23 grudnia trwały ostatnie poprawki przygotowania posiłków na wigilię. W tym roku miało być bardzo rodzinnie. Do domu Marka i Weroniki nazajutrz miał się zjawić Zbyszek z rodzicami. Pierwsze święta razem.
- Przyniosłam ciasta!- krzyknęłam od progu do Wery, która krzątała się w kuchni.
- To dobrze- wyszła do mnie. Uścisnęła i odebrała jedną z brytfanek.- Połóżmy je w spiżarce dopóki twój ojciec ich nie widział.
Wczoraj razem z Dominiką piekłam sernik i makowiec w apartamencie Zbyszka. Panowie wybyli do (jak to ze Zbyszkiem nazywam) „naszego domu”. Mieli złożyć szafę i kilka innych półek.
- A gdzie tata?- zapytałam rozglądając się.
- W garażu. Nie pytaj. Nie wiem po co.
Ułożyłyśmy brytfanki na podłodze.
- Sałatkę już kończę- poinformowała mnie.- Kurczaki na święta się pieką. Ale mam wielką prośbę do ciebie Aniu.
- Słucham?
Podeszła do lodówki i ściągnęła kartkę.
- Tutaj masz listę zakupów. Idź do taty i jedźcie kupić te rzeczy, dobrze?
- Jasne.
Uśmiechnęłam się, zabrałam kurtkę, włożyłam kozaki i wyszłam przed dom. Zapukałam do wielkich drzwi garażu. Po chwili tata włączył mechanizm i ukazał mi się samochód na tle innych dupereli. Tata siedział w aucie.
- Tato, mógłbyś podwieźć mnie do Biedronki?- spytałam siadając od drugiej strony.
- Zakupy?
- Tak. Weronika…
Podniósł rękę żebym umilkła.
- Dobra, jedziemy.
Nie było nas około godziny. W drodze powrotnej Marek był jakiś posępny.
- Wszystko w porządku?
- Tak.
Ani trochę mu nie uwierzyłam.
- Źle się czujesz? Coś cię boli?
- Nie.
Fakt, nie wydawał się chory. Od kiedy leżał w szpitalu przez niecały tydzień z uwagi na słabe serce, zaczął się oszczędzać. Dzięki Bogu.
- Więc o co chodzi? Pokłóciłeś się z Weroniką?- podniosłam jednoznacznie brwi.
- Na Miłość Boską, An!
- No, co?! Jesteś smutny, nie powiesz mi o co chodzi?
Ojciec ciężko westchnął.
- Ciężko mi pogodzić się z myślą, że za niedługo cię stracę…
Z wrażenia otworzyłam usta. W obawie, że tak mi już zostanie, szybko je zamknęłam.
- Nie rozumiem…
- Wydaję cię innemu mężczyźnie. Świadomość, że już nigdy nie będę najważniejszym w twoim życiu… Żałuję, że po śmierci matki tak mało czasu ci poświęcałem. Teraz jest za późno. Czasy, kiedy byłaś moją małą dziewczynką nigdy już nie wrócą. Chociaż dla mnie zawsze będziesz w pewnym sensie małą córeczką…
Ledwo powstrzymywałam się żeby nie wybuchnąć płaczem.
- Tato… ty zawsze będziesz dla mnie bardzo ważny! Co prawda teraz będzie troszkę inaczej… Ale to ciekawe, co mówisz. Wcześniej nie bałeś się, że spotykam się z chłopakami?
Lekki uśmieszek pod jego siwym wąsem mówił sam za siebie.
- Nie. Czułem po prostu, że nie muszę się martwić. Szczerze za każdym razem miałem nadzieję, ze to tylko takie młodzieńcze zauroczenie.
- A Michał?
- Też- kiwnął.- Lubiłem go… ale uważałem za troszkę takiego… dzieciaka.
- A Zbyszek? Co sądzisz o nim?
Tata zamyślił się na dłuższą chwilę. Już myślałam, że mi nie odpowie, kiedy westchnął i powiedział:
- Twój narzeczony to dobry chłopak. Zasłużył na ciebie, tak to ujmę. Miałem okazję porozmawiać z nim kilka razy na twój temat- no, to ja już nawet jedną rozmowę słyszałam!- i na temat tego, co dalej planuje. Jego odpowiedzi mnie zaskoczyły. W każdym zdaniu pojawiałaś się ty. Bardzo cię kocha, widzę to. Spodziewałem się innych wykrętów i tak dalej. Ale on stawia sprawę jasno. Ty i on… eh, przypominacie mi mnie i twoją matkę. Z początku nie podobało mi się to, że macie zamiar się pobrać. Ale uświadomiłem sobie… uświadomiłem sobie, że prędzej czy później musiałbym cię wydać za mąż. A czuję, że Zbyszek jest dla ciebie stworzony.
Przez całą tą wypowiedź siedziałam sztywna jak struna. Nie wiedziałam, że aż tak się tym wszystkim przejmuje!
- Dziękuję tato. Kocham cię, wiesz?
- Ja ciebie tez kocham, córcia.
- A sprawa z Adamem…?
Nagle na jego twarzy pojawiła się głęboka zmarszczka, która szybko zniknęła i pojawił się szczery uśmiech.
- Twój brat to inna bajka. Nie miałem zielonego pojęcia, że on i Gabrysia… Twoja najlepsza przyjaciółka!
- Taaa… nikt się nie spodziewał.
Oprócz mnie.
- No więc Adaś bardzo mnie zaskoczył. A zwłaszcza ta ciąża! Ale nie mam nic do gadania. Jest dorosły-niech liczy się z konsekwencją swoich czynów.
- Nie podoba ci się to, że będzie ojcem?
- Nie o to chodzi. Od dawna miałem nadzieję, że przedstawi mi swoją dziewczynę, albo narzeczoną. Ma 28 lat, jest o 6 starszy od ciebie i jeszcze się nie ustatkował! Tak sobie myślałem kilka miesięcy temu. Dopóki nie ogłosił, że Gabrysia spodziewają się dziecka. Wychodzi na to, że jednak szybciej niż myślałem będę dziadkiem…
- Ha! Więc ta myśl cię dręczy… no tak. Ale pocieszę cię, że będziesz bardzo młodym dziadkiem…
Zachichotałam. Akurat wjeżdżaliśmy na plac. Ojciec tylko posłał mi mordercze spojrzenie, po czym sam się zaśmiał.
Rano przygotowałam stół, mała choinka ubrana przez tatę, Adama i Zbyszka stała w rogu pokoju, Weronika kończyła z rybami w sosie pomidorowym. Wieczorem Wszystko było gotowe. Zibi pojechał po swoich rodziców, Adam próbował podjadać ciasto. Gabrysi niestety nie będzie z nami, ponieważ wyjeżdża z rodzicami do rodziny na święta. Najgorsze jest to, że Homi będzie przez cały czas mnie się żalił i płakał za moją przyjaciółką.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam.
- O, dobry wieczór!- ucieszyłam się i przywitałam gości.
- Miło cię widzieć, Aniu- nawet Leon miał dobry humor!
Dałam buziaka Zbyszkowi i zaprowadziłam gości do salonu.
- Rozgośćcie się- z uśmiechem poszłam do kuchni.
Usłyszałam, jak Marek wkroczył do akcji i rozmawia z moimi przyszłymi teściami.
- Barszcz zaraz będzie gotowy- poinformowała mnie Weronika.
Wtedy ktoś wszedł do kuchni. Obróciłam się i wpadłam na Zbyszka.
- Pięknie pachnie- uśmiechnął się.
- I tak na razie nic nie dostaniesz! Musisz czekać, jak inni- odparłam i dałam mu pstryczka w nos.
Na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Nie… ja tam zawsze coś dostanę, co inni nie- poruszył brwiami i się nachylił.
Pocałował mnie delikatnie w usta. Całą sobą wiedziałam, że Weronika jest zajęta i próbuje nie patrzeć na nas. Oddałam pocałunek. Westchnęłam z rozkoszą, kiedy się odsunął.
- Dobra, idź już!- wypchnęłam go za drzwi.- Zaraz tam przyjdziemy.
Gdy poszedł nadal miałam głowę w chmurach. Wera zachichotała.
- Co?
- Nic. Zakochana jesteś po uszy!
- Powiedz coś czego nie wiem- wyszczerzyłam się.
Kolacja minęła szybko i przyjemnie. Najpierw złożyliśmy sobie wszyscy życzenia, potem zjedliśmy barszcz z uszkami (pyszny, specjalność dziewczyny mojego taty), pierogi z grzybami i kapustą, oraz rybę. Rodzice Zbyszka również przywieźli co nieco, między innymi pyszny śliwkowo-gruszkowy kompot domowej roboty! Potem kolędowaliśmy i otworzyliśmy prezenty. Adam na spółę z Gabrysią dostali od nas wszystkich porządny, wypasiony wózek. Dla dziecka oczywiście! Był w niebo wzięty i od razu zadzwonił do swojej dziewczyny.
***
- Igła?!- zdziwiłam się, gdy drzwi same się otworzyły i stanął w nich libero.
- Anka! Zibi!- zarył.- Do mnie!
Zbyszek również w szoku wyszedł z łazienki.
- O co chodzi?- skierował do mnie to pytanie.
Wzruszyłam ramionami.
- To jest Igła.
- To wszystko wyjaśnia- dokończył. – A więc o co chodzi złotko?
Krzysiek spacerował po całym salonie z jakąś teczką w ręce.
- Mam dla was wiadomość! Propozycję nie do odrzucenia!
- A jaśniej? Wiesz, woda w wannie stygnie- Zibi zrobił minę, typu: „nie wkurzaj mnie”.
- Dobra, już dobra. A więc, kochani moi przyjaciele! Za trzy dni Sylwester. Jest propozycja, a raczej wiem, że się zgodzicie… No bo kto by chciał z dupą na kanapie w taką noc spędzić przed telewizorem?- spojrzał na nas porozumiewawczo.- No bo chyba nie mieliście takiego zamiaru!?
- Wiesz, Igła…- zaczęłam zakłopotana.
- No nie! Ja NIE WIERZĘ! Serio? Dobra, nie ważne! Chciałem ogłosić, ze właśnie zmieniliście plany na ten wieczór i noc.
- Użyłeś czasu przeszłego?- Zbyszek zerknął na mnie zaniepokojony.
- Tak. Gdyż mam dla was bilety na wejściówkę na bal siatkarski- wyszczerzył się dumny z siebie.- Zaproszeni są wszyscy siatkarze. Ty i ta twoja przyjaciółeczka z osobą towarzyszącą też- wskazał na mnie palcem.
- Jak by nie patrzeć to my jesteśmy siatkarkami- przypomniałam.
Igła machnął lekceważąco ręką i otworzył czarną teczkę. Wyjął cztery bilety.
- A nie pomyślałeś, że mamy inne plany?- zdenerwował się Zbyszek.
- No nie! Ja wam tutaj sponsoruję bilety na imprezę, a wy tak mi się odpłacacie? Wrzaskiem!
- To nie tak…- zaczęłam i podeszłam do niego. Położyłam rękę na jego ramieniu.- Krzysiu, na pewno będziemy.
Twarz Ignaczaka rozpromieniła się jeszcze bardziej, a uśmiech stał się uśmiechem jaki u niego kocham.
- Super! Wręczam ci te oto złote karty… - nachylił się i szepnął mi do ucha:- tylko uważaj na tego twojego, żeby przypadkiem ich nie spalił.
Mrugnął do mnie i pocałował w policzek. Potem w podskokach podszedł do mojego narzeczonego i poklepał po plecach.
- Wiem, że się cieszycie. Dzięki mnie nie będziecie się nudzić! A teraz uciekam bo moja małżonka czeka w samochodzie. Mamy kilka spraw na mieście do załatwienia… Pa.
Przesłał nam buziaki i wyszedł. Zamknęłam za nim drzwi.
- Czy to mi się śniło?- spytał Zbyszek, gdy weszłam do salonu.
- Nie. Ale Krzyś miał rację. Przynajmniej nie będziemy się nudzić!- poklepałam drugą dłonią bilety i odłożyłam je na półkę. – Tylko w czym ja pójdę?...
- We wszystkim będzie ci pięknie- mruknął i poszedł do łazienki.
Wzruszyłam ramionami i wróciłam do swojego zajęcia. Czyli czytania książki.
***
- Naprawdę!? Aaaa!- ucieszyła się Gabrysia.Właśnie wjeżdżaliśmy przed budynek, gdzie miał się odbyć bal sylwestrowy dla siatkarzy. Siedziałam w przedzie w aucie Zbyszka. Gabi i Homi z tyłu. Poinformowaliśmy ich, że będą naszą drużbą podczas ślubu.
- Dzięki- uśmiechnął się Adam do lusterka.
Oprócz nich świadkami mieli być Kubiak i jego dziewczyna Monika. Wyszliśmy z samochodu, gdy Zbyszek zaparkował.
W objęciach weszliśmy do środka. Było dość ludzi. Poznałam swoje koleżanki z dawnej drużyny i trenera. Potem wpadli mi w oczy Szymon z przyjaciółmi z młodej Resovii.
- Anka! Zibi!- Igła pomachał do nas.
Podeszliśmy do niego i Iwony. Za nami nasi towarzysze.
- Cześć, miło was widzieć- uśmiechnęłam się.
- Wiedziałem, ze przyjdziecie!- uśmiechnął się.- Pięknie wyglądasz. Super kiecka- mrugnął do mnie i Gabrysi.
- Dzięki.
Faktycznie. Zbyszek kupił mi sukienkę. Fioletowa, bez ramiączek, z dużym rozcięciem na udzie. Moja przyjaciółka założyła żółtą, wygodną, nie obcisłą bo było już widać brzuch.
- Iwona, a gdzie dzieci?- spytał Zbyszek.
- Na swojej imprezie. Przed telewizorem.
Zaśmialiśmy się. Gabi zabrała mojego brata żeby przedstawić go koleżankom z drużyny. My opuściliśmy na chwilę Ignaczaków. Nagle ktoś chwycił mnie w pasie i obrócił do przodu.
- Dzikuu!- ucieszyłam się i rzuciłam mu na szyję.
- Tez miło was widzieć- przybił piątkę ze Zbyszkiem i się „po męsku” przytulili. – Moja Monika jest przy barze. Czekamy na was.
- Zaraz przyjdziemy- obiecałam.
Odszedł i kiedy już mieliśmy ruszyć za nim, ktoś mnie zawołał.
- Anka!
Obróciłam głowę w lewo. Dwa metry dalej stał Mariusz Wlazły.
- O, cześć!- pomachałam.
Podszedł i mnie przytulił. Za nim stała małżonka. Przedstawił nas sobie.
- Ja wiedziałem, że z wami to będzie coś więcej- mrugnął Mario.
- Startuj na wróżkę- zachichotałam.
- Dobry pomysł.
Rozstaliśmy się. Idąc i przedzierając się przez tłum witaliśmy się ze znajomymi. Żeby tutaj dotrzeć musieliśmy przejechać trochę kilometrów. Dokładnie aż do Katowic. Guma, Ziomek, Winiar, Cichy Pit, Grzesiu, Alek Achrem, Jochen, Grozer, koledzy z JW., Skry, Zaksy, Częstochowy… Kadziu!
- Łukasz Kadziewicz, moja narzeczona Anna Tykacz- przedstawił nas sobie Zbyszek.
- O Boże… to pan!
- We własnej osobie. Ale żaden pan. Kadziu- uśmiechnął się.- No Zbyszek… Masz szczęście, że znalazłeś tak wspaniałą kobietę. Powodzenia i gratuluję mała wygrania turnieju w plażowej.
- Dzięki.
Poszedł do swojej żony, a my wreszcie doszliśmy do baru. Czekał tam na nas Misiek z dziewczyną i Igła z żoną.
- Już przywitałaś się ze wszystkimi?
- Taaa…
- Nie.
Ten głos był mi bardzo dobrze znany.
- Mój ulubieniec!- ucieszyłam się i skoczyłam mu w ramiona. Był niewiele wyższy ode mnie.- Urosłeś!
- Ty też rośniesz. Ale w dół staruszko- zaśmiał się.
- Chciałbyś- dałam mu pstryczka w nos. – Z kim przyszedłeś?
- Z Angelą- wskazał za siebie.
Stała z Mateuszem jednym z siatkarzy młodej Sovii. Miała piękne brązowe włosy za ramiona, ciemniejszą karnację i zieloną, obcisłą sukienkę. Zdecydowanie piękna.
- Trafiłeś w dziesiątkę- szepnęłam.
Wyszczerzył się i dał mi całusa w policzek. On również został zaproszony na mój ślub.
- Nie schudłaś… widać twój narzeczony dba o ciebie. A szczerze mówiąc martwiłem się. Zastanawiałem nawet, czy nie wysłać ci kanapek.
Zaśmialiśmy się. Wtedy podeszła jego dziewczyna. Z bliska zauważyłam, że ma ładne usta i brązowe oczy.
- Angela, to jest moja przyjaciółka Ania- przedstawił nas sobie.
- A, to ta o której tak dużo gadasz!- uśmiechnęła się.- Cały czas o tobie nawija. Ostatnio narzekał, że się nie odzywasz. A kiedy przyniosłaś z narzeczonym zaproszenie… był radosny jak nigdy od dawna.
- Przepraszam. Nie miałam czasu… Tyle się dzieje! Przygotowania do ślubu i w ogóle… Mam nadzieję, że przyjdziecie razem?
- Oczywiście, że tak- uśmiechnął się mój ulubieniec.
Do północy zdążyłam porozmawiać ze wszystkimi. Napiłam się drinka z sokiem i tańczyłam. Gabrysia z Adamem nic nie pili. Ona zrozumiałe, ale Adam chyba zrobił to tylko dla niej. Dopiero dwie minuty przed północą zebraliśmy się przed budynkiem. Odliczaliśmy.
- Dziesięć! Dziewięć… osiem, siedem! Sześć… pięć… cztery… trzy, dwa, JEDEEEN!
W tym momencie wystrzeliły petardy.
- Szczęśliwego Nowego Roku!- zawołaliśmy chórem.
Potem nie dane mi było napić się szampana, bo Zbyszek obrócił mnie do siebie przodem i przygarnął do siebie.
- Szczęśliwego nowego roku.
- Szczęśliwego nowego roku, Zbyszku.
Po czym pocałował mnie namiętnie.
***
Spojrzałam na zegarek. Jutro o tej godzinie będę mężatką. Boże, to już jutro!
- Anka! No ubieraj się! Wszystko jest gotowe!...
Eh, no tak. Gabrysia urządziła wieczór panieński. Zbyszek przed chwilą wyszedł z Krzyśkiem i Kubiakiem na swój wieczór kawalerski. Ciekawe, co oni takiego wymyślili!
- Anka, kurwa, chodź już!- zawyła przyjaciółka.
Ostatnio ma straszne wahania nastroju. Z tym wielkim brzuchem wygląda jak zła wiedźma. Ale wolę jej tego nie mówić, bo jeszcze mi się oberwie.
- No idę już!- odkrzyknęłam.
Wyszłam z łazienki w domu mojego ojca i Weroniki. Jej narzeczony (tak, Homi oświadczył się Gabrysi. Ale nie zgadniecie kiedy! Cóż, zaraz po tym, jak krzyknęliśmy sobie „Szczęśliwego Nowego Roku”. Ślub mają na początku maja, przed narodzinami dziecka.) również udał się na wieczór kawalerski mojego Zbyszka. Zgodnie z tradycją, ja i mój przyszły mąż nie mogliśmy spędzić ze sobą dzisiejszego wieczoru. Przynajmniej od jutra będę mogła powiedzieć, ze każdy kolejny wieczór będzie tylko i wyłącznie z nim.
- Ileż można czekać?!- fuknęła.- Jest już dziewiętnasta!
- Nie złość się, bo to zaszkodzi dziecku- bąknęłam. Zawsze ten argument na nią działał.
- Nie da się nie wkurzać, jak panna młoda spóźnia się na własną, ostatnią imprezę?!- spytała wychodząc za mną z mieszkania.
Zamknęłam drzwi na klucz i weszłyśmy do windy. Ze względu na jej stan błogosławiony musiałyśmy oszczędzać takich sportów ekstremalnych. Zwłaszcza z tak wysokiego piętra.
- Przeprosiłam już. Wciąż nie mogę uwierzyć, ze to już jutro- jak zwykle gdy o tym pomyślałam (co zdarza mi się od jakichś dwóch tygodni) zaczynam mieć kolkę.
- Dobra, dobra. Teraz jest ostatni wieczór z nazwiskiem Tykacz. Od jutra będziesz Bartman. Więc postaraj się wykorzystać ten wieczór w całości- uśmiechnęła się wsiadając od strony kierowcy do swojego samochodu.
- Postaram się- obiecałam.- A tak w ogóle, to gdzie jedziemy?
- Zobaczysz- uśmiechnęła się tajemniczo.
O nie. Błagam, tylko nie to, co myślę… Nie ma ochoty patrzeć na striptizerów. Moim może być tylko jeden facet.
Ale na szczęście zajechałyśmy do dobrze znanego mi klubu.
- Przecież dziś jest zamknięte- zaprotestowałam.
- Nie dla nas- mrugnęła.
Boże, Gabi pod wpływem mojego starszego brata stała się bardziej szalona niż kiedyś. A może to przez ciążę?
- Chodź!- pociągnęła mnie za rękaw.
Weszłyśmy do ciemnego pomieszczenia. Naraz oślepiły mnie czerwone, niebieskie i białe światełka. Ujrzałam całkiem odmienioną salę, niż tę, którą znałam. Bar był czynny, a za nim mój barman. Na środku stała scena a przy niej stoły i wygodne kanapy. Na kanapach rozpoznałam siedzącą Martę, Iwonę, Majkę, Monikę, Agnieszkę, Natalię, Agatę… i inne z mojej drużyny siatkówki (do której już nie należę, ale z dziewczynami mam dobry kontakt).
- Cześć Aniu!- pomachały mi.
- Hej!- odmachałam i podeszłam do nich. Z każdą się przywitałam.
- Sorry, ale ta małpa miała problem z wyjściem z domu- poskarżyła się Gabi. Z impetem usiadła na jednej z kanap.- O Jezuu… teraz lepiej. Mój kręgosłup jest zbyt obciążony.- Stęknęła i z miłością pogłaskała swój nabrzmiały brzuszek.- Ale niech maluszek się nie martwi… mamusia da sobie radę.
Usiadłam obok niej.
- Po co ta scena?- spytałam.
- Niespodzianka- uśmiechnęła się Majka, kuzynka Zbyszka.
Podszedł nasz barman.
- Cześć!- uśmiechnęłam się.
- Niech żyje panna młoda- zachichotał.- To co podać?
- Dla mnie…- dziewczyny podawały różne nazwy drinków, które on zapisywał. W końcu spojrzał na mnie.
- Liczę na ciebie- mrugnęłam.
Oczywiście zrozumiał. Zawsze przygotowywał dla mnie coś dobrego, kiedy go tutaj odwiedzałam. Muzyka cicho grała z dużych głośników.
Rozmawiałyśmy o wszystkim. W końcu doszło do jutrzejszej uroczystości. W tym momencie musiałam odejść. Czułam, ze jak tak dalej pójdzie wydalę dzisiejsze płatki z mlekiem. Tylko to dzisiaj jadłam. Nic nie mogłam innego przełknąć. Podeszłam do baru.
- Coś podać?- zapytał.
- To samo- podałam szklankę.
- Nie bawisz się?- kiwnął na moje koleżanki.
- Wiesz, nie mam ochoty rozmawiać o jutrzejszym dniu- skrzywiłam się.
- Boisz się?- spytał wstrząsając swoim sprzętem i patrząc na mnie w skupieniu.
- No proszę cię! Jak cholera się boję… Jutro będę kimś innym.
- Będziesz tą samą dziewczyną co dzisiaj. Tylko z partnerem u boku już na zawsze. Wiem jaki to jest stres. Uwierz, dzisiejszy to nie to samo co jutro rano.
Zdziwiona podniosłam głowę.
- Ty jesteś żonaty?!- wykrzyknęłam.
- Od czterech lat- uśmiechnął się.- Moja żona to skarb.
Postawił przede mną drinka. Nie myśląc wypiłam na raz cały. Pogrzało chwilę w gardło a potem przestało.
Boże, a ja myślałam… oj nie.
- Anka, chodź!- wrzasnęła Gabi.- Czas na prawdziwą zabawę!
- Eh- westchnęłam ciężko.- Siła wyższa wzywa. A uwierz, nie warto ją wkurzając w tym stanie.
- Zauważyłem- zachichotał.- Oddychaj głęboko. Będzie okej. I gratuluję. W ogóle to fajnie, że twoje życie miłosne trochę zwolni tempa…
Uśmiechnęłam się w podziękowaniu i dołączyłam do moich dziewczyn. Przez cały czas myślałam o Zbyszku.
Zbyszek.
- Igła, kurwa!- ryknąłem, kiedy tamten wylał na mnie piwo.
- Sorry Zibi. Ale zaraz się zacznie!- zatarł ręce.
- Co ty zaś wymyśliłeś?- spytałem podejrzliwy wycierając kolano chusteczką.
Siedzieliśmy w jakimś klubie: On, ja Dziku, Pit, Kosa, Adam,
Domyślam się, że to jakiś nocny klub.
- Krzysiek… nie wiedziałem, że chodzisz do takich klubów- zaśmiał się Piotrek.
- Nie chodzę!- bronił się.- Ale musiałem coś wymyślić, nie?
Wokół było pełno ludzi. Głośna muzyka i wyszły jakieś dziewczyny ubrane w skromne stroje.
- Czekaj, niech się Iwona dowie!- pogroził Kubiak.
- Ha! One też się gdzieś bawią, pewnie podobnie jak my- prychnął.
- No, to Zibi do dzieła!- uśmiechnął się brat Ani.
- Co?
- No, idź po jakieś drinki- wyjaśnił.
Wzruszyłem ramionami i wstałem.
- Tylko coś mocnego!
Idąc do baru oglądałem ludzi, którzy tutaj przyszli by się zabawić. Grupka facetów pod trzydziestkę stojąca pod sceną tancerek, kilkoro przyjaciół grających w bilard…
- Co podać?- zapytał barman.
- Coś mocnego. Razy siedem. I dwa piwa.
Gdy te odwrócił się by zrobić, o co go poprosiłem, ja zajrzałem za swoje ramię. Patrzyła na mnie jakaś dziewczyna. Może z dwadzieścia lat. Nieoczekiwanie puściła do mnie oczko. Nie uśmiechnąłem się tylko odwróciłem głowę. Dobrze wiem, jak pozbyć się natrętnych małolat. Poza tym nie mam ochoty na flirt z dwudziestolatką ( o ile nie jest młodsza). Ciekawe, co porabia Anka. Z pewnością Gbai sporządziła jej niezły wieczór. Ale jutro… jutro już będziemy razem. Na zawsze. A teraz? Teraz muszę wykorzystać „ostatnią noc wolności”. Wziąłem na tacy drinki i piwo. Byłem blisko stolika, gdzie siedzą moi przyjaciele, kiedy na kogoś wpadłem.
- Kurwa mać!- zakląłem znowu.
- Oj, przepraszam…
Podniosłem głowę. Ta dziewczyna, co na mnie się gapiła, „przypadkowo” na mnie wpadła. Oblała sobie piwem koszulkę, było widać przez nią jej jędrne piersi. Długie blond włosy spadały na jej ramiona.
- Uważaj, jak chodzisz. A teraz sorry- ominąłem ją.
- Czekaj, no!- zawołała za mną.- Jesteś Bartman?
Kilka osób z ciekawością na nas spojrzało.
No super. Po prostu super.
- Nie. Musiałaś mnie z kimś pomylić- odparłem i zbliżyłem się do stolika.
- Zibi, jakaś dziewczyna za tobą stoi z maślanymi oczami- powiedział Igła.
- O, dzięki za informację!- syknąłem zły.
- Na pewno jesteś Bartman! Zbyszek Bartman! A to…- spojrzała i wskazał na moich przyjaciół- też siatkarze! Ignaczak… Nowakowski… Kosok… Tego nie znam- zmarszczyła brwi patrząc na Adama, nie mogłem się powstrzymać i zachichotałem.
- Patrzcie no, zna moje nazwisko!- wyszczerzył się Grzesiu.
- Czyli to wy!- klasnęła w ręce.- Jestem fanką siatkówki.
- Super. Ale złotko, musiałaś nas z kimś pomylić- odpowiedziałem.
Usiadłem obok Krzyśka i rozdałem drinki. Moje piwo i zostało jedno…
- Hej! Kurwa, a o mnie to się już zapomina?!- zdenerwował się Nowakowski.
- Podziękuj tej pani- wskazałem na nadal stojącą przy nas dziewczynę.
Piter jak dobrze wychowany, uśmiechnął się i zabrał moje piwo.
- Hej! Dziku też ma, czemu jemu nie wziąłeś?
- Twoje było bliżej- odpowiedział obojętnie i napił się z kufla.
- Czyli jednak jesteście siatkarzami!- krzyknęła.
- Nie, nie jesteśmy. Bawią się tylko w „kto jest lepszym siatkarzem?”- stwierdził Adaś.
- Ty za to nie nadajesz się na żadnego z na…- już miał Grześ powiedział „z nas” ale się poprawił.- Z naszych siatkarzy.
Zaśmialiśmy się. Dziewczyna widząc, że nic nie wskóra po prostu odeszła. Zaczęło mi być jej żal. Ale niestety nie mogłem przy tych wszystkich ludziach, tym całym tłumie przyznac się, że jestem Bartman. Kto nas nie zna, ten nie zna. Ale większość tych ludzi raczej wie o LŚ. A tym bardziej o nieudanych IO w Londynie.
- Trzeba będzie ją później znaleźć- stwierdził Kosok.
- Wynagrodzimy jej tę całą scenę autografami i zdjęciami- dodał Piotrek.
- A teraz panowie, bawmy się!- wrzasnął Ignaczak i stanął na stoliku (dobrze, ze był stabilny).- Wznoszę toast za mojego przyjaciela Zbyszka! Za ostatnią noc wolności!
- Za Zbyszka!- wszyscy w klubie ryknęli.
Cóż, czyli każdy już wiedział, że od jutra będę żonaty.
- Dzięki- pomachałem.
Boże.
Do swojego mieszkania wróciłem taksówką około drugiej nad ranem. Raczej jutro nie będę wyspany…
Anka.
Wróciłam do domu Marka około drugiej nad ranem. Od razu położyłam się spać.
I chociaż bardzo się starałam, nie mogłam zasnąć. Z emocji. I kiedy w końcu udało mi się zdrzemnąć, zadzwonił budzik w moim telefonie. A zaraz po nim Gabrysia zapukała do moich drzwi i musiałam wstać. Takie już życie, niestety.
-------------------------------------------------------------
Witam!
Przepraszam, że tak późno. Dopiero teraz zaczął działaś mi internet, proszę o wybaczenie :c
Przepraszam za jakiekolwiek błędy, które pojawiły się w ostatnich i w tym rozdziale!
To co? Zbliżamy się do końca... ;)