środa, 19 marca 2014

Podziękowania.

Dziś jest wyjątkowy dzień (jak dla mnie). Dokładnie rok temu rozpoczęłam pisanie swojego bloga…
Zastanawiam się, co napisać. Bo uwierzcie, nie jest mi łatwo opisać wszystko, co czuję. Dokładnie 19 marca 2013 roku napisałam pierwszy post. Pierwszy prolog na moim pierwszym blogu. Już wcześniej, przed założeniem go, myślałam o swoim własnym opowiadaniu, które chciałam stworzyć. Ale nie wiedziałam jak się do tego zabrać…
Tego dnia przyszła do mnie koleżanka. Co z tego, że musiałam ją do tego namawiać? Było popołudnie, zaraz po szkole. Ona sama miała swój własny blog. Poprosiłam ją więc, aby mi pomogła. Karolina oczywiście się zgodziła ;) Za co bardzo jej dziękuję ;** To jej zawdzięczam to, co robię. I co kocham robić.
Wiele razy myślałam o pierwszym poście. Czy napisać coś od siebie? Czy prolog? W końcu zdecydowałam się na to drugie. Nie myślałam, że to da mi aż tyle frajdy! Wymyślanie nowych historyjek o siatkarzach stało się moją opsesją xD
Chciałam Was teraz przeprosić. Te pierwsze rozdziały były beznadziejne… krótkie, sztywne i takie… dziecinne. Kiedy wróciłam raz do pierwszych wpisów… byłam pełna podziwu, że jeszcze tutaj jesteście. Że nie zraziliście się. Osobiście jestem własnym krytykiem. Gdy nie podoba mi się rozdział muszę kolejny napisać lepszy. Nie zawsze to wychodzi, ale się staram. Są niektóre, gdzie jestem z siebie zadowolona. Ale zdarza się to rzadko.
Dlatego tak bardzo potrzebuję Waszych opinii :)
Często zadaję sobie pytanie: Dlaczego postanowiłam pisać?
Ale odpowiedź przychodzi zaraz. Kocham to robić. To mój żywioł. Uwielbiam dzielić się z moimi czytelnikami własnymi myślami. Opowiadanie, które piszę jest taką moją ostoją… Gdy piszę jestem sobą. Wtedy jestem bezpieczna. Nie interesuje mnie nic, prócz tego, co myślę. Nowe pomysły przychodzą non stop! W jednej sekundzie mam tysiąc myśli, jak rozegrać kolejny rozdział.
Ostatnio brakowało mi weny. Zdarzyło mi się to pierwszy raz i na pewno nie ostatni :/ Nie lubię tego uczucia bezsilności. Chcesz coś pisać, ale nie możesz sklecić prostego zdania. Bałam się, że to mi nie minie… bo wtedy bym musiała zostawić to ,co kocham.
Ten blog… to opowiadanie jest wszystkim, co mam.
Teraz mija rok. Jestem z siebie dumna, że wytrwałam. I bardzo mnie cieszy, że zostaliście i czytacie moje wpisy. A nawet liczba wchodzących się zwiększyła! Tak bardzo Wam dziękuję! ;** Dzięki Waszym wyświetleniom i komentarzom, jestem tutaj. Dajecie mi siłę do pisania kolejnych słów, zdań, rozdziałów :) Wiem, że niektórzy lubią czytać moje wypociny. Z czego się bardzo cieszę!
Myślę, że na pewno nie poprzestanę na tym jednym opowiadaniu, które pewnie niedługo się zakończy. Choć do zakończenia tej historii jest jeszcze długa droga.
No właśnie! Co do kolejnych historii… Muszę Wam powiedzieć, że gdy piszę nie potrafię wczuć się w niektóre postacie. Chodzi mi o to, że nie potrafiłaby na przykład pisać blog o Bartoszu Kurku. Jedyny siatkarz, o którym łatwo mi pisać to Zbyszek Bartman. Nie wiem dlaczego. Tak jest, po prostu. Łatwo mi wczuć się w pisanie jego myśli, jego toku myślenia. To fascynujące, gdy staję się jednym z głównych bohaterów i piszę to, co myślę…
Tak więc wszystko co czytacie do tej pory, jest dzięki Wam. Dziękuję za to ;**

Dotrwaliście do końca? Przepraszam, jeżeli zanudziłam. :c Po prostu musiałam Wam powiedzieć, jak bardzo jest dla mnie ważne to, co robię. Decyzja o podjęciu pisania bloga, była pierwszą z moich najlepszych i najtrafniejszych.
Mam nadzieję, że za rok znów będę mogła tu napisać podobny post. I mam nadzieję, że liczba czytelników wzrośnie.
Bardzo zależy mi na tym, żebyście mieli satysfakcję z czytania każdego rozdziału. I pod tym kontem staram się pisać najlepiej, jak potrafię. Przepraszam za te wszystkie literówki, błędy ortograficzne, interpunkcyjne, stylistyczne i wiele innych. Bo wiem, że na pewno jakieś się zawsze zdarzą.
Myślę, że przekazałam Wam co najważniejsze.

Jeszcze raz dziękuję ;** Jesteście wspaniali!

piątek, 14 marca 2014

LXI



U Ignaczaków siedzieliśmy jeszcze dwie godziny. Potem razem z Kosą i Pitem wróciliśmy do swoich bloków. Jakimś cudem obudziłam się w salonie na kanapie, a Zbyszek u mnie w pokoju w łóżku. Nie wnikałam. Trochę mnie głowa zaczęła boleć więc poszłam do kuchni i zrobiłam kawy. Zaraz pojawiła się moja przyjaciółka.
- Co tak wcześnie ludzi budzisz?- spytała ziewając.
- Jest dziewiąta. Nie zapominaj, że idziesz do Resovii- przypomniałam jej wspaniałomyślnie.
Kiwnęła głową. Nalała sobie do kubka czarnego napoju i zaczęła pić. Nagle zbladła i wypluła zawartość z buzi.
- Co to kurwa jest?!- wrzasnęła wstając.
- Nie rozumiem- zmarszczyłam brwi.
O co jej chodziło?! Wzięłam swój kubek i napiłam się łyka. Ja, bardziej kulturalna szybko podeszłam do zlewu i wyplułam ‘kawę’.
- Co to cholera jest?!- teraz to ja wrzasnęłam.
- Musicie budzić ludzi? Dziewiąta to baaaardzooo wcześnie!- przeciągnął się. Podszedł, objął mnie i cmoknął w policzek.
A ja nadal zdezorientowana stałam z miną mówiącą: „Lepiej nie próbuj mnie pocieszać!”.
- Macie miny jakbyście cytryny jadły- stwierdził.
Potem zabrał mój kubek i podniósł do ust…
- Nie!- wrzasnęłam.
Ale było już za późno. Najpierw znieruchomiał, potem pobiegł do łazienki. Gabi zaczęła chichotać.
- I dobrze mu tak!- Spojrzałam na nią z byka. Podniosła ręce w geście kapitulacji.- Okej, dobra. Już nic nie mówię…
- Co to kurwa jest?
- Kawa- powiedziałyśmy chórem.
Zmarszczył brwi. Na ten widok zaśmiałyśmy się, a on nam zawtórował. To była kawa. Jeszcze rok temu dobra. Dziś zepsuta. Ciota ja, nie zauważyłam!

*** 

Po południu znów odwiedziłam przyjaciół. Czyli moją dawna paczkę. Dawną teraźniejszą paczkę. Obiecałam dziewczynom, że pójdę z nimi na piwo dziś wieczorem. Niedługo Zbyszek jedzie do rodziców. Za kilka dni. Pojadę z nim i poznam ich.
Przez chwilę zapomniałam o Michale. Mimo, że byłam w Rzeszowie… nie czułam jego obecności. Napisał do mnie jeszcze kilka smsów i się skończyło. Miałam do niego dzwonić, bo może ma kłopoty i muszę mu pomóc. Ale zapomniałam.
W ogóle to muszę się przygotować. Niedługo znów do Spały, a tam przygotowania do Igrzysk Olimpijskich w Londynie!
Idę teraz przez Rzeszowskie uliczki ze słuchawkami na uszach słuchając Pei. Tak dawno tą drogą nie chodziłam…
Nagle ktoś szturchnął mnie za ramię. Odwróciłam się natychmiast i zobaczyłam jedna jedyna twarz, jakiej mogłabym się teraz spodziewać. A jednocześnie się nie spodziewałam.
- Co tutaj robisz?- spytałam podejrzliwie wyciągając z uszu słuchawki.
- To co ty- uśmiechnął się. Aż się zarumieniłam.
- Przyznaj się, śledzisz mnie!- wcelowałam w niego palcem.
- Jasne, od szóstej rano- prychnął zażenowany.
Zmienił się. Ostatni raz kiedy z nim rozmawiałam tak poważnie… to była noc przed wypadkiem. Wtedy był sobą. Teraz… jest inny. Nie poznaję go wcale. Blizny już zniknęły.
- Jak się czujesz?- spytałam i znów zaczęłam iść w swoją stronę.
- Dobrze. Już mnie nawet nic nie boli- stwierdził wesoło i dogonił mnie.
- Dlaczego tyle do mnie dzwoniłeś i pisałeś?
- A dlaczego nie odpisywałaś?
Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie miałam czasu. Coś się stało? Gruby znowu atakuje?
Zaśmiał się na to moje stwierdzenie.
- Nie… chciałem się z Tobą się spotkać. Porozmawiać.
- Wiesz, na razie nie mam czasu. Muszę iść do domu i zrobić obiad- przemilczałam fakt, że kilka minut wcześniej dzwonił Zibi i kazał mi przychodzić bo już gotowy posiłek…- Gabi będzie głodna.
- Kto? Aha! Eghm… mam jeszcze pytanie…
- Słucham?
Widać, że było mu niezręcznie.
- Czy ten… Zbyszek? To serio twój chłopak?
Był … dziwny. Pytał się, chociaż mu już powiedziałam.
- Tak. Dobra, ja spadam cześć!
I odwróciłam się szybko. Żeby jak najszybciej odejść. Żeby go nie widzieć. Jego załamanej twarzy.
- Na razie!- krzyknął za mną.
Nie odwróciłam się tylko jeszcze przyspieszyłam kroku.

*** 

- Cześć, kochanie.- Podszedł do mnie Zbyszek i dał całusa. Od razu zauważył, że coś jest nie tak.- Coś się stało?
- Nie- uśmiechnęłam się i udałam do łazienki. Umyłam twarz i ręce. Muszę się ogarnąć. I nie mogę nic powiedzieć o dzisiejszym spotkaniu Zbyszkowi. Wyszłam wiec i poszłam przebrać w bokserkę i dresowe spodnie.- Co tak pachnie?!- zawołałam.
- Niespodzianka- odparł chwytając mnie za ręce, bo nagle znalazł się przy mnie. Razem weszliśmy do kuchni.
- Zrobiłeś obiad?- zdziwiłam się.
- No przecież dzwoniłem.- Spojrzał na mnie podejrzliwie.- Nie wierzysz we mnie- zrozumiał.
- Nie, no co ty! Jestem… zaskoczona.
- Nie wierzysz we mnie! Powinienem się obrazić- zrobił obrażona i smutną minkę.
Uśmiechnęłam się do niego i wspięłam na palce żeby go pocałować i jakoś udobruchać. Ale ten zgred wysoko trzymał głowę, żeby nie mogła dostać. Ale ja się nie zamierzam poddawać! Przeszłam za jego plecy. Wskoczyłam na nie. Zaskoczony, ale nic nie zrobił. W duchu westchnęłam. Co ja z nim mam!
Objęłam nogami jego brzuch a rękoma ramiona. I wreszcie mogła pocałować jego policzek. Ale ten skurczybyk przekręcił głowę.
- Ej, no!- marudziłam.- Nie bądź taki… daj buziaka!
- Nie wierszy we mnie!- przypomniał mi.
Westchnęłam. Przytuliłam do niego ( od pleców co prawda, ale każdy sposób się liczy ). Wiedziałam, ze tylko udaje nie reagując. Więc nachyliłam się mocno i zaśmiałam.
- Zibi… hahahha… twoja mina…hahahaha- chichotałam.
Wtedy jakimś cudem chwycił mnie w pasie i nagle znalazłam się z przodu w jego ramionach. A dokładniej on mnie trzymał na rekach jak małe dziecko się kołysze do snu. Zaczął łaskotać.
- Hahahahaha przestań!- wołałam. A raczej piszczałam. On też się śmiał. Miał ubaw. Ze mnie. Ale w końcu wygramoliłam się z niewygodnej (dla mnie) pozycji. I tym razem wskoczyłam na niego z przodu obejmując nogami tors i zakładając ramiona na szyję.
- Wybacz, że w ciebie nie wierzyłam.- Powiedziałam szczerze.
- Powinienem się do tego przyzwyczajać- stwierdził z roześmianymi oczami. Aż w końcu mnie pocałował. Wpił w moje usta. Jego ręce powędrowało na moje uda, żebym nie spadła. Moje natomiast znalazły się pod jego koszulką…
- Anka! Zrobiłaś obiad?!
To był krzyk Gabi. Nawet się nie odezwałam i nie przerywałam pocałunku. Weszła do kuchni.
- Mój Boże! W mojej kuchni się obściskują! Mam nadzieję, ze nic niewłaściwego na tym stole nie robiliście?...
- Zamknij się- zaśmiałam się w jej stronę stając na podłodze. – A odpowiadając na wcześniejsze pytanie. Nie. To nie ja zrobiłam obiad.
- To kto?
Zrobiła minę typu: „Żartujesz sobie?”
- Mój Zbyszek zrobił!- uśmiechnęłam się promiennie, dumna z niego.
- Już się boję- skrzywiła się.
- Oj, nie będzie tak źle! Raczej nie pierwszy raz robił obiad. Prawda?- spytałam go z nadzieją.
- Pierwszy. I ostatni.
Jego grobowy ton dał mi znać, że nie powinnam tak mówić. Cóż, nie powinnam się bać. Prawda?
Gabrysia się przebrała umyła ręce i usiadła z nami przy stole w kuchni. My siedziałyśmy, a Zibi nas obsługiwał. Nalał zupy. Pomidorowa. Moja ulubiona- uśmiechnęłam się w duchu. Wiedział? Usiadł i czekał aż spróbujemy.
Gabrysia patrzyła na mnie wyczekująco.
- Co? Nie jesz?- spytałam zdziwiona zatrzymując łyżkę w pół drogi do moich ust.
- Czekam aż najpierw ty spróbujesz. Nie mam zamiaru umierać za ciebie przez twojego chłopaka.
- Aleś ty miła- uśmiechnął się do niej chłopak jak najbardziej sztucznym uśmiechem.
- Wiadomo.
Dobra co tam! Raczej się nie otruję. Spróbowałam. W pierwszej chwili nie czułam smaku, bo jest gorąca. W drugiej…
- Pyszna!- ucieszyłam się i zaczęłam szybko jeść.- Nie jak mojej mamy… ale bardzo dobra.
Wyraźnie mu ulżyło. Gabi nadal na mnie patrzyła. Podejrzliwie.
- Co znowu?- wkurzyłam się, że patrzy na mnie jak jem. Chyba nie tylko mnie irytuje to, że ktoś się lampi jak jem.
- Jestem ostrożna. Wiesz, nigdy nie wiadomo co ten szczur tam wrzucił…
- I kto tu jest szczurem!- prychnął Zibi.
- czy się nie otrujesz.- Dokończyła.
Pokręciłam głowa z niedowierzaniem. I kto tutaj nie ufa mu? No raczej nie ja!
Potem nadszedł czas na deser. Nie było drugiego. Żyliśmy tak do końca. Albo pierwsze albo drugie danie. Były lody truskawkowe z galaretką. Zrobiliśmy zdjęcie, które uwieczni pierwszy posiłek zrobiony przez siatkarza. Co do lodów… To akurat Gabrysia nawet się nie wahała i od razu przeszła do jedzenia.
- Uważaj, bo się udławisz- powiedziałam.
Spojrzała tylko na mnie bykiem i razem z pucharkiem lodów poszła przed TV. A my za nią. Ułożyliśmy się na kanapie. I tak leżeliśmy do szóstej.
- Zbieraj się!- zaryła przyjaciółka z przedpokoju.
- No idę…
Wzięłam torebkę z pieniędzmi, telefonem i mp3. Zbyszek odprowadził mnie do drzwi. Stanęłam jeszcze w korytarzu przed lustrem. Krótkie dżinsowe spodenki i koszulka. Ta, co mi ostatnio kupił Zibi.
- Pięknie wyglądasz- pochwalił i pocałował na wyjściu.
- A może…- Gabrysia wiedziała, co mam zamiar zapytać. Gestykulowała do mnie z miną mówiącą: „Nie rób tego idiotko”- pójdziesz z nami?- spytałam.
Kiedy dokończyłam, zrobiła grobową minę i opuściła bezradnie ręce.
- To raczej nie najlepszy pomysł- stwierdził ze sztucznym uśmiechem.
- Niby dlaczego?- zdziwiłam się.
- To impreza w gronie przyjaciół, przyjaciółek. Babska impreza.
Gabi zrobiła minę: „Nie mówiłam?”. Spojrzałam na nią karcąco i dalej starałam się przekonać chłopaka.
- Zbyszek, ona na pewno chciałyby spędzić z tobą czas i nie będą miały nic przeciwko!
Przyjaciółka popukała się w czoło patrząc na mnie. I robiła głupią minę. A ja nie chciałam go teraz zostawiać… Bałam się, że znów spotkam gdzieś Michała. Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie teraz.
- Idź i baw się dobrze- cmoknął mnie w czoło.
- No dobrze- westchnęłam i powolnym krokiem szłam do drzwi. Przyjaciółka już całkiem straciła cierpliwość. Chwyciła mnie za rękę i wypchnęła z mieszkania.
- Co ty taka dziwna dziś jesteś?- spytała mnie, gdy już szłyśmy drogą do Rzeszowskiego klubu.- Od rana taka roztrzepana, że aż ci kawa nie wyszła!
- Nie wiem.


Zbyszek.

Kiedy wyszły, udałem się do kuchni. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem piwo bezalkoholowe. Z butelka w ręce poszedłem do salonu i włączyłem TV. Przeskakiwałem z kanału na kanał, ale nic nie było ciekawego. Żadnych fajnych filmów. W końcu znudzony tym wszystkim zostawiłem na Polsat Sport. Był jakiś magazyn piłkarski. Nie skupiałem się na nim zbytnio. Bardziej interesowało mnie dziwne zachowanie Anki. Niby nic takiego, ale…
Coś mnie tknęło gdy jedliśmy obiad. Była zdenerwowana. A teraz nie chciała beze mnie wyjść. Czy coś jej grozi? A może…
- O, cholera!- uniosłem się.
Bo nagle coś wpadło mi do głowy. Wziąłem komórkę. Z szybkiego wybierania wcisnąłem numer Krzyśka. Czekałem sześć sygnałów. Kiedy już miałem się rozłączyć, nagle odebrał.
- Halo?- spytał dziwnie rozradowany.
- Cześć Igła. Słuchaj… mam taką sprawę…- zacząłem.
- No?
- Mógłbyś do mnie przyjechać? Znaczy do mieszkania Ani.
- Coś się stało?- wyraźnie go zaniepokoiłem.
- Nie wiem. Może jeszcze nic. A może już coś. Albo coś się stanie. I to niedługo.
Nie musiałem go dalej prosić.
- Zaraz będę- obiecał i się rozłączył.



----------------------------------------------

Hej ;*
 Miął być dłuższy, ale tak jakoś wyszło. I do tego dziwny moim zdaniem. Mam nadzieję, że mi wybaczycie ;* 

Tydzień szybko minął... w poniedziałek znów idę do szkoły bo już lepiej z nogą ;)

Nie będę sie rozpisywała bo nie ma po co. 

Chcę znów podziękować........
Za 2.100wyświetleń! ;*

Dziękuję również za komentarze i proszę, żebyście mnie nie opuszczali. Ostatnio mam brak weny i rozdziały mogą być krótsze ;c

piątek, 7 marca 2014

LXX



Po dwudziestu minutach doszliśmy do domu Ignaczaków. Kilka samochodów już stało. Przez ten cały czas Zibi nie spuszczał mnie z wzroku. Nie powiem, schlebiało mi to. Weszliśmy na plac i zadzwoniliśmy dzwonkiem do drzwi. Po chwili drzwi się otworzyły i przede mną stanął Igła.
- Dzień dobry… w czym mogę pomóc?- zdezorientowany patrzył na mnie i Gabrysię. Zaśmiałyśmy się tak donośnie, że dopiero teraz poznał nas.
- Anka? Gabi?- zdziwił się.- Miło was widzieć w nowym wcieleniu- zachichotał zbity z pantałyku. – A gdzie Zbychu?
Zwrócił się do mnie. Wskazałam kciukiem za siebie.
- No ty się nie przemieniłeś za bardzo- stwierdził Krzysiu.- Nadal jesteś tym samym Zbigniewem Bartmanem. A tak w ogóle to ślicznie wyglądacie, dziewczyny- mrugnął do nas i zaprosił do środka.
Zaraz zjawiła się Iwona z Dominiką na rękach i Sebą, który wybiegł do mnie jak z torpedy. Stanął tuż przed moimi nogami, ledwo się zatrzymując. Jestem pewna, że gdyby był samochodem, już bym nie żyła.
- Sebuś!- uśmiechnęłam się.- Staranowałbyś mnie.
- Aniu, chodź! Muszę ci pokazać mój nowy samochód!
Stał i patrzył na mnie swoimi pięknymi ślepiami.
- Sebastian, może dasz gościom wejść, hm?- Iwona tymi słowami spławiła go.- Weź Dominisię, Krzysztof.- Rozkazała mężowi, który posłusznie wykonał jej polecenie. Kobieta zwróciła się do nas.- Pięknie wyglądacie! Chyba pierwszy raz cie widzę Aniu w sukience… Idealna!
Ona sama wyglądała zjawiskowo. Choć to zwykła impreza dla znajomych i przyjaciół, każdy był odstrzelony. Iwona w pięknej beżowej sukience, a jej mąż w błękitnej koszuli i jak zawsze włosy postawione na żel.
Nagle rozległa się muzyka, a zza korytarza szedł Winiar ze swoim synem.
- Anka!- zawołał uradowany.- A już myślałem, że nie przyjdziesz!
- Przeliczyłeś się.
Kiwnął głową i podszedł do nas.
- Ślicznie wyglądacie- uśmiechnął się.- Nie wiem, czy poznałyście już Oliwera?…
- Chyba jeszcze nie miałyśmy okazji- powiedziała przyjaciółka. Podała rękę chłopcu, który ja uścisnął.- Jestem Gabrysia.
Uśmiechnął się nieśmiało. I ogólnie takie było nasze powitanie. Weszliśmy do salonu. Zbyszek szedł przy mnie jak jakiś wierny pies i nie spuszczał z oczu. Dopiero po chwili przyjechał Kubiak z Moniką. A my już zdążyliśmy się przywitać z Nowakowskim, Kosokiem i Pawłem Zagumnym. Nie wiem, jak oni wszyscy nagle się tu znaleźli, ale byłam szczęśliwa.
Dzieci grzecznie się bawiły w pokoju Seby. Pół godziny później zadzwonił ktoś do drzwi. Poszłam otworzyć, bo jako jedyna słyszałam. Muzyka głośno grała. Wstałam z krzesełka w kuchni zostawiając Zbyszka i Dzika, którzy prowadzili prawdziwą męską konwersację. Przechodziłam przez korytarz i zobaczyłam nagle Gabi. Nie była sama. Rozmawiała z Grzesiem. W korytarzu. Gdzie nie było ludzi. Sami. Nie chciałam im przeszkadzać, ale również chciałam otworzyć komuś drzwi.
- Gabi ja… wiem. Ale proszę, zastanów się. Dobrze?- jego głos był błagalny.
- Ja już się zastanowiłam, Grzesiu- uśmiechnęła się szeroko.
Nagle on się nachylił i ja pocałował. Mimo, że nie chciałam tego widzieć, przeszkadzać im… to i tak nie mogłam się ruszyć. Stałam jak słup soli i patrzyłam na ich szczęście.
- No wreszcie!...
Obrócili się w moją stronę nagle spłoszeni. Upss… chyba niechcący wypowiedziałam to, co myślałam…
- Podsłuchujesz? Podglądasz?- zdziwiła się Gbai.
- Przyszłam drzwi otworzyć, a co?
Udając, że nic nie widziałam, podeszłam wreszcie do drzwi i je otworzyłam. Zobaczyłam ciekawy obraz… Kurek stał obrócony do mnie bokiem i gwałcił replay dzwonka.  Mimowolnie zaczęłam się śmiać.
- O, wreszcie ktoś raczył otworzyć!...- spojrzał na mnie zdziwiony.- Chy… chyba.. pomyliłem domy.
Zrobił taką minę, że już kompletnie nie mogłam się pozbierać ze śmiechu.
- Anka?! Coś ty ze sobą zrobiła?! A gdzie spodnie? Koszulki?
- Gabryśka mnie zmusiła do założenia tej szmaty. Wyglądam okropnie- powiedziałam szczerze co myślę.
- Moim zdaniem świetnie!
Nagle ktoś objął mnie od tyłu. Uśmiechnęłam się. Zbyszek już stał za mną i pilnował.
- Oho! Twój pies retriever się zjawił!- zakpił Kurek i wszedł do środka.
Zanim zdążyłam zamknąć drzwi, kolejne samochody stanęły na poboczu i wysiedli nowi goście. Czyli Żygadło z żoną Agnieszką i… tak. Otworzyłam szeroko oczy.
- O. Mój. Boże.- Powiedziałam zachwycona. – Czy to jest Wlazły? Ten Wlazły?
Zibi i Kurek spojrzeli za mną.
- Tak.- Stwierdził Bartosz.
Rozpromieniłam się natychmiastowo. Wyszłam do nowo przybyłych.
- Ziomek!- zawołałam. Ten obrócił się i uśmiechnął. Kocham jego uśmiech, serio.
- Ania… - podeszli. Przywitałam się z Agą i nerwowo spoglądałam do tyłu. – Nie poznałaś jeszcze Mariusza?
Kiwnęłam przecząco głową.- Nie miałam okazji… Ale wchodźcie! Dziś ja robię za gospodynie tego domu- zażartowałam.
Weszliśmy całą paczką do salonu. Wszyscy ucieszyli się bardzo na widok gości.
- Ania, tak?- Spytał mnie Mario.
- Miło mi- uśmiechnęłam się. – Tak bardzo jest mi miło pana… ciebie zobaczyć…
- Z tego co wiem, to masz już na co dzień tych wariatów- zachichotał.
- Tak! Ale wiesz… Ty to ty… a jak ty, to co innego…- czułam, że gadam głupoty.- Uwielbiam cię!
Wlazły tylko zaśmiał się uroczo. Nagle ktoś stanął między nami.
- Zdradzasz mnie!
- Igła… co ty chrzanisz?- spytałam trochę wkurzona, że nam przerwał.
- Ranisz moje uczucia! Mówiłaś, że mnie uwielbiasz.
- I nadal tak jest, Krzysiu…
- Ona ma tysiąc razy więcej twoich plakatów na ścianach w dawnym pokoju niż moich!- oburzył się mój chłopak. – I to kilka nad łóżkiem!
- Zbychu, wiesz co to oznacza?- poruszył dziwnie brwiami Libero.- Że ona kocha mnie, nie ciebie!
Biedny Mariusz, nie wiedział co się dzieje. Zbyszek wstał i zaczął gonić Ignaczaka, a dzieci się dołączyły.
- Aniu…- usłyszałam głos z dołu. Spojrzałam.- Chodź, pokaże ci ten samochód!
Sebastian chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę swojego pokoju. Przeprosiłam na chwilę siatkarza i znalazłam się wśród małych dzieci. Było ich troszkę…


Zbyszek.
Dałem sobie już spokój z Igłą. Rozejrzałem się. Ania gdzieś zniknęła. Nagle czyjaś ręka znalazła się na moim ramieniu.
- Nie przejmuj się, stary. Ona i tak cie kocha…
Ten głos Pita był jedno znaczny.
- Chodź, pić mi się chce.
I ruszyliśmy w stronę kuchni. Żona Igły, Winiara i Ziomka rozmawiały o czymś bardzo interesującym. Nalałem sobie soku i wyszedłem. Znów się rozejrzałem. Gdzie ona jest?
- O, Zbychu!
Obróciłem się.
- Co tam Mario? Coś nowego w Bełchatowie? Wracasz do kadry?
- Nie rozmawiajmy o pracy.- Poprosił mnie.- Mogę zadać ci osobiste pytanie?
- Wal.
Ale zaraz potem się przestraszyłem.
- Czy ty i… Ania… no…
- Tak- zaśmiałem się.- Jesteśmy ze sobą od niedawna.
- To gratuluję!- uśmiechnął się.- Tylko uważaj, żeby nikt ci jej nie wykradł.
- O to się nie martw- uśmiechnąłem się.
Ale w rzeczywistości faktycznie się bałem. Ta wizyta Michała, jej dawnego chłopaka… niepokoiło mnie to wszystko. Wziąłem łyk soku ze szklanki i usiadłem na kanapie w salonie. Tu tez jej nie było. W końcu nie mogłem wytrzymać i zacząłem jej szukać. Przechodząc korytarzem, usłyszałem jej śmiech i wołanie Oliwera:
- Teraz ja! Moja kolej! Ej…
Uśmiechnąłem się i podszedłem do drzwi. Siedziała z nimi na dywanie. Wszystkie dzieci układały klocki. Oparłem się o futrynę i patrzyłem na nią. Jest taka śliczna! W tej sukience wygląda zjawiskowo… Widziałem, jak chłopaki za nią oczami wodzili. Ja do tej pory nie mogę się przyzwyczaić na jej widok…
- O, wujek Zbyszek!- zawołał Sebastian.
- W co się bawicie?- zagadałem.
- To… to są… takie klocki… - tłumaczył dalej- … i je trzeba układać jak kostka pokarze.
- Mogę się dołączyć?- spytałem wchodząc.
- Ale nie popsuj tych budowli!- ostrzegł mnie Oli.
- Jasne- uśmiechnąłem się i usiadłem naprzeciwko Ani. Ta trzymała Dominisię na rękach i pokazywała, jak ma rzucić kostkę.
Świetnie się w ich towarzystwie czułem. Po pół godzinie przyszła Gabi i Grzesiu. Stali w progu i patrzyli na nas z zachwytem. Potem przybyła Iwna z Krzysiem.
- O, tu są nasze gołąbeczki!- zaśmiał się Krzysiu.
- Urocze.- Stwierdziła Gabrysia.
- Do twarzy im z dziećmi, nie powiem.- Przyznał Kurek, który zainteresował się naszą grupką.
- Przynajmniej dzieci nam nie szaleją- stwierdziła z uznaniem Iwona.- Jak chcecie, to mogę wam je dawać na popołudnia… będę miała spokój.
- A z chęcią- przyznałem uśmiechnięty, bo właśnie Dominika wyprzedziła mnie w układaniu klocków. 
- Muszą mieć własne!- wykrzyczał na cały głos Igła.
- Nie za wcześnie?
Teraz zauważyliśmy, że już wszyscy stoją w pokoju małych i nam się przyglądają. Te słowa wypowiedział Mariusz Wlazły. Jak to u niego bywa, sceptycznie nastawiony.
- Idealnie!- Poprawił go Żygadło.
- Pozwolicie- odezwała się wreszcie Ania- że to my wybierzemy odpowiedni moment na dzieci i na wszystko inne!
Zaśmiali się. Potem zostawiliśmy dzieciaki, żeby się same trochę pobawiły. DJ Ziomek już od dawna kierował muzyką i boomboxem Krzysia. Zatańczyła z każdym tu zebranym. Zbierała komplementy. Żartowali, że jeszcze ktoś mi ja porwie. Owszem, bałem się tego. Nawet nie próbowałem tego ukrywać. Gabi i Grzesiu tańczyli na uboczu, wtuleni w siebie. Mieli swój własny świat. Cieszę się, że im się ułożyło. Kosa już nie będzie samotny, a dzięki temu Gabi będzie do niego chodzić… więc i ja będę miał korzyści. W końcu ściszyliśmy muzykę. Dziewczyny położyły dzieci spać. Winiarscy zostaną na noc u Ignaczaków, bo oboje trochę wypili. Usiedliśmy w salonie we własnym gronie i rozmawialiśmy. Anka znalazła wspólny temat z Moniką Kubiaka. Ciesze się też z tego. On jest moim przyjacielem, więc fajnie jak one się zaprzyjaźnią.
- …no i wtedy udało mi się ich złączyć!- Mówił gestykulując ożywiony Igła.- Dzięki mnie się nie rozeszli i dzięki mnie znów są razem!
- Nie prawda! To ja wpadłem na ten pomysł- wkurzył się Kurek.
- Ale ja ich zamknąłem- zaprzeczał Bartkowi.
Mówili o tej sytuacji, kiedy o mały włos przez Tomka się nie rozeszliśmy… Na szczęście nasi przyjaciele nam pomogli.
- Wszyscy mieli w tym swój udział- zapanowała Anka.- I wszystkim jeszcze raz za to dziękujemy!
Włączyłem się do podziękowań. A następnie opowiadaliśmy, jaki to kawał zrobiliśmy Miśkowi.
- Od razu się zorientowałem, że to ty!- wskazał palcem na Igłę. – A ty się kurwa dołączyłaś, nieładnie!
- Prosił mnie o pomoc tylko- Anka się broniła. – A on…
Nie dokończyła bo zadzwonił jej telefon. Spojrzała na ekran. Jej mina zrzedła. Zrobiła się blada i jakaś nieobecna. Szybko wcisnęła czerwoną słuchawkę. A potem wróciła do przerwanej rozmowy. Próbowała udawać, że wszystko okej. Ale znów ktoś zadzwonił. I znów odrzuciła.
- Może to coś ważnego?- podpowiedziała Agnieszka.
- Nieee… jakiś nieznany numer. Wiecie co? Może przyniosę jeszcze piwa?
Wyszła do kuchni. Coś było nie tak, widziałem to. Nie zastanawiając się ani chwilę, wstałem i poszedłem za nią.


Anka.
Stanęłam i oparłam się o blat. Musiałam stamtąd wyjść i to szybko. Nie chciałam ich okłamywać o cokolwiek. A zwłaszcza, kiedy niektórzy mnie bardzo dobrze znają i wiedzą, że jest coś nie tak. Nagle czyjeś ręce objęły mnie od tyłu w pasie.
- Coś się stało, kochanie?
- Nie. Dlaczego?
- Kto do ciebie dzwonił? Byłaś zdenerwowana.
Wyczuł. No właśnie. To jest jedna z tych osób co mnie znają na wylot. Obróciłam się do niego przodem.
- Zbyszku, nie przejmuj się. Jakieś dziecko robi sobie jaja- skłamałam.
- Na pewno?- nie był przekonany.
- Na pewno, skarbie.
- To się uśmiechnij…
Poprosił z maślanymi oczkami. Wiec zrobiłam to dla niego. Pocałował mnie i tak zastygliśmy. Dopóki nie przyszedł Winiarski.
- Już myśleliśmy, że się zgubiliście- zażartował.- Kubiak się bulwersuje, że tak długo nie dostał niczego do picia.
- Zaraz idziemy- spławił go Zibi nie odwracając ode mnie wzroku. – Obiecaj mi, że jeżeli coś, cokolwiek będzie nie tak ,powiesz mi.
Kiwnęłam głową. Nie wiedziałam, czy zdołam dochować obietnicy. Dlatego tez nie powiedziałam.
Wróciliśmy do przyjaciół z dwoma sokami i wódką. Dzieci już spały, więc postanowiliśmy się napić.
- No, wreszcie!- rozłożył ręce zniecierpliwiony Kubiak.- Ileż można czekać?
- Ten potwór nie chciał mnie puścić- oskarżyłam Zbyszka.
- I kto tu jest potworem!- żachnął się Bartek.
- Fakt, zapomniałam. Jeszcze ty tu jesteś…
Siatkarze i dziewczyny roześmiali się. A ja już z lepszym humorem siadłam i napiłam się drinka, który sporządził dla mnie sam Mariusz Wlazły!
- Dziękuję, jest pyszny.
- Zawsze do usług- mrugnął do mnie.
- Aniu?
Obróciłam się do mojego chłopaka, który mnie zawołał.
- Twój telefon.
Wiedziałam, że chciał mnie tylko wywabić z klatki Mariusza. Ale co tam! Wstałam i podeszłam do niego, stojącego przy oknie. Podał mi telefon. Dostałam sms’a.
„Aniu odezwij się do mnie. Dlaczego nie odbierasz? Muszę z Tobą porozmawiać”
Michał nie chciał mi dać spokoju.
- Wszystko dobrze?- zapytał mnie Igła, który stanął właśnie przy nas.
- Taak.. znaczy, muszę iść do łazienki.
Kiwnęli z uśmiechem głową. Przeszłam przez korytarz po drodze spotykając Grzesia i Gabi, którzy rozmawiali o czymś. Przeszłam obok nich szybko i otworzyłam drzwi do łazienki. Potem zamknęłam je na klucz. Oświeciłam światło. Oparłam się o wannę i znów zobaczyłam sms.
Ponownie jakiś przyszedł:
„Oddzwoń, proszę. Albo przynajmniej odpisz.”
Nie chciałam z nim gadać drogą ‘esemesową’. Ale nie chciałam tez słyszeć jego głosu. Może to dziwne, ale bałam się. Niby czego? Boję się, że gdy go usłyszę, znów zobaczę… przestanę coś czuć do Zbyszka. A tego nie chciałam. Nie chciałam go ranić. A poza tym, czuje się w jego towarzystwie bezpieczna, wyjątkowa i piękna. Przy Miśku… czułam się trochę inaczej. To nie było to samo. Wtedy kochałam go bardziej na rozum niż na głowę. Był moja pierwszą, jedyną, krystaliczną miłością. A takiej się nie zapomina nigdy, prawda?
W końcu po pogapieniu się w jego numer telefonu dotknęłam zieloną słuchawkę. Przez chwile jeszcze się wahałam. Nie byłam pewna.
- Dobra Anka, bierz się w garść!- powiedziałam do siebie. I gdy już, już miałam nacisnąć zieloną słuchawkę…
- Aniu, wszystko w porządku?
To był głos Zbyszka. Uśmiechnęłam się i schowałam komórkę. To był znak. Nie miałam do Michała dzwonić. Nie dziś.




------------------------------------------------

Cześć, Kochani ;*
Taki... no powiedzmy, że długi ;)
Ale Wy to oceńcie, jak Wam się podoba?

Dziś dodaję wcześniej, bo mam dużo czasu. Nie byłam w szkole gdyż, ponieważ ( xD ) iż wczoraj sobie coś zrobiłam ze stopą na wu-fie. Niedawno wróciłam od mojego "ulubionego", "wszechwiedzącego" i "wszechmogącego" doktora... :/
Ale na szczęście nic poważnego się nie stało, tylko chodzę ledwo na prawą stopę... ale co tam! 

Pozdrawiam i dziękuję za ponad 19tys. wyświetleń! ;*
Jesteście Wspaniali, dziękuję <3