sobota, 31 maja 2014

LXVIII



Nawet nie wiem kiedy, stanęliśmy na parkingu w Spale. Zbyszek wyciągnął walizki z bagażnika i razem weszliśmy do ośrodka.
- Dzień dobry!- przywitała się recepcjonistka, pani Zosia.
- Dzień dobry! – uśmiechnęliśmy się. Wzięłam klucz do pokoju.
Gdy weszliśmy z bagażami na drugie piętro do naszych pokoi, sapaliśmy jak konie. Znaczy ja, bo Zibi prawie w ogóle się nie zmęczył… ale co się dziwić.
Podeszliśmy do odpowiednich drzwi, otworzyłam je. Dokładnie ten sam pokój, który mieliśmy przed wyjazdem na LŚ. Wkroczyłam i zajęłam swoje łóżko. Zibi odłożył nasze walizki i położył się na swoim. Byliśmy zmęczeni po podróży.
- Kurde, pierwsi- zdziwił się Igła, który dopiero teraz przyjechał i wszedł do naszego pokoju. Zajął ostatnie łóżko.
- Takie miłe powitanie…- stwierdziłam.
- No, wiesz. Krzysiu to się potrafi zachować.- Zbyszek nie owijał w bawełnę.
Igła podszedł szybko do mnie i mocno przytulił, potem przybił piątkę z Zibim.
- Jak widać nierozłączni- zachichotał.- Jak tam Anno wizyta u teściów?
Zdziwiona aż otworzyłam usta.
- Po pierwsze skąd wiesz? A po drugie to nie moi teściowie…
- … jeszcze- dokończył z chytrym uśmieszkiem. – Nie jest trudno wywnioskować. No bo jesteście pierwsi. Oznacza to, że jak najszybciej chcieliście uciec. A z Rzeszowa to raczej byście nie śmiali?...
- Dlaczego? Oświecisz nas?- zapytał mój chłopak.
- Bo ja tam mieszkam!
- Tak… rzeczywiście przekonujące- zakpił.
- No i w ogóle macie dziwne miny. Takie, jak ja zawsze mam po odwiedzeniu rodziców Iwonki… - skrzywił się.
- Aż tak są fantastyczni?
- Tak i to bardzo- na tym zdaniu zakończyliśmy temat.
- Gotowi na bój?!- krzyknął nowy gość.
- Michał!- Winiarski na nasz widok się rozpromienił.
- A już myślałem, że jestem pierwszy…- uśmiechnął się i podszedł mnie przytulić.- A co wy tacy dziwni?- spojrzał na nas.- Byliście u rodziców ZB9?
Zrobiłam wielkie oczy, mój chłopak tylko westchnął.
- Skąd niby takie przypuszczenia?- dopytywałam, gdy Michał podszedł do Bartmana i Krzyśka się przywitać
- Wiesz, to się widzi… Igła! A gdzie żel?
Libero się skrzywił.
- A nie widać?!- poprawił zdecydowanym i delikatnym ruchem włosy.
- A przeglądałeś się w lustrze dziś rano?- spytał Zibi.
Libero spojrzał tylko na nas z byka i poszedł do łazienki.
- No, jak nie ma, jak jest! Ślepi jesteście…
- Koniec z fryzurą na Zaytseva?- spytał Kubiak, który właśnie przybył do ośrodka.
- Dzikuu!- ucieszyliśmy się.
Przywitaliśmy i pożartowaliśmy. Za jakąś godzinę wpadł do naszego pokoju Ziomek, Bartek, Paweł i Kosok z Pitem, którzy razem przyjechali z Rzeszowa. A na końcu Kuba Jarosz z Zatorskim i kilkoma innymi zawodnikami.
- Zaraz kolacja- wpadł ogłosić Kurek.
- Ok., zaraz zejdziemy- odpowiedziałam. Igła siedział w łazience, z pewnością udoskonalał swoja zacną fryzurę. Zbyszek się przebierał.
- Kubiak chyba na serio już z nami w pokoju nie będzie- odezwał się.
- No wiesz, trochę go wystraszyliśmy- stwierdziłam, zamykając laptopa. Bo już zdążyłam napisać sprawozdanie z przyjazdu i stanu zdrowia niektórych zawodników.
- I jak teraz?- Krzysiu wyszedł ze swojego królestwa które się zwie „łazienka”.
- Jeszcze gorzej niż było- wymruczał Bartman.
- Przestań…- trzepnęłam go w ramię a on się zaśmiał.- Jest ok. Ubierz koszulkę i idziemy na stołówkę.
I jak powiedziałam, tak zrobił. Pięć minut później szliśmy po schodach na parter. Skręciliśmy w prawo i weszliśmy przez dobrze znane nam drzwi na stołówkę. My trzej z pokoju dosiedliśmy się do Kubiaka, Ziomka i Możdżona, który akurat przybył na kolację.
- Ten to ma wyczucie czasu- żachnął się Igła.
- Tez cie miło widzieć, Krzysiu… Ania!
Przywitałam się z nim wielkim uściskiem. Zginęłam w jego ramionach na kilka chwil. No cóż… przy moim niecałym 170cm wzrostu, on jest… wielki. Ogromny!
- O! Widzę Igła, że poprawiłeś swój fryz…- zachichotał Łukasz.
- Teraz serio wyglądasz na Zaytseva…- stwierdził Dzik.
- Nie… moja jest lepsza niż ma Ivan… moja jest idealna… Widzieliście go, gdy atakuje? Zauważyłem, ze używa odżywki i specjalnego … no nie wiem jak to się nazywa. Ale w każdym bądź razie odkryłem jego tajemnicę.
- Podziel się- zachęciłam.
- Tajemnica to tajemnica! A tobie to raczej to nie potrzebne. No, chyba, że chcesz obciąż włosy na…
- W życiu!- zaprzeczył Zbyszek za mnie. – Jakby mogła? Te piękne, czarne włosy…- ucałował mnie w czoło i dotknął pieszczotliwie włosów.
- A więc nie chcesz, to nie… ale rozgryzłem go- ciągnął Igła.- Dlatego też moja jest o wiele lepsza.
- Nie śmiałabym zaprzeczyć- przyznałam.
- Bo byś oberwała przy pierwszej dobrej okazji- zaśmiał się Marcin.
Nagle naszą konwersację przerwał śpiew. Dobrze znałam ten głos.
- Winiar! Głośniej!
I Michał się rozszalał. Przez całą kolację słuchaliśmy, jak śpiewa. Pod koniec przyszli nas dwaj trenerzy i sztab szkoleniowy. Wstaliśmy i zaczęliśmy bić brawa.
- Witajcie!- uśmiechnął się Andrea i mówił po angielsku. – Mam nadzieję, że odpoczęliście przez te kilka dni i znów będziemy mogli wziąć się do ciężkiej pracy!
Chciałam zwrócić Krzyśkowi uwagę na jeden szczegół, ale kiedy się obejrzałam jago nie było! Latał już po całej stołówce z kamerą. Sama nie wiem, skąd ją wziął bo przyszedł bez niej…
- Czy mistrz, jest na siłach dalej dawać nauki uczniowi, który jest posłuszny?- spytał Libero podchodząc z kamerą do trenera i filmując jego twarz.
- Brzmi, jak z gwiezdnych wojen- stwierdził krzywiąc się Bartman.
Zaśmialiśmy się i wróciliśmy do jedzenia kolacji.
- W sumie to się cieszę, że znowu was widzę…- stwierdziłam po posiłku, gdy szliśmy po schodach na górę.
- A kiedykolwiek się nie cieszyłaś?!- zapytał zdziwiony Kubiak.
- Za tobą? Zawsze!- i pocałowałam go w policzek.
- Uważaj, bo Zbyszek będzie zazdrosny…- szepnął.
- A tam! Trochę nerwów mu nie zaszkodzi…
- No tak, tylko, że to ja oberwę a nie ty!- zrobił minę typu: „Tak nie może być. Nie zgadzam się!”
