- Słucham?
- Dzień dobry. Z tej strony Konrad Stańczuk z policji. Dzwonię w sprawie wypadku pana Michała Makowskiego. Czy rozmawiam z panią Anną Tykacz?
Przez chwilę nie wiedziałam co do mnie mówi. Pomału słowa policjanta docierały do mnie. Wkońcu się odezwałam.
- Tak, to ja. A o co chodzi?
- Jest pani dziewczyną pana Michała, rozumiem.
- Tak.
- Chciałbym z panią porozmawiać. Czy godzina 17.00 pani odpowiada?
Zastanowiłam się przez chwilę. Nie pasowało.
- Przykro mi, ale o tej godzinie jestem w pracy. - Powiedzmy pracy.- Dopiero od godziny18.30.
- W takim razie czekam na panią w komisariacie.
Rozłączył się. Nie wytłumaczył po co mam przyjść. Nic. Pewnie muszę złożyć te zeznania. W końcu wstałam. Za pół godziny trzeba wyjść. Zajrzałam do szafy i po namyśle wyjęłam niebieską tunikę i białe legginsy. Poszłam jeszcze raz przemyłam twarz i ubrałam się. Założyłam stare adidasy , które nie wyglądały już pięknie, jak podczas zakupu. Obiecałam sobie, że kupie nowe. Zabrałam torebkę, telefon i włączyłam mp4. Wyszłam z domu o godzinie 10.27. Zamknęłam drzwi na klucz i skierowałam się w stronę przystanku autobusowego. Nagle w mojej kieszeni zaczęło wibrować. Wyjęłam słuchawkę z ucha i odebrałam.
- Słucham?
- Cześć Aniu.- To był mój trener.
- Dzień dobry. O co chodzi?
- Chciałem się zapytać, co z treningami? Nie chodzisz w ogóle.
- Przykro mi, ale na razie nie mam czasu. Mam tak zwane praktyki i nie mogę przychodzić na treningi.
- Mi też jest przykro. I to bardzo!- był szczery, jak nigdy.- Nie ukrywam, że sobotni mecz jest ważny i chciałbym żebyś pojechała. Jednak nie było cię dawno na treningach.
- Mówiłam już dlaczego.
Stałam już jakiś czas na przystanku i czekałam na autobus. Jeszcze kilka minut.
- Wiesz przecież, że na tobie polegam.
Nie byłam zdziwiona.
- Przecież jest jeszcze Majka. Ona też dobrze broni.- Powiedziałam to z optymizmem. Nie wiem czy zauważył sztuczny w tym dźwięk...
- Tak. Przyznaję ci rację. Ale... ale chciałbym, żebyś to ty wyszła do tego spotkania z Częstochową. Jednak, jeżeli nie przychodzisz na treningi, nie mogę cię wystawić na boisko.
- Rozumiem. Przepraszam, ale właśnie przyjechał mój autobus.
- Oczywiście.
I się rozłączyłam.
"Nikt, nikt kto przechodził przez ulicę, mijał mnie, trącił niechcący torbą, nikt... nikt nie wiedział co czuję. Jak się czuję. Ostatnie słowa trenera mnie poraziły. Chciałam jak najszybciej skończyć gadać. Nie mogłam tego słuchać. Wiedziałam, że ja będę grać. Że ja będę bronić, nie Majka. Ale teraz... Wszystko się poplątało. Z jednej strony dziękowałam losowi za spotkanie w Resovii. Z drugiej nienawidziłam tego spotkania. Gdybym odmówiła, teraz bym ćwiczyła na mecz w Częstochowie. A tak... Ale chciałam być psychologiem. Szczęście w nieszczęściu. Mam zrezygnować z treningów? Z siatkówki... nie, z siatkówki nie. Nigdy na to nie pozwolę!"
Wsiadłam do autobusu i czekałam na swój przystanek. W końcu wysiadłam i szłam jeszcze jakieś dwie minuty. Wreszcie doszłam. Na swoim posterunku stał pan Grzegorz Myśak. Prosił mnie żebym mówiła mu na ty, ale jakoś tak mi głupio...
- Dzień dobry- przywitałam się podchodząc.- Jak minęła noc?
- Cześć Aniu- uśmiechnął się promiennie - piękna noc była. A jak tam twój chłopak? Poprawiło się coś?
No tak, zapomniałam powiedzieć wam, ze on o wszystkim wie. Zresztą cały ośrodek...
- Cały czas tak samo. Ale wkrótce będzie lepiej.
O nic więcej nie pytał. Otworzył mi drzwi. Byłam wcześniej niż zawsze. Basia siedziała na swoim miejscu. Przywitałyśmy się.
- Jak tam twoja intuicja? Jaki dzień będzie?
Zaśmiałam się. Raz trafiłam jaki dzień będzie i co sie stanie. Wytłumaczyłam to intuicją, ale ona znów pyta.
- Intuicja podpowiada, że dzień będzie męczący- puściłam jej perskie oko.- Jakoś działa, haha.
I udałam się w stronę gabinetu Jacka. Szłam na koniec korytarza, myśląc o porannych rozmowach. Do tej pory byłam zbulwersowana pogawędką z trenerem. Wciąż w uszach szumiały mi jego słowa: " ...jeżeli nie przychodzisz na treningi, nie mogę cię wystawić na boisko." Przeszłam przez halę i zapukałam do drzwi gabinetu. Usłyszałam głośne 'proszę' i weszłam.
- O, cześć Ania!- zawołał szef gdy mnie zobaczył.
Ale moja mina chyba nie była zbyt uprzejma bo zniknął uśmiech z jego ust.
- Cześć.
- Co jest?
- Nie ważne. Takie tam sprawy...- w moich oczach ukazały się łzy.
- Mów. Pomogę ci- uśmiechnął się uspokajająco.
W końcu opowiedziałam mu o rozmowie z trenerem. O zawodach i wszystkim. Nie był zachwycony, ale też nie był zły. Wiedział, że bez sportu nie mogę żyć. Po mojej wypowiedzi, Jacek zabrał głos.
- Wiem, że to dla ciebie ważne. I wiem taż, że ważne są też dla ciebie te lekcje. Cieszę się, że młoda osoba kocha sport. To piękne- uśmiechnął się- piękne. Jestem w stanie zrobić dla ciebie dużo, tak jak ty dużo robisz dla nas. Mimo iż chodzisz tu dopiero trzy dni. Mówisz, że treningi masz o 17.00... Myślę, że mogłabyś wyjść, wychodzić, od dziś godzinę wcześniej... Raczej poradzimy sobie bez ciebie chwilę- puścił mi perskie oko.- A co tyczy się tech zawodów... Jedź. Czemu nie? W sobotę i tak mało roboty jest. Weźmiesz kilka teczek ze sobą i przyniesiesz na kolejne spotkanie. Czyli we wtorek.
Zatkało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Wreszcie wydusiłam tylko:
- Dziękuję...- po moich policzkach popłynęło kilka łez. Łez szczęścia.
Chciałam wyjść, ale nie mogłam. Byłam bardzo wdzięczna. W pewnym momencie po prostu rzuciłam mu sie na szyję i przytuliłam.
- Tak bardzo ci dziękuję!
- Nie ma za co. Zawsze mogę ci pomóc. A to... to były tylko małe zmiany planów.
Wyszłam i zaczęłam swoją pracę. Musiałam porozmawiać z zawodnikami w grupie. Co zajęło mi tylko godzinkę. Potem z każdym z osobna. To trwało dłużej. Niektórzy specjalnie długo gadali żeby nie wyjść z gabinetu. W takim razie zajęło mi to ponad dwie godziny. W pewnym momencie nie liczyłam już minut. Po tych konwersacjach, zrobiłam papierkową robotę i mogłam wyjść wcześniej. Czyli już o szesnastej.
Postanowiłam iść pieszo do domu. Mały spacerek. Wstąpiłam do biedronki. Zabrałam koszyk i zaczęłam zakupy. Wkładałam po kolei makaron, mleko, mąka, ryż, chleb, masło i wafle z czekoladą. W ostatniej chwili włożyłam jeszcze Jeżyki. Stanęłam w kolejce w kasie. Wyjęłam zakupy. Zastanawiałam się, czy wziąć gumy miętowe, w paczce. W końcu włożyłam zielone. Zapłaciłam i wyszłam ze sklepu.
