Przez cały dzień uważałam, żeby w coś nie wpaść, nie wdepnąć. Czy jeszcze jakiś inny pomysł mógł mieć nasz Libero? Oj, jestem pewna, że niedługo się przekonam o tym na własnej skórze. Właśnie szykuję się do zejścia na stołówkę. Siedzę w łazience już od kilkunastu minut i zastanawiam się, czy nie lepiej by było, gdyby Igła nie mieszkał z nami w pokoju… Ledwo uchylam drzwi jak wchodzę, żeby sprawdzić czy się gdzieś za nimi nie czai. To jest strasznie irytujące.
Ale zauważyłam, że on też ma się na baczności. I to mi choć trochę poprawia humor. Musze coś nowego wymyślić, zanim on sam na coś wpadnie…
- Anka, żyjesz?- zapukał do drzwi Zbyszek.
- Już wychodzę!- odkrzyknęłam.
Szybko chwyciłam gumkę i spięłam nią włosy w luźnego kucyka. Wyszłam z łazienki i wpadłam wprost w otwarte ramiona ukochanego.
- Ups!- wydał się dźwięk z mojego gardła. Przytulił mnie mocniej i pocałował w czubek głowy.- Gdzie Igła?
- Już poszedł. Od porannego incydentu unika cie jak ognia! Uważa, że masz już na niego jakąś niespodziankę…- wydawał się być rozbawiony tą całą sytuacją. W sumie sama mu się nie dziwię.
- I niech się boi- żachnęłam się marszcząc nos.- Nie mam jeszcze nic konkretnego… ale…
- Tak?
Spojrzał na mnie podejrzliwie, bo nagle patrzyłam na niego z wielkim, chyba jak dla niego zbyt podejrzanym uśmiechem.
- Może… mógłbyś… zorientować się… no wiesz…
Przez chwilę myślałam, że nic nie zrozumiał. Ale gdy miałam mu to wyjaśnić, nagle jego oczy rozbłysły jeszcze większym rozbawieniem.
- O nie, moja droga!- nie udało mu się nie zaśmiać.
- No, ale dlaczego nie?... Wtedy nie byłabym już taka zestresowana wchodząc do tego pokoju, bo w każdym kącie może kryć się Igła…
Mój głos ze spokojnego przechodził wyższy dźwięk. Już staliśmy kilka kroków od siebie.
- Nie. To nie fair!
- Nie fair to jest to, że mi odmawiasz- pożaliłam się robiąc smutną minkę.
- To wasza sprawa. Ja nie będę się wtrącał.
- Nawet odrobinkę?...
- Nie.
Był nieustępliwy. W końcu dałam za wygraną. Chociaż nie łatwo było mi się pogodzić z tym, że musiałam zrezygnować z tajnego zwiadowcy. Zbyszek idealnie się nadawał! Mógł od Krzyśka wyciągnąć każdy najchytrzejszy plan na mnie- myślałam idąc po schodach, trzymając za rękę siatkarza.
- Chyba się nie gniewasz?- spytał podejrzliwie gdy przekroczyliśmy próg do stołówki.
- Nie.
W końcu usiedliśmy przy stole. Chłopcy byli tak mili i już nam przynieśli kolację. Mina naszego Libero, gdy mnie zobaczył była przezabawna!
- Igła! Oddychaj!- pomachałam mu przed nosem widelcem, gdy tylko usiadłam obok.
- A zabieraj to narzędzie zbrodni daleko ode mnie!- fuknął.
- Spokojnie, jeszcze nie jestem tak zdesperowana- mruknęłam uśmiechając się złośliwie.
- Uważaj Krzysiu- zachichotał Kubiak- bo jeszcze Anka ci w nocy gardło poderżnie. Bój się!
- On i tak już wystarczająco się boi- prychnął mój ukochany.- W nocy śpi jak na szpilkach.
Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Oczywiście siatkarze już wiedzieli o naszej ‘zabawie’. Nawet już po części zaczęli robić zakłady, kto wygra!
- Nie masz z nią szans- poklepał Libero Jarosz.
- Jeszcze zobaczymy!- odgrażał się tamten.
- Poddaj się, Krzysiu. Nie chcę przegrać z Ziomkiem tych dwudziestu złotych- skrzywił się Marcin.
Zaśmialiśmy się i rozpoczęliśmy jedzenie.
- Prędzej to ja coś wymyślę niż Anka- poruszył śmiesznie brwiami.
- Uważaj, bo ona jeszcze cię tak obsmaruje, że zapomnisz o całej sprawie…- ostrzegł Zibi.
I to właśnie w tym momencie wpadł mi ciekawy pomysł do głowy. Tylko jak go tu zrealizować?... Musze iść zaraz po kolacji do sklepu…
- Oho! Anka na coś wpadła!- ucieszył się Paweł.
Uśmiechnęłam się do swoich myśli.
- Tak, na pewno coś wymyśliła- przyznał równie podekscytowany Kurek.
- Halo, żyjesz?!- pomachał mi przed oczami Zibi.
- Co?- nagle spadłam na ziemię. Wszyscy zachichotali. Moja mina była dla nich bezcenna.- Nic, nic… Muszę… iść…
- Ale dokąd?!- zawołał za mną Zbyszek, kiedy się oddalałam. Ale nie miałam czasu do stracenia. Niedługo zamkną sklep, gdzie będę mogła kupić to, co chcę kupić… Już zacierałam dłonie i widziałam minę Krzyśka, kiedy to zobaczy!
Zbyszek.
Wyszła tak szybko, jakby coś ją goniło.
- Zostawiła cię.
Miałem ochotę trzepnąć Kubiaka w łeb, ale się powstrzymałem.
- Zapewne szykuje kolejną pułapkę na Igłę- poprawiłem.
- Ciekawe, co tym razem wymyśliła…- zmrużył oczy.
- Oj, szykuj się Krzysiu… czeka cie lanie! A mnie… dwie dyszki- poruszył śmiesznie brwiami Możdżon.
- Dzięki. Wiem już kto jest moim potencjalnym wrogiem.
- Do usług- wyszczerzył się.
Już nie słuchałem. Znów mi uciekła. A miałem z nią pogadać… te kilka chwil razem dużo dają. Jednak to tylko kilka chwil, a chciałoby się więcej. Jutro niedziela i tylko lekki trening. Więc będę miał cały dzień dla mojej Ani! Nagle zawirowała komórka. Wiedziałem, kto to. Ale nawet nie odebrałem. Wstałem i wyszedłem z budynku. Może jeszcze ją dogonię?
- Hej, Romeo!- zawołał Winiar.- Goń tą swoją Julię!
Machnąłem tylko ręką. Komórka znowu zadrgała. Tym razem dostałem smsa. Odruchowo sięgnąłem do kieszeni. Sekundę później zorientowałem się co robię. Nie otworzyłem wiadomości tylko wyłączyłem telefon. Wybiegłem z budynku i udałem się w jedną stronę, gdzie Ania mogła iść. Muszę z nią porozmawiać.
Biegłem jakieś trzy minuty i zaraz zobaczyłem jej sylwetkę. Szła spokojnie, patrzyła pod nogi. Gdy się zbliżyłem, zorientowałem się, że coś śpiewa bardzo cicho.
- Aniu!- krzyknąłem, obróciła się.
- Zbyszek? A co tu robisz? Nie jesz kolacji?- zdziwiła się i zaczekała aż do niej dojdę.
- Nie. Chciałbym trochę spędzić z tobą czasu…
Spojrzała na mnie podejrzliwie. Wiedziałem, że już od dłuższego czasu coś podejrzewa. Ale nic nie mówiła, zapewne czekając aż sam zacznę temat. Może to był ten moment? Chwyciła mnie za rękę, przyciągnąłem ją do siebie i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek. Po chwili ona stała jeszcze bliżej niż poprzednio. Popatrzyłem w jej oczy.
- Co się dzieje?- zapytała smutno.
- Nic…
Widziałem w jej oczach błysk niedowierzania.
- Naprawdę…
Głośnym westchnięciem skapitulowała. I nagle na jej twarzy pojawił się piękny, łobuzerski uśmiech, który tak bardzo kocham. Oznaczał on jej niebywałą inteligencję.
- Musze zrobić zakupy, pomożesz mi? Igła będzie zachwycony!- mrugnęła do mnie i pociągnęła w stronę gdzie się wcześniej kierowała.
Anka.
Gdy wyszliśmy ze sklepu, nasze humory już się poprawiły. Podczas zakupów zapoznałam Zbyszka z moim super planem. Tak jak ja, on sam nie mógł się doczekać aż sprawdzi się to w praktyce. Obiecał mi trochę pomóc.
- Jego mina będzie bezcenna…
- Weź aparat, okej?
Skinął głową i wziął mnie za rękę.
- Chodź… idziemy na pizzę!- zakomunikował ciągnąc mnie w przeciwnym kierunku.
- A tobie wolno…?- podniosłam brwi posłusznie szłam za nim.
- Cóż… Andrea o tym nie wie… ale ciii- przytknął dobie palec wskazujący do ust i rozejrzał się dookoła.
- Jako twój psycholog…
- W tym momencie jesteś moją dziewczyną- przerwał mi natychmiast. – Idziemy!
Nie mogłam się z nim kłócić. Był z tego bardzo zadowolony, jak mi się wydawało. Cóż… nie jest mi łatwo odmówić mu czegoś, co jemu sprawi przyjemność. Przeszliśmy przez ulicę nie zważając na trąbiący samochód. Śmiejąc się pobiegliśmy po chodniku jak najdalej od kierowcy, który był wzburzony.
- Jesteś szalony!- wytknęłam mu palcem w pierś.
- Ja?! I kto to mówi?- zachichotał.
- Mogłeś nas, mnie zabić- udawałam poważną.
- Cóż… znając cię od pewnego czasu wiem, że taka stłuczka nic by ci nie zrobiła.- Stwierdził, a ja nie wiedząc o co mu chodzi podniosłam brew.- Jesteś tak twarda, że nawet czołg by cie nie skrzywdził- prychnął. Chodziło mu raczej o mój charakter.
- Ha. Ha. Ha. Ha.- zadrwiłam.
- Może się nie zgodzisz ze mną?- znów się zaśmiał.- Ciebie nie jest w stanie nic przeskoczyć. No, chyba… że to jestem ja…
- Nie schlebiaj sobie- prychnęłam, udając oburzenie. W rzeczy samej miał rację.
Znów zaczęliśmy iść. Byliśmy prawie przy samej pizzerii.
- Ja tylko stwierdzam fakty- wyszczerzył się.
Posłałam mu spojrzenie typu: „meczysz mnie tą gadką” i dalej szliśmy w milczeniu. Gdy znaleźliśmy się przed restauracją, Zbyszek otworzył przede mną drzwi i przepuścił przez nie. Sam wszedł za mną. Siadłam w najbardziej ustronnym miejscu. A przynajmniej tak mi się wydawało…
- To co zamawiamy?- spytał rozpromieniony.
- Hm… wiesz… ja to mogę sobie pozwolić tylko na sałatkę warzywną.
- Dlaczego niby?- zmarszczył nos zbity z tropu.
- Ślepy jesteś?
Spojrzał na mnie pobłażliwie, gdy zorientował się o co mi chodzi.
- Nie musisz się martwić o to. A poza tym… twój ulubieniec by mnie udusił, gdyby się dowiedział, jak ty się odżywiasz!
- Ja? Przez was przytyłam równe 1kilo!
- Oo… a to ci heca! – A potem coś go zainteresowało.- Przez nas?
- No, a co? Może sama sobie to zrobiłam?
- My po prostu dbamy żebyś nie wpadła w żadną chorobę anorektyczną, czy jakąś tam …
- Ach, tak…
Tylko tyle wykrztusiłam. Włączył komórkę.W końcu podeszła kelnerka. Zamówiliśmy pizzę. Każda strona przeszła na kompromis. Ja zrezygnowałam z myśli, że miała być bez salami, a on, że ma być bez podwójnej kukurydzy ale za to więcej ananasa. Oczywiści nie obyło się, bez drobnej sprzeczki, czemu przyglądała się dziewczyna.
- Aniu… przecież wiesz, że kukurydza jest tak zdrowa…!- zaprotestował, gdy oświadczyłam, że nie zniosę dodatkowej porcji.
- A ty nagle taki miłośnik kukurydzy i zdrowego jedzenia?- zmarszczyłam nos.
- Dobrze… jeżeli mniej kukurydzy to więcej ananasa… i salami!- uśmiechnął się promiennie.
- Salami?... hm… nie do końca lubię salami..
Spojrzał na mnie tylko z byka. Kobieta, o imieniu Maria, jeżeli wierzyć plakietce zwieszonej na jej bluzce, przyglądała nam się ciekawie.
- No dobra… ale ta kukurydza…
- Dobra, niech będzie. Idziemy na kompromis. – Podniósł ręce w obronnym geście.
Zadowolona złożyłam zamówienie. Dziewczyna odeszła.
- Możemy pogadać?- spytałam niepewnie, poważniejąc.
- O czym?- też przybrał poważny ton.
Od czego zacząć? Jak go tu zapytać… dlaczego? A może nie powinnam…
- Zbyszek… ja rozumiem, że masz swoje sprawy…
I nagle przerwał mi dzwonek telefonu. Jego telefonu. Sprawdził z niechęcią, wręcz westchnął. I właśnie o to mi chodziło, gdy odrzucił połączenie. I z powrotem skupił się na mnie.
- No… to o czym chciałaś rozmawiać?
Żeby odwlec to wszystko w czasie, zaczęłam nerwowo przebierać palcami po szklance z colą. Czekał cierpliwie.
- Zbyszku… o co chodzi z tymi telefonami?
Zaryzykowałam. Przez chwilę nie docierało do niego moje pytanie. Potem zmieszał się i podrapał po głowie, opierając o krzesełko.
- Jeżeli nie chcesz o tym mówić… zrozumiem…
- Nie, po prostu… nie jestem gotowy żeby ci o tym powiedzieć- wyznał spuszczając wzrok.
- Czy to, że boisz się jechać do Londynu ma związek z tym- wskazałam podbródkiem jego komórkę.
- Poniekąd.
Dobrze. Przynajmniej jest ze mną szczery.
- I jesteś pewien, że nie będę potrafiła ci w jakiś sposób pomóc?
- Kochanie… wiem, że się martwisz. Ale niepotrzebnie. Uwierz, najpierw muszę sam to załatwić.
Nie wiem dlaczego, ale przypomniała mi się sytuacja z Miśkiem sprzed kilku miesięcy. Kiedy to on potrzebował ode mnie pomocy.
- Mam nadzieję, że nie wpakowałeś się w nic…
- W żadne gówno, obiecuję.
- Dobrze- uśmiechnęłam się nieśmiało.
I w tym momencie kelnerka postawiła przed nami talerzyki, sztućce, a po kilkunastu sekundach pizzę. Z głośników wydobyły się pierwsze dźwięki piosenki Pokahontaz.
- Róża wiatrów- stwierdziłam z uznaniem. Posłał mi pytające spojrzenie.- Utwór z płyty Rekontakt.
- A… no coś słyszałem.
Widocznie nie słyszał. I w tym momencie myśli o czymś innym. Zabrałam się do jedzenia. Już po pierwszym kęsie oparzyłam się w wargę. Gdy skończyliśmy, zabrał moje dwie reklamówki, upierając się, że jest za ciężka dla mnie. Choć tak naprawdę to było lekkie jak piórko. Ale się uparł, to nie protestowałam. Wolną prawą ręką złapał moją dłoń. Słońce już świeciło na pomarańczowo i pomału znikało za horyzontem.
- Kiedy?- przerwał milczenie.
- Co kiedy?
- Zastanawiam się, kiedy skończę śnić na jawie- przyznał śmiejąc się.
- Śnisz na jawie?
- No tak… na przykład teraz. Idę z najpiękniejszą kobietą świata, trzymam ją za rękę i okazuje się, że ta kocha minie tak mocno jak ja ją!
- To aż takie nieprawdopodobne?- zdziwiłam się.- To pomyśl sobie, co ja przeżywam! Pamiętasz Gargamela?
- Tego z tej bajki o niebieskich potworkach?
Zaśmiałam się głośno.
- Tak, mniej więcej o tym samym mówimy…
Kiedy skapnął się, o czym myślę sam się zaśmiał doniośle. Kiedy go poznałam, on na mnie wołał Żmija, a ja na niego jak to nazwał „ten z bajki o niebieskich potworkach”. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że do niego coś czuję. A może wiedziałam, tylko się sama przed sobą nie potrafiłam do tego przyznać? Tyle czasu minęło. Pamiętam nasze sprzeczki… albo to uczucie, kiedy obudziłam się na jego łóżku po imprezie u niego w domu… Byłam zła, wkurzona… ale teraz uważam to za głupie. Już wtedy coś zaczynało być między nami… choć tego jeszcze ani ja, ani on nie wiedzieliśmy. Albo moment, gdy siatkarze wyjechali do Spały… a ja zostałam i pracowałam w młodej Resovii. I wtedy, kiedy siedziałam w kawiarence z Gabi i mężczyzną, który sprzedawał nam mieszkanie… Usłyszałam Zbyszka w radiu. Nie powiem, ucieszyłam się. Pragnęłam wtedy usłyszeć jego głos… Chociaż nie. Wtedy jeszcze nie. Po prostu ciekawiło mnie, co u nich słychać. W sumie tęskniłam za nimi wszystkimi. Za nim też. A tu proszę! Janusz-mój szef- zrobił mi miłą niespodziankę! Tak, zajechałam do Spały. I wtedy tak na prawdę zaczęło się moje drogie życie. Nie… ono zaczęło się zaraz po wypadku Michała. Po tym, jak on się obudził i mnie już nie chciał. Po tym, jak poznałam siatkarzy. Jak dostałam pracę w Resovii, i po tym, jak wygrałam z dziewczynami mecz o I Miejsce Polskich Kadetek. Po tym, jak dostałam kontuzji nogi. Jak mój tata zaczął mieć problemy z sercem. A tak na serio to już wtedy mogło się to wszystko nie wydarzyć. Bo ja mogłam już nie żyć.
Podjęłam decyzję o samobójstwie. Tamtego dnia byłam w stanie wszystko zrobić. Nie zważałam na to, ile w moim życiu mnie czeka. Chciałam skończyć te męczarnie. Bo wtedy takie było moje życie. Marek żył sobą i Weroniką, którą niedługo przed tym incydentem poznał. W drużynie nie mogłam sobie dać rady z Agą. No bo Agnieszka jak to czasem bywa, była okropna. Zazdrościła mi Miśka. Robiła wszystko, żeby mnie upokorzyć. Czasem jej się to udawało. A kiedy tylko nadarzyła się okazja, zabrała mi go. A ja nie miałam siły z nią walczyć. I się poddałam.
Ale zaraz mi przeszło. I po prostu się z nią pogodziłam. Teraz ona jest z nim… a przynajmniej była. Bo w tym momencie nie wiem, jak jest. I nie chcę wiedzieć. Nie mam zamiaru patrzeć w tył, cofać się. Chyba, że przeszłość sama przyjdzie do mnie. Czego nie chcę najbardziej na świecie…
- O czym myślisz?- spytał mój ukochany, gdy zbliżaliśmy się do ośrodka.
- W sumie… o świecie.
Zrobił dziwną minę.
- No, co?
- Nic…
Zaśmiałam się.
- A ty? O czym myślisz?
- O tobie.
Ha, co za ironia losu! – pomyślałam.
- O mnie? A cóż możesz o mnie myśleć?
- Że jesteś piękna. Mądra. I…
- I?
- Moja!
Pociągnął mnie za rękę, którą trzymał do siebie. Stałam teraz przed nim, całkiem blisko. Położył mi dłonie (w tym jedną reklamówkę) na biodrach i przyciągnął do siebie. Staliśmy na parkingu przed ośrodkiem. Moje dłonie spoczęły na jego torsie. Patrzyliśmy sobie w oczy. Aż ten chwycił delikatnie moją twarz w dłonie i pocałował. Wspięłam się na palce, żeby było prościej.
Zadzwonił telefon. Tym razem mój.
- Nie… od… bieram…- powiedziałam między pocałunkami.
- Może to coś ważnego?- spojrzał na mnie na chwilę prerywając rozkoszną chwilę.
- Zawsze musisz psuć wszystko?- cmoknęłam.
Ale go posłuchałam. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę, nie odrywając wzroku od niego (i ciała), odebrałam.
- Halo?
- Ania?!
- No co tam tato?
- Dzwonię, bo dawno nie rozmawialiśmy…
- Przepraszam. Ostatnio jest straszne urwanie głowy. Nie ma czasu…
- Wiem, An. Dlatego dzwonię.
- Czy coś się stało?- zaniepokoiłam się. Zbyszek też w tym momencie podniósł zaniepokojony brew.
- Nie. Dlaczego miałoby się coś stać?- spytał zdziwiony.
- Nie wiem, no… Tato, zadzwonię do ciebie jutro, dobrze?
- Jasne. Przepraszam, przeszkadzam ci. Trzeba było mówić od razu!
- Nie, nie… nie przeszkadzasz. Ale wolę z tobą rozmawiać na spokojnie, a w tej chwili będę miała małą naradę…
- Dobrze, dobrze. No trzymaj się.
- Pozdrów Weronikę!
I się rozłączył.
- Małą naradę?- zachichotał Zibi.
- No wiesz…
Nie dokończyłam, bo znów mnie pocałował. Pół godziny później siedziałam z nim, Igłą i Kubiakiem w naszym pokoju. Krzysiek nawet nie wiedział, co dla niego szykuję! Wyraźnie się uspokoił, kiedy zauważył, że nic podejrzanego nie robię. Ale… ale to dopiero początek! Niech lepiej nasz libro ma się na baczności!
-------------------------------------------------------
Cześć ;*
Taki tam rozdział ;a Mam nadzieję, że fajny.
Jestem załamana swoimi okropnymi wynikami z egzaminu. Zwłaszcza z matmy, przyrodniczych... i historii. Tak, właśnie historii. A kurde tak mi zależało na tym! Okazało się, że moja praca (codziennie historia, po szkole- historia, weekendy- historia, noc- historia, wszystkie notatki - historia), ciężka praca poszła na marne. Poszła się jebać. Mam dość, jestem zła. Po prostu zabić się to mało.
Cały zapał do nauki mi minął po wynikach. Jedynie jestem zadowolona z angielskiego (którego tak się obawiałam). Polski... przez cholerną (sorry za słownictwo, ale nie mogę powstrzymać języka) rozprawkę mam tylko niecałe 80% :c
Powiem tylko, że matma i przyrodnicze miałam poniżej 60%. Płakać mi się chcę.
Może dziś pobiegam, poćwiczę żeby odreagować. Za tydzień komers, zakończenie roku... Boże, tak szybko to minęło! Boję się ;a
Dziękuję za komentarze i wyświetlenia, jesteście wspaniali! <3
Pozdrawiam, buziaki ;**
Wspaniały, wspaniały, wspaniały... Co ta Anka, wymyśliła? No po prostu Cię uduszę... Albo wymyślę dla Ciebie inną karę, jak Ty możesz mi to robić??? Tak kończyć??? Moja cierpliwość jest wystawiona na poważną próbę, nie wiem czy wytrzymam.... Będę Cię nękać, żebyś szybciej dodała kolejny rozdział xD no i co tak dręczy Zbyszka??? To następny powód, żeby Cię nękać o przyszły rozdział, żeby był jak najszybciej ;> wystraszony Igła? Hahahahaha no tego to jeszcze nie było xD uśmiałam się przy tym dzisiejszym rozdziale dziękuję Ci za to ;> a tymi wynikami egzaminu to się wcale tak nie przejmuj, będzie dobrze, zaufaj mi ;> Niecierpliwie czekam na kolejny ;**
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno, buziaczki ;***
zawsze-warto-miec-nadzieje.blogspot.com
No i ciąg dalszy tych wypocin na górze xD niestety znowu tak wyszło, że musiałam rozdzielić komentarz... Ciągle mi coś przeszkadza i nie mogę skończyć... Jak nie autobus, to niezapowiedziana wizyta znajomych ;> no a wracając do fabuły twojego kolejnego rozdziału, tego cudeńka *_* to ciągłe uważanie Igły i Anki czy aby czasem nie wpadną w pułapkę drugiego mnie totalnie rozbraja xD mam nadzieję, że tę ich wojnę pociągniesz jeszcze długo, długo, uwielbiam ją xD Zibi bardzo dobrze, masz u mnie plusa, trzeba grać fair!! A Ty Anka nie podpuszczaj go, aby zmieniał swoje zasady, dla sportowców liczy się gra fair (no może poza Włochami, co można było zauważyć w niedzielę, że dla nich nie było ważne czy popełnili błąd czy nie, punkt i tak w ich mniemaniu się im należał, ale to już mniejsza o to xD taka moja mała dygresja xD) także Aniu droga miej to na uwadze ;> ich wymiana zdań w pizzerii hahaha uśmiałam się przy tym niesamowicie, dziękuję Ci za to xD apropo's tej pizzy, Zbyszku, twój dietetyk nie był by zadowolony z twojego zachowania, tak naginać dietę, no Panie Bartman....
UsuńA jeszcze tylko napiszę dwa zdania odnośnie tych wyników. Jak pisałam wcześniej na pewno będzie dobrze. A teraz pewnie myślisz sobie: "skąd Ty to dziewczyno możesz wiedzieć!?". Uwierz mi wiem, sama niedawno to przeżywałam i wiem. Teraz już nie masz na nic wpływu, ale zaufaj mi, wszystko będzie dobrze ;> dostaniesz się tam gdzie chcesz, naprawdę! Dlatego podejdź do tego na luzie, bo nabawisz się tylko bólu głowy, albo innego czegoś, a uwierz nie warto ;> o kurde... Miało być dwa zdania... Wychodzi na to, że ja i lakoniczność nie idziemy ze sobą w parze xD
Buziaczki ;**
zawsze-warto-miec-nadzieje.blogspot.com
Za każdym razem, gdy czytam Twój komentarz nie mogę wyjść z szoku. Bardzo mi miło za tak dobre słowa, dziękuję ;*
UsuńObyś miała racje z tą szkołą... :c
Buźki ;*
Super... Cóż takiego ta Anka wymyśliła ? Igła on się boi ? Nie mogę w to uwierzyć ;>
OdpowiedzUsuńWynikami to i ja jestem załamana no ale już się nic z tym nie da zrobić. Ale bedzie dobrze. MUSI :*
Czekam na kolejny <3
Świetny rozdział jak i całe opowiadanie. Jestem tu nowa, ale zdążyłam już przeczytać całość.
OdpowiedzUsuńAnka i Igła ta para nadawałaby się do jakiejś komedii. Ciekawe jakiego psikusa zrobi Krzyśkowi.
Czekam na kolejny ;*
Pozdrawiam;*
PS: zapraszam także do mnie. ;)
http://nad-gwiazdy.blogspot.com/
Ciesze się, że przyciągnęło Cię moje opowiadanie! Dziękuję <3
UsuńZajrzę do Ciebie na pewno, pozdrawiam ;*