wtorek, 30 lipca 2013

XX

Punktualnie o szesnastej stawiłam się w umówionym miejscu. Miałam ze sobą torbę treningową. Otworzyłam szklane, dość duże drzwi i weszłam do środka. Natychmiast poczułam zapach parzonej kawy. Rozejrzałam się. Na samym końcu zobaczyłam dwóch siatkarzy. Dwóch? Miał być Igłą... Ale niech będzie. Najwyżej znów będę się gryzła ze Zbyszkiem. Podeszłam do nich szybko.
- Cześć piękna.- Powiedział od razu Zibi.
- Opanuj się- mruknął do niego Igła. A do mnie dodał- Cześć.
- No siema. Ja mam mało czasu bo zaraz trening. Więc szybko się czegoś napiję i spadam.
Zbyszek miał coś powiedzieć, ale Krzysiu go uprzedził.
- Napijesz się kawy? Zibi stawia- mrugnął do mnie.
Parsknęłam śmiechem.
- On nie musi mi kawy stawiać. Samym swoim okropnym widokiem podnosi mi ciśnienie- zlustrowałam go wzrokiem.- I co on tu robi do cholery?!
- No wiesz, ja przynajmniej nie gadam tyle co ty- odwdzięczył się.
- Ja dużo gadam? Ja? Człowieku, opanuj swój młot pneumatyczny. Bo już całkiem ci się plącze gadka!
Nic nie odpowiedział. A przynajmniej nie zdążył bo drugi rozmówca wtrącił się.
- Bardzo ładnie wyglądasz Aniu- uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam.
- Ładnie? Nie zdążyła chyba się przebrać w normalne ciuchy.
- Uspokój się!- wrzasnął Igła.
- Igła- zaczęłam, żeby zmienić temat - co tam masz dla mnie?
Uśmiechnął się porozumiewawczo. Drugi siatkarz nie był zadowolony.
- Aaa...- wyciągnął coś z kieszeni - proszę. Dla ciebie.
Zdziwiona podniosłam rzecz. Koperta. Zwykła koperta. Kazał mi otworzyć. W środku, jakże pragnęłam tego momentu, były dwa bilety. Wyciągnęłam je i spojrzałam z niedowierzaniem.
- Bilety na mecz Polska- Brazylia Ligii Światowej.- Powiedział dumnie libero.
Byłam w szoku. Bilety. Od siatkarzy. Tak zwyczajnie mi je dali. A raczej dał. Spoglądałam to na bilet, to na niego. W końcu stwierdziłam.
- Nie mogę tego przyjąć.
- Bierz jak dają!
W końcu po krótkim namawianiu mnie, wzięłam je. Niby z niechęcią, ale tak na prawde byłam w skowronkach. Igła dał mi bilety. Dwa... więc będę mogła jechać do Spodka z Gabi. Ależ ona się ucieszy! Uściskałam siatkarza.Wyszłam z kawiarni, wypijając wcześniej mały soczek pomarańczowy. Pożegnałam się i pognałam na trening.

Z perspektywy Zbyszka.
Wiedziałem, że nie będzie chciała tych biletów. Mówiłem Krzyśkowi. Ale on nie słuchał. Przecież ta cała Anka... śliczna Anka - trzeba przyznać- ma charakterek. Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem tam na parkingu... no cóż byłem zauroczony. Nie, nie wyglądem. Tym, że tak kocha swojego chłopaka. Płakała prawie cały czas. Myślała, że nie widzę, ale to nie prawda.Kurwa, zawsze chciałem żeby o mnie jakaś dziewczyna tak chciała zawalczyć. Pokonać wszystkie trudności, martwić się i myśleć o mnie zawsze. Niby mam dziewczynę, ale... ten związek długo nie potrwa. Stanąłem tam, bo w brew pozorom nie mogłem przejechać obok tej sceny obojętnie. Chciałem jej pomóc. I pomogłem.Cholera jasna, pomogłem! To zaszło dalej, ale tego sie nie spodziewałem! Po prostu musiałem wiedzieć jak się to skończyło. Co z jej chłopakiem? Dziś nie zapytałem. Nie chciałem pogarszać sytuacji. Chociaż... lubię jej dokuczać. Drugiej takiej okazji nie zmarnuję!
Kiedy wyszła z kawiarni, przyjaciel zaczął do mnie coś mówić. Ale szczerze nie słuchałem. Nawet nie miałem zamiaru udawać, że jest inaczej.
- ...i tak w ogóle, to super. Wiesz, Anka będzie na naszym pierwszym meczu!
Pokiwałem pokornie głową. Ale myśli moje błądziły daleko.
- Zastanawiam sie właśnie, czy lepsza by była z grila czy z patelni...- przerwał.- Zbyszek, jak uważasz, może Anka byłaby dobra do upieczenia?
Nie zareagowałem. Nic nie wiedziałem co mówi. Wlatywało jednym uchem, wylatywało drugim. Jego chytry uśmiech mówił sam za siebie.
- Tak, tak. Najlepiej upieczona.
- Człowieku, ogarnij się!- zachichotał libero.
- Mówilem ci, że ona nie będzie chciała tych biletów?!
- I przez caly mój monolog zastanawiałeś się jak mi to powiedzieć?! Zibi...
Jeszcze coś gadał ale ja już miałem dość. Wstałem od stolika i udałem się w kierunku kasy. Zapłaciłem za siebie. Podszedł Igła.
- Ei! A ja?
- Ty potrafisz sam za siebie płacić, chyba nie? Raczej biedny nie jesteś.
Jeszcze coś mruknął, a ja już wyszedłem.
- Bartman!- ryknął.- Czy ty mnie słuchasz?

Z perspektywy Anki.
Kiedy weszłam do hali na trening, mój trener zdziwił się szczerze i zlustrował mnie wzrokiem.
- Co tu robisz?- Zapytał bez żadnego powitania.
- Trenuję rzecz jasna.
- Więc jednak znalazłaś czas?
Przytaknęłam i nic więcej nie pytana poszłam do szatni. Dziewczyny już tam wszystkie były. Zdziwione i szczęśliwe. No, prawie wszystkie. Agata i jej "wierne psy" podeszły szybko.
- Widzę, że sobie przypomniałaś o nas!- zaczepiła mnie Aga.- Pochwal się jak tam twój romeo! Z tego co wiem jest chory, biedaczek.
- Chyba nie musisz się o niego martwić. Jest pod dobrą opieką.
- Wiesz, lepiej zacznij go pilnować, bo ci ucieknie.
Zaśmiała sie głupio i wyszła z szatni. Dziewczyny tylko spojrzały na mnie. Też były złe na Age.
Trening poszedł dosyć gładko. Zważywszy na to, że nie ćwiczyłam kilka dni, mogło być gorzej. Ale na szczęście nic mnie nie bolało. Znów stanęłam na mojej ulubionej pozycji i czekałam na mocne ataki i zagrywki. O dziwo, trener nie doczepił się o niedokładność. Ale chyba nie miał do czego, jak mi powiedziała potem przyjaciółka.
W domu byłam około godziny 19.00. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i wyszłam znów z domu. Tata już był, ale nic nie powiedział. Nic nie pytał. Gadał przez telefon. Pewnie z Weroniką. Cóż, zakochani!
Na komisariacie nie byłam długo. Jakąś godzinę. Pytali o wszystko. O mój związek z Miśkiem i tak dalej. Wnikali w nasze prywatne sprawy. Krępowało mnie to. Ale dzielnie wytrwałam. W końcu doszli do tego feralnego dnia. Na sama myśl o nim wzdrygnęłam się. Pominęłam fakt o spotkaniu siatkarza. Szczerze nie miałam ochoty mówić akurat o Bartmanie. Nie dziś! Zalazł mi za skórę, tego mu nie podaruję! W życiu!

***

Weszłam do domu umordowana. Przywitałam się ponownie z ojcem. Ale on mnie nawet chyba nie zauważył. Znów tkwił przy telefonie. Jestem ciekawa, czy on przez całą moją nieobecność tylko gada z tą babą?! A potem mówi, że to ja tyle dzwonie i majątek za telefon płaci...
Znów przebrałam się. Ale tym razem tylko na wygodniejsze spodnie. Miałam iść teraz do szpitala. 
- Boże! Całkiem zapomniałam o tych biletach! 
Wyciągnęłam je z torebki i położyłam z nabożną czcią na stoliku nocnym obok łóżka. Nagle dostałam sms. Zabrałam telefon i sprawdziłam wyświetlacz.
Trener: Dobrze, że dziś przyszłaś. Twoje przyjęcie i obrony są ok. Jeżeli dalej będziesz olewać treningi, zapomnij o turnieju! A on w piątek. Stawisz się- pojedziesz, nie- to nie. 
PS. Nie zapomnij o dobrej grze. To wszystko zależy od Ciebie, czy staniesz na boisku, czy nie. :)
- Tylko ok?? 
Mogłabym przysiąc, że ten uśmieszek na końcu miał wyjść tak... chytrze. Bo tak wygląda. Ough! Potwór a nie trener!
Zakładałam Adidasy, kiedy zadzwonił telefon. "Jezu! Uparli się dzisiaj wszyscy! Umówili jak jeden mąż!"
- Halo?
- Dobry wieczór. Z tej strony pielęgniarka szpitala...
- Coś się stało?- natychmiast poczułam dziwny niepokój.
- Proszono mnie aby panią zawiadomić iż pan Michał Makowski obudził się z śpiączki. 
Aż podskoczyła. Wreszcie! Jezu, wreszcie się obudził!
Pognałam szybko do szpitala. Nie miałam czasu czekać na autobus, czy taksówkę. Zaczęłam biec. Biegłam prawie całą drogę. Dobrze, że mam kondycję. Kiedy byłam na miejscu, zdyszana i spocona pognałam jeszcze po schodach do pokoju Michała. Weszłam i... zatkało mnie. Michał siedział na łóżku, przypięty do aparatury, Gabrysia stała z gorzką miną, co mnie przeraziło. Rodzice chłopaka byli zadowoleni. Ale to nie mina Gabi była najgorsza. Najgorsze było to, że na skraju łóżka siedziała nie kto inny jak Agata.
- Co TY tu robisz?- powiedziałam, podkreślając jej osobę.
- Och, Ania!- zawołała słodko. Miałam ochotę jej przyłożyć prawym sierpowym. Żeby na jej twarzy został duży ślad! 
Zacisnęłam pięści. Podeszła do mnie Gabrysia. Położyła ręke na moim ramieniu. Nie zważając na to, podeszłam do łóżka Michała. Dlaczego się jeszcze do mnie nie odezwał?
- Z drogi ruda- powiedziałam do Agi.
Odsunęła się niechętnie. Ale z jakim uśmiechem! Na widok zdezorientowanej miny mojego chłopaka, zostałam zbita z pantałyku. 
- Cześć kochanie- powiedziałam słodko.
Nachyliłam się nad nim chcąc go pocałować. Ale on odsunął się o dem nie. Spojrzałam w jego błękitne oczy. Coś było nie tak...
- Michał, co się dzieje?
- Nie rozumiem...- powiedział swoim pięknym barytonem.- Kim pani jest?

***

Siedziałam w swoim pokoju. Położyłam się na podłodze i leżałam wstrząśnięta, tym co się dowiedziałam.
- Pan Michał- zaczął lekarz- ma zaniki pamięci. To ma związek z uderzeniem głową o coś ostrego. Jego wypadek mówi sam za siebie. Chciałbym powiedzieć pani ile to potrwa. Ale nie wiadomo, czy kiedykolwiek przypomni sobie wszystkie wiadomości z ostatnich czterech lat. [...] Najprostszym sposobem na amnezję jest przypominanie mu po kolei co się w danym czasie działo. W wielu przypadkach jest to punkt zwrotny...
Te słowa tkwią mi cały czas w pamięci. A w uszach słyszę tylko: amnezja, Michał, Agata, wypadek, amnezja... 
W końcu obróciłam się  na brzuch i zaniosłam płaczem. Gabrysia siedziała ze mną godzinę. Mówiła, że wszystko będzie dobrze. Chciała zostać, ale powiedziałam, ze sobie poradzę. Kłamałam. Musiałam mieć kogoś przy sobie. Komuś wyżalić. W końcu napisałam sms do Krzyśka. Pisałam i modliłam jednocześnie, żeby jeszcze nie spał. 
" Cześć Igła. Możemy się spotkać?"
Po kilku minutach dostałam odpowiedź.
" W sumie moja żona może poczekać na upojną noc... "
Parsknęłam śmiechem.
"Jak przeszkadzam to powiedz, a nie udawaj"
" Spokojnie! Przyjedź do mnie {adres}"
Była w pół do ósmej. Zebrałam się i udałam we właściwą stronę. 
Na miejscu byłam około ósmej. Stanęłam przed furtką i zadzwoniłam domofonem. Odezwał się piszczący, młody głosik:
- Kto tam?
Po chwili usłyszałam głos pani domu, która wygoniła dziecko, zapewne małego Igłe. Przedstawiłam się i wpuściła mnie do środka. Od razu podszedł do nas Krzysztof. 
-Witaj Aniu! Poznaj moją żonę Iwonę. Mój największy skarb pod słońcem.
- Oj, nie pleć- powiedziała rumieniąc się.- Choć Aniu, mogę tak mówić? Po imieniu?- skinęłam głową.- Właśnie zrobiłam kolację. Przecież te dwa głodomory zjadają więcej niż stado słoni!
Zaśmiałyśmy się. A Igła udawał obrażonego. Nagle podbiegł do nas mały Ignaczak.
- Tatusiu, kim ta pani jest?- zapytał uroczo marszcząc brwi.
- Aniu, to jest mój synek. Sebastian.
 Powiedział to z taka dumą, że aż poczułam zazdrość, ale sama nie wiem o co.    
- Miło mi was poznać. To takie... wspaniałe! Ale jest późno, pewnie przeszkadzam...
- Zjesz z nami- odparł Igłą stanowczo.
Nie byłam głodna, ale nie chciałam też robić przykrości pani domu. Usiadłam do stołu, który był już zastawiony. Obok mnie Sebastian, a Igła i Iwona na przeciwko nas.
- A zostaniesz- zabrał głos mały- u nas?
-Nie. Będę musiała wracać do domu- uśmiechnęłam się przepraszająco w jego stronę.
- Szkoda... Weź zapiekankę!- powiedział.- Mamusia robi najlepsze na świecie... Prawda toto?
Skinął głową na zgodę z synem.
- Dwa czarki - westchnęła kobieta.
Zjedliśmy posiłek.
- Było pyszne! Pomogę pani sprzątnąć...
- Nie trzeba. Jesteś gościem. Przyszłaś do Krzyśka. Mów mi na TY. Przyzwyczaiłam się już, że pewne osoby wpadają do nas. Do niego- skinęła głową na męża- takie prywatne porady.
- Dobra, dobra!- Przerwał- choć An. Pogadamy na tarasie.
Wyszłam z nim tylnym wyjściem na ogród. Piękny, duży i pachniało kwiatami. Na tarasie była mała huśtawka, na której usiedliśmy.
- Więc mów, o co chodzi?
Igła przyjął pozycję jak ksiądz w konfesjonale. Zaśmiałam się. Widząc, że trochę poprawił mi nastrój, też sie zaśmiał. W końcu wyprostował i skinął głową. Czyli był przygotowany na moje zwierzenia.


----------------------------------------

Witam wszystkich ;*
Rozdział. Nowy. Nowa stara postać. 
Pomyślałam, że ciekawie będzie jak napiszę trochę, co myśli Zbyszek. Dobrze zrobiłam?
Mam nadzieję, że nie zanudziłam. Starałam się aby było długo i zwięźle. 
To już chyba ostatni rozdział. Jak na razie nowy będzie dopiero za ponad tydzień.
Ale raczej się nie martwicie. Nie ma komentarzy, nie ma motywacji :( 
Co mi z wyświetleń, jak nie ma opinii? Jakoś przeżyję, ale nie wiem ,czy długo.

Dziś się będę pakować. Jutro jadę do pani Anety i małego Jasia <3 Słoodziak! A zaraz od niej jadę do babci. Będę tam do następnej niedzieli. Prawdopodobnie. Przyjeżdżam i załatwiam sobie książki. Dziś już będę dzwonić do koleżanki ze starszej klasy o nie :D

Mam chrypkę. Masakra, gorąco a ja chora! Co za ironia losu XD 
Właśnie, gorąco! Wczoraj i w niedzielę było masakrycznie. Udusić się można było :/ Dobrze, że juz dziś się ochłodziło.

Dobra, nie będe sie rozpisywać. I tak nie czytacie, więc poco? 
Zapraszam do czytania ( swoją drogą, mam nadzieję, że przyjemnego ) :)

5 komentarzy:

  1. Rozdział świetny .Wczoraj trafiłąm na twoje opowiadanie .I szybko wszytko przeczytałam :D I nadrobiłam wszystko :D Cale opowiadanie jest bardzo fajne :D Nawet bardzo .Ciekawiło mnie początkowo jak Bartman pojawi się w życiu Ani .I wszystko się wyjaśniło .Coś mi się wydaje że ta Agata wkręciła jakieś kłamstwo chłopakowi Ani .I teraz ona zajmie miejsce w jego serce .
    Ale może Zibi wykorzysta sytuacje ??
    Nie wiem zobaczymy .Czekam na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo wszystko będzie jasne :)
      Dobrze, że Cię zainteresował mój blog :D

      Usuń
  2. Rozdział świetny, a Twojego bloga zaczęłam czytać dziś i nie mogę się oderwać. Po prostu jak narkotyk! :D W sumie moim faworytem do serca Ani jest zdecydowanie Zibi. ;>
    Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, mam nadzieję, że za szczery komentarz :)

      Usuń
  3. Zapraszam na moje dwa blogi: http://senna-rzeczywistosc.blogspot.com/ oraz: http://w-pulapce-uczuc.blogspot.com :) proszę o szczere opinie ;)

    OdpowiedzUsuń