Zibi szedł za nami i bacznie obserwował. W końcu położyłam się na swoim własnym łóżku. Igła wparował z kamerą.
- Kurwa, znowu ty!- zaklął Zbyszek.
- Nie zapominaj, że ja tutaj też mieszkam!- pogroził Libero.
-  Znów z kamera latasz?- westchnęłam cicho.- Dopiero co przyjechałeś!
- Trzeba zapoznać nowe – stare twarze- mrugnął do mnie.- Bo tutaj w tym pokoju jest nasza stara, ale i nowa twarz…. A nawet dwie stare!
- Yyyy… mówisz o sobie i Zibim, nie?
- Nie! Ja? Ja stary?!- oburzył się.- Mówię o was!... Nasza para zakochańców… Pani psycholog Anna Tykacz…- zrobił zbliżenie na moją twarz, no czułam to po prostu! – I nasz najlepszy atakujący LŚ Zbignieeew Baaaartmaaaann!- wydarł się jak sędzia ringowy…
- A siebie już przedstawiłeś?
Zachichotałam.
- Nie, ale lecę! Najpierw goście, na końcu operator kamery…
Przebiegł przez otwarte drzwi i o mało się nie przewrócił o próg.
- Nie zabij się!- krzyknęłam.
- Spokojna głowa… Igła nie zginie w stogu siana…- uspokoił mnie Zbyszek z głupia miną. Zamknął za Libero drzwi i położył się na swoim łożu.
Godzinę później, chłopaki i my- sztab szkoleniowy i medyczny – mieliśmy spotkanie z trenerami. Zebranie na hali. Siedliśmy na ławkach przygotowanych przez Ola. Andrea miał dużą, białą  tablicę na której rysował i mazał różne rzeczy taktyczne.
- Jak myślisz, czy Paweł zorientuje się, to co ma się zorientować?- Krzyśka szepnął mi do ucha.
Siedział po mojej prawej stronie, po lewej Zibi i Kubiak. Przed nami ci trochę starsi zawodnicy, a za nami młodsi. Co prawda Krzysiek powinien siedzieć z przodu, ale jak on to powiedział:
- Nie jestem jeszcze taki stary! Dobrze widzę i chodzę!
A więc siadł obok mnie. Bo podobnież ja jedyna się go nie czepiam, choć nie raz mi wypominał, że jest inaczej. Ale jego czasem trudno zrozumieć…
- Myślę, że on się zorientuję jak będzie za późno na zorientowanie się…- rzekłam.
- A, to może mu powiedzieć?- zlitował się Zbyszek.
- Nie! To jest niespodzianka…
- Skąd taki pomysł Krzysiu, hę?
- Od syna podłapałem… to nawet fajna zabawa…- zachichotał.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową i spojrzałam na plecy Gumy. Przez chwilę zastanawiałam się, czy mu nie powiedzieć. Ale wtedy Igła byłby na mnie okropnie obrażony… więc postanowiłam milczeć.
Andrea mówił o treningach i mojej, jako psychologa pracy. Potem napisał plan dnia. Śniadanie mieliśmy o ósmej, o dziesiątej trzydzieści trening na siłowni. Potem drugie śniadanie, obiad o piętnastej. Kolejny trening o siedemnastej na hali- ćwiczenie zagrywki, przyjęcia, ataku… i kolacja o osiemnastej czterdzieści pięć. A wieczorem co drugi dzień bieganie przez godzinę na dworze. Mamy mało czasu i musimy się sprężać, bo nie tylko my tutaj będziemy trenować do igrzysk. Inni sportowcy z naszego kraju również tutaj przyjadą. Jutro.
Jesteśmy w grupie A i mamy następujących rywali: Bułgarię, Argentynę, Włochów, Australię i Wielką Brytanię. To silna grupa i trzeba z niej wyjść. Taki jak na początek mamy plan. I tego się musimy trzymać. Media i kibice mogą sobie marzyć o medalu. Ale my musimy patrzeć realnie. Każdy z nas, który tutaj siedzi dobrze wie, jak bardzo jest trudno. Za trzy tygodnie, 29 lipca zaczynamy mecz z Włochami. A kilka dni wcześniej musimy być w Londynie. To niezwykle napięty grafik!
Gdy wyszliśmy ze spotkania, wszyscy nagle zaczęli rozmawiać. Ale nie o siatkówce. Nie o tym, co się miało stać. Znaczy o przyszłości, ale niedalekiej. Paweł szedł z nami powoli w stronę schodów na piętro. Nawet przy nim byłam taka mała…
- Guma, może się połóż…- zasugerował Piter niezwykle subtelnie.
Rudzielec tylko zrobił zdziwiona minę.
- No wiesz, twoje kolana jeszcze nam się przydadzą…- tym razem powiedział to Bartek.
Szliśmy całą paczką. Igła już miał włączoną kamerę i nagrywał akcję.
- Skoro tak cie bolą, to może od razu się połóż… no bo wiesz…
- No właśnie nie wiem!- powiedział rozgrywający.- Nie wiem, o czym wy wszyscy mówicie? Jakie kolana? Jaki zmęczony?
- Może to ten wiek tak już działa?- Krzysiu powiedział to wprost do kamery śmiejąc się.
Wiedziałam, co się święci. Ale nie wiedziałam, jak zareagować. Biedny Paweł…
- Może już dość? Powiedzcie mu…- przerwałam te pojedyncze wytyki.
- To dopiero początek- szepnął mi śmiejący się Zbyszek.
Weszliśmy po schodach i najzwyczajniej w życiu rozeszliśmy się do pokoi. Położyłam się na łóżku. I obserwowałam Krzyśka, który jak dziecko wykonywał swój chytry plan.
- Dajcie spokój…
- Oj, to ty daj spokój Anka… czasem trzeba się pośmiać
Już się nie odzywałam. Po prostu wyjęłam laptopa i najzwyczajniej w świecie zaczęłam pisać kolejne sprawozdanie. Tym razem z obłędu tych ludzi.
- Tylko nie wypisuj bzdur!- pogroził palcem Igła i usiadł na swoim łóżku. Czekał na coś.
- Bzdury?! Przecież ja samą prawdę pisze… To, że jesteście stuknięci, nienormalni i niespełna rozumu, już kiedyś wspomniałam w swojej pracy…
Zbyszek siadł obok mnie i coś pisał na telefonie. Nagle drzwi się otworzyły. Paweł wkroczył jak zły pies.
- Igła! Co to miało znaczyć?!- krzyknął.
- A o co chodzi?- spytał udając zdziwienie wywołany.
- Nie udawaj… dobrze wiem, że to ty! Jeszcze cie dorwę…
I wyszedł.
- Ta groźba zbyt groźnie zabrzmiała- stwierdził patrząc w ślad za Gumą Zbyszek.
No tak. Tez bym się wkurzyła… Bo niecodziennie na plecach, do koszuli ktoś przykleja ci kartkę z napisem: „od rana bolą mnie kolana…”. I nie jest to najgorsze. Bo najgorsze jest to, że każdy to widział. No i każdy to czytał… Pani Zosia, nasz strażnik, siatkarze, trenerzy… i ludzie z poza budynku.
- Nie wierzę, że to zrobiłeś- zachichotałam.
- Przez całe te kilka dni zastanawiał się, czym tu urozmaicić nasz pobyt…- zachichotał Kubiak, który wszedł z Zagumnym i usiadł na wolnym łóżku Zibiego.
No tak, jak dzieci! I tak do 21.00 siedzieliśmy i gadaliśmy o wszystkim i o niczym. W końcu położyliśmy się spać.

***

Rano wstałam niezwykle zadowolona. Znów jestem w Spale, znów się tutaj budzę… jestem z siatkarzami, do których tak bardzo się przyzwyczaiłam… Siatkarze stali się dla mnie prawdziwą rodziną.
- Wstawaj śpiochu!- szturchnęłam Krzyśka, bo jeszcze wtulał głowę do poduszki i drzemał. Zibi był w łazience, a ja przygotowałam sobie ubranie.- Krzyś…- szepnęłam mu do ucha.
- Kochanie, jeszcze chwilkę… pięć minutek…- wymruczał do poduszki.
Wyglądał tak słodko! Jego włosy się trochę rozkopały, lekki uśmiech i poduszka w tle… mistrzostwo. Nie czekałam ani chwili, tylko wyciągnęłam swój aparat ( który zabrałam jakimś cudem nie zapomniałam), włączyłam go i zrobiłam zdjęcie. Najpierw z bliska, żeby uwiecznić ta chwilę. Potem z daleka. Odłożyłam aparat na miejsce. Wtedy wyszedł Bartman z łazienki.
- Igła…- próbowałam mu wyrwać spod głowy poduszkę, ale ten skubany trzymał ją kurczowo i nie chciał puścić…
- Nie obudzisz go- stwierdził Zbyszek. I wyszedł na korytarz. Po chwili wrócił z … czerwoną trąbką w rekach!
- Skąd ją masz?!- zdziwiłam się.
- Paweł z chęcią mi ja pożyczył.
- A skąd on ją ma?
- Tego nie wiem.
Zaśmialiśmy się. Odeszłam kawałek i patrzyłam na tę scenę. Nagle w pokoju rozległ się wielki hałas. Zibi zatrąbił czerwoną trąbką!
Śpiący tak się przestraszył, że nie wiedział o co chodzi. Zerwał się tak nagle, że po prostu spadł na podłogę razem z kołdrą, która wplątała mu się w nogi. A ja i Zibi śmialiśmy się z tego na maksa.
- Co jest, kurwa?!- wrzasnął Igła.
- Po…p.. pobudka śpiochu!- krzyknęłam ze śmeichem.
- Ha ha ha- wymruczał i wstał pocierając bolący pośladek.
- Jeden zero dla mnie- uśmiechnęłam się.
Krzysiek patrzył na nas tępo, chyba jeszcze nie dowierzał co się stało. Stał w czarnych bokserkach, u nóg rozciągała się biała kołdra, włosy rozrzucone na wszystkie strony.
- Wyglądasz dużo lepiej niż wczoraj- zaśmiałam się.
Posłał mi rażące, z byka spojrzenie i natychmiast dotknął włosów.
- Aaaaa!- wrzasnął, a jego mina była bezcenna. Szkoda, że nie ma aparatu w ręce… i nagle usłyszałam pstryk! Zbyszek zrobił fotkę. – Skasujesz to- wskazał na mojego chłopaka palcem.
- Nie… bardzo ładnie wyszło- stwierdziłam przypatrując się zdjęciu. – Oryginalne…
I przybiłam zadowolona ze Zbyszkiem piętkę.
- Skasujesz! Moje włosy nie nadają się do zdjęć!- oburzył się.
- Co tu tak głośno?- spytał wchodząc do pokoju Bartek Kurek.
- No lukaj na to- zachichotałam pokazując aparat.
Gość zaczął się śmiać w niebo głosy.
- Boże, nie mogę- chichotał.- Igła, weź skończ z siatkówką a zacznij prace modela!
Ryknęliśmy śmiechem. Krzysiek posłał nam spojrzenie typu: „ zabiję”. I poszedł do łazienki.
- Pilnuj, żeby ci sprzętu nie wziął… - przypomniał Bartosz i poszedł.
Odłożyłam aparat na swój stolik przy łóżku. Po pięciu minutach Libero wyszedł z łazienki i stanął przede mną. Ubrał się i ogarnął włosy. Znalazł się tam nawet już jego żel! Na pewno, gdyby miał liczony czas, byłby najszybciej nakładającym żel na włosy człowiekiem…
- Powiedziałaś jeden zero dla ciebie?- upewnił się.
Kiwnęłam głową.
- Jeszcze zobaczymy- prychnął i wyszedł. Z pewnością do Ziomka poskarżyć się z jakimi niedobrymi ludźmi dzieli pokój…
- Oho, wkurzyłaś go- objął mnie w pasie Zibi.
- Takie życie jedynej kobiety w stadzie samców – powiedziałam nadzwyczaj poważnie, co go rozbawiło. – Idę się przebrać- cmoknęłam go w policzek, ominęłam i zamknęłam w łazience.
Kilka minut później byłam gotowa by zejść na śniadanie. Więc razem zeszliśmy na stołówkę. Już prawie wszyscy byli. Tylko brakowało Winiara przy naszym stoliku. Ogólnie zmienili stoły. Są zwiększ i więcej ludzi przy jednym siedzi. Już teraz przybyli nasi pływacy i jedli posiłek. Usiadłam na swoim miejscu. Do naszej gromadki: Igła, Ziomek, Winiar( który zaraz za nami przybył), Kubiak Zibi i ja, dołączyli wszyscy. Jeden wielki, okrągły stół.
- Słyszałem, że ciekawy poranek wam się zaczął- poruszył dziwnie brwiami Dziku.
- I to jak!- zaśmialiśmy się.
- Jak tam twoje kolana, Paweł?- zaciekawił się Łukasz.
- Są w jak najlepszym stanie- mruknął.
- Musisz im pokazać Anka te zdjęcia!- nie wytrzymał Bartek.
- Nie!
Reakcja Igły była natychmiastowa. I w tym momencie nasi trenerzy weszli na stołówkę przyłączając się do nas.
- Gotowi na trening?- spytał Andrea z uśmiechem.
- Jak nigdy- marudził Kubiak.
- Kawa ci potrzebna!- stwierdził Możdżon.- Może Ania byłby tak dobra…
- Śnicie!- przerwałam, żeby za daleko nie zaszedł ze swoją wypowiedzią.- Teraz to wy chodzicie mi po kawę- uśmiechnęłam się.
Byli zawiedzeni. Ale dobrze wiedzieli, o co mi chodzi. Była kiedyś między nami umowa. Po wygranej to oni przynoszą kawy! I wszyscy musimy się jej trzymać!





---------------------------------------------------------

Hej.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Miałam dodać wczoraj, ale byłam na zakupach, a potem okropnie mnie bolała głowa :c
Mam nadzieję, że się nie gniewacie i jakoś tym rozdziałem odwdzięczyłam się za czekanie (o ile ktoś czeka). 

Polska- Brazylia (3:0) Ha! Piękny mecz, jeszcze lepszy niż przedwczoraj. Bo mimo przegranej walczyliśmy jak lwy! Jestem dumna z naszych siatkarzy <3

Jak wspominałam, wczoraj byłam na zakupach. Kupiłam sobie niebieską sukienkę na komers i książkę "Larista". Polecam ją! Wczoraj wieczorem zaczęłam czytać i skończyłam w nocy. Nie spałam przez to do 3.30 nad ranem. Nawet nie zauważyłam, że już się jasno robiło XD

No, nie zanudzam już. Dziękuję za komentarze i wyświetlenia! Pozdrawiam  ;*

piątek, 23 maja 2014

LXVII



Rano obudziło nas skrobanie w drzwi. Bobek chciał się z nami przywitać. Kiedy zobaczyłam Zbyszka, leżącego obok, patrzącego na mnie…
- Cześć skarbie- powiedział dając mi całusa w usta.- Jak się spało?
- Cześć- uśmiechnęłam się.- Wspaniale!- i znów skrobanie w drzwi.- Wpuść psa.
Westchnął i wstał. Przekręcił klucz, uchylił drzwi i… Jork wparował do pokoju jak strzała. Wskoczył na łóżko i zaczął lizać mnie po ręce.
- Bobek!- zaśmiałam się. Pogłaskałam go.
Zbyszek położył się obok i również pogłaskał psa.
- Nie wiem, czy on sobie zdaje z tego sprawę… ale właśnie mi cię podrywa…
Zaśmiałam się szczerze i rozczochrałam mu włosy.
- Dziewiąta… zaraz musimy zejść na śniadanie…
Na te słowa szybko wstałam. Włożyłam jego niebieską koszulę, która była mi do połowy ud. Udałam się do łazienki zabierając kosmetyczkę. Stanęłam przed lustrem. Umyłam zęby i twarz. Potem rozczesałam włosy i związałam je w luźny kucyk. Spakowałam szczotkę z powrotem i wyszłam.
- Zbyszek… mam prośbę- podeszłam ze słodką minką. Leżał na łóżku i przyglądał mi się.
- Jaką?- był podejrzliwy.
- Czy mógłbyś przynieść mi torbę z ubraniami z samochodu?...- poprosiłam nachylając się nad nim.
- A co ja z tego będę miał?- spytał podnosząc brew.
- Od razu musisz coś mieć?- udałam zdziwienie. – Wiesz, jak ja ciebie kocham…
- Wiem?- znów pytanie. Więc kiwnęłam tylko potakująco głową. Siadłam mu na kolanach i dałam całusa w usta.
- To co, przyniesiesz mi ją?- uśmiechnęłam się promiennie.
- Eh…. Przyniosę- zrezygnowany chciał jeszcze jednego całusa ale szybko wstałam.
- Dziękuję- byłam zadowolona.
Znów westchnął i poszedł. W spodenkach, bez koszulki. Po chwili wniósł na górę moją walizkę. On miał podobną z ciuchami bo już dziś po południu jedziemy do Spały.
- Twoi rodzice już wstali?- spytałam otwierając zamek, gdy położył torbę przy łóżku.
- Tak, ale pewnie tak jak zawsze rano poszli do ogrodu.
- Ogrodu?- zdziwiłam się wyglądając zza walizki, przy której klęczałam i przerzucałam ciuchy.
- Nie mów, że nie widziałaś… nie pokazałem ci?- był oburzony. Głaskał na rękach Bobka.
Kiwnęłam przecząco głową wyciągając po kolei rzeczy.
- Nie pokazałeś mi… nie było czasu…- mamrotałam pod nosem nadal grzebiąc w ubraniach.
- To zobaczysz dziś. Pewnie tam obiad zjemy- pocieszył mnie.
Ale ja ledwo słuchałam.
- W co ja mam się  ubraać?!- w końcu zadałam to pytanie na głos.
- Obojętnie. We wszystkim ci ładnie- uśmiechnął się.
- Sukienka?- podniosłam granatową, do kolan, zwykła sukienkę.- Czy spodenki i ta bluzka?- podniosłam odpowiedni komplet.
- Od kiedy ty zastanawiasz się na poważnie, czy założyć sukienkę? I w ogóle, co na siebie założyć?- zdziwił się na serio.
- Odkąd poznałam ciebie- wydęłam wargi.
- To dobrze czy źle?- zapytał podejrzliwie.
- Nie. Bo teraz mam kłopoty z banałami- prychnęłam unosząc w rękach ciuchy z miną mówiącą: „Boże, Ty widzisz i nie grzmisz!”
- Czyli uważasz, że żałujesz. Że mnie spotkałaś.- Nie wiem czy to stwierdził, czy zapytał. Byłam pewna jednego- zasmuciłam go.
- Zbyszek…- wstałam powoli do niego podchodząc z lekkim uśmiechem.- Jak mogłabym żałować?!
- A żałujesz?
- Tylko tego, że nie mogę ci tak prawdziwie pokazać, że cie kocham jak…
Nie dokończyłam bo zatkał mi usta, całując mnie.
- All.. le.. ale..- mamrotałam.
- Nic, nie mów.- Uśmiechnął się dalej mnie całując.
Trwało to może minutę, może dwie. Ale w końcu się od niego oderwałam.
- Muszę pomóc twojej mamie w śniadaniu- mój stanowczy ton pomógł.
Podniósł ręce do góry w geście kapitulacji. Przebrałam się jednak w dżinsowe spodenki i biała bluzkę z napisem "STRON".
Potem szybko zbiegłam na dół do kuchni. Stała tam już Klaudia.
- O, dzień dobry Aniu!- ucieszyła się, gdy mnie zobaczyła.- Jak się spało?
- Dzień dobry! Wspaniale, dziękuję.- Tylko, że pół nocy nie spałam… no ale co tam!, pomyślałam.- Piękny dom.
- Ach, dziękuję!- uśmiechnęła się do mnie promiennie.- Jeszcze nie widziałaś naszego ogrodu z tyłu… zjemy tam śniadanie.
- A nie obiad?- spytałam mechanicznie.
- Jeżeli chcesz tez obiad, to oczywiście.
- Nie, nie… mi tylko.. – zaplątałam się.- Nie ważne. Pomóc pani?
- Jeżeli chcesz…
Podeszłam i zaczęłam kroić warzywa na kanapki. Ona wstawiła jajka, aby się ugotowały i mleko. Przy tym nieźle się bawiłyśmy i dużo rozmawiałyśmy. Ale przede wszystkim i co najważniejsze, szczerze rozmawiałyśmy. Czułam, że ją lubię. I chyba z wzajemnością. Zaczęła do mnie mówić nie Ania, a czasem Anulcia nawet! Chyba mnie na serio polubiła. Szkoda tylko, że ojciec Zbyszka nie był nadal do mnie przekonany…
- Czy ty i Zbyszek?... czy to coś poważnego?- zapytała kobieta patrząc mi w oczy z nadzieją.
Nie wiem, dlaczego. Po prostu chciała usłyszeć, że tak!
- Mam taką nadzieję…- przyznałam szczerze.
- Wspaniale razem wyglądacie- stwierdziła wracając do smarowania bułek i chleba masłem.- I widać, że przy tobie promienieje! Jest taki, jak dawniej…
Zrozumiałam, o co jej chodziło. Już wszystko mi Zibi wytłumaczył.
- Szkoda tylko, że pan Leon mnie nie lubi- posmutniałam szczerze. Nawet nie wiedziałam, że to powiedziałam głośno.
- Oj, ależ nie myśl tak! Mój mąż… jest ciężkim charakterem. Zbyszek to po nim odziedziczył…
- Oj, tak!- przyznałam.
- Leon chciałby, żeby jego syn był skupiony tylko i wyłącznie na nauce i sporcie. Ale wie, że Zbyszek jest młody i prędzej czy później pozna kogoś. I tak się stało- uśmiechnęła się do mnie.- Wkrótce pokocha cie tak, jak ja ciebie pokochałam.
W moich oczach zalśniły łzy. Kiwnęłam wiec tylko głowa i wróciłam do krojenia pomidora. Wtedy zjawił się Zibi.
- Ale tu radośnie!- zaśmiał się.- Cześć mamo!- podszedł i pocałował ja w policzek. Potem podszedł do mnie i przytulił od tyłu. Schował twarz w moją szyję. – Za ile śniadanie?
- Za pół godziny- odparła Klaudia i z wielkim bananem na twarzy patrzyła na nas.
- Chcesz, to możesz tez coś pokroić- powiedziałam mu robiąc gest w stronę ogórków.
- Nie, nie…- odkleił się ode mnie.- Tak tylko pytam…- i porwał plasterek warzywa, które kroiłam.
- Hej!- zawołałam śmiejąc się i wskazując na niego nożem.- To był mój pomidor!
- Już go zjadłem…- zrobił bezradną minkę.- Tylko uważaj z tym narzędziem zbrodni, dobrze?
Wybuchłam śmiechem, gdy zobaczyłam jego minę. Opuściłam rękę. Wtedy Zbyszek ominął mnie, stanął przy ladzie. Wziął drugi nóż z drewnianego, specjalnego na niego schowka. Wziął kolejnego pomidora i ukroił plasterek. Patrzyłam na to z zainteresowaniem. Potem się wyprostował i podszedł do mnie, nachylając się do mojego ucha.
- To za tamtego…- szepnął i dał całusa w kość policzkową.
- Przez chwilę miałam nadzieję, że zrobisz resztę…- westchnęłam, gdy się odwrócił.
- Nie mam czasu. Musze pogadać z ojcem- mrugnął i wyszedł. A my wróciłyśmy do robienia śniadania.

Zbyszek.
Wychodząc, uśmiechałem się. Dziś miałem dobry humor. I nie chciałem, żeby tata mi go popsuł. Wyszedłem więc z białej, wielkiej kuchni i przez korytarz wyszedłem przed dom. Dobrze wiedziałem, gdzie będzie tata. Spacerował  z założonymi do tyłu rękami.
- Dzień dobry, tato.- Przywitałem się i podałem mu rękę.
- Witaj, synu- odparł i uścisnął moja dłoń.- Gdzie twoja dziewczyna?
- W kuchni z mamą. A ja, chciałbym z Tobą porozmawiać.
Skinął głową i zamienił się w słuch.
- Powiedz, co sadzisz o niej? O nas?
Nie był zaskoczony tym pytaniem. Bez żadnego wahania odpowiedział:
- Znasz moje zdanie. Nie wiem, czy to odpowiednia dziewczyna dla ciebie. Czy w ogóle teraz, kiedy twoja kariera kwitnie, masz czas na kobiety. Powinieneś ćwiczyć.
- Przecież ćwiczę. Tato, ja nadal kocham siatkówkę. I nie musisz się martwić, że przez Anię zapomnę o ciężkiej pracy. Wręcz przeciwnie! Dzięki niej mam jeszcze więcej ochoty na granie, trenowanie i naukę.
- Nie jestem przekonany… w tej Lidze Światowej nie zawsze się popisywałeś…
- Nie jestem maszyną!- oburzyłem się.- Nic dla ciebie nie znaczy to, że wygrałem z drużyną? Że sam zdobyłem tytuł najlepszego atakującego? Ty nadal uważasz, że mi to nie wyszło, czy tak?
Aż stanąłem. Ale on nie odpowiedział. A ja czekałem. W końcu zrozumiałem, że nie doczekam się odpowiedzi.Widział już mój medal. Wczoraj im go pokazałem.
- Śniadanie!- krzyknęła Ania wychodząc na schody.
- Już idziemy- odparłem. Kiedy zniknęła w ganku zwróciłem się do taty.- Jeżeli myślisz, że ją zostawię, bo ty tak chcesz… to się mylisz! To jest wielki skarb, przeszła bardzo dużo w swoim życiu. Nie mam zamiaru jej skrzywdzić. Należy jej się teraz szczęście.
- Ona tez cie naciągnie na pieniądze, zobaczysz.
- Mylisz się. Tamta Anna była… nie ważne. Ona taka nie jest.
- Jeszcze się zawiedziesz…
- Tak jak ty?!- wybuchłem. – Cały czas uważasz mnie za dziecko, chociaż mam już trochę więcej niż 18lat. Uświadom to sobie! Nie będę reagował tak, jak ty mi zagrasz!
- W takim razie szykuj się na porażkę…
Odwrócił się i poszedł. Zostawił mnie w tyle. Miałem nadzieję na super poranek. Ale on znów mi go spieprzył.

Ania.
Gdy Leon wszedł bez Zbyszka, zmartwiłam się.
- A gdzie Zbyszek?- zapytałam jego ojca.
- Nie wiem.
Ta odpowiedź była dziwna. No, ale szybko zrozumiałam. Znów się pokłócili. Zostawiłam więc talerzyki, które miałam zanieść do ogrodu. Do ogrodu wchodziło się przez drzwi od kuchni. Wielkie drewniane drzwi.
- Idę go poszukać- szepnęłam do Klaudii. Kiwnęła głową. Wyszłam szybko przed dom.- Zbyszek?...- Rozejrzałam się. Stał na trawniku patrząc w niebo. Zeszłam ze schodów i szybko podeszłam do niego kładąc rękę na jego ramieniu.- Zbyszek…
Nie odwrócił się. Objęłam go wiec w pasie i przytuliłam.
- Zbyszku… nie przejmuj się…
- Tak łatwo ci powiedzieć, kurwa!- wybuchł.- Myślisz, że łatwo jest nie słuchać ojca?! Kłócić się z nim zawsze gdy odwiedzasz dom rodzinny!- wyrwał się z moich objęć i stanął dalej odwrócony do mnie twarzą. – Cały czas mam kurwa małą nadzieję, że chociaż raz mi powie coś miłego! Ale cholera.. mogę tylko pomarzyć! Gdyby mógł, miałby innego syna! Takiego, jakiego by sobie chciał! Bo ja nim być nie mogę! A ty myślisz, że jest łatwo?! ,,Nie martw się"… Jak łatwo ci powiedzieć! Nigdy nie zrozumiesz, jak to jest mieć i jednocześnie nie mieć ojca!- krzyczał.
Zatkało mnie. W moich oczach zalśniły łzy. Ja nie wiem? Doskonale wiem. Mój ojciec się mną nie interesował od śmierci mamy… Dopiero niedawno wrócił. Znów mnie pokochał… bo byłam pewna, że po wypadku matki, on mnie nienawidził bo za bardzo mu go przypominałam… A Zibi doskonale o tym wiedział.
- Jezu… Ania… przepraszam…- szepnął i zwiesił głowę. Potrzebował mnie.
- Zbyszku…- podeszłam i chwyciłam jego twarz w moje dłonie.- Kochanie, wiem. Wiem, że to trudne- głaskałam go po policzku.- Też coś podobnego przeżywałam. Wiem, że jest ci ciężko… ale ja jestem z tobą…- wspięłam się na palce i uspokajająco dałam całusa w policzek i brodę.
- Wiem… przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem… tak mi wstyd!- zamknął oczy.
- Pocałuj mnie.
Na dalsze prośby nie czekał. Podszedł krok do mnie, więc staliśmy prawie na sobie. Chwycił moją twarz w swoje wielkie dłonie, nachylił się i dał piękny pocałunek.
- A teraz się się uśmiechnij- powiedziałam. Zrobił o co prosiłam.- I idziemy na śniadanie. Jeszcze nie widziałam całego tego ogrodu!
- Chodźmy!
Widać, że poprawiłam mu humor. Mam nadzieję, że już się nie zmieni. Weszliśmy do kuchni, ale tam już nikogo nie było. Czekali na ans przy stole w ogródku. Zbyszek otworzył drzwi i mnie przez nie przepuścił. Wkroczyłam na schodki i stanęłam napawając się widokiem. Też kiedyś chciałam i marzyłam o taki ogrodzie… Zielona, skoszona trawa, krzewy i kwiaty. Duży grill stał pod ścianą domu… I Bobek, który bawił się piłeczką. Gdy mnie zobaczył od razu przybiegł.
- Co tam Bobi?- spytałam głaskając grzbietem dłoni pieska. Zamerdał ogonem.
Zbyszek wziął mnie za rękę i zeszliśmy do stołu. Drewniany stół, już zastawiony. Bobek szedł u mojego boku, a z drugiej strony Zibi.
- Jaka obstawa!- zaśmiała się starsza kobieta.
- Proszę sobie wyobrazić, że zawsze taka jest…- skrzywiłam się.
Zaśmialiśmy się. Tylko Leon tego nie robił. Siedział na honorowym miejscu, jego żona obok niego. My zasiedliśmy tak samo, tylko po drugiej stronie stołu. I zaczęliśmy jeść. Zibi nalał mi i sobie mleka. Potem wzięliśmy chleba ( niestety nie było płatków ku mojej rozpaczy ), ja bułkę i mogliśmy wybrać różne przysmaki do niej.
- Piękny ogród!- westchnęłam.- Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła równie pięknie własny urządzić…
- Dziękuję- odparła kobieta.
I nawet w miłej atmosferze spędziliśmy poranek. Potem spędziłam godzinę ze Zbyszkiem. I znów pomogłam Klaudii w kuchni. Tym razem przygotować obiad. Z dwóch dań, więc trochę czasu nam to zajęło. Ale dzięki temu tez lepiej się poznałyśmy. Porozmawiałyśmy prawie na każdy temat. Począwszy od polityki w naszym kraju a skończywszy na ulubionych zwierzętach. Obydwie stwierdziłyśmy, że Bobek w ogóle nie pasuje do portretu jej syna. Mały Jork z tym wielkoludem grającym w siatkówkę… wypiłyśmy herbatę siedząc na huśtawce w ogrodzie. Trzymała w rękach album ze zdjęciami z dzieciństwa i całego życia Zbyszka.
Śmiałyśmy się i dobrze bawiłyśmy. Leon nie patrzył na mnie już tak wrogo podczas obiadu. Nawet opowiedział kawał, z którego szczerze się śmialiśmy. Po raz pierwszy podczas pobytu tam, poczułam się jak jedna z nich. Z ich rodziny.

***



Wyjęłam go z małej, czarnej torebki. Ten numer… kiedyś go skasowałam z kontaktów. Ale nadal nie mogę wyczyścić z pamięci…
- Dlaczego nie odbierzesz?- zapytał mój ukochany zerkając na mnie.- Kto to?
- Nie wiem- O równej szesnastej wyjechałam ze Zbyszkiem do Spały. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Skłamałam nagle się ożywiając, jak z jakiegoś transu. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę. – Pewnie ktoś z sieci telefonu…
Nie był przekonany, ale dał spokój. Telefon znów zadzwonił, ale on już nie pytał. Aby znów się to nie powtórzyło, po prostu wyłączyłam komórkę.
- Moi rodzice już cie pokochali- uśmiechnął się i jedna ręka ścisnął moją dłoń.
- Czyżby? Nie jestem pewna, czy twój tata…
- O niego się nie martw- poprosił. Na chwilę puścił moją dłoń żeby zmienić bieg, a potem znów ja chwycił.- Jesteś wspaniała, że z nim wytrzymałaś…
Westchnęłam.
- Opowiedz mi o nim coś więcej. Następnym razem, jeżeli oczywiście będzie mnie chciał widzieć, muszę mieć na niego haka. Przekonam go do siebie…
- Jestem pewien, że wkrótce tak będzie.
Długo milczeliśmy. Puściłam radio i słuchaliśmy piosenek.
- Wiesz, co pomyślałem, gdy ten złoty medal zawisł na mojej szyi?- spytał nagle przerywając ciszę.
- Co takiego?
- Czy mój ojciec jest ze mnie dumny. Czy powie, że zasługuję na miano jego syna. I, że jedyna osoba, która we mnie wierzy to ty i matka…
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- On na pewno jest z ciebie dumny tak, jak ja- uśmiechnęłam się i pomałowałam go w policzek.





-----------------------------------------------------

Hej! 
Co powiecie na ten rozdział? Mam nadzieję, że się spodobał. 

Dziś kolejny mecz eliminacji! Polska! :D
A później Liga Światowa... podobno zmieni się skład i ci, którzy grali teraz nie będą grali w Brazylii.
Znaczy ja się cieszę, bo będzie Igła grał. Czyli jest duże prawdopodobieństwo, że będe widziała jak gra na żywo! 
Jaram się już kolejnymi meczami.

Ale mam problem. Nie wiem, gdzie iść dalej do szkoły? Do liceum. Ale gdzie? Do Wyspiańskiego? Czy do Kopernika? Nie wiem, czy poradzę sobie w tym drugim. Karolcia mnie namawia, ale teraz już sama nie wiem. 

Cóż. Czekamy na mecz! W tym upale :/ Ale! Ja będę kibicować stale! 

Dzięki za komentarze ;*
Ps. ostatnio nie miałam czasu wchodzić i komentować u Was rozdziałów... Proszę, żebyście pod tym rozdziałem przesłali mi linka do swojego bloga :)

Pozdrawiam <3


piątek, 16 maja 2014

LXVI



Najpierw oprowadził mnie po najbardziej romantycznych, najpiękniejszych miejscach Warszawy. Potem zjedliśmy lody. Jego zdaniem najlepsze w mieście. Aż w końcu, wieczorem poszliśmy do jakiejś drogiej restauracji. Usiedliśmy przy najbardziej odosobnionym miejscu. Od razu podeszła kelnerka. Szczupła, ale niska i krótko obcięta szatynka.
- Proszę oto karty…- podała nam je. Ale kiedy zobaczyła, kto jest chłopakiem co siedzi ze mną tutaj... W tej knajpie. W tym miejscu… niemal nie zemdlała.
Napalona gówniara- pomyślałam.
- Dziękujemy.- Powiedziałam wymownie. Trochę naburmuszona odeszła. – Nie podoba mi się.
- Bo?...- zerknął na mnie znad karty dań.
Ups. Nie wiedziałam, że powiedziałam to na głos.
- Bo nie. I już!- wzięłam głęboki wdech i szybko zmieniłam temat.- To co bierzesz?
Kiedy kelnerka przyszła, odebrała nasze zamówienie. Czyli zdrowe, sałatki i czymś tam.
- Serio ci się nie podoba?- drążył temat.- Jest nawet ładna…
- Tak, oczywiście! Pożeraj sobie ją wzrokiem, jak ci pasuje- naburmuszyłam się.
- Oj, przestań…- zrobił minę niewiniątka.- Czyżbyś była zazdrosna?...
- Nie pochlebiaj sobie!
Zastanawiałam się, czy zapytać teraz o tą dziewczynę. Czy to dobry pomysł żeby w ogóle pytać? Ale w końcu jestem jego dziewczyną, chcę wiedzieć o nim jak najwięcej… A jednak nie zapytałam. Nie chciałam psuć miłego wieczoru.
Podeszła ta sama kobieta i podała nam naszą kolację. Przy jedzeniu śmialiśmy się ze wszystkiego, co możliwe. Tak fantastycznie się bawiłam! Nigdy nie mogłam sobie pozwolić na drogi lokal, jedzenie i towarzystwo. Teraz to mam! Zasmakowałam jego życia…
- Poproszę rachunek- powiedział Zibi przywołując kelnerkę.
- Ju… już… już podaję- jąkała się. W końcu przyniosła. Siatkarz zapłacił, nawet dał napiwek! Wstaliśmy, pomógł mi założyć na ramiona bolerko, które wzięłam ze sobą gdy wychodziliśmy, bo wieczorem jest chłodniej mimo, że jest środek lata.
- Dziękujemy- powiedział. Ale co najciekawsze było: nie patrzył na nią tylko na mnie uśmiechając się jak wariat. Teraz to ja o mało nie straciłam przytomności.
Gdy mieliśmy wyjść, kobieta wypadła za nami.
- Przepraszam!- obróciliśmy się ciekawie w jej stronę. Podeszła już spokojniej.- Czy… czy… mogłabym autograf i zdjęcie?
- Jasne- uśmiechnął się mój chłopak.
Miałam zamiar odejść na bok, żeby nie przeszkadzać i zrobić zdjęcie. Ale kobieta mnie zatrzymała.
- Z panią też!- uśmiechnęła się.- Pani jest ta Anna… gra pani w Resovii, prawda? Fantastyczna Libero! Najlepsza Libero w kraju! To zaszczyt panią spotkać…
Te słowa mnie udobruchały.
- Żadna pani- uśmiechnęłam się.- Po prostu Anka.
- Paula- podała mi rękę.
- Zbyszek, nie żaden pan- powtórzyli czynność.
Zrobiliśmy kilka fotek. Daliśmy jej autografy. W sumie miła dziewczyna. Okazała się bardzo sympatyczna i wygadana. No i mnie lubiła i sama grała w siatkę.
Teraz razem ze Zbyszkiem szłam przez chodnik trzymając się za ręce.
- Przekonałaś się do niej, prawda?- mrugnął do mnie.
- Ależ ja od początku ją lubiłam!- zdziwiłam się.
- Nie… ty jej nienawidziłaś, gdy tylko ją zobaczyłaś…
- Nie prawda!- oburzyłam się. Ale wiedziałam, że miał rację.- No, dobra! Niech ci będzie…
- Czyli byłaś cholernie o mnie zazdrosna?... czy tak?...
- Nieeee…- zaprzeczyłam bez przekonania. Ale spojrzał na mnie z byka i pękłam.- No, dobra! Tak, byłam, jestem i będę zawsze o ciebie zazdrosna…
Obrócił mnie dookoła mojej własnej osi jak w tańcu i przyciągnął do siebie.
- Moja ty zazdrośnico… - zamruczał, chwycił moją twarz w dłonie i namiętnie pocałował. Mnóstwo osób nas mijało i ciekawie na nas patrzyło. Ale nie zwracaliśmy na nich uwagi.- Zapraszam cie do kina!
- Ale nie na horror?- przestraszyłam się.
- Nie. A boisz się?
Znów trzymając się za ręce szliśmy w stronę budynku z napisem: KINO.
- Ja tylko się upewniałam!
- Ehe, jasne…- droczył się ze mną.
- Takk!- uderzyłam go lekko w ramię bo zaczął chichotać.
Ale nie powstrzymałam go przed wybuchem śmiechu. Aż mi się udzieliło. I w takich nastrojach kupiliśmy bilety na jakąś komedię, popcorn i duża colę. Mało było osób na seansie. Jedynie oprócz nas cztery zakochane pary. Mieliśmy najlepsze miejsca na samej górze na kanapie.
Komedia była śmieszna. Cały film się śmiałam. Zibi zreszta też. Kiedy wyszliśmy, dopijałam cole.
- Podobała ci się dzisiejsza randka?- zapytał niepewnie.
- A to była randka?
- Oczywiście!
Udawałam, że sie zastanawiam. Miał nieodgadniony wyraz twarzy.
- Zdecydowanie tak. Było wspaniale, dziękuję. Dawno się tak dobrze nie bawiłam!- cmoknęłam go w policzek.
- To dobrze- zrobił tajemniczą minę. Czyżby to nie koniec niespodzianek na dziś?
Resztę drogi przejechaliśmy autobusem, który akurat jechał.
- Nie obudzimy twoich rodziców? Jest już późno…- szepnęłam, gdy stanęliśmy przy drzwiach.
- Mam klucze. Oni pewnie już śpią.
Wyjął kluczyki z kieszeni spodni i otworzył drzwi. Weszliśmy i je zamknął. A potem cichutko wbiegliśmy do siebie na piętro. A raczej ja uciekałam, a on mnie gonił. W końcu dopadł mnie w salonie na górze.
- Teraz cie nie puszczę- zamruczał mi do ucha.
- Nie?...
- Nie…- obrócił mnie przodem do siebie i pocałował.
Po chwili nasze oddechy stały się szybsze i głośniejsze.
- Jutro jedziemy do Spały- przypomniałam mu między pocałunkami.
- Wiem... dlatego… chcę się… tobą nacieszyć…
Zaśmiałam się i pozwoliłam mu ściągnąć bolerko. Potem ja zaczęłam rozpinać mu koszulę, a on dobierał się do zapięcia mojej sukienki. Kiedy pozbyłam się koszuli, wskoczyłam na niego i nogami opasałam jego tułów. Nasze pocałunki stały się bardziej nachalne i bardziej gorące.
Nagle coś zaczęło skomleć i targać siatkarza za nogawkę. O mało się nie przewróciliśmy.
- Bobek…- westchnął.- Ja do niego nie mam już sił!
- Ciii…- uspokoiłam go, kładąc palec wskazujący na jego ustach. – Bobi, możesz nas zostawić samych?- zapytałam pieska patrząc mu w oczy.- Idź na dół do Klaudii, dobrze?
Skruszony Jork, opuścił ogon. Przez chwilę patrzyła na mnie a potem zbiegł po schodach. Zbyszek ze mną na rekach zamknął drzwi na klucz.
- Masz na niego dobry wpływ… i cie słucha…- wyszeptał. – Kocha cię.
- Ja jego też…
- Jestem zazdrosny- zmarszczył brwi i położył mnie na łóżku.
Zsunął mi sukienkę z ramion, aż spadła na podłogę.
Jego ręka powędrowała na moje biodro. Mocno i stanowczo przysuną mnie bliżej.
- O psa?- zachichotałam wyciągając pasek z jego spodni.
- On mi cie odbija!- oskarżył, całując moje ramiona i szyję. – A ja nic nie mogę na to poradzić…
Zachichotałam. Odpięłam guzik jego spodni. Pomógł mi je ściągnąć. Potem sytuacja już bardziej się rozwinęła, kiedy po kilku minutach leżałam w samych majtkach a on w bokserkach. On wykonał pierwszy ruch, pozbył się ich sprawnie. A ja za to wręcz przeciwnie. Pomału ściągałam jego bieliznę żeby troszkę go zdenerwować. I mi się udało. W końcu nie wytrzymał. Szybko mi pomógł, wziął w ramiona i położył pod kołdrą. Uśmiechnął się chytrze i zaczął działać.
-Chyba troszkę za bardzo go rozwścieczyłam- przeszło mi przez myśl.

*** 

Leżałam wtulona w jego nagi tors. Nie mogliśmy spać, wiec leżeliśmy nadzy pod kołdrą. On masował moje plecy, a ja kciukiem dotykałam jego przedramienia, gdzie miał tatuaż.
- Podoba mi się- stwierdziłam.
Przez chwilę nie mógł zajarzyć, o co mi chodzi. Ale potem tylko się uśmiechnął.
- Zrobiłem go, kiedy skończyłem osiemnaście lat. Wtedy siatkówka była częścią mojego życia. Nadal jest. – Poprawił się szybko.- Kiedyś spytałem taty, czy mogę taki iść sobie zrobić. Stwierdził, że to idiotyczny pomysł i, że prawdziwy mężczyzna nie potrzebuje jakichś tam tatuaży. Wkurzył mnie. Musiałem go słuchać, bo gdybym się sprzeciwił… mógłbym wtedy już nigdy nie zobaczyć w jego wzroku, kiedy patrzył na mnie, dumy. A tego pragnąłem. Być taki jak on. Teraz wiem, ze to było głupie. W życiu nie chcę być taki…
Jego głos słabł. Zwierzał mi się. Więc postanowiłam to lekko wykorzystać.
- Hej! Ty nie jesteś taki- spojrzałam na niego podnosząc się na łokciu. – Twój ojciec tez nie jest zły, tylko… trochę zagubiony…
- Nie pocieszaj mnie. Od dziecka, od trzynastu lat… już wtedy zaczął mi mówić, co mam robić. Chciał decydować o moim życiu. Ale wtedy postanowiłem oddać się całkowicie siatkówce. I wszystko szło dobrą drogą. Tylko, że zawsze jak wracałem do domu… on postanawiał wytknąć mi moje błędy. Napadał mnie już od progu! Krzyczał, że jego syn, jeżeli już coś robi to ma to robić dokładnie. A nawet idealnie! Jedynym wsparciem okazała się mama i Kubiak. Tak… ten dzikus pomógł mi się nie załamać. – Zaśmiał się i pocałował moja dłoń, którą przed chwila chwycił w swoją. A potem obrócił się do mnie przodem.
- Czy wasza relacja miała jakąś przyczynę?
- Nigdy o tym nie myślałem. Nie wiem...
- Zbyszku, nigdy nie byłeś sam- stwierdziłam i pogłaskałam go po policzku.- A teraz masz nas więcej niż tylko dwie osoby…
- Wiem, skarbie. Ale prawdziwie się załamałem dopiero potem…
- To chodzi o tą dziewczynę, prawda?- wypaliłam.
- Skąd wiesz?- zmarszczył brwi. Wzruszyłam tylko ramionami.- Tak. Byłem ślepo zakochany i nie zauważyłem, że ona mnie oszukuje…
- Jak miała na imię?
- Anna- odparł.
- A nie Monika?
- Co? Nie! Skąd to wiesz?
- Przypadkowo się dowiedziałam... a więc to była Anna?
- Tak.
O mało nie zachłysnęłam się powietrzem. To teraz już wiem…
- To dlatego od początku byłeś dla mnie tak potwornie niemiły?!- zgadłam.
- Wcale nie byłem nie miły!- zaprzeczył. – Przecież to ty… a zresztą! Tak. Znaczy nie. Znaczy… przypominałaś mi ją bardzo.
- A teraz?
Uśmiechnął się i ręką przyciągnął do siebie.
- Nie. Zdecydowanie nie.
Pocałował mnie namiętnie. Ale zaraz szybko się od niego oderwałam.
- I co było dalej?
- Kupowałem jej wszystko, kochałem ją. A ona się mną bawiła i tylko lubiła pokazywać przed kamerami i chwalić cie znajomym, jakiego ma wspaniałego sportowca. Michał mówił mi, że ona jest jakaś dziwna. Ale ja nie słuchałem. W końcu mnie zostawiła, kiedy powiedziałem… kiedy powiedziałem, że muszę wyjechać do innego klubu. Powiedziała: „ To żegnaj”. I poszła. Wyszła, zamykając z trzaskiem drzwi od mojego mieszkania w bloku. A przy okazji zamknęła moje serce.
- Przykro mi- posmutniałam.
- Niepotrzebnie- dał mi całusa w policzek.- To już było dawno. Minęło i nie wróci. Teraz mam ciebie… dzięki tobie znów zacząłem kochać kobiety. Znów poczułem, co to miłość. I co to, kiedy w brzuchu nagle cie aż skręca, gdy widzisz tą osobę… A dech zapiera, gdy widzisz ją w swoich ramionach. Tylko boję się… że cie stracę.
- Nigdy mnie nie stracisz, głuptasku- zachichotałam i rozczochrałam jego czuprynę, która i tak nie miała ładu i składu…
- Ale wiem, że ty coś jeszcze czujesz do Michała… prawda?
Patrzył na mnie tymi swoimi wielkimi, zielonymi oczami. Pełen nadziei i miłości.Ile razy już o tym rozmawialiśmy? Nadal mi nie wierzy?...
- Nie wiem, Zbyszku. Nie wiem, czy coś do niego czuję. Ale wiem jedno. Wiem, że jedną osobę kocham jak nikt na całym świecie. Ty jesteś tym, który jest moim światem. I wiesz? To ty wyciągnąłeś mnie z melancholii i dołka. Dzięki tobie nie załamałam się, kiedy powiedziano mi, że nie będę mogła już grać w siatkówkę…
- Co i tak zlekceważyłaś i grałaś…- wtrącił.
- Oj tam… kilka razy…- mrugnęłam.- No i uratowałeś mnie z tej miłości do Michała.
- Jak to, uratowałem?
Powiedziałam swoje przemyślenia, które już wcześniej chodziły mi po głowie. Kiwnął głową i przytulił. Czułam jego gołe ciało na swoim. I czułam, że zawsze już tak chcę się czuć.




--------------------------------------------------

 Cześć ;* 
Miał być wczoraj, ale nie miałam czasu dodać.
Mam nadzieję, że się podoba ;)

Wczoraj były urodziny Krzysztofa Ignaczaka! 
A dziś pierwszy mecz reprezentacji w tym sezonie! 
Szkoda, że Igła nie będzie grał, bo bardzo na to czekałam i liczyłam. 
Ale! Sezon jest długi i mam nadzieję, że nasz nowy trener Stefan Antiga pozwoli mu się wykazać!

Dziś się stało coś strasznego, czego sie nie spodziewałam. Jestem załamana i wkurzona.
Mam nadzieję, że dzisiejszy mecz poprawi mi humor, chociaż odrobinę ;)

Pozdrawiam ;*