Rano obudziło nas skrobanie w drzwi. Bobek chciał się z nami przywitać. Kiedy zobaczyłam Zbyszka, leżącego obok, patrzącego na mnie…
- Cześć skarbie- powiedział dając mi całusa w usta.- Jak się spało?
- Cześć- uśmiechnęłam się.- Wspaniale!- i znów skrobanie w drzwi.- Wpuść psa.
Westchnął i wstał. Przekręcił klucz, uchylił drzwi i… Jork wparował do pokoju jak strzała. Wskoczył na łóżko i zaczął lizać mnie po ręce.
- Bobek!- zaśmiałam się. Pogłaskałam go.
Zbyszek położył się obok i również pogłaskał psa.
- Nie wiem, czy on sobie zdaje z tego sprawę… ale właśnie mi cię podrywa…
Zaśmiałam się szczerze i rozczochrałam mu włosy.
- Dziewiąta… zaraz musimy zejść na śniadanie…
Na te słowa szybko wstałam. Włożyłam jego niebieską koszulę, która była mi do połowy ud. Udałam się do łazienki zabierając kosmetyczkę. Stanęłam przed lustrem. Umyłam zęby i twarz. Potem rozczesałam włosy i związałam je w luźny kucyk. Spakowałam szczotkę z powrotem i wyszłam.
- Zbyszek… mam prośbę- podeszłam ze słodką minką. Leżał na łóżku i przyglądał mi się.
- Jaką?- był podejrzliwy.
- Czy mógłbyś przynieść mi torbę z ubraniami z samochodu?...- poprosiłam nachylając się nad nim.
- A co ja z tego będę miał?- spytał podnosząc brew.
- Od razu musisz coś mieć?- udałam zdziwienie. – Wiesz, jak ja ciebie kocham…
- Wiem?- znów pytanie. Więc kiwnęłam tylko potakująco głową. Siadłam mu na kolanach i dałam całusa w usta.
- To co, przyniesiesz mi ją?- uśmiechnęłam się promiennie.
- Eh…. Przyniosę- zrezygnowany chciał jeszcze jednego całusa ale szybko wstałam.
- Dziękuję- byłam zadowolona.
Znów westchnął i poszedł. W spodenkach, bez koszulki. Po chwili wniósł na górę moją walizkę. On miał podobną z ciuchami bo już dziś po południu jedziemy do Spały.
- Twoi rodzice już wstali?- spytałam otwierając zamek, gdy położył torbę przy łóżku.
- Tak, ale pewnie tak jak zawsze rano poszli do ogrodu.
- Ogrodu?- zdziwiłam się wyglądając zza walizki, przy której klęczałam i przerzucałam ciuchy.
- Nie mów, że nie widziałaś… nie pokazałem ci?- był oburzony. Głaskał na rękach Bobka.
Kiwnęłam przecząco głową wyciągając po kolei rzeczy.
- Nie pokazałeś mi… nie było czasu…- mamrotałam pod nosem nadal grzebiąc w ubraniach.
- To zobaczysz dziś. Pewnie tam obiad zjemy- pocieszył mnie.
Ale ja ledwo słuchałam.
- W co ja mam się ubraać?!- w końcu zadałam to pytanie na głos.
- Obojętnie. We wszystkim ci ładnie- uśmiechnął się.
- Sukienka?- podniosłam granatową, do kolan, zwykła sukienkę.- Czy spodenki i ta bluzka?- podniosłam odpowiedni komplet.
- Od kiedy ty zastanawiasz się na poważnie, czy założyć sukienkę? I w ogóle, co na siebie założyć?- zdziwił się na serio.
- Odkąd poznałam ciebie- wydęłam wargi.
- To dobrze czy źle?- zapytał podejrzliwie.
- Nie. Bo teraz mam kłopoty z banałami- prychnęłam unosząc w rękach ciuchy z miną mówiącą: „Boże, Ty widzisz i nie grzmisz!”
- Czyli uważasz, że żałujesz. Że mnie spotkałaś.- Nie wiem czy to stwierdził, czy zapytał. Byłam pewna jednego- zasmuciłam go.
- Zbyszek…- wstałam powoli do niego podchodząc z lekkim uśmiechem.- Jak mogłabym żałować?!
- A żałujesz?
- Tylko tego, że nie mogę ci tak prawdziwie pokazać, że cie kocham jak…
Nie dokończyłam bo zatkał mi usta, całując mnie.
- All.. le.. ale..- mamrotałam.
- Nic, nie mów.- Uśmiechnął się dalej mnie całując.
Trwało to może minutę, może dwie. Ale w końcu się od niego oderwałam.
- Muszę pomóc twojej mamie w śniadaniu- mój stanowczy ton pomógł.
Podniósł ręce do góry w geście kapitulacji. Przebrałam się jednak w dżinsowe spodenki i biała bluzkę z napisem "STRON".
Potem szybko zbiegłam na dół do kuchni. Stała tam już Klaudia.
- O, dzień dobry Aniu!- ucieszyła się, gdy mnie zobaczyła.- Jak się spało?
- Dzień dobry! Wspaniale, dziękuję.- Tylko, że pół nocy nie spałam… no ale co tam!, pomyślałam.- Piękny dom.
- Ach, dziękuję!- uśmiechnęła się do mnie promiennie.- Jeszcze nie widziałaś naszego ogrodu z tyłu… zjemy tam śniadanie.
- A nie obiad?- spytałam mechanicznie.
- Jeżeli chcesz tez obiad, to oczywiście.
- Nie, nie… mi tylko.. – zaplątałam się.- Nie ważne. Pomóc pani?
- Jeżeli chcesz…
Podeszłam i zaczęłam kroić warzywa na kanapki. Ona wstawiła jajka, aby się ugotowały i mleko. Przy tym nieźle się bawiłyśmy i dużo rozmawiałyśmy. Ale przede wszystkim i co najważniejsze, szczerze rozmawiałyśmy. Czułam, że ją lubię. I chyba z wzajemnością. Zaczęła do mnie mówić nie Ania, a czasem Anulcia nawet! Chyba mnie na serio polubiła. Szkoda tylko, że ojciec Zbyszka nie był nadal do mnie przekonany…
- Czy ty i Zbyszek?... czy to coś poważnego?- zapytała kobieta patrząc mi w oczy z nadzieją.
Nie wiem, dlaczego. Po prostu chciała usłyszeć, że tak!
- Mam taką nadzieję…- przyznałam szczerze.
- Wspaniale razem wyglądacie- stwierdziła wracając do smarowania bułek i chleba masłem.- I widać, że przy tobie promienieje! Jest taki, jak dawniej…
Zrozumiałam, o co jej chodziło. Już wszystko mi Zibi wytłumaczył.
- Szkoda tylko, że pan Leon mnie nie lubi- posmutniałam szczerze. Nawet nie wiedziałam, że to powiedziałam głośno.
- Oj, ależ nie myśl tak! Mój mąż… jest ciężkim charakterem. Zbyszek to po nim odziedziczył…
- Oj, tak!- przyznałam.
- Leon chciałby, żeby jego syn był skupiony tylko i wyłącznie na nauce i sporcie. Ale wie, że Zbyszek jest młody i prędzej czy później pozna kogoś. I tak się stało- uśmiechnęła się do mnie.- Wkrótce pokocha cie tak, jak ja ciebie pokochałam.
W moich oczach zalśniły łzy. Kiwnęłam wiec tylko głowa i wróciłam do krojenia pomidora. Wtedy zjawił się Zibi.
- Ale tu radośnie!- zaśmiał się.- Cześć mamo!- podszedł i pocałował ja w policzek. Potem podszedł do mnie i przytulił od tyłu. Schował twarz w moją szyję. – Za ile śniadanie?
- Za pół godziny- odparła Klaudia i z wielkim bananem na twarzy patrzyła na nas.
- Chcesz, to możesz tez coś pokroić- powiedziałam mu robiąc gest w stronę ogórków.
- Nie, nie…- odkleił się ode mnie.- Tak tylko pytam…- i porwał plasterek warzywa, które kroiłam.
- Hej!- zawołałam śmiejąc się i wskazując na niego nożem.- To był mój pomidor!
- Już go zjadłem…- zrobił bezradną minkę.- Tylko uważaj z tym narzędziem zbrodni, dobrze?
Wybuchłam śmiechem, gdy zobaczyłam jego minę. Opuściłam rękę. Wtedy Zbyszek ominął mnie, stanął przy ladzie. Wziął drugi nóż z drewnianego, specjalnego na niego schowka. Wziął kolejnego pomidora i ukroił plasterek. Patrzyłam na to z zainteresowaniem. Potem się wyprostował i podszedł do mnie, nachylając się do mojego ucha.
- To za tamtego…- szepnął i dał całusa w kość policzkową.
- Przez chwilę miałam nadzieję, że zrobisz resztę…- westchnęłam, gdy się odwrócił.
- Nie mam czasu. Musze pogadać z ojcem- mrugnął i wyszedł. A my wróciłyśmy do robienia śniadania.
Zbyszek.
Wychodząc, uśmiechałem się. Dziś miałem dobry humor. I nie chciałem, żeby tata mi go popsuł. Wyszedłem więc z białej, wielkiej kuchni i przez korytarz wyszedłem przed dom. Dobrze wiedziałem, gdzie będzie tata. Spacerował z założonymi do tyłu rękami.
- Dzień dobry, tato.- Przywitałem się i podałem mu rękę.
- Witaj, synu- odparł i uścisnął moja dłoń.- Gdzie twoja dziewczyna?
- W kuchni z mamą. A ja, chciałbym z Tobą porozmawiać.
Skinął głową i zamienił się w słuch.
- Powiedz, co sadzisz o niej? O nas?
Nie był zaskoczony tym pytaniem. Bez żadnego wahania odpowiedział:
- Znasz moje zdanie. Nie wiem, czy to odpowiednia dziewczyna dla ciebie. Czy w ogóle teraz, kiedy twoja kariera kwitnie, masz czas na kobiety. Powinieneś ćwiczyć.
- Przecież ćwiczę. Tato, ja nadal kocham siatkówkę. I nie musisz się martwić, że przez Anię zapomnę o ciężkiej pracy. Wręcz przeciwnie! Dzięki niej mam jeszcze więcej ochoty na granie, trenowanie i naukę.
- Nie jestem przekonany… w tej Lidze Światowej nie zawsze się popisywałeś…
- Nie jestem maszyną!- oburzyłem się.- Nic dla ciebie nie znaczy to, że wygrałem z drużyną? Że sam zdobyłem tytuł najlepszego atakującego? Ty nadal uważasz, że mi to nie wyszło, czy tak?
Aż stanąłem. Ale on nie odpowiedział. A ja czekałem. W końcu zrozumiałem, że nie doczekam się odpowiedzi.Widział już mój medal. Wczoraj im go pokazałem.
- Śniadanie!- krzyknęła Ania wychodząc na schody.
- Już idziemy- odparłem. Kiedy zniknęła w ganku zwróciłem się do taty.- Jeżeli myślisz, że ją zostawię, bo ty tak chcesz… to się mylisz! To jest wielki skarb, przeszła bardzo dużo w swoim życiu. Nie mam zamiaru jej skrzywdzić. Należy jej się teraz szczęście.
- Ona tez cie naciągnie na pieniądze, zobaczysz.
- Mylisz się. Tamta Anna była… nie ważne. Ona taka nie jest.
- Jeszcze się zawiedziesz…
- Tak jak ty?!- wybuchłem. – Cały czas uważasz mnie za dziecko, chociaż mam już trochę więcej niż 18lat. Uświadom to sobie! Nie będę reagował tak, jak ty mi zagrasz!
- W takim razie szykuj się na porażkę…
Odwrócił się i poszedł. Zostawił mnie w tyle. Miałem nadzieję na super poranek. Ale on znów mi go spieprzył.
Ania.
Gdy Leon wszedł bez Zbyszka, zmartwiłam się.
- A gdzie Zbyszek?- zapytałam jego ojca.
- Nie wiem.
Ta odpowiedź była dziwna. No, ale szybko zrozumiałam. Znów się pokłócili. Zostawiłam więc talerzyki, które miałam zanieść do ogrodu. Do ogrodu wchodziło się przez drzwi od kuchni. Wielkie drewniane drzwi.
- Idę go poszukać- szepnęłam do Klaudii. Kiwnęła głową. Wyszłam szybko przed dom.- Zbyszek?...- Rozejrzałam się. Stał na trawniku patrząc w niebo. Zeszłam ze schodów i szybko podeszłam do niego kładąc rękę na jego ramieniu.- Zbyszek…
Nie odwrócił się. Objęłam go wiec w pasie i przytuliłam.
- Zbyszku… nie przejmuj się…
- Tak łatwo ci powiedzieć, kurwa!- wybuchł.- Myślisz, że łatwo jest nie słuchać ojca?! Kłócić się z nim zawsze gdy odwiedzasz dom rodzinny!- wyrwał się z moich objęć i stanął dalej odwrócony do mnie twarzą. – Cały czas mam kurwa małą nadzieję, że chociaż raz mi powie coś miłego! Ale cholera.. mogę tylko pomarzyć! Gdyby mógł, miałby innego syna! Takiego, jakiego by sobie chciał! Bo ja nim być nie mogę! A ty myślisz, że jest łatwo?! ,,Nie martw się"… Jak łatwo ci powiedzieć! Nigdy nie zrozumiesz, jak to jest mieć i jednocześnie nie mieć ojca!- krzyczał.
Zatkało mnie. W moich oczach zalśniły łzy. Ja nie wiem? Doskonale wiem. Mój ojciec się mną nie interesował od śmierci mamy… Dopiero niedawno wrócił. Znów mnie pokochał… bo byłam pewna, że po wypadku matki, on mnie nienawidził bo za bardzo mu go przypominałam… A Zibi doskonale o tym wiedział.
- Jezu… Ania… przepraszam…- szepnął i zwiesił głowę. Potrzebował mnie.
- Zbyszku…- podeszłam i chwyciłam jego twarz w moje dłonie.- Kochanie, wiem. Wiem, że to trudne- głaskałam go po policzku.- Też coś podobnego przeżywałam. Wiem, że jest ci ciężko… ale ja jestem z tobą…- wspięłam się na palce i uspokajająco dałam całusa w policzek i brodę.
- Wiem… przepraszam, że na ciebie nakrzyczałem… tak mi wstyd!- zamknął oczy.
- Pocałuj mnie.
Na dalsze prośby nie czekał. Podszedł krok do mnie, więc staliśmy prawie na sobie. Chwycił moją twarz w swoje wielkie dłonie, nachylił się i dał piękny pocałunek.
- A teraz się się uśmiechnij- powiedziałam. Zrobił o co prosiłam.- I idziemy na śniadanie. Jeszcze nie widziałam całego tego ogrodu!
- Chodźmy!
Widać, że poprawiłam mu humor. Mam nadzieję, że już się nie zmieni. Weszliśmy do kuchni, ale tam już nikogo nie było. Czekali na ans przy stole w ogródku. Zbyszek otworzył drzwi i mnie przez nie przepuścił. Wkroczyłam na schodki i stanęłam napawając się widokiem. Też kiedyś chciałam i marzyłam o taki ogrodzie… Zielona, skoszona trawa, krzewy i kwiaty. Duży grill stał pod ścianą domu… I Bobek, który bawił się piłeczką. Gdy mnie zobaczył od razu przybiegł.
- Co tam Bobi?- spytałam głaskając grzbietem dłoni pieska. Zamerdał ogonem.
Zbyszek wziął mnie za rękę i zeszliśmy do stołu. Drewniany stół, już zastawiony. Bobek szedł u mojego boku, a z drugiej strony Zibi.
- Jaka obstawa!- zaśmiała się starsza kobieta.
- Proszę sobie wyobrazić, że zawsze taka jest…- skrzywiłam się.
Zaśmialiśmy się. Tylko Leon tego nie robił. Siedział na honorowym miejscu, jego żona obok niego. My zasiedliśmy tak samo, tylko po drugiej stronie stołu. I zaczęliśmy jeść. Zibi nalał mi i sobie mleka. Potem wzięliśmy chleba ( niestety nie było płatków ku mojej rozpaczy ), ja bułkę i mogliśmy wybrać różne przysmaki do niej.
- Piękny ogród!- westchnęłam.- Mam nadzieję, że kiedyś będę mogła równie pięknie własny urządzić…
- Dziękuję- odparła kobieta.
I nawet w miłej atmosferze spędziliśmy poranek. Potem spędziłam godzinę ze Zbyszkiem. I znów pomogłam Klaudii w kuchni. Tym razem przygotować obiad. Z dwóch dań, więc trochę czasu nam to zajęło. Ale dzięki temu tez lepiej się poznałyśmy. Porozmawiałyśmy prawie na każdy temat. Począwszy od polityki w naszym kraju a skończywszy na ulubionych zwierzętach. Obydwie stwierdziłyśmy, że Bobek w ogóle nie pasuje do portretu jej syna. Mały Jork z tym wielkoludem grającym w siatkówkę… wypiłyśmy herbatę siedząc na huśtawce w ogrodzie. Trzymała w rękach album ze zdjęciami z dzieciństwa i całego życia Zbyszka.
Śmiałyśmy się i dobrze bawiłyśmy. Leon nie patrzył na mnie już tak wrogo podczas obiadu. Nawet opowiedział kawał, z którego szczerze się śmialiśmy. Po raz pierwszy podczas pobytu tam, poczułam się jak jedna z nich. Z ich rodziny.
***
Wyjęłam go z małej, czarnej torebki. Ten numer… kiedyś go skasowałam z kontaktów. Ale nadal nie mogę wyczyścić z pamięci…
- Dlaczego nie odbierzesz?- zapytał mój ukochany zerkając na mnie.- Kto to?
- Nie wiem- O równej szesnastej wyjechałam ze Zbyszkiem do Spały. Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Skłamałam nagle się ożywiając, jak z jakiegoś transu. Nacisnęłam czerwoną słuchawkę. – Pewnie ktoś z sieci telefonu…
Nie był przekonany, ale dał spokój. Telefon znów zadzwonił, ale on już nie pytał. Aby znów się to nie powtórzyło, po prostu wyłączyłam komórkę.
- Moi rodzice już cie pokochali- uśmiechnął się i jedna ręka ścisnął moją dłoń.
- Czyżby? Nie jestem pewna, czy twój tata…
- O niego się nie martw- poprosił. Na chwilę puścił moją dłoń żeby zmienić bieg, a potem znów ja chwycił.- Jesteś wspaniała, że z nim wytrzymałaś…
Westchnęłam.
- Opowiedz mi o nim coś więcej. Następnym razem, jeżeli oczywiście będzie mnie chciał widzieć, muszę mieć na niego haka. Przekonam go do siebie…
- Jestem pewien, że wkrótce tak będzie.
Długo milczeliśmy. Puściłam radio i słuchaliśmy piosenek.
- Wiesz, co pomyślałem, gdy ten złoty medal zawisł na mojej szyi?- spytał nagle przerywając ciszę.
- Co takiego?
- Czy mój ojciec jest ze mnie dumny. Czy powie, że zasługuję na miano jego syna. I, że jedyna osoba, która we mnie wierzy to ty i matka…
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- On na pewno jest z ciebie dumny tak, jak ja- uśmiechnęłam się i pomałowałam go w policzek.
-----------------------------------------------------
Hej!
Co powiecie na ten rozdział? Mam nadzieję, że się spodobał.
Dziś kolejny mecz eliminacji! Polska! :D
A później Liga Światowa... podobno zmieni się skład i ci, którzy grali teraz nie będą grali w Brazylii.
Znaczy ja się cieszę, bo będzie Igła grał. Czyli jest duże prawdopodobieństwo, że będe widziała jak gra na żywo!
Jaram się już kolejnymi meczami.
Ale mam problem. Nie wiem, gdzie iść dalej do szkoły? Do liceum. Ale gdzie? Do Wyspiańskiego? Czy do Kopernika? Nie wiem, czy poradzę sobie w tym drugim. Karolcia mnie namawia, ale teraz już sama nie wiem.
Cóż. Czekamy na mecz! W tym upale :/ Ale! Ja będę kibicować stale!
Dzięki za komentarze ;*
Ps. ostatnio nie miałam czasu wchodzić i komentować u Was rozdziałów... Proszę, żebyście pod tym rozdziałem przesłali mi linka do swojego bloga :)
Pozdrawiam <3
Rozdział cudowny. I tak jak wspominałam wcześniej Bobek mój mistrz. Kocham tego psa.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że Leon zrozumie, że Ania nie jest tak jak poprzednie partnerki Zbyszka, które tylko leciały na jego kase a nie na to jakim jest człowiekiem tam wewnątrz.
Leon wkurza mnie na całego jak można nie byc dumnym z takiego syna. Wygrał ze swoją drużyna Ligę światową, zdobył indywidualną nagrode no jak ? ,,Boże widzisz i nie grzmisz" . ;)
Ja wybrałam trzy licea, w których min. punktów to 100, ich poziom nauczania jest na wysokim poziomie. A mam takiego stracha jak cholera. Boje się że w ogole sie nie dostane i będe musiała sie logowac na rekrutacje w sierpniu. Chyba bym nie zniosła tego psychicznie. Trzeba dotrwać do 3lipca. ;)
Trzymam kciuki.
Pozdrawiam. Buziaki ;****
http://niebujajtaprosze.blogspot.com/
Mam nadzieję, że uda Ci się iść do wymarzonej szkoły. Na pewno Cię przyjmą :) Trzymam kciuki ;*
UsuńPozdrawiam <3
Po pierwsze przepraszam, po drugie przepraszam, po trzecie przepraszam, a po czwarte dla odmiany przepraszam.... Ostatnio mam tyle zajęć, że na wszystko brakuje mi czasu, cały piękny weekend spędziłam poza domem, więc ograniczał mnie jeszcze brak internetu, ale nie myśl, że o tobie zapomniałam, co to, to nie ;* właśnie znalazłam chwilkę ;* nie będę Cię już zanudzać ;* rozdział jak zawsze wspaniały, jak Ty to robisz? Niedługo będę musiała zapisać się na kurs, gdzie nauczą mnie słów trafniej określających twojego bloga, niż wspaniały, cudowny, fantastyczny, fenomenalny, czy świetny ;* Bobek *_* mówiłam Ci, że uwielbiam tego pieska? Jeśli nie, no to właśnie Ci mówię Uwielbiam tego pieska ;* jest prawie tak słodki jak Zbyszek ;* widzę, że Anka załapała świetny kontakt z Klaudią i bardzo dobrze, jako że to będzie już niedługo jej teściowa ;* aj nie, bo Zbyszek jeszcze nie zadał Ani tego pytania, wybacz ale ja tak długo już na to czekam, że troszkę fantazja mnie poniosła, już sobie wyobrażałam, że Zbyszek zdobył się na odwagę, ale cóż... Nie wiem na co on czeka!? A co do pana Leona, to jest dość specyficzny i niezrozumiały dla mnie mężczyzna, a mówią że to kobiet nie da się zrozumieć... Ma takiego wspaniałego syna, który odnosi sukcesy nie tylko w życiu zawodowym, ale i prywatnym, a on ciągle ma jakieś ale.... Jak Cię znudziłam to za to również przepraszam, ale nie potrafię napisać moich przemyśleń i rozważań co do twoich rozdziałów krótko, no po prostu się nie da!
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno buźka ;**
PS. I jeszcze jedno zdanie, góra dwa obiecuję ;* nie możesz tak bardzo przejmować się szkołą, bo nabawisz się jakiejś nerwicy, i czyje rozdziały będę czytać?? Ja doskonale wiem, że to jest ważna decyzja, sama niedawno taką podejmowałam, ale podejdź do tego na luzie. ;> gdzie chcesz z pewnością się dostaniesz, wystarczy w to uwierzyć, naprawdę ;> zaufaj w tej kwestii komuś, kto to niedawno przeszedł ;> trzymam mocno za Ciebie kciuki ;> cholerka jasna miały być dwa zdania.... No cóż nie umiem pisać lakonicznie ;**
zawsze-warto-miec-nadzieje.blogspot.com
Czy mówiłam już, że kocham Twoje komentarze? Nikt nie potrafi mnie tak zmotywować, jak Ty. Serio.
UsuńNie zanudzasz mnie długością, nigdy tak nie pomyślałam! Wręcz przeciwnie. Dają porządnego kopa ;*
Może masz rację? Nie powinnam się tak przejmować... ale jednak strach jest :/
Buziaki ;**