piątek, 3 października 2014

CIII



Kolejnego dnia pobytu nad jeziorem również dopisało słońce. Ja i dziewczyny opalałyśmy się a chłopcy grali w siatkówkę. W końcu przyszedł czas na naukę siebie nawzajem mnie i Gabrysi. Musiałyśmy podzielić obowiązki na boisku. Nie byłam przyzwyczajona grać tylko we dwójkę. Na szczęście mój narzeczony i Kubiak mieli w tym doświadczenie.
- Anka, musisz wyżej jej rozgrywać- upomniał mnie Zbyszek.- Inaczej nic nie będzie mogła zrobić, a przeciwnik wykorzysta okazję.
- Przecież rozgrywam wysoko!- zaprotestowałam z jękiem ocierając pot z czoła.
- Nie prawda! Jest za nisko- skarżyła się przyjaciółka.- Spróbuj kilka centymetrów wyżej…
- Jeżeli sprawia ci trudność rozgrywania górą, możesz dołem- przypomniał mi Dziku.
Kiwnęłam głową i ustawiłam się na przyjęciu obok Gabi. Zaserwował Kosa. Gabrysia przyjęła, pobiegłam na pozycję i sposobem dolnym jak najdokładniej i jak najszybciej potrafiłam dociągnęłam piłkę do prawej antenki. Tym razem wyszło idealnie.
- No, nieźle…- pochwaliła unosząc kciuk do góry.
- Chyba sobie żartujesz! To było moje najlepsze rozegranie dotychczas.
Machnęła tylko ręką.
- Teraz blok, dziewczyny- zdecydował Michał.
Zmarszczyłam brwi.
- Mnie to się nie uda.
- Dlatego będziesz stała na obronie, kochanie- uśmiechnął się Zibi.- Rób to, w czym jesteś dobra. Nic na siłę.
- A w czym jestem dobra?- podpuściłam go.
Zmrużył zmysłowo brwi i podszedł do mnie do siatki.
- W wielu rzeczach…- zamruczał nachylając się i całując w nos przez czarną siatkę.
Uśmiechnęłam się pod nosem i stanęłam na obronie. Atakował na przemian Dziku i Zibi. Nie raz udało mi się odczytać ich grę. Ale nie raz Kubiak przepchnął piłkę po bloku Gabrysi w taki sposób, że nie miałam szans. Po piątej takiej zmyłce zawyłam z wściekłości.
- Ej, spokojnie!- zawołał.- Nie wszystko uda ci się obronić! To nie jest siatkówka halowa…
- Wiem… ale to takie irytujące!
Założyłam ręce za głowę i zamknęłam oczy głęboko wzdychając.
- Dobra. Przerwa!- zarządził Zbyszek.- Potem zagramy my dwaj na was dwie. Musicie ćwiczyć.
Kiwnęłyśmy głowami i dołączyłyśmy do siedzących na kocach przyjaciół.
- No, nieźle Anka, nieźle- pochwalił Igła.- Prawie jak mistrz.
- Jaki mistrz?- spytałam ciekawa.
- No jest chyba jeden, co nie?- spytał i zrobił minę typu: „jak możesz tego nie wiedzieć!”- No, ja oczywiście!
- Skromny jak zawsze- westchnęła Iwona.
Zachichotałam.
- Masz rację, Krzysiu. Jeszcze dużo mi brakuje do Króla Obrony Wszystkich Obrońców.
Ułożyłam się obok Zbyszka i spojrzałam za Gabrysią. Siedziała daleko od Grzesia i Adama. Jakby ich unikała. Obydwoje na nią spoglądali i jestem pewna, że zastanawiają się w tym momencie, co zrobili nie tak. Po chwili do Grzesia podeszła Marta, z która bardzo dobrze się dogadywał. Nie wiem o czym rozmawiali, ale musiał to być interesujący ich oboje temat. Zaczęli się śmiać, a śmiech ten poszedł echem po całej okolicy.
- Idę po wodę- oświadczyła Gabrysia wstając.
Otrzepała spodnie na tyłku i udała się do swojego namiotu, skąd nie było go widać. Po minucie wstał również Homi. Westchnęłam głośno. Cóż, chyba coś z tego będzie…


Gabi.
Idąc w stronę namiotów, poczułam, że ktoś za mną maszeruje. Nie wiem dlaczego, ale nie zdziwiłam się kiedy spojrzałam za siebie i ujrzałam Adama. Może moja któraś część mnie chciała żeby to był on?
- Zaczekaj!- zawołał.
Zatrzymałam się.
- Po co za mną idziesz? Czyżbyś mnie śledził? Chcesz mnie uprowadzić, porwać, związać i wykorzystać?
- Chyba by ci to odpowiadało, ale niestety cię rozczaruję- zrobił bezradny gest ramionami.- Postanowiłem ci towarzyszyć.
- Aleś szlachetny!- prychnęłam z pogardą.
Zrównał się ze mną więc ruszyliśmy ramię w ramię do mojego namiotu.
- A ja cię rozczaruję, ale niestety nie mam zamiaru się przebierać.
- Jakoś to przeżyję.
Zmarszczyłam brwi i trochę wkurzona weszłam do namiotu. Zabrałam butelkę wody i wyszłam. Przy drugim kroku wpadłam na kogoś. Oczywiście tylko jedna osoba mogła nachodzić mnie w taki sposób.
- Nie masz innej rozrywki?
- Największa jest przy tobie.
- Nienawidzę cię!- syknęłam.
- Znów mówisz nie, kiedy wiesz, że jest inaczej- cmoknął ustami niezadowolony.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w górę. Staliśmy znów zbyt blisko siebie. Miałam go na wyciągnięcie ręki.
- Dobrze wiem, że chciałabyś mnie teraz przytulić- odezwał się zmysłowym głosem.- Ale tego nie zrobisz.
Nie. Nie zrobię. Bo jak ja potem spojrzę w oczy Grzesiowi? I co ja mu powiem! Nie. To nigdy nie może się zdarzyć. Dopiero jak zerwę z Grześkiem…
- Wcale tego nie chcę- zaprzeczyłam i odsunęłam się na trzy kroki.
- A ja i tak wiem, że ty wiesz, że chcesz. Mnie nie oszukasz, kochanie…
- Nie mów tak do mnie!- pogroziłam.
- Kochanie, kochanie moje… serce moje… nie ma takich…- zaczął nucić.
Ale uciekłam.

Anka.
Spałam sobie wygodnie na Zbyszku, kiedy koś brutalnie mnie zrzucił z jego ciała.
- Co jest, kurwa!- zaklęłam.
- Nie żadna kurwa, tylko ja- wyszczerzył się Dziku.- Wstawać śpiochy! Gramy.
- Obudziłeś mnie, a miałam taki piękny sen… W pewnym momencie ty się pojawiłeś, ale mi przeszkodziłeś śnić dalej.
- Śnisz o mnie?- wyszczerzył się.
Teraz zauważyłam, że ma na nosie okulary przeciwsłoneczne. Zapytałam skąd.
- A te… te są z Włoch. Mam jeszcze kilka par z innych części świata. Ale te są najwygodniejsze.
Skinęłam głową. Przyszła Gabrysia z wodą a za nią przybiegł Adaś. Zauważyłam, że Grzesiu nawet tego nie zauważył, że oboje zniknęli na kilkanaście minut. Tak bardzo był pochłonięty rozmową?
Poszliśmy grać. Oczywiście chłopcy wygrali. Ale zawsze na przewagi. Mniej więcej rozumiałam, jak mam przyjmować i stać. Poprawiłam zagrywkę, której praktycznie nie wykonywałam od kilku lat. Potem razem z Krzyśkiem udaliśmy się do cienia i nawzajem rzucaliśmy sobie i odbijaliśmy piłkę do obrony. Nauczył mnie kilku trików z przewrotem w przód i w tył. Poznałam jego tajemnice idealnego fikołka! Za to dostał ode mnie buziaka w policzek. Później graliśmy w karty. Dwa razy wygrał Igła, i po jednym Zbyszek, Dziku i Kosa. My nie miałyśmy szans. Znaczy ja trochę większe ale zazwyczaj gdy już prawie wygrywałam, Krzysiek wyciągał asa z rękawa. Posądziłam go o oszustwo.
- Takie kurwa oszczerstwa na mnie?!- zdenerwował się.- Wal się na cycki!
Porwał mnie i wrzucił do wody. I tak oto skończyła się moja pierwsza partia w pokera. W kolejnych już wiedziałam, że nie powinnam oskarżać o kłamstwo Ignaczaka bo to może się dla mnie źle skończyć.
Podzieliłam się z zebranymi ludźmi o planach na ślub. Wszyscy nam pogratulowali. Zauważyłam, że Grzesiu bardzo dużo czasu spędza z Martą, a Adaś za to „próbuje” rozmawiać z Gabrysią. Wieczorem mieliśmy kiełbaski. Chłopcy zrobili ognisko. Przytulona do Zbyszka śpiewałam różne piosenki, które komuś akurat padły do głowy. Gabrysia usiadła naprzeciwko mnie. Po jednej stronie miała jednego, a po drugiej drugiego adoratora. Dziku i Kosok zasypywali nas żartami. Krzysiek rozśmieszał głupotą (w dobrym tego słowa znaczeniu). Na końcu zaczęliśmy tańczyć. Zbyszek puścił muzykę z radia w samochodzie. Tańcząc w ramionach Zbyszka, obserwowałam Gabi i Grzesia, Martę i Adama. Po piętnastu minutach Homi nie wytrzymał i podszedł do Gabrysi, przerywając tym samym taniec tej pary. Przyjaciółka nie miała innego wyjścia jak zgodzić się z nim zatańczyć. I wtedy wszystko się zawaliło.


Gabi.
Tańcząc w ramionach Grzesia czułam się … dobrze.
- Przepraszam… czy mógłbym prosić?- spytał grzecznie Adam.
Zamurowało mnie. Miał odwagę, żeby tutaj przychodzić? Już miałam powiedzieć nie, gdy z drugiej stron pojawiła się Marta i poprosiła o taniec Kosę. Nie miałam wyboru.
- Jasne- udawałam uprzejmość.
Podałam mu rękę, którą zachłannie chwycił w swoją dłoń. Drugą położył na mojej talii, moim zdaniem zbyt nisko. Ale nie miałam zamiaru jej poprawiać. Bo gdybym miała się tak głębiej zastanowić, to wcale mi to nie przeszkadzało. Jak na złość, zaczęli grać wolna muzykę. Przyciągnął mnie delikatnie do siebie i szepnął do ucha:
- Dziękuję.
- Za co?- spytałam zdziwiona.
- Za to, ze się zgodziłaś zatańczyć.
Nie było sensu aby tłumaczyć.
- Nie ma sprawy- odparłam po prostu.
Wcale nie dokuczała mi ta bliskośc jego ciała. Wręcz przeciwnie. W jego ramionach tańczyłam i czułam się jak w bajce. Może to głupie, ale prowadzić umie wyśmienicie.
- Dobrze tańczysz- stwierdziłam na głos.
- Zdziwiona?
- Może trochę…
- Nie tylko dobrze tańczę- mrugnął uwodzicielsko.
- Jak zaraz nie przestaniesz, to się wkurwię i palne ci w ten głupi łeb!
- Dobrze już, dobrze.
Obrócił mnie trzy razy i przytrzymał lekko pochylając do tyłu. Przez cały czas patrzyłam mu w oczy. Nie mogłam po portu oderwac od nich wzroku. Mimo, że było ciemno, widziałam jak się świecą z radości.
- Możemy porozmawiać?- zapytał po dłuższym milczeniu.
Dobra. Może to w końcu trzeba podjac decyzję?
- Tak.
Wziął mnie za rękę i wyprowadził tyłem. Przed oczami mignęły mi tylko sylwetki Grzesia i Marty, którzy połączyli się w zmysłowym tańcu. Chociaż patrząc na dwie kolejne pary… to dopiero można nazwać zmysłowymi tańcami! Anka była taka szczęśliwa… Jak dobrze, że wyjaśnili sobie wszystko. Poukładała sobie sprawy prywatne i jest szczęśliwa. Teraz czas na mnie. Musze podjąć najtrudniejsza z decyzji od dłuższego czasu.
- Tutaj- wskazał swój namiot.
Weszliśmy do środka. Wszystko było elegancko poukładane. Oświecił mała lampkę. Usiadłam na kocu, on zajął miejsce naprzeciwko.
- To o czym chciałeś porozmawiać?
Patrzył na mnie w skupieniu. Patrzył z taką… nie wiem czym. Chyba z uczuciem.
- Uwielbiam, gdy marszczysz brwi zdezorientowana- przyznał nadal głęboko patrząc mi w oczy.
Miałam ochotę odwrócić wzrok, ale nie potrafiłam. Jego spojrzenie było jak magnes.
- Tylko to chciałes mi powiedzieć? Jeżeli tak, to niepotrzebnie marnuję czas.
Cóż. Niech on pierwszy zacznie. Chcę wiedzieć, po co robi mi nadzieję, a potem będzie chciał wyjechać. I znów mnie zostawi. Co z tego, ze za pierwszym razem nie byliśmy razem? Ale czułam się tak, jakby opuściła mnie część mnie.
- Zaczekaj chwilkę… Musze na ciebie popatrzeć. Nie mogę pozwolić sobie na słowa, gdy wiem, że po nich mogę już nigdy cię nie zobaczyć.
- Niby dlaczego? Od kiedy to boisz się słów?
- Bo może każesz mi nigdy więcej nie pokazywać się na oczy?
Nie puścił mojej ręki. Za to chwycił drugą i przystawił do ust. Potem pocałował obie w nadgarstki.
- Pamiętasz dzień, w którym się poznaliśmy? Od razu powinienem podziękować Ani, że mi ciebie przedstawiła. Cudem jest, że w ogóle mogłem mieć tę przyjemność! Pamiętasz każde następne spotkanie? Albo to, jak poszliśmy do kina?
- Oczywiście, że pamiętam- odpowiedziałam cicho. – Nie mogłabym tego zapomnieć.
- Przez cały czas uważałem cię za najlepszą przyjaciółkę. To tobie najwięcej się żaliłem. Ance również, ale to ty znasz mnie na wylot. Dobrze o tym wiem.
- Nie da się ukryć.
Uśmiechnął się i kontynuował:
- Kiedy wyjechałem…
- No właśnie. Wyjechałeś.
- Wtedy zrozumiałem, kim tak naprawdę dla mnie jesteś. Nie zwykła przyjaciółką. Każdego dnia o tobie myślałem. Każdego wieczora wyobrażałem sobie ciebie obok mnie. Każdej nocy śniłem o tobie, a gdy się obudziłem miałem ochote spakować ciuchy i przylecieć do Rzeszowa. Odnaleźć cię i powiedzieć, co czuję. Teraz to zrobię bo do tego dorosłem. Zrozumiałem, jak wiele dla mnie znaczysz.
- Adaś…
- Wiem, wiem. Nie chcesz słyszec o tym. Wolisz tego siatkarza. Rozumiem. Ale ja chcę wiedzieć tylko jedno. Powiedz mi, tylko szczerze, czy czułaś to samo? Myślałaś o mnie?
Poczułam, że się rumienię. No tego nie przewidziałam. Takie wyznania! Ale skoro on mówi otwarcie, to czas żebym i ja powiedziała i przyznała się przed samą sobą, co czuję.
- Wyjechałeś.
Miałam łzy w oczach.
- Przepraszam… tak bardzo cię przepraszam. Musiałem. Zginęła moja mama. Musiałem stąd wyjechać. Wszystko mi ja przypominało. Przez długi czas nie potrafiłem zdobyć się na o aby tutaj wrócić. Teraz żal i smutek już złagodniał.
- Zawsze o tobie myślałam. Nie potrafiłam związać się z kimś innym. I gdy pojawił się Grześ-ty akurat wróciłeś. Wiesz jak to bolało?! Czy wiesz, jak ja się czułam?! – po policzkach zaczeły spływać mi łzy. Ale nie dbałam o to. On musi widzieć, jak cierpię.- Kocham was oboje! Ale ciebie… nie potrafię wyrzucić z głowy! Nie potrafiłam przespać się z moim chłopakiem bo wciąż ty mi tkwiłeś w głowie! Tak bardzo mnie bolało to, że odszedłeś. Czekałam. Czekałam każdego dnia na ciebie. Nie było takiej godziny, żebym o tobie nie pomyślała!
Musiałam przerwać. Wstrząsnął mną wielki płacz. Wręcz szloch. Wreszcie to powiedziałam.
- I chociaż tak bardzo chciałabym cię nienawidzić, to nie potrafię. Bo cię kocham.
Zwiesiłam głowę.
Ale Adam chwycił ja w swoje wielkie dłonie i podniósł do góry zmuszając do patrzenia sobie w oczy.
- Też cię kocham- szepnął i mnie pocałował.
Na początku tylko musnął moje wargi. Oddalił się na centymetry upewniając się, że mu nie przerwę. Ale je nie miałam takiego zamiaru. Po czym wpił się w moje usta jak wampir spragniony krwi. Położyłam mu rękę na karku i przyciągnęłam bliżej. Od zawsze pragnęłam to zrobić. Dotknął językiem mojego języka i złączyliśmy się w magicznym pocałunku. Rękami wędrował po moim nagim ciele (nadal miałam na sobie tylko spodenki i trój kąpielowy). Nigdy nie czułam tego, co teraz poczułam. Dreszcze. Emocje przepływały jak rzeka. Miłość, radość, strach…
- Co się stało?- zapytał, gdy odsunęłam się od niego.
- Nie chcę- szepnęłam.
- Chodzi o niego?- kiwnął w stronę, gdzie słychać było muzykę.
- Nie… znaczy tak. O niego też. Ale teraz chodzi o mnie! Ja nie chcę znów tego czuć. Tego zawodu. Nie chce, żebyś mnie zostawiał…
- Skarbie…- szepnął i mnie przytulił.- Nigdy już cię nie opuszczę! Obiecuję, że zawsze będę z tobą.
- Boję się- wyszeptałam znów w jego ramiona.
Pocałował mnie w czoło i przyciągnął do siebie.
- Nigdzie się nie wybieram. A nawet jeżeli to bez ciebie nigdzie się nie ruszam- uśmiechnął się leciutko. – Czy uczynisz mi zaszczyt i zostaniesz ze mną?
- Czy to oznacza, że… Ależ ja jeszcze nie powiedziałam Grzesiowi!
- Wszystko w swoim czasie, wszystko w swoim czasie- powiedział i znów mnie pocałował kładąc na kocu.
Całował mnie leżąc obok. Nie posunął się daleko. Wiedział, że mu na to nie pozwolę. Przez kilkanaście minut nie myślałam o niczym innym, jak tylko o tym, że jesteśmy razem. Ja i Adam. Adam i ja. Anka miała rację. Powinnam był zrobić to wcześniej.
Dopiero gdy przyszłam do tańczących zaczęłam się martwić, co zrobię z Kosokiem. Również go kocham, ale nie tak jak powinnam. Moje serce należy do jednej osoby. Z takimi rozterkami poszłam spać. A śniłam tylko o jednym mężczyźnie.


Anka.
Gabrysia z Adamem przyszli z uśmiechami na twarzach. To znaczy, że się nie pokłócili i nie pozabijali? Oddaliłam się od Krzysztofa, z którym przez ostatnie dwie piosenki tańczyłam. Prawie podbiegłam do Gabrysi i usiadłam obok niej.
- Co tam?- zagadnęłam.
- Wszystko okej.
Zerknęłam na Adama. Właśnie patrzył na nas. Pomachałam mu, on odpowiedział tym samym.
- Co tam się stało?- spytałam odwracając do niej głowę.
- Powiedziałam prawdę.
Zatkało mnie. Czyli postanowiła zrobić to, co czuła a nie co musiała! Punkt dla niej.
- I zgaduję, że nie żałujesz…
- Nie! Jestem szczęśliwa jak nigdy. Ale… Muszę powiedzieć Kosie- zerknęła na tańczącego nadal z Martą siatkarza. – Dobrze się razem bawią.
- I wyglądają nie najgorzej. Nie martwi cię to?
- Nie. Właściwie to cieszyłabym się, gdyby to on powiedział „żegnaj”. To nie miało szans. Nie chciałam posunąć się dalej. On tego nie rozumiał, ale nie naciskał. Kocha mnie, a ja jego tak strasznie oszukuję. Grześ zasługuje naprawdę i prawdziwe szczęście.
- Wreszcie mówisz rozsądnie!- podniosłam w górę ręce w geście chwały.
- Dzięki- posłał mi kuksańca w bok.
Zaśmiałyśmy się dopóki nie przyszedł Zbyszek i nie porwał mnie do tańca. Gabrysia zniknęła w swoim namiocie. Chyba poszła spać. Współczuję jej tej decyzji, bardzo. A może raczej nie decyzji a sytuacji… tak, tak właśnie. Oparłam czoło na piersi mojego ukochanego.
- O której jutro wracamy?- szepnęłam.
- Możemy pospać do dziewiątej.
Kiwnęłam niezauważalnie głową i zamknęłam oczy. Chyba zasnęłam na stojąco, bo poczułam jak Zibi niesie mnie do namiotu.


*** 


Wstałam o 9 rano. Zbyszek smacznie chrapał na moim ramieniu. Przeczesałam mu włosy palcami i patrzyłam na jego piękna twarz.
- Wstawać śpiochy! Wstawać!
To był nie kto inny, jak mój ukochany libero. Wydzierał się na cały nasz obóz. Zbyszek otworzył oczy i spojrzał na mnie.
- Czy jemu odbiło?
- Śpieszy się do dzieci.
Westchnął ciężko a później się uśmiechnął. Pocałował mnie namiętnie. Jego ręka powędrowała pod moje spodnie…
- Zibi, przestań!- syknęłam.
- Coś ci nie odpowiada?- zmarszczył nos.
- Pana zachowanie jest kary godne, panie Bartman!
Zachichotał i wstał. Ubraliśmy się i wyszliśmy na śniadanie. Kanapki. Gabrysi nigdzie nie było. A co najgorsze Homi też nie. I Grzesia. Kuźwa.
- Zbyszek… trzeba poszukać naszego trójkącika. Może dojść do rozlewu krwi.

Gabi.
Właśnie wychodziłam z namiotu, gdy wpadłam na coś wielkiego. Adam stał bez koszulki i łapał mnie w swoje ramiona.
- Cześć, kochanie moje…- zamruczał mi do ucha i pocałował.
- Przestań! Ktoś może widzieć!
- Nie ma tu nikogo. Wszyscy są na śniadaniu.
Spojrzałam mu w oczy. Nie żartował. Uśmiechnęłam się promiennie. Wreszcie mogę go przytulić!
- Brakowało mi ciebie przez te kilka godzin- dalej mruczał mi do ucha.
- Uwierzysz, jeśli powiem, że mnie też?
Mój oddech stał się bardzo ciężki z podniecenia. Adam oparł mnie o drzewo i przywarł do mnie całym ciałem. Czułam jego męskość na sobie. Położyłam dłonie na umięśnionej klatce piersiowej. Pocałował mnie w szyję, obojczyk i ramię. Każdy najmniejszy kontakt z jego wargami, dłońmi owocuje kolejnym dreszczem przyjemności. W końcu pocałował mnie w usta. A ja czułam, że topnieję pod jego dotykiem. Zamknęłam z rozkoszy oczy i odchyliłam głowę do tyłu…
- Gabrysia?
Naraz otworzyłam szeroko powieki i patrzyłam z przerażeniem za plecy Adama. Stał tam Grzesiu z bólem i zawodem wymalowanym na twarzy.
- Grześ… ja…- wyjąkałam.
Ale on tylko podszedł i spojrzał na mnie ze łzami w oczach. W momencie, gdy obrócił się do Adasia, przybiegł Zbyszek z Kubiakiem i Igłą. Stanęli jak w ryci tuż przed nami.
- Odebrałeś mi ją- zmarszczył noc Kosok, ale nie patrzył z nienawiścią na rywala.
- Ona tak naprawdę nigdy nie należała do ciebie. Nigdy nie była twoja- odparł spokojnie Adam.
Zjawiła się też Anka, która powoli podchodziła do mnie. Wtedy to właśnie Kosok rzucił się z pięściami na chłopaka. Ten jednak w porę się uchylił i odskoczył do tyłu.
- Kosa, nie!- ryknął Krzysiek.
Chwycił środkowego za ręce i wykręcił mu je do tyłu. Nie rzucał się, nie prosił żeby go Igła puścił. Dziku stanął między „walczącymi”, Zbyszek podszedł do Adama. Przez te kilka sekund zamarło mi serce i pisnęłam przerażona.
Podeszłam do Grzesia i spojrzałam mu w oczy.
- Uwierz, nigdy byś ze mną nie był w pełni szczęśliwy.
- Nie kochałaś mnie? Nigdy?- szepnął smutny.
- Kochałam i nadal kocham. Ale to za mało. Tutaj potrzebne jest pożądanie. Nigdy tak naprawdę cię nie znałam. I ty mnie też nie. – Dotknęłam jego policzka i pogłaskałam. – Zawsze będziesz dla mnie ważny…
- Ale nigdy ważniejszy od niego- kiwnął na brata Ani.
Przytaknęłam a on zwiesił głowę. Igła puścił go widząc, że kolega się uspokoił. Ja wycofałam się do Adama, który czujnie przyglądał się mojemu „niedoszłemu” chłopakowi. Położyłam mu dłoń na ramieniu, był cały spięty.
- Spokojnie.
Spojrzał na mnie i się rozluźnił. Chwycił mnie za rękę i tak staliśmy, dopóki Grzesiek nie odszedł z przyjaciółmi. Wtedy przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Wiedziałeś.
Kiwnął głową. Oczywiście, że wiedział. Nie byliśmy sami, szedł za nami środkowy reprezentacji. A ja głupia się nabrałam.
- Musiał w końcu się dowiedzieć - szepnął przy moim uchu.
Niestety.

Grześ.
Nie wiem, jak się w tej chwili czuję. Jakby pusto. Zależało mi na niej. Bardzo. Ale rozumiem, że ona kocha jego. Nie jestem na nią zły, nawet na niego.
- Stary, wszystko w porządku?- spytał Zbyszek.
- Tak kurwa. W najlepszym- zadrwiłem.
- Będzie dobrze- poklepał mnie po ramieniu i usiadł obok. – Sorry, że tak powiem… ale to musiało się tak skończyć. Oni się kochali odkąd się poznali. Ale nigdy tego sobie nie powiedzieli.
- Skąd to wiesz?
- Ania mi powiedziała.
Jej imię wypowiedział z takim uczuciem, że przez chwilę poczułem się zazdrosny.
- Kocham ją.
- Wiem, Kosa. Ale to przejdzie. Musisz tylko starać się nie mysleć o niej.
- Wiesz jak trudno mi będzie zapomnieć? Zwłaszcza, że będzie blisko mnie?
- Teraz tak mówisz. Ale za kilka miesięcy, za rok… będzie inaczej. Stwierdzam, że osoba idąca w naszym kierunku bardzo się tobą interesuje.
Zerknąłem do tyłu. Marta.
- Zostawię was samych.
Jeszcze raz klepną mnie po ramieniu i poszedł. Po chwili zajęła jego miejsce dziewczyna.
- Słyszałam… przykro mi.
Akurat!
- Wiem, jak się czujesz. Też przechodziłam to nie raz. Musisz tylko pamiętać, że nie jesteś sam. Nie zamykaj się w sobie. Masz wspaniałych przyjaciół! I mam nadzieje, że mnie do tego grona zaliczasz. Bo chciałabym być twoją przyjaciółką.
Kiwnąłem głową. Schowałem twarz w dłoniach i siedziałem. A ona ze mną. Jednak cieszę się, że została przy mnie.




--------------------------------------------------------

Haj! xd

Także ten, no... jest kolejny. Postaram się dodać jutro i w niedzielę następne. Ale nic nie obiecuję bo czeka mnie dużo nauki ;c

Trzymajcie kciuki za mnie, proszę... bo ja nie wyrobię.

Dobranoc x

Ps. przepraszam za błędy, nie miałam czasu bliżej się przyjrzeć temu czemuś u góry xd


2 komentarze:

  1. ojj, dobrze, że Grzesiu wreszciee się dowiedział chociaż troszkę smutno. ;c ale rozdział cudowny, jak zawsze. ^^ czekam na nn, a w między czasie zapraszam do siebie. ;3 http://milosc-milosci-nierowna-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda Grzesia :( Mimo wszystko cieszę się, że Gabi pogodziła się z Adamem :) Bardzo mi się podobało. Były może ze 2 literówki, ale ja mam takich pięć razy więcej.
    czekam nn i zapraszam do mnie
    dwunastu-muszkieterow.blogspot.conm
    the-magical-volleyball-love .blogspot.com

    OdpowiedzUsuń