piątek, 27 czerwca 2014

LXXIII



- Jak dla mnie Igła wygląda tu jak Rudy Kojot- zaśmiał się Dziku.
- Do twarzy ci w tym kolorze było, Krzysiu- stwierdził Kurek.- Mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z tego odcienia i znów postawisz na pomarańcz…
- Dajcie spokój…- Igła próbował ich uspokoić.
- Rudy niedźwiedź, a może rudy wilk?- wyliczał na palcach Piter.
- Mówię wam, że Kojot to najlepsze określenie…- Kubiak nie odpuszczał.
- Ciekawe, czy by go Iwona poznała…- zaśmiał się Kosok.
- Pewnie padłaby z wrażenia- zachichotał Winiarski.
- Chyba raczej na zawał- poprawił Zbyszek. – Toż to mówię wam, że jakaś postać z bajki!
- Tylko teraz jakiej?- zamyślił się Ziomek, mrużąc oczy.
- Może po prostu zapomnijmy o całym tym …
- Burdelu?- przerwał Krzyśkowi Nowakowski.
- Wygłupie. Jak wam tak zależy to mogę się przefarbować na rudo. Ale jeżeli dzieci i żona padną mi … to będę osobiście musiał was zabić.
- Oho! Igła seryjny morderca…- zaśmiał się Michał Winiarski.
- Już widzę te nagłówki w gazetach- zaczęłam fantazjować. – Krzysztof Iiii. oskarżony o uprowadzenie oraz zamordowanie reprezentacji polskiej siatkówki mężczyzn. Jak mówią pogłoski, wszystko przez rude włosy, które swym kolorem poraziły...
- Dosyć… dosyć!- przerwał mi, zatykając dłonią usta.- To brzmi jak w jakimś kiepskim horrorze…
- Jak się czujesz, gdy jesteś jego głównym bohaterem?- udawał dziennikarza Ziomek.
Igła capnął go w tył głowy. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
No tak, siedzieliśmy w pokoju Kurka i Jarosza. Lokatorzy leżeli na łóżkach i ze śmiechu o mało nie pospadali na podłogę. Cała nasza paczka siedziała na podłodze, krzesełkach i pod ścianą. Ja osobiście położyłam głowę na kolanach Zbyszka, który opierał się o nogi Kubiaka, a ten z kolei o ścianę. Czekamy właśnie na godzinę, która wybiję czas na kolację. Wszyscy jesteśmy mega zmęczeni i głodni. Dziś odpuścili im trenerzy bieganie wieczorne, bo wiedzieli iż mają zły dzień. Oczywiście ja miałam w tym spory udział. Wysłali mnie do Andrei jako pośredniczkę… jako najlepszego psychologa…
- No weź! Anka… błagam…- kleknął przede mną Dziku, dołączył się Igła, Zibi i Kurek.
- Wiesz, że wystarczy jedno twoje słowo do trenera…
- Bartoszu, dobrze wiem o tym. Wiem jaką posiadam moc! I jest mi z tym tak dobrze, że góruję nad wami w tym…
- Nie szczyć się zbyt długo- mruknął Jarski, który stał za kolegami klęczącymi przede mną.
- Mam nad wami przewagę… co ja będę miała za takie poświęcenie?
- A co to takiego podszepnąć Anastasiemu kilka słówek?- zdziwił się Kubiak.- Raczej reputacją nie zapłacisz…
- Nie… ale coś za coś…
- Zbyychuuuu!- wydarł się Krzysiek. Wszyscy czworo wstali.- Weź no może ty jej przegadaj do rozumu…
- Aniu…- podszedł do mnie mrużąc słodko oczy. – Jeżeli cie poproszę… tak bardzo ładnie? Proszę… kochanie… wiesz, że jesteśmy dziś jak zdechłe psy- spojrzał na Igłę, który za to posłał mu spojrzenie typu „zabijające”.- Błagam. Zrób to dla mnie, jeżeli nie chcesz dla nich…
- Zbyszek. Wiem, jaki macie dzień. I mnie się to nie podoba. – Powiedziałam, a ten nachylił się nade mną i muskał wargami poje ramię. Co mnie rozpraszało i musiałam dobrze się skupić, aby sklepać te zdania. – Mogę to jeden jedyny raz zrobić. Dla was…
- Jest!- podekscytował się Krzysiek z Dzikiem.
- Ale…
- No nie, znowu jakieś ale, kurwa!- zaklął Bartek.
- No, jak nie chcecie…- zaczęłam.
- Nie! Idioto, niech ona mówi!- uderzył go w tył głowy Ignaczak. – Jaki warunek?
- Sam jesteś idiota!- odwarknął tamten.
- Cóż… jutro i do końca pobytu tutaj, aż do wyjazdu do Londynu… widzę na stołówce świeżą kawę z mlekiem i cukrem.
- Spoko… da się załatwić.
- To nie wszystko- ostrzegłam ich, lekko wyswobadzając się z objęć Bartmana.- Codziennie na hali robicie dodatkowo dziesięć pompek i trzy okrążenia.
Stali wpatrzeni we mnie jak słup soli. Nigdy ich min nie zapomnę. Krzysiek zrobił się blady, jakby zaraz miał wymiotować. Kurek i Jarosz wytrzeszczyli oczy, a reszcie po prostu szczęki opadły. Ręce Zbyszka, które przed chwilą mocno mnie obejmowały w pasie, teraz zwolniły uścisk.
- Co?!- wykrztusił Kubiak.
- Taka cena tych, co kombinują. To jak?
- Jesteś pewna?...- zaczął Bartosz.
- No… Zbyszek to mi jeszcze inaczej podziękuję. Ale to już sprawa miedzy nami- wyszczerzyłam się.
Chyba nie byli zdolni nawet zagwizdać czy inaczej zareagować niż zmarszczyć czoło.
- Umowa stoi?- wyciągnęłam rękę.
Popatrzyli na siebie, aż Igła zrezygnowany westchnął. Popatrzył mi w oczy i podszedł podając mi dłoń.
- Deal.- Posłał mi spojrzenie typu: „jeszcze się policzymy”.
- No! To wspaniale! Idę porozmawiać z Andreą i rano widzę kawę na stoliku w stołówce- mrugnęłam do nich. Obróciłam się w stronę Zbyszka, dałam mu przelotnego całusa i w podskokach się oddalałam.
- Masz nienormalną kobietę- poklepał Zibiego po ramieniu Kubiak.
- Współczuję – dodał Kurek.
- Moje kondolencje- westchnął Piter.
Wszyscy się rozeszli. A ja dumna ze swojej transakcji, zapukałam do gabinetu trenera i powiedziałam o ich stanie fizycznym i psychicznym. I, że moim zdaniem dziś już nie powinni biegać. Co z resztą i tak miałam mu powiedzieć, bo to prawda. Niepotrzebnie siatkarze do mnie z tym przyszli, bo sama miałam zamiar właśnie im załatwić wolne. Ale, że już miałam okazję… to się troszkę zabawiłam. A potem dodałam, że na treningach za ten jeden dzień przerwy będą jeszcze bardziej ćwiczyć i się starać. Po czym dziękując, wyszłam.
Chłopcy się zebrali w pokoju Bartka i przez kilka minut mi wypominali jaką to jestem niewdzięczną kobietą. Ale to dla ich dobra, musieli zrozumieć. Aż w końcu zapomnieli i właśnie drążyliśmy temat włosów Krzyśka.
- Halo, Anka! Ziemia do Anki!- pomachał mi dłonią przed twarzą Grzesiu Kosok.
Wróciłam do rzeczywistości.
- O! Grzesiu… byłabym zapomniała! Gabi się martwi i prosi, żebyś do niej zadzwonił.
- Właśnie miałem to zrobić, tylko nie mam nic na koncie. Zapomniałem kupić karty.
- Trzymaj mój!- rzucił mu Możdżonek swój telefon.
I poszedł rozmawiać. Ja sama powinnam zadzwonić do taty. Po chwili i ja wstałam.
- Idę pogadać z tatą- odparłam na ich pytające spojrzenia.
Wyszłam na korytarz i wyciągnęłam komórkę. Przez chwilę się zastanawiałam, ale w końcu zeszłam na parter i wyszłam z budynku. Udałam się do miejsca, gdzie kiedyś znalazł mnie Zbyszek. Usiadłam na ławce. Nacisnęłam numer Marka z opcji szybkiego wybierania. Odebrał po czwartym sygnale.
- Słucham?
- Cześć tato! Co słychać?
- Cześć, An- ucieszył się… albo tylko udawał. Coś było nie tak.
- Wszystko w porządku?- spytałam wystraszona.
- Tak. Właśnie piję sobie herbatkę i czytam artykuł o was w gazecie- wyraźnie się ożywił.
Może on tęskni? Cóż, dawno się nie widzieliśmy… Albo co innego jest na rzeczy? Ostatnio nie chciał ze mną gadać. Gabrysia sama napisała mi, żebym lepiej się z nim skontaktowała. Więc…
- Tato. Co się dzieje?- zapytałam stanowczym głosem.
- Nic specjalnego. Nudy jak zawsze- stwierdził. – Tak się zastanawiam z Wercią, czy nie pojechać gdzieś na wakacje… nad morze? Co myślisz? Albo…
- Tato… nie odwracaj kota ogonem! Czuję, że coś jest nie tak.
Milczenie.
- Mam przyjechać do Rzeszowa?- spytałam jak najbardziej poważnie.
Przez myśl mi przeszło, jak ja wytłumaczę się trenerom i w ogóle… I jak sobie dadzą radę beze mnie siatkarze, którzy ostatnio są lekko mówiąc w dołku psychicznym. Ale to tylko przeszło mi przez głowę w sekundę.
- Tato? Mam przyjechać?- ponowiłam pytanie. Dla niego mogę zrobić wszystko.
- Aniu… jak ty sobie to wyobrażasz? Po co? Zostań tam, gdzie jesteś. Im bardziej jesteś potrzebna, niż takiemu staremu dziadkowi jak ja- uspokoił mnie.
- Po pierwsze, nie jesteś stary. A po drugie przekonasz mnie tylko wtedy, kiedy powiesz o co chodzi?
Westchnął ciężko. Jak chcę mu pomóc, muszę go przycisnąć do muru. Nie ma innej rady. Nagle usłyszałam w tle głosy:
- Panie Marku… czas na badanie.
I jakąś rozmowę. Chyba Weroniki i… jeszcze kogoś.. Zaraz. Na jakie badanie?!
- Tato… co tam…
- Musze kończyć, skarbie. Pa- przesłał mi całusa i się rozłączył.
Coś jest nie tak. Tylko co? „Panie Marku… czas na badanie”. Czyżby był w ośrodku? Jakie badanie?! Nic nie rozumiem… dlaczego wszyscy muszą mieć przede mną tajemnicę! Zbyszek też coś ukrywa, przyznał się. Ale na razie mi nie powie. A może powinien? Jej, musi być to na serio skomplikowane. A ojciec? Co znów zrobił? Miał poprzednim razem kłopoty z sercem. Czy to się powtórzyło? Czy znów coś się miało w moim życiu pokomplikować? Ale przecież Weronika zadzwoniła by do mnie, gdyby coś się stało Markowi. Skoro ona nie raczy mnie poinformować, to ja sama do niej zatelefonuję. Raczej będzie musiała mi wszystko powiedzieć.
Dotknęłam serduszka, które wisiało na mojej szyi już od kilku miesięcy. I nie mam zamiaru go zdejmować. Nagle usłyszałam za sobą jakieś kroki.
- Aniu? Jesteś tu?- wołał mnie Zbyszek.
- Jestem.
Teraz dopiero zorientowałam się, jaki w tym momencie mam głos.
- Czy coś się stało?- przestraszył się i usiadł obok mnie na ławce.
- No właśnie nie wiem! I to jest najgorsze!- jęknęłam, a do moich oczy napłynęły łzy.
Nie pytając, przytulił mnie do siebie. Wtuliłam się w jego tors i mimowolnie zaczęłam szlochać.
- Boże… Anulcia! Co się stało- głaskał mi plecy i całował czubek głowy.- Cii… proszę, nie płacz…
- To jest okropne! Co ja mam zrobić?...- zaczęłam mamrotać.
- Kochanie, jeżeli mi wszystko powiesz, spróbuję ci pomóc…- obiecał, lekko mnie dźwigając. Położył się na trawie, która była już sucha od słońca i gestem zaprosił mnie do siebie. Nie myśląc, zwaliłam się obok niego. Zaczęłam wycierać mokre policzki. Kiedy się trochę uspokoiłam, zaczął głaskać mi włosy. – To jak? O co chodzi?
- No właśnie w tym problem, że nie wiem. Dzwoniłam teraz do taty. Podczas rozmowy, a nawet jeszcze przed nią, domyśliłam się, że coś jest nie tak… Tylko nie chciał o tym gadać. Rozłączył się, gdy tylko usłyszałam słowa… że musi iść na badania! Ale jakie? Nie wiem, o co chodzi!
- A może to takie badania kontrolne, skoro nikt cię nie zawiadomił. Mówiłaś, że Weronika miała ci mówić o jakiś … komplikacjach. Czy nie?
- Tak. I to też jest dziwne, ze do mnie nie zadzwoniła.
- To może ty do niej zadzwoń?- podsunął.
- Właśnie o tym myślałam… i chyba tak zrobię.
- Na pewno ci powie co chcesz wiedzieć- uspokoił mnie, całując w grzbiet mojej dłoni.
Potem wtuliłam się do niego. I znalazłam ukojenie tego niezrozumiałego strachu i bólu, w jego ramionach.

***

Leżeliśmy tam, na tym pustkowiu jakieś pół godziny. W końcu ziemia zaczęła być mokra, więc wróciliśmy do ośrodka. Akurat chłopcy zeszli do stołówki.
- O! Są nasze gołąbeczki- ucieszył się Marcin.
- Aż tak się baliście, że się zgubimy?- zapytałam rozbawiona.
- Z wami to nigdy nie wiadomo- mruknął Paweł.
- A poza tym mnie to na rękę, że by was nie było na kolacji…- przyznał się Igła.
- A to dlaczego?- zaciekawił się Zibi.
- Przynajmniej więcej jedzenia dla mnie!- wzniósł oczu ku niebu, jakby to było oczywiste. 
Udaliśmy się w stronę stołówki i zasiedliśmy a swoich miejscach. Za mną pojawił się Bartek.
- Panowie!- niemal krzyknął. – Znalazłem dowody zbrodni.
Ciekawa, obróciłam się do niego przodem. Trzymał w ręku liść.
- Gdzie wy się szlajaliście?!- oburzył się Dziku.
- W krzakach- odpowiedział Zbyszek trochę rozjuszony.
Dopiero po chwili zorientowaliśmy się, jak to zabrzmiało. 
- Przyznał się oskarżony, panie sędzio Dziku Kubiaku- mówił Krzysiu.- Do lochu z nim!
- A co to, średniowiecze?- zdziwiłam się.
Wszyscy już zajęli swoje miejsca.
- Sąd  Najwyższy Wszystkich Sędziów – odparł mi Nowakowski.
Zaśmialiśmy się z jego stwierdzenia. Miałam zamiar zabrać sobie kanapki, ale na moim miejscu nie było talerzy i sztućców.
- A to co?- zdziwiłam się.
- Zapomnieli o tobie- stwierdził złośliwie Kubiak.
- Nie zapomnieli, tylko się zagapili- westchnęłam i wstałam.
Poszłam do kuchni, upomnieć się o swoje. Od razu kucharki przeprosiły i obiecały, że to się więcej nie powtórzy. Normalnie, to bym im awanturę zrobiła na cały ośrodek. Ale wydały mi się miłe od początku, kiedy przyjechałam. Więc po prostu tylko im zwróciłam uwagę. Wróciłam na swoje miejsce, gdzie wszyscy się śmiali. Ogólnie, tak z zewnątrz można było mieć złe wyobrażenie. Wyglądali na szczęśliwych i w ogóle. Ale tylko my, w ścisłym gronie wiedzieliśmy, że tak nie jest.
- I co? Tylko tyle?- zdziwił się Krzysiu.
Zapewne zacierał już ręce na małą bójkę w kuchni, którą jego zdaniem powinnam zrobić.
- A co? Miałam im …
- Nie kończ!- ostrzegł mnie Zagumny.
Ten to był bardzo wrażliwy przy jedzeniu. Wzięłam wreszcie kanapkę i zaczęłam jeść. Po chwili chwyciłam szklankę z herbatą, którą wcześniej posłodziłam łyżeczką Zbyszka. Wzięłam łyk.
- Kurwa! Co ta ma być?!- wydarłam się krztusząc. – Ta herbata jest… ohydna!
- A co się stało?- udawał niewiniątko Igła.
Zrobiłam kamienną twarz. Więc to tak chciał się bawić?
- Ty mały…
- Jesteś mniejsza!- ostrzegł.
- Igła! Co ty tutaj wsypałeś?!- zrobiłam minę „jesteś szalony!”.
- Nic...
- Nie udawaj mały tchórzu!
- Sól- podpowiedział Winiar
- Sól?!
-No... sól.
Spojrzałam na winowajcę z byka śmiertelnie wrogim spojrzeniem.
- Ile wsypałeś? Trzy?
- Blisko… pięć- wyszczerzył się.
- Pięć łyżeczek?! – niemal krzyknęłam.
- Eh… no … pięć łyżeczek… tych dużych- wyjaśnił udając zmieszanego.
Otwarłam buzię ze zdumienia.
- Gdyby nie dzielił nas stół… już byś nie żył- obiecałam. -Także szykuj się na szybką śmierć- ostrzegłam.
Wszyscy się śmiali. A raczej wili ze śmiechu.
- A wy do jasnej Anielki, wszystko widzieliście i mnie nawet nie ostrzegliście?! Wy Brutusy przeciwko mnie!- rzuciłam w ich stronę, zakładając ręce na piersi, jak małe dziecko.
- Ale żebyś widziała swoją minę…- zachichotał Bartosz.
- Mam to uwiecznione- mrugnął Igła.
No tak. Jarosz trzymał kamerę, gdy jedliśmy. Dlaczego to mi się nie wydało podejrzane, że mnie filmował? Tego nie wiem. Ale wiem, że Krzyśkowi jeszcze się odwdzięczę.Zasłużył na mój gniew.





-------------------------------------------------------

Hej ;*
No to co? Wakacje!
Wybieracie się gdzieś? ;)

Wczoraj był komers (zajebisty tak na marginesie). Dziś zakończenie... Trochę mi smutno, że to koniec już gimnazjum. Z drugiej strony trochę się cieszę, że poznam nowych ludzi. A jeszcze z innej boję się, czy mnie zaakceptują i co najważniejsze przyjmą tam, gdzie chcę się dostać.

Teraz, skoro są wakacje, rozdziały będę dodawać dwa, a jak mi się umyśli to nawet trzy razy w tygodniu ;a

Dziękuję za wszystko, pozdrawiam Was serdecznie ;**

1 komentarz: