piątek, 27 czerwca 2014

LXXIII



- Jak dla mnie Igła wygląda tu jak Rudy Kojot- zaśmiał się Dziku.
- Do twarzy ci w tym kolorze było, Krzysiu- stwierdził Kurek.- Mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z tego odcienia i znów postawisz na pomarańcz…
- Dajcie spokój…- Igła próbował ich uspokoić.
- Rudy niedźwiedź, a może rudy wilk?- wyliczał na palcach Piter.
- Mówię wam, że Kojot to najlepsze określenie…- Kubiak nie odpuszczał.
- Ciekawe, czy by go Iwona poznała…- zaśmiał się Kosok.
- Pewnie padłaby z wrażenia- zachichotał Winiarski.
- Chyba raczej na zawał- poprawił Zbyszek. – Toż to mówię wam, że jakaś postać z bajki!
- Tylko teraz jakiej?- zamyślił się Ziomek, mrużąc oczy.
- Może po prostu zapomnijmy o całym tym …
- Burdelu?- przerwał Krzyśkowi Nowakowski.
- Wygłupie. Jak wam tak zależy to mogę się przefarbować na rudo. Ale jeżeli dzieci i żona padną mi … to będę osobiście musiał was zabić.
- Oho! Igła seryjny morderca…- zaśmiał się Michał Winiarski.
- Już widzę te nagłówki w gazetach- zaczęłam fantazjować. – Krzysztof Iiii. oskarżony o uprowadzenie oraz zamordowanie reprezentacji polskiej siatkówki mężczyzn. Jak mówią pogłoski, wszystko przez rude włosy, które swym kolorem poraziły...
- Dosyć… dosyć!- przerwał mi, zatykając dłonią usta.- To brzmi jak w jakimś kiepskim horrorze…
- Jak się czujesz, gdy jesteś jego głównym bohaterem?- udawał dziennikarza Ziomek.
Igła capnął go w tył głowy. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
No tak, siedzieliśmy w pokoju Kurka i Jarosza. Lokatorzy leżeli na łóżkach i ze śmiechu o mało nie pospadali na podłogę. Cała nasza paczka siedziała na podłodze, krzesełkach i pod ścianą. Ja osobiście położyłam głowę na kolanach Zbyszka, który opierał się o nogi Kubiaka, a ten z kolei o ścianę. Czekamy właśnie na godzinę, która wybiję czas na kolację. Wszyscy jesteśmy mega zmęczeni i głodni. Dziś odpuścili im trenerzy bieganie wieczorne, bo wiedzieli iż mają zły dzień. Oczywiście ja miałam w tym spory udział. Wysłali mnie do Andrei jako pośredniczkę… jako najlepszego psychologa…
- No weź! Anka… błagam…- kleknął przede mną Dziku, dołączył się Igła, Zibi i Kurek.
- Wiesz, że wystarczy jedno twoje słowo do trenera…
- Bartoszu, dobrze wiem o tym. Wiem jaką posiadam moc! I jest mi z tym tak dobrze, że góruję nad wami w tym…
- Nie szczyć się zbyt długo- mruknął Jarski, który stał za kolegami klęczącymi przede mną.
- Mam nad wami przewagę… co ja będę miała za takie poświęcenie?
- A co to takiego podszepnąć Anastasiemu kilka słówek?- zdziwił się Kubiak.- Raczej reputacją nie zapłacisz…
- Nie… ale coś za coś…
- Zbyychuuuu!- wydarł się Krzysiek. Wszyscy czworo wstali.- Weź no może ty jej przegadaj do rozumu…
- Aniu…- podszedł do mnie mrużąc słodko oczy. – Jeżeli cie poproszę… tak bardzo ładnie? Proszę… kochanie… wiesz, że jesteśmy dziś jak zdechłe psy- spojrzał na Igłę, który za to posłał mu spojrzenie typu „zabijające”.- Błagam. Zrób to dla mnie, jeżeli nie chcesz dla nich…
- Zbyszek. Wiem, jaki macie dzień. I mnie się to nie podoba. – Powiedziałam, a ten nachylił się nade mną i muskał wargami poje ramię. Co mnie rozpraszało i musiałam dobrze się skupić, aby sklepać te zdania. – Mogę to jeden jedyny raz zrobić. Dla was…
- Jest!- podekscytował się Krzysiek z Dzikiem.
- Ale…
- No nie, znowu jakieś ale, kurwa!- zaklął Bartek.
- No, jak nie chcecie…- zaczęłam.
- Nie! Idioto, niech ona mówi!- uderzył go w tył głowy Ignaczak. – Jaki warunek?
- Sam jesteś idiota!- odwarknął tamten.
- Cóż… jutro i do końca pobytu tutaj, aż do wyjazdu do Londynu… widzę na stołówce świeżą kawę z mlekiem i cukrem.
- Spoko… da się załatwić.
- To nie wszystko- ostrzegłam ich, lekko wyswobadzając się z objęć Bartmana.- Codziennie na hali robicie dodatkowo dziesięć pompek i trzy okrążenia.
Stali wpatrzeni we mnie jak słup soli. Nigdy ich min nie zapomnę. Krzysiek zrobił się blady, jakby zaraz miał wymiotować. Kurek i Jarosz wytrzeszczyli oczy, a reszcie po prostu szczęki opadły. Ręce Zbyszka, które przed chwilą mocno mnie obejmowały w pasie, teraz zwolniły uścisk.
- Co?!- wykrztusił Kubiak.
- Taka cena tych, co kombinują. To jak?
- Jesteś pewna?...- zaczął Bartosz.
- No… Zbyszek to mi jeszcze inaczej podziękuję. Ale to już sprawa miedzy nami- wyszczerzyłam się.
Chyba nie byli zdolni nawet zagwizdać czy inaczej zareagować niż zmarszczyć czoło.
- Umowa stoi?- wyciągnęłam rękę.
Popatrzyli na siebie, aż Igła zrezygnowany westchnął. Popatrzył mi w oczy i podszedł podając mi dłoń.
- Deal.- Posłał mi spojrzenie typu: „jeszcze się policzymy”.
- No! To wspaniale! Idę porozmawiać z Andreą i rano widzę kawę na stoliku w stołówce- mrugnęłam do nich. Obróciłam się w stronę Zbyszka, dałam mu przelotnego całusa i w podskokach się oddalałam.
- Masz nienormalną kobietę- poklepał Zibiego po ramieniu Kubiak.
- Współczuję – dodał Kurek.
- Moje kondolencje- westchnął Piter.
Wszyscy się rozeszli. A ja dumna ze swojej transakcji, zapukałam do gabinetu trenera i powiedziałam o ich stanie fizycznym i psychicznym. I, że moim zdaniem dziś już nie powinni biegać. Co z resztą i tak miałam mu powiedzieć, bo to prawda. Niepotrzebnie siatkarze do mnie z tym przyszli, bo sama miałam zamiar właśnie im załatwić wolne. Ale, że już miałam okazję… to się troszkę zabawiłam. A potem dodałam, że na treningach za ten jeden dzień przerwy będą jeszcze bardziej ćwiczyć i się starać. Po czym dziękując, wyszłam.
Chłopcy się zebrali w pokoju Bartka i przez kilka minut mi wypominali jaką to jestem niewdzięczną kobietą. Ale to dla ich dobra, musieli zrozumieć. Aż w końcu zapomnieli i właśnie drążyliśmy temat włosów Krzyśka.
- Halo, Anka! Ziemia do Anki!- pomachał mi dłonią przed twarzą Grzesiu Kosok.
Wróciłam do rzeczywistości.
- O! Grzesiu… byłabym zapomniała! Gabi się martwi i prosi, żebyś do niej zadzwonił.
- Właśnie miałem to zrobić, tylko nie mam nic na koncie. Zapomniałem kupić karty.
- Trzymaj mój!- rzucił mu Możdżonek swój telefon.
I poszedł rozmawiać. Ja sama powinnam zadzwonić do taty. Po chwili i ja wstałam.
- Idę pogadać z tatą- odparłam na ich pytające spojrzenia.
Wyszłam na korytarz i wyciągnęłam komórkę. Przez chwilę się zastanawiałam, ale w końcu zeszłam na parter i wyszłam z budynku. Udałam się do miejsca, gdzie kiedyś znalazł mnie Zbyszek. Usiadłam na ławce. Nacisnęłam numer Marka z opcji szybkiego wybierania. Odebrał po czwartym sygnale.
- Słucham?
- Cześć tato! Co słychać?
- Cześć, An- ucieszył się… albo tylko udawał. Coś było nie tak.
- Wszystko w porządku?- spytałam wystraszona.
- Tak. Właśnie piję sobie herbatkę i czytam artykuł o was w gazecie- wyraźnie się ożywił.
Może on tęskni? Cóż, dawno się nie widzieliśmy… Albo co innego jest na rzeczy? Ostatnio nie chciał ze mną gadać. Gabrysia sama napisała mi, żebym lepiej się z nim skontaktowała. Więc…
- Tato. Co się dzieje?- zapytałam stanowczym głosem.
- Nic specjalnego. Nudy jak zawsze- stwierdził. – Tak się zastanawiam z Wercią, czy nie pojechać gdzieś na wakacje… nad morze? Co myślisz? Albo…
- Tato… nie odwracaj kota ogonem! Czuję, że coś jest nie tak.
Milczenie.
- Mam przyjechać do Rzeszowa?- spytałam jak najbardziej poważnie.
Przez myśl mi przeszło, jak ja wytłumaczę się trenerom i w ogóle… I jak sobie dadzą radę beze mnie siatkarze, którzy ostatnio są lekko mówiąc w dołku psychicznym. Ale to tylko przeszło mi przez głowę w sekundę.
- Tato? Mam przyjechać?- ponowiłam pytanie. Dla niego mogę zrobić wszystko.
- Aniu… jak ty sobie to wyobrażasz? Po co? Zostań tam, gdzie jesteś. Im bardziej jesteś potrzebna, niż takiemu staremu dziadkowi jak ja- uspokoił mnie.
- Po pierwsze, nie jesteś stary. A po drugie przekonasz mnie tylko wtedy, kiedy powiesz o co chodzi?
Westchnął ciężko. Jak chcę mu pomóc, muszę go przycisnąć do muru. Nie ma innej rady. Nagle usłyszałam w tle głosy:
- Panie Marku… czas na badanie.
I jakąś rozmowę. Chyba Weroniki i… jeszcze kogoś.. Zaraz. Na jakie badanie?!
- Tato… co tam…
- Musze kończyć, skarbie. Pa- przesłał mi całusa i się rozłączył.
Coś jest nie tak. Tylko co? „Panie Marku… czas na badanie”. Czyżby był w ośrodku? Jakie badanie?! Nic nie rozumiem… dlaczego wszyscy muszą mieć przede mną tajemnicę! Zbyszek też coś ukrywa, przyznał się. Ale na razie mi nie powie. A może powinien? Jej, musi być to na serio skomplikowane. A ojciec? Co znów zrobił? Miał poprzednim razem kłopoty z sercem. Czy to się powtórzyło? Czy znów coś się miało w moim życiu pokomplikować? Ale przecież Weronika zadzwoniła by do mnie, gdyby coś się stało Markowi. Skoro ona nie raczy mnie poinformować, to ja sama do niej zatelefonuję. Raczej będzie musiała mi wszystko powiedzieć.
Dotknęłam serduszka, które wisiało na mojej szyi już od kilku miesięcy. I nie mam zamiaru go zdejmować. Nagle usłyszałam za sobą jakieś kroki.
- Aniu? Jesteś tu?- wołał mnie Zbyszek.
- Jestem.
Teraz dopiero zorientowałam się, jaki w tym momencie mam głos.
- Czy coś się stało?- przestraszył się i usiadł obok mnie na ławce.
- No właśnie nie wiem! I to jest najgorsze!- jęknęłam, a do moich oczy napłynęły łzy.
Nie pytając, przytulił mnie do siebie. Wtuliłam się w jego tors i mimowolnie zaczęłam szlochać.
- Boże… Anulcia! Co się stało- głaskał mi plecy i całował czubek głowy.- Cii… proszę, nie płacz…
- To jest okropne! Co ja mam zrobić?...- zaczęłam mamrotać.
- Kochanie, jeżeli mi wszystko powiesz, spróbuję ci pomóc…- obiecał, lekko mnie dźwigając. Położył się na trawie, która była już sucha od słońca i gestem zaprosił mnie do siebie. Nie myśląc, zwaliłam się obok niego. Zaczęłam wycierać mokre policzki. Kiedy się trochę uspokoiłam, zaczął głaskać mi włosy. – To jak? O co chodzi?
- No właśnie w tym problem, że nie wiem. Dzwoniłam teraz do taty. Podczas rozmowy, a nawet jeszcze przed nią, domyśliłam się, że coś jest nie tak… Tylko nie chciał o tym gadać. Rozłączył się, gdy tylko usłyszałam słowa… że musi iść na badania! Ale jakie? Nie wiem, o co chodzi!
- A może to takie badania kontrolne, skoro nikt cię nie zawiadomił. Mówiłaś, że Weronika miała ci mówić o jakiś … komplikacjach. Czy nie?
- Tak. I to też jest dziwne, ze do mnie nie zadzwoniła.
- To może ty do niej zadzwoń?- podsunął.
- Właśnie o tym myślałam… i chyba tak zrobię.
- Na pewno ci powie co chcesz wiedzieć- uspokoił mnie, całując w grzbiet mojej dłoni.
Potem wtuliłam się do niego. I znalazłam ukojenie tego niezrozumiałego strachu i bólu, w jego ramionach.

***

Leżeliśmy tam, na tym pustkowiu jakieś pół godziny. W końcu ziemia zaczęła być mokra, więc wróciliśmy do ośrodka. Akurat chłopcy zeszli do stołówki.
- O! Są nasze gołąbeczki- ucieszył się Marcin.
- Aż tak się baliście, że się zgubimy?- zapytałam rozbawiona.
- Z wami to nigdy nie wiadomo- mruknął Paweł.
- A poza tym mnie to na rękę, że by was nie było na kolacji…- przyznał się Igła.
- A to dlaczego?- zaciekawił się Zibi.
- Przynajmniej więcej jedzenia dla mnie!- wzniósł oczu ku niebu, jakby to było oczywiste. 
Udaliśmy się w stronę stołówki i zasiedliśmy a swoich miejscach. Za mną pojawił się Bartek.
- Panowie!- niemal krzyknął. – Znalazłem dowody zbrodni.
Ciekawa, obróciłam się do niego przodem. Trzymał w ręku liść.
- Gdzie wy się szlajaliście?!- oburzył się Dziku.
- W krzakach- odpowiedział Zbyszek trochę rozjuszony.
Dopiero po chwili zorientowaliśmy się, jak to zabrzmiało. 
- Przyznał się oskarżony, panie sędzio Dziku Kubiaku- mówił Krzysiu.- Do lochu z nim!
- A co to, średniowiecze?- zdziwiłam się.
Wszyscy już zajęli swoje miejsca.
- Sąd  Najwyższy Wszystkich Sędziów – odparł mi Nowakowski.
Zaśmialiśmy się z jego stwierdzenia. Miałam zamiar zabrać sobie kanapki, ale na moim miejscu nie było talerzy i sztućców.
- A to co?- zdziwiłam się.
- Zapomnieli o tobie- stwierdził złośliwie Kubiak.
- Nie zapomnieli, tylko się zagapili- westchnęłam i wstałam.
Poszłam do kuchni, upomnieć się o swoje. Od razu kucharki przeprosiły i obiecały, że to się więcej nie powtórzy. Normalnie, to bym im awanturę zrobiła na cały ośrodek. Ale wydały mi się miłe od początku, kiedy przyjechałam. Więc po prostu tylko im zwróciłam uwagę. Wróciłam na swoje miejsce, gdzie wszyscy się śmiali. Ogólnie, tak z zewnątrz można było mieć złe wyobrażenie. Wyglądali na szczęśliwych i w ogóle. Ale tylko my, w ścisłym gronie wiedzieliśmy, że tak nie jest.
- I co? Tylko tyle?- zdziwił się Krzysiu.
Zapewne zacierał już ręce na małą bójkę w kuchni, którą jego zdaniem powinnam zrobić.
- A co? Miałam im …
- Nie kończ!- ostrzegł mnie Zagumny.
Ten to był bardzo wrażliwy przy jedzeniu. Wzięłam wreszcie kanapkę i zaczęłam jeść. Po chwili chwyciłam szklankę z herbatą, którą wcześniej posłodziłam łyżeczką Zbyszka. Wzięłam łyk.
- Kurwa! Co ta ma być?!- wydarłam się krztusząc. – Ta herbata jest… ohydna!
- A co się stało?- udawał niewiniątko Igła.
Zrobiłam kamienną twarz. Więc to tak chciał się bawić?
- Ty mały…
- Jesteś mniejsza!- ostrzegł.
- Igła! Co ty tutaj wsypałeś?!- zrobiłam minę „jesteś szalony!”.
- Nic...
- Nie udawaj mały tchórzu!
- Sól- podpowiedział Winiar
- Sól?!
-No... sól.
Spojrzałam na winowajcę z byka śmiertelnie wrogim spojrzeniem.
- Ile wsypałeś? Trzy?
- Blisko… pięć- wyszczerzył się.
- Pięć łyżeczek?! – niemal krzyknęłam.
- Eh… no … pięć łyżeczek… tych dużych- wyjaśnił udając zmieszanego.
Otwarłam buzię ze zdumienia.
- Gdyby nie dzielił nas stół… już byś nie żył- obiecałam. -Także szykuj się na szybką śmierć- ostrzegłam.
Wszyscy się śmiali. A raczej wili ze śmiechu.
- A wy do jasnej Anielki, wszystko widzieliście i mnie nawet nie ostrzegliście?! Wy Brutusy przeciwko mnie!- rzuciłam w ich stronę, zakładając ręce na piersi, jak małe dziecko.
- Ale żebyś widziała swoją minę…- zachichotał Bartosz.
- Mam to uwiecznione- mrugnął Igła.
No tak. Jarosz trzymał kamerę, gdy jedliśmy. Dlaczego to mi się nie wydało podejrzane, że mnie filmował? Tego nie wiem. Ale wiem, że Krzyśkowi jeszcze się odwdzięczę.Zasłużył na mój gniew.





-------------------------------------------------------

Hej ;*
No to co? Wakacje!
Wybieracie się gdzieś? ;)

Wczoraj był komers (zajebisty tak na marginesie). Dziś zakończenie... Trochę mi smutno, że to koniec już gimnazjum. Z drugiej strony trochę się cieszę, że poznam nowych ludzi. A jeszcze z innej boję się, czy mnie zaakceptują i co najważniejsze przyjmą tam, gdzie chcę się dostać.

Teraz, skoro są wakacje, rozdziały będę dodawać dwa, a jak mi się umyśli to nawet trzy razy w tygodniu ;a

Dziękuję za wszystko, pozdrawiam Was serdecznie ;**

niedziela, 22 czerwca 2014

LXXII



Rano, jak gdyby nigdy nic wstałam pierwsza. Jak zwykle. Zibi obudził się zaraz za mną. Wstałam, żeby iść do łazienki. Trochę zaspana przecierałam oczy. Zrobiłam kilka kroków i …
- Aaaaa!- otworzyłam szybko oczy, przestraszona.
Czyżby Igła zrobił mi kolejny kawał? Bo właśnie teraz, w tym momencie potknęłam się o coś dużego i… miękkiego?! Poleciałam całym ciałem na coś. A raczej na kogoś.
- Co jest, kurwa?!- usłyszałam pod sobą czyjś głos, jednocześnie mój. A dokładniej Dzika głos. Zgłupiałam w tym momencie.
- Misiek, co ty wyprawiasz?- zbulwersowałam się.
- No właśnie Dziku!- marszczył gniewnie nos Zbyszek, który stał nad nami.
- Ty lepiej patrz jak łazisz, Anka! Nawet słoń nie miałby z tobą żadnych szans…- mruknął przyjmujący.
Natychmiast się podniosłam z małą pomocom mojego chłopaka.
- Jeżeli to miał być komplement, to słaby- stwierdziłam.- Co ty tutaj robisz?! Czyżby to była pułapka Igły?...
Na swoje słowa obróciłam w stronę łóżka Libero głowę, oni powtórzyli tę czynność. Siatkarz smacznie spał sobie w swoim łóżku. Serio nie usłyszał tych naszych wyzwisk?
- Ciii- szepnęłam chłopakom. Sama wzięłam reklamówkę z szafki i poszłam do łazienki.
Kiedy wszystko było gotowe, Krzysiek już się obudził.
- O! Nasze śpiochy wstały!...- udałam zaskoczenie.
- Anka, ranny ptaszek- jęknął Igła ledwo przytomny.
Zachichotaliśmy.
- Nie wyspałeś się, Krzysiu?- zapytał Zibi.
- Jakoś tak niewygodnie mi było… Hej!- spojrzał na Dzika, który siedział pod jego łóżkiem.- A ten co tu robi?
- Nie miałem gdzie spać.
- A my to co? Przytułek dla bezdomnych?!- oburzył się Libero trochę się rozbudzając. Po czym wstał. Wziął ręcznik i wszedł do łazienki. Ja, jak gdyby nigdy nic, podbiegłam na palcach do łóżka Zbyszka, w którym on sam z powrotem się znalazł i wskoczyłam pod kołdrę. Przytulił mnie mocno do siebie.
- Zdążyłaś?- spytał.
Kiwnęłam głową. Michał patrzył na nas nie wiedząc, o co chodzi. Zibi pocałował mnie namiętnie, oddałam pocałunek. Żeby się nie nudzić. Po pięciu minutach, mniej więcej, z łazienki wyszedł Igła. Oderwaliśmy się od siebie.
- Dzięki ci, że wreszcie wyszedłeś- westchnął Michał.- Nie wiem, ile oni potrafią się całować bez tchu? Liczyłeś może?
- Nie. Ale na pewno ustanowili jakiś nowy rekord- mrugnął porozumiewawczo.
- Szybko ci poszło w tej łazience… - syknęłam.- Ukrywasz przed nami super szybkie moce? Nawet włosy ułożyłeś!
Obróciłam się plecami do mojego chłopaka, patrząc na dwóch pozostałych.
- Tak. W szczególności przed tobą- odparował.
Po czym założył spodenki i bluzkę. Zgonił Dzika z łóżka.
- A sio!- machnął ręką, jakby muchy się pozbywał.
- Tak to sobie do psa mów- mruknął tamten.
- No a twoim zdaniem, do kogo to mówię?!- zadał pytanie retoryczne Igła.
I razem wyszli. A ja jeszcze chwilkę poleżałam ze Zbyszkiem i w końcu wstałam. Ubrałam się na sportowo. Miałam zamiar dziś z nimi trochę na sali poćwiczyć, pograć. O ile Andrea się zgodzi. Ale nigdy z tym nie było kłopotu, więc i tym razem mi się upiekło.

*** 
 
Na hali trochę pobiegałam. Ale aparat czekał w pogotowiu. Na wszelki wypadek dałam go do opieki Kubie. W końcu potrenowaliśmy zagrywki. Ja przyjęcie z dwoma libero. Czekałam w skupieniu aż mój plan zadziała. Powinno wszystko się zrobić w przeciągu pół godziny. I właśnie mniej więcej 25minut później, z gardła Kurka wydobył się głośny śmiech.
- Hahahahahahahahaha- aż złapał się za brzuch.
- Co cie tak bawi?- spytał zdezorientowany Magneto.
- Patrz… hahahahahaha- wskazał palcem na Krzyśka.
Ten zaś zdziwił się szczerze. Wszyscy teraz stali z piłkami w ręce, lub przy nodze i przyglądali się.
- Ale co…- zaczął Kosok, podchodząc do dzielącej nas siatki.
- Toż to jak rybki z ferajny!- zaśmiał się Zbyszek.
Wszyscy mu zawtórowali oprócz jednej osoby. Patrzył na nas dziwnie. Nic nie rozumiał. Nie dziwię mu się zresztą.
- Może mi ktoś tu kurwa łaskawie wyjaśni, o co chodzi? – spytał spokojnie, ale gdy my się nadal śmialiśmy dopowiedział- do jasnej cholery!
- Spokojnie Igła… - podniósł w geście obronnym ręce Bartek.
- Dlaczego nam nie powiedziałeś Krzysiu, że postanowiłeś zmienić swój wygląd?!- oskarżył go Winiarski.
- Ja?!- zrobił minę typu: „co ty pierdolisz?” – Ja coś zmieniłem?!
- Igła! Ty jesteś kolorowy!- oświecił go Cichy Pit.
- Kolorowy?- nie mógł wyjść z szoku. Dotykał się dłońmi po całej twarzy, doszukując się czegoś nieprawdopodobnego.
Ja, jako winna temu zamieszaniu, stałam cicho chichocząc. Na szczęście trenerzy gdzieś poszli.
- Świecę się?...- zapytał niepewnie Krzysiek.
- No… - podszedł do niego Kubiak i zaczął się przyglądać jego twarzy.- Ty sam nie… ale to!- chwycił w palce postawione na żel włosy kolegi- już tak!
Igła otworzył szeroko usta, natychmiast odskakując. Wyglądało to komicznie! Dobrze, że Kuba wszystko nagrywa…
- Ale co z nimi nie tak?!- przestraszył się. Przeczesywał nerwowo kosmyki.
- Ufarbowałeś?- zdziwił się Ziomek.
Mina Krzyśka mówiła wszystko. Od razu się domyślił, co jest grane. Najpierw zrobił się blady jak papier. Potem jego kolory twarzy przeszły w jasny i ciemny róż, aż w końcu doszło do koloru bordowego.
- Ty…- wysyczał zza zaciśniętych zębów, kierując w moja stronę palec wskazujący.
- Krzysiu… to nie tak, jak myślisz- zrobiłam niewinną minkę.
- Jak śmiesz ingerować w sprawy MOICH PRYWATNYCH włosów!- zarył zbliżając się do mnie.
- Sprowokowałeś mnie- wyszczerzyłam się, jednocześnie robiąc kroki do tyłu. – Masz jakieś nieprywatne?...
- Igła, nie rób głupstw!- ostrzegł go jeszcze Paweł.
- Zbychu cię zabije, jak jej się coś stanie- pogroził Grzesiu.
Ale ten mały potwór go nie słuchał. No… mały to złe określenie. Wśród nich to on był mały. Ale przy mnie?! Przy mnie to on normalnie wygląda jak wielkolud! Góruje nade mną z 15centymetró!
- Moje włosy są…
- … pomarańczowe- dokończyłam za niego.- Bo wiesz… stwierdziłam, że wśród nas rudych jest za mało. A że ty zawsze taki chętny do pomocy…
- Ja ci zaraz dam czarna małpo!- krzyknął i rzucił się w moją stronę.
Ale w porę odskoczyłam w prawo. Zaczął mnie gonić. Nie było łatwo mu uciekać, bo on mimo swej masy, jest zwinny i giętki tak plastelina! A że ja też jestem jakim takim libero, to i on mi nie dawał rady. W sumie, fajna rozgrzewka. Aż przypomniała mi się sytuacja z jego domu po imprezie. Tylko, że to ja wtedy jego goniłam, a nie na odwrót.
- A co tu się dzieję?!- usłyszeliśmy donośny, polski głos.
Tak, Andrea już niektóre zwroty mówi po polsku.
- Igła i Ania bawią się w berka- zaśmiał się głośno Jarosz. – Taki rodzaj ich prywatnej rozgrzewki!
Andrea może i by uwierzył, gdyby nie coś, co przykuło jego uwagę. No tak, promienie światła, które wpadały przez wielkie okna do sali, oświetlały wspaniały rudy kolor włosów mojego przyszłego kata.
- Igła! Co z twoimi włosami?- spytał po angielsku.
W tym momencie zrobiłam kolejny unik i schowałam się za plecami Zbyszka, który śmiejąc się zasłonił mnie własnym ciałem. Wyglądałam mu zza ramienia szczerząc zęby do Krzyśka.
- Nic takiego trenerze…- odpowiedział po Włosku. – Po prostu postawiłem na oryginalność.
Prychnęłam widząc jego oczy. Gdyby spojrzenie mogło zabijać… umarłabym już pięć minut temu.  Koledzy zaśmiali się szczerze i głośno.
- Zbychu, odsuń się proszę i nie toruj mi drogi do tej małej jędzy!
- Uważaj na słowa- zmarszczył mój chłopak brwi.
- Dobra, stop!- wyszłam zza jego pleców i stanęłam między nimi.
- Trzy jeden dla mnie!- krzyknęłam prosto w twarz Igły i uciekłam. Mam nadzieję, że zdjęcia wyszły.

*** 
 
Na obiedzie wszyscy komentowali jego włosy. A raczej specyficzny kolor. Dodałam rano do jego żelu do włosów takiego farbującego proszku. Schodzi po kilku godzinach, ale on o tym nie wiedział. Z jednej strony chciałam znów pokazać, że wygram. Z drugiej strony chciałam mu się odciąć trochę za Pawła Zagumnego…
- Anka jest genialna…- przyznał Kubiak.
- A wątpiłeś w to?!- udałam oburzenie.
- Skąd taki pomysł?... Czemu rudy a nie na przykład czerwony?- znów zachichotał Michał Winiarski za co dostał mocnego kopniaka w łydkę pod stołem od Krzyśka. –Ałć!
- Już mówiłam- wyszczerzyłam się.
- Uważam, że Igła… do twarzy ci w tym kolorku- poklepał go po ramieniu Kosok.
- Jestem za tym, żebyś utrzymał ten kolor- wyszczerzył się Bartek.
- Taaa jeszcze czego!- prychnął udając złego.- Może jeszcze wezmę przepis na ten żel od tej Żmii?
- Cicho tam, Krasnoludku!- odparowałam, za co dostałam gromkie brawa i śmiech w naszym gronie.
- Dlaczego wszystkie przezwiska muszą pochodzić rodem z …
- Z piekła?- podsunął Możdżon Cichemu Pitowi.
- Nie… rodem z bajek?
- No tak. Ja jeszcze pamiętam Gargamela- zaśmiał się Ziomek.
Zaczęliśmy jeść zupę ogórkową. Nie lubię, ale chłopcy mnie zmusili. Nie miałam szans… jedna na ich trzynastu?! Jak nie więcej…  a Zibi to mnie najbardziej pilnował. Wciąż uważał, że jak będę za mało jeść to mój Ulubieniec będzie zmuszony mi kanapki przysyłać. Na drugie dostaliśmy kluski śląskie z sosem, mięsem i sałatką z czerwonej kapusty. Tego już nie dojadłam.
- Przepraszam, ale ja już muszę uciekać… - wstałam zasuwając krzesło.
- A dokąd to?- spytał zdezorientowany Jarski.
- Szykować kolejne super plany na Igłe- zażartowałam.
I poszłam. Tak na serio to udałam się do pokoju swojego i włączyłam lapka. Sprawdziłam wszystkie sportowe strony. Za pięć dni wyjeżdżamy do Londynu… Kiedy weszłam na fb, miałam 32 wiadomości i 44 powiadomienia. Nie było mnie tutaj z miesiąc... Okazało się, że wiadomości dostałam kolejno od: Gabi, Gabi, Gabi x 7 , 7 od Michała. A reszta to jakieś dzieci się bawiły i mi głupoty powysyłały.
„Anka, zadzwoń do mnie. Jak Grzesiu? Ostatnio nie ma czasu ze mną gadać. Może wiesz, o co chodzi?” – Gabi.
„Możesz do mnie zadzwonić?!”
„Twój tata się martwi. Uważam, że powinnaś do niego zadzwonić”
„To przynajmniej wyślij mi sms’a.”
„Hej, żyjesz?! Czy umarłaś? Mam cię pomścić?..”
I wszystkie podobne wiadomości od tych. Od Miśka:
„Cześć, Aniu ;*”
„Obraziłaś się? Błagam… odezwij się”
„Wiesz, że ja nie potrafię tak po prostu cię olewać…”
„Anka, błagam… ja nadal… eh, i tak nie mam po co tego pisać”
I kilka kolejnych od niego. Ale nawet nie odpisałam. Zobaczy, że wyświetliłam. Ale nie chce mi się z nim gadać. Już mu raz wyjaśniłam, żeby się odczepił. Jak tak dalej pójdzie, zmienię fb. Albo w ogóle usunę konto. Z drugiej strony, dlaczego ja mam to robić z jego powodu?..
- Wreszcie można się położyć…- westchnął Zibi waląc się obok mnie na łózko.
Właśnie wrócili ze stołówki.
- A gdzie Igła?- zdziwiłam się.
- Postanowił zamknąć się w pokoju Łukasza dopóki mu ta farba nie zejdzie. Już chyba myje głowę…
- Pf…- prychnęłam.- To zejdzie mu za kilka godzin i żadne mycie, żaden super szampon mu nie pomoże.
Zamknęłam wszystkie strony i wyłączyłam laptopa. Odłożyłam go na szafkę nad łóżkiem i położyłam wygodnie obok chłopaka. Patrząc jak śpi, zaczęłam przeczesywać mu palcami włosy. A jednocześnie zastanawiałam się, dlaczego Michał do mnie napisał. Czy nie dałam mu jasno coś do zrozumienia?...
Chyba wtedy zasnęłam. Nic mi się nie śniło. Czułam tylko, że ktoś leży przy mnie i oddycha w moje włosy. Ale to mógł być sen. Nagle jakiś hałas mnie obudził.
- Hej! Wstawać śpiochy!- Krzysiek wydarł się na cały pokój.
- Nie…- mruknęłam chowając twarz w ramieniu Zbyszka.
- Wstawać śpiochy bo was zimną wodą obleję?!
- A co ty taki wesoły?- wymamrotał Zibi.
- Farba mu zeszła- oświadczył stojący w progu Możdżonek.
- To chyba z mózgiem- westchnął mój ukochany.
Nagle w nasze twarze uderzyło coś miękkiego. Poduszka.
- Za to twój język jest tam gdzie był- odparował Igła.
Z westchnieniem wstaliśmy. Ubrali się w strój i poszli na halę. Ja trochę się guzdrałam. Kiedy zniknęli z ośrodka i usłyszałam, że są na dworze, wzięłam kamerę i włączyłam ostatni filmik. Najpierw przejrzałam zdjęcia. Komiczne pozy, kiedy się goniliśmy. A później filmik…
Śmiałam się z tego, co zobaczyłam. I kiedy przyszłam do nich na salę nadal byłam rozbawiona. Patrzyli na mnie dziwnie, ale o nic nie pytali bo właśnie biegali.
- Które to już kółko?- spytałam Olka.
- Chyba piętnaste… ale po dziesiatym przestałem liczyć- oświadczył nie przerywając swojej pracy.
Spojrzałam na siatkarzy. Krzysiek był pierwszy i najwyraźniej mu się to podobało… jakby mógł to by w tym momencie wołał „jestę najlepszy!”. Chyba dostał pozytywnego kopa w dupę. Reszta się ociągała. Mieli ponure miny.
- Hej, chłopcy!- zawołałam ich.
Posłusznie, a nawet bardzo chętnie wreszcie się zatrzymali przede mną. Andrea wiedział, że teraz muszę ja – ich psycholog- zadziałać, więc mi na to pozwolił.
- Co to ma znaczyć?!- oburzyłam się.
- Yyyy… a co?- podniósł brwi Kubiak.
- Dlaczego biegacie jak stare baby zamiast szaleć jak Igła?
- Ja szaleję?- zdziwił się wskazany przeze mnie palcem.
- Czy wy myślicie, że tam w Londynie to mecze się same wygrają?! Albo, że piłki się same będą odbijać?! Cholera jasna! Chłopaki! Brać się do roboty! Mamy niecałe pięć dni przed wyjazdem. Więc teraz będziecie grzecznie i z wielką ochotą do pracy biegać- oświadczyłam. Gdy nie odchodzili zamachałam- no, już was nie ma! Do roboty!
Zaśmiali się serdecznie i znów wrócili do swojego zajęcia. Gra nadal im nie szła dobrze. Trener starał być się spokojny, ale nie zawsze mu to wychodziło. Kilka razy stracił cierpliwość i zaczął krzyczeć. A ja ich motywowałam. Na początku tylko z boku, ale w końcu moje psychologiczne ja wzięło górę. Przebrałam się w strój i pobiegałam z nimi kółeczka. To były karne kółka, które musieli wykonać, bo źle robili zadanie.
- Kuba… dawaj chłopie!- zwolniłam, żeby dotrzymać jego tępo. – Zobacz, jak Kurek się szczerzy, że ciebie wyprzedził… dasz mu tę satysfakcję?!
- Ooo… w życiu!- prychnął złośliwie i wystrzelił jak torpeda.
- Zbyszek!- zawołałam.
Zwolnił i obrócił w moją stronę.
- Co tam, skarbie?
- Wszystko okej? Taki jakiś … blady się nagle zrobiłeś…
- Wszystko dobrze. Tylko przypomniałem sobie… a, nie ważne!
I wyprzedził mnie. Nadal miałam nadzieję, że mi wytłumaczy to, co ma mi wytłumaczyć. Na co on czeka? Widzę, że się męczy… jednak wiem, że to nie jest łatwe. Coś na serio musi go trapić.
- Buu!- usłyszałam za plecami.
- Yh!- przestraszyłam się i obróciłam.- Igła, ty nie masz już co robić tylko bezbronne kobiety straszyć?!
Zaśmiał się. Teraz dopiero zauważyłam, że raczej chodzę niż biegnę.
- Nie jesteś bezbronna. Pani psycholog się zmęczyła?- uniósł brew.- Czy raczej …
- Zamyśliłam się. A poza tym, to co ty tutaj robisz?! Już proszę przyspieszyć, panie Krzysztofie! Co pan robi?! Proszę wrzucić piąty bieg!
- Spokojnie, bo ci żyłeczka pęknie, piękna pani psycholog…
- Uważaj, żeby tobie nie pękła…
Pogroziłam palcem i chichocząc dogonił biegnącego przed nami Ziomka. A ja zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam odpisać na wiadomość Michałowi, czy raczej zostawić to w spokoju? I cały czas bałam się o naszych siatkarzy. Chyba ze wszystkich osób na ziemi, w tym momencie ja najbardziej się o nich martwię.




-----------------------------------------------

Cześć, Kochani ;*
Podoba Wam się to coś u góry?

Za godzinę meczyk, więc w górę serca bo Polska wygra mecz! Bój się Brazylio... 

Dzięki za miłe słowa pod poprzednim postem. Mam nadzieję, że dziś będzie już to 27tys. wyświetleń ;a
Przepraszam za jakiekolwiek błędy.

Buziaki i do następnego ;*

czwartek, 19 czerwca 2014

LXXI



Przez cały dzień uważałam, żeby w coś nie wpaść, nie wdepnąć. Czy jeszcze jakiś inny pomysł mógł mieć nasz Libero? Oj, jestem pewna, że niedługo się przekonam o tym na własnej skórze. Właśnie szykuję się do zejścia na stołówkę. Siedzę w łazience już od kilkunastu minut i zastanawiam się, czy nie lepiej by było, gdyby Igła nie mieszkał z nami w pokoju… Ledwo uchylam drzwi jak wchodzę, żeby sprawdzić czy się gdzieś za nimi nie czai. To jest strasznie irytujące.
Ale zauważyłam, że on też ma się na baczności. I to mi choć trochę poprawia humor. Musze coś nowego wymyślić, zanim on sam na coś wpadnie…
- Anka, żyjesz?- zapukał do drzwi Zbyszek.
- Już wychodzę!- odkrzyknęłam.
Szybko chwyciłam gumkę i spięłam nią włosy w luźnego kucyka. Wyszłam z łazienki i wpadłam wprost w otwarte ramiona ukochanego.
- Ups!- wydał się dźwięk z mojego gardła. Przytulił mnie mocniej i pocałował w czubek głowy.- Gdzie Igła?
- Już poszedł. Od porannego incydentu unika cie jak ognia! Uważa, że masz już na niego jakąś niespodziankę…- wydawał się być rozbawiony tą całą sytuacją. W sumie sama mu się nie dziwię.
- I niech się boi- żachnęłam się marszcząc nos.- Nie mam jeszcze nic konkretnego… ale…
- Tak?
Spojrzał na mnie podejrzliwie, bo nagle patrzyłam na niego z wielkim, chyba jak dla niego zbyt podejrzanym uśmiechem.
- Może… mógłbyś… zorientować się… no wiesz…
Przez chwilę myślałam, że nic nie zrozumiał. Ale gdy miałam mu to wyjaśnić, nagle jego oczy rozbłysły jeszcze większym rozbawieniem.
- O nie, moja droga!- nie udało mu się nie zaśmiać.
- No, ale dlaczego nie?... Wtedy nie byłabym już taka zestresowana wchodząc do tego pokoju, bo w każdym kącie może kryć się Igła…
Mój głos ze spokojnego przechodził wyższy dźwięk. Już staliśmy kilka kroków od siebie.
- Nie. To nie fair!
- Nie fair to jest to, że mi odmawiasz- pożaliłam się robiąc smutną minkę.
- To wasza sprawa. Ja nie będę się wtrącał.
- Nawet odrobinkę?...
- Nie.
Był nieustępliwy. W końcu dałam za wygraną. Chociaż nie łatwo było mi się pogodzić z tym, że musiałam zrezygnować z tajnego zwiadowcy. Zbyszek idealnie się nadawał! Mógł od Krzyśka wyciągnąć każdy najchytrzejszy plan na mnie- myślałam idąc po schodach, trzymając za rękę siatkarza.
- Chyba się nie gniewasz?- spytał podejrzliwie gdy przekroczyliśmy próg do stołówki.
- Nie.
W końcu usiedliśmy przy stole. Chłopcy byli tak mili i już nam przynieśli kolację. Mina naszego Libero, gdy mnie zobaczył była przezabawna!
- Igła! Oddychaj!- pomachałam mu przed nosem widelcem, gdy tylko usiadłam obok.
- A zabieraj to narzędzie zbrodni daleko ode mnie!- fuknął.
- Spokojnie, jeszcze nie jestem tak zdesperowana- mruknęłam uśmiechając się złośliwie.
- Uważaj Krzysiu- zachichotał Kubiak- bo jeszcze Anka ci w nocy gardło poderżnie. Bój się!
- On i tak już wystarczająco się boi- prychnął mój ukochany.- W nocy śpi jak na szpilkach.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Oczywiście siatkarze już wiedzieli o naszej ‘zabawie’. Nawet już po części zaczęli robić zakłady, kto wygra!
- Nie masz z nią szans- poklepał Libero Jarosz.
- Jeszcze zobaczymy!- odgrażał się tamten.
- Poddaj się, Krzysiu. Nie chcę przegrać z Ziomkiem tych dwudziestu złotych- skrzywił się Marcin.
Zaśmialiśmy się i rozpoczęliśmy jedzenie.
- Prędzej to ja coś wymyślę niż Anka- poruszył śmiesznie brwiami.
- Uważaj, bo ona jeszcze cię tak obsmaruje, że zapomnisz o całej sprawie…- ostrzegł Zibi.
I to właśnie w tym momencie wpadł mi ciekawy pomysł do głowy. Tylko jak go tu zrealizować?... Musze iść zaraz po kolacji do sklepu…
- Oho! Anka na coś wpadła!- ucieszył się Paweł.
Uśmiechnęłam się do swoich myśli.
- Tak, na pewno coś wymyśliła- przyznał równie podekscytowany Kurek.
- Halo, żyjesz?!- pomachał mi przed oczami Zibi.
- Co?- nagle spadłam na ziemię. Wszyscy zachichotali. Moja mina była dla nich bezcenna.- Nic, nic… Muszę… iść…
- Ale dokąd?!- zawołał za mną Zbyszek, kiedy się oddalałam. Ale nie miałam czasu do stracenia. Niedługo zamkną sklep, gdzie będę mogła kupić to, co chcę kupić… Już zacierałam dłonie i widziałam minę Krzyśka, kiedy to zobaczy!

Zbyszek.
Wyszła tak szybko, jakby coś ją goniło.
- Zostawiła cię.
Miałem ochotę trzepnąć Kubiaka w łeb, ale się powstrzymałem.
- Zapewne szykuje kolejną pułapkę na Igłę- poprawiłem.
- Ciekawe, co tym razem wymyśliła…- zmrużył oczy.
- Oj, szykuj się Krzysiu… czeka cie lanie! A mnie… dwie dyszki- poruszył śmiesznie brwiami Możdżon.
- Dzięki. Wiem już kto jest moim potencjalnym wrogiem.
- Do usług- wyszczerzył się.
Już nie słuchałem. Znów mi uciekła. A miałem z nią pogadać… te kilka chwil razem dużo dają. Jednak to tylko kilka chwil, a chciałoby się więcej. Jutro niedziela i tylko lekki trening. Więc będę miał cały dzień dla mojej Ani! Nagle zawirowała komórka. Wiedziałem, kto to. Ale nawet nie odebrałem. Wstałem i wyszedłem z budynku. Może jeszcze ją dogonię?
- Hej, Romeo!- zawołał Winiar.- Goń tą swoją Julię!
Machnąłem tylko ręką. Komórka znowu zadrgała. Tym razem dostałem smsa. Odruchowo sięgnąłem do kieszeni. Sekundę później zorientowałem się co robię. Nie otworzyłem wiadomości tylko wyłączyłem telefon. Wybiegłem z budynku i udałem się w jedną stronę, gdzie Ania mogła iść. Muszę z nią porozmawiać.
Biegłem jakieś trzy minuty i zaraz zobaczyłem jej sylwetkę. Szła spokojnie, patrzyła pod nogi. Gdy się zbliżyłem, zorientowałem się, że coś śpiewa bardzo cicho.
- Aniu!- krzyknąłem, obróciła się.
- Zbyszek? A co tu robisz? Nie jesz kolacji?- zdziwiła się i zaczekała aż do niej dojdę.
- Nie. Chciałbym trochę spędzić z tobą czasu…
Spojrzała na mnie podejrzliwie. Wiedziałem, że już od dłuższego czasu coś podejrzewa. Ale nic nie mówiła, zapewne czekając aż sam zacznę temat. Może to był ten moment? Chwyciła mnie za rękę, przyciągnąłem ją do siebie i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. Po chwili ona stała jeszcze bliżej niż poprzednio. Popatrzyłem w jej oczy.
- Co się dzieje?- zapytała smutno.
- Nic…
Widziałem w jej oczach błysk niedowierzania.
- Naprawdę…
Głośnym westchnięciem skapitulowała. I nagle na jej twarzy pojawił się piękny, łobuzerski uśmiech, który tak bardzo kocham. Oznaczał on jej niebywałą inteligencję.
- Musze zrobić zakupy, pomożesz mi? Igła będzie zachwycony!- mrugnęła do mnie i pociągnęła w stronę gdzie się wcześniej kierowała.

Anka.
Gdy wyszliśmy ze sklepu, nasze humory już się poprawiły. Podczas zakupów zapoznałam Zbyszka z moim super planem. Tak jak ja, on sam nie mógł się doczekać aż sprawdzi się to w praktyce. Obiecał mi trochę pomóc.
- Jego mina będzie bezcenna…
- Weź aparat, okej?
Skinął głową i wziął mnie za rękę.
- Chodź… idziemy na pizzę!- zakomunikował ciągnąc mnie w przeciwnym kierunku.
- A tobie wolno…?- podniosłam brwi posłusznie szłam za nim.
- Cóż… Andrea o tym nie wie… ale ciii- przytknął dobie palec wskazujący do ust i rozejrzał się dookoła.
- Jako twój psycholog…
- W tym momencie jesteś moją dziewczyną- przerwał mi natychmiast. – Idziemy!
Nie mogłam się z nim kłócić. Był z tego bardzo zadowolony, jak mi się wydawało. Cóż… nie jest mi łatwo odmówić mu czegoś, co jemu sprawi przyjemność. Przeszliśmy przez ulicę nie zważając na trąbiący samochód. Śmiejąc się pobiegliśmy po chodniku jak najdalej od kierowcy, który był wzburzony.
- Jesteś szalony!- wytknęłam mu palcem w pierś.
- Ja?! I kto to mówi?- zachichotał.
- Mogłeś nas, mnie zabić- udawałam poważną.
- Cóż… znając cię od pewnego czasu wiem, że taka stłuczka nic by ci nie zrobiła.- Stwierdził, a ja nie wiedząc o co mu chodzi podniosłam brew.- Jesteś tak twarda, że nawet czołg by cie nie skrzywdził- prychnął. Chodziło mu raczej o mój charakter.
- Ha. Ha. Ha. Ha.- zadrwiłam.
- Może się nie zgodzisz ze mną?- znów się zaśmiał.- Ciebie nie jest w stanie nic przeskoczyć. No, chyba… że to jestem ja…
- Nie schlebiaj sobie- prychnęłam, udając oburzenie. W rzeczy samej miał rację.
Znów zaczęliśmy iść. Byliśmy prawie przy samej pizzerii.
- Ja tylko stwierdzam fakty- wyszczerzył się.
Posłałam mu spojrzenie typu: „meczysz mnie tą gadką” i dalej szliśmy w milczeniu. Gdy znaleźliśmy się przed restauracją, Zbyszek otworzył przede mną drzwi i przepuścił przez nie. Sam wszedł za mną. Siadłam w najbardziej ustronnym miejscu. A przynajmniej tak mi się wydawało…
- To co zamawiamy?- spytał rozpromieniony.
- Hm… wiesz… ja to mogę sobie pozwolić tylko na sałatkę warzywną.
- Dlaczego niby?- zmarszczył nos zbity z tropu.
- Ślepy jesteś?
Spojrzał na mnie pobłażliwie, gdy zorientował się o co mi chodzi.
- Nie musisz się martwić o to. A poza tym… twój ulubieniec by mnie udusił, gdyby się dowiedział, jak ty się odżywiasz!
- Ja? Przez was przytyłam równe 1kilo!
- Oo… a to ci heca! – A potem coś go zainteresowało.- Przez nas?
- No, a co? Może sama sobie to zrobiłam?
- My po prostu dbamy żebyś nie wpadła w żadną chorobę anorektyczną, czy jakąś tam …
- Ach, tak…
Tylko tyle wykrztusiłam. Włączył komórkę.W końcu podeszła kelnerka. Zamówiliśmy pizzę. Każda strona przeszła na kompromis. Ja zrezygnowałam z myśli, że miała być bez salami, a on, że ma być bez podwójnej kukurydzy ale za to więcej ananasa. Oczywiści nie obyło się, bez drobnej sprzeczki, czemu przyglądała się dziewczyna.
- Aniu… przecież wiesz, że kukurydza jest tak zdrowa…!- zaprotestował, gdy oświadczyłam, że nie zniosę dodatkowej porcji.
- A ty nagle taki miłośnik kukurydzy i zdrowego jedzenia?- zmarszczyłam nos.
- Dobrze… jeżeli mniej kukurydzy to więcej ananasa… i salami!- uśmiechnął się promiennie.
- Salami?... hm… nie do końca lubię salami..
Spojrzał na mnie tylko z byka. Kobieta, o imieniu Maria, jeżeli wierzyć plakietce zwieszonej na jej bluzce, przyglądała nam się ciekawie.
- No dobra… ale ta kukurydza…
- Dobra, niech będzie. Idziemy na kompromis. – Podniósł ręce w obronnym geście.
Zadowolona złożyłam zamówienie. Dziewczyna odeszła.
- Możemy pogadać?- spytałam niepewnie, poważniejąc.
- O czym?- też przybrał poważny ton.
Od czego zacząć? Jak go tu zapytać… dlaczego? A może nie powinnam…
- Zbyszek… ja rozumiem, że masz swoje sprawy…
I nagle przerwał mi dzwonek telefonu. Jego telefonu. Sprawdził z niechęcią, wręcz westchnął. I właśnie o to mi chodziło, gdy odrzucił połączenie. I z powrotem skupił się na mnie.
- No… to o czym chciałaś rozmawiać?
Żeby odwlec to wszystko w czasie, zaczęłam nerwowo przebierać palcami po szklance z colą. Czekał cierpliwie.
- Zbyszku… o co chodzi z tymi telefonami?
Zaryzykowałam. Przez chwilę nie docierało do niego moje pytanie. Potem zmieszał się i podrapał po głowie, opierając o krzesełko.
- Jeżeli nie chcesz o tym mówić… zrozumiem…
- Nie, po prostu… nie jestem gotowy żeby ci o tym powiedzieć- wyznał spuszczając wzrok.
- Czy to, że boisz się jechać do Londynu ma związek z tym- wskazałam podbródkiem jego komórkę.
- Poniekąd.
Dobrze. Przynajmniej jest ze mną szczery.
- I jesteś pewien, że nie będę potrafiła ci w jakiś sposób pomóc?
- Kochanie… wiem, że się martwisz. Ale niepotrzebnie. Uwierz, najpierw muszę sam to załatwić.
Nie wiem dlaczego, ale przypomniała mi się sytuacja z Miśkiem sprzed kilku miesięcy. Kiedy to on potrzebował ode mnie pomocy.
- Mam nadzieję, że nie wpakowałeś się w nic…
- W żadne gówno, obiecuję.
- Dobrze- uśmiechnęłam się nieśmiało.
I w tym momencie kelnerka postawiła przed nami talerzyki, sztućce, a po kilkunastu sekundach pizzę. Z głośników wydobyły się pierwsze dźwięki piosenki Pokahontaz.
- Róża wiatrów- stwierdziłam z uznaniem. Posłał mi pytające spojrzenie.- Utwór z płyty Rekontakt.
- A… no coś słyszałem.
Widocznie nie słyszał. I w tym momencie myśli o czymś innym. Zabrałam się do jedzenia. Już po pierwszym kęsie oparzyłam się w wargę. Gdy skończyliśmy, zabrał moje dwie reklamówki, upierając się, że jest za ciężka dla mnie. Choć tak naprawdę to było lekkie jak piórko. Ale się uparł, to nie protestowałam. Wolną prawą ręką złapał moją dłoń. Słońce już świeciło na pomarańczowo i pomału znikało za horyzontem.
- Kiedy?- przerwał milczenie.
- Co kiedy?
- Zastanawiam się, kiedy skończę śnić na jawie- przyznał śmiejąc się.
- Śnisz na jawie?
- No tak… na przykład teraz. Idę z najpiękniejszą kobietą świata, trzymam ją za rękę i okazuje się, że ta kocha minie tak mocno jak ja ją!
- To aż takie nieprawdopodobne?- zdziwiłam się.- To pomyśl sobie, co ja przeżywam! Pamiętasz Gargamela?
- Tego z tej bajki o niebieskich potworkach?
Zaśmiałam się głośno.
- Tak, mniej więcej o tym samym mówimy…
Kiedy skapnął się, o czym myślę sam się zaśmiał doniośle. Kiedy go poznałam, on na mnie wołał Żmija, a ja na niego jak to nazwał „ten z bajki o niebieskich potworkach”. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że do niego coś czuję. A może wiedziałam, tylko się sama przed sobą nie potrafiłam do tego przyznać? Tyle czasu minęło. Pamiętam nasze sprzeczki… albo to uczucie, kiedy obudziłam się na jego łóżku po imprezie u niego w domu… Byłam zła, wkurzona… ale teraz uważam to za głupie. Już wtedy coś zaczynało być między nami… choć tego jeszcze ani ja, ani on nie wiedzieliśmy. Albo moment, gdy siatkarze wyjechali do Spały… a ja zostałam i pracowałam w młodej Resovii. I wtedy, kiedy siedziałam w kawiarence z Gabi i mężczyzną, który sprzedawał nam mieszkanie… Usłyszałam Zbyszka w radiu. Nie powiem, ucieszyłam się. Pragnęłam wtedy usłyszeć jego głos… Chociaż nie. Wtedy jeszcze nie. Po prostu ciekawiło mnie, co u nich słychać. W sumie tęskniłam za nimi wszystkimi. Za nim też. A tu proszę! Janusz-mój szef- zrobił mi miłą niespodziankę! Tak, zajechałam do Spały. I wtedy tak na prawdę zaczęło się moje drogie życie. Nie… ono zaczęło się zaraz po wypadku Michała. Po tym, jak on się obudził i mnie już nie chciał. Po tym, jak poznałam siatkarzy. Jak dostałam pracę w Resovii, i po tym, jak wygrałam z dziewczynami mecz o I Miejsce Polskich Kadetek. Po tym, jak dostałam kontuzji nogi. Jak mój tata zaczął mieć problemy z sercem. A tak na serio to już wtedy mogło się to wszystko nie wydarzyć. Bo ja mogłam już nie żyć.
Podjęłam decyzję o samobójstwie. Tamtego dnia byłam w stanie wszystko zrobić. Nie zważałam na to, ile w moim życiu mnie czeka. Chciałam skończyć te męczarnie. Bo wtedy takie było moje życie. Marek żył sobą i Weroniką, którą niedługo przed tym incydentem poznał. W drużynie nie mogłam sobie dać rady z Agą. No bo Agnieszka jak to czasem bywa, była okropna. Zazdrościła mi Miśka. Robiła wszystko, żeby mnie upokorzyć. Czasem jej się to udawało. A kiedy tylko nadarzyła się okazja, zabrała mi go. A ja nie miałam siły z nią walczyć. I się poddałam.
Ale zaraz mi przeszło. I po prostu się z nią pogodziłam. Teraz ona jest z nim… a przynajmniej była. Bo w tym momencie nie wiem, jak jest. I nie chcę wiedzieć. Nie mam zamiaru patrzeć w tył, cofać się. Chyba, że przeszłość sama przyjdzie do mnie. Czego nie chcę najbardziej na świecie…
- O czym myślisz?- spytał mój ukochany, gdy zbliżaliśmy się do ośrodka.
- W sumie… o świecie.
Zrobił dziwną minę.
- No, co?
- Nic…
Zaśmiałam się.
- A ty? O czym myślisz?
- O tobie.
Ha, co za ironia losu! – pomyślałam.
- O mnie? A cóż możesz o mnie myśleć?
- Że jesteś piękna. Mądra. I…
- I?
- Moja!
Pociągnął mnie za rękę, którą trzymał do siebie. Stałam teraz przed nim, całkiem blisko. Położył mi dłonie (w tym jedną reklamówkę) na biodrach i przyciągnął do siebie. Staliśmy na parkingu przed ośrodkiem. Moje dłonie spoczęły na jego torsie. Patrzyliśmy sobie w oczy. Aż ten chwycił delikatnie moją twarz w dłonie i pocałował. Wspięłam się na palce, żeby było prościej.
Zadzwonił telefon. Tym razem mój.
- Nie… od… bieram…- powiedziałam między pocałunkami.
- Może to coś ważnego?- spojrzał na mnie na chwilę prerywając rozkoszną chwilę.
- Zawsze musisz psuć wszystko?- cmoknęłam.
Ale go posłuchałam. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę, nie odrywając wzroku od niego (i ciała), odebrałam.
- Halo?
- Ania?!
- No co tam tato?
- Dzwonię, bo dawno nie rozmawialiśmy…
- Przepraszam. Ostatnio jest straszne urwanie głowy. Nie ma czasu…
- Wiem, An. Dlatego dzwonię.
- Czy coś się stało?- zaniepokoiłam się. Zbyszek też w tym momencie podniósł zaniepokojony brew.
- Nie. Dlaczego miałoby się coś stać?- spytał zdziwiony.
- Nie wiem, no… Tato, zadzwonię do ciebie jutro, dobrze?
- Jasne. Przepraszam, przeszkadzam ci. Trzeba było mówić od razu!
- Nie, nie… nie przeszkadzasz. Ale wolę z tobą rozmawiać na spokojnie, a w tej chwili będę miała małą naradę…
- Dobrze, dobrze. No trzymaj się.
- Pozdrów Weronikę!
I się rozłączył.
- Małą naradę?- zachichotał Zibi.
- No wiesz…
Nie dokończyłam, bo znów mnie pocałował. Pół godziny później siedziałam z nim, Igłą i Kubiakiem w naszym pokoju. Krzysiek nawet nie wiedział, co dla niego szykuję! Wyraźnie się uspokoił, kiedy zauważył, że nic podejrzanego nie robię. Ale… ale to dopiero początek! Niech lepiej nasz libro ma się na baczności!





-------------------------------------------------------

Cześć ;*
Taki tam rozdział ;a Mam nadzieję, że fajny. 

Jestem załamana swoimi okropnymi wynikami z egzaminu. Zwłaszcza z matmy, przyrodniczych... i historii. Tak, właśnie historii. A kurde tak mi zależało na tym! Okazało się, że moja praca (codziennie historia, po szkole- historia, weekendy- historia, noc- historia,  wszystkie notatki - historia), ciężka praca poszła na marne. Poszła się jebać. Mam dość, jestem zła. Po prostu zabić się to mało. 
Cały zapał do nauki mi minął po wynikach. Jedynie jestem zadowolona z angielskiego (którego tak się obawiałam). Polski... przez cholerną (sorry za słownictwo, ale nie mogę powstrzymać języka) rozprawkę mam tylko niecałe 80% :c 
Powiem tylko, że matma i przyrodnicze miałam poniżej 60%. Płakać mi się chcę.

Może dziś pobiegam, poćwiczę żeby odreagować. Za tydzień komers, zakończenie roku... Boże, tak szybko to minęło! Boję się ;a

Dziękuję za komentarze i wyświetlenia, jesteście wspaniali! <3
Pozdrawiam, buziaki ;**