- Muszę znaleźć jakąś robotę, kasa mi się kończy...- powiedziałam do siebie.
Przed domem stanęłam w kiosku i kupiłam kilka gazet. Weszłam na plac. Otworzyłam drzwi. Weszłam, ściągnęłam buty, mając w rękach reklamówki. W skarpetkach zaniosłam do kuchni prowiant i wróciłam się zamknąć drzwi, przekręciłam klucz. Nagle zadzwonił telefon. Podbiegłam szybko do stołu i wyjęłam aparat z torebki. Odebrałam, nieznany numer.
- Słucham?- powiedziałam pewnym głosem.
- To dobrze, że słuchasz.
Usłyszałam śmiech w słuchawce. A raczej śmiechy.
- Zbyszek? Skąd masz mój numer?!
- Ma się te znajomości...
Westchnęłam. Nie będę mieć spokoju.
- Uwaga! Jesteś na głośnomówiącym! - usłyszałam.
- Igła!- wrzasnęłam.
- Jestem tu- zaśmiał się- nie musisz wrzeszczeć, słyszę cię.
- Igła! - nie mogłam się wygadać.- Dałeś mu mój numer?!
Byłam oburzona, oni wręcz przeciwnie.
- W cale mu nie dałem!- bronił się.- Sam wziął. Mówił, że musi do ciebie zadzwonić... Ale nie chciałem mu dać...
- Więc jednak dałeś!
- Nie!
Westchnęłam ciężko.
- Dobra. Nie ważne. Ale to ciebie będę teraz nawiedzać.
Zibi się zaśmiał.
- Uważaj Krzysiu, bo Anka do twoich myśli się będzie wkradać. I snów.
- Biedny Igła- zawył ktoś.
- Kto tam jeszcze jest?
Zapytałam żeby zmienić temat.
- Zgaduj- powiedział oskarżony.
- A może niech się jeszcze raz odezwie? Bo jak mam zgadywać?
Po chwili usłyszałam męski, pełen smaku, że tak wyrażę się, głos.
- Może to Olieg?
Nie zgadłam Po kilku wymianach powiedzieli mi, że to Piter.
- Piotrek?! Piotrek Nowakowski?!
Nie mogłam w to uwierzyć. Cóż, cicha woda brzegi rwie...
Wymieniliśmy kilka uprzejmości aż w końcu zapytałam, po co dzwonią. Odpowiedzieli mi jakże pełną wypowiedzią, że się stęsknili. Igła koniecznie chce się ze mną zobaczyć. Podobno ma jakiś prezent.
Dziś środa. Byłam w domu. Wolne do 18.00. Zgodziłam się na spotkanie.
- Przyjdźcie do kawiarni Costa Caffe dziś o 16,00.
- Jasne.
Zakończyłam rozmowę i przebrałam się w ciuchy po domu. Czyli dres.Zaczęłam się szykować na spotkanie. A właściwie spotkania. Potem jeszcze jadę do szpitala. Czyli dzień pełen wrażeń.
"Ciekawe, co za niespodziankę ma dla mnie Igła..."
-----------------------------------
Cześć!
Dziś znów muszę przeprosić. Dawno nie dodawałam, ale nie miałam czasu. Zawsze mówię taką wymówkę. Za to też przepraszam :(
Ostatnio byłam na wycieczce w górach Świętokrzyskich. W moje urodziny, taka jednodniowa. Fantastycznie się bawiłam. Jak tylko będę mieć zdjęcia, to pokażę Wam :)
Niestety nie wiem kiedy następny rozdział dodam. Może we wtorek. Jak będę miała czas.
Jutro chyba jadę na wycieczkę rowerową do W. Kościelnych. Tam będę z Angelą, Agnieszką, Ewką i kimś jeszcze grać w siatkę :D
W środę jadę do takiej pani, która ma małe dziecko - Jasia. Uroczy jest! Już się cieszę na spotkanie. A w czwartek jadę do babci na tydzień. Później jest obóz. Więc nie mam pojęcia jak będzie z nowymi rozdziałami.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania! ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz