piątek, 21 listopada 2014

Dziękuję!



Moi drodzy,
epilog się pojawi - koniec opowiadania. Kiedyś musiało się skończyć ;c
Naprawdę miło mi było dla Was pisać. 
Smutno mi, bo bardzo się przywiązałam do historii Anki i Zbyszka (zważywszy na fakt, że to ja je stworzyłam :o). 

Dziękuję Wam za wszystko ;*
Za miłe komentarze, które na serio motywowały i dawały mi siłę. Wiedziałam, że są osoby, którym zależy. A przynajmniej miałam taką nadzieję :)
Również dziękuję za wszystkie uwagi. Dzięki temu miałam szansę ulepszeniu bloga. Choć do tej pory mimo moich starań nie jest doskonały... 
Dziękuję kilku szczególnym osobom, które bardzo mnie wspierały.
I te wyświetlenia... Za to również chcę podziękować.
No i oczywiście przeprosić za wszelkie błędy.

Nie zajęło mi dużo czasu na podjęcie decyzji, czy stworzyć nową historię.
Tutaj: http://nie-zapomnij-omnie.blogspot.com/ 
Zapraszam, jeśli kogoś interesuje :) 
Nie wiem jeszcze kiedy pojawi się prolog. Postaram się jak najszybciej dodać, ponieważ jest prawie gotowy! Najprawdopodobniej blog zostanie podzielony na dwie części...
Na razie możecie zobaczyć bohaterów.

Także zapraszam i mam nadzieję, że mnie nie opuścicie. Jesteście mi potrzebni ;)

Epilog



15 października 2014r.

- Aaaaa!
Mój przeszywający krzyk słychać pewnie w całym budynku. Chyba, że mają tutaj dźwiękoszczelne ściany.
- Proszę głęboko oddychać- powiedziała miła kobieta w białym ubraniu.
Jakim cudem jestem na porodówce?
Nie mogę myśleć. Znowu wrzasnęłam. Muszę odciągnąć myśli bo zaraz mnie rozerwie od środka!
A więc, jak to się stało?
Całkiem niedługo po przyjeździe z Hiszpanii…
Stałam w kuchni mieszając w garnku sos. Postanowiłam dziś zrobić pyszną kolację dla Zbyszka po wieczornym treningu. Rano odwiedziła mnie Gabi z dzieckiem. Mała rośnie w oczach! Przy tym, jak oni się nią opiekują… sama chciałabym mieć. Nie wiem czemu, ale Zibi unika momentów gdy Gabi przychodzi z Martynką. Nie raz widziałam u niego tęskne spojrzenie do małej.
Błądząc w takich myślach, usłyszałam samochód wjeżdżający na plac. Zdziwiona spojrzałam na zegarek na ścianie. Jest dopiero dziewiętnasta…
Zaraz potem mój mąż wpadł do domu trzaskając drzwiami frontowymi.
- Zbyszek? To ty?- krzyknęłam. Nie odpowiedział, ale wpadł do kuchni i chwycił mnie w pasie i obrócił do siebie.- Co… się stało? Wróciłeś wcześniej! Boże, nie mów, że urwałeś się z treningu!- przeraziłam się, który to już będzie raz. A najbardziej wkurza mnie to, że to przeze mnie.
Zbyszek nadal nic nie mówił. Po prostu przyciągnął mnie brutalnie do siebie i pocałował. Łyżka wypadła mi z dłoni. Objęłam go za szyję i oddałam pocałunek natychmiast. Po chwili oderwał się ode mnie.
- Nie mogę już czekać- rzekł podnieconym głosem.- Chcę mieć z tobą dziecko.
Te słowa nie zaskoczyły mnie wcale. Co jakiś czas wracaliśmy do tego tematu. Ale tym razem on powiedział to bardzo poważnie. Patrzył mi w oczy i czekał na moją reakcję. Gdy nic nie mówiłam, po prostu wsunął jedną rękę pod moje kolana, drugą na moje plecy, podniósł i pocałował tuląc do siebie, jak małe dziecko.
Szybko przemierzył kuchnię, korytarz i schody na górę. Otworzył nogą drzwi do naszej sypialni i położył mnie na łóżku nie odrywając ust od moich. Ściągnął swoją granatową bluzę i moją bluzkę. Nagle coś mi się przypomniało.
- Sos!- krzyknęłam.- Nie wyłączyłam sosu!
Zibi jękną, wstał i poleciał na dół. Po dwudziestu sekundach zastał mnie w tej samej pozycji co wcześniej. Znów zaczął mnie całować.
Podjęłam już decyzję. Chce mieć dzieci ze Zbyszkiem.
Z myślenia o tamtym wieczorze wyrwał mnie najmocniejszy ból.
- Gratuluję, ma pani zdrowego chłopca- ogłosiła położna.
Po chwili wręczyli mi niemowlę do rąk. Ile to trwało? Chwyciłam delikatnie małe ciałko.
- O Boże…- łzy szczęścia wypłynęły no moje policzki.- Jesteś śliczny!
Pocałowałam maleństwo w czółko i rączkę. Patrzył na mnie błękitnymi oczkami. Urwał mi się film, gdy odebrali mi mojego małego Zbyszka.

