprawek. Był bardzo mały ogródek i nie było ogrodzenia. Poza tym leżał blisko centrum, więc od razu odpadł z naszej listy.
- Jedziemy do następnego!- zakomenderowałam.
- Ten na pewno nie?
- Nie.
- Nie, nie ten, czy nie, nie jesteś pewna?
- Ten nie.
Więc ruszyliśmy pod kolejny adres, zapisany w moim notesie. I tak trzy kolejne razy. Żaden nie był idealny, wyjątkowy. Tego dnia poddaliśmy się całkowicie. Kilka dni później Gabrysia dzwoni do mnie na komórkę, że ma dla mnie wiadomość. Podała adres smsem. Od razu tam ruszyliśmy.
Ulica była cicha, sąsiadów nie było widać. Do tego daleko od centrum, bez szumu aut. To był pierwszy plus, jaki dałam temu budynkowi. Nie był co prawda pomalowany, ale było piękne ogrodzenie z drzewa, furtka i brama. Właściciel, podał dobrą cenę. Weszliśmy do środka. Duży korytarz połączony z gankiem tworzył jakby hol. Podłoga była wyłożona. Przy schodach stały dwie, wysokie kolumny, które przytrzymywały mały balkon. W środku ściany co prawda zostały zdrapane, ale to wszystko było jakby magiczne.
Dalej po prawej stronie wiły się schody na piętro. Po lewej ogromny salon z kominkiem. Wszędzie była wyłożona już podłoga, nowe szyby wprawione. Na wprost znajdowała się kuchnia z wysepką.
- Boże… cudo- wyszeptałam.
Ileż tutaj było miejsca! A ile Zibi by miał pola do manewru w gotowaniu! Co prawda mebli nie było w żadnym pomieszczeniu, ale już wyobrażałam sobie każde wnętrze. Na piętrze były trzy sypialnie. Z czego jedna ogromna dla małżonków i mniejsza (pewnie dla dzieciaków), oraz pokój gościnny z balkonikiem na wejście na plac. Łazienka była na dole i na górze. W dużej sypialni balkon, który wychodził na zachód, na ogród. Duży, piękny ogród.
- Jest cudowny…- wyszeptałam, kiedy Zbyszek podszedł do mnie.
- Wiem. Idealny dla nas.
Przytulił mnie i pocałował.
- Bierzemy?- dopytywał patrząc mi w oczy.
- Bierzemy- zdecydowałam z pewnością w głosie i Łazami w oczach.
Właśnie tego dnia negocjowałam z właścicielem cenę. Zgodził się spuścić nam dwa tysiące:
- Zgoda. Jesteście młodzi, potrzebujecie pieniędzy. Mogę iść na taki kompromis…
Nie, wcale nie pomogła sława Zbyszka…
Całe formalności załatwiliśmy zaraz w kolejnym tygodniu. Zadowoleni otrzymaliśmy klucze. Przez cały listopad rozmawialiśmy na temat wyrobieniu, wykupieniu i wymalowaniu naszego nowego domu. Mojego pierwszego domu.
- Może wyłożymy go tymi kamieniami- wskazywałam na kolor w sklepie znanym jako „Lorey Merlin”.
- Myślę, że będzie to dobry kolor. Zwłaszcza na zewnątrz- przyznał mi rację Zbyszek.- A ganek możemy pomalować na ten słoneczny.
- Ganek i w sumie korytarz też… z ciemniejszymi, pomarańczowymi dodatkami.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. I tak oto podjęliśmy decyzję o pierwszym zakupie. Kamyki niestety były bardzo drogie, więc ustaliliśmy, ze wyłożymy dom na zewnątrz tylko częściowo w kamienie, resztę pomalujemy. Mogliśmy to zakupić na wiosnę, ale teraz była wyprzedaż. Przez cały miesiąc ja, Zbyszek, Leon, Marek, Adam, Gabrysia i Igła malowaliśmy wnętrze domu. Dzięki nim szybko to skończyliśmy. W ogóle dzięki hojności naszych rodziców, załatwiliśmy salę weselną, orkiestrę i jedzenie. Ja sama znalazłam dodatkową pracę, gdzie dorabiałam tysiączek co miesiąc. Zbyszek otrzymał dwa tysiące od klubu.
Na początku grudnia zaczął padać śnieg. Akurat tego wieczora wyszłam z Gabrysią na spacer.
- Fajnie, że nam się tak ułożyło- stwierdziła.
- No bo jak nie nam, to komu?
Uśmiechnęła się.
- Wiesz… jest coś, o czym powinnaś wiedzieć.
- Taak?
Przyjaciółka przygryzła wargę i usiadła na ławce w parku. Zrobiło się chłodno. Na nasze włosy prószył śnieg.
- O co chodzi, słońce?- zajęłam miejsce obok.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć…
- Nie owijaj w bawełnę! Mów bo się niecierpliwię.
Gabrysia oblizała wargi i nerwowo mięła rąbek zimowej kurtki. Nie chciałam naciskać, ale czułam, że to coś ważnego.
- Aniu… będziesz ciocią- wyszeptała.
- No ja już jestem…- zatrzymałam się w pół zdania.- Co? Co powiedziałaś?
- Jestem w ciąży- podniosła głowę z niewyraźną mina.
W jednej chwili poczułam… nie wiem co. Ale było to bardzo silne uczucie.
- Jej, Gabi! To fantastycznie!- ucieszyłam się.
- Naprawdę się cieszysz?- uśmiechnęła się nieśmiało.
- Oczywiście, kochanie!- przytuliłam ją mocno do siebie.- Który miesiąc?
- Trzeci. Dopiero się zorientowałam… Nie gniewasz się?
Zdziwiona rozdziawiłam usta.
- Dlaczego miałabym się gniewać? To fantastyczna nowina! Co na to Adam?
- Dowiedział się jako pierwszy…
- I nic mi nie powiedzieliście!- oskarżyłam.
- Nie planowaliśmy dziecka. Bałam się, że będziesz krzyczeć… no wiesz, że niby nie jestem odpowiedzialna.
Wybuchłam gromkim śmiechem.
- Dziewczyno, jesteś bardziej odpowiedzialna ode mnie! Jak zareagował na to Homi?
- Ucieszył się. Jest w niebo wzięty! Dosłownie.
- To dlatego ostatnio tak dziwnie się zachowywaliście…- myślałam.- Czemu ja się nie domyśliłam?
- Po prostu nikt by na to nie wpadł!
Co prawda, to prawda. No, no. Moja przyjaciółka będzie mieć małego dzidziusia z moim bratem! Jak dobrze, ze Grześ ułożył sobie życie. Przyjaźni się z Gabrysią. Od niedawna tworzy parę z Martą. I coś mi się wydaje, że to też nie będzie przelotny romans.
- Kurczę…- westchnęłam.- Ale się porobiło. Zawsze to ja myślałam, że będę mieć pierwsza dziecko. I że to ty będziesz jego chrzestną.
- Tak samo mi się wydawało. A tu proszę! Niespodzianka. I wiem, że ty wiesz, że ja ciebie poproszę o to, abyś została matka chrzestną.
- Nie spodziewałam się!- udawałam zaskoczenie, chwytając się za serce. W rzeczywistości się domyślałam. Kiedyś przeprowadziłyśmy szczerą rozmowę i stwierdziłyśmy, że będziemy chrzestnymi dla naszych dzieci.- Dziękuję
Przytuliłam ją ponownie i odprowadziłam do mojego dawnego mieszkania. Zbyszek czekał na mnie w salonie rozmawiając z Adamem. Widziałam, że również się dowiedział.
- Wspaniała nowina, nieprawdaż?!- uśmiechnął się do mnie na powitanie.
Adam wstał i podszedł do swojej dziewczyny patrząc na nią z troską.
- Wszystko okej?- spytał, przytulając ją i całując w czoło.
Musze przyznaĆ, że dzięki temu związkowi mój brat stał się bardziej odpowiedzialny.
- Tak. Aniu, napijesz się herbaty?
- Nie, dziękuję. My się już będziemy zbierać- kiwnęłam na Zbyszka.- Obiecał mi masaż i musi dotrzymać słowa, zanim zasnę.
- A ty mi obiecałaś kąpiel z bąbelkami i co? Obszedłem się marzeniami.
Podeszłam do niego i chwyciłam za koszulę.
- Jak będziemy mieć wannę, to mogę ci taka kąpiel robić każdego wieczora.
- Pod warunkiem, że z tobą- mruknął i się nachylił. Ale nie dałam mu się pocałować. Niezadowolony mruknął cos pod nosem, na co zaśmiali się nasi przyjaciele.
- Nagroda będzie po dobrze wykonanym masażu- wyszczerzyłam się.
- Więc jedźmy już, bo zanim otrzymam nagrodę, to mi zaśnież w samochodzie.
Znów zachichotali. Pożegnaliśmy się i wróciliśmy do siebie. Zbyszek wykonał swoja pracę bardzo solidnie, za co dostał ode mnie namiętnego buziaka w policzek. Nie był tym zachwycony, ale położył się spać.


***

Obudził mnie zapach dochodzący z kuchni. Spojrzałam obok siebie. Ale Zbyszka nie było. Przeciągnęłam się leniwie i już miałam wstawać, kiedy drzwi sypialni się otworzyły i stanął w nich mój narzeczony z tacą.
- Dzień dobry- uśmiechnął się i podszedł do mnie, stawiając śniadanie przy mnie na łóżku.
- Cześć. Widać nie marnujesz czasu od samego rana- wyszczerzyłam się.
Zibi nachylił się i dał mi całusa.
- Postanowiłem zrobić ci śniadanie… Ale jeżeli ci się to nie podoba… Zawsze mogę sam to zjeść.
- Dobra, dobra!- odsunęłam jego rękę. Spojrzałam na tacę.- Mleko, płatki, herbata, kanapki… przeszedłeś sam siebie!
Od razu zabrałam się do jedzenia. Nawet nie wiedziałam, że mam taki apetyt.
- Co dziś robimy?- zapytał.
Leżał przy mnie wspierając się na łokciu i patrzył na mnie.
- Trening. Praca.
Jęknął cicho. Odwróciłam uwagę od miski z mlekiem i spojrzałam na niego.
- Co się stało?
- Jutro wyjeżdżam na mecz z Częstochową.
Naraz i ja posmutniałam. Przeczesałam palcami jego piękne, czarne włosy.
- Kochanie… ja nie będę mogła jechać.
- Wiem o tym. Musisz pomóc Gabrysi.
- Jutro ma wizytę u lekarza. Prosiła żebym z nią i Adamem poszła.
- Ja to wszystko rozumiem- posłał mi smutny uśmiech. – Ale się boję.
Zaskoczona odłożyłam tackę i przysunęłam się do niego. Natychmiast położył głowę na moich kolanach i skrył twarz w moim brzuchu.
- Czego się boisz?- szepnęłam, głaskając go po policzku.
- Nie wiem. Tego meczu. Chyba. A co jak sobie nie poradzę?!
- Zbyszku, dlaczego miałbyś sobie nie poradzić? Uważasz, że jesteś za słaby na grę?
Westchnął i spojrzał mi w oczy.
- Od IO w Londynie jestem słaby. Jakbym stracił wszystkie siły!
- Męczy cię gra?
- Nie. Tylko czasami.
- Słońce, nie będzie tak źle! Będziemy kibicować wam przed TV- uśmiechnęłam się.- I miej świadomość, że cię będę obserwowała. Tak, jakbym tam była.
- Dzięki- podniósł się na rękach i mnie pocałował.
Kiedy się odsunął, spytałam:
- Zjesz płatki z mlekiem?
Kiwnął głową z wielkim szczerym uśmiechem. Nabrałam więc na łyżkę i podsunęłam mu pod brodę. I w taki oto sposób nakarmiłam mojego siatkarza.

Następnego dnia, w sobotę, zawiozłam z Gabrysią Zbyszka pod Resovię. Przywitałam z siatkarzami, którzy wchodzili do autokaru i życzyłam im powodzenia. Następnie pojechałyśmy do szpitala. Prowadził Adam. Badania przeszły pomyślnie i przyszli rodzice dostali zdjęcia USG swojego jeszcze nienarodzonego dziecka. Stwierdzili zgodnie, że jeszcze nie chcą wiedzieć jaka płeć.
Całe popołudnie chodziłyśmy z Gabrysią po sklepach i oglądałyśmy meble, oraz akcesoria dla niemowląt.
- A jeżeli to będzie chłopiec?
Przyjaciółka zastanowiła się.
- Michał.
- Dziku byłby w niebo wzięty!- zachichotałam.
Rodzice wiedzieli już o ciąży. Na początku nie byli zachwyceni, ale później pogodzili się z myślą, że będą dziadkami.
- A wy?
- Kto?
- No, ty i Zibi. Myślicie coś o małych Bartmankach?- zaśmiała się.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie. Raczej nie gadamy o tym. Nie wyprzedzamy faktów.
- Ale chciałabyś mieć dzieci?- spytała przerażona, że nie.
- Jasne. Ale na razie skupiam się na tym, co ma nastąpić na pewno.
- Nadajesz się do roli mamuśki- stwierdziła.- Chyba lepiej niż ja.
Zmarszczyłam nos i spojrzałam na nią. Bała się?
- Gabi, będziesz idealną mamą. A ja ciocią!- powiedziałam to z taką dumą, że sama się zdziwiłam.
- A jak sprawy ze ślubem?- zainteresowała się.- Wybraliście w końcu wszystko?
Cóż, nie dzieliłam się z nią wszystkim przez ostatnie tygodnie. Nie było czasu.
- Tak. Jak Zbyszek przyjedzie będziemy rozwozić zaproszenia… Poza tym załatwiliśmy lokal i orkiestrę.
- Orkiestrę?
- Tak. Taka współczesna… Nie wiem tylko, jak ty będziesz tańczyć.
- Nie rozumiem?
- Z tym brzuchem- wybuchłam śmiechem.
Przez chwilę wyobrażałam ją sobie jako Królową Parkietu na moim weselu z brzuszkiem. Dała mi kuksańca i sama się roześmiała.
Wieczorem kibicowałyśmy z Adamem chłopakom w moim starym mieszkaniu. Stwierdziłam, że nie będę wracała do pustego apartamentu Zbyszka. Bez niego jest tam tak smutno i pusto…
Mecz z Częstochową wygraliśmy 3:1. Nasza gra nie była najgorsza, Zbyszek radził sobie dość dobrze na ataku, a Igła… Jak to Igła. Szalał po całym boisku! Zaraz po meczu zadzwoniłam do mojego siatkarza.
- Gratulacje!
- Dzięki- ucieszył się. – Jutro wracam.
- Wiem. Czekam z niecierpliwością! I przekaż gratulacje całej drużynie.
Obiecał, że to zrobi i się rozłączyłam. Zaraz potem położyliśmy się spać. Ja na kanapie, która tak bardzo przypominała mi chwile spędzone ze Zbyszkiem.



Zbyszek.
Uśmiechnięci wchodziliśmy do autokaru. Pech chciał, że trafiłem na Krzyśka, który szedł przede mną.
- Igła, idź- warknąłem, kiedy już chyba piąty raz zatrzymywał się przy którymś z kolegów.
- Nie poganiaj mnie Zibi. Alek! Nasz Kapitano!- przybił z nim piątkę.
Ja sam nie potrafiłbym przejść obojętnie obok tego człowieka. Zawsze pogodny, miły i z charakterem.
- Co on taki nerwowy?- zapytał Achrem libero.
- Śpieszy się do hotelu, bo jutro będzie mógł pościskać swoją przyszłą małżonkę- poruszył brwiami w swoim stylu.
- Ty, jak widzę, zbytnio się nie spieszysz- mruknąłem.
Co takiego dziwnego, że chciałbym teraz uściskać Anię?
- Trzeba cieszyć się chwilą wolności.
Cały autokar ryknął śmiechem. Wreszcie doszedłem do swojego miejsca pośrodku autokaru. Krzysiek zajął miejsce obok po drugiej stronie.
- Nie każdy jest nieszczęśliwy w swoim związku, Krzysiu- powiedział Kosa spokojnie.
- Uwierz, będziesz. Tylko poczekaj, aż ta twoja Marta mamuci cię i ani się obejrzysz, a jej się oświadczysz. Małżeństwo to twój osobisty koniec.
- Wygłosiłeś to jak mowę pogrzebową- zauważył Pit.
Zachichotałem.
- To chyba wiem, jak się czujesz, kurwa- powiedziałem poważniejąc.- Ja jestem skazany na ciebie i w reprezentacji i w klubie, cholera jasna. Rozumiem co to takiego „twój własny koniec”, jak to ująłeś.
- Uważasz, że jestem nieznośny? Chyba jeszcze nie poznałeś prawdziwego oblicza kobiety.
- Wiesz, nie każda może być jak twoja- wzruszyłem ramionami opierając kolano o oparcie fotela przede mną.
- Obrażasz moją żonę?
- Eh, kłócicie się jak stare małżeństwo- stwierdził z dezaprobatą Lukas.
- To ty nie wiesz?! My jesteśmy małżeństwem! Zobacz, jak się kochamy!- przytulił mnie Igła.
Odepchnąłem go z odrazą.
- A idź mi stąd! – machnąłem ręką.
- Wiem, że mnie kochasz i pozwolisz urządzić ostatni wieczór twojej wolności- wyszczerzył się.
No tak. Kiedyś mu to obiecałem. Jaki człowiek był głupi…
Wszyscy się śmiali. Trener Kowal wszedł do autokaru i ruszyliśmy do hotelu. Pech chciał, że pokój również dzieliłem z Krzyśkiem. Nie miałem kurwa co do gadania. Po prostu wziął najlepszy kluczyk, który ja upatrzyłem. Także dzielę z nim pokój. Przynajmniej jest się z kogo pośmiać, mruknąłem.

Anka.
Wcześnie rano wpadłam do mieszkania mojego i Zbyszka. Zjadłam na szybko u Gabrysi kanapkę i wypiłam łyk kawy. Siatkarze przyjadę około południa. Miałam troszkę czasu przed powrotem Zbyszka. Wyjęłam potrzebne rzeczy i zabrałam się do pracy.
Gdy wszystko było gotowe, zadzwoniłam po mojego brata. Razem z tą parą pojechałam odebrać Zbyszka. Marta już tam była.
- Cześć!- pomachała nam.
- Hej!
Z uśmiechem powitałyśmy ją. Adam przytulił swoją przyjaciółkę.
- Czekasz na Grześka?- spytałam.
- Taaa.
Z Gabrysią się nie żarły. Obie wiedziały, ze to co łączyło kiedyś moją przyjaciółkę i Kosę, minęło. I nawet chyba tak do końca nie było prawdziwe. Na początku obawiałam się o to. Ale potem zrozumiałam, że zachowują się jak dorosłe kobiety. A nie smarkule. Z czego się bardzo cieszę.
Po dziesięciu minutach wjechał autokar. W tym czasie przyjechali też kibice i najbliżsi siatkarzy. Gdyby nie bramki oddzielające nasze „gwiazdy”, to ten tłum by ich porwał.
Grzyb, Lukas, Nowakowski, Lotman, Perłowski, Kosok… Zbyszek.
Nie patrząc na ochroniarza, przeszłam pod jedną ze wstążek.
- Hej!- krzyknął za mną.
Może i by mnie gonił, gdyby nie mój chłopak.
- Ona jest ze mną!- odkrzyknął i złapał mnie w swoje ramiona, zostawiając torbę treningową na kostce brukowej.
- A ona ze mną!- uspokoił Grzesiu tego samego ochroniarza.
- Cześć, aniele..- wymruczał mi we włosy Zibi.
- Cieszę się, że ci się udało- uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka w usta.
- Ale z moją psychiką chyba gorzej.
- Cóż, teraz czujesz to co ja podczas przebywania z wariatami- zachichotałam.
Trzymając mnie za jedną rękę, w drugą wziął torbę i skierował się w stronę wyjścia do naszych przyjaciół.
- Czekaj. Idę pogratulować reszcie drużyny.
Kiwnął głową i zginął w tłumie obok moich przyjaciół. A ja podeszłam do Krzyśka, który szamotał się z torbą.
- Igła!
- O, moja przyszła córka!
- Córka?
- Ustaliłem z Zibim, że jesteśmy małżeństwem. Ale dla ciebie też znajdzie się miejsce w naszym życiu.
Wybuchłam śmiechem i go przytuliłam.
- Kocham cię, wiesz?- wydusiłam.
- I vice versa!
- Wpadnij ze Zbyszkiem. Iwona i dzieci się ucieszą.
- Wpadniemy, jak tylko znajdziemy czas- obiecałam.
Pożegnaliśmy się buziakiem, minęłam się z Iwoną. Potem podeszłam do każdego siatkarza, którego zdążyłam zatrzymać. Kiedy wróciłam do samochodu Zbyszka, Gabi i Homi już nie było.

***

- Co tak pachnie?!- spytał Zbyszek wchodząc do mieszkania.
- Niespodzianka- uśmiechnęłam się wchodząc do kuchni.
Zibi umył ręce w łazience i przyszedł za mną. Siadł przy blacie na wysokim krześle,oparł brodę na ręce i patrzył na mnie.
- Głodny?
- Jak wilk!- przyznał z mocą.
Z uśmiechem wyjęłam sałatkę z lodówki. Wyciągnęłam dwa talerze i nałożyłam nam ziemniaków, mięso z sosu i polałam pysznym sosem. Postawiłam przed nim talerz i obok drugi. Podałam sztućce i sok pomarańczowy.
- Smacznego.
Miał taka minę, że nie wiedziałam co oznacza. Tak, przeszłam sama siebie w kuchni. (za pomocą Internetu, ale ciii).
- Coś się stało?- spytałam w końcu.
- Nic- uśmiechnął się.
Jedliśmy w milczeniu. Kiedy skończyliśmy zebrałam talerze i włożyłam do zmywarki.
- Smakowało?
Nie odpowiadał, więc chciałam się odwrócić. Ale w tym momencie objął mnie od tyłu i położył brodę na moim ramieniu.
- Aniu, to było pyszne- powiedział z taką czułością, że myślałam, ze się rozpłacze.
- Wiesz… to taka nagroda za to, że nie płakałeś.
- Dlaczego miałem płakać?
- Bo mnie przy tobie nie było. No i nagroda za wygraną w meczu… I na przeprosiny, że nie mogłam tam z tobą być.
Zaśmiał się z ulgą w głosie.
- Czułem, jakbys tam była- przyznał obracając mnie przodem do siebie.
- Yyy… to nie koniec niespodzianki.
Zmarszczył brwi i puścił mnie, bo podeszłam do piekarnika. Wyjęłam blaszkę.
- To one mi tak pięknie pachniały!- uradował się.
- Babeczki będą dobre wieczorem. Akurat jak przyjdziemy z kościoła.
Przewrócił oczami. A potem jego wściekle zawadiacki uśmiech mnie lekko przeraził.
- Za dwie godziny musimy wyjść- przypomniałam obracając się do drzwi.
Ale złapał mnie za rękę i przyciągnął z taką siłą, że wpadłam na niego z impetem. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, już trzymał moją głowę w dłoniach i namiętnie całował. Mimowolnie się poddałam. Nie wiem ile trwałam w pozycji „rób ze mną co chcesz, oddaję ci kontrolę nade mną”, może minutę? Albo pięć? W każdym bądź razie, gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy (on oderwał się ode mnie, bo ja nadal byłam w szoku), brakowało nam obojgu tchu.
- Lepiej przyszykujmy się do kościoła…- mruknęłam.
Śmiał się ze mnie jeszcze z pół godziny. Dopóki nie zjawiliśmy się na mszy świętej. Jako narzeczeni, wzięliśmy komunię. Ksiądz jak można zauważyć był zadowolony z naszej obecności. Nigdy nic do niego nie miałam, a i mój tato go lubi. Gdy dowiedział się, że wychodzę za mąż od razu przyznał, że bardzo chciałby w tym uczestniczyć. Znał mnie od jedenastu lat? Chyba tak jakoś. Miły sześćdziesięciolatek z wielkim uśmiechem na twarzy. Nie da się go nie lubić.

Od poniedziałku praca znów ruszyła. Dokupiliśmy farby do mieszkania i razem ze Zbyszkiem postanowiliśmy pomalować naszą sypialnię. Uparłam się, że na jednej ze ścian ma być tapeta, którą sama wybrałam. Zbyszek dał mi wolną rękę. Wybrałam więc srebrną w brązowe serpentyny. Reszta została pomalowana przez nas na kolor błękitny. Krawędzie i rogi na złoto. Po trzech dniach otworzyliśmy wszystkie okna, aby przewietrzyć i pozbyć się zapachu farby z całego domu.
W piątek Ignaczakowie zorganizowali spotkanie. Przyniosłam na tą uroczystość babeczki, które zdaniem mojego narzeczonego są pyszne. Oprócz nas przyszedł Grzesiu z Martą, Piotrek z dziewczyną. I mieli wpaść Gabi z Adasiem, ale coś im wypadło.
- O, i moi ulubieńcy!- ucieszył się na nasz widok Krzysiek.
- Ania!- krzyknął Sebastian. Podbiegł i mnie przytulił.
- Moje dzieci kochają cie bardziej niż mnie- zrobił kwaśna minę libero.
- Taki już mój urok, Igła.
- Krzysztof, nie zagaduj gości! Wchodźcie, kochani!- zawołała Iwona.
Przywitaliśmy się. Wręczyłam pani domu babeczki, a Zbyszek przyniósł wino. Weszliśmy do salonu.
- Cześć wszystkim- pomachałam.
- Noo, Anka odstrzeliłaś się- uśmiechnął się Grzesiu i puścił do mnie oczko.
- Ty, ty, Kosa. Nie podrywaj mi dziewczyny!- pogroził ze śmiechem Zibi.
Środkowy nie wiedział co odpowiedzieć, więc odwrócił się do Nowakowskiego.
- Nie patrz tak na mnie! Nie mam przygotowanego tekstu.
- Zawsze uważałam, że na poczekaniu wymyślasz- zdziwiłam się.
- Jak dobrze w nocy pogłówkuję, to tak- wyszczerzył zęby.
Zachichotałam i przysiadłam na fotelu obok Zbyszka. Wtedy weszła Marta i Iwona. A za nimi Krzysiek z tacą przekąsem i babeczek. Sebastian niósł coca colę. Postawili wszystko na stoliku.
- A gdzie Dominika?- zapytałam.
- Śpi- odpowiedzieli zgodnie.
Przywitałam się z Martą i Olą.
- Jak wam idzie w malowaniu domu?- zainteresowała się Marta.
- Parter prawie skończony tylko łazienka i kuchnia niedopracowana. Mój tata będzie tam kładł płytki.
- Cała kuchnia w płytkach?- zdziwił się Piter.
- Nie- odpowiedział za mnie Zbyszek.- tylko część. Trzeba tylko dokupić meble.
- Właściwie, to już niektóre zamówiliśmy- dodałam. - Za trzy tygodnie mają przyjść. A za może dwa miesiące całe wnętrze będzie gotowe.
- No, to czekamy na parapetówkę!- klasnął w dłonie Krzysiek.- hej! A co to za ciastka?
Wszyscy nagle zwrócili uwagę na stół. Siatkarze i Sebastian pierwsi rzucili się na tacę z babeczkami. A kiedy dowiedzieli się, że to moje, do końca kłócili się, kogo będzie ostatni kęs. Zbyszek tylko przyglądał się temu z niemą satysfakcją. Wiedział bowiem, że drugą brytfankę (którą upiekłam na jego wielką prośbę) ma w apartamencie, spokojnie czekającą na jego żołądek. Umówiliśmy się, że on będzie odpowiedzialny za kupowanie składników, a wtedy on mnie będzie prosił o upieczenie… jak to on stwierdził? „Tego Cuda”. (osobiście uważam, ze przesadza) A gdy ja stwierdzę, że godnie mnie o to prosi, zrobię to.
Całe spotkanie trwało do dziesiątej wieczorem.

Rzeczywiście po trzech tygodniach przysłano meble. Od razu zamówiliśmy drugą część, czyli do łazienek i kuchni. Marek z pomocą Zbyszka położył kafelki łazienkowe. Dobrze mieć ojca, który ma firmę specjalizującą się w takich sprawach…
Pierwsze co złożyłam ze Zbyszkiem było łóżko w sypialni. Duże, czarne z ozdobnymi poduszkami, które dostaliśmy gratis. Postawiliśmy je pod ścianą, którą wyłożyliśmy tapetą.  Dostawiliśmy po obu stronach nocne stoliki. Było cudnie!
- Uda nam się wprowadzić tutaj zaraz po ślubie?- spytałam któregoś dnia, gdy skręcaliśmy szafkę do przedpokoju.
- Postaram się, żeby tak właśnie było- cmoknął mnie w policzek.
Rozwieźliśmy zaproszenia do wszystkich gości. Zajęło nam to tydzień, czego się nie spodziewaliśmy. W pierwszej kolejności najbliższa rodzina i potem przyjaciele. Gabrysia już coś szykowała na mój wieczór panieński, a Igła i Dziku z tego co mi Zbyszek się zwierzał, również coś szykują. Mam nadzieję tylko, że nie będzie to klub nocny. Ale znając ich, nigdy nie możesz być pewnym.
Łącznie na ślubie będzie 200 osób. W tym rodzina, siatkarze i ich dzieci.



--------------------------------------------------------

 Hej ;)
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Przepraszam, że nie dodałam tydzień temu. Niestety tamten byłam zawalona nauką i nawet nie miałam czasu :c
Dziś trochę luzu, to postanowiłam Wam to wynagrodzić.

Dziękuję za ponad 41tys. wyświetleń! Jesteście kochani <3

Postaram się dodać kolejny jutro. Ale możecie być pewni, że jeszcze przynajmniej jeden pojawi się w ten weekend ;)