Na miejsce zajechaliśmy wieczorem, więc od razu położyliśmy się spać. Rano było śniadanie w naszym hotelu i trening. Następnie przygotowywałyśmy się do pierwszego mecz z Wrocławiem. Dziewczyny z Wrocławia były dość dobre. Podczas podróży Mariusz podał nam laptopy i analizowałyśmy ich grę. Wiedziałam, że ruda jest dobra w ataku, a blondyna w bloku. Jednak obrona trochę im szwankowała. Także przed obiadokolacją byłyśmy gotowe na dwu setowy pojedynek.
Weszłyśmy na boisko z okularami na nosach. My zaczynałyśmy zagrywką. Już na początku pierwszego seta udało nam się powstrzymać Wrocławianki blokiem Gabrysi. Później moje obrony i tak wygrałyśmy seta 21:17.
W drugim secie traciłyśmy dwa punkty, kiedy nagle Gabi posłała cudowna zagrywkę w 9metr! Później one przyjęły i chciały atakować z drugiej piłki. Ale dobrze je wyczułam i przełożyłam ręce nad siatką. Punktowy blok! I remis po 19. Kolejna dobra zagrywka Gabi i dobra obrona. Moje rozegranie, atak… i 20:19! Niestety ten set grałyśmy na przewagi. Wzięlyśmy przerwę.
- Gabi… uważaj na linię boczną- szepnęłam.- Ruda lubi tam walić.
- Wiem… Zrobimy tak, że rozegram ci tak jakby pajpa. Dasz sobie radę?
- Jasne. Tylko wysoko- mrugnęłam.
Wzięłyśmy łyk wody i wróciłyśmy na boisko. Stan 25:25. Zagrywka naszych rywalek. Przyjęłam perfekcyjnie ( o dziwo ruda flota puściła), Gabrysia rozegrała na pajpa z taką prędkością, że tamte nie zdążyły nawet mrugnąć, jak piłka wylądowała na ich połowie. Przybiłyśmy sobie piątkę. Gabrysia poszła na zagrywkę. Asem wygrałyśmy seta 27:25 i cały mecz 2:0.
- Pięknie, dziewczęta! – pochwalił trener.
- Dzięki, trenerze- odparłyśmy zgodnie.
Po kolacji zadzwoniłam do Zbyszka. Pogadaliśmy, pogratulował mi i poszłam spać. Kolejnego dnia mecz przegrałyśmy z Wrocławiankami 3:1. Walczyłyśmy do końca, niestety okazały się mocniejsze. Przez tę porażkę w wieczornym meczu ograły nas Zakopianki 2:0. Ze spuszczonymi głowami wróciłyśmy do hotelu. Wyżaliłam się znów Zbyszkowi przez telefon. Pocieszał mnie i mówił, że we mnie wierzy. Gabrysia rozmawiała z Adamem przez prawie dwie godziny, pobijając mój rekord. Kolejnego dnia wygrałyśmy dwa mecze pod rząd z Katowicami i Mysłowem po 2:0. Chyba pomogły nam krzepiące słowa naszych chłopaków i trenera. Kolejny mecz znów wygrałyśmy z Radomiem 3:1. I tak doszłyśmy do półfinału.
Sobota. Walka o finał z Gdańskiem. Drugi mecz grać będą Wrocławianki i Szczecinianki. My niestety swój mecz przegrałyśmy i na pewno nie będziemy mieć 2 czy 1 miejsca. Pozostało nam czekać na przeciwniczki. Wrocław okazał się słabszy od Szczecina. Czyli jutro gramy o brąz!
Przez cały wieczór analizowałyśmy grę naszych rywalek. Kolejny raz spotykamy się w tym turnieju i mamy zamiar tym razem wygrać.
Rano zjadłyśmy pożywne śniadanie i miałyśmy lekki trening. O czternastej wyszłyśmy na boisko. Zaczynały Warszawianki. Pierwszy set szłyśmy punkt za punkt. One pierwsze wzięły przerwę. Były zdenerwowane, że nie uciekły nam na kilka punktów. 20:20. Ja na zagrywce. Flot w narożnik boiska, cudem podbijają. Atakują, rzucam się w obronie. Wystawa dołem Gabrysi, mój plas. Punkt!
- Jeszcze jeden, dawaj!- klasnęłam w dłonie.
Moja zagrywka, przyjmują ale Gabi dobrze pracuje blokiem. Mój atak, nie skończyłam! Rozpaczliwa obrona Warszawianek. Nasz kontratak. Wystawiam Gabrysi prawie pajpa. Punkt! Koniec meczu!
- Jea!- skoczyłyśmy do siebie i mocno przytuliłyśmy.
- Mamy 3 miejsce!- krzyknęłam.
Podeszłyśmy do siatki i podziękowałyśmy rywalką za dobrą grę. Wieczorem trener rozlał nam szampana i dał zjeść czekoladę. Co z tego, że każda z nas zjadła 2 w godzinę? Nie, nic.
- Gratulacje!- ucieszył się z mojego komunikatu Zbyszek.- Wiedziałem, że dacie sobie radę!
- Dzięki, że wierzyłeś- wysłałam mu całusa przez słuchawkę. – Jutro wracam.
- Wiem. I niezmiernie się z tego cieszę. Już szykuję niespodziankę na twój przyjazd.
- A więc tym bardziej się nie mogę doczekać!
Wieczorem razem z Gabrysią poszłam nad morze. Wreszcie był na to czas. Trzymając się pod ręce, spacerowałyśmy brzegiem.
- Nie żałuję, że się zgodziłam- przyznała po długim milczeniu.
- Ja też nie.
- Zbyszek cię wspierał.
- Nie miał wyjścia, musiał.
- Nie o to chodzi – zaprzeczyła. – Po prostu był przeciwny twojej grze ze mną. Bał się, a mimo to pozwolił ci grać. Z pewnością modlił się jak nigdy, żeby nic ci się nie stało. I do tego tak pięknie ci dopingował! Musze przyznać, że dobry z niego facet.
- Łał, to ty? Ty to powiedziałaś?!- żartowałam.
- Co w tym takiego dziwnego? Jeżeli chodzi o twoje bezpieczeństwo, a on potrafi o ciebie zadbać, to jest i moim przyjacielem. Bo ja też obawiałam się twojej gry. Nie mówiłam tego na głos bo pewnie byśmy się pokłóciły…
- Z pewnością.
- Kuźwa, nie mogę uwierzyć! 3 miejsce, chociaż dopiero zaczęłyśmy karierę plażową…
- To jest sukces. Dzięki Mariuszowi i chłopakom, którzy pomogli nam. A propos chłopaków… jak tam Homi? Nie odzywał się do mnie.
- Wszystko dobrze. Z twoim tatą też… Wiesz? Jestem szczęśliwa. Mam wspaniałą przyjaciółkę, cudownego chłopaka i znajomych siatkarzy…żyć nie umierać!
Zaśmiałyśmy się głośno. Doszłyśmy do mostu.
- Wracamy?- zaproponowałam.
- Tak. Chodźmy.
- Tęskniłem- wymruczał mi do ucha.
- Ja też tęskniłam! Ale zdobyłam medal. Dla ciebie- wyjęłam zza biało-czerwonej (w barwach Resovii) koszulki brązowy krążek.
Podałam mu go, a ten wziął go z czcią. Oglądał i z dumą spojrzał na mnie.
- Moja narzeczona…
Pocałował mnie namiętnie. Nawet nie zauważyłam, że objęci Adam z Gabrysią podeszli do nas i się przyglądali.
- Mamy publiczność- mruknęłam.
- Niech zazdroszczą- zachichotał.
Odsunęłam się od niego i podeszłam do Adasia.
- Cześć, brat!- przytuliłam go.- Ty to pewnie za mną najbardziej tęskniłeś…
- Chciałabyś- prychnął z uśmiechem.- Gratuluję.
- Dobra, no to my się zbieramy- stwierdził Zibi patrząc na zegarek ze zniecierpliwieniem.
Wziął moją walizkę i odeszliśmy na parking. Jadąc samochodem do jego mieszkania, pytałam jaką to niespodziankę mi uszykował. Ale nic nie chciał powiedzieć. Stwierdził tylko, że dziś muszę być u niego w domu. Weszlismy do jego mieszkania. Oświeciłam światło i…
- Gratulacjee!
Zza kanapy wyskoczył Igła i Sebastian. Grzesiu stał kulturalnie pod oknem z szerokim uśmiechem i Martą przy boku. Nie trzymali się za ręce, ani nic. Ale widać było, że są przyjaciółmi. Na razie. Nowakowski podszedł do mnie od tyłu i wystraszył.
- Jezus Maria!
- Nie, to tylko ja- zaśmiał się.
- Wystraszyłeś mnie!- wycelowałam w niego palcem.- Ale ci wybaczam, bo mam dziś dobry humor. Dzień dobroci dla zwierząt- mrugnęłam.
- Brąz wywalczyłaś złotko! To jest sukcesss! – podbiegł Krzysiek i mnie przytulił.
- Uwaga, mamut przytula. Kryć się kto może!- prychnęłam zza jego uścisku.
- Dość tego Igła, daj dojść innym- przepychał się Grzesiu.
- Cześć, Kosa- pomachałam mu i posłałam uśmiech zza ramion libero.- Możesz mnie uratować, jakby ci się chciało…
- Taaaatooo!- ciągnął Krzyśka za rękaw synek.- Chcę się przywitać z Anią!
- Oj, cicho bądź młody!- machnął na niego ręką.
- Bo powiem wszystkim, jak wpuściłem ci do pokoju żabę i goniłeś ją po całym domu!- postraszył chłopak.
Co, co, co, co, co? Hahahahaha. Punkt dla młodego!
- Za późno, właśnie się wygadałeś- westchnął i odsunął się ode mnie.- Ale żeby nie było! Ona skakała, a ja skakać nie potrafię. Jestem zwinny, ale w porównaniu z tym gadem…
- Płazem- poprawił Cichy Pit.
- Jak zwał, tak zwał. A więc z tym płazem nie miałem żadnych szans.
- Jasne, jasne Igła!
Już sobie wyobrażam naszego libero skaczącego po całym domu za żabą.
- Ale ja ją złapałem i wypuściłem!- zaprotestował młody Ignaczak.
Krzysiek tylko zamknął oczy i głęboko westchnął. Właśnie wydała się jedna z tajemnic K. Ignaczaka.
- Seba! Jak ja cię dawno nie widziałam!- uściskałam chłopca.- Na przywitanie mam dla ciebie prezent znad morza.
Wyjęłam z torebki małą, biała muszelkę.
- Sama ją znalazłam- uśmiechnęłam się i wręczyłam mu.
- Dziękuję.
- Kto mi pomoże?!- zawołał Zbyszek z kuchni.
- Idę!- krzyknęłam.
- A, Iwona kazała ci pogratulować. Nie mogła przyjść- wyjaśnił Igła.
- Dzięki- uśmiechnęłam się.
Wkroczyłam do kuchni.
- To w czym ci pomóc?
Wzięłam tacę z szampanem, on z jakąś przekąską. Rozdałam kieliszki i stanęłam przy oknie. Zbyszek stanął obok mnie i podniósł w górę naczynie.
- Wznosze toast za moja piękną, utalentowaną narzeczoną! Gratulacje za zajęcie 3 miejsca w Turnieju Narodowym Miast Polski Kobiet* !
- Za Anię!- krzyknął Grzesiu.
- Za Anię!
I wypiliśmy szampana do dna. Sebastian dostał butelkę Piccolo, więc był zadowolony. Usiedliśmy przy stole pijąc herbatę i jedząc pizzę.
- Kiedy zaczyna się sezon +Ligi?
- To już praktycznie za tydzień!
- Musze jutro wpaść do Resovii…
- Będziesz naszym psychologiem, z tego co słyszałem- wyszczerzył się Piotrek.
- A macie szczęście, ze to ja, a nie ktoś inny.
I znów zaczęliśmy rozmawiać o siatkówce. Sebastian nawet dużo wiedział, jak na swój wiek. I fakt, że tak do końca nie interesuje się siatkówką tylko piłką nożną. Więc wyszło na to, że byłam jedyną kobietą w ich gronie. To mnie urządzili!
Rozeszli się jakoś o północy. Ja i Zbyszek sprzątnęliśmy i położyliśmy spać.
***
Następnego dnia miło było obudzić się w ramionach ukochanego ze świadomością, że nigdzie nie musisz się spieszyć. Treningów nie miałam. Zbyszek jedynie musiał iść do Resovii przed jedenastą. Teraz jest 09.13.
- Zbyszek…- szepnęłam mu do ucha, nachylając się nad nim.
- Myhym?
- Pora wstawać. Spóźnisz się na trening.
Zmarszczył nos i schował głowę w poduszkę.
- Panie Bartman!
Otworzył szeroko oczy.
- Kochanie, dlaczego nie dasz mi pospać jeszcze pięć minut?- spytał zirytowany.- Musze się rozbudzić.
- Dobrze, masz pięć minut. Idę zrobić śniadanie.
Wymruczał coś niezrozumiałego do poduszki i chyba zasnął. Z dezaprobatą wstałam do kuchni. Wzięłam resztki chleba i posmarowałam końcówką masła. Chwała za to, że ser i pomidor są! Trzeba będzie wybrać się na zakupy.
Krojąc pomidora poczułam, że nie jestem sama w pomieszczeniu. Zbyszek stał za mną i mi się przyglądał. Po czym podszedł bliżej i mnie przytulił od tyłu.
- Wstałeś…
- Bo nie potrafiłem pozbyć się myśli, że jesteś w mojej kuchni i robisz mi kanapki- wymruczał. – Jestem za tym, żeby było tak zawsze.
- Że ja mam ci zawsze robić kanapki niby?- podniosłam brwi.
- Nie no… czasem może być odwrotnie.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wprowadź się do mnie.
- Zbyszek…
Odwrócił mnie w swoja stronę. Położył ręce na moich biodrach.
- Wiem, że nie jesteś gotowa i bla, bla, bla. Ale ja pragnę mieć cię przy sobie. A co to za różnica, przecież i tak już prawie tutaj mieszkasz! Sypiasz w mojej sypialni, na moim łóżku, u mojego boku co drugą, trzecią noc.
- Bo mnie porywasz.
- Za bardzo nie protestujesz.
- Bo nie potrafię. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafię.
- Dobrze, ja poczekam. Poczekam, aż się zmęczysz współlokatorami. Nie ma sprawy, jestem cierpliwy.
- Lepiej idź się przygotuj na trening mój ty wybawicielu- cmoknęłam go w brodę.
Przewrócił oczami i poszedł. Spakował torbę, wziął wodę z kredensu i wrzucił do niej. Ubrał dżinsy i czarną koszulkę. Słońce nie świeciło, zaraz miało padać.
- Może załóż sobie blluze z kapturem?- zaproponowałam po tym, jak zjedliśmy uszykowane przeze mnie kanapki.
- Wziąłem do torby- odparł i dopił w biegu kawę. Wstałam za nim do korytarza. Zakładał buty.- To miłe, że tak się o mnie troszczysz.
Jego uśmiech był jak słońce w lecie. Rozgrzało mi to serce.
- Nie chcę tylko, żebyś mi się przeziębił, kotku- mrugnęłam.
- Spokojna głowa- wyprostował nogawkę spodni i dał mi całusa w usta.
- Będę w Resovii akurat jak skończysz trening. Poczekaj na mnie, dobrze?
- Jasne. Pa- znów mnie pocałował, tym razem dłużej.- Zapasowe klucze masz w szafce w kuchni od okna na najwyższej półce!
I zbiegł po schodach. Zamknęłam drzwi wejściowe na zamek wewnętrzny. Pościeliłam łóżko i sprzątnęłam w kuchni. Potem połozyłam się na kanapie i zasnęłam przed telewizorem. Obudził mnie budzik, który nastawiłam. Przeciągnęłam się leniwie i ziewnęłam. Założyłam czystą koszulkę z wielkim kotem na przodzie i spodnie z ubrań, które wczoraj przywiozłam w walizce. Włożyłam adidasy. Znalazłam klucz w szafce i wyszłam. Spacerkiem doszłam do przystanku autobusowego. Busem zajechałam prosto pod Resovię.
Weszłam na kończący się już trening siatkarzy. Zbyszek widząc mnie szeroko się uśmiechnął.
- Trenerze, nasza pani psycholog… psycholożka? No w każdym bądź razie nasza droga Ania się zjawiła- zakomunikował Igła.
- Igła, ty zamiast gadać to lepiej wróć do przyjęcia- powiedział trener Andrzej Kowal. I zwrócił się do mnie.- Witam! Pani jest nowym psychologiem?
- Tak, to ja- uśmiechnęłam się i uścisnęłam mu dłoń. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
- Ależ skąd! Kiedy zaczyna pani pracę?
- Mogę w każdej chwili. Jeżeli będę potrzebna codziennie, jestem do pana i siatkarzy dyspozycji.
- To dobrze. Oczywiście nie będzie pani musiała codziennie przychodzić. Ustalimy dokładne dni i godziny.
- Dziękuję. Ale mam mała prośbę…
- Słucham?
- Czy mógłby pan mówić mi na ty? Anna.
- Andrzej.
- Więc ja już wyjdę i zaczekam na nich na zewnątrz.
Pomachałam siatkarzom, którzy przysłuchiwali się naszej rozmowie. Odmachali mi niemal w tym samym momencie. To wyglądało jakby byli moimi wiernymi pieskami. Usiadłam w korytarzu i czekałam na moich wielkoludów.
Pierwszy wypadł z szatni Igła.
- No! Kogo ja widzę?- podbiegł i mnie przytulił.
- Mnie, oczywiście. A gdzie reszta?- spytałam, kiedy nie zobaczyłam Schopsa i Alka.
- Jeszcze na wakacjach- wyjaśnił Piter.
- Organizuję grilla- rzekł w drodze na parking Krzysiek.- Zapraszam was.
- A kiedy?- dopytywałam.
- W piątek.
- Przyjdziemy- obiecał Zibi.
Wsiadłam do samochodu. Gdy tylko zajął swoje miejsce, rzekłam:
- Jedziemy na zakupy! Nie masz nic w domu do jedzenia.
- Nie możemy po prostu jechać do restauracji na kuchnię na przykład tajlandzką?
- Nie. Nie każ mi wypowiadać tych wszystkich argumentów, które potwierdzą moją rację…
Westchnął ciężko i skręcił w przeciwną stronę od swojego mieszkania. W którym zapewne znów spędzę noc. Chyba Zbyszek ma rację. Ja praktycznie już u niego mieszkam! Co za różnica? W sumie to mam niesamowite szczeście, że na niego trafiło. Gdyby nie był moim chłopakiem, nie wiem gdzie bym się podziała. Gabrysia i Adam zajęli już całe mieszkanie. W sumie to tylko im przeszkadzam. A i ja sama nie chcę codziennie patrzeć na mojego kochanego, starszego braciszka, przytulającego się i całującego z moją najlepszą przyjaciółką.
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że powinnam posłuchać Zbyszka. Gabi i Homi tego nie mówią na głos, ale na pewno myślą podobnie.
- Lidl czy Biedra?- spytał, wybijając mnie z własnych myśli.
- Po kolei.
Weszliśmy najpierw do Biedronki i kupiliśmy potrzebne rzeczy. Następnie Zbyszek uparł się, że potrzebuje jeszcze coś kupić w Lidlu. Kazał mi czekać w samochodzie. Nastawiłam więc Radio Rzeszów i słuchałam wydania sportowego, które akurat puszczali. Przyszedł po dwudziestu minutach z dwoma reklamówkami, które szybko spakował co bagażnika, żebym nie widziała.
- Co to takiego?- spytałam, kiedy wsiadł.
- Takie tam…
- I ta odpowiedź niby ma mi wystarczyć?- prychnęłam.
- Niestety dla ciebie, ale musi.
Dałam za wygraną.
- Musimy podrzucić mnie pod mój blok- zakomenderowałam.
Zdziwiony zerknął z ukosa na mnie.
- Przecież jedziesz do mnie.
- A twoim zdaniem w czym ja będę spała? Albo w co się jutro do pracy ubiorę?
Na jego twarzy malował się w tej chwili zawadiacki, dziki, jedyny w swoim rodzaju uśmiech.
- Jak dla mnie możesz spać nago.
Prychnęłam zirytowana. Posłuchał mnie jednak i podwiózł pod blok. W mieszkaniu paliło się światło. Mam nadzieję, ze w niczym nie przeszkodzę nowej parze…
Wyszłam z samochodu i po schodach udałam się na odpowiednie piętro. Na wszelki wypadek zapukałam. Otworzył mi mój brat.
- Adaś!
- Wchodź…
Weszłam i zamknęłam za sobą drzwi. Gabrysia leżała z puszką coli w ręce przed TV. U jej stóp siadł Homi.
- Widzę, że jeszcze w ubraniach… to dobrze, że wam nie przeszkodziłam- zachichotałam.
- Zostajesz na dłużej, czy wychodzisz?- dopytywała się Gabrysia zerkając to na mnie to na swojego chłopaka.
- Spokojnie!- podniosłam w obronnym geście ręce.- Zabieram tylko kilka rzeczy i wychodzę. Będziecie mogli spokojnie przeżyć upojną noc. I dzień.
- Miałem ci tego samego życzyć…- zmrużył oczy Adam.- Z tego co się dowiedziałem, twój siatkarz jest dobry w RSO.
- W co?- z robiłam minę, typu: „co ty za pierdoły gadasz?”.
- No właśnie! Co to znaczy?- dopytywała się Gabi.- Wszyscy faceci ten skrót znają na pamięć.
- No właśnie-faceci.
Tymi słowami zamknął temat. Poszłam więc szybko do sypialni. Zabrałam do dużej torby na trening niebieską pidżamę, która składa się z szarego podkoszulka i błękitnych, krótkich, a jednocześnie wygodnych spodenek. Zakrywały tylko pośladki, więc dobrze się spało. Do tego wrzuciłam czystą bieliznę (w tym ostatnio kupione figi), dwie bluzki i dżinsy. Wychodząc, wpadłam do łazienki i porwałam na szybko Mascarę.
- Wychodzę! Nie zapomnijcie się zamknąć! I jeszcze raz upojnych chwil!- krzyknęłam, zamykając za sobą drzwi.
Zbiegłam po schodach na chodnik. Zbyszek czekał w samochodzie. Wrzuciłam torbę na tylne siedzenie i usiadłam z przodu.
- Masz wszystko?
- Raczej tak. Powinno wystarczyć na jutro. Ewentualnie jeszcze na pojutrze…- Dobra. I tak już podjęłam decyzję. – Ale będziesz musiał mi pomóc z kartonami niektórych ubrań- przygryzłam nerwowo wargę.
Zaskoczony na chwilę stracił z oczu jezdnię, patrząc na mnie.
- Chwila. Czyli…
- Tak. Przeprowadzam się do ciebie.
Był tak zadowolony, że zapomniał o prowadzeniu auta!
- Patrz na drogę, idioto!- krzyknęłam.
W ostatniej chwili wyprostował samochód na autostradzie.
- To bardzo dobra wiadomość!- uśmiechał się.- Tylko co powie na to nasz ksiądz?
- Eh, nie musi wiedzieć- machnęłam ręką.
Zaśmiał się i zaparkował przed budynkiem z apartamentami. Wzięliśmy zakupy i moje ciuchy, które od razu poukładałam w szafie. Zbyszek zrobił mi trochę miejsca.
- Nie masz tego wiele… Jutro będziesz miała całą prawą stronę wolną- pokazał ręką część mebla- i kilka półek.
- Ale ja chcę lewą stronę! – zaprotestowałam.
Zmarszczył brwi.
- Ale ja lubię lewą stronę.
Teraz to ja założyłam ręce pod boki i spojrzałam do góry na niego z hardą miną.
- Pozwoliłam ci spać po lewej na łóżku. Ale miejsca w szafie nie ustąpię!- niemal tupnęłam nogą.
- Spokojnie, możemy negocjować…
- Z tobą negocjacje, to jak cholerne granie w totka! Walisz w mur, ale on i tak nie odskoczy- założyłam kosmyk włosów za ucho nagłym gestem.
- Och, mój uparciuszku… mogę za to dać ci całą lewą stronę w łazience. Co ty na to?
- Nie.
Westchnął.
- Dobra. Niech ci będzie.
Wyszczerzyłam się i klasnęłam w ręce. Wiedziałam, że mi ustąpi. Zazwyczaj nie mógł dłużej się ze mną kłócić o takie błahostki.
Włożyłam szybko rzeczy do szafki i przechodząc do łazienki, dałam mu całusa w policzek.
- Tylko tyle za moje poświęcenie?
- Jak zrobisz kolację, to może dostaniesz buziaka w drugie poliko!- odkrzyknęłam już z męskiej toalety.
Niemal widziałam, jak ciężko wzdycha. A potem, jak szeroko i zawadiacko się uśmiecha. Weszłam do kabiny i puściłam ciepłą wodę. Umyłam włosy. Gdy wyszłam, zorientowałam się, że nie mam ręcznika, a piżama leży w szafce.
- Cholera jasna!- zaklęłam.
Mam dwa wyjścia. Jedno, że wyjdę z łazienki nago i po prostu zabiorę rzeczy. Albo druga, że zawołam Zbyszka i poproszę, aby mi je przyniósł. Ale on pewnie był zajęty robieniem kolacji, więc została mi ta pierwsza opcja. Przekręciłam cicho zamek w drzwiach i wyszłam do sypialni. Z kuchni czułam jakieś ładne zapachy. Pomidory i chyba papryka? Co ten mój Zbyszek wyczynia? Szybko porwałam szary ręcznik i się nim okryłam. Zabrałam bieliznę i pidżamę do łazienki. Przebrałam się i zawinęłam włosy w ręcznik. W takim stanie wyszłam do kuchni.
- Co tak pachnie?- spytałam.
- Niespodzianka. Idź, zaraz przyjdę.
Mogłam usiąść w salonie na kanapie. Ale zdecydowałam się położyć na wygodnym łóżku, włączyć TV i poczekać na niego. Nic ciekawego w telewizji nie pokazywali, więc przełączałam z kanału na kanał, nudząc się niezmiernie. Po piętnastu minutach przyszedł Zbyszek z drewnianą, ogromną tacą do łóżka. Zrobiłam miejsce pośrodku i usiadłam w siadzie skrzyżnym. Zibi zrobił to samo po drugiej stronie.
- A więc zdradzisz mi, co to takiego? Pachnie wybornie!
- Smakuje też. Uważaj tylko, bo gorące…
Wziął na widelec trochę potrawy i przysunął do moich ust. Z przymrużonymi powiekami otworzyłam buzię. Po chwili przeżuwałam jakąś Hiszpańską potrawę.
- Pyszne… Sam to robiłeś? Serio?
- Tak, robiłem to ja. Sam. Lubię gotować…
- Wiem, że lubisz. Ale coś takiego!- byłam pełna podziwu.- Nie miałam pojęcia, że gotujesz takie dania… Coś mi się wydaje, że to ty będziesz robił mi kolacje. A nie na odwrót. Teraz się od tego nie uwolnisz!- uśmiechnęłam
się szeroko.
- Dla ciebie wszystko!- puścił mi perskie oczko.- A tak serio… mama nauczyła mnie gotować. Miała kiedyś fazę na kuchnię z całego świata. Tak przy okazji się nauczyłem.
- Więc będę mieć męża kucharza i siatkarza w jednym?
- Postaram się aby tak było.
Z uśmiechami dokończyliśmy posiłek.
~
* Turniej Narodowy Miast Polski Kobiet - nazwa zmyślona na potrzebę opowiadania!
--------------------------------------------------------------
I jest następny!
W piątek nowy rozdział :)
jjejejejejejejeje <3 wprowadziła się, ale fajnie. ^^ czekam z niecierpliwością na next'a <3
OdpowiedzUsuńale super, że im się tak układa :D czekam na kolejny :*
OdpowiedzUsuńCzekam na next xD
OdpowiedzUsuń