Ze śmiechem ( rozśmieszył mnie Zibi ) wkroczyłam na lotnisko. Siatkarze rozsiedli się na ławkach i zaczęli rozmawiać. Ja miałam wielką ochotę na kawę, jak każdy. Zrobiłam im smaka w autokarze hahaha.
- To idę po te kawy- pocałował mnie w czoło Zbyszek i puszczając moją rękę oddalił się do kawiarni.
Patrzyłam za nim z uwielbieniem i przyglądałam się reakcji kelnerki, która wyraźnie się ożywiła kiedy go zobaczyła. Oparł się o blat i z uśmiechem podał zamówienie i zerknął na mnie puszczając perskie oczko. Uśmiechnęłam się szeroko i oparłam głowę na dłoni.
- Dziki podryw- zaśmiał się Kubiak.
- Kogo?
- Wasz! – zaśmiał się.- A tak serio to masz może gumę do żucia?
Nie odrywając oczu od mojego chłopaka, wyjęłam paczkę z kieszeni dżinsowej kamizelki.
- Miętowe?
Zerknęłam na Kubiaka, który dokładnie oglądał opakowanie.
- Ostra mięta. A ty nie pijesz kawy?- zdziwiłam się nieco.
- Już wypiłem- wyszczerzył się.
Kiwnął z zadowoleniem głową i wyjął dwie gumy. Miałam go powstrzymać, żeby lepiej nie przesadzał, ale było już za późno. Włożył je do ust. Z uśmiechem pokazał kciuk do góry.
- Proszę…- przede mną pojawił się kubek czarnej kawy.
Zbyszek usiadł obok mnie, jednym ramieniem objął a w drugiej ręce trzymał swój plastikowy kubek.
- Dziękuję- uśmiechnęłam się.
Nagle Michał wstał. Wyciągnął rękę i oddał mi gumy. Miał niewyraźną minę.
- Wszystko okej?- spytałam przestraszona i pomału odebrałam swoją rzecz.
Kiwnął twierdząco głową, odwrócił się na pięcie i szybko szedł w jakimś kierunku. Z pewnością na drugi koniec korytarza.
- A temu co się stało?- Zdziwił się mój towarzysz.
Westchnęłam.
- Wziął dwie moje gumy do żucia… Te ostre. Chciałam go powstrzymać, ale było już za późno…
- Idiota.- Zaśmiał się. – Kto normalny bierze od ciebie dwie gumy do żucia, do tego miętowe i wpierdala na raz? No tylko idiota!
Zaśmiałam się i odwróciłam w jego stronę.
- Oczywiście nie pamiętamy sytuacji, kiedy ty tak zrobiłeś?- podniosłam jedną brew.
- Tak- wyszczerzył się.- Jak ty mnie dobrze znasz! Ach!
I napił się kawy, więc i ja.
- Jedziesz do Warszawy na ten weekend?- spytałam poważniejąc.
Bo teraz mamy kilka dni wolnego. W poniedziałek znów mamy zgrupowanie w Spale. Musimy się przygotować na Igrzyska!
- Tak… dawno rodziców nie widziałem. Muszę do tego jeszcze kilka spraw pozałatwiać.
- No z tym operatorem! Oni ci żyć nie dają. Non stop dzwonią…
Kiwnął głową i blado się uśmiechnął. Czy ja o czymś nie wiem?
- Ale jadę dopiero we wtorek. Zostanę trochę w Rzeszowie, żeby pobyć z tobą- pogłaskał mnie dłonią po policzku.
- Zbyszku, przecież wiesz, że nie musisz czekać… Jedź od razu.
- Nie. Jeszcze przed wyjazdem chciałbym z tobą poważnie porozmawiać.
Kurde, coś na serio się dzieje. Dlaczego mi tego nie powie? Eh, uparty kozioł. Trudno, jak będzie gotowy to mi wszystko wyjaśni.
- Brzmi groźnie…
- Bo tak miało zabrzmieć.
Rozmowę przerwał nam Ignaczak, który znów z kamerą chodził po wszystkich i zwiedzał.
- Nasze gołąbeczki!... Zaraz wylatujemy, radzę się pozbierać.
Faktycznie, wszyscy już stali z torbami podręcznymi przy bramce. Więc i my się zebraliśmy i dołączyliśmy do nich. Bartek stał na samym końcu ze słuchawkami na uszach.
- A ten pomalował się, czy jak? Trochę burakowato wygląda- stwierdził mój chłopak.
Trzepnęłam go za to w ramie, chłopaki się zaśmiali a ja podeszłam do biednego przyjmującego.
- Wszystko okej?
Kiwnął bez przekonania twierdząco głową.
- Niemożliwe! Kura boi się latać… - zachichotał Dziku.
- Kury nie latają.- Odpowiedział Żygadło.
- Ale się wznoszą!
- Ale nie latają.
- A, ty to się zawsze musisz czepiać!
I ze śmiechem udaliśmy się do samolotu.
***
- Jeszcze nie jesteśmy na ziemi- poprawiłam go.
- O, druga!- wkurzony Ignaczak skierował w moją stronę obiektyw.
- Co, ja?!
- Czepiasz się.
- Ja?!
- Tak, ty. Czego się po tobie nie spodziewałem!
I wyprzedził nas dołączając się do Kurka, Ziomka i Kosoka. A ja wyjrzałam przez szybę lotniska. Było bardzo dużo ludzi.
- Wow…- szepnął Zbyszek.
- No chyba nie jesteś zdziwiony?!- oburzyłam się.- Dobrze wiedziałeś, że oni tu będą.
- Nie, że aż tyle!
Zaśmiałam się i razem wyszliśmy z walizkami z budynku. Pierwsze co zobaczyłam to tłum ludzi bijących brawo i wiwatujących naszym siatkarzom. Zibi ścisnął mnie mocniej za rękę. Następnie moim oczom ( i uszom ) rzuciła się jedna osoba…
- Anka! Anka!
- Gabi!
Rzuciłam się jej w ramiona, zostawiając za sobą bagaż. Przytuliłyśmy się mocno.
- Jest twój tata i Weronika.
Rozejrzałam się dookoła. Kilka kroków dalej stali oni. Więc bez wahania podbiegłam do Marka.
- Córcia… An… Tęskniłem!
- Ja też tato…
- Ania!
Obejrzałam się. Do naszego grona przeciskała się cała paczka mojej dawnej drużyny… Przywitałam się z nimi. Wszystkie mi gratulowały i… poprosiły o pokazanie medalu mojego chłopaka!
- Robisz imprezę!- zawołała Majka.
- Może…
To w sumie niezły pomysł. Takie spotkanie. Siatkarze zaczęli rozdawać autografy. Nagle coś chwyciło mnie za nogi. Spuściłam głowę i ujrzałam nie kogo innego jak… Sebastiana!
- Sebuś? A co ty tu robisz?
- Ania! Wiesz, próbowałem cie znaleźć i się przywitać. Dawno cię nie widziałem i się stęskniłem- uśmiechnął się.
- A gdzie zgubiłeś rodziców, co?- pogłaskałam chłopca po głowie.
- Tam gdzieś stoją- wskazał rączką.
- To chodź, odnajdziemy ich.- Chwycił mnie za rękę. – Wpadnę później do was, okej?
Tata kiwnął twierdząco głową.
Przechodziliśmy obok tłumu ludzi. Gabrysia już rozmawiała rozweselona z Grzesiem. Miło na nich patrzeć. Widać, że są blisko. Ale chyba nie potrafią tego przed sobą przyznać. Są bardzo skromni, skryci i cisi.
- O, tam jest mama! Mamo!
W jednej chwili rozpoznałam Iwonę, która rozmawiała z Winiarskimi i przytulała się do Krzyska i Dominiki.
- Sebastian?! Co ty…
- Spokojnie, jest ze mną.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie szeroko i przytuliła mocno.
- Gratuluję, kochana.
- Nie ma czego.
- Aniu- wtrącił się Michał Winiarski.- Poznaj moją żonę i syna.
Oderwałam się od Iwony i podałam rękę rodzinie Winiarskim.
- Miło mi poznać- powiedziałam.
- Mi również! Michał dużo opowiadał o pani i metodach jakie pani stosuje na dobre przygotowanie siatkarzy do gry. Mentalnej oczywiście- uścisnęła mi mocno dłoń i szerokim uśmiechem obdarowała.
Nagle ktoś chwycił moje biodra i przyciągnął do siebie. Od razu wiedziałam, kto to.
- Widzę, że Zbyszek nie zmarnował szansy do zdobycia mądrej brunetki- puściła nam oczko Iwona.
- Jak mógłbym przeoczyć taki skarb?
- Oj, nie przesadzaj! Grzesiu też kogoś znalazł. Chociaż jeszcze nie wie tego…
Zibi pocałował mnie w szyje na co zareagowałam tak jak zareagowałam. Obróciłam się przodem do niego i mocno przytuliłam, potem pocałowałam.
- Aniu? Czy już się pogodziłaś ze Zbyszkiem? Już się nie kłócicie?- ucieszył sie Sebastian.
- A czy my kiedykolwiek się kłóciliśmy?!
Zostało to obdarowane śmiechem przyjaciół i fotografami, którzy kręcili się niedaleko nas.
***
Patrzyła na mnie głupio.
- No co?! Zapraszam cie na obiad w gronie rodziny.
Kiwnął twierdząco głową ( chyba ), więc zrozumiałam, że się zgadza. Z radości klasnęłam w ręce.
- To…
Nagle jego telefon zadzwonił. Westchnął.
- Poczekasz chwile w samochodzie? Musze porozmawiać z mamą…
Z uśmiechem wsiadłam do pojazdu i patrzyłam na niego. Był trochę spięty… Rozmawiał, prawie krzyczał. Coś musi być na rzeczy. Po jakimś dziwnym geście, którego rozmówca po drugiej stronie i tak nie mógł zobaczyć, zdenerwowany schował szybko telefon rozłączając się. Wsiadł do czarnego Audi i zamknął oczy.
- Coś się stało?- spytałam cicho, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Mama się denerwuje, że nie przyjadę jeszcze dzisiaj…
- Jeżeli musisz to jedź.
Otworzył oczy i spojrzał na mnie z miłością.
- Już wolę nudzić się w twoim towarzystwie niż w ich.
Nie rozumiałam, dlaczego on jest tak źle nastawiony do rodziców. Coś się musiało stać, coś jest na rzeczy. Na razie nie chce mi powiedzieć, a ja czekam na szczerość z jego strony. Powie mi, kiedy będzie gotowy. Tak, jak on na mnie czekał. Teraz to ja muszę się uzbroić w cierpliwość.
Otworzył właśnie przede mną drzwiczki od auta, więc szybko wyszłam. Spojrzałam na dom. Mały domek pośród wielkich budynków. Śmieszyło mnie to zawsze, kiedy byłam mała. Teraz jestem dumna.
- Gotowy?
- Tak.
Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam w stronę drzwi. Nacisnęłam dzwonek dwa razy. Nikt nie otwierał. Przez chwilę bałam się, że nikogo nie ma. A przecież dwie godziny temu rozstaliśmy się na lotnisku… mieli być w domu, tak powiedzieli. Zerknęłam na Zbyszka, który… bał się?
- Spokojnie, nie denerwuj się kochanie- szepnęłam do niego i uśmiechnęłam uspokajająco.
- Łatwo ci powiedzieć…
I wtedy drzwi się otworzyły. A w nich stanął nie kto inny jak mój Marek.
- O, jesteś wreszcie córcia!- ucieszył się i gestem zaprosił nas do środka.- Obiad już czeka.
Tak, tak jak myślałam. Weronika od razu zajęła się kuchnią.
- Ania! Dobrze, że już jesteś. I gościa też się spodziewałam- mrugnęła do mnie.
- Tak. Tato, Weroniko… znacie już Zbyszka? Chciałam powiedzieć, że… no to jest już oficjalnie mój chłopak.
Przez chwilę bałam się reakcji taty. Znając jego mógł różnie zareagować. Nigdy nie chciał, żebym kogoś miała. A z drugiej strony nie chciał, żebym była sama. Przyzwyczaił się, że moim chłopakiem jest Michał. Więc jego reakcji nie mogłam przewidzieć. Mógł chwycić Zbyszka za koszule i go wyrzucić, zemdleć, albo krzyczeć. Jednak tego się nie spodziewałam.
- To dla pani- Zibi podszedł do mojej macochy i wręczył jej bukiet kwiatów, które kupił kilka minut temu. – Miło mi panią poznać…
- Mi również.
Uśmiech Bartmana zwaliłaby każda kobietę. Weronika jakoś się trzymała po tym, jak pocałował jej dłoń.
- Witaj!- mój ojciec mnie zaskoczył na całej ścieżce! Podał mu rękę, mocno uścisnął i poklepał go po ramieniu.
- To co… może nie stójmy tak w korytarzu. Zapraszamy…
Wera wzięła w swoje ręce ugoszczenie nas, jak prawdziwa pani domu. Umyliśmy ręce. Weszliśmy więc do salonu i usiedliśmy przy przygotowanym już stole. Tak jak zawsze u nas miało miejsce w domu. Tata naprzeciwko Weroniki, a ja mojego chłopaka.
- Już podaję zupę- uśmiechnęła się kobieta i wstała do kuchni.
- Pomogę ci.
Więc poszłam za nią.
- Co mam wziąć? – spytałam rozglądając się.
- Te wazę.
Podeszłam więc do blatu i podniosłam naczynie.
- Bardzo przystojny- szepnęła mi do ucha i wyszła z sokiem w ręce. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Wiem.
Położyłam zupę na środku stołu. Tato rozlał najpierw mnie, swojej kobiecie, później Zbyszkowi i sobie. Jak to zazwyczaj bywało, kiedy moja mama jeszcze żyła.
- Czym się Zbyszku zajmujesz, oprócz siatkówki?- mój tata oczywiście zadął to pytanie od razu. Musiał wiedzieć.
- Cóż… nie ma czasu na razie na nic więcej niż siatkówka. To nie tylko moja pasja czy praca, ale i część mojego życia.
Jedliśmy spokojnie. Tylko ja się modliłam, żeby tacie nie odwaliło i nie zadał głupiego pytania.
- A po karierze sportowej? Wiesz, kiedyś to się skończy!
- Zamierzam się dalej uczyć, grać i pracować.- Stwierdził z przekonaniem mój chłopak.
Sprytnie, sprytnie panie Bartman…
- Zamierzacie coś więcej? Ślub? Dzieci?
I właśnie o takie głupie pytanie mi chodziło. O mało się przy tym nie zakrztusiłam.
- Tato…- mruknęłam do niego.
Podniósł ręce w obronnym geście.
- Tak tylko pytam...
Odetchnęłam z ulga, że to jak na razie koniec przesłuchania. Jak na razie. Bo przecież mamy całe popołudnie przed sobą. Razem.
Skończyliśmy jeść zupę. Pomogłam Weronice zbierać talerze i udałyśmy się do kuchni, by przygotować drugie danie. Tradycyjny kotlet, ziemniaki i moja ulubiona surówka. Zaczęłam ją właśnie przekładać na miseczkę. Oczywiście międzyczasie trochę jadłam…
- Nie podjadaj!- zaśmiała się Wera. Oczywiście, wszystko zauważy. – Możesz mi pomóc?
- Jasne.
Zostawiłam w spokoju sałatkę i pomogłam jej z kotletami.
- Miły ten twój chłopak…- zaczęła.- Dobrze mu z oczu patrzy.
Nic na to nie powiedziałam, bo i co?
- Jesteś z nim szczęśliwa?- spytała jak najbardziej poważnie.
Zerknęłam za siebie i podeszłam do futryny, opierając się o nią. Rozmawiali o czymś bardzo żywo. Sport?
- Tak. Kiedy patrzę na niego, widzę anioła. Który gra w siatkówkę. Jest czuły, delikatny, ale i uparty. – Przy tym stwierdzeniu uśmiechnęłam się, bo właśnie on spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa.
Uciekłam z transu i otrząsnęłam się. Szybko podeszłam i jej pomogłam.
Gdy podałyśmy do stołu, atmosfera między Bartmanem a Markiem się zmieniła. Byli rozluźnieni i rozmawiali tak, jakby się od wieków znali. Coś niebywałego! Podczas deseru ( sernik z rodzynkami i brzoskwiniami ), mój tato wreszcie raczył się do mnie odezwać. Bo przez cały czas rozmawiał z moim chłopakiem.
- An, nie mogłaś lepiej trafić!
- Wiem, tato.
Zaskoczył mnie. Jestem ciekawa, czym on przekonał ojca do siebie? Michałowi zajmowało to pół roku, a potem tata i tak nie mógł się przyzwyczaić. Może się pogodził z tym, ze teraz mam kogoś bardzo ważnego dla siebie. I, że nie jestem już małą dziewczynką potrzebującą tatusia na każdym kroku.
Po pysznym deserze, czas na relaks! Postanowiłam pokazać dom Zbyszkowi. Trzymając się za ręce, oprowadziłam go pomieszczeniach. Na koniec zostawiłam mój pokój. Otworzyłam drzwi i weszliśmy.
- To twój pokój?- zapytał.
- Tak- wyszczerzyłam się i usiadłam na łóżku.
Przechodził i oglądał każdy zakamarek.
- Nasze plakaty?- zaśmiał się.
- Ach, zauważyłeś…
- Trudno nie zauważyć, kiedy wiszą na każdym wolnym miejscu na ścianie. O… a tu nawet ja jestem!
Zaśmiałam się i rozłożyłam na łóżku. Przyglądałam mu się uważnie.
- To mój stary pokój. Teraz mieszkam z Gabi. Zastanawiałam się, czy tych plakatów nie powiesić tam w blokach nad swoim łóżkiem… ale stwierdziłam, że po co? Przecież i tak widuję was na co dzień. A do tego mam was dość.
- Mnie też?- podniósł brew.
- Hmmm…- udałam, że się zastanawiam.- Możee…
- Może, powiadasz? – uśmiechnął się łobuzersko i w jednej chwili leżał obok mnie. Zaczął łaskotać.- Tak czy nie?
- Nie… ale, ale… błagam… przestań mnie łaskotać … - śmiałam się.
- Okej.- Obiecał i pocałował namiętnie.
W końcu odsunęliśmy się od siebie. Położył się na plecach, a ja obok niego.
- Igła?! No wiesz, zaraz będę zazdrosny!- oburzył się.
Nie rozumiałam, więc wskazał nad łóżkiem plakat Ignaczaka.
- Ach, to...
Uśmiechnął się i wstał. Podszedł do szafki z książkami. Oglądał je wszystkie i nagle coś zauważył.
- Nasze zdjęcie?
- Nosiłam je kiedyś zawsze przy sobie. Byliście ze mną nawet, kiedy… chciałam odebrać sobie życie.
Trochę zasmucony podszedł i mnie mocno przytulił. A potem wyszeptał w moje włosy.
- Już nigdy nie będziesz sama. Zaopiekuję się tobą. Chce, żebyś była najszczęśliwszą kobietą na świecie.
***
- Wejdziesz do mnie? – spytałam z uśmiechem.
- Przecież wiesz, że jadę do rodziców…
- A nie możesz jutro rano? W nocy będziesz jechał?
- Niby lepiej, ale…
- Czy coś się stało?- przerwałam mu.
- Chodzi o to, że…- nie mógł się wysłowić. Posłałam mu spojrzenie typu: „No, mów! Niecierpliwię się…”. Westchnął i powiedział jednym tchem…
--------------------------------------------------------
Siemano ;*
Rozdział - mam nadzieję, że długi :)
Przepraszam za jakiekolwiek błędy!
To jest niestety mój ostatni wpis....
... w czasie ferii ;p
Kolejny za tydzień jeżeli mi się uda dodać.
Jutro już do szkoły, a ja nawet nic nie powtórzyłam. Nie mówiąc o kartkówce z angielskiego... ;_;
Także ten... no... koniec ferii zaczyna sie ciężka praca do testów gimnazjalnych.
Nie wiem, czy nie będe musiała odpuścić sobie laptopa, bloga, tt... z bardzo ciężkim sercem muszę to mówić... pisać XD
Ale znając siebie, pewnie nie zdołam sie powstrzymać, gdy będę miała wenę będę pisała. Bo czasem o nią trudno, a jak się ma to trzeba wykorzystać ;D
Pozdrawiam Was serdecznie i bardzo dziękuję za prawie 15.000 wyświetleń! Jesteście Kochani ;*
Jak myślicie, o co chodzi Zbyszkowi? Czekam na Wasze teorie ;p
PS. Udało Wam sie pokonać rekord wyświetleń w jednym dniu! Przebiliście prawie 500 wyświetleń! :O
Caly czas wydajei się że to chodzi o jego "dziewczynę". W następnym się dowiem;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;*
Cóż, wszystko w kolejnych rozdziałach :D
UsuńRównież pozdrawiam ;*
Jak możesz!? No nie! W takim momencie!? JA SIĘ NIE ZGADZAM!!! I jak ja mam czekać, aż tydzień na nowy??? Ja się pytam jak?? Mam nadzieję, że uda Ci się coś napisać i to jak najszybciej :)* a co do rozdziału, to jest FANTASTYCZNY. Kubi z tymi gumami hahahaha xD Nie rozumiem zdziwienia Anki, jak mogła myśleć, że Zibi nie spodoba się jej tacie?? Jego nie da się nie kochać. Już to pisałam, ale napiszę jeszcze raz Zibi jak zazdrosny, ale o Igłę?? Chyba nie powinien, nie ma powodu. :)** a co do tych telefonów do Zbyszka, to nadal myślę, że to jego ojciec dzwonił, on pewnie ma mu coś ważnego do powiedzenia, tylko nie wiem co... Może chcę mu pogratulować, ale do tego nie pasuje mi ta rozmowa.... Ehh.. A może on ma coś na rzeczy do Anki?? No cóż muszę czekać, żeby się dowiedzieć, mam nadzieję, że to będzie niedługo. :)**
OdpowiedzUsuńBuźka :)***
zawsze-warto-miec-nadzieje.blogspot.com
Przepraszam... chciałam Was troszkę w niepewności potrzymać ;)
UsuńDziękuję za miłe słowa! ;*
Postaram sie za tydzień dodać jeżeli będę miała czas w weekend...