piątek, 28 czerwca 2013

XV



Szczerze, nie wiedziałam jak mam do niego mówić. Siedziałam w samochodzie i patrzyłam przez okno na szybko mijane drzewa i ludzi. Łzy już wyschły. Nie miałam siły płakać. Cały czas słyszałam ,jak echo, słowa tego lekarza. Próbowałam się nie martwić, przecież Michałowi nic nie będzie. Ale z każdą minutą, która dłużyła się nie ubłagalnie, strach i obawa o jego życie rosły. Nie wiedziałam co się stało, ale czułam, że coś złego. Nie ułatwiało mi sytuacji obecność kierowcy. Tak, właśnie kierowcy. Niby nic takiego...
Z rozmyślań wybił mnie piękny głos:
- Co się stało? Dlaczego mamy jechać do szpitala? - zapytał.
- Mój chłopak... właśnie się dowiedziałam, że miał wypadek. - Powiedziałam, a łzy znów naszły mi do oczu.
Widziałam, że ze słowem 'chłopak', on się skrzywił. Niby dyskretnie, ale jednak.
Po kilku minutach znów powiedział:
- Jesteśmy na miejscu. Gdzie cię wysadzić?
Z tego, co wiem - nie przeszliśmy na TY. Ale nie czepiałam się już. Byłam mu bardzo wdzięczna za podwózkę.
- Dziękuję. Może kiedyś się odwdzięczę. - Uśmiechnęłam się. A przynajmniej próbowałam, ale chyba wyszedł z tego grymas.
- Nie ma za co. Odwdzięczysz na pewno!
Otworzyłam drzwiczki, zamknęłam, i popędziłam w kierunku wejścia. Gdy wpadłam do środka, nie było prawie nikogo. Tylko kilka osób siedział na korytarzu. Zaczęłam szukać pielęgniarki lub lekarza. W końcu jakiś stał koło drzwi z napisem 'dyżurka'. Podeszłam szybkim krokiem i... nie.
- Dzień dobry.- Przywitałam się grzecznie, chodź nie miałam takiego zamiaru. To ten sam lekarz, który wypisał mnie do domu ostatnim razem.
- O, witam! - zawołał.- Co pani tu robi? Chyba się nie stęskniła za tym miejscem? Mieliśmy się spotkać w lepszych warunkach, nieprawdaż?
- Nie. Mam pilną sprawę. Przywieziono tutaj mojego chłopaka Michała Makowskiego.
Zastanawiał się chwilę.
- Ach, tak. Jest tu ktoś o takim nazwisku. Zajmuję się nim.
Jezu, czy nie ma już innych lekarzy na tym świecie!?
- Dobrze. A czy mogłabym się dowiedzieć kilka rzeczy?
- Tak. Leży na sali ' intensywnej terapii ', miał wypadek. Z tego co wiem jego auto wjechało na barierki przy drodze. Trafił do nas około godziny 17.00.
- Czy mogłabym go zobaczyć?- Zapytałam błagalnym tonem.
Moja mina i łzy w oczach podziałały. Bez problemu znalazłam się na drugim piętrze przy drzwiach gdzie leżał Miś. Stała już tam jego mama. Ojciec najprawdopodobniej gdzieś poszedł, albo jeszcze nie dojechał. Lekarz zostawił nas same. Podeszłam do niej i przytuliłyśmy się bez słowa. W końcu zapytałam
- Widziała go już pani? Co się stało? Podobno miał wypadek, tak?
- Tak, wypadek. Policja zabrała męża na przesłuchanie. Ja nie chciałam się ruszyć. - Zaczęła szlochać.- Kazałam... zadzwonić po ciebie,bo wiem... wiem, że pragnąłby twojej obecności. Nie wiem nic o wypadku. Jedynie, że był. Nie... nie wpuścili mnie, rozumiesz? Nie wpuścili...
Mówiła z taką rozpaczą, że zaczęło mi być jej jeszcze bardziej szkoda. Kochała swego syna, tak jak ja. Usiadłyśmy na krzesełkach. I czekałyśmy. W końcu postanowiłam iść po kawy dla nas. Nie chciałam siedzieć bezczynnie. Musiałam zejść niżej po schodach, bo na 2piętrze nie było automatu. Kiedy szłam korytarzem, zadzwonił telefon. Odebrałam niechętnie, choć wiedziałam, że to Gabrysia.
- Halo?
- Cześć! No i jak? Idziemy dziś gdzieś?- zapytała radośnie.
Nic nie mówiłam. Nawet nie chciało mi się odzywać.
- Jesteś tam?
- Tak, tak. - Przerwałam na chwilę- słuchaj nie mogę. Michał leży w szpitalu.
- Że co?- syknęła do słuchawki.- Żarty sobie stroisz? Żeby nie przyjść, ta?
- Nie. Mówię serio.
Zaczęłam płakać. Nie wiedziałam, co jeszcze powiedzieć.
- Przyjeżdżam. Będę za kilka minut. Jesteś w tym szpitalu co ostatnio?
- Yhy.
Włożyłam z powrotem telefon do kieszeni spodni i starałam się doprowadzić do porządku. Podeszłam do automatu i nacisnęłam odpowiednie przyciski. Klika minut później szłam, a w rękach trzymałam kawy. Kiedy miałam stanąć na schodach, mało co się nie przewróciłam. Wpadłam na niego.
Jej, co on tu robi? Wystarczy, że mnie podwiózł. Podziękowałam przecież. I co robi w Rzeszowie?!
- A, co pan tu...
- Nie pan. Tylko Zbyszek. Zbigniew Bartman- uśmiechnął się.
Odebrało mi to mowę. Ale on czekał. Więc szybko się przedstawiłam.
- Anna Tykacz. Co robisz w Rzeszowie?
- Pomagam ślicznej Ani – uśmiechnął się. Ale zaraz spoważniał- martwiłem się. Nie wiedziałem, co się z tobą dzieje.
- Niepotrzebnie. – Skrzywiłam się. – Poradziłabym sobie sama. Ale dziękuję za troskę.
- Wiesz…- zaczął, niby zawstydzony- nie będę mógł chyba zasnąć przez ciebie Anno. Może dasz mi swój numer?
Znów ten uśmiech. Zarumieniłam się. Jak go widzę to myślę, że zaraz dostanę palpitacji serca! Ale również strasznie mnie irytował.
Zaczęłam iść na górę. Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Dotrzymał mi kroku. Gdy stanęliśmy na szczycie schodów, zobaczyłam ojca Michała. Szybko podeszłam oddając kawy siatkarzowi.
- Co od pana chcieli? Dowiedział się pan, co się stało?
- Tak dowiedziałem się. Podobnież coś z hamulcami. Musiał zjechać na pobocze i doszło do wypadku.. Samochód spłonął. Na czas go wyciągnęli.
- Boże- wydusiłam tylko.
Schowałam twarz w dłonie. Nie mogłam w to uwierzyć. Jeszcze wczoraj chciałam żyć. A dziś już nie! Co za ironia losu...
- Kawy.
Stanął przede mną i mi je wręczył. Podziękowałam a on obrócił się i  dodał na odchodnym
- Pozdrów chłopaka. Życzę szczęścia, piękna Aniu. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
I poszedł. Minął się z moją przyjaciółką, która właśnie dojechała i weszła po schodach. Stanęła przy mnie i pytająco podniosła brew. Była w szoku.
- Co?- zapytałam, niby niewiniątko.
- On mówił do ciebie? Ty wiesz kto to? Przecież to sam Zbigniew Bartman! Ten Bartman! Siatkarz, który jest najlepszym atakującym Reprezentacji Polski! - Mówiła bez tchu. - I do tego najprzystojniejszy w całej Polsce!
Przewróciłam ceremonialnie oczami.
-Nie, no co ty? Nie wiedziałam, wiesz?
- No dobra. A co z Michałem?
- Nic na razie nie wiadomo.
Zaczęła mnie pocieszać, ale ja i tak wiedziałam, że nic dobrego się nie stanie. Takie przeczucie.
No i co teraz? Michał w szpitalu, a miałam mu powiedzieć o propozycji trenera. A teraz co? Muszę zadzwonić i coś zdecydować. Tylko co?
Opowiedziałam o wszystkim Gabi. Poradziła mi żebym zadzwoniła od razu i się zgodziła. W końcu to się może już nie powtórzyć, a poza tym znajdą kogoś innego i stracę szansę. Wyróżniono mnie, powinnam przyjąć propozycję.
Od razu więc zadzwoniłam i powiedziałam, że się zgadzam. 'Pracę' miałam zacząć od jutra. Nie mam pojęcia, jak to zrobię i stawie się na 11.00.
Wtem z sali wyszedł inny lekarz i pielęgniarka. Ona gdzieś poszła, a ja i mama M. podeszłyśmy do niego. Kiedy przedstawiłyśmy się, kim jesteśmy dla pacjenta, zdradził nam kilka szczegółów:
- Cóż, pan Michał miał szczęście, że żyje. Niestety nie obyło się bez złamania ręki, żebra, wstrząsu mózgu oraz rozcięta głowę. Musiał mocno uderzyć jeszcze w jakieś drzewo samochodem. Po obrażeniach wnioskuję, że nie miał zapiętych pasów. Ale to mu uratowało życie.
- Czy możemy do niego wejść?- zapytałam.
- Oczywiście. Jest nieprzytomny, ale niedługo powinien się obudzić.
Trochę mnie to uspokoiło, ale nie do końca.
Weszłam jako pierwsza do sali. Gdy zobaczyłam sprzęt podłączony do niego, zaniemówiłam.



----------------------------------

Się masz!
Jak wam się podoba? Mam nadzieję, że jest lepiej niż ostatnio.

Jakie plany na wakacje? Wczoraj ostatnie lekcje i przygotowania do dzisiejszego zakończenia.  J
Dziś mecz, na Polsacie! Szoku dostałam, ale jestem szczęśliwa bo nie będę musiała na necie oglądać. A u mnie strasznie się zacina. :/ Nie rozumiem, co ostatnio dzieje się z naszą reprezentacją? Przegrali cztery mecze z rzędu. Tak bardzo mi szkoda, ale też jestem zła. Przecież z Francją mogliśmy wygrać -,-
No cóż, taki sport!
A i ledwo dodaję, bo w bibliotece byłam. A tu deszcz zaczął padać :/ Ale jestem i zaraz będę przed tv kibicować naszej drużynie! 

Wakacje czas zacząć!

Zapraszam do czytania :D

sobota, 22 czerwca 2013

XIV



Normalnie mnie zamurowało. Nie myślałam, że kiedyś to usłyszę.
- Jest pani naprawdę pilną 'uczennicą'. Doprawdy długo się zastanawiałem, jak panią wynagrodzić. W końcu odpowiedź sama do mnie przyszła.
- Ale ja nadal nie rozumiem, o co chodzi..
Bałam się. Nie wiem czego. Przez chwilę miałam ochotę z tond uciec. Ale to głupie!
- Już. Więc...
- Panie dyrektorze- uchyliły się drzwi i zajrzała sekretarka- przyszedł pan Jerzy Wietecha.
Skądś znam to nazwisko... Ciekawe o co chodzi?
- W samą porę! Niech wejdzie- ucieszył się dyrektor.
Gdy człowiek wszedł, nie poznałam go. Starszy, ale coś mi mówiło, że będzie to interesująca rozmowa. Wstałam, a dyrektor Koctur przedstawił nas sobie. Z powrotem usiadłam, a pan Wietecha obok mnie na fotelu.
- No cóż...- zaczął Koctur- Nie powiedziałem pani Annie o temacie naszego spotkania. Tak więc, może pan panie trenerze przedstawiłby swoją propozycję?
Trener? Zaraz... Wietecha, trener... Jezus Maria!
- Oczywiście. Zacznę od tego, że bardzo się cieszę ze spotkania z panią.- Przerwał na chwilę. Potem dodał.- Czy jest pani w stanie powiedzieć, o czym marzy?
Dziwne pytanie.  Po chwili zastanowienia powiedziałam bez ogródek:
- Cóż, chyba najbardziej to żyć pełnią życia.
 Chociaż ostatnio mi się nie układało w życiu. Wolałam umrzeć, to teraz chcę żyć.
- Ale ja nadal nie rozumiem, o co chodzi? Po co takie pytania? Czy mógłby pan mi to wytłumaczyć, panie dyrektorze?
Zanim dyr otworzył usta, pan 'trener' powiedział:
- Chodzi o praktyki, można powiedzieć. Poprosiłem o pomoc. Jestem trenerem Młodej Asseco Resovii Rzeszów.- Uśmiechnął się.
Zamurowało mnie. Nie mogłam wydobyć jakiegokolwiek dźwięku.
- Potrzebny mi psycholog do moich chłopaków. A ponieważ tutaj jest tak wspaniała szkoła... Wybrano najlepszą uczennicę, inaczej najlepszego psychologa.
- Ale, jeżeli mogę spytać, dlaczego psycholog?
- Ponieważ dotychczasowy potrzebuje pomocy. Jest jedyny na cały ośrodek i nie daje rady.
- Ale dlaczego ja?
Wciąż nie mogłam wyjść z szoku.
- Ponieważ pani, pani Aniu, jest najlepsza.- Po chwili dodał- a my szukamy tylko najlepszych.
To wszystko było dość dziwne. Nie realne! Przez chwile myślałam, że to sen. Ale, nie. To się dzieje naprawdę!
- Więc zgadza się pani?- Zapytał dyrektor.
- Ych...- westchnęłam.- Nie mam pojęcia jak pogodzę naukę, pracę i treningi w jedno...
- Proszę się nie martwić. Będzie pani potrzebna tylko cztery dni w tygodniu. Od godziny 11.00 do 18.00, lecz czasami troszkę wcześniej. Nauka tu nie ma nic do rzeczy. Będzie się pani uczyć, kiedy tylko chce. Co do treningu... boje się, że niestety będzie pani musiała troszkę zaniedbać formę. Oczywiście, będzie pani...
- Proszę mi mówić Ania.
- Oczywiście... Więc, będziesz mogła trenować, ale rzadziej.
Jeszcze pół godziny rozmawialiśmy. W końcu nie wiedziałam co zrobić. Z jednaj strony- kusząca propozycja, z drugiej- konsekwencje. Umówiliśmy się, że zadzwonię do godziny 21.00. Miałam cały dzień na rozmyślanie. Kiedy wyszłam była 16.17.

***

Postanowiłam kupić coś na kolację dla Michała. Wpadłam do jakiegoś supermarketu. Wkładałam po kolei: mleko(nie rozumiem jak on może bez mleka żyć), makaron, papryka, cebula, sałata, ogórek i inne warzywa, zabrałam do koszyka najlepsze udka z kurczaka. Stanęłam przy kasie w dość dużej kolejce. Nigdzie mi się nie spieszyło.
Tyle ludzi... Duszno strasznie! Boże, zaraz nie wytrzymam! A do tego muszę podjąć decyzję. Mogłabym chodzić na te 'praktyki' we wtorki, środy, piątki i soboty. Jezu, cały weekend zmarnowany! Albo nie iść, dalej żyć swoim dotychczasowym życiem... Nie wiem, co mam robić? Ludzie, żebyście wiedzieli jakie ja mam kłopoty!...
- Przepraszam, to pani zakupy?
Z rozmyślań wytrącił mnie głos kasjerki. Patrzyła na mnie z dziwną miną. Pewnie zastanawia się czy jestem normalna... Wróciłam szybko do rzeczywistości.
- Tak, tak moje. - Po chwili dodałam- ile płacę?
Podała sumę. Zapłaciłam i szybko wyszłam ze sklepu. Udałam się do domu Michała. Wyłożyłam zakupy i przyrządziłam mięso, zrobiłam sałatkę.
Kuźwa, zapomniałam o soku!


Trudno, będzie woda. Nagle w mojej kieszeni zawirował telefon. Wzięłam go i dotknęłam zieloną słuchawkę.
- Halo?
- Cześć Anka! – Usłyszałam głos Gabi.- Jesteś w domu? Może się gdzieś wybierzemy? Opowiadaj, co u dyrektora?
- Cześć. No cóż, nic takiego. Może się spotkamy, ale nie ma mnie w domu. Jestem wciąż u Miśka.
- Jeszcze nie wrócił?
- Nie.
- Dzwonił? Może coś nie tak z nim?
Jej, czy ona musi tak robić?!
- Przestań! Nic się nie stało. Wróci niedługo i przestań mnie denerwować!
- Ok. To może wybierzemy się razem w czwórkę?
- Czwórkę?
- No wiesz, ty i Michał, ja i Ma…
 - Kto?
- Wieczorem. Pa!
Usłyszałam sygnał. Chyba się nie dowiem, kim był ten 'Ma'. Chyba ,że się spotkamy.
Faktycznie długo go nie ma... Nie chce dzwonić, bo może jedzie... Muszę wybrać się do taty. Ciekawe, jak się czuje i co go ostatnio opętało? Może ma jakieś problemy...
Włożyłam kolację do lodówki. Ubrałam Adidasy, zabrałam ze stołu telefon, klucze i wyszłam z mieszkania. Wyszłam z klatki schodowej i udałam się w streonę mojego domu. Nagle ogarnęło mnie dziwne uczucie. Stanęłam i się obróciłam.
Głupia, nikt za tobą nie idzie! Idiotka.
Spojrzałam na zegarek, godzina 17.32.
 [...]Otworzyłam drzwi i szybko weszłam do środka. Usłyszałam włączony telewizor. Weszłam do salonu. Tata siedział na kanapie, w ręku trzymał butelkę piwa. Nawet nie zauważył, że przyszłam.
- Cześć tato.
Uśmiechnęłam się do niego najpiękniej, jak umiałam.
- Cześć.- Spojrzał wreszcie na mnie.- Gdzie byłaś? Czekałem.
- Przepraszam, powinnam ci powiedzieć. Byłam u Michała. -  Odwrócił głowę. Przyjrzałam mu się. Coś nie tak.- Co jest?
- Nie rozumiem?
- Nie udawaj. Widzę, że coś jest na rzeczy. Powiedz ,co się stało?
Usiadłam koło niego. Dowiedziałam się, że Weronika obwiniała go o zdradę. Kilka wulgaryzmów, epitetów i wydobył wszystko z siebie. Zaczął płakać. Chyba wypił już trochę za dużo... Uspokajałam go, ale on nie słuchał mnie.
-Tak bardzo cię przepraszam!- Mówił.
No nawalony jak nic!
- Nie zajmowałem się tobą. Teraz zrozumiałeem, że nie przebywałem z tobą. Myślałem tylko o sobie... Oddałem się pracy w żałobie po mamie. Nie myślałem o tobie... Teraz się to zmieni, obiecuję. Kochanie, przebacz mi!...
Nic nie powiedziałam. Przytuliłam go. Położyłam do sypialni, a sama wyszłam. Nie chciałam tu siedzieć. Wszystko nie tak. Przecież Marek był taki szczęśliwy z Weroniką! Ogarnęło mnie przygnębienie.
- Jednak pójdę po ten sok...
Na światłach zdążyłam na zielone. Przeszłam na drugą stronę i skierowałam się w stronę sklepu. Poszłam do "Żabki". Nawet nie było tłoku, więc szybko zabrałam karton z pomarańczowym, zapłaciłam i wyszłam.
Chmury zasłoniły słońce i zrobiło się szaro. Podeszłam do przejścia dla pieszych, wcisnęłam guzik i czekałam  na zielone światło. Zadzwonił telefon. Wyciągnęłam z kieszeni. Spojrzałam na godzinę 18.45.
- Dziwne. Dziwny numer...
Odebrałam. I pożałowałam.
- Dzień dobry. Z tej strony lekarz - zmieniły się światła, więc zaczęłam przechodzić- Maciej Gruboń. Czy pani Anna Tykacz?
- Tak. O co chodzi?
Byłam na środku ulicy, kiedy usłyszałam najgorsze słowa, jakie mogłam usłyszeć.
- Przykro mi to mówić, ale pan Michał Makowski leży w szpitalu ( podał nazwę) nieprzytomny. Jego mama poprosiła, aby panią zawiadomić.
Stanęłam jak wryta. Moje oczy zaszły łzami. Moja ręka opadła bezwładnie i telefon upadł na ulicę. Nic nie czułam. Nagle usłyszałam krzyk. Przeraźliwy. Zorientowałam się, że dochodzi z mojego gardła.
- Halo! Proszę pani!
Przede mną stanął człowiek. Znałam go. Mimo, że on mnie nie znał. Nie wiem, co pomyślałam, ale nie mogłam nic powiedzieć. Z jednej strony martwiłam się i byłam przerażona, a z drugiej - on. Moje łzy jeszcze  nie wyschły, a już płynęły nowe.
- Jezu!- Ryknęłam.
Dopiero teraz zobaczyłam samochód, który stał jakiś metr przede mną.
- Błagam, niech pan mnie zawiezie do szpitala!- Udało mi się wydusić.

---------------------
Cześć wszystkim!
Mam nadzieję, że nie zanudziłam :)

Jej, jaki dziś głupi dzień jest. Siostra mi żyć nie daje, bo chce ze mną obejrzeć "Piratów  z Karaibów". Jutro niedziela i ostatni tydzień do szkoły! Ja się już doczekać nie mogę. A najbardziej meczu w Spodku. No właśnie mecz. Ryczę nadal, że wczoraj przegraliśmy, minimalnie z Francją. :(

Pozdrawiam i zachęcam do czytania ;*


sobota, 15 czerwca 2013

XIII

Myślisz, że jesteś sama. Sama w tych ciemnościach. Nic, żadnego światła... -Znam to miejsce, byłam tu.- Nie widzisz drogi, ale wiesz, że po czymś idziesz. Czujesz, że nie żyjesz. Tak tu ciemno! - Zaraz, jeszcze chwila. Nie poddawaj się!- Myślisz, kiedy chcesz zostać w tyle. Znów ta postać. Tam będzie bezpiecznie. Chcesz się obudzić. Nie masz zamiaru na to patrzeć. A jednak robisz to samo, chociaż wiesz co potem nastąpi. 
[...] 
Spadasz w dół. Ale widzisz jeszcze człowieka, który może ci pomóc. - Michaaaał!- Wołasz, ale wiesz, że i tak nikt cie nie usłyszy. Jesteś sama. I nie ubłagalnie twoje ciało zbliża się do czegoś, czegoś bardzo nieprzyjemnego...

- Aniu!- Ktoś szarpał mnie za rękę.- An. Aniu obudź się.
Chciałabym. Ale nie mogę.
- Anka, do jasnej cholery otwórz oczy!- Krzyknął na całe gardło.
Posłuchałam.
- Michał...- powiedziałam przez łzy, które już spływały po moich policzkach.- Błagam, pomóż mi...
- Kochanie, co się stało?- Mówił łagodnym głosem.- Dlaczego płaczesz?
Nie odpowiedziałam. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Teraz już nie mogłam powstrzymać głośnego łkania. Miś wziął mnie w ramiona i lekko kołysał.
- Ciii... Wszystko już dobrze. Jestem z tobą.
Całował mi oczy i włosy. Starałam się zasnąć. Ale nie mogłam. Znów ten sen. Och, czemu taki straszny?
Po kilkunasty minutach znów leżeliśmy przytuleni do siebie.Nikt nie chciał nic mówić. Bałam się zasnąć. Ciszę przerwał jego głos.
- Co się stało? Miałaś zły sen?
- A co wiesz?- Zapytałam żeby wiedzieć, ile mogę mu powiedzieć.
- Niewiele. - Zmarszczył uroczo brwi.- Wołałaś mnie. Rozpaczliwie mnie wołałaś. Mówiłaś, coś o ciemności... Nie wiem.
Zastanowiłam się. Może powiedzieć mu prawdę? Opisać cały sen?
- Dobra. Nie ma co ukrywać. To nie był sen. To istny koszmar!
Opisałam mu całą paranoje snu. Każdy szczegół, a kiedy doszłam do opisywania stojącego chłopaka... Usłyszałam jęk. Po krótkiej chwili zrozumiałam, że wydobywa się z mojego gardła. Znów zaczęłam płakać. Ale mówiłam dalej.
- Kiedy miał, miałeś się obrócić, chciałam... żebyś mnie złapał. Ja spadałam!...Nie zobaczyłam już twojej twarzy...
Łzy same mi leciały z oczy, płynęły po policzkach i cicho spadały na jego koszulkę. Dobra, spokój! Muszę się wziąć w garść.
- Spokojnie, to był tylko zły sen. Czasem się zdarzają. Zaśnij znowu...
Boże, żeby on wiedział! Jak ja mogę znów zasnąć? Czasem się zdarzają? Fakt, sen może śnić się kilka razy. Ale nie codziennie!
- Nie zasnę.- Powiedziałam stanowczo.- Nie mogę...
Objął mnie ramieniem i tak leżeliśmy do szóstej rano.

***

- Co zjesz na śniadanie?
- Nie wiem, a co masz?
 Po ciężkiej nocy poprawił mi się trochę humor. Oby jak najdłużej się utrzymywał!
- Proponuję kanapki lub jajecznicę. 
- Czyli będę musiała  sama ją przyszykować...
- Dlaczego niby?- Zdziwił się. Po chwili zrozumiał.- No cóż, nie wierzysz w moje umiejętności kucharskie...   A jajecznicę robię najlepszą. Sam Pascal mi nie dorówna!
- Oczywiście. Hahaha
Śmiałam się jeszcze ze dwie minuty przypominając sobie jego śmieszna minę, gdy to mówił.
 Jajecznica była faktycznie pyszna. Powiedziałam mu o tym. I oczywiście było jego zdanie:
- A nie mówiłem? Tylko ja potrafię zrobić prawdziwą jajecznicę! 
Był poniedziałek. Postanowiłam nie iść na uczelnię. Jeden dzień, nic takiego. Michał pozwolił mi zostać w swoim mieszkaniu.
- Jak chcesz, to możesz tu być. Klucze są w szafce w kuchni nad mikrofalą. Jak coś to dzwoń.
- Poradzę sobie. - Uśmiechnęłam się do niego.- Idź już bo się spóźnisz!
- Kocham cię.- Powiedział znienacka, zbliżył, chwycił moją twarz w dłonie i pocałował. Tak delikatnie, że myślałam iż to nie nastąpiło. Kiedy mnie puścił, zmarkotniałam.
- Też cię kocham.- Odpowiedziałam trochę zła.
I poszedł. 
Nie chciałam siedzieć bezczynnie, więc postanowiłam mu trochę posprzątać. Zaczęłam od kuchni. Pozmywałam po śniadaniu i inne rutynowe czynności. Potem przeszłam do innych pomieszczeń. Pościerałam kurze i podlałam, prawie ususzone kwiatki. Uwinęłam się w godzinę. Nagle zadzwonił telefon. Sprawdziłam kto dzwoni, myśląc, że to Michał lub Gabi. Ale się myliłam. Dotknęłam zieloną słuchawkę.
- Słucham?
- Czy to pani Anna Tykacz?- Zapytał jakiś kobiecy głos. Wydawała się miła.
- Tak. O co chodzi?
- Jestem Mariola Wejga.- Zaczęła wesoło kobieta.- Nie ma pani dziś na uczelni...
- Tak. Przepraszam, źle się czuję.- Skłamałam.
- Rozumiem. Ale mam nadzieje, że znajdzie pani czas i lepiej się poczuje po południu, około godziny piętnastej.
Zdziwiłam się. 
- Nie rozumiem. O co chodzi?
Chyba wyczuła mój strach w głosie.
- Nie, nie, nic takiego. - Zaczęła pospiesznie.- Dyrektor prosił, abym przekazała pani iż ma ważną sprawę. 
- Jaka to sprawa?
- Nie wiem. Nie mówił, ale prosił aby pani przeszła do jego gabinetu o piętnastej.
- Oczywiście, zjawię się. 
- Do widzenia.
Rozłączyła się. A ja pozostałam ze swoimi myślami.

***

Idąc do budynku szkoły, rozmawiałam przez telefon z Gabrysią. Powiedziałam o dziwnym śnie, który miewałam od jakiegoś czasu i o dziwnym telefonie.
- Jak to - mówiła - zadzwoniła sekretarka i nie powiedziała w jakiej sprawie?
- Nie no, niby powiedziała. Ale chyba sama za dużo nie wiedziała. 
- Ale ci się rymnąło. - Zaśmiała się.
- No mam czasem takie przebłyski. - Uśmiechnęłam się.- Muszę kończyć. Już jestem na miejscu.
- Ok. Ciao.
Wchodziłam przez bramy uczelni, tak mi znane. Nie było już ludzi, tylko kilka nauczycieli wychodzących z budynku. Weszłam do środka i udałam się w stronę pokoju dyra. Zapukałam i weszłam słysząc 'prosze' Pokój składał się z dwóch pomieszczeń. W pierwszym znajdowało się małe biurko, za którym siedziała sekretarka pisząc coś na komputerze. Po lewej znajdowały wie duże ,rozsuwane, drewniane drzwi. 
- Dzień dobry. Przyszłam do dyrektora.
- Ach, tak! To pani. Proszę poczekać.
Usiadłam na krześle w kącie pod małą szafką ze słownikami. Spojrzałam na zegarek, była za pięć trzecia. 
Po dwóch minutach dyrektor wyszedł ze swojego 'królestwa' i zwrócił się do mnie.
- Witam! Jak się cieszę, że pani przyszła, pani Anno.
- Dzień dobry. Miło mi. 
- Proszę wejść.
Rozsunął drzwi i weszłam do środka. Nie byłam tu jeszcze. Może dobrze, albo źle. Duże okno wpuszczało jasne światło do pomieszczenia. Promienie słoneczne padały na przeciwległą ścianę. Tam stała wielka szafa, a na jej półkach teczki i inne dokumenty. Pod oknem stało biurko z uruchomionym laptopem i czarna lampkę. Ściany pyły pomalowane na żółto. Na jednej z nich wisiał dyplom z czymś tam.
- Proszę usiąść. Zaraz wszystko pani wytłumaczę.


-------------------------

Cześć!
Po długiej przerwie dodaję coś nowego. Nie będę się rozpisywać bo już późno, ale mam nadzieję, że jakoś wyszło. W następnym obiecuję, że będzie się więcej działo :)

Chciałam zapytać was, co mam robić żebyście dodawali komentarze. Ja rozumiem, że nie ma czasu dodać koma, ale od czasu do czasu proszę o opinie. Jest  to dla mnie bardzo ważne. A i chyba osoby, które piszą, wiedzą dlaczego... ;)

Pozdrawiam i życzę miłego następnego tygodnia.
Zapraszam do czytania :)



 


niedziela, 2 czerwca 2013

XII

Siedząc obok kierowcy, nadal nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Piękna gra, rywalizacja i przede wszystkim uczciwa. Aż się uśmiechnęłam, kiedy przypomniałam sobie ich roześmiane twarze przy koronacji.
- To co robimy?- Zapytałam Michała.
- Zaprasza cię do mnie-uśmiechnął się. - Mogłabyś zostać u mnie  dziś?
Zamyśliłam się. Jutro mogłam odpuścić sobie zajęcia... Poniedziałek to trudny dzień, a chyba nic szczególnego nie miało się zdarzyć.
- Niech będzie.
Przyspieszył, a ja znów wróciłam do swoich myśli. Już koniec sezonu. Zacznie się okres reprezentacyjny! Już się doczekać nie mogę. Właśnie przypomniała mi się rozmowa z Gabrysią:
'- Więc masz kogoś?- Zapytałam. Nie było Michała, poszedł po samochód, mogłyśmy porozmawiać.
- Powiedzmy...- Chyba nie chciała o tym jeszcze gadać. Nie rozumiałam tylko dlaczego?
- Ok. Ale znam go? Fajny, przystojny, brunet?
- Strzeliłaś.
I właśnie wtedy Misiek podjechał pod podjazd swoja furą.
- Wow! Skąd masz to cudo?!- Zawołała do niego.
No właśnie, skąd? Sama nie miałam kiedy się o to spytać.
- Z salonu samochodowego.
- Używany? Skąd miałeś kasę?- Zapytałam.
- Nieważne..'
- Halo? Ziemia do Anki!
Nagle zauważyłam, że siedzimy w samochodzie, który stoi przed jego domem.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
Wysiadł z auta i otworzył moje drzwi. Zabrałam rzeczy i wysiadłam. W między czasie, kiedy on je zamykał, ja przypomniałam sobie sen. Ten koszmar. Straszny koszmar. Zapragnęłam przytulić go. Wiedzieć, że jest.
- Chodźmy.
Skierowaliśmy się w stronę drzwi. Wyjął klucz  z kieszeni i otworzył wrota. Wpuścił mnie pierwszą. Oświecił światło.Przekroczyłam próg, na początku przywitały mnie szare ściany, po prawej stronie wieszak i kupa butów walających się pod małą szafką.
- Przepraszam. Nie zdążyłem posprzątać.
- Jasne...
Wziął moja bluzę i powiesił na wieszaku.
- Jesteś może głodna? Mam kilka rzeczy...
- Jak wilk!- Uśmiechnęłam się.
- Na co masz ochotę? Spaghetti z sosem, jajecznica, kanapki...
- Co tylko chcesz!- Przerwałam mu.
Weszliśmy dalej. Na wprost korytarza znajdowała się duża szafa. Po prawej drzwi do sypialni, po lewej wejście do salonu. Przeszłam przez to ostatnie i usiadłam w kuchni przy stole.
- Spaghetti.- Powiedzieliśmy równo i zaraz się zaśmialiśmy.
- Mogę skorzystać z łazienki?- Zapytałam.
- Czuj się jak u siebie!
Podszedł do mnie i pocałował w czoło. Nie wiem dlaczego, ale chciałam żeby mnie objął i mocno przytulił.
- Masz może jakąś czystą, większa koszulę?

Dziesięć minut później siedziałam w głębokiej wannie. Michał przygotował dla mnie kąpiel z bąbelkami i gęstą pianą.
Kiedy wyszłam z łazienki, dobiegł mnie zapach makaronu.
- Chodź, w sama porę.- Powiedział Misiek, biorąc mnie za rękę.
Zaprowadził mnie do kuchni.
- Nie ma światła?- Zapytałam zdziwiona.
Zdziwiona, bo na stole był rozłożony obrus, świece, napój i talerze. Podeszłam bliżej żeby się temu dziełu przyjrzeć.
- Nieźle to wygląda...- Stwierdziłam.
- Starałem się, haha. Usiądź, zaraz podam ci danie.
Gdy postawił przede mną talerz ze spaghetti, wziął swój i siadł na przeciwko mnie.
- Co tak patrzysz?
- Jak je gotowałeś?
- Normalnie. Coś się stało?
- Yyy... zastanawiam się, czy się nie otruję...
- Ale masz wysokie o mnie mniemanie! - Zaśmiał się.- Raczej jest wszystko dobrze.
Zaczęliśmy jeść. Później pomogłam mu sprzątnąć. Zaproponował obejrzeć film. Wszystkie płyty miał w sypialni, więc tam się udałam. Kiedy otworzyłam ciemne drzwi, przywitał mnie chaos. Wszędzie walały się  ubrania! Weszłam dalej, nie wiedząc czego się spodziewać. Na szczęście łóżko było pościelone, a płyty i książki na wielkiej szafie poukładane starannie.
- Misiek!- Zawołałam.- Chodź na chwilkę tu do mnie!
Po kilku sekundach stał za mną i obejmował w pasie.
- Słucham?
- Co tu widzisz?- Wskazałam na pierwszą część pokoju.
- Nie rozumiem- stwierdził.
- No spójrz. - Pokazałam palcem kupkę, chyba brudnych, ubrań.- Co to jest?
Odwrócił się we wskazanym kierunku, potem spojrzał na mnie. Miał zdezorientowaną minę. Postanowiłam mu pomóc.
- To są ubrania.- Powiedziałam spokojnie, jak do dziecka.- Nie wiem czy brudne, ale powinieneś je posprzątać. Oczywiście jeżeli mam tu spać- wskazałam łóżko.
Od razu zrozumiał. Zaczął sprzątać swój pokój, a ja grzebałam w jego płytach.
- Kochaj i giń..., Ostatnie życzenie..., Bond...- wymieniałam niektóre ( być może nie istnieją!)
- Polecam ' Mrok w zaułku '
- O czym i jaki rodzaj?
- Horror...
- Nie!- Powiedziałam gwałtownie. - Błagam tylko nie horror.
- Więc może...
- Zmierzch.
Spojrzał na mnie kpiąco.
- Byliśmy na tym w kinie,oglądaliśmy jakieś... sto razy? - Zobaczył moja minę.- Niech będzie.- Chyba było mu to już obojętne.

Zrobiliśmy przekąski, a raczej ja zrobiłam. Usiedliśmy przed telewizorem w sypialni. Wtulona w jego ramię oglądałam. Kiedy film się skończył, Michał wstał do łazienki. Przyszedł przebrany i położył obok mnie. Wtuliłam się w jego tors.
- Jak myślisz, co da nam przyszłość?- Zapytałam.
- Nie wiem. Ale mam nadzieję, że kiedyś będziemy tak tu leżeć- już starzy, a koło nas nasze dzieci.- Zaśmiał się.
- Też bym chciała. Mam nadzieję, że kiedyś tak będzie. Ja będę grać w siatkówkę, ty w kosza, zarobimy dużo kasy, pobierzemy się, założymy rodzinę i będziemy patrzeć na dzieci jak rosną, a potem wnuki...
- Nie wybiegasz za daleko w przyszłość?
- Nie.
Chwile leżeliśmy w ciszy. Nikt nic nie chciał mówić. Tylko czasem słychać było, jak przejeżdża samochód na ulicy.


 -------------------
 Cześć wszystkim!
 Mam nadzieje, że ten rozdział nie jest bardzo nudny.

 Co u was? 
 Jak wam minął tydzień?  Pozdrawiam