***

Obudziłam się w sali, na szpitalnym łóżku. Przy mnie siedzi Zbyszek.
- Cześć, kochanie- powiedział głaskając mnie po głowie.
- Hej- uśmiechnęłam się i usiadłam wyżej.
Nagle obleciał mnie strach.
- Gdzie on jest?!- spanikowałam.- Gdzie mój syn?!
Zbyszek podszedł do mnie bliżej i pocałował uspokajająco w usta.
- Spokojnie, Aniu. Zaraz pielęgniarka go przyniesie.
- Widziałeś?
Kiwnął przecząco głową. Wyjaśnił mi, że zemdlałam na kilka minut. Przytulił mnie do siebie. Wtedy drzwi się otworzyły i weszła niska brunetka w białym ubraniu. Na rękach niosła zawiniątko. Przykryłam dłonią usta, gdy zorientowałam się, że to moje dziecko. Zbyszek wstał. Wiem, że również jest wzruszony. Pielęgniarka podała mi noworodka i pokazała, co mam zrobić. Gdy nakarmiłam maleństwo, zostawiła nas z nim samych. Zibi zajął miejsce obok mnie na materacu i objął ramieniem całując w skroń.
- Jak go nazwiemy?- zapytał patrząc na niemowlę.
- Mam kilka pomysłów…- przyznałam.
- No, to się pochwal- zachęcił.
Drugą rękę położył na mojej i kciukiem głaskał maleństwo po rączce.
- Hm. Radek?
Zbyszek uśmiechnął się do mnie, a potem pocałował.
- Ślicznie, kochanie- przyznał z uznaniem.


23 grudzień 2021r.

- Spróbuj i nie oszukuj!
- Ja nie oszukuję, kochanie. To nie moja wina, że wszystko co ugotujesz jest wprost przepyszne!
Zachichotałam i przystawiłam mu do ust łyżkę z kapustą na święta. Spróbował i oblizał usta.
- Pyszne- wyszeptał.
- Miałeś mówić prawdę!- wkurzyłam się.
- Nie kłamię- pocałował mnie w usta.
Jak zawsze oddałam szybko pocałunek. Puściłam łyżkę i objęłam go za szyję. Usłyszeliśmy tupanie małych stóp w kuchni. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na Radka, który prowadził młodsze rodzeństwo.
- Co się stało?- spytał Zbyszek.
- Cały czas płaczą!- poskarżył się chłopak.
- Pewnie jesteście głodni- stwierdziłam i wzięłam na ręce czteroletniego Antosia. Zbyszek zrobił to samo z Julką. To bliźniaki, które przyszły na świat 2 kwietnia 2017 roku. – Radek, przyniesiesz ich butelki?- uśmiechnęłam się do syna, który pobiegł do salonu.
- Daj, wezmę ich- zaproponował Zbyszek odbierając mi Antka. Wtedy przyszedł starszy syn i położył buteleczki bliźniaków na blacie na wysepce.- To co? Idziemy oglądać Smerfy?
- Ale ja wybieram odcinek!- krzyknął Raduś i uciekł przed telewizor, a za nim poszedł Zibi z bliźniakami pod pachami.
Śmiali się głośno.
Odwróciłam się do lodówki i podgrzałam mleko. Gdy temperatura była odpowiednia, wlałam do naczyń i wyszłam z kuchni.
Przechodząc przez korytarz, mój wzrok padł na kolekcję medali Zbyszka i kilku moich. Na honorowym miejscu wisiał złoty z Igrzysk Olimpijskich w Rio z 2016r. Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Nie mogłam przy nich wtedy być, bo zajmowałam się dzieckiem (do tego byłam w ciąży). Kibicowałam przed telewizorem razem z pierwszym synem, Gabrysią, Adamem i ich córką Martynką. Od małego uczyliśmy swoje dzieci kochać sport, a dokładniej siatkówkę. Teraz Martyna chodzi na dodatkowe zajęcia z siatkówki, które prowadzą nasi siatkarze. Antoś bardzo ich polubił. Na szóste urodziny dostał od nas piłkę. I chyba od tego się zaczęło, że poprosił Zbyszka, aby ten nauczył go grać. Lubią sobie poodbijać w ogrodzie. Westchnęłam i udałam się prosto do salonu.
Na kanapie pośrodku siedział Zibi. Na kolanach miał Julkę, a po obu stronach chłopców. Wszyscy byli wpatrzeni w telewizor. Nawet Bobek, który miał własne legowisko w kącie pomieszczenia. Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok. Wszystkie moje skarby w jednym miejscu…
- Proszę- podałam bliźniakom butelki. Nie mogłam się powstrzymać i każdego pocałowałam w policzek.
- A ja?- spytał rozpaczliwie Zbyszek.- Ja też chcę buziaka!
- Ty dostaniesz specjalnego- mrugnęłam i nachyliłam się nad nim całując w usta.
Wyszczerzył się, gdy się odsunęłam i usiadłam w fotelu. Jork podbiegł i skoczył mi na kolana. Pogłaskałam go i patrzyłam na moją rodzinę. Gdy zjedliśmy kolację, Zbyszek przyniósł z piwnicy wielką choinkę i pudła z bombkami. Rozłożyliśmy gałęzie i zaczepiliśmy lampki i łańcuch. Potem pomogliśmy dzieciakom w zawieszeniu innych dekoracji i oczywiście cukierków, o co upomniał się Radek.
- To kto w tym roku wiesza gwiazdę?- zapytał Zbyszek trzymając złoty przedmiot w dłoni.
- Ja!- podniósł do góry ręce najstarszy syn.
- A nie przypadkiem Julka?- uśmiechnęłam się. Chłopiec zrobił smutną minę, ale zgodził się gładko. Zibi podniósł dziewczynkę, a ta nałożyła na górną gałązkę gwiazdę. – Pięknie!
- Śnieg pada!- ucieszył się Radek i pobiegł do okna a za nim Antoś i Bobek.
Przez resztę wieczoru przyglądaliśmy się spadającym płatkom śniegu.

5 kwiecień 2031r. ( Radek 17lat; Julia i Antek 14 lat)
- Re-so-via! Re-so-via!
Cała hala ludzi zaczęła krzyczeć. A w tym ja, Zbyszek, Julka, Gbi, Adam, Martyna i Ignaczakowie. Właśnie odbywa się finałowy tie-break w Młodzieżowych Mistrzostwach Polski w siatkówce. AKS Rzeszów  kontra Volley Rybnik. W pasiastym, biało-czerwonym stroju na pozycji atakującego gra Radek, a jako przyjmujący Antek. Jestem taka dumna!
- Proszę Państwa! Zagrywa Mateusz Nowakowski.
Cichy Pit ożenił się i ma syna Mateusza. Praktycznie wszyscy mają dzieci, które grają w siatkówkę. Nawet mój ulubieniec Szymon.
- I blok! Piłka setowa dla Rzeszowa!- rozległ się głos.
Flot Nowakowskiego na przyjmującego z Rybnika. Piłka na linię trzeciego metra, atak atakującego. Nasz blok zadziałał i piłka po naszej stronie. Libero Michał Kosok ( syn Kosy i Marty) obronił, Adrian Drzyzga wystawił do Radka… Punkt!
Rzuciłam się na szyję Zbyszka i mocno przytuliłam. On również był bardzo szczęśliwy. Julka piszczała głośno i pomachała, bracia jej odmachali.


*** 

- Moi bohaterzy!- uściskałam synów. Potem Zbyszek przybił z nimi męską piątkę i przytulił.
- Mamo…- jęknął Antek.
- Pokażcie medal- uśmiechnęłam się. Wręczyli mi go, a ja dokładnie obejrzałam.- Kolejne do kolekcji!
- Mati!- pisnęła Julka i zawiesiła się na szyi młodego Nowakowskiego. Ten nachylił się i ją lekko pocałował. To dla mnie nie nowość, że są razem. Od półtora miesiąca… Rozmawiałam z nią o tym. Tak jak z każdym synem. Mówimy sobie wszystko.
- Wsiadajcie do samochodu!- rozkazał Zibi.- Mamy niespodziankę z mamą.
Zrobili jak kazał i zajechaliśmy do naszego domu. A tam czekali już na nas goście.
- Babcie i dziadkowie?- spytał z niedowierzaniem Antoś.
- Chcieli wam pogratulować. Potem będzie małe przyjęcie- odparłam.
Dominika i Leon przeprowadzili się do Rzeszowa. Stwierdzili, że nie mogą mieszkać tak daleko od wnuków. Spędziliśmy razem godzinę, później oni pojechali. Za to Weronika i Marek zostali chwilę dłużej. Mężczyźni siedzieli w ogrodzie (w tym moi synowie), a my w kuchni. Robimy przekąski na wieczornego grilla.
- A ty Julka? Będziesz grać?- zainteresowała się Wera.
Dziewczyna położyła kolejną kiełbaskę na talerz.
- Gram przecież…
- Ale tak na poważnie…
- Nie. Znaczy… gram. Chodzę na treningi. Ale wiesz, to raczej tak dla zabawy. No i dzięki ćwiczeniom mam dobrą figurę- wyszczerzyła się.
Poszła do swojego pokoju się przebrać, bo została godzina aż przyjdą pierwsi goście. Pokoik dla dziecka stał się sypialnią Antka i Radka, a sypialnię gościnną przerobiliśmy na pokój Julki.
- Ja też się już zbieram- uśmiechnęła się Weronika. – Nie będziemy wam przeszkadzać.
- Nie przeszkadzacie…- zaprotestowałam, gdy wyszłyśmy do ogrodu.
- Marek, jedziemy!
- Już, już…
Uściskali wszystkich.
- Miłej zabawy!- Marek podszedł do mnie i uściskał.- Miłej zabawy, córcia.
Odprowadziliśmy ich i przygotowaliśmy wszystko. Przed czasem przyjechała Gabrysia z rodziną. Martyna od razu poszła do Julki.
- Kochana! Jestem głodna jak wilk- wyszczerzyła się przyjaciółka i cmoknęła mnie w policzek.
- Chodźcie do ogrodu- uśmiechnęłam się i przytuliłam brata.
Nie zdążyłam zrobić za nimi kroku, gdy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam i moim oczom ukazał się Igła, Iwona, Seba, Dominika, Nowakowscy, Grzesiu Kosok z Martą i synem Michałem.
- Jesteśmy pierwsi?- ucieszył się Krzysiek.
- Drudzy- mrugnęłam.- Wchodźcie, zapraszam.
Weszliśmy do ogrodu. Młodzi siedli razem, a my starzy przyjaciele razem. Potem dołączył Dziku z Moniką i córką Anią. Podobno tak jej dali na imię na moją cześć. Następnie przyjechał Bartosz Kurek z żoną, córką i synem, Możdżon, Winiar i Ziomek z rodzinami.
Wszyscy razem…
Siedziałam w objęciach Zbyszka na drewnianej ławce w towarzystwie siatkarzy. Dalej siedzieli młodzi w swoim towarzystwie.
- Spójrz Anka, chyba zostaniemy teściami- wyszczerzył się Cichy, wskazując podbródkiem Julię i Mateusza.
- To czternastolatki- zaprotestował Zibi.
- Tak bardzo nie chcesz być ze mną rodziną?- zrobił smutną minkę.
- Byłoby super- przyznałam.
- Nie ma Gumy?- spytał Łukasz Żygadło.
- Nie mógł przyjechać- wyjaśniłam.
- Po prostu mu się nie chciało. Stary leń…- mruknął Krzyś.
- A ty to taki młody?- szturchnął go Kubiak.
- Nie jestem stary!- zbulwersował się.- Te zmarszczki to skutek ciągłego śmiania się.
- Jasne, jasne- zachichotał Bartek.
Nadal się sprzeczali. Wtedy zobaczyłam, że Radek trzyma za rękę swoją dziewczynę Wiktorię. Są ze sobą od ponad roku. Ona jest bardzo ładna, szczupła brunetka o brązowych oczach. Pomachała mi, gdy tylko mnie zobaczyła. Odmachałam i się szeroko uśmiechnęłam. Radek szepnął jej coś do ucha i pociągnął w stronę przyjaciół.
- Igła, kiedy kolejny artykuł?- przerwałam ich sprzeczkę. Tym razem, kto jest najmłodszy…
- Za miesiąc Przegląd Sportowy ma wydrukować o młodym pokoleniu siatkówki.
- W tym o twoim synu? Jako utalentowany Libero młodej reprezentacji?
No tak… Sebastian jest w młodzieżowej reprezentacji. I powiem szczerze, że wyrasta na najlepszego Libero kraju, jak nie świata. Poza tym zaczął grać w Plus Lidze. Jak tata…
- Nie tylko- uśmiechnął się.
- Wiecie co?- odezwał się do tej pory milczący Winiarski.- Cieszę się, że mogliśmy się tu spotkać… Wszyscy razem.
- Czekaj!- krzyknął Kurek.- Tylko wyciągnę chusteczkę…- zaczął udawać, że szuka po kieszeniach. Zachichotaliśmy.
- Kolejny grill u nas- wyszczerzył się Marcin Możdżonek.- Zapraszam do Kędzierzyna, nie Hania?
- Z chęcią. Będziemy musieli to powtórzyć.
- Jedziecie dziś?- zapytał Zbyszek.
- Nie, zatrzymamy się w hotelu- wyjaśnili. Większość tak zostawała.
- Jak coś, możecie u nas przenocować- zaproponowałam.
- U nas też jest miejsce- wtrąciła Iwona.
- Mamy już zarezerwowane pokoje, ale dzięki- powiedział Możdżon.
- A wy?
Przystało na tym, że Bartek Kurek oraz Kubiak z rodzinami zostaje u Igły, Winiarscy u Kosoka. Ziomek stwierdził, że ma tutaj rodzinę i załatwiony nocleg. Więc wszystko się ułożyło.
Gdy większość się zebrała, młodzież stwierdziła, że idą na spacer. Poszli, a ja Zbyszek, Dziku i Monika sprzątnęliśmy bałagan. Gdy w miarę było ogarnięte, usiedliśmy w salonie. Bobek nadal biegał po ogrodzie.
-Dzięki za pomoc.
- To my dziękujemy- uściskała mnie Monika.
- Ale już wychodzimy- wyjaśnił Dziku.
Pożegnaliśmy się a ja udałam się do kuchni.
Za mną wszedł Zbyszek. Pomógł mi wkładać naczynia do zmywarki. Kiedy skończyliśmy, odwrócił mnie przodem do siebie. Lekko pocałował i przytulił do siebie. Westchnęłam rozkoszując się jego wodą kolońską, którą dostał ode mnie na urodziny. Zamknął mnie w swoim uścisku.
- Nie wiem, jakim cudem ty mnie nadal kochasz- szepnęłam w jego usta.- Nie jestem już młoda, piękna, zgrabna, wysportowana…
- Kochanie, dla mnie zawsze byłaś, jesteś i będziesz piękna. Nie zależnie od wieku. Związałem się z tobą już na zawsze, bo cię kocham. Jesteś moim szczęściem, życiem, światem. Obiecałem być przy tobie w zdrowiu i chorobie. I słowa dotrzymam. Mamy piękne dzieci, już prawie dorosłe. Chcę z tobą przeżyć starość, wieczność. Bo bez ciebie moje życie nie byłoby tak piękne! I mimo tych wszystkich drobnych sprzeczek, co potem i tak kończy się godzeniem w sypialni- trzasnęłam go w ramię zarumieniona. Zachichotał.- Mimo tych sprzeczek, jestem szczęśliwy. Bo jesteś u mojego boku.
- Piękna mowa- wyszczerzyłam się i znów go pocałowałam.
Wtedy usłyszeliśmy chrząknięcie.
- Błagam was… znowu?!- jęknął Antoś.
Zachichotaliśmy i lekko od siebie oderwaliśmy.
- Och, Antek!- westchnęła z dezaprobatą wchodząc za nim Julka.- Nie masz pojęcia, co to jest miłość…
- On po prostu jeszcze nie jest doświadczony- zaśmiał się głośno Radek (miał śmiech jak Zibi). Przeszedł obok brata i żartobliwie szturchnął w ramię.
Takim to sposobem przez chwilę mieliśmy zapasy na własnych oczach.
- Chłopcy…
Na mój ton głosu przerwali. Julka pisała coś na telefonie, oparta o szafki kuchenne. Antek otworzył lodówkę i wyjął sok pomarańczowy, który tak jak ja uwielbiał. Nalał sobie do szklanki.
- Możesz mi też nalać..
- Zapomnij Radek- syknął.- Obsłuż się.
Usiedli do stołu i również wyciągnęli komórki.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Zibi poszedł otworzyć. Gdy wrócił, za nim wszedł Adam i Gabrysia.
- Stęskniliście się?- uśmiechnęłam się do nich.
- Zapomniałam torebki- wyjaśniła Gabi.
- Jak zwykle roztrzepana- westchnął Homi.
- A co wy na to, żebyśmy obejrzeli razem jakiś film?- zaproponował Zbyszek podchodząc do mnie i obejmując. – Zostaniecie?
Spojrzeli po sobie.
- W sumie czemu nie…- wzruszyła lekko ramionami przyjaciółka.
- A wy?- podniosłam brew na dzieciaki.
Myślałam, że się nie odezwą. Lub odmówią i pójdą na górę na laptopy. O dziwo uśmiechnęli się i schowali komórki do kieszeni jak jeden mąż.
- Ale ja wybieram film!- podniosła rękę Julka.
- Hej! Nie… Ja się nie zgadzam!- interweniował Antoś.- Znów pewnie jakaś komedia romantyczna…
- Nie przesadzaj… Zmierzch to nie romantyczna!- oburzyła się.
- Tym razem stanę po stronie Antka- przyznał Radek, gdy weszliśmy do salonu i zajęliśmy miejsce na kanapie i w fotelach. Bobek ułożył się pod stolikiem.
- Cholerna solidarność facetów- syknęła dziewczyna. Nie przeraziło mnie słowo „cholera”. W tym domu często jest używane.
- Żadnych horrorów!- ostrzegłam. – Nadal mam traumę po tamtych…
Starsi od razu zrozumieli o co chodzi. Dzieciaki podniosły pytająco brwi.
- Kiedyś wam opowiemy- obiecał Zibi.- A jak się nie zdecydujecie zaraz na film, to ja wybiorę.
- Nie, bo ja- poprawił Homi.
- Jakim prawem?
- Jestem gościem!
- Znów się zaczyna- zachichotała Gabi. Również się zaśmiałam, gdy dwóch przyjaciół się sprzeczało o film.
- Dobra!- krzyknęła Julka.- Niech będzie cokolwiek.
Uśmiechnęli się triumfalnie. Zbyszek mrugnął do mnie. Chłopcy puścili jakiś nowy dramat. Wtuliłam się do Zibiego.
Nagle zrobiło się cicho i w tle tylko było słychać lektora. Spojrzałam po wszystkich. Poczułam, że mój mąż na mnie patrzy. Podniosłam na niego oczy i się uśmiechnęłam. Cmoknął mnie lekko w usta i zaczął głaskać w ramię. Rozpoczął się seans, więc skupiliśmy całą uwagę na telewizorze.

Teraz jestem szczęśliwa. Przyjaciele i rodzina w jednym miejscu. Dobrze, że życie potoczyło się tak, jak się potoczyło.
I pomyśleć, że połączyła nas jedna z najważniejszych rzeczy w życiu każdego tu obecnego.

Siatkówka.

niedziela, 16 listopada 2014

CX




Siedzę właśnie w szpitalnym korytarzu przed porodówką i próbuję uspokoić zaniepokojonego Adama.
- Homi, wszystko będzie okej- mówiłam.
- To już trzy godziny!- maszerował w tę i z powrotem po ciasnym korytarzu z założonymi na piersi rękami.
- No wiesz, poród musi trochę potrwać. A co ty myślisz, że dziecko tak sobie wyjdzie i już?
- Oczywiście, że nie!
- Siadaj.
Poklepałam miejsce obok. Usiadł, ale nadal przebierał nogami. Wtedy przyszedł Zbyszek, Marek i rodzice Gabi Amelia i Ryszard.
- Co z nią?- spytała jej matka.
- Wszystko w porządku- powiedziałam.- To jeszcze trochę potrwa.
Zibi podszedł do mnie i przytulił. Adam wciąż był nie spokojny. Tym razem uspakajali go rodzice Gabrysi…
Dwie godziny później wyszedł lekarz i pielęgniarka.
- I jak?- spytał szybko wstając Homi.
- Pan jest?...
- Mężem- odparł szybko i niecierpliwie.
- Pańska żona ma się dobrze. Urodziła piękną córeczkę.
- Kiedy można je zobaczyć?- dopytałam.
- Położna uszykuję salę. Tymczasem proszę jechać do domu, zjeść coś porządnego i wrócić rano- powiedział.
Spojrzałam na zegarek. Jest pięć po jedenastej!
- Nie, ja musze zostać z nią…
- Pani Gabrysia jest w tym momencie bardzo zmęczona i wycieńczona. Rano będą państwo mogli się z nią zobaczyć. A teraz przepraszam…
I poszedł.
- Chodź synu- chwycił go za ramię Marek.- Pojedziesz do mnie. Trzeba uszykować wszystko na jutro.
Wtedy poszedł. Odwiózł z tatą rodziców Gabi. A my pojechaliśmy do siebie.
- Ciekawe doświadczenie- stwierdził wchodząc do domu.
- A jakże!
- Czy doczekam się jakiejś nagrody po dzisiejszym meczu?- spytał śmiało.
Zamknął drzwi frontowe na klucz.
- A zasłużyłeś?- podchwyciłam.
- Wygrałem dla ciebie mecz, a ty się jeszcze pytasz!
- Przepraszam, że mnie nie było na koronacji- powiedziałam smutno.
Ale on uśmiechnął się i mnie pocałował.
- Nie gniewam się, Aniu. Wiem, że musiałaś. Zrobiłbym na twoim miejscu to samo.
- Na przykład gdyby twój przyjaciel Michał Kubiak krzyczał: „rooodzzęęę”?
- Tak- wyszczerzył się.- Ale ciii. Nie mów mu.
Zaśmiałam się. Chwycił mnie za ręce i prowadził w stronę schodów do naszej sypialni.

Wstaliśmy wcześnie rano. Wysłałam wiadomość do Adama, czy jest już u Gabi. Jest. Rodzice też już byli. Zbyszek miał trening wieczorem. Co prawda już po sezonie, ale postanowili zrobić sobie taki ostatni razem. Ubraliśmy się, stanęliśmy w kwiaciarni i Zbyszek kupił kwiaty. Zaskoczył mnie, gdy wyszedł nie z jedną, a z dwoma bukietami.
- Po co ci dwa?- zdziwiłam się.
- Jeden jest dla Gabrysi…- położył go na tylnym siedzeniu.- A drugi… może dam jakiejś przypadkowej fance po drodze do szpitala…- żartował.
- Pewnie by się ucieszyła- stwierdziłam.
- No dobra. Ten jest dla mojej pięknej żony- wręczył mi bukiet czerwonych i białych róż.
- Dziękuję- uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka najpierw w policzek, a potem w usta.
W dobrych nastrojach weszliśmy do pokoju przyjaciółki. Gabrysia leżała na łóżku, w rękach trzymała małe zawiniątko, a obok niej siedział na skraju łóżka Homi.
- Cześć- szepnęliśmy.
- O! Wchodźcie- uśmiechnęła się Gabi i posłała nam całusy.
- To dla ciebie- mrugnął Zbyszek.
- Dzięki, miło z twojej strony- odparła.
Podeszłam cichutko do łóżka, Adaś odszedł, żebyśmy mieli lepszy widok.
- No, pokaż no się moje chrześnico… Mój Boże, jakaż ona jest śliczna! – zachwycałam się.
W białym beciku leżała malutka dziewczynka w różowym stroju. Zbyszek podszedł do mnie i objął.
- Jest piękna- powiedział miękkim głosem.
Spojrzałam na niego ukradkiem. Widziałam jak bardzo mu się to podobało.
- Adam, gdzie wy będziecie mieszkać?- spytałam go.
Wzruszył ramionami.
- Tata zgodził się przyjąć nas na jakiś czas… a ja znajdę jakieś większe mieszkanie, czy coś…
Zastanowiłam się przez chwilę. Może dałoby się to jakoś załatwić.
- Chyba nie będziesz musiał już szukać- oświadczyłam uroczyście.
Wszyscy spojrzeli na mnie zaciekawieni.
- Mieszkanie, które wcześniej zajmował Zbyszek jest wolne i raczej nie ma na niego chętnego. Przynajmniej na razie. Jeżeli chcecie…
Zibi przyciągnął mnie do siebie i mruknął:
- Jesteś genialna.
Wyszczerzyłam się od ucha do ucha i spojrzałam na nich. Kiwnęli głowami.
- To mieszkanie jest wystarczająco duże dla naszej trójki- stwierdziła Gabrysia.
- To co? Przyjmiecie tę propozycję?- spytał Zbyszek.
Adam i Gabi uśmiechnęli się do siebie i do nas.
- Nie można odmówić!
- Widzisz Martynko? Masz genialną chrzestną!- chwyciła niemowlę za rączkę i ucałowała.
- Trzeba będzie tam zrobić pokoik dla małej- cmoknął Adaś. – Więc na razie zamieszkamy u rodziców Gabrysi.
Kiwneliśmy głowami na zgodę. Zbyszek obiecał zarezerwować im to mieszkanie. Po kilku minutach poprosiłam Gabrysię, abym potrzymała dziecko.
- Ostrożnie…- szepnęła, gdy wyjmowałam jej ją z rąk
Kiwnęłam i stanęłam kilka kroków dalej. Zbyszek stanął obok przytulając mnie i małą.
- Pasuje wam dziecko- stwierdził Adam.
- Oj, Homi…- szepnęłam.
- Powinniście mieć gromadkę- dodała Gabrysia.- Jesteście idealnymi kandydatami na rodziców!
Zachichotałam. Zbyszek cmoknał mnie w policzek. Podałam mu dziecko, które wyglądało dziwnie w wielkich jego ramionach. Był taki radosny… A jednocześnie smutny.
Nagle zadzwonił telefon. Okazało się, że to Leon, ojciec Zbyszka. Umówiliśmy się, że przyjedziemy do nich do Warszawy zaraz po sezonie ligowym, przed reprezentacją.
Kilka godzin później, gdy mieliśmy wyjść, Gabrysia krzyknęła za nami.
- Hej! Zibi!- obrócił się.- Nawet nie zapytałam z tego wszystkiego… Jak mecz?
Zbyszek zrobił tajemniczą minę.
- Błagam, powiedz, powiedz, że wygraliśmy!
- Wygraliśmy- uśmiechnął się.
- Chcę zobaczyć medal!- ostrzegła.
- Zobaczysz. Jest piękny.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy.
Drogę do domu przejechaliśmy w ciszy. Rozmyślałam o tym, co zobaczyłam. Gabrysia mamą… To jest wspaniałe! Nie mogę się przyzwyczaić. I pomyśleć, że w jeden rok tyle się zdarzyło…
W kuchni wstawiłam kwiaty do wody w słoiku i postawiłam na blacie. Fajnie jest dostać róże bez okazji. A Zibi często wręcza mi takie bukiety.

***

Zbyszek.
Niedawno się obudziłem, a jej przy mnie nie było. Cóż, pewnie poszła na dół. Czekałem aż przyjdzie.
W końcu wkroczyła do pokoju z tacą w rękach i samej bieliźnie. Boże, jakie ona ma ciało! Nie potrafię nie prześlizgnąć po niej wzrokiem.
- Hej, co tam niesiesz?
- Śniadanie dla mojego męża.
Posłała mi perskie oczko. Ze zmierzwionymi, czarnymi włosami wygląda bosko. Usiadłem na łóżku i przesunąłem się, żeby miała miejsce.
- A z jakiej to okazji?- zdumiałem się.
- A musi być okazja?- spytała całując mnie w policzek.
Zaśmiałem się. Nie, nie musi być okazji.
- To co dziś robimy?- ugryzłem kanapkę.
Wzruszyła ramionami i obiecała, że nie będziemy się nudzić.
- Pójdziemy na miasto?- spytała.
- Jasne. Tylko zjemy i się ubiorę.
Gdy jadłem Ania podeszła do szafy i przez chwilę przed nią stała.
- Nie mam się w co ubrać- marudziła pod nosem.
- Chyba żartujesz! Masz pełno ubrań.
Zmarszczyła nos i się uśmiechnęła. Otworzyła drzwi od balkonu i wyszła. Przez chwilę patrzyłem za nią, a potem wyszedłem. Stała oparta o barierkę i przyglądała się swojemu ogrodowi. Podszedłem do niej i zobaczyłem, że się nie uśmiecha.
- Co jest?= zapytałem stając za nią i obejmując ramionami.- Dlaczego jesteś smutna?
- Nie jestem!- na potwierdzenie leciutko się uśmiechnęła do mnie do tyłu.
- Jednak coś cię gryzie.
- Nie, jest okej.
Nie wierzyłem jej. Kłamie. Tylko dlaczego? Tak bardzo chcę aby była uśmiechnięta i szczęśliwa… żeby niczego jej nie brakowało. Pocałowałem ją w szyje. Oparła się plecami o mnie i zmrużyła oczy.
Kiwnąłem głową. Rozmawialiśmy.
- Chodź się ubrać, Aniu.
Ale nie odszedłem od niej. Posłała mi skryty uśmieszek. Podszedłem kroczek, położyłem lewą dłoń na jej biodrze, a prawą na policzku. Wplątałem palce w jej włosy i przyciągnąłem do siebie. Pocałowałem namiętnie przyciskając ją biodrami do siebie. Uśmiechnęła się w moje usta. Jest taka gorąca… Zawsze jak na nią patrzę, jak całuję, dotykam- czuję gorąco.
- Mieliśmy iść się ubrać- wyszeptała i zachichotała.
Zamruczałem i ją przepuściłem do środka. Wszedłem za nią zamykając drzwi od balkonu. Położyłem się na łóżku i przyglądałem się, jak wybiera ciuchy.
- Jak myślisz? Ta bluzka i te spodenki, czy ta i te legginsy?- spytała odwracając się.
- Przymierz- powiedziałem i z chęcią patrzyłem, jak się ubiera. Zmarszczyłem nos.- Przez tą bluzkę mogę zobaczyć twój stanik, kochanie.
- To co? Myślę, że te dżinsowe spodenki do tej białej bluzki będzie okej.
No tak. Raczej nie zmieni zdania. Gdy się ubrała, obróciła się dookoła i uśmiechnęła. Włożyła dżinsowe spodenki, w których widać było jej idealną pupę. Bluzka nie miała rękawów, duży dekolt, luźna… Pokręciłem głową.
- Co?
- Nic. Ale będą się na ciebie gapić.
- Kto niby?- prychnęła czesząc włosy.
Nie odpowiedziałem, bo dobrze wiem, że się ze mną zgrywa. Włożyłem luźne dresowe, szare spodnie i koszulkę z błyskawicą. Potem razem wyszliśmy.
Idąc przez galerię kilka razy przyłapałem facetów, jak się patrzą na Ankę. Poczułem złość.
- Mówiłem, żebyś nie ubierałą się tak… wyzywająco- wypaliłem.
- Zbyszek, jesteś jak mój tata- przewróciła oczami.
- Co to było? Widziałem!
- nic- zrobiła niewinną minkę.
Zaśmiała się, kiedy połaskotałem ją w boki. Uwielbiam ją dotykać. Obróciłą się do mnie przodem. Nie czekając na nic, pocałowałem ją. Uszczypnąłem jej tyłek i zapiszczała.
- Idziemy na lody!- powiedziała uroczyście.
- Taa? No to poproszę cztery gałki z czekoladową posypką i bitą śmietaną.
- Ok. Ale ty płacisz- wyszczerzyła się i zanim się obejrzałem już stała w kolejce.

***
Anka
Z galerii wyjechaliśmy około piątej.
Urodziny Zbyszka się udały. Przez kolejny tydzień mieliśmy odpoczywać i w końcu wyjazd z reprezentacją. Przyszła masa ludzi pod lotnisko, masa kibiców- tak dokładniej.
- Anka! No chodź już!- krzyknął Krzysiek stojący przy bramkach.
Kiwnęłam głową i poczekałam na Nowakowskiego i Kosoka. Razem dołączyliśmy do dwóch siatkarzy. Lecimy do Spały gdzie przygotujemy się na kolejną Ligę Światową. A potem Mistrzostwa Europy.
Wyłożyłam komórkę mp3 i inne rzeczy do koszyka i przeszłam dalej. Odebrałam swoje rzeczy i zaczekałam na resztę przed wejściem.
Z tego co się dowiedziałam, miała nam towarzyszyć pewna ekipa filmowa. Dokładnie nie wiem, reszty dowiemy się na miejscu.
- Wchodzimy?- spytał Zbyszek.
Kiwnęłam głową i przeszliśmy przez tunel a potem bus zawiózł nas pod samolot. Przeszliśmy na swoje miejsca. Usiadłam przy oknie, a obok mnie Zibi. Przed nami trójka innych siatkarzy. Westchnęłam. Mam zamiar przespać te pół godziny lotu.

***

- Anka!- wydarł się Dziku.
Po chwili znalazłam się w jego ramionach. Jesteśmy już w ośrodku.
- Też mi cię miło widzieć Misiek- wydukałam, bo brakowało mi tchu.
- Mam nadzieję, że to było szczere- mrugnął i przywitał się z resztą, a ja podeszłam do pani Zosi, recepcjonistki.
- Jak dobrze, że z nimi przyjechałaś!- ucieszyła się.- Będziesz ich trzymać w wodzy.
- Czasem nawet ja tego nie potrafię- przyznałam ze śmiechem.
Nagle ktoś połaskotał mnie w żebra. Podskoczyłam.
- Tęskniłaś?
- Ziomek!- wydarłam się i rzuciłam mu na szyję.
- Mnie to tak nie przywitała- marudził Igła.
- Ciebie mam już dość. Widze cię 20/24 prawie codziennie.
Pokazał mi język, tak samo mu się odwdzięczyłam.  Zaraz z ramion Łukasza znalazłam się w objęciach Marcina, Fabiana Drzyzgi i Pawła Zatorskiego. A skończyłam na plecach Bartka.
- Z kim masz pokój?- zainteresował się.
- Ze mną!- od razu pojawił się Krzysiek.- Ona mnie nie opuści. Za bardzo mnie kocha.
- Nie przeceniasz się?- spytał Kurek.
- Raczej niee… No, powiedz im, jak bardzo mnie kochasz!- pociągna mnie lekko za włosy.
- Bardzo- zachichotałam.
Bartosz postawił mnie przed schodami. Zmarszczyłam brwi.
- Ejjj no! Zmęczyłeś się?
- Nie. Ja?- prychnął.- Po prostu … Wiem, że twój mąż bardziej chciałby czynić honory.
- Jasne, jasne. Wymiguj się od wniesienia mnie na trzecie piętro- mruknęłam.
Wtem któryś z nich podniósł mnie i posadził sobie na plecach. Po zapachu poznałam, że to Zbyszek. Weszliśmy (a raczej to on wszedł, ja nie brałam w tym jakby udziału) i stanęliśmy przed naszym pokojem. Otworzyłam drzwi, wniósł mnie na baranach. Co z tego, że o mało nie straciłam głowy przez zbyt niskie drzwi??
- Możesz już zejść- poinformował mnie.
- Jasne ee…
- No ja pierdole, to chyba jakiś żart!- wybuchł Zbyszek.
Spojrzałam za jego wzrokiem. Bagaż Igły.
- Nie podoba wam się przydział?- spytał libero, wychodząc z łazienki.- Zanim tutaj się wgramoliłeś-a trochę ci to zajęło- zdążyłem powiesić ręcznik i tak dalej,..
- Czemu nie poszedłeś do Ziomka?
- Bo Dziku boi się z wami być w jednym pokoju.
Przewróciłam oczami i zajęłam swoje łóżko. Potem zeszliśmy po swoje bagaże i szykowaliśmy się na kolację. Zeszliśmy do stołówki, gdzie wszyscy się już spotkaliśmy. Od razu wpadłam na Winiarskiego i Jarosza.
- Hej, mała!- ten drugi poczochrał mi włosy.
- Hej, rudy!- powtórzyłam jego gest.
- Miło widzieć cię uśmiechniętą- mrugnął Winiar i mnie przytulił. Na moment zniknęłam w jego czarnej bluzie.
Potem podeszłam do stolika, przy którym siedział Zbyszek, Igła, Ziomek i Dziku. Zajęłam miejsce obok mojego męża i Krzyśka. Jak dziwnie mi myśleć o Zbyszku „mąż”. To takie… nowe.
Potem wszedł Andrea Anastasi ze swoim asystentem. Życzył nam smacznego i powitał w Spale. Od jutra zaczyna się prawdziwy trening.

***

- Wstawaj Anka! Kurwa Zibi zabieraj tą girę z mojej twarzy!- wrzasnął Igła.
Akurat wieczorem zasnął tak, że teraz Zbyszek ma swoje nogi przy jego głowie.
- Nie podobają ci się?- udawał wzburzonego Zibi.
- Nie!
Minęła LŚ. Ciężko pracowaliśmy, ale nie byliśmy w stanie nic ugrać. Pozostaliśmy na 4 miejscu w grupie przed Francją, Bułgarią i Brazylią. Nie byliśmy tym tak przejęci jak ostatnimi IO w Londynie, ale jednak.
Co do Mistrzostw Europy… Skład strasznie się odmłodził. Byliśmy w grupie B z Francją, Słowacją i Turcją. Pozostaliśmy na 2 miejscu w grupie z 6 punktami. W Barażach siatkarze grali z Bułgarią. Niestety przegraliśmy 2:3. To nas załamało dodatkowo. Nie potrafiłam im pomóc już bardziej. Wiedzieliśmy, że nasz złoty czas z Andreą Anastsim dobiega końca. Nie my tylko pojęcia, co będzie dalej. Bardzo pokochaliśmy AA i nie chcemy z nim się rozstawać. Ale wiemy, że tak musi być. Nie wszystko trwa wiecznie.
Dziś uczcimy te trzy lata współpracy (dla mnie tylko dwa).
- Chłopcy nie kłóćcie się, do cholerki!- warknęłam i poszłam do łazienki.
- Ups, twoja żona się zezłościła- szturchnął Igła żartobliwie kolegę.
Przewróciłam oczami i zamknęłam drzwi. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i wyszłam. Wtedy łazienkę zajął Krzyś. Rzuciłam się na swoje łóżko. Co z tego, że większość nocy dzieliłam je ze Zbyszkiem?
Nagle ktoś położył się obok.
- Kochanie…- mruknął mi do ucha.
Uśmiechnęłam się.
- Yhy?
- Kocham cię.
- Ja Cebie też- odszepnęłam z przymrużonymi powiekami.
Nagle znalazł się nade mną i pocałował w usta. Objęłam ramionami jego szyję i przyciągnęłam bliżej. Zaśmiał się w moje usta i zaczął całować moją szyję.
- No kurwa! Znowu?!- jęknął Igła.- Zawsze jak was zostawiam samych, a potem wchodzę, zastaję was w podobnych pozycjach.
- Masz złe wyczucie czasu- mruknęłam i zepchnęłam z siebie Zbyszka. Niestety zapomniałam, że to łóżko jest węższe, więc siatkarz spadł z trzaskiem na podłogę.
Krzysiek zaczął się śmiać, a ja zakryłam usta dłonią.
- Boże! Nic ci nie jest?- zajrzałam za łóżko.
- Yh…- jęknął przeraźliwie i usiadł.
Też zaczęłam się śmiać. Aż zaczął mnie brzuch boleć.
- Co tutaj tak głośno?- otworzyły się drzwi i stanął w nich Michał Kubiak i Marcin Możdżonek.
- Oni są niemożliwi- sapnął ze śmiechem Ignaczak.
- To już wiemy- wzruszył ramionami Magneto.
Weszli do środka. Ogarnęłam się i pomogłam Zbyszkowi usiąść powrotem na łóżku.
- Przepraszam, kochanie- dałam mu całusa w policzek.
- Znów go zrzuciłaś z łóżka?- podniósł brwi Dziku.
- To było niechcący…- zarumieniłam się.
- To niechcący to już… Zaraz! To już jedenasty raz podczas naszego pobytu tutaj!- zakpił Zibi.
Przewróciłam znów oczami.
- Gotowi na dzisiejszą imprezę?- wyszczerzył się Krzysiek.
Kiwnęliśmy głowami. Po pół godzinie zeszliśmy na stołówkę, gdzie większość siatkarzy już była. Usiadłam przy stole z Ziomkiem, Dzikiem, Zbyszkiem i Ignaczakiem. Tak, jak od początku. Po tym, jak zