wtorek, 30 lipca 2013

XX

Punktualnie o szesnastej stawiłam się w umówionym miejscu. Miałam ze sobą torbę treningową. Otworzyłam szklane, dość duże drzwi i weszłam do środka. Natychmiast poczułam zapach parzonej kawy. Rozejrzałam się. Na samym końcu zobaczyłam dwóch siatkarzy. Dwóch? Miał być Igłą... Ale niech będzie. Najwyżej znów będę się gryzła ze Zbyszkiem. Podeszłam do nich szybko.
- Cześć piękna.- Powiedział od razu Zibi.
- Opanuj się- mruknął do niego Igła. A do mnie dodał- Cześć.
- No siema. Ja mam mało czasu bo zaraz trening. Więc szybko się czegoś napiję i spadam.
Zbyszek miał coś powiedzieć, ale Krzysiu go uprzedził.
- Napijesz się kawy? Zibi stawia- mrugnął do mnie.
Parsknęłam śmiechem.
- On nie musi mi kawy stawiać. Samym swoim okropnym widokiem podnosi mi ciśnienie- zlustrowałam go wzrokiem.- I co on tu robi do cholery?!
- No wiesz, ja przynajmniej nie gadam tyle co ty- odwdzięczył się.
- Ja dużo gadam? Ja? Człowieku, opanuj swój młot pneumatyczny. Bo już całkiem ci się plącze gadka!
Nic nie odpowiedział. A przynajmniej nie zdążył bo drugi rozmówca wtrącił się.
- Bardzo ładnie wyglądasz Aniu- uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam.
- Ładnie? Nie zdążyła chyba się przebrać w normalne ciuchy.
- Uspokój się!- wrzasnął Igła.
- Igła- zaczęłam, żeby zmienić temat - co tam masz dla mnie?
Uśmiechnął się porozumiewawczo. Drugi siatkarz nie był zadowolony.
- Aaa...- wyciągnął coś z kieszeni - proszę. Dla ciebie.
Zdziwiona podniosłam rzecz. Koperta. Zwykła koperta. Kazał mi otworzyć. W środku, jakże pragnęłam tego momentu, były dwa bilety. Wyciągnęłam je i spojrzałam z niedowierzaniem.
- Bilety na mecz Polska- Brazylia Ligii Światowej.- Powiedział dumnie libero.
Byłam w szoku. Bilety. Od siatkarzy. Tak zwyczajnie mi je dali. A raczej dał. Spoglądałam to na bilet, to na niego. W końcu stwierdziłam.
- Nie mogę tego przyjąć.
- Bierz jak dają!
W końcu po krótkim namawianiu mnie, wzięłam je. Niby z niechęcią, ale tak na prawde byłam w skowronkach. Igła dał mi bilety. Dwa... więc będę mogła jechać do Spodka z Gabi. Ależ ona się ucieszy! Uściskałam siatkarza.Wyszłam z kawiarni, wypijając wcześniej mały soczek pomarańczowy. Pożegnałam się i pognałam na trening.

Z perspektywy Zbyszka.
Wiedziałem, że nie będzie chciała tych biletów. Mówiłem Krzyśkowi. Ale on nie słuchał. Przecież ta cała Anka... śliczna Anka - trzeba przyznać- ma charakterek. Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem tam na parkingu... no cóż byłem zauroczony. Nie, nie wyglądem. Tym, że tak kocha swojego chłopaka. Płakała prawie cały czas. Myślała, że nie widzę, ale to nie prawda.Kurwa, zawsze chciałem żeby o mnie jakaś dziewczyna tak chciała zawalczyć. Pokonać wszystkie trudności, martwić się i myśleć o mnie zawsze. Niby mam dziewczynę, ale... ten związek długo nie potrwa. Stanąłem tam, bo w brew pozorom nie mogłem przejechać obok tej sceny obojętnie. Chciałem jej pomóc. I pomogłem.Cholera jasna, pomogłem! To zaszło dalej, ale tego sie nie spodziewałem! Po prostu musiałem wiedzieć jak się to skończyło. Co z jej chłopakiem? Dziś nie zapytałem. Nie chciałem pogarszać sytuacji. Chociaż... lubię jej dokuczać. Drugiej takiej okazji nie zmarnuję!
Kiedy wyszła z kawiarni, przyjaciel zaczął do mnie coś mówić. Ale szczerze nie słuchałem. Nawet nie miałem zamiaru udawać, że jest inaczej.
- ...i tak w ogóle, to super. Wiesz, Anka będzie na naszym pierwszym meczu!
Pokiwałem pokornie głową. Ale myśli moje błądziły daleko.
- Zastanawiam sie właśnie, czy lepsza by była z grila czy z patelni...- przerwał.- Zbyszek, jak uważasz, może Anka byłaby dobra do upieczenia?
Nie zareagowałem. Nic nie wiedziałem co mówi. Wlatywało jednym uchem, wylatywało drugim. Jego chytry uśmiech mówił sam za siebie.
- Tak, tak. Najlepiej upieczona.
- Człowieku, ogarnij się!- zachichotał libero.
- Mówilem ci, że ona nie będzie chciała tych biletów?!
- I przez caly mój monolog zastanawiałeś się jak mi to powiedzieć?! Zibi...
Jeszcze coś gadał ale ja już miałem dość. Wstałem od stolika i udałem się w kierunku kasy. Zapłaciłem za siebie. Podszedł Igła.
- Ei! A ja?
- Ty potrafisz sam za siebie płacić, chyba nie? Raczej biedny nie jesteś.
Jeszcze coś mruknął, a ja już wyszedłem.
- Bartman!- ryknął.- Czy ty mnie słuchasz?

Z perspektywy Anki.
Kiedy weszłam do hali na trening, mój trener zdziwił się szczerze i zlustrował mnie wzrokiem.
- Co tu robisz?- Zapytał bez żadnego powitania.
- Trenuję rzecz jasna.
- Więc jednak znalazłaś czas?
Przytaknęłam i nic więcej nie pytana poszłam do szatni. Dziewczyny już tam wszystkie były. Zdziwione i szczęśliwe. No, prawie wszystkie. Agata i jej "wierne psy" podeszły szybko.
- Widzę, że sobie przypomniałaś o nas!- zaczepiła mnie Aga.- Pochwal się jak tam twój romeo! Z tego co wiem jest chory, biedaczek.
- Chyba nie musisz się o niego martwić. Jest pod dobrą opieką.
- Wiesz, lepiej zacznij go pilnować, bo ci ucieknie.
Zaśmiała sie głupio i wyszła z szatni. Dziewczyny tylko spojrzały na mnie. Też były złe na Age.
Trening poszedł dosyć gładko. Zważywszy na to, że nie ćwiczyłam kilka dni, mogło być gorzej. Ale na szczęście nic mnie nie bolało. Znów stanęłam na mojej ulubionej pozycji i czekałam na mocne ataki i zagrywki. O dziwo, trener nie doczepił się o niedokładność. Ale chyba nie miał do czego, jak mi powiedziała potem przyjaciółka.
W domu byłam około godziny 19.00. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i wyszłam znów z domu. Tata już był, ale nic nie powiedział. Nic nie pytał. Gadał przez telefon. Pewnie z Weroniką. Cóż, zakochani!
Na komisariacie nie byłam długo. Jakąś godzinę. Pytali o wszystko. O mój związek z Miśkiem i tak dalej. Wnikali w nasze prywatne sprawy. Krępowało mnie to. Ale dzielnie wytrwałam. W końcu doszli do tego feralnego dnia. Na sama myśl o nim wzdrygnęłam się. Pominęłam fakt o spotkaniu siatkarza. Szczerze nie miałam ochoty mówić akurat o Bartmanie. Nie dziś! Zalazł mi za skórę, tego mu nie podaruję! W życiu!

***

Weszłam do domu umordowana. Przywitałam się ponownie z ojcem. Ale on mnie nawet chyba nie zauważył. Znów tkwił przy telefonie. Jestem ciekawa, czy on przez całą moją nieobecność tylko gada z tą babą?! A potem mówi, że to ja tyle dzwonie i majątek za telefon płaci...
Znów przebrałam się. Ale tym razem tylko na wygodniejsze spodnie. Miałam iść teraz do szpitala. 
- Boże! Całkiem zapomniałam o tych biletach! 
Wyciągnęłam je z torebki i położyłam z nabożną czcią na stoliku nocnym obok łóżka. Nagle dostałam sms. Zabrałam telefon i sprawdziłam wyświetlacz.
Trener: Dobrze, że dziś przyszłaś. Twoje przyjęcie i obrony są ok. Jeżeli dalej będziesz olewać treningi, zapomnij o turnieju! A on w piątek. Stawisz się- pojedziesz, nie- to nie. 
PS. Nie zapomnij o dobrej grze. To wszystko zależy od Ciebie, czy staniesz na boisku, czy nie. :)
- Tylko ok?? 
Mogłabym przysiąc, że ten uśmieszek na końcu miał wyjść tak... chytrze. Bo tak wygląda. Ough! Potwór a nie trener!
Zakładałam Adidasy, kiedy zadzwonił telefon. "Jezu! Uparli się dzisiaj wszyscy! Umówili jak jeden mąż!"
- Halo?
- Dobry wieczór. Z tej strony pielęgniarka szpitala...
- Coś się stało?- natychmiast poczułam dziwny niepokój.
- Proszono mnie aby panią zawiadomić iż pan Michał Makowski obudził się z śpiączki. 
Aż podskoczyła. Wreszcie! Jezu, wreszcie się obudził!
Pognałam szybko do szpitala. Nie miałam czasu czekać na autobus, czy taksówkę. Zaczęłam biec. Biegłam prawie całą drogę. Dobrze, że mam kondycję. Kiedy byłam na miejscu, zdyszana i spocona pognałam jeszcze po schodach do pokoju Michała. Weszłam i... zatkało mnie. Michał siedział na łóżku, przypięty do aparatury, Gabrysia stała z gorzką miną, co mnie przeraziło. Rodzice chłopaka byli zadowoleni. Ale to nie mina Gabi była najgorsza. Najgorsze było to, że na skraju łóżka siedziała nie kto inny jak Agata.
- Co TY tu robisz?- powiedziałam, podkreślając jej osobę.
- Och, Ania!- zawołała słodko. Miałam ochotę jej przyłożyć prawym sierpowym. Żeby na jej twarzy został duży ślad! 
Zacisnęłam pięści. Podeszła do mnie Gabrysia. Położyła ręke na moim ramieniu. Nie zważając na to, podeszłam do łóżka Michała. Dlaczego się jeszcze do mnie nie odezwał?
- Z drogi ruda- powiedziałam do Agi.
Odsunęła się niechętnie. Ale z jakim uśmiechem! Na widok zdezorientowanej miny mojego chłopaka, zostałam zbita z pantałyku. 
- Cześć kochanie- powiedziałam słodko.
Nachyliłam się nad nim chcąc go pocałować. Ale on odsunął się o dem nie. Spojrzałam w jego błękitne oczy. Coś było nie tak...
- Michał, co się dzieje?
- Nie rozumiem...- powiedział swoim pięknym barytonem.- Kim pani jest?

***

Siedziałam w swoim pokoju. Położyłam się na podłodze i leżałam wstrząśnięta, tym co się dowiedziałam.
- Pan Michał- zaczął lekarz- ma zaniki pamięci. To ma związek z uderzeniem głową o coś ostrego. Jego wypadek mówi sam za siebie. Chciałbym powiedzieć pani ile to potrwa. Ale nie wiadomo, czy kiedykolwiek przypomni sobie wszystkie wiadomości z ostatnich czterech lat. [...] Najprostszym sposobem na amnezję jest przypominanie mu po kolei co się w danym czasie działo. W wielu przypadkach jest to punkt zwrotny...
Te słowa tkwią mi cały czas w pamięci. A w uszach słyszę tylko: amnezja, Michał, Agata, wypadek, amnezja... 
W końcu obróciłam się  na brzuch i zaniosłam płaczem. Gabrysia siedziała ze mną godzinę. Mówiła, że wszystko będzie dobrze. Chciała zostać, ale powiedziałam, ze sobie poradzę. Kłamałam. Musiałam mieć kogoś przy sobie. Komuś wyżalić. W końcu napisałam sms do Krzyśka. Pisałam i modliłam jednocześnie, żeby jeszcze nie spał. 
" Cześć Igła. Możemy się spotkać?"
Po kilku minutach dostałam odpowiedź.
" W sumie moja żona może poczekać na upojną noc... "
Parsknęłam śmiechem.
"Jak przeszkadzam to powiedz, a nie udawaj"
" Spokojnie! Przyjedź do mnie {adres}"
Była w pół do ósmej. Zebrałam się i udałam we właściwą stronę. 
Na miejscu byłam około ósmej. Stanęłam przed furtką i zadzwoniłam domofonem. Odezwał się piszczący, młody głosik:
- Kto tam?
Po chwili usłyszałam głos pani domu, która wygoniła dziecko, zapewne małego Igłe. Przedstawiłam się i wpuściła mnie do środka. Od razu podszedł do nas Krzysztof. 
-Witaj Aniu! Poznaj moją żonę Iwonę. Mój największy skarb pod słońcem.
- Oj, nie pleć- powiedziała rumieniąc się.- Choć Aniu, mogę tak mówić? Po imieniu?- skinęłam głową.- Właśnie zrobiłam kolację. Przecież te dwa głodomory zjadają więcej niż stado słoni!
Zaśmiałyśmy się. A Igła udawał obrażonego. Nagle podbiegł do nas mały Ignaczak.
- Tatusiu, kim ta pani jest?- zapytał uroczo marszcząc brwi.
- Aniu, to jest mój synek. Sebastian.
 Powiedział to z taka dumą, że aż poczułam zazdrość, ale sama nie wiem o co.    
- Miło mi was poznać. To takie... wspaniałe! Ale jest późno, pewnie przeszkadzam...
- Zjesz z nami- odparł Igłą stanowczo.
Nie byłam głodna, ale nie chciałam też robić przykrości pani domu. Usiadłam do stołu, który był już zastawiony. Obok mnie Sebastian, a Igła i Iwona na przeciwko nas.
- A zostaniesz- zabrał głos mały- u nas?
-Nie. Będę musiała wracać do domu- uśmiechnęłam się przepraszająco w jego stronę.
- Szkoda... Weź zapiekankę!- powiedział.- Mamusia robi najlepsze na świecie... Prawda toto?
Skinął głową na zgodę z synem.
- Dwa czarki - westchnęła kobieta.
Zjedliśmy posiłek.
- Było pyszne! Pomogę pani sprzątnąć...
- Nie trzeba. Jesteś gościem. Przyszłaś do Krzyśka. Mów mi na TY. Przyzwyczaiłam się już, że pewne osoby wpadają do nas. Do niego- skinęła głową na męża- takie prywatne porady.
- Dobra, dobra!- Przerwał- choć An. Pogadamy na tarasie.
Wyszłam z nim tylnym wyjściem na ogród. Piękny, duży i pachniało kwiatami. Na tarasie była mała huśtawka, na której usiedliśmy.
- Więc mów, o co chodzi?
Igła przyjął pozycję jak ksiądz w konfesjonale. Zaśmiałam się. Widząc, że trochę poprawił mi nastrój, też sie zaśmiał. W końcu wyprostował i skinął głową. Czyli był przygotowany na moje zwierzenia.


----------------------------------------

Witam wszystkich ;*
Rozdział. Nowy. Nowa stara postać. 
Pomyślałam, że ciekawie będzie jak napiszę trochę, co myśli Zbyszek. Dobrze zrobiłam?
Mam nadzieję, że nie zanudziłam. Starałam się aby było długo i zwięźle. 
To już chyba ostatni rozdział. Jak na razie nowy będzie dopiero za ponad tydzień.
Ale raczej się nie martwicie. Nie ma komentarzy, nie ma motywacji :( 
Co mi z wyświetleń, jak nie ma opinii? Jakoś przeżyję, ale nie wiem ,czy długo.

Dziś się będę pakować. Jutro jadę do pani Anety i małego Jasia <3 Słoodziak! A zaraz od niej jadę do babci. Będę tam do następnej niedzieli. Prawdopodobnie. Przyjeżdżam i załatwiam sobie książki. Dziś już będę dzwonić do koleżanki ze starszej klasy o nie :D

Mam chrypkę. Masakra, gorąco a ja chora! Co za ironia losu XD 
Właśnie, gorąco! Wczoraj i w niedzielę było masakrycznie. Udusić się można było :/ Dobrze, że juz dziś się ochłodziło.

Dobra, nie będe sie rozpisywać. I tak nie czytacie, więc poco? 
Zapraszam do czytania ( swoją drogą, mam nadzieję, że przyjemnego ) :)

sobota, 27 lipca 2013

XIX

Siedziałam kulturalnie na łóżku w siadzie skrzyżnym i czytałam dokumenty z teczki. Nie było to zbyt skomplikowane, więc szybko zajarzyłam o co chodzi. Około godziny 10.00 zadzwonił telefon. Nie mój, tylko stacjonarny. Szybko odebrałam.
- Słucham?
- Dzień dobry. Z tej strony Konrad Stańczuk z policji. Dzwonię w sprawie wypadku pana Michała Makowskiego. Czy rozmawiam z panią Anną Tykacz?
Przez chwilę nie wiedziałam co do mnie mówi. Pomału słowa policjanta docierały do mnie. Wkońcu się odezwałam.
- Tak, to ja. A o co chodzi?
- Jest pani dziewczyną pana Michała, rozumiem.
- Tak.
- Chciałbym z panią porozmawiać. Czy godzina 17.00 pani odpowiada?
Zastanowiłam się przez chwilę. Nie pasowało.
- Przykro mi, ale o tej godzinie jestem w pracy. - Powiedzmy pracy.- Dopiero od godziny18.30.
- W takim razie czekam na panią w komisariacie.
Rozłączył się. Nie wytłumaczył po co mam przyjść. Nic. Pewnie muszę złożyć te zeznania. W końcu wstałam. Za pół godziny trzeba wyjść. Zajrzałam do szafy i po namyśle wyjęłam niebieską tunikę i białe legginsy. Poszłam jeszcze raz przemyłam twarz i ubrałam się. Założyłam  stare adidasy , które nie wyglądały już pięknie, jak podczas zakupu. Obiecałam sobie, że kupie nowe. Zabrałam torebkę, telefon i włączyłam mp4. Wyszłam z domu o godzinie 10.27. Zamknęłam drzwi na klucz i skierowałam się w stronę przystanku autobusowego. Nagle w mojej kieszeni zaczęło wibrować. Wyjęłam słuchawkę z ucha i odebrałam.
- Słucham?
- Cześć Aniu.- To był mój trener.
- Dzień dobry. O co chodzi?
- Chciałem się zapytać, co z treningami? Nie chodzisz w ogóle.
- Przykro mi, ale na razie nie mam czasu. Mam tak zwane praktyki i nie mogę przychodzić na treningi.
- Mi też jest przykro. I to bardzo!- był szczery, jak nigdy.- Nie ukrywam, że sobotni mecz jest ważny i chciałbym żebyś pojechała. Jednak nie było cię dawno na treningach.
- Mówiłam już dlaczego.
Stałam już jakiś czas na przystanku i czekałam na autobus. Jeszcze kilka minut.
- Wiesz przecież, że na tobie polegam.
Nie byłam zdziwiona.
- Przecież jest jeszcze Majka. Ona też dobrze broni.- Powiedziałam to z optymizmem. Nie wiem czy zauważył sztuczny w tym dźwięk...
- Tak. Przyznaję ci rację. Ale... ale chciałbym, żebyś to ty wyszła do tego spotkania z Częstochową. Jednak, jeżeli nie przychodzisz na treningi, nie mogę cię wystawić na boisko.
- Rozumiem. Przepraszam, ale właśnie przyjechał mój autobus.
- Oczywiście.
I się rozłączyłam.
"Nikt, nikt kto przechodził przez ulicę, mijał mnie, trącił niechcący torbą, nikt... nikt nie wiedział co czuję. Jak się czuję. Ostatnie słowa trenera mnie poraziły. Chciałam jak najszybciej skończyć gadać. Nie mogłam tego słuchać. Wiedziałam, że ja będę grać. Że ja będę bronić, nie Majka. Ale teraz... Wszystko się poplątało. Z jednej strony dziękowałam losowi za spotkanie w Resovii. Z drugiej  nienawidziłam tego spotkania. Gdybym odmówiła, teraz bym ćwiczyła na mecz w Częstochowie. A tak... Ale chciałam być psychologiem. Szczęście w nieszczęściu. Mam zrezygnować z treningów? Z siatkówki... nie, z siatkówki nie. Nigdy na to nie pozwolę!"
Wsiadłam do autobusu i czekałam na swój przystanek. W końcu wysiadłam i szłam jeszcze jakieś dwie minuty. Wreszcie doszłam. Na swoim posterunku stał pan Grzegorz Myśak. Prosił mnie żebym mówiła mu na ty, ale jakoś tak mi głupio...
- Dzień dobry- przywitałam się podchodząc.- Jak minęła noc?
- Cześć Aniu- uśmiechnął się promiennie - piękna noc była. A jak tam twój chłopak? Poprawiło się coś?
No tak, zapomniałam powiedzieć wam, ze on o wszystkim wie. Zresztą cały ośrodek...
- Cały czas tak samo. Ale wkrótce będzie lepiej.
O nic więcej nie pytał. Otworzył mi drzwi. Byłam wcześniej niż zawsze. Basia siedziała na swoim miejscu. Przywitałyśmy się.
- Jak tam twoja intuicja? Jaki dzień będzie?
Zaśmiałam się. Raz trafiłam jaki dzień będzie i co sie stanie. Wytłumaczyłam to intuicją, ale ona znów pyta.
- Intuicja podpowiada, że dzień będzie męczący- puściłam jej perskie oko.- Jakoś działa, haha.
I udałam się w stronę gabinetu Jacka. Szłam na koniec korytarza, myśląc o porannych rozmowach. Do tej pory byłam zbulwersowana pogawędką z trenerem. Wciąż w uszach szumiały mi jego słowa: " ...jeżeli nie przychodzisz na treningi, nie mogę cię wystawić na boisko." Przeszłam przez halę i zapukałam do drzwi gabinetu. Usłyszałam głośne 'proszę' i weszłam.
- O, cześć Ania!- zawołał szef gdy mnie zobaczył.
Ale moja mina chyba nie była zbyt uprzejma bo zniknął uśmiech z jego ust.
- Cześć.
- Co jest?
- Nie ważne. Takie tam sprawy...- w moich oczach ukazały się łzy.
- Mów. Pomogę ci- uśmiechnął się uspokajająco.
W końcu opowiedziałam mu o rozmowie z trenerem. O zawodach i wszystkim. Nie był zachwycony, ale też nie był zły. Wiedział, że bez sportu nie mogę żyć. Po mojej wypowiedzi, Jacek zabrał głos.
- Wiem, że to dla ciebie ważne. I wiem taż, że ważne są też dla ciebie te lekcje. Cieszę się, że młoda osoba kocha sport. To piękne- uśmiechnął się- piękne. Jestem w stanie zrobić dla ciebie dużo, tak jak ty dużo robisz dla nas. Mimo iż chodzisz tu dopiero trzy dni. Mówisz, że treningi masz o 17.00... Myślę, że mogłabyś wyjść, wychodzić, od dziś godzinę wcześniej... Raczej poradzimy sobie bez ciebie chwilę- puścił mi perskie oko.- A co tyczy się tech zawodów... Jedź. Czemu nie? W sobotę i tak mało roboty jest. Weźmiesz kilka teczek ze sobą i przyniesiesz na kolejne spotkanie. Czyli we wtorek.
Zatkało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Wreszcie wydusiłam tylko:
- Dziękuję...- po moich policzkach popłynęło kilka łez. Łez szczęścia.
Chciałam wyjść, ale nie mogłam. Byłam bardzo wdzięczna. W pewnym momencie po prostu rzuciłam mu sie na szyję i przytuliłam.
- Tak bardzo ci dziękuję!
- Nie ma za co. Zawsze mogę ci pomóc. A to... to były tylko małe zmiany planów.
Wyszłam i zaczęłam swoją pracę. Musiałam porozmawiać z zawodnikami w grupie. Co zajęło mi tylko godzinkę. Potem z każdym z osobna. To trwało dłużej. Niektórzy specjalnie długo gadali żeby nie wyjść z gabinetu. W takim razie zajęło mi to ponad dwie godziny. W pewnym  momencie nie liczyłam już minut. Po tych konwersacjach, zrobiłam papierkową robotę i mogłam wyjść wcześniej. Czyli już o szesnastej.
Postanowiłam iść pieszo do domu. Mały spacerek. Wstąpiłam do biedronki. Zabrałam koszyk i zaczęłam zakupy. Wkładałam po kolei makaron, mleko, mąka, ryż, chleb, masło i wafle z czekoladą. W ostatniej chwili włożyłam jeszcze Jeżyki. Stanęłam w kolejce w kasie. Wyjęłam zakupy. Zastanawiałam się, czy wziąć gumy miętowe, w paczce. W końcu włożyłam zielone. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu.
- Muszę znaleźć jakąś robotę, kasa mi się kończy...- powiedziałam do siebie.
Przed domem stanęłam w kiosku i kupiłam kilka gazet. Weszłam na plac. Otworzyłam drzwi. Weszłam, ściągnęłam buty, mając w rękach reklamówki. W skarpetkach zaniosłam do kuchni prowiant i wróciłam się zamknąć drzwi, przekręciłam klucz. Nagle zadzwonił telefon. Podbiegłam szybko do stołu i wyjęłam aparat z torebki. Odebrałam, nieznany numer.
- Słucham?- powiedziałam pewnym głosem.
- To dobrze, że słuchasz.
Usłyszałam śmiech w słuchawce. A raczej śmiechy.
- Zbyszek? Skąd masz mój numer?!
- Ma się te znajomości...
Westchnęłam. Nie będę mieć spokoju.
- Uwaga! Jesteś na głośnomówiącym! - usłyszałam.
- Igła!- wrzasnęłam.
- Jestem tu- zaśmiał się- nie musisz wrzeszczeć, słyszę cię.
- Igła! - nie mogłam się wygadać.- Dałeś mu mój numer?!
Byłam oburzona, oni wręcz przeciwnie.
- W cale mu nie dałem!- bronił się.- Sam wziął. Mówił, że musi do ciebie zadzwonić... Ale nie chciałem mu dać...
- Więc jednak dałeś!
- Nie!
Westchnęłam ciężko.
- Dobra. Nie ważne. Ale to ciebie będę teraz nawiedzać.
Zibi się zaśmiał.
- Uważaj Krzysiu, bo Anka do twoich myśli się będzie wkradać. I snów.
- Biedny Igła- zawył ktoś.
- Kto tam jeszcze jest?
Zapytałam żeby zmienić temat.
- Zgaduj- powiedział oskarżony.
- A może niech się jeszcze raz odezwie? Bo jak mam zgadywać?
Po chwili usłyszałam męski, pełen smaku, że tak wyrażę się, głos.
- Może to Olieg?
Nie zgadłam Po kilku wymianach powiedzieli mi, że to Piter.
- Piotrek?! Piotrek Nowakowski?!
Nie mogłam w to uwierzyć. Cóż, cicha woda brzegi rwie...
Wymieniliśmy kilka uprzejmości aż w końcu zapytałam, po co dzwonią. Odpowiedzieli mi jakże pełną wypowiedzią, że się stęsknili. Igła koniecznie chce się ze mną zobaczyć. Podobno ma jakiś prezent.
Dziś środa. Byłam w domu. Wolne do 18.00. Zgodziłam się na spotkanie.
- Przyjdźcie do kawiarni Costa Caffe  dziś o 16,00.
- Jasne.
Zakończyłam rozmowę i przebrałam się w ciuchy po domu. Czyli dres.Zaczęłam się szykować na spotkanie. A właściwie spotkania. Potem jeszcze jadę do szpitala. Czyli dzień pełen wrażeń.
"Ciekawe, co za niespodziankę ma dla mnie Igła..."


-----------------------------------

Cześć!
Dziś znów muszę przeprosić. Dawno nie dodawałam, ale nie miałam czasu. Zawsze mówię taką wymówkę. Za to też przepraszam :( 
Ostatnio byłam na wycieczce w górach Świętokrzyskich. W moje urodziny, taka jednodniowa. Fantastycznie się bawiłam. Jak tylko będę mieć zdjęcia, to pokażę Wam :)
Niestety nie wiem kiedy następny rozdział dodam. Może we wtorek. Jak będę miała czas. 
Jutro chyba jadę na wycieczkę rowerową do W. Kościelnych. Tam będę z Angelą, Agnieszką, Ewką i kimś jeszcze grać w siatkę :D
W środę jadę do takiej pani, która ma małe dziecko - Jasia. Uroczy jest! Już się cieszę na spotkanie. A w czwartek jadę do babci na tydzień. Później jest obóz. Więc nie mam pojęcia jak będzie z nowymi rozdziałami.

Pozdrawiam i zapraszam do czytania! ;*

wtorek, 16 lipca 2013

XVIII


- Przestań żartować, to ważne...
Nie wierzył mi. Cóż zdarza się, ale postanowiłam go uświadomić.
- Ale ja nie żartuję! Mówię serio, ja jestem nowym psychologiem. Znaczy pomocnikiem.
Stali w czwórkę przyglądając mi się. Piotrek zlustrował mnie wzrokiem.
- Ona nie żartuje.- Przyznał po chwili.- Zibi masz przed sobą nowego psychologa... psycholożkę, czy jakoś tam- ogłosił uroczyście.
Ich zdziwienie było... cóż spodziewałam się tego.
- Dobra, powiedzmy, że jesteś psychologiem. - Kpiarsko mi się przyjrzał- mam sprawę, ale nie na dziś. Spotkamy się wkrótce. Może w piątek? Wiesz, mamy sporo do omówienia... 
Kręcił. Ale co tam! 
- Ok- zastanowiłam sie chwilę.- Zobaczę. W piątek nie wiem czy dam radę bo mam turniej.
- Turniej? Jaki?- zapytał szybko Igła.
Serio był ciekawy.
- Siatkówka. Mój klub gra...
- Na jakiej pozycji grasz?- dopytywał.
Nie powiedziałam, że gram, ale miło. Chyba się domyślił. Był zafascynowany!
- Na libero.
Jego uśmiech stał się tak szeroki, że myślałam iż mu twarz pęknie. Popatrzył na mnie z dumą. Nie spodziewałam się tego więc mnie zatkało. 
- Ale - posmutniałam- chyba nie będę gać. Mój chłopak jest w szpitalu i możliwe, że nie pojadę.
- Nie ma mowy!- Zareagował Zbyszek- to, że twój chłopak jest nieprzytomny, to ty nic na to nie możesz poradzić. Pojedziesz. A my będziemy ci kibicować.
Wszyscy obecni zgodzili się z nim. Miło.
- Zobaczymy...
***
Po tej rozmowie poszłam do domu. Do taty. Igła wziął mój numer telefonu. Jak on to powiedział? Że musimy się spotkać i będzie mnie pytał, jak najlepiej przyjmować i które ataki bronić. Czuję, że nie tylko o to chodzi. Od kiedy powiedziałam, że gram na libero, nie zamykały mu sie usta. Pytał o wszystko, a i tak za mało. Cóż, nie mam nic przeciwko spotkania z nim ponownie. Wezmę autograf i zdjęcie! 
Taty nie było. Zostawił mi kartkę na stole, że poszedł do Weroniki. Może się pogodzili? Zapytam jak przyjdzie. 
Zjadłam kanapkę z szynką i pomidorem. Poszłam pod prysznic. Jak miło, gdy woda spada na twoje ramiona ciężkim strumykiem! Odprężyła  się owinęłam ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Nie lubię suszyć włosów, ale chciałam jak najszybciej iść do szpitala, więc nie mam wyjścia...
Dziesięć minut później stałam w przedpokoju ubrana w zieloną bluzkę z fioletowym wzorkiem na brzuchu i dżinsach. Założyłam Adidasy i wyszłam. 
***
Stanęłam w drzwiach. Ale nikogo nie było! Michała łóżko stało puste. Pościelone, a nawet zmieniona pościel. Przestraszyłam sie nie na żarty. Zbiegłam szybko do recepcji. 
- Przepraszam, gdzie jest pacjent spod czwórki? 
Kobieta, młoda niecałe trzydzieści lat. Na plakietce pisało Anna Makiela.
- Pani z rodziny?
- Jestem jego dziewczyną. 
- Został przewieziony do sali numer 13. Jeżeli ma pani jeszcze jakieś pytania, proszę zgłosić się do lekarza dyżurującego.  
Trochę zła udałam się we wskazanym kierunku. Otworzyłam drzwi do sali nr 13. Taka sama jak poprzednia. Z jednym wyjątkiem. W środku stały dwa łóżka. Pod oknem spał jakiś chłopak w moim wieku. Nie był połamany, czy coś. Obok niego na drugim łóżku leżał Michał.Nieprzytomny. Na dwóch krzesełkach siedzieli jego rodzice.
- Nic się nie poprawiło?
- Lekarz jeszcze nic nie mówił- zakomunikowała kobieta. 
Podeszłam do Miśka i pocałowałam go tak, jak rano. Potem zwróciłam się do Hanny i Henryka.
- Powinni państwo jechać do domu odpocząć. Ja zostanę z nim. 
- Nie trzeba. Możesz jechać, my jeszcze posiedzimy- odparł twardo mężczyzna.
Uparty. Uparty jak osioł!
- Proszę- nagle rozległ się głos za nami- niech państwo jadą. Muszą państwo odpocząć, przespać, coś zjeść. Nie można cały czas siedzieć przy synu.
Odwróciłam głowę. Lekarz. Chyba stał tu już jakiś czas. 
- Ale..- zaczęła Hanna.
- Ale, panie Henryku, widzę, że małżonka jest słaba. Powinna odpocząć.
- Rzeczywiście. Ma pan rację.
Zebrali się szybko i wyszli. Dobrze, bo pobędę chwilę sama z Miśkiem. 
  " Cały czas myślę, jak mogło się to stać? Jakim cudem jego samochód uderzył o drzewo? Coś musiało być na rzeczy. Pewnie to ta sprawa z Grubym... Ale, jak on się dostał do samochodu mojego chłopaka? Kto to był? Jakiś człowiek z jego gangu? Jezu, tyle pytań, żadnej odpowiedzi! A do tego on jest nieprzytomny. Nie wiem jaki jest jego stan i za ile się obudzi. Nie wiem wielu rzeczy. Czy pojadę na ten turniej? Nie chcę teraz. Muszę zostać z Michałem. A jednak chciałabym tam być. Ale moje uczucia są nie ważne. Ważniejszy jest teraz on. - Uśmiechnęłam się w stronę chłopaka. - No i siatkarze... Jej, jakie szczęście mnie spotkało w takim złym dla mnie czasie! Igła, Piter, Olieg i Zibi! Może kiedyś uda mi się wszystkich poznać? Znowu pytanie... ech.."
 Długo nie zostałam sama. Jakieś piętnaście minut później przyszedł ten lekarz.
- Pomyślałem, że może chcesz się napić kawy...- uśmiechnął się niepewnie. 
Z jednej strony, nic do niego nie miałam. Ale ostatnio mnie za bardzo wkurzył!
- Dziękuję- powiedziałam, próbując żeby głos nie był zbyt szorstki.
- Jakby co, jestem w swoim gabinecie.
Wręczył mi kawę. Po czym wyszedł. Wziął czarną z cukrem- jaka uwielbiałam. Nie zaskoczył mnie. Większość osób taką pije. Chociaż... Dopiero teraz zauważyłam, że cały czas trzymam Michała za rękę.
- Cześć!
Usłyszałam znajomy głos. 
- Hej Gabi. 
- Mów, co nowego?
Uściskałyśmy się. Ona usiadła na drugim krzesełku obok mnie.
- Nic. Chyba taki sam stan- zrobiłam się jeszcze bardziej smutna.
- Ale u ciebie? Byłaś już dziś w Resovii?
Zrozumiałam dopiero, o co jej chodzi.
- Tak. Było wspaniale! Ci chłopcy są tacy... no fantastyczni. Ale nie tylko ich poznałam.
Zdziwiła się. Myślała intensywnie.
- Kogo? Jakiegoś ważnego gościa? Taki co karierę ci załatwi? A ja się oczywiście załapię. haha 
- Nie. Znacznie kogoś lepszego.
- No, nie trzymaj mnie w niepewności!
- Igła, Piter i Olieg Achrem wpadli z Zibim do 'nowego psychologa'.
Jeszcze do niej nie dotarło, ale powoli zaczęła normalnie oddychać.
- Mówisz serio.- To raczej było stwierdzenie.- Jej! Masz autograf?
- Nie, jeszcze nie. 
Długo milczałyśmy. Wsłuchiwałyśmy się w głuchy oddech Michała. Chciałabym, żeby sie już obudził. Zostawił mnie samą w tych chwilach! Byłam zła. Ale nie na niego, na siebie. Że potrafię mu to wyrzucać teraz. O to jestem zła. Staram się iść do przodu nie myśleć o przeszłości. Nie chce patrzeć, tam gdzie brudno. Chciałam zapomnieć, ale nie dane mi było.
Siedziałam do trzeciej nad ranem. Pielęgniarki ze trzy razy mówiły mi, żebym szła do domu odpocząć. Ale nie słuchałam. Na chwilę dały mi spokój. Ale kiedy zasnęłam na krześle i prawie z niego spadłam, jedna z tych kobiet uparła się i kazał iść do domu. Nie sprzeciwiałam się. Nie miałam siły. 
Wyszłam około godziny piątej.Szłam na nogach bo autobus był dopiero za dwie godziny, a ja nie miałam gdzie czekać. Co prawda, myślałam żeby zadzwonić do Gabryśki, ale pewnie śpi. Więc postanowiłam się przejść.
 Dobrze mi zrobi świeże powietrze. 

***
W domu byłam pół godziny później. Ledwo przytomna, chociaż już bardziej świadoma, tego co robię, poszłam pod prysznic. Ubyłam włosy i dokładnie je spłukałam. Nie śpieszyłam się. Kiedy wyszłam z prysznica, owinięta ręcznikiem, znów zalała mnie fala zmęczenia. Ubrałam się w piżamę i wyszłam do kuchni. Wzięłam szklankę i nalałam sobie soku pomarańczowego z miąższem. Zanim napój trafił do moich ust, przeciągle ziewnęłam. Gdy wypiłam ostatni łyk, poszłam do pokoju. Tak jak szybko rano wstałam, tak szybko zasnęłam.  
Znów mi się śnił ten sen. Dokładnie taki sam jak ostatnio. Byłam do tego przyzwyczajona, ale dziś zapomniałam o tym. Przez chwilę byłam szczęśliwa, gdy rozmawiałam z siatkarzami. Ten sen przypomniał mi, jak jest naprawdę. 
Usiadłam gwałtownie na łóżku. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na wyświetlacz w telefonie. Siódma. Dobrze się składa.
Wstałam do kuchni. Tata siedział przy stole na swoim miejscu ubrany i czytał poranną gazetę. Kiedy weszłam podniósł głowę.
- Cześć An. 
- Cześć tato- odpowiedziałam jeszcze trochę zaspana.
- Jak minął ci wczorajszy dzień? Wróciłaś późno.
Trochę to zabrzmiało jakby mi to wyrzucał. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam sok pomarańczowy.
- Byłam w Resovii. A później pojechałam do szpitala.
- Jak te praktyki?
Wyjęłam z szafki szklankę i nalałam sobie napoju. Nie śpieszyło mi sie z odpowiedzią. 
- Było interesująco- starałam się mówić bardziej wyrachowanym językiem polskim.- Mam miłego szefa, śmiesznego strażnika i fajną sekretarkę. 
- To dobrze. A co z Marcinem?
Przez chwilę nie wiedziałam o co mu chodzi. Później sie zorientowałam.
- Michałem tato- westchnęłam z dezaprobatą. Wyjęłam słodką bułkę z chlebaka i zaczęłam jeść;- Cóż, jest w śpiączce. Ale chyba jego stan jest lepszy bo przenieśli go z sali intensywnej terapii. 
- W porządku.
Chyba koniec przesłuchania. Kiedy miałam wyjść, coś mi się przypomniało.
- Tato, zadzwoniłeś do Weroniki?- zapytałam już w progu.
- Tak. Wyjaśniliśmy sobie wszystko.
Z ulgą i bez odpowiedzi wyszłam z kuchni. U siebie w pokoju siadłam na łóżku i wyjęłam teczkę, którą wręczył mi wczoraj Jacek. Otworzyłam ją i postanowiłam zapoznać się z papierami, które były do niej włożone. Trzeba się przygotować na dzisiejszy dzień.


------------------------------

Hej, hej!
Rozdział, jak każdy inny. Nie wiem, czy znów nie zanudzam. Oceńcie go i napiszcie w komentarzu, co myślicie :)
Uniwersjada- dziś dziękujemy chłopakom za srebro! <3
U mnie ogólnie się nic nie dzieje. Zamówiłam meble i kanapę do mojego pokoju :D Będzie po mojemu- czyli ślicznie! Jak będę miała zrobiony to opowiem więcej haha.
Dziś znów zrywałam z przedpokoju płyty ze ścian. A właściwie to mama zrywała, a ja rwałam na kawałki do worków. Paskudztwo, uwierzcie :/
I zaczęło mnie gardło boleć - MASAKRA 

Zapraszam do czytania i komentowania :)
Pozdrawiam ;*

sobota, 13 lipca 2013

XVII

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Białe ściany z czarnym paskiem przechodzącym w rogach i kantach. Żadnych obrazków, dyplomów czy innych rzeczy. Złoty wieszak stał w koncie po lewej strony od drzwi. Po prawej widniała szafka z szufladami, na których były przyklejone duże litery od „A” do „Z”. Podeszłam niepewnie i zajrzałam do pierwszej lepszej. W środku ułożone były teczki z napisami nazwiska i imienia. Domyśliłam się, że w środku są dane siatkarzy i pracowników placówki.
Zamknęłam i schowałam dokument. Teraz zauważyłam biurko, czarne, małe i skromne. Na nim leżał laptop, lampka i zegarek. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Jerzy Wietecha i jakis nie znany mi mężczyzna.
- Aniu, to jest Jacek Rusin, fizjoterapeuta. Jacku oto nowy pomocnik Anna Tykacz.
- Dzień dobry. Mam nadzieje, że będzie nam się miło współpracowało - powiedział Jacek.- Mówmy sobie po imieniu. Dziś wszystko ci wytłumaczę. Będę cię zapoznawać z ważnymi informacjami. Niestety nie będę mógł zawsze ci pomagać, więc jest to obowiązkowe.
- Oczywiście.
- Zostawię was samych- zakomunikował trener.
Wyszedł. Jacek usiadł za biurkiem i włączył laptopa. Kazał mi się rozgościć, więc usiadłam naprzeciwko niego na krześle.
- Najpierw pokażę ci wszystkie kontuzje z jakimi nasi zawodnicy mieli do czynienia. Później zapoznam cie z nimi. Jako mój zastępca i pomocnik będziesz załatwiać wszystkie formalności oraz papierkową robotę. - Uśmiechnął się przepraszająco.
Nie byłam zła, raczej wdzięczna.
- Jasne, załatwię co każesz.
Do godziny 13.00 pokazywał mi wszystkie dolegliwości zawodników. Wszystko starałam się zapamiętywać, czasem coś zapisywałam w notesie. Jacek często prosił mnie o radę w jakiejś nowej kontuzji. Starałam się odpowiadać mądrze i rozważnie, żeby nie wyjść na idiotkę. Zapytałam go raz, dlaczego fizjoterapeuta zajmuje się psychologicznym wychowaniem drużyny.
- Nasz dotychczasowy psycholog nie może pracować. Na razie go zastępuję, ale niedługo wróci.
Więcej nie chciał na ten temat gadać. Zostawiłam tą sprawę w spokoju.
Piętnaście minut później przybyli chłopaki. Spotkałam się z nimi w sali gimnastycznej.
- Cześć- zaczęłam skrępowana.
Nie było z nami nikogo. Zostawili nas samych.
Przedstawiliśmy się, przywitaliśmy. O dziwo rozluźniłam sie zaraz po kilku zdaniach wymienionych z nimi.
- Więc, kto tu ma teraz kontuzję?
- No.. ja- przyznał Janek Świtalski, przyjmujący. - Moje kolano nie jest w najlepszej formie.
- Zapewne fizjoterapeuci zaraz na to zaradzą. - Przerwałam na chwilę- macie tu jakąś muzykę?- zapytałam żeby zmienić temat.
- No, a jak myślisz?- uśmiechnął się łobuzersko Michał Kędzierski- rozgrywający.
Podszedł do szafki stojącej pod ścianą i wyjął odtwarzacz.
- Co wolisz: Linkin Park czy Eminema?
Uśmiechnęłam sie z niedowierzaniem.
- Więc nie tylko ja przepadam za tą muzyką! Puszczaj!
Kiedy usłyszałam znajome słowa uśmiechnęłam się szeroko. Widać, że z chłopakami znalazłam wspólny język, zwłaszcza po tej sytuacji. Nawet z nimi zatańczyłam! Będzie dobrze.

Spędziłam z nimi jakieś dwie godziny. Potem rozstaliśmy sie niechętnie. Oni musieli iść na trening. Postanowiłam wejść jeszcze do Jacka. Podał mi kilka teczek, które musiałam znać i pozwolił iść do domu. Normalnie, wyszłabym o osiemnastej. Ale, że nie było nic do roboty pozwolił mi iść.
- Do widzenia. - Powiedziałam do siedzącej za szybą sekretarki.
- Mówmy sobie po imieniu.- Odparła z uśmiecham.- Baśka.
- Anka.
Pomachałam jej i miałam zamiar wyjść. Zajrzałam do teczki. Papiery o kontuzjach i badaniach tamtego psychologa. Kiedy miałam ją zamknąć, zauważyłam postać. Postacie, które znałam z telewizji, meczów itd.
Zbyszek stał z Ignaczakiem, Nowakowskim i Olieg Achrem. Nie chciałam żeby mnie Zibi zobaczył, więc zastawiłam się teczką i pomału szłam w kierunku drzwi.
Na marne.
- Ania! - zawołał wesoły.- Zaczekaj piękna Aniu!
Z rezygnacją opuściłam teczkę i z wymuszonym uśmiechem spojrzałam na niego.
- Prześladujesz mnie?! - Zapytałam, jeszcze nie zdążył blisko podejść.
- Ja, a skąd przyszedł ci taki pomysł?- oburzył się.- Aniu, stęskniłem się.
"Jezu, co on wygaduje?!" 
- Opiłeś się, czy jak?- zapytałam. Nie zdążyłam ukryć w głosie kpiny.
- Ja nie piję o tak wczesnej porze. A właściwie mało co pije. Chyba, że kawę albo wino.
- Wczesnej? Dochodzi szesnasta!
- Coś mi się musiało pomylić...
- Yhm,... - krząknął Ignaczak.
Dopiero teraz zwróciliśmy uwagę, że oni tu stoją. Zawstydziłam się. Nie do wiary, jak ten siatkarz potrafi mnie zbić z pantałyku.
- Ach, tak- zaczął Zbyszek- to jest Anna. Nie muszę ci chyba ich przedstawiać?
- Nie.
W rzeczy samej, nie musiał. Znałam ich lepiej niż siebie. Bo nie wiem ile ważę (waga się zepsuła ), a wiedziałam ile oni. Każdy po kolei.
- Zibi, nie chwaliłeś się, że masz takie ładne koleżanki...- powiedział Achrem.
- Tak właściwie...- wtrąciłam- to my nie jesteśmy kolegami.
- Nie?- Zapytali równocześnie Igła, Pit i Olieg.
- Nie?- Powtórzył zdziwiony Zibi. Jego mina - bezcenne.
- No, nie.
- Przecież uratowałem cie dwa razy, a ty mi się tak odwdzięczasz!
- Dwa? Nie przypominam sobie.
- Podwiozłem cię do szpitala- to raz, a dwa pomogłem ci z kawami!
Zauważyłam zaskoczone i dziwne spojrzenia reszty siatkarzy. Mieli z nas ubaw.
- Z tego co wiem poprosiłam cie o podwózkę do szpitala...
- A ja się zgodziłem, chociaż nie musiałem- wtrącił.
- Ale nie miałeś wyjścia.- Uśmiechnęłam się triumfalnie do niego.- A te kawy... Cóż, nic takiego. Potrzymałeś je chwilę, jak widać to cię nie zbawiło.
- Halo, halo! Gdyby nie ja, nadal byś tam stała na pasach. A właśnie, jak tam twój chłopak?
Jego ton był szyderczy. Z resztą spojrzenie i mina też.
- Chłopak!?- Jęknął Igła- Zbychu, w coś ty sie zaś wpakował?! Trzeba cie pilnować jak dziecka...
- Igła, bawisz sie w niańkę?- Odparował.
Nie mogłam powstrzymać śmiechu. Nowakowski i Achrem też się śmiali. Nie mogłam uwierzyć, że ich poznałam. Krzysiek, Piotrek, Olieg i Zbyszek... Życie czasem jest piękne!
- Jak widać, czasem muszę.
- Najstarszy, to się opiekuje- wtrącił Piotrek.
- Wyglądacie jak rodzina. Igła ojciec, Zibi syn. Hahaha
- O, wypraszam sobie!- Podniósł głos Krzysiek.- Ja jestem za młody na tak starego syna- oburzył się.
- No, chyba na odwrót!- powiedział Bartman.
- Ja już mam synka Sebastiana. Grzecznego, nie tak jak on...
- Dobra, przestańcie!- Powiedział Piotrek.- My tu gadu gadu, a sprawy mamy do załatwienia.
- Piter, jakiś ty obowiązkowy!- Uśmiechnął się Zibi.
- Mam to po tobie.
- Aniu wiem, że fajnie nam sie gawędzi, ale mamy bardzo ważną sprawę do załatwienia- zaczął Achrem.
- Zbyszek zapisuje się do Resovii- powiedział Piotrek.- Tak właściwie się już zapisał, ale teraz chce zapoznać się z fizjoterapeutami, trenerami, psychologam...
- Ei, nie muszę mieć agentów specjalnych! Umiem mówić.- Zdenerwował się Zibi.
- Czasem mam nadzieje, że nie potrafisz...- przyznał Igła.
Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Po prostu trzęsłam się i zgięta w pół śmiałam głośno.
- A tej co?- Spytał Achrem- chora?
- Nie... nie... oj- musiałam na chwilę przerwać- Zbyszek dokończ to wypowiedzenie, bo sie śpieszycie.
- Nie wiem, co ty tu robisz Anka, ale ja przyszedłem poznać nowego psychologa. Skoro tu jesteś, to może go widziałaś?
- No cóż...- westchnęłam nadal sie śmiejąc- tak sie składa, że na niego patrzysz. 


---------------------------

Cześć wszystkim! 
Mam nadzieję, że ktoś się uśmiechnął przy niektórych momentach... 
Mam nadzieję, że dogodziłam z długością, opisami i dialogami :)
Osobiście jestem zadowolona z tego rozdziału.

Niestety wczorajszy mecz nie wyszedł tak, jakbyśmy chcieli. Nasza forma nie była dobra, ale to można poprawić. Może tak miało być? Może w finale z naszą falująca grą nie bylibyśmy w stanie grać na wysokim poziomie. Może dlatego przegraliśmy awans żeby mieć więcej czasu i lepiej się przygotować na Mistrzostwa Europy :) Z takim podejściem, jestem spokojniejsza.
Bułgarscy kibice nie pokazali się z ładnej strony.  Wkurzyli mnie odmówieniem pomocy Winiarowi i nie tylko. Ale nie muszę chyba sie na ten temat rozpisywać, bo każdy wie o co mi chodzi. 

W moim domu jest remont. A właściwie mojego pokoju. Przez cały tydzień sprzątałam i zrywałam kasetony ze ścian. Uwierzcie, okropne zajęcie! 
Wykłóciłam u mamy białe meble i niebieskie ściany do mojego new pokoju. Będzie ładnie :D 
Dziś miałam jechać oglądać półki ale nie wiem czy pojadę.

Dziękuję za miłe słowa pod ostatnimi wpisami.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy :)

Pozdrawiam i życzę miłego czytania :D 

wtorek, 9 lipca 2013

XVI



Siedziałam przy nim i mówiłam do niego. Mówiłam jak do małego chłopca, który jest jeszcze zbyt mały by odpowiadać. Wiedziałam, że może mnie słyszy. Może wie, co się w około dzieje.  Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam. Obudziło mnie lekkie szturchnięcie w ramie. Hanna przypomniała mi o moich obowiązkach. Więc musiałam iść. Niechętnie wstałam, pożegnałam się i pojechałam do domu.

***
 Siedziałam na łóżku w swoim pokoju. Komputer był włączony. Ja patrzyłam na zdjęcia siatkarzy, które były wszędzie. Mój wzrok zatrzymał się na Bartmanie.
- Och…- westchnęłam głośno.
Położyłam laptopa na kolanach. Włączyłam moją ulubioną wyszukiwarkę. Puściłam Linkin Park i Igłą szyte. Muzyka leciała na fula, a czytając nowy wpis Igły, nie mogłam się skupić. Próbowałam nie myśleć o dzisiejszym dniu. W pewnych źródłach przeczytałam, że:
- Nowy zawodnik w Asseco Resovii Rzeszów! Do Mistrzów Polski dołączy Zbigniew Bartman, atakujący Jastrzębskiego Węgla, który już zastanawia się nad roczną umową z klubem…- przerwałam zaskoczona. Przynajmniej to się wyjaśniło.
Wyszłam do kuchni. Siedział tam mój tata z gazeta w rękach. Był załamany.
- Tato, zjesz coś?- zapytałam z troską.
- Nie, An. Nie jestem głodny.
- Dzwoniła do ciebie? Albo ty do niej?
- Nie.
Jego obojętny głos zbił mnie z pantałyku.
- Może zadzwoń i wyjaśnijcie sobie wszystko?
 Otworzyłam lodówkę i zaczęłam szukać mleka. W końcu znalazłam na samym dnie. Wyjęłam i nalałam do miski. Nie chciałam podgrzewać, wolę zimne.
- Obiecasz, że zadzwonisz?- zapytałam poważnie.
- Yh… - westchnął.- Obiecuję.
Troszkę uspokojona wzięłam płatki z mlekiem i poszłam  z powrotem do siebie. Jeszcze godzinę siedziałam. W końcu moje powieki zrobiły się ciężkie. Poszłam pod prysznic, umyłam włosy zakręcając je w ręcznik, zęby i wyszłam. W sypialni zgasiłam światło i położyłam się pod kołdrą do łóżka. W reszcie idę spać. Już się doczekać nie mogłam aż zasnę.

***
Znów ta ciemność. I ten blask. Jedyne światło w tunelu. I człowiek. Znałam go. Przez chwilę wydawało mi się, że to Michał. Ale się myliłam. Miałam świadomość tego, że śnię. Tylko tym razem coś się zmieniło. Nie czułam strachu. Tylko niepokój. A może to, to samo? Zorientowałam się, że ktoś stoi za mną. Ten zapach… Obejmował mnie ramionami, szerokimi i tak bezpiecznymi! Przede mną stał Michał. Nagle jego samochód wypadł w otchłań. A on sam uśmiechnął się przepraszająco i smutno. On wiedział, że nie jestem sama.
Nie czułam niepokoju o niego. Nie martwiłam się, kiedy spadałam. Bo ktoś mnie trzymał.
Usłyszałam pikanie. To budzik. Nieprzytomnie spojrzałam na godzinę. 8.22.
- Jej, jak zaraz nie wstanę, to się spóźnię.
Przyszykowałam się. Wyciągnęłam czarne legginsy i szarą, ze zdobionymi bokami w kwiatki, tunikę. Założyłam trampki.
Kiedy weszłam do kuchni tata jeszcze był. Chyba nie miał zamiaru iść do pracy. Zapytał czemu tak późno wstałam. Wyjaśniłam wszystko. Wiedział od wczoraj o wypadku Michała, ale nic nie mówiłam o moim tak zwanym ‘awansie’. Pogratulował mi.
Wychodząc o 09.00. chciałam jeszcze wstąpić do szpitala. Idąc na przystanek, włączyłam mp4 i słuchałam muzyki. Po wyjściu z pojazdu, udałam się do budynku. Gdy otworzyłam drzwi, upewniłam się, że nie śnię. Było jasno i tak… Sama nie wiem jak. Udała się w kierunku schodów, a później sali. Drzwi były otwarte. W łóżku leżał Michał, koło niego stał ojciec i siedziała matka. Weszłam śmiało.
- Dzień dobry. Nic się nie poprawiło?- zapytałam spoglądając na aparaturę przyłączoną do jego organizmu.
- Cześć Aniu.- Przywitała się Hanna, mama. Henryk skinął głową.- Nic się nie działo.
‘- Siedzieliście państwo tu całą noc. Może przydałby się odpoczynek? Jak wrócę, to państwo pojadą odpocząć.
- Nie trzeba- odparł Henryk- nie musisz przychodzić.
Nie zdziwiłam się tym chłodnym tonem. Człowiek ten nie lubił mnie od początku. A teraz znienawidził jeszcze bardziej. Pewnie uważa, że to moja wina iż jego syn tu leży nieprzytomny..Podeszłam do łóżka i nachyliłam się nad chorym. Spał. Ale nie tak normalnie. To był sztuczny sen, a jednocześnie tak głęboki, jakby prawdziwy.
- Cześć, kochanie. – Powiedziałam cicho. Znów chciało mi się płakać.
- O czym śnisz? Wiesz, dziś idę na te praktyki. Trzymaj kciuki.
Nachyliłam się niżej i pocałowałam w usta. Chyba jako jedyne nie były zranione.
- Dziś przyjdę jeszcze wieczorem.
Poszłam. Kiedy jechałam autobusem w stronę ośrodka Resovii, byłam zestresowana. Ale ani na chwilę nie przestawałam myśleć o Michale. Gdy podeszłam do drzwi, strażnik zastawił mi drogę.
- W czym mogę pomóc?- zapytał ostrzegawczo.
- Dzień dobry.- Powiedziałam najpierw. – Anna Tykacz. Jestem nowym psychologiem młodej Asseco Resovii Rzeszów. 
- Ach tak!- uśmiechnął się i zlustrował wzrokiem.- Grzegorz Myśak. Myślałem, że będzie to mężczyzna…
Ten starszy strażnik, około pięćdziesięciu lat, kilka siwych włosów na głowie i szaro niebieskie oczy. Zdenerwował mnie tym swoim stwierdzeniem.
- Przepraszam- powiedział widząc moją minę- zawsze byli to faceci, a teraz kobieta. Piękna kobieta. Może i dobrze, chłopcy staną się bardziej odpowiedzialni.
Zaczęłam go lubić.
- Więc mogę wejść?
- Tak, oczywiście- powiedział pośpiesznie.
Wprowadził mnie do środka. Zwykły holl, biały z kilkoma filarami. Zwykły, ale wyjątkowy. Po raz pierwszy tu byłam, czułam się zaszczycona! Po lewej stronie między dwoma filarami było okienko. Siedziała tam za biurkiem Rude do ramion włosy, czarne oczy i śniada cera. Wyglądała na góra czterdzieści pięć lat. Mój nowy znajomy podszedł do okienka.
- Baśka, mamy nowego psychologa. A właściwie panią psycholog- poprawił się i uśmiechnął do mnie.
Najprawdopodobniej sekretarka, wstała od stolika, wyszła z pomieszczenia i przedstawiła się jako Barbara Sokół. Uścisnęłyśmy sobie dłonie. Zaprowadziła mnie na koniec korytarza i podprowadziła pod drzwi. Otworzyła je i zawołała:
- Panie trenerze! Psycholożka przyszła!
Jej głos rozniósł się po całej hali. Właśnie hali! Piękna, duża, wielkie okna wpuszczały światło słoneczne. Dopiero później zauważyłam trenera. Był ubrany na sportowo. Czerwony dres, białe Adidasy.
- Witam pani Aniu.
- Aniu- poprawiłam- witam.
- Drużyna zaraz przyjdzie. A w tym czasie zapraszam panią do swojego gabinetu.
Uśmiechnął się do Basi, która ze zrozumieniem wyszła. Prowadził mnie przez hale do szklanych drzwi. Otworzył je i pozwolił mi pierwszej wejść.
- To jest pani gabinet. Dziś zawodnicy zapoznają się z tobą po kolei.
- Oczywiście, sama jestem ich ciekawa. Mam nadzieję, że będzie nam się miło współpracować.
- Zostawię cię samą. Musisz się zapoznać z nowym miejscem. Jeżeli czegoś będziesz potrzebować, dzwoń na telefon do Baśki.
I poszedł zamykając cicho drzwi za sobą.

----------------------------------

Cześć wszystkim!
Wiem, że dawno nie dodawałam i przepraszam. Mam nadzieję, że długością rozdziału jakoś to zrekompensowałam :)
Co do treści, nudna. Ach i jeżeli chodzi o opis tego ośrodka to zmyślałam. Całe wnętrze zmyśliłam ;D 

Byłam w Spodku na meczu w piątek. Było wspaniale! Taka atmosfera! Szkoda, że nie rozdawali autografów... Ale najważniejsze, że wygrali. Z USA trudno sie gra, to widać. Ale ważne, że pokonaliśmy ich w dwóch meczach! Teraz Bułgaria czeka. Fajnie, że mecz będzie w otwartym Polsacie :D 

Pozdrawiam i zachęcam do czytania ;*