Kolejne trzy miesiące minęły bardzo szybko. Zaczęła się Plus Liga i niedługo miała Liga Mistrzów. Siatkarze ciężko pracowali. Jako ich psycholog byłam na prawie każdym treningu. Dostałam własny gabinet i umowę na dwa lata. Cieszyłam się z tego bardzo bo miałam przynajmniej zapewnioną pracę. I to wymarzoną pracę. Gabrysia zajmowała się młodą Resovią. Czasem ją zastępowałam, gdy musiała zostać dłużej w lokalu. Jej związek z Adamem przetrwał te trzy miesiące i nic nie wskazywało na to, że ma się skończyć. Mieszkali sobie razem w wynajmowanym wcześniej przeze mnie i przyjaciółkę mieszkaniu. Przedstawili się rodzicom i z tego co mi wiadomo, ich związek przyjęto bardzo dobrze. Ja natomiast z pomocą mojego narzeczonego spakowałam do kilku kartonów swoje rzeczy i wprowadziłam się do jego apartamentu. Na razie, jak to stwierdził. Często rozmawiamy o kupnie domu. Do ślubu zostało nam tylko cztery miesiące. Nie spieszymy się zbytnio, choć wszyscy nas poganiają. Wiemy, że czas minie bardzo szybko i zanim się obejrzymy, będziemy małżeństwem. Dlatego też ślubna suknia mojej mamy już wróciła z pralni. Piękna, odświeżona. Zaraz potem wyruszyłam na zakupy z Gabrysią, Iwoną, Weroniką i mamą Zbyszka. Tak na marginesie… jego rodzice postanowili przyjechać do Rzeszowa na czas przygotowań do ślubu i samą uroczystość. Wynajęli miłe mieszkanko w centrum miasta z pozwoleniem na trzymanie psa. A więc wracając do zakupów, musiałam dokupić welon i buty. Na koniec biżuteria. Całość wyglądała zniewalająco. Mam nadzieję, że ze mną w roli głównej będzie tak samo. Wszyscy stwierdzili, że pomysł z założeniem sukienki mojej zmarłej mamy jest świetny. Zwłaszcza, że zachowała się w dobrym stanie. Nie musiałam dodatkowo wydawać pieniędzy na strój, kiedy i tak wszystko drogo kosztowało. Zbyszek również kupił sobie garnitur. Nie chciał żebym z nim poszła, więc tego dnia zajęłam się wybieraniem zaproszeń i stylu pisma. Złożył to na moje barki mówiąc, że mam lepszą do tego głowę. Więc mądra ja, spośród setki wybrałam po pięć najładniejszych. Wieczorem rozłożyłam je przed nim i razem wybraliśmy najładniejsze, eliminując po kolei.
Z Leonem i Dominiką, moimi przyszłymi teściami, dogadywałam się bez zarzutów. Zauważyłam, że tata Zbyszka zaczyna mnie cenić i często przyznaje mi rację. Spędzamy razem kilka wieczorów razem. Zorganizowałam obiad zapoznawczy moich rodziców i rodziców Zbyszka. Wyszło nie najgorzej. Chyba się polubili, więc przynajmniej kłopotu przy tym nie było. Samo mieszkanie z mężczyzną nie było złe. Przemeblowałam odrobinkę łazienkę, bardziej w damski styl. Zibi nie miał nic przeciwko, więc troszkę zaszalałam. Dodałam zieleni i bieli. Pod koniec października znaleźliśmy odpowiednie miejsce do mieszkania. Dom stał dalej od miasta, więc idealnie. Był nawet ogródek, który tak mi się spodobał. A zaczęło się od tego, że w gazecie znaleźliśmy ogłoszenia. Na następny dzień rano wyjechaliśmy do pierwszego właściciela.
- Witam. Państwo szukają odpowiedniego domu?- spytał starszy pan około pięćdziesiątki w okularach na nosie.
- Tak. Dzwoniliśmy wczoraj…- zaczełam.
- Zapraszam do obejrzenia domu!- uśmiechnął się.
Z zewnątrz był wykończony. W środku wymagał dużo poprawek. Był bardzo mały ogródek i nie było ogrodzenia. Poza tym leżał blisko centrum, więc od razu odpadł z naszej listy.
- Jedziemy do następnego!- zakomenderowałam.
- Ten na pewno nie?
- Nie.
- Nie, nie ten, czy nie, nie jesteś pewna?
- Ten nie.
Więc ruszyliśmy pod kolejny adres, zapisany w moim notesie. I tak trzy kolejne razy. Żaden nie był idealny, wyjątkowy. Tego dnia poddaliśmy się całkowicie. Kilka dni później Gabrysia dzwoni do mnie na komórkę, że ma dla mnie wiadomość. Podała adres smsem. Od razu tam ruszyliśmy.
Ulica była cicha, sąsiadów nie było widać. Do tego daleko od centrum, bez szumu aut. To był pierwszy plus, jaki dałam temu budynkowi. Nie był co prawda pomalowany, ale było piękne ogrodzenie z drzewa, furtka i brama. Właściciel, podał dobrą cenę. Weszliśmy do środka. Duży korytarz połączony z gankiem tworzył jakby hol. Podłoga była wyłożona. Przy schodach stały dwie, wysokie kolumny, które przytrzymywały mały balkon. W środku ściany co prawda zostały zdrapane, ale to wszystko było jakby magiczne.
Dalej po prawej stronie wiły się schody na piętro. Po lewej ogromny salon z kominkiem. Wszędzie była wyłożona już podłoga, nowe szyby wprawione. Na wprost znajdowała się kuchnia z wysepką.
- Boże… cudo- wyszeptałam.
Ileż tutaj było miejsca! A ile Zibi by miał pola do manewru w gotowaniu! Co prawda mebli nie było w żadnym pomieszczeniu, ale już wyobrażałam sobie każde wnętrze. Na piętrze były trzy sypialnie. Z czego jedna ogromna dla małżonków i mniejsza (pewnie dla dzieciaków), oraz pokój gościnny z balkonikiem na wejście na plac. Łazienka była na dole i na górze. W dużej sypialni balkon, który wychodził na zachód, na ogród. Duży, piękny ogród.
- Jest cudowny…- wyszeptałam, kiedy Zbyszek podszedł do mnie.
- Wiem. Idealny dla nas.
Przytulił mnie i pocałował.
- Bierzemy?- dopytywał patrząc mi w oczy.
- Bierzemy- zdecydowałam z pewnością w głosie i Łazami w oczach.
Właśnie tego dnia negocjowałam z właścicielem cenę. Zgodził się spuścić nam dwa tysiące:
- Zgoda. Jesteście młodzi, potrzebujecie pieniędzy. Mogę iść na taki kompromis…
Nie, wcale nie pomogła sława Zbyszka…
Całe formalności załatwiliśmy zaraz w kolejnym tygodniu. Zadowoleni otrzymaliśmy klucze. Przez cały listopad rozmawialiśmy na temat wyrobieniu, wykupieniu i wymalowaniu naszego nowego domu. Mojego pierwszego domu.
- Może wyłożymy go tymi kamieniami- wskazywałam na kolor w sklepie znanym jako „Lorey Merlin”.
- Myślę, że będzie to dobry kolor. Zwłaszcza na zewnątrz- przyznał mi rację Zbyszek.- A ganek możemy pomalować na ten słoneczny.
- Ganek i w sumie korytarz też… z ciemniejszymi, pomarańczowymi dodatkami.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. I tak oto podjęliśmy decyzję o pierwszym zakupie. Kamyki niestety były bardzo drogie, więc ustaliliśmy, ze wyłożymy dom na zewnątrz tylko częściowo w kamienie, resztę pomalujemy. Mogliśmy to zakupić na wiosnę, ale teraz była wyprzedaż. Przez cały miesiąc ja, Zbyszek, Leon, Marek, Adam, Gabrysia i Igła malowaliśmy wnętrze domu. Dzięki nim szybko to skończyliśmy. W ogóle dzięki hojności naszych rodziców, załatwiliśmy salę weselną, orkiestrę i jedzenie. Ja sama znalazłam dodatkową pracę, gdzie dorabiałam tysiączek co miesiąc. Zbyszek otrzymał dwa tysiące od klubu.
Na początku grudnia zaczął padać śnieg. Akurat tego wieczora wyszłam z Gabrysią na spacer.
- Fajnie, że nam się tak ułożyło- stwierdziła.
- No bo jak nie nam, to komu?
Uśmiechnęła się.
- Wiesz… jest coś, o czym powinnaś wiedzieć.
- Taak?
Przyjaciółka przygryzła wargę i usiadła na ławce w parku. Zrobiło się chłodno. Na nasze włosy prószył śnieg.
- O co chodzi, słońce?- zajęłam miejsce obok.
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć…
- Nie owijaj w bawełnę! Mów bo się niecierpliwię.
Gabrysia oblizała wargi i nerwowo mięła rąbek zimowej kurtki. Nie chciałam naciskać, ale czułam, że to coś ważnego.
- Aniu… będziesz ciocią- wyszeptała.
- No ja już jestem…- zatrzymałam się w pół zdania.- Co? Co powiedziałaś?
- Jestem w ciąży- podniosła głowę z niewyraźną mina.
W jednej chwili poczułam… nie wiem co. Ale było to bardzo silne uczucie.
- Jej, Gabi! To fantastycznie!- ucieszyłam się.
- Naprawdę się cieszysz?- uśmiechnęła się nieśmiało.
- Oczywiście, kochanie!- przytuliłam ją mocno do siebie.- Który miesiąc?
- Trzeci. Dopiero się zorientowałam… Nie gniewasz się?
Zdziwiona rozdziawiłam usta.
- Dlaczego miałabym się gniewać? To fantastyczna nowina! Co na to Adam?
- Dowiedział się jako pierwszy…
- I nic mi nie powiedzieliście!- oskarżyłam.
- Nie planowaliśmy dziecka. Bałam się, że będziesz krzyczeć… no wiesz, że niby nie jestem odpowiedzialna.
Wybuchłam gromkim śmiechem.
- Dziewczyno, jesteś bardziej odpowiedzialna ode mnie! Jak zareagował na to Homi?
- Ucieszył się. Jest w niebo wzięty! Dosłownie.
- To dlatego ostatnio tak dziwnie się zachowywaliście…- myślałam.- Czemu ja się nie domyśliłam?
- Po prostu nikt by na to nie wpadł!
Co prawda, to prawda. No, no. Moja przyjaciółka będzie mieć małego dzidziusia z moim bratem! Jak dobrze, ze Grześ ułożył sobie życie. Przyjaźni się z Gabrysią. Od niedawna tworzy parę z Martą. I coś mi się wydaje, że to też nie będzie przelotny romans.
- Kurczę…- westchnęłam.- Ale się porobiło. Zawsze to ja myślałam, że będę mieć pierwsza dziecko. I że to ty będziesz jego chrzestną.
- Tak samo mi się wydawało. A tu proszę! Niespodzianka. I wiem, że ty wiesz, że ja ciebie poproszę o to, abyś została matka chrzestną.
- Nie spodziewałam się!- udawałam zaskoczenie, chwytając się za serce. W rzeczywistości się domyślałam. Kiedyś przeprowadziłyśmy szczerą rozmowę i stwierdziłyśmy, że będziemy chrzestnymi dla naszych dzieci.- Dziękuję
Przytuliłam ją ponownie i odprowadziłam do mojego dawnego mieszkania. Zbyszek czekał na mnie w salonie rozmawiając z Adamem. Widziałam, że również się dowiedział.
- Wspaniała nowina, nieprawdaż?!- uśmiechnął się do mnie na powitanie.
Adam wstał i podszedł do swojej dziewczyny patrząc na nią z troską.
- Wszystko okej?- spytał, przytulając ją i całując w czoło.
Musze przyznaĆ, że dzięki temu związkowi mój brat stał się bardziej odpowiedzialny.
- Tak. Aniu, napijesz się herbaty?
- Nie, dziękuję. My się już będziemy zbierać- kiwnęłam na Zbyszka.- Obiecał mi masaż i musi dotrzymać słowa, zanim zasnę.
- A ty mi obiecałaś kąpiel z bąbelkami i co? Obszedłem się marzeniami.
Podeszłam do niego i chwyciłam za koszulę.
- Jak będziemy mieć wannę, to mogę ci taka kąpiel robić każdego wieczora.
- Pod warunkiem, że z tobą- mruknął i się nachylił. Ale nie dałam mu się pocałować. Niezadowolony mruknął cos pod nosem, na co zaśmiali się nasi przyjaciele.
- Nagroda będzie po dobrze wykonanym masażu- wyszczerzyłam się.
- Więc jedźmy już, bo zanim otrzymam nagrodę, to mi zaśnież w samochodzie.
Znów zachichotali. Pożegnaliśmy się i wróciliśmy do siebie. Zbyszek wykonał swoja pracę bardzo solidnie, za co dostał ode mnie namiętnego buziaka w policzek. Nie był tym zachwycony, ale położył się spać.
***
Obudził mnie zapach dochodzący z kuchni. Spojrzałam obok siebie. Ale Zbyszka nie było. Przeciągnęłam się leniwie i już miałam wstawać, kiedy drzwi sypialni się otworzyły i stanął w nich mój narzeczony z tacą.
- Dzień dobry- uśmiechnął się i podszedł do mnie, stawiając śniadanie przy mnie na łóżku.
- Cześć. Widać nie marnujesz czasu od samego rana- wyszczerzyłam się.
Zibi nachylił się i dał mi całusa.
- Postanowiłem zrobić ci śniadanie… Ale jeżeli ci się to nie podoba… Zawsze mogę sam to zjeść.
- Dobra, dobra!- odsunęłam jego rękę. Spojrzałam na tacę.- Mleko, płatki, herbata, kanapki… przeszedłeś sam siebie!
Od razu zabrałam się do jedzenia. Nawet nie wiedziałam, że mam taki apetyt.
- Co dziś robimy?- zapytał.
Leżał przy mnie wspierając się na łokciu i patrzył na mnie.
- Trening. Praca.
Jęknął cicho. Odwróciłam uwagę od miski z mlekiem i spojrzałam na niego.
- Co się stało?
- Jutro wyjeżdżam na mecz z Częstochową.
Naraz i ja posmutniałam. Przeczesałam palcami jego piękne, czarne włosy.
- Kochanie… ja nie będę mogła jechać.
- Wiem o tym. Musisz pomóc Gabrysi.
- Jutro ma wizytę u lekarza. Prosiła żebym z nią i Adamem poszła.
- Ja to wszystko rozumiem- posłał mi smutny uśmiech. – Ale się boję.
Zaskoczona odłożyłam tackę i przysunęłam się do niego. Natychmiast położył głowę na moich kolanach i skrył twarz w moim brzuchu.
- Czego się boisz?- szepnęłam, głaskając go po policzku.
- Nie wiem. Tego meczu. Chyba. A co jak sobie nie poradzę?!
- Zbyszku, dlaczego miałbyś sobie nie poradzić? Uważasz, że jesteś za słaby na grę?
Westchnął i spojrzał mi w oczy.
- Od IO w Londynie jestem słaby. Jakbym stracił wszystkie siły!
- Męczy cię gra?
- Nie. Tylko czasami.
- Słońce, nie będzie tak źle! Będziemy kibicować wam przed TV- uśmiechnęłam się.- I miej świadomość, że cię będę obserwowała. Tak, jakbym tam była.
- Dzięki- podniósł się na rękach i mnie pocałował.
Kiedy się odsunął, spytałam:
- Zjesz płatki z mlekiem?
Kiwnął głową z wielkim szczerym uśmiechem. Nabrałam więc na łyżkę i podsunęłam mu pod brodę. I w taki oto sposób nakarmiłam mojego siatkarza.
Następnego dnia, w sobotę, zawiozłam z Gabrysią Zbyszka pod Resovię. Przywitałam z siatkarzami, którzy wchodzili do autokaru i życzyłam im powodzenia. Następnie pojechałyśmy do szpitala. Prowadził Adam. Badania przeszły pomyślnie i przyszli rodzice dostali zdjęcia USG swojego jeszcze nienarodzonego dziecka. Stwierdzili zgodnie, że jeszcze nie chcą wiedzieć jaka płeć.
Całe popołudnie chodziłyśmy z Gabrysią po sklepach i oglądałyśmy meble, oraz akcesoria dla niemowląt.
- A jeżeli to będzie chłopiec?
Przyjaciółka zastanowiła się.
- Michał.
- Dziku byłby w niebo wzięty!- zachichotałam.
Rodzice wiedzieli już o ciąży. Na początku nie byli zachwyceni, ale później pogodzili się z myślą, że będą dziadkami.
- A wy?
- Kto?
- No, ty i Zibi. Myślicie coś o małych Bartmankach?- zaśmiała się.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie. Raczej nie gadamy o tym. Nie wyprzedzamy faktów.
- Ale chciałabyś mieć dzieci?- spytała przerażona, że nie.
- Jasne. Ale na razie skupiam się na tym, co ma nastąpić na pewno.
- Nadajesz się do roli mamuśki- stwierdziła.- Chyba lepiej niż ja.
Zmarszczyłam nos i spojrzałam na nią. Bała się?
- Gabi, będziesz idealną mamą. A ja ciocią!- powiedziałam to z taką dumą, że sama się zdziwiłam.
- A jak sprawy ze ślubem?- zainteresowała się.- Wybraliście w końcu wszystko?
Cóż, nie dzieliłam się z nią wszystkim przez ostatnie tygodnie. Nie było czasu.
- Tak. Jak Zbyszek przyjedzie będziemy rozwozić zaproszenia… Poza tym załatwiliśmy lokal i orkiestrę.
- Orkiestrę?
- Tak. Taka współczesna… Nie wiem tylko, jak ty będziesz tańczyć.
- Nie rozumiem?
- Z tym brzuchem- wybuchłam śmiechem.
Przez chwilę wyobrażałam ją sobie jako Królową Parkietu na moim weselu z brzuszkiem. Dała mi kuksańca i sama się roześmiała.
Wieczorem kibicowałyśmy z Adamem chłopakom w moim starym mieszkaniu. Stwierdziłam, że nie będę wracała do pustego apartamentu Zbyszka. Bez niego jest tam tak smutno i pusto…
Mecz z Częstochową wygraliśmy 3:1. Nasza gra nie była najgorsza, Zbyszek radził sobie dość dobrze na ataku, a Igła… Jak to Igła. Szalał po całym boisku! Zaraz po meczu zadzwoniłam do mojego siatkarza.
- Gratulacje!
- Dzięki- ucieszył się. – Jutro wracam.
- Wiem. Czekam z niecierpliwością! I przekaż gratulacje całej drużynie.
Obiecał, że to zrobi i się rozłączyłam. Zaraz potem położyliśmy się spać. Ja na kanapie, która tak bardzo przypominała mi chwile spędzone ze Zbyszkiem.
Zbyszek.
Uśmiechnięci wchodziliśmy do autokaru. Pech chciał, że trafiłem na Krzyśka, który szedł przede mną.
- Igła, idź- warknąłem, kiedy już chyba piąty raz zatrzymywał się przy którymś z kolegów.
- Nie poganiaj mnie Zibi. Alek! Nasz Kapitano!- przybił z nim piątkę.
Ja sam nie potrafiłbym przejść obojętnie obok tego człowieka. Zawsze pogodny, miły i z charakterem.
- Co on taki nerwowy?- zapytał Achrem libero.
- Śpieszy się do hotelu, bo jutro będzie mógł pościskać swoją przyszłą małżonkę- poruszył brwiami w swoim stylu.
- Ty, jak widzę, zbytnio się nie spieszysz- mruknąłem.
Co takiego dziwnego, że chciałbym teraz uściskać Anię?
- Trzeba cieszyć się chwilą wolności.
Cały autokar ryknął śmiechem. Wreszcie doszedłem do swojego miejsca pośrodku autokaru. Krzysiek zajął miejsce obok po drugiej stronie.
- Nie każdy jest nieszczęśliwy w swoim związku, Krzysiu- powiedział Kosa spokojnie.
- Uwierz, będziesz. Tylko poczekaj, aż ta twoja Marta mamuci cię i ani się obejrzysz, a jej się oświadczysz. Małżeństwo to twój osobisty koniec.
- Wygłosiłeś to jak mowę pogrzebową- zauważył Pit.
Zachichotałem.
- To chyba wiem, jak się czujesz, kurwa- powiedziałem poważniejąc.- Ja jestem skazany na ciebie i w reprezentacji i w klubie, cholera jasna. Rozumiem co to takiego „twój własny koniec”, jak to ująłeś.
- Uważasz, że jestem nieznośny? Chyba jeszcze nie poznałeś prawdziwego oblicza kobiety.
- Wiesz, nie każda może być jak twoja- wzruszyłem ramionami opierając kolano o oparcie fotela przede mną.
- Obrażasz moją żonę?
- Eh, kłócicie się jak stare małżeństwo- stwierdził z dezaprobatą Lukas.
- To ty nie wiesz?! My jesteśmy małżeństwem! Zobacz, jak się kochamy!- przytulił mnie Igła.
Odepchnąłem go z odrazą.
- A idź mi stąd! – machnąłem ręką.
- Wiem, że mnie kochasz i pozwolisz urządzić ostatni wieczór twojej wolności- wyszczerzył się.
No tak. Kiedyś mu to obiecałem. Jaki człowiek był głupi…
Wszyscy się śmiali. Trener Kowal wszedł do autokaru i ruszyliśmy do hotelu. Pech chciał, że pokój również dzieliłem z Krzyśkiem. Nie miałem kurwa co do gadania. Po prostu wziął najlepszy kluczyk, który ja upatrzyłem. Także dzielę z nim pokój. Przynajmniej jest się z kogo pośmiać, mruknąłem.
Anka.
Wcześnie rano wpadłam do mieszkania mojego i Zbyszka. Zjadłam na szybko u Gabrysi kanapkę i wypiłam łyk kawy. Siatkarze przyjadę około południa. Miałam troszkę czasu przed powrotem Zbyszka. Wyjęłam potrzebne rzeczy i zabrałam się do pracy.
Gdy wszystko było gotowe, zadzwoniłam po mojego brata. Razem z tą parą pojechałam odebrać Zbyszka. Marta już tam była.
- Cześć!- pomachała nam.
- Hej!
Z uśmiechem powitałyśmy ją. Adam przytulił swoją przyjaciółkę.
- Czekasz na Grześka?- spytałam.
- Taaa.
Z Gabrysią się nie żarły. Obie wiedziały, ze to co łączyło kiedyś moją przyjaciółkę i Kosę, minęło. I nawet chyba tak do końca nie było prawdziwe. Na początku obawiałam się o to. Ale potem zrozumiałam, że zachowują się jak dorosłe kobiety. A nie smarkule. Z czego się bardzo cieszę.
Po dziesięciu minutach wjechał autokar. W tym czasie przyjechali też kibice i najbliżsi siatkarzy. Gdyby nie bramki oddzielające nasze „gwiazdy”, to ten tłum by ich porwał.
Grzyb, Lukas, Nowakowski, Lotman, Perłowski, Kosok… Zbyszek.
Nie patrząc na ochroniarza, przeszłam pod jedną ze wstążek.
- Hej!- krzyknął za mną.
Może i by mnie gonił, gdyby nie mój chłopak.
- Ona jest ze mną!- odkrzyknął i złapał mnie w swoje ramiona, zostawiając torbę treningową na kostce brukowej.
- A ona ze mną!- uspokoił Grzesiu tego samego ochroniarza.
- Cześć, aniele..- wymruczał mi we włosy Zibi.
- Cieszę się, że ci się udało- uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka w usta.
- Ale z moją psychiką chyba gorzej.
- Cóż, teraz czujesz to co ja podczas przebywania z wariatami- zachichotałam.
Trzymając mnie za jedną rękę, w drugą wziął torbę i skierował się w stronę wyjścia do naszych przyjaciół.
- Czekaj. Idę pogratulować reszcie drużyny.
Kiwnął głową i zginął w tłumie obok moich przyjaciół. A ja podeszłam do Krzyśka, który szamotał się z torbą.
- Igła!
- O, moja przyszła córka!
- Córka?
- Ustaliłem z Zibim, że jesteśmy małżeństwem. Ale dla ciebie też znajdzie się miejsce w naszym życiu.
Wybuchłam śmiechem i go przytuliłam.
- Kocham cię, wiesz?- wydusiłam.
- I vice versa!
- Wpadnij ze Zbyszkiem. Iwona i dzieci się ucieszą.
- Wpadniemy, jak tylko znajdziemy czas- obiecałam.
Pożegnaliśmy się buziakiem, minęłam się z Iwoną. Potem podeszłam do każdego siatkarza, którego zdążyłam zatrzymać. Kiedy wróciłam do samochodu Zbyszka, Gabi i Homi już nie było.
***
- Co tak pachnie?!- spytał Zbyszek wchodząc do mieszkania.
- Niespodzianka- uśmiechnęłam się wchodząc do kuchni.
Zibi umył ręce w łazience i przyszedł za mną. Siadł przy blacie na wysokim krześle,oparł brodę na ręce i patrzył na mnie.
- Głodny?
- Jak wilk!- przyznał z mocą.
Z uśmiechem wyjęłam sałatkę z lodówki. Wyciągnęłam dwa talerze i nałożyłam nam ziemniaków, mięso z sosu i polałam pysznym sosem. Postawiłam przed nim talerz i obok drugi. Podałam sztućce i sok pomarańczowy.
- Smacznego.
Miał taka minę, że nie wiedziałam co oznacza. Tak, przeszłam sama siebie w kuchni. (za pomocą Internetu, ale ciii).
- Coś się stało?- spytałam w końcu.
- Nic- uśmiechnął się.
Jedliśmy w milczeniu. Kiedy skończyliśmy zebrałam talerze i włożyłam do zmywarki.
- Smakowało?
Nie odpowiadał, więc chciałam się odwrócić. Ale w tym momencie objął mnie od tyłu i położył brodę na moim ramieniu.
- Aniu, to było pyszne- powiedział z taką czułością, że myślałam, ze się rozpłacze.
- Wiesz… to taka nagroda za to, że nie płakałeś.
- Dlaczego miałem płakać?
- Bo mnie przy tobie nie było. No i nagroda za wygraną w meczu… I na przeprosiny, że nie mogłam tam z tobą być.
Zaśmiał się z ulgą w głosie.
- Czułem, jakbys tam była- przyznał obracając mnie przodem do siebie.
- Yyy… to nie koniec niespodzianki.
Zmarszczył brwi i puścił mnie, bo podeszłam do piekarnika. Wyjęłam blaszkę.
- To one mi tak pięknie pachniały!- uradował się.
- Babeczki będą dobre wieczorem. Akurat jak przyjdziemy z kościoła.
Przewrócił oczami. A potem jego wściekle zawadiacki uśmiech mnie lekko przeraził.
- Za dwie godziny musimy wyjść- przypomniałam obracając się do drzwi.
Ale złapał mnie za rękę i przyciągnął z taką siłą, że wpadłam na niego z impetem. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, już trzymał moją głowę w dłoniach i namiętnie całował. Mimowolnie się poddałam. Nie wiem ile trwałam w pozycji „rób ze mną co chcesz, oddaję ci kontrolę nade mną”, może minutę? Albo pięć? W każdym bądź razie, gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy (on oderwał się ode mnie, bo ja nadal byłam w szoku), brakowało nam obojgu tchu.
- Lepiej przyszykujmy się do kościoła…- mruknęłam.
Śmiał się ze mnie jeszcze z pół godziny. Dopóki nie zjawiliśmy się na mszy świętej. Jako narzeczeni, wzięliśmy komunię. Ksiądz jak można zauważyć był zadowolony z naszej obecności. Nigdy nic do niego nie miałam, a i mój tato go lubi. Gdy dowiedział się, że wychodzę za mąż od razu przyznał, że bardzo chciałby w tym uczestniczyć. Znał mnie od jedenastu lat? Chyba tak jakoś. Miły sześćdziesięciolatek z wielkim uśmiechem na twarzy. Nie da się go nie lubić.
Od poniedziałku praca znów ruszyła. Dokupiliśmy farby do mieszkania i razem ze Zbyszkiem postanowiliśmy pomalować naszą sypialnię. Uparłam się, że na jednej ze ścian ma być tapeta, którą sama wybrałam. Zbyszek dał mi wolną rękę. Wybrałam więc srebrną w brązowe serpentyny. Reszta została pomalowana przez nas na kolor błękitny. Krawędzie i rogi na złoto. Po trzech dniach otworzyliśmy wszystkie okna, aby przewietrzyć i pozbyć się zapachu farby z całego domu.
W piątek Ignaczakowie zorganizowali spotkanie. Przyniosłam na tą uroczystość babeczki, które zdaniem mojego narzeczonego są pyszne. Oprócz nas przyszedł Grzesiu z Martą, Piotrek z dziewczyną. I mieli wpaść Gabi z Adasiem, ale coś im wypadło.
- O, i moi ulubieńcy!- ucieszył się na nasz widok Krzysiek.
- Ania!- krzyknął Sebastian. Podbiegł i mnie przytulił.
- Moje dzieci kochają cie bardziej niż mnie- zrobił kwaśna minę libero.
- Taki już mój urok, Igła.
- Krzysztof, nie zagaduj gości! Wchodźcie, kochani!- zawołała Iwona.
Przywitaliśmy się. Wręczyłam pani domu babeczki, a Zbyszek przyniósł wino. Weszliśmy do salonu.
- Cześć wszystkim- pomachałam.
- Noo, Anka odstrzeliłaś się- uśmiechnął się Grzesiu i puścił do mnie oczko.
- Ty, ty, Kosa. Nie podrywaj mi dziewczyny!- pogroził ze śmiechem Zibi.
Środkowy nie wiedział co odpowiedzieć, więc odwrócił się do Nowakowskiego.
- Nie patrz tak na mnie! Nie mam przygotowanego tekstu.
- Zawsze uważałam, że na poczekaniu wymyślasz- zdziwiłam się.
- Jak dobrze w nocy pogłówkuję, to tak- wyszczerzył zęby.
Zachichotałam i przysiadłam na fotelu obok Zbyszka. Wtedy weszła Marta i Iwona. A za nimi Krzysiek z tacą przekąsem i babeczek. Sebastian niósł coca colę. Postawili wszystko na stoliku.
- A gdzie Dominika?- zapytałam.
- Śpi- odpowiedzieli zgodnie.
Przywitałam się z Martą i Olą.
- Jak wam idzie w malowaniu domu?- zainteresowała się Marta.
- Parter prawie skończony tylko łazienka i kuchnia niedopracowana. Mój tata będzie tam kładł płytki.
- Cała kuchnia w płytkach?- zdziwił się Piter.
- Nie- odpowiedział za mnie Zbyszek.- tylko część. Trzeba tylko dokupić meble.
- Właściwie, to już niektóre zamówiliśmy- dodałam. - Za trzy tygodnie mają przyjść. A za może dwa miesiące całe wnętrze będzie gotowe.
- No, to czekamy na parapetówkę!- klasnął w dłonie Krzysiek.- hej! A co to za ciastka?
Wszyscy nagle zwrócili uwagę na stół. Siatkarze i Sebastian pierwsi rzucili się na tacę z babeczkami. A kiedy dowiedzieli się, że to moje, do końca kłócili się, kogo będzie ostatni kęs. Zbyszek tylko przyglądał się temu z niemą satysfakcją. Wiedział bowiem, że drugą brytfankę (którą upiekłam na jego wielką prośbę) ma w apartamencie, spokojnie czekającą na jego żołądek. Umówiliśmy się, że on będzie odpowiedzialny za kupowanie składników, a wtedy on mnie będzie prosił o upieczenie… jak to on stwierdził? „Tego Cuda”. (osobiście uważam, ze przesadza) A gdy ja stwierdzę, że godnie mnie o to prosi, zrobię to.
Całe spotkanie trwało do dziesiątej wieczorem.
Rzeczywiście po trzech tygodniach przysłano meble. Od razu zamówiliśmy drugą część, czyli do łazienek i kuchni. Marek z pomocą Zbyszka położył kafelki łazienkowe. Dobrze mieć ojca, który ma firmę specjalizującą się w takich sprawach…
Pierwsze co złożyłam ze Zbyszkiem było łóżko w sypialni. Duże, czarne z ozdobnymi poduszkami, które dostaliśmy gratis. Postawiliśmy je pod ścianą, którą wyłożyliśmy tapetą. Dostawiliśmy po obu stronach nocne stoliki. Było cudnie!
- Uda nam się wprowadzić tutaj zaraz po ślubie?- spytałam któregoś dnia, gdy skręcaliśmy szafkę do przedpokoju.
- Postaram się, żeby tak właśnie było- cmoknął mnie w policzek.
Rozwieźliśmy zaproszenia do wszystkich gości. Zajęło nam to tydzień, czego się nie spodziewaliśmy. W pierwszej kolejności najbliższa rodzina i potem przyjaciele. Gabrysia już coś szykowała na mój wieczór panieński, a Igła i Dziku z tego co mi Zbyszek się zwierzał, również coś szykują. Mam nadzieję tylko, że nie będzie to klub nocny. Ale znając ich, nigdy nie możesz być pewnym.
Łącznie na ślubie będzie 200 osób. W tym rodzina, siatkarze i ich dzieci.
--------------------------------------------------------
Hej ;)
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Przepraszam, że nie dodałam tydzień temu. Niestety tamten byłam zawalona nauką i nawet nie miałam czasu :c
Dziś trochę luzu, to postanowiłam Wam to wynagrodzić.
Dziękuję za ponad 41tys. wyświetleń! Jesteście kochani <3
Postaram się dodać kolejny jutro. Ale możecie być pewni, że jeszcze przynajmniej jeden pojawi się w ten weekend ;)
Czekałam, czekałam i się doczekałam! Jak już pisałam, jest na co czekać :) Rozdział jak zwykle świetny! No i ponownie czekam na kolejny. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńsuper rozdział. <3 niedługo ślub, ale fajnie. ^^
OdpowiedzUsuńhttp://milosc-milosci-nierowna-bvb.blogspot.com/ zapraszam do siebie na rozdział 11. :)
Super rozdział :D
OdpowiedzUsuńTyle na niego czekałam , ale się opłaciło :)
Ale fajnie , że niedługo ślub :)
Pozdrawiam i czekam na kolejny :*
Zapraszam do siebie http://droga-do-zemsty.blogspot.com/ 5 rozdział :)
Dziękuję za komentarze ;*
OdpowiedzUsuń