piątek, 28 lutego 2014

LXIX



Mój szok był ogromny. Stałam i wpatrywałam się w postać stojącą przede mną. Nie wiedziałam co zrobić… Zamurowało mnie.
- Cześć, Aniu- odezwał się.Nie potrafiłam wydusić słowa.- Jesteś sama? Czy z Gabrysią?
Ten uśmiech… tak dobrze go pamiętam…
- Kto przyszedł?
Nagle usłyszałam za sobą głos siatkarza. Nie powiem, wystraszyłam się. Ale czego?
- Yyyy… yy…- tylko tyle wydusiłam.
Bartman mnie minął i stanął przede mną. Miał na sobie tylko ręcznik. Widziałam jego minę. Z boku wyglądał jeszcze groźniej niż w rzeczywistości.
- Al… alee…
- W czym mogę pomóc?- wiedziałam, ze go poznał.
- Przyszedłem do Ani… Anka, co ten facet robi u ciebie?
I co ja miałam powiedzieć? Tak dawno nie widziałam Michała… A tu nagle on sam, we własnej osobie przyszedł do mnie. I pyta o mojego chłopaka. Czyż to nie ironia losu?...
- Michał… to jest Zbyszek, mój chłopak- postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. – Co ty tutaj robisz?! Skąd wiesz, gdzie mieszkam?
- Jak to twój chłopak?!
Teraz to byłam potrójnie zdziwiona. Zibi tracił cierpliwość.
- Co to kurwa ma znaczyć?!- wybuchł.- Czego chcesz? Po co przeszedłeś? Jak nie masz ważnej sprawy to wypieprzaj!
Teraz musiałam interweniować. Robiło się groźnie. Chwyciłam za ramię chłopaka.
- Zbyszek… spokojnie. Pozwolisz, że załatwie to sama?- Próbowałam go odwrócić, żeby szedł się ubrać. Ale on nie odpuszczał.- Zbyszek…
Westchnął i się poddał.
- Dobra, ale jak coś to wołaj mnie.
Spojrzał jeszcze wrogo na stojącego chłopaka i poszedł do łazienki. Odetchnęłam z ulgą. Teraz czeka mnie trudniejsze zadanie.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytania!- oskarżyłam go. Próbowałam być twarda. Bo kiedy go zobaczyłam… wszystkie wspomnienia wróciły.
- Twój ojciec mi powiedział. A jednak nie poinformował, że masz chłopaka…- wydał wargi.- Wpuścisz mnie do środka?
Przez chwilę miałam powiedzieć: Tak, jasne! Wchodź, pogadamy o starych czasach! Już sobie mnie przypomniałeś? Ale zaraz potem otrzeźwiałam.
- Przepraszam, ale nie. Jestem zajęta. Dobranoc.
I po prostu zamknęłam drzwi. Przed jego nosem. Przekręciłam szybko klucz na dwa razy i oparłam się o nie. Zupełnie tak, jakbym dodatkowo próbowała zabezpieczyć drzwi przed atakiem. I w takiej pozycji zastał mnie Bartman.
- Wszystko w porządku?- zaniepokoił się i szybko do mnie podszedł.
Kiwnęłam głową i odetchnęłam. Objął mnie ramieniem i razem poszliśmy do salonu.
- E… nie dokończyłam kanapek- i natychmiast zwróciłam do kuchni.
- Pomogę ci!
Razem dokończyliśmy robienie kanapek. Wzięliśmy wszystko przed TV i jedząc zaczęliśmy oglądać. Humory już nie mieliśmy takie jak przed kilkoma minutami. W połowie filmu zrozumieliśmy, że nie ma sensu. Dziś odpuściliśmy oglądanie szybkich i wściekłych. Telewizor grał, a my leżeliśmy na dość szerokiej kanapie wtuleni w siebie.
- Czy coś się zmieniło?- spytał znienacka.
Przez chwilę nie rozumiałam. Ale po chwili wiedziałam o co mu chodzi. O Michała.
- To, że on tu przyszedł niczego nie zmienia. Nie wyjaśnił mi po co. Nie interesuje mnie on.
Ale chyba tym chciałam przekonać przede wszystkim siebie…
Siedziałam na krześle. Byłam całkiem sama. Przynajmniej tak mi się wydawało. Bo po chwili zobaczyłam uśmiechnieta twarz Zbyszka. Odwzajemniłam uśmiech i założyłam nogę na nogę. Patrzyłam z ciekawością co robi. Ale mimo moich starań, nie mogłam nic dojrzeć. Był miedzy nami niewidoczny mur, który próbowałam zwalić. I kiedy już, już prawie mi się udawało zerknąć… nagle zamiast oblicza siatkarza, zobaczyłam kogoś innego. Znałam go, ale skąd? Tak, jakbym od dziecka… nie. Jego twarz była trochę zamazana. Cały czas miałam nadzieję, że to tylko i wyłącznie przez moją wadę wzroku. Której nie mam. Dookoła nas była wolna, czysta i przejrzysta przestrzeń. Zielona trawa, która nie wyglądała na trawę… Tak, jakby została specjalnie namalowana w taki sposób, aby zmylić kogoś kto to ogląda. Wszystko sztuczne. A jednak prawdziwe. Tylko te rysy twarzy Michała… takie niewyraźne…
Wstałam natychmiast i podeszłam bliżej. Teraz dopiero zobaczyłam, że jego rysy twarzy nie były zamazane. One były zbyt idealne. Zbyt szykowne i proste… Zawołałam bezgłośnie Zbyszka. Nie odezwał się. Znów zawołałam. I znów cisza. Głucha cisza. Zaczęłam się martwić. Dlaczego nie odpowiada? Dlaczego mnie zostawił? Po policzkach zaczęły płynąć mi łzy. Słone, a jednocześnie gorzkie łzy. Nie wiedziałam dlaczego płaczę, ale widziałam, że mam ważny powód. Swoją drogą to dziwne, że nic nie czuję. Kompletna pustka, jak dookoła mnie. Tak samo było we mnie. W moim wnętrzu, sercu.
Obróciłam się z zamiarem usadowienia się w dawnej pozycji. Jednak przede mną znów wyrósł ktoś. Tym razem był to Tomek. Zdenerwowana jego widokiem, odepchnęłam go. Ale… moje ręce trafiły w nicość. Zdezorientowana szybko usiadłam. Założyłam znów nogę na nogę, głowę oparłam o dłoń, a drugą położyłam na kolanie. Czułam się… jakbym… jakbym pozowała. Do zdjęcia? Nie. Do obrazu! Tak, to będzie trafne określenie.
Znów zobaczyłam mojego ukochanego. Zbyszek robił to samo, nie przerywał swojej pracy i tylko czasem uśmiechał się do mnie. Ten słodki uśmiech… tez wydawał mi się sztuczny. Wstał, bo do tej pory siedział bokiem do mnie. I gdy już, już… miałam zobaczyć co robił… nagle pojawiła się przed moimi oczami czyjaś ręka. Spojrzałam zezłoszczona w górę. Gabrysia stała i machała przed moimi oczami.
- Anka… Ania… wstań!
I pomału wszystko stawało się bardziej wyraźne. Bardziej realne. Po kolei zmywał mi się obraz Michała, Tomka i Zbyszka. Tego ostatniego widziałam najdłużej. Nie chciałam, żeby odchodził…
- Anka…Ania… wstań!
Zamrugałam gwałtownie.
- Co? Co się stało?...- przestraszyłam się.
Rozejrzałam się dookoła. Mój salon. Moja kanapa. Mój chłopak. I moja przyjaciółka, która machała przede mną dłonią.
- Halo… ziemia do Anki!
- Co się wygłupiasz?!- wkurzyłam się i z powrotem położyłam głowę na torsie Zbyszka.
- Jest jEdenAstaa- powiedziała i poszła. Nie wiem gdzie, ale mam nadzieję, że daleko. – Wstawaać! Trzeba się przygotować!
Wydarła się na całe mieszkanie. Westchnęłam. Przypomniał mi się sen. Momentalnie się wkurzyłam na nią. Gdyby mnie nie obudziła, wiedziałabym co Zibi robił… A w kolejnej chwili dotarło do mnie, co ona powiedziała.
- Że na co się przygotować?- zawołałam podnosząc głowę.
- Ci… ciszej… proszę…
Cmoknęłam śpiącego królewicza i wstałam. Tak pięknie wyglądał... Co prawda wcale mi się nie spieszyło, ale musiałam się dowiedzieć co ona kombinowała. Na bosaka poszłam do kuchni i siadłam na krześle, wkładając prawą nogę pod tyłek.
- Na co przyszykować?- powtórzyłam pytanie.
- No jak to, na co? Na imprezę!
Zaklaskała w dłonie jak małe dziecko cieszące się z nowej zabawki.
- Gabi… jaśniej! Ja dopiero wstałam…
Westchnęła. Podeszła do szafki i wyjęła filiżanki. Dwie. Do jednej nalała kawy i postawiła przede mną.
- Dziś jest impreza u Ignaczaków- zaśmiała się.
- Nadal nie czaję-przyznałam i wzięłam zachłannie łyk kawy.
- Zaproszono nas na imprezę u Igły. Będzie  podobnież nas trochę… Więc budź tego swojego śpiącego księcia. Trzeba jakieś ciasto upiec czy coś, nie? No i w co ja się ubiorę?!...
Dalej tak marudziła, aż w końcu poszła do naszego pokoju i zaczęła przeglądać szafę. A ja jak najszybciej weszłam znów do salonu. Siatkarz spał tak, jak go zostawiłam. Nie zmienił pozycji. Podeszłam pomału i usiadłam na skraju łóżka. Przez chwilę przypatrywałam się śpiącemu. Jednak szybo się znudziłam i pogłaskałam go delikatnie po policzku. Zamruczał coś pod nosem i dalej spał. Uśmiechnęłam się na ten widok.
- Zbyszek…- szepnęłam.- Czas wstawać…
Atakujący, a niegdyś przyjmujący, poruszył się niespokojnie i zamrugał powiekami.
- Coś się stało, skarbie?- spytał zaspanym głosem.
- Mamy dziś ważną misję do wykonania- odparłam i znów pogłaskałam go po policzku. Posłał mi zdziwione spojrzenie więc zaczęłam wyjaśniać.- Podobno dzisiaj jest impreza u Ignaczaków.
Westchnął z uśmiechem i zaczął się przeciągać.
- No to faktycznie misja… nie do pokonania! Która jest godzina?
- Jedenasta.

*** 

Zjedliśmy śniadanio- obiad, który przyszykowała Gabrysia. U Igły mieliśmy zjawić się około dziewiętnastej. Czyli za jakieś siedem godzin.
- Kiedy wróciłaś?- zapytał ciekawski Zibi.
- A jakoś nad ranem... Dobrze, że miałam klucze bo was nie obudziłam.
- Spotkanie się udało?- nie odpuszczał.
- Tak, było wspaniale.
Wstała i włożyła swój talerzyk do zlewu. Widocznie na tym nasza rozmowa się skończyła. Ale ja ją jeszcze wypytam! Dowiem się wszystkiego…
- Zmywasz- wskazałam na Bartmana. Ten zrobił tylko zaskoczona minę.
- Oczywiście, najczarniejsza robota dla mężczyzny- westchnął i podniósł ręce do góry w geście kapitulacji.
A my ze śmiechem udałyśmy się do naszej sypialni i stanęłyśmy bezradnie przed otwartą szafą.
- Ty to masz dobrze…- westchnęła.- Masz szczęście, bo wszystkie cichy pasują na ciebie. A do tego we wszystkich ci pięknie…
- Przesadzasz- bąknęłam.- To raczej jest na odwrót. Na ciebie jest wszystko idealne. Kłopot w tym, jak mamy się ubrać…
Wymieniałyśmy różne poglądy na ten temat przez około godzinę. Ułożyłyśmy na łóżkach z dziesięć różnych kostiumów. Dziś mieliśmy czcić naszą wygraną Ligę Światową…Zrobiłyśmy sobie nawzajem makijaż. Gabi zachęcała mnie do założenia sukienki. Odmawiałam. Były trzy. Niebieska, do kolan z czarną sznurówka na plecach i do tego czarna mała torebka plus buty na małym obcasie… Czerwona, króciutka z dość wyzywającym dekoltem i czarnym paskiem z kokardą w tali. Lub zielona, długa z dodatkowa lekka falbanką w nogach. Były ładne, wszystkie. Ale ja nie lubie chodzić w kieckach, chociaż mi się podobają.
- Załóż… będzie ci pięknie! Specjalnie je kryłam na takie okazje… proszę…
- Mogę tylko przymierzyć!- ostrzegłam.
Ucieszyła się jak dziecko i dała mi tą ostatnią, zieloną. Szybko ją założyłam.
- No obróć się dookoła!- zawołała.
Zrobiłam co kazała.
- Ładnie ci w niej, ale uważam, że jeszcze lepiej będzie w tej- podała mi niebieską.- załóż.
Westchnęłam. Nie miałam wyjścia. Inaczej obraziłaby się na mnie do końca życia. Z niejaką markotną miną, przebrałam się.
- Idealnie!- zaklaskała w dłonie ciesząc się.- Choć!- wzięła mnie za rękę i poprowadziła do lustra w przedpokoju. Zbyszek brał prysznic.Ja od wczorajszego wieczoru nie funkcjonowałam normalnie.
Kiedy stanęłam przed obliczem siebie… nie poznałam się. Szczupła kobieta, o widocznych kształtach… Sukienka idealnie przylegała do talii i lekko opadała na kolana. Błękit pasował do makijażu. Czarne włosy opadały na ramiona. Odkryte plecy wyglądały bardziej przyzwoicie niż mi się wydawało. Naszyjnik, który dostałam od Zbyszka wisiał na mojej szyi, a serduszko opadało na klatkę piersiową. Teraz zauważyłam, że mam szeroko otwarte oczy. Więc szybko zamrugałam i odchrząknęłam.
- Eghmm… no, nie jest źle.- Stwierdziłam ze sroga miną.
- Nie jest źle?! Kobieto, wyglądasz co najmniej jak królowa Bona!
Skrzywiłam się na to stwierdzenie. Słysząc, że Zibi zaraz wyjdzie z łazienki, pognałam powrotem do pokoju i miałam zamiar ściągać suknie. Ale czyjaś ręka mnie powstrzymała.
- Ania, wyglądasz cudnie! Chłopakom kopara opadnie jak cie zobaczą.
- Ale Gabi, ja nie jestem przyzwyczajona…
- To nie ma nic do przyzwyczajania.
- A poza tym nie muszę podobać się innym chłopakom, skoro...
- Tak, tak. Twój Zbysiu- Misiu. To jemu opadnie kopara.
Jej władczy i nieustępliwy ton nie pozwalał mi na dalsze działanie. Więc odpuściłam i zgodziłam się na ten strój jaki miałam teraz na sobie. Swoją drogą, jestem ciekawa min chłopaków kiedy mnie zobaczą. Nigdy w sukienkach nie chodzę, a tu nagle taka odmiana! Miejmy nadzieję, że nic nie popsuje nam humoru tak jak wczoraj wieczorem.

- Dziewczyny!- zawył już po raz piąty.- Spóźnimy się zaraz. Jak coś, będę zwalał winę na was!
Stał w przedpokoju i czekał na nas. Najpierw wyszła Gabi i przeszła obok niego obojętnie, mówiąc:
- Oczywiście! Co najgorsze to na nas zawsze!
Wzięła do reki swoją cienka kurteczkę, gdyby miało się w nocy ochłodzić. Chociaż wątpię, jest lato! Nawet w nocy gorąco i ciężko zasnąć.
- Gdzie jest Anka?!- był trochę zły. Potem spojrzał jeszcze raz na Gabi i się uśmiechnął.- Wyglądasz pięknie- przyznał z uznaniem. Miała na sobie tą czerwoną sukienkę, bardzo krótką.
- Poczekaj chwilę to zmienisz zdanie!
Wzięłam z szafki kopertówkę i wyszłam. Z ukrycia. Stanęłam uśmiechnięta na środku korytarza.
- Wow…- ten odgłos wydał z siebie Zibi, dodając do tego cichy jęk.- Gabrysia… miałaś rację. Zmieniam zdanie.
Uśmiech jeszcze bardziej mi się poszerzył. Słysząc i widząc, że jego zdaniem ładnie wyglądam włożyłam czarne buty na obcasie i przeszłam obok niego.
- To co, idziemy? Już jesteśmy spóźnieni!- odezwałam się.
Kiwnęli głowami. Gabrysia już weszła do windy i drzwi się zamknęły. Wzięłam klucze i zamknęłam mieszkanie. Zbyszek szedł cicho obok mnie. Winda przyjechała, wiec weszliśmy do niej i wcisnęłam parter. Zaczęliśmy zjeżdżać w dół.
- Czy mówiłem już, że jesteś piękna?- zapytał patrząc na mnie rozmarzonym wzrokiem.
- Chyba jeszcze tego nie słyszałam- stwierdziłam.
- Więc nadrabiam zaległości i mówię: jesteś piękna, wspaniała…- zbliżył się do mnie i nachylił- idealna, mądra, piękna…
- To już mówiłeś- przypomniałam mu.
- Co z tego? Mógłbym to powtarzać wiecznie… - i złożył na mych wargach delikatny pocałunek.- Błyszczyk truskawkowy?- podniósł jedna brew spoglądając na mnie.
Kiwnęłam głową. Faktycznie truskawkowy… A potem znów zaczął mnie całować bardzo namiętnie. Objęłam go za szyję i przyciągnęłam do siebie. Przycisnął mnie swoim cielskiem ( tak można by określić jego wielkie ciało ) do ścianki windy i nie przerywał pocałunku.
- Eghm…- ktoś odchrząknął. Zerknęłam. Okazało się, że zjechaliśmy na dół, a winda była otwarta. Przed nami stała starsza sąsiadka z góry i Gabrysia z otwarta buzią. Odepchnęłam od siebie Zbyszka i lekko zmieszana wyszłam pospiesznie. Zibi zrobił to samo. Czułam wzrok tej kobiety na moich plecach.
Kiedy wyszliśmy z budynku zaczęliśmy się śmiać.
- Widziałaś jej minę?- chichotał Zbyszek.
Kiwnęłam głową a potem zorientowałam się, że Gabi nie ma.
- Gdzie ona jest?- spytałam.
Rozejrzeliśmy się. Po chwili wyszła z poważna miną.
- Zapomniałaś czegoś?- spytałam zdziwiona, że nie wyszła równo z nami.
- Nie. Ale wolałam nie przyznawać się, że jesteście ze mną… Mogło by to negatywnie wpłynąć na moją opinię publiczną- stwierdził. A potem groźnie spojrzała na mojego chłopaka.- Co ty odpierdalasz?! Mogłeś jej popsuć makijaż...
- Nie bój się. Twoja opinia publiczna jest już i tak nieźle zjebana- zaśmiał się siatkarz a ja mu zawtórowałam. – Bo zadajesz się z nami.
- Nie mów, że to nie było śmieszne!- powiedziałam do niej.- Mina tej kobiety była bezcenna.
Jej policzki zaczęły drgać. To oznaczało jedno - już się na nas nie dąsała. A za chwilę słychać było jej donośny śmiech zmieszany z naszym.
   



--------------------------------------------------------------------

Cześć, Słońca ;*

No... szybko się domyśliliście niektórzy, kto to. Chyba nie było zaskoczenia? ;)
Mam nadzieję, że rozdział długi i, że się podoba.

Ja właśnie wróciłam z zakupów. W sumie głowa mnie od rana boli, ale jakoś dałam radę. Kupiłam nowe buty... no i Bravo Sport :D Jest plakat FCB Leo itd... ale miałam nadzieję, że będzie z jakimś siatkarzem... a tu dupa! Jedynie na ostatniej stronie od razu rzucił mi sie w oczy Igła xD 
No i tą gazetę czytałam chodząc po Realu... i się wyłączyłam na chwilę, bo czytałam właśnie teki krótki wpis o siatkówce :D 

Byłam dziś na "Wywiedzione ze słowa". Cóż... nie podobał mi sie mój występ i osobiście uważam, że mogłam dać z siebie więcej. *jakby ktoś nie wiedział to wersja recytatorska bardziej rozwinięta, raczej aktorska 7-minutowa.
Dwa fragmenty pominęłam... ale nawet tego nie zauważyli. Chyba. Nic nie zdobyłam, a dobrze wiedziałam, że tak będzie. Szkoda, że Dziewczyny nic nie zdobyły bo wystąpiły świetnie. Najbardziej chyba mi z tego powodu smutno ;c

Ale sie rozpisałam! No, już... już nie będę zanudzać. Przepraszam.


piątek, 21 lutego 2014

LXVIII



Zbyszek przyszedł po godzinie. Ja nadal w kuchni siedziałam przy stoliku i czytałam gazetę. Sportową oczywiście. Usłyszałam tylko trzask zamykanych drzwi. Czytałam dość ciekawy artykuł, więc nawet nie spojrzałam. Ale moją jakże ciężką prace przerwał mi ktoś.
- Hej, co jest?!- zdziwiłam się, gdy jakieś reklamówki położono przed moim nosem na stole.
- Zakupy!- Zibi uradowany podparł boki i z dumą patrzył na swoje ‘dzieło’.
Było ich trochę, bo aż pięć…
- To już cały sklep, czy jeszcze coś tam zostało?- spytałam z sarkazmem.
- Trzeba było zaopatrzyć się na zapas- wyszczerzył zęby. – Będziesz miała większe pole do manewru… i popisu kulinarnego!
- Ach, dziękuję ci Zbyszku za tą dobroć i łaskę, jaką mnie obdarowałeś.
Nadal nie spuszczałam z tego samego sarkastycznego tonu.
- Ale z tego co wiem, to ty będziesz gotował?- upewnić się chciałam.
Zrobił smutną minkę. A po chwili z uśmiechem poszedł do łazienki. No a ja zabrałam się za… rozpakowanie prowiantu na miesiąc.

*** 

Zupa jako tako wyszła. Osobiście uważam, że mogła być lepsza. Ale Zbyszek powiedział, że bardzo dobra. Słodzi i tyle. Siedzieliśmy teraz w salonie na kanapie przed telewizorem. Oglądaliśmy jakiś głupi film na Polsacie. Nagle mój telefon, który leżał tuż obok mnie na siedzeniu, zawirował. Wzięłam go natychmiast do ręki. Dostałam sms:
„Anka, nie musisz po mnie przychodzić. Jestem u Grzesia.”
Westchnęłam.
- Coś się stało?- zapytał mnie ZIbi.
- Nie… Gabrysia poszła do Kosy…
Szybko jej odpisałam: Okej… a będziesz na noc?
Odpowiedź po minucie brzmiała: nie wiem.
- Możliwe, że Gabi nie będzie na noc… Idziemy na spacer?- spytałam ni stąd i zowąd.
- Teraz?
Przytaknęłam. Nie miał nic przeciwko, więc szybko ubraliśmy się w jakieś przyzwoite ciuchy. Wzięłam klucze i wyszliśmy. Zamknęłam drzwi. Zeszliśmy z klatki po schodach przed blok. Chwyciliśmy się za ręce.
- To gdzie idziemy?
Zastanowiłam się.
- To może… najpierw odwiedzimy Resovię… a potem… idziemy do centrum handlowego?
To było pytanie z rodzaju: niepewne. Ale Zbyszek się zgodził, więc się szeroko uśmiechnęłam. Rozmawialiśmy po drodze o wszystkim i o niczym. Nawet chciał żeby zaśpiewała, ale nie chciałam się zgodzić.
- No prooszę…- zrobił oczka ze Shreka.
- Nie teraz- zirytowałam się.- Innym razem, jak nie będzie ludzi- szepnęłam.
- Dziś w domu?- zamrugał nerwow powiekami.
Westchnęłam i się zgodziłam. Czegóż się nie robi dla ukochanej osoby? Ja nawet był skoczyła za nim w ogień!
I nie wiem, dlaczego w tym momencie przypomniał mi się Michał. Po prostu przypomniałam sobie, jak również o nim to pomyślałam… kiedyś. Teraz jest Zibi, nie on. Koniec, kropka.
Doszliśmy do hali Resovii. Bez wahania weszliśmy do środka. Od razu przywitałam się ze strażnikiem i recepcjonistką. Przedstawiłam im Zbyszka, którego oczywiście znali z meczów. Skierowaliśmy się w stronę sali. Po drodze zauważył mnie Janusz.
- Ania!- zawołał.
Obróciłam się natychmiast.
- Cześć!- uśmiechnęłam się szeroko.
Podszedł i się uściskaliśmy.
- Zbyszek to jest Janusz, mój szef.
- Oj tam od razu szef… - zaśmiał się.-  Miło mi cie poznać. Niedługo będziemy razem pracować… Gratuluję wam sukcesu osiągniętego w LŚ.
- Tak. Dziękujemy. – Zibi przejechał wzrokiem po mężczyźnie.
- Dziewczyny ćwiczą?- dopytywałam się.
- Tak. Mają dziś połączony trening z młoda Resovią- zakomunikował. – Chcesz to idź do nich- wskazał na drzwi, skąd dobywały się dźwięki odbijanej piłki.
- Ach! Ale trafiłam!- ucieszyłam się i az klasnęłam w ręce.
Porozmawialiśmy jeszcze chwilę i w końcu Janusz musiał wracać do pracy. Więc obróciłam się i razem z siatkarzem podeszliśmy do drzwi.
- Nie mówiłaś, że tu tyle mężczyzn pracuje!- oskarżył mnie.
- Nie pytałeś, a poza tym to raczej normalne!
Nie czekając na dalsze wyrzuty z jego strony, nacisnęłam klamkę i zrobiłam krok no przodu. W pierwszej chwili zobaczyłam dziewczyny, które skakały do bloku. Potem poczułam, że Zibi staje obok mnie. Dziewczyny ćwiczyły blok i atak, a chłopaki przyjecie. W pewnej chwili odnalazłam wzrokiem znajoma postać. Właśnie ta postać nie przyjęła zbyt dobrze ataku Agi.
- Co to ma być?!- wydarłam się, niby zła.- Dupy ruszyć nie umiesz?!
Zibi był zaskoczony moim krzykiem. Ale tylko mrugnęłam do niego. I właśnie w tej chwili wszystko stanęło. Piłki przestały się odbijać.
- Anka!
Ten głos rozpoznam wszędzie.
- Oj, Szymonie… nie starasz się na tym przyjęciu zbytnio…- mówiłam podpierając boki.
Ale ten wyszczerzony podbiegł szybko i bez wahania mnie przytulił. Oddałam uścisk. W końcu oderwałam się od niego.
- Bo widzisz, tak bardzo za tobą tęsknię, że mi nic nie wychodzi! Co tu robisz? – zdziwił się.
- A to już nie mogę odwiedzić moich przyjaciół?!- zaśmiałam się. Nagle wszyscy do mnie podeszli.
- Anka!- trener przedostał się jakoś przez tłum.- Odsuńcie się, no! Wracać do pracy!
Zaśmiałam się i wskazałam im na ławki. Usiedli, oprócz jednego.
- Kim on jest?- spytał mój chłopak.
- Mój ulubieniec- mrugnęłam.
Zibi się nie zdziwił. Zaczęłam krótką rozmowę z trenerem. Pytał, czy wrócę do gry. Odpowiedziałam wymijająco:
- Jeszcze nie wiem. Zobaczę.
- Brakuje nam ciebie- przyznał.
- Jeszcze nie znaleźliście nikogo na moje miejsce?- zdziwiłam się.
- Wciąż czekamy na ciebie-uśmiechnął się. Ale nagle spoważniał.- Wiesz, gdzie się podziewa Gabi?
- Miała ważne spotkanie…- odparłam bez ogródek.
- Gratuluję!- wydarła się Majka.
Mówiła o Lidze Światowej. Podziękowaliśmy. Potem oni wrócili do pracy. Ciężki trening dziś mieli swoją drogą. Trener nie dał im żyć. Poczekałam ze Zbyszkiem pół godziny, aż skończą i razem, całą gromadką wyszliśmy z budynku.
- To co z ta imprezą?- dopytywała się Agata.
- Nie dzisiaj, okej? Po niedzieli… - powiedziałam.
Zgodzili się. A mnie Pałka nie dostępował na krok. Tak jak Zibi. Zibi, który był poirytowany tą sytuacją. Dla pocieszenia chwyciłam go za rękę.Moje dwa Golden Retrievery...
- Co u ciebie nowego?- spytałam ulubieńca.
- W sumie… po staremu. Tęskniłem. Nawet się nie odezwałaś, ty jędzo! Nawet nie wiedziałem, czy dają ci jeść!
Zaśmiałam się i rozczochrałam jego wspaniałe włosy.
- A jak nie, to co byś zrobił?- pytałam nadal chichocząc.
- Wysłał ci pocztą- wyszczerzył sie. A potem dodał:- I pomścił.
Mówiliśmy o kanapkach, drugim śniadaniu. Ale inni patrzyli na nas dziwnie, bo tylko my wiedzieliśmy, o co chodzi. Doszliśmy do takiego miejsca, gdzie musieliśmy się rozstać. Obiecałam, że jeszcze się spotkamy. I razem z siatkarzem, udałam się w stronę centrum.
Chwycił mnie za rękę i tak szliśmy.
- To co teraz?- spytał.- Serio chcesz iść na zakupy?!
Kiwnęłam potakująco głową.
- Kim jest ten chłopak, Szymon?- znów przerwał ciszę.- Znam go skądś, ale kim on jest dla ciebie.
Patrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem. Zrobiłam minę niewiniątka.
- Przyjaciel. Dosyć dobrze się dogadujemy…jak na to, że jest młodszy ode mnie...
- Doskonale o tym wiem- uśmiechnął się łobuzersko.
Chwilę szliśmy w milczeniu.
- Wyjaśnisz mi coś?
Zerknęłam w jego stronę.
- O co chodziło z tym jedzeniem?!
Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać. Zbyszek patrzył na mnie tylko zaskoczony.
- Kiedyś na jego treningu nie miałam drugiego śniadania- mówiłam przez śmiech- dał mi kanapki. Teraz uważa, że nie jem.
- A jesz?!- zdziwił się.
- Od kiedy was poznałam, tak. – Trochę się uspokoiłam i włożyłam lewą rękę do kieszeni.- Wtedy on powiedział, ze nie ma kto o mnie dbać… i nie ma mi kto kanapek do pracy szykować…
Nadal nie schodził mi uśmiech z twarzy.
- Teraz już jest ‘ktoś’- wyszczerzył się.- Nie wykręcisz się od jedzenia śniadania!- pogroził.
- Mówisz jak mój ojciec- wyrzuciłam mu.
- To bardzo miły i inteligentny, przystojny człowiek- stwierdził broniąc się.
Przerwaliśmy na chwile rozmowę, żeby przejść przez pasy. Gdy znaleźliśmy się po drugiej stronie znów wróciłam do tematu.
- I, że niby ty tez taki jesteś?- zachichotałam.
- A wątpisz w to?- udawał oburzenie.  Nie odpowiedziałam, co chyba go zirytowało odrobinkę…- No, tak czy nie?
- Później ci powiem- ukryłam uśmiech.
Westchnął. Wiedziałam, że poczeka. Musi, inaczej się nie dowie.
W końcu dotarliśmy do wielkiego centrum handlowego. Śmiało wkroczyliśmy przez odsuwające się drzwi. Najpierw pociągnęłam siatkarza za rękę do sklepów na parterze. Tradycyjnie, najpierw weszliśmy do H&M.
- Serio chcesz siedzieć w sklepie z ciuchami?
- Czasem są fajne bluzy- odparłam.
Zaraz w oczy wpadła mi bluzka z krótkim rękawem z napisem „Sport”. Wyszukałam odpowiedni rozmiar w kolorze granatowym.
- Fantastyczna- stwierdziłam.
- Przymierz- zachęcił Zibi i uśmiechnął się.
Nie mogłam w to uwierzyć. On naprawdę nie miał nic przeciwko, ze będziemy siedzieć, znaczy on będzie siedział i się nudził, kiedy ja będę przymierzała ubrania! Więc żeby się nie rozmyślił, szybko porwałam w ręce ciuch i poszłam przymierzyć. Ściągnęłam swoją bluzkę i włożyłam tamtą. Typowo sportowa… Leżała jak ulał! Wyjrzałam za zasłonę, żeby przywołać z kanapy siedzącego chłopaka. Ale on stał oparty tuż za moja przymierzalnią i czekał.
- Znów mnie zaskakujesz- stwierdziłam.
- Staram się- uśmiechnął się, a potem jeszcze szerzej gdy wyszłam i mu się pokazałam.- Do twarzy ci w niej- stwierdził.
- Ale nie dla mnie- westchnęłam. Posłał mi pytający wzrok.- Nie ma przy sobie wystarczająco kasy. Przyszłam tu z konkretnym zamiarem. Nie mogę szastać pieniędzmi.
Trochę się zasmuciłam. Weszłam z powrotem za kurtynę i zmieniłam ubranie. Wyszłam i odłożyłam z żalem bluzkę na miejsce.
- Tak bardzo ci się podoba?- zapytał, przytulając mnie od tyłu. Potaknęłam.- Kupię ci ją.
Ponownie mnie zaskoczył.
- Słucham? Oj, nie… nie.
Odwróciłam się w jego stronę i zaprzeczałam.
- Ale dlaczego niby?- nie mógł zrozumieć, z reszta ja sama siebie nie mogę.
- Nie chcę cie wykorzystywać, czy coś…
- Jestem twoim chłopakiem, to chyba mogę czasem sprawić ci przyjemność, prawda?
I nie czekając zabrał ciuch z półki. Naprawdę się teraz wzruszyłam.
- Jezu! Zbyszek, dziękuję ci!- ze łzami w oczach przytuliłam.
Ten tylko się uśmiechnął i odparł:
- Jak coś jeszcze chcesz, to mów.
- Zwariowałeś? – zaśmiałam się.- TO wystarczy.
Poszedł zapłacić i wręczył mi reklamówkę z zakupem. Ucieszona już poza sklepem, cmoknęłam go w policzek.
- Dowiem się w końcu, co o mnie sądzisz?- zapytał, gdy wjeżdżaliśmy na na piętro.
Kiwnęłam przecząco głową. Powiem mu później… Odwiedziliśmy jeszcze kilka sklepów. Oczywiście przy tym była niezła zabawa. Najlepiej było, gdy weszliśmy do adidasa. Zaczęłam przeglądać dresy, kiedy zauważyłam fajny w sam raz pasujący do Bartmana.
- Zbyszek!- przywołałam go gestem reki. Podszedł.- Popatrz.-Wyciągnęłam z wieszaka czarny dres i przyłożyłam do jego ciała.- Przymierz- poprosiłam.
Westchnął, ale zaraz potem się uśmiechnął i poszedł do przymierzalni. Gdy wyszedł, zaniemówiłam. Wyglądał bosko! W czarnym mu do twarzy, i to dosłownie!
- Co jest?- spytał gdy zobaczył moją minę.
- Yh… wyglądasz bosko!
Uśmiechnęłam się tak radośnie i tak to powiedziałam, że kilka osób zerknęło na nas. Szybko podbiegłam do niego, aż spadła mi torebka na podłogę. Podniosłam ją szybko i stanęłam przed Zbyszkiem. Sprawdziłam, było idealne. Idealnie leżało.
- Musisz to mieć.- To było stwierdzenie.
- Ile to kosztuje? Czy my musimy kupować wszystko, co zobaczysz?
Narzekał, ale szybko go uciszyłam.
- Nie wszystko kupujemy, bo po pierwsze sam chciałeś mi kupić tamta bluzkę, a po drugie tylko oglądam… Mam dalej wyliczać?
- Dobra, niech będzie. Ale nie za długo, okej?
Za to, że się zgodził dostał ode mnie całusa. Po chwili przyniosłam mu jeszcze inny dres, fioletowy. Również był ładny. I kilka innych też. Następnie dopasowywałam mu koszulki, bluzy. Nie raz wybuchaliśmy śmiechem.
- Teraz wyglądasz jak jakiś gangster…- powiedziałam, kiedy założył wybrany przeze mnie kostium.
- Czarny gangster.
- Czarny charakter- poprawiłam go i wybuchliśmy śmiechem.
I w taki sposób dowiedziałam się czegoś bardzo ważnego. A nawet kilku rzeczy. Po pierwsze, mój chłopak tez lubi zakupy i nie wstydzi się chodzić ze swoją dziewczyną po sklepach. Po drugie, kocha mnie tak bardzo, że jest w stanie ustąpić mi z wielu rzeczy. I po trzecie, i chyba najważniejsze: nie interesują go w galerii inne dziewczyny. Liczę się tylko ja. Chociaż kilka dwudziestolatek patrzyło za nim rozmarzonym okiem, ani śmiał na nie spojrzeć. Cały czas uśmiechał się do mnie, przytulał i całował. A było to tak piękne, że zapomniałam o Bożym świecie! W końcu zaproponował gofry.
- Dobrze, jeżeli ja stawiam- odparłam.- Chociaż nie powinnam jeść słodkiego. I tak już wystarczająco przytyłam…
- Chyba żartujesz!- prychnął.- Ja tu żadnego tłuszczu nie widzę…- stwierdził przypatrując się mojemu brzuchowi.- Płaski, piękny i opalony.
Przez chwile zastanawiałam się skąd wie, że opalony. Ale już nie wnikałam. Przecież nie raz widział mnie nago…
- I ja stawiam- upierał się.- Wydałaś pieniądze na dwie pary legginsów, sam nie wiem po co… Ale pozwól, że ja cię nakarmię i się tobą zaopiekuję, żeby twój przyjaciel się nie martwił.
Nie wiem czy mi się tylko wydawało, czy naprawdę usłyszałam złośliwy ton. W końcu uległam. Zamówiłam sobie gofra z bita śmietana i owocami, Zbyszek dodatkowo z polewą czekoladową. Usiedliśmy na ławce przed centrum.
- Nie pamiętam już, kiedy się tak dobrze bawiłam.- Stwierdziłam z uśmiechem.
- To dobrze, że ze mną.- Oblizał usta i przez chwile na mnie patrzył. Był już bez swojego deseru. Zjadł to tak szybko! Ja dopiero byłam w połowie… Ale chyba nie powinno mnie to dziwić. – Dowiem się wreszcie, co o mnie sądzisz?
- Nie odpuścisz, co?- Ba! Wiedziałam, ze nie. To było oczywiste. Po co w ogóle pytam??!
- A jak sądzisz?- zmrużył oczy, zapewne czekał na cios.
- Chyba nie jest tak źle… Uparty, zawzięty, mądry, czuły, miły, inteligentny…
- Nie słódź. Powiedz, określ mnie jednym słowem.
Zamyśliłam się. To było trudne… tak wybrać z tych wszystkich cech jedną, która najtrafniej go opisuje…
- Cholernie przystojny.
-To są dwa słowa!- Zaśmiał się i przytulił mnie mocno. O mały włos nie wyleciał mi z reki gofr.
- Ubrudziłaś się.
Kciukiem obtarł mi miejsce nad wargą, oblizał palec a potem mnie namiętnie pocałował. Chociaż to określenie, to za mało powiedziane… on się do mnie uczepił i nie chciał puścić. A ja się nie broniłam. Objęłam go za szyję i oddałam pocałunek. Deser upadł na chodnik, ale nie przejmowaliśmy się tym. Nagle jednak usłyszeliśmy:
- Młodzież… za grosz szacunku! W miejscu publicznym!
Jakieś starsze dwie panie, które przechodziły. Przeszkadzało im nasze szczęście. Ale my sobie z tego tym bardziej nic nie robiliśmy. Po chwili oparci o swoje czoła, śmialiśmy się z tej sytuacji.

*** 

Do mieszkania wróciliśmy o siódmej. Nie było ciemno, ale piękne słońce oświetlało nasze twarze, kiedy szliśmy do bloku. Teraz wykończeni, siedzieliśmy na kanapie w salonie. Gabrysia wysłała mi sms o treści: „Nie będzie mnie” co również znaczyło: Hej, Anka. Będę u Grzesia, wrócę rano, albo popołudniu. Nie czekajcie na mnie.
Czyli między nią a Kosokiem coś zaczęło iskrzyć… To dobrze. Nawet sam Zibi to określił jako powód do radości. Gdy zapytałam, dlaczego odparł:
- Kosa da nam już spokój ze swoimi mądrościami. Przynajmniej znów będzie szczęśliwy.
Nie pytałam dlaczego miałby ‘znów być szczęśliwy’. Tego dowiem się w swoim czasie od samego Grzesia.
- To co? Szybcy i wściekli?- zapytał mnie, stojąc na środku pokoju z dwoma płytami CD.- Czy Szybcy i wściekli?
- Wybór niesamowicie trudny… Piątka.
Włożył więc do DVD płytę i ustawił głośność.
- Idę się wykąpać, czekaj i nie oglądaj beze mnie!- pogroził. Oczywiście zaraz potem nachylił nad kanapą i cmoknął mnie w czoło. Po dwóch minutach usłyszałam szum w łazience. Wstałam i udałam się do kuchni. Zagotowałam wody i zrobiłam kawę zbożową. Potem zrobiłam trochę kanapek. A właściwie robiłam. Gdy kroiłam pomidora, zadzwonił dzwonek do drzwi. Były zamknięte, więc myślałam, że Gabi jednak zmieniła zdanie i będzie spała u siebie. Wytarłam w pośpiechu ręce i wyszłam na korytarz. Nawet nie spojrzałam przez wizjer tylko odkręciłam klucz i otworzyłam drzwi.
- A jednak zosta…- stanęłam jak wryta.
To nie była Gaabi.



------------------------------------------------------

Witajcie ;*
Przepraszam, że tak długo czekaliście na ten rozdział... Mam nadzieję, że się podoba :)

Ferie minęły, zaczęła sie nauka do egzaminów... cóż, chyba nikt z tego nie jest zadowolony. Ale! Ale za to czekają nas emocje w sporcie! Bo oto najważniejsze odcinki sezonów! :D 

Mamy cztery medale! Awww <3 Brawo dla Kamila Stocha, naszego bohatera olimpijskiego i Justynie Kowalczyk! Ta to ma charakter! Z urazem nogi wystartowała i wygrała... 
Wielki szacunek <3
Oczywiście nie mogę pominąć Zbigniewa Bródki, którego aktualnie mam wielki plakat w pokoju XD

Tęsknie za siatkówką. ;c 

No nic... mam nadzieję, że sie nie gniewacie zbytnio na mnie... Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam ;*

sobota, 8 lutego 2014

LXVII



- Chodzi o to, że…- nie mógł się wysłowić. Posłałam mu spojrzenie typu: „No, mów! Niecierpliwię się…”. Westchnął i powiedział jednym tchem…- Chodzi o to, że ja nie mam domu.
Zamurowało mnie. Przez chwilę myślałam, że żartuje. Ale jego mina była poważna. Bez jakiegokolwiek uśmiechu.
- Żartujesz, prawda?
- Niestety nie.
Nie rozumiałam. Nic z tego nie rozumiałam.
- Al.. ale… co się stało? Dlaczego?- mój szok był chyba większy niż ktoś by się spodziewał. Ale tak. To był szok.
- Musiałem sprzedać go jeszcze przed wyjazdem na Ligę. – Westchnął i smutno popatrzył na mnie.- Był za duży jak dla jednej osoby, kosztował mnie za dużo. Nowy klub zaoferował swoją pomoc… Będą wynajmować mi mieszkanie. A ja się zgodziłem. Tylko, że… na ten czas, kilka dni, nie mam gdzie spać.
- Czemu mi nie powiedziałeś?!Czy te telefony... to o to chodzi?
- Nie chciałem cie obciążać swoim małym problemem…Tak, to o to chodziło...
- Uważasz, że to gdzie nie masz spać jest małym problemem?! Mnie obciążać!- prychnęłam.- Mogłeś mi powiedzieć.
- Przepraszam… miałem nadzieję, że zatrzymam się u moich rodziców na ten czas.
- Chciałeś mnie zostawić?! Jechać aż do Warszawy?!
- Nie! To nie tak… nie chciałem cie broń Boże zostawić… A i tak miałem plany jechać do nich na weekend.
Zastanowiłam się. Na moje słowa zareagował bardzo gwałtownie… Spuściłam głowę.
- Skoro nie masz gdzie spać…- teraz podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy. Założyłam kosmyk włosów za ucho.- Zapraszam cie do mnie.
Teraz to on był zaskoczony. Uśmiechnął się słabo.
- Nie chcę cie wykorzystywać.- Stwierdził z pewnością w głosie. Trudno będzie go przekonać…
- A kto tu mówi o wykorzystywaniu?! Jesteś moim chłopakiem, potrzebujesz pomocy. Udzielam ci jej.
- No nie wiem…
- Gabrysia nie będzie miała nic przeciwko temu… A zwłaszcza, jak się dowie, że chciałeś tyle wydać na paliwo!
Spojrzałam na niego niepewnie. Nie był do końca przekonany. Ale po długiej namowie uległ mi.
- Ale na pewno nie będzie miała nic przeciwko temu?- dopytywał się, gdy wchodziliśmy po schodach.
- Ależ oczywiście, że nie!

*** 

- Nie! Rozumiesz? Nie zgadzam się!
Bulwers mojej przyjaciółki był ogromny.
- Ale Gabi… on potrzebuje mieszkania! Proszę cię…- podeszłam do niej i chwyciłam za ręce.- Zrób to dla mnie…
- Nie!- jej stanowczy głos mnie oszołomił.
Stałyśmy w kuchni, Zbyszek brał prysznic.
- Ale powiedz, dlaczego nie?
Nie mogłam uwierzyć, ze nie chce się zgodzić.
- Jak my się tu pomieścimy?! Dlaczego nie poszedł do kolegów? On się kąpie w MOJEJ kabinie!
Westchnęłam.
- Gabi, on tu dopiero się wprowadził… Nie ma jeszcze kolegów!
- Ale Ignaczak, Kosok albo Nowakowski?! – wymachiwała rękami jak psychopatka. Dobra, złe określenie…
- Oni dopiero przyjechali! Każdy ma swoją rodzinę, dziewczynę… nie chce im przeszkadzać.- Tłumaczyłam go. Chociaż taka była prawda.
Przyjaciółka oparła się o blat kuchenny i westchnęła ciężko.
- Ile?
- Kilka dni…
Przygryzła wargę. Widziałam, że się zastanawia. Zawsze tak robi, marszczy jej się nos.
- Dobra.- Zrobiła minę typu: „ Ale to ostatni raz! Nie myśl, że jeszcze kiedyś tak będzie!”
- Aaa! – podbiegłam do niej w podskokach i mocno przytuliłam.- Dziękuję!
- Udusisz mnie- powiedziała marudząc.
Zaśmiałam się i pocałowałam ja w policzek.

Siedzieliśmy razem ( w trójkę ) na kanapie i oglądaliśmy mecz. Piłki nożnej.
- Polacy to dziady… nie potrafią grać- skomentowała Gabrysia.
- Nie wszyscy!- oburzyłam się.- No spójrz na przykład na takiego Błaszczykowskiego…
- Ciacho…- powiedziałyśmy razem i się zaśmiałyśmy.
- On? – prychnął Bartman.- Zaraz zdechnie na boisku… kondycji nie ma…
Dałam przyjaciółce kuksańca w bok.
- Zazdrosny- stwierdziła.
- No a taki Piszczek… albo Szczęsny… aż chce się ich schrupać jak się ich widzi- rozmarzona wpatrywałam się w ekran.
- Następny marny piłkarzyna, cholera…- wtrącił mój chłopak.
- No tak. Bo i tak najlepszy jest Messi!- Westchnęłam.
- Nie… ja nie mogę tego, kurwa słuchać!
Zbyszek wstał, ściągając jednocześnie moje nogi ze swoich kolan, i udał się do kuchni.
- Nie bądź zazdrosny…- powiedziałam stając za nim w kuchni. Nie odpowiedział.- No, Zbysiu…
- Nie jestem zazdrosny.
Przewróciłam oczami i opasałam go od tyłu rękoma.
- Gniewasz się?- spytałam całkiem poważnie.
- Tak.
Niemożliwe, on na serio był zazdrosny! Co za człowiek! On naprawdę myśli, że wolałabym i zamieniłabym go na takiego piłkarza?...
- No nie gniewaj się… Tak sobie żartowałyśmy tylko…- wtuliłam się w jego plecy.
- Dobrze, jeżeli odszczekasz.
- Hau!- zawyłam cicho.
Zaśmiał się głośno i obrócił w moja stronę. Czekał z podniesioną brwią. No dobra…
- Tak, przepraszam. Ci piłkarze są nudni… Wciąż Gonią za jedną piłką. I do tego nie mogą jej dotknąć rękoma!- udałam oburzenie.- To jest nienormalne! I nie mają kondycji… no i…
Uśmiechnęłam się spoglądając znacząco na talię  siatkarza.
- I w życiu nie zamieniłabym tego torsu- wskazałam na Bartmana klatkę piersiową- na ich…
Przerwał mój monolog nagłym pocałunkiem. I w taki sposób wyjaśniliśmy sobie wszystko.

*** 

Kłopot, gdzie Zbyszek będzie spał sam się rozwiązał. Zasnął on na kanapie w salonie. Przykryłam go ciepłym kocem i podłożyłam poduszkę pod głowę. Więc i my poszłyśmy się położyć do naszego pokoju. Nic mi się nie śniło na szczęście…

***

Rano obudził mnie przyjemny zapach. I hałas dochodzący  z kuchni. Kuchni?! Nieprzytomna otworzyłam jedno oko i podniosłam głowę. Gabrysi w łóżku obok nie zastałam. Pewnie robi śniadanie… Ona?!
Zdezorientowana usiadłam na łóżku. Pomału dochodziło do mnie wszystkie wczorajsze zdarzenia. Zbyszek!
Natychmiast wstałam ( co zaowocowało małe kręcenie głowy ), na bosakach wyszłam z pokoju.
- Niemożliwe! Nawet to potrafisz?!
To był głos mojej przyjaciółki. Po cichu stanęłam w drzwiach kuchni. Zastałam dziwne zjawisko. Siatkarz stał przy kuchni i coś gotował, a moja przyjaciółka siedziała na krzesełku z kubkiem w dłoni i patrzyła na niego jak na ósmy cud świata.
- O, Ania!- Zawołała przyjaciółka, która mnie właśnie zauważyła. – Ty wiesz, że ten twój chłopak to gotować potrafi?! Kawę też umie robić!
- No aż tak głupi to nie jestem!- oburzył się.- Witaj Aniu… - Podszedł i pocałował mnie namiętnie. – Jak się spało? Kawy?
- Dobrze… Poproszę.
W niemałym szoku usiadłam jak robot przy stoliku.
- Ehm… a… e… a tak właściwie to ,co ty robisz Zbyszku?- spytałam, a raczej wydukałam.
- Jajecznica- wyszczerzył zęby.- Mam nadzieję, że lubisz?
Kiwnęłam głową.
- Ale nadal nie rozumiem, dlaczego?
- Muszę jakoś wam się odwdzięczyć za nockę, nie?
- Mi tam taki układ odpowiada!- szybko odezwała się Gabi. – Kawa – wyborna- dodała.
Aż z ciekawości nalałam sobie do kubka i napiłam się łyk. Była… pyszna! A po chwili mój chłopak postawił przed nami na talerzykach jajecznicę. Sam zasiadł i zaczęliśmy jeść. Ech… już zapomniałam, jak to było. Siadałaś w kuchni przy blacie, mama wlała ci kawy/herbaty do kubka i podała świeżo zrobione śniadanie.
- Było pyszne!- stwierdziłam.- To już wiemy, kto przez najbliższe kilka dni robi śniadanie, obiad i kolację- uśmiechnęła się.
- Zapędziłaś się trochę…- próbował mnie przyhamować siatkarz.
- To świetny pomysł!- stwierdziła Gabi.- Bo ja nie będę miała czasu. Mam robotę i umówiłam się…
- Z Grzesiem?- ucieszyłam się, i kto by pomyślał?!
Kiwnęła głową. Chyba nie tylko ja się zakochałam! Jak będziemy miały trochę czasu wolnego dla siebie, wypytam ja o to dokładnie…
- A na razie muszę już lecieć do Resovii- stwierdziła.- Zaraz się spóźnię!
Spojrzałam na zegarek. Faktycznie, było po jedenastej. Aż tak długo spałam?
- Wpadnę do ciebie później, okej? Tylko nie mówi im! Chcę zrobić niespodziankę mojemu ulubieńcowi…
Zatarłam z radości ręce. Za to Zibi podejrzliwie na mnie patrzył.
- Jaki ulubieniec? Znowu jakiś Messi albo inny półgłówek?
- Messi nie jest półgłówkiem!- oburzyłam się.- To wspaniały, utalentowany piłkarz i przede wszystkim człowiek!
- To może lepiej będzie jak już sobie pójdę…- stwierdziła Gabrysia i uciekła.
Usłyszałam tylko trzask drzwi frontowych. Nawet za nią nie spojrzeliśmy. Patrzyłam na niego dzikim wzrokiem. Z tą swoja zazdrością doprowadzi mnie do śmierci! Wkurzył mnie na maksa tak mówiąc o piłkarzach…
- Odszczekasz to.
- Odszczekać?
- Tak.
- Czyżby?
Kiwnęłam głową. A on wtedy wstał, chwycił mnie i podniósł. Nagle zostałam przewieszona przez jego ramię. Jak bagaż! Niósł mnie do… sypialni. Mojej i Gabi. Wiedziałam co chce zrobić, wiec zaczęłam się wyrywać. Ale on był silniejszy. Położył mnie na łóżku i znalazł nade mną.
- Odszczekać?- spytał ponownie, nie zły, zazdrosny, tylko radosny z błyskiem w oku.
- Bo cie do tego zmuszę!- krzyknęłam.
- Spróbuj…
Miałam go przewrócić, ale on nagle mnie pocałował. I cała wściekłość minęła, jak za pstryknięciem palca.
Nie wiem, jak to się stało, ale godzinę później leżałam w jego ramionach całkiem naga ( on też ). Nasze ubrania leżały bok łózka. Byłam przykryta białą, cienką kołdrą, leżałam bokiem i przodem do niego. Zibi głaskał mnie po plecach, a ja wpatrywałam się w jego zielone, kocie oczy.
- Jesteś piękny- stwierdziłam.
Zaśmiał się tylko i nadal wpatrywał w okno. Poczułam, jak jego ręka jeździła po moim kręgosłupie. Spojrzałam na zegarek. Przed pierwszą… przydałoby się coś ugotować, a potem mam zamiar iść po Gabi do Resovii i przywitać się ze starymi przyjaciółmi. Podniosłam się więc.
- A ty dokąd?- zdziwił się.
Nic nie powiedziałam tylko mrugnęła do niego i stanęłam na podłodze. Podeszłam do walizki Zbyszka.
- Czego szukasz?
- Twojej reprezentacyjnej koszulki… całkiem wygodna była…
- Jak dla mnie możesz być tak ubrana jak teraz.
- Ale ja nie jestem w ogóle ubrana- spojrzałam na niego tępo.
- Mi to nie przeszkadza…- zaśmiał się.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Wreszcie znalazłam koszulkę i włożyłam ja na siebie. Sięgała mi do połowy ud. Z wielkim bananem na twarzy udałam się do kuchni. Włączyłam radio i zaczęłam przygotowywać się do pichcenia czegoś na obiad. Zajrzałam do lodówki.
- Jezu, ta Gabrysia to cudem jeszcze nie umarła z głodu!- jęknęłam.
W środku był tylko karton mleka, kilka jajek i ser żółty. Trudno, będę musiała sobie poradzić jakoś! Postanowiłam zrobić jakąś zupę. Wyciągnęłam potrzebne składniki do ugotowania pomidorowej. Chciałam ugotować ryż, jednak w jej szafce znalazłam tylko makaron.
Z głośników radia puścili o dziwo Eminema i Rihannę. A ponieważ znałam wszystkie słowa, zaczęłam śpiewać. Wstawiłam wszystko na gaz i odwróciłam się, nadal śpiewając. Momentalnie przestałam.
- Co?
- Nic. Nie dość, że jesteś piękna, to masz wspaniały głos…
- Bredzisz.
Bartman stał oparty o futrynę w drzwiach z założonymi rękami na piersiach i szczerzył do mnie ząbki.
- Idź po zakupy, co?- westchnęłam.
Podniósł jedna brew do góry.
- Proszę- dodałam.
- Oczywiście.- Bez słowa sprzeciwu ubrał się i po chwili wrócił. Stanął przede mną i pocałował.- I nie bredzę!
Dał jeszcze jednego przelotnego całusa i wyszedł. A ja z bananem na twarzy patrzyłam w ślad za nim. Tak, byłam szczęśliwa. Jak cholera. I tego nic już wstanie nie jest mi przeszkodzić. Nic.

Ale nawet nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam...




---------------------------------------------------

Cześć ;*
Nowy, krótszy niestety rozdział. Ale wybaczycie, prawda?
Co o nim myślicie?

Tydzień minął nawet szybko, ale i pracowicie. I tak będzie od tej pory. Nauka, nauka i wciąż nauka... robi się to już pomału nudne. 
Za tydzień pod rzad mam same sprawdziany i kartkówki... 

I taka prośba. 
Musze wybrać jakiś tekst śmieszny z dialogiem na konkurs z polskiego "Wywiedzione ze słowa"
Macie jakieś propozycję tekstów? 
Bardzo proszę o pomoc...

Pozdrawiam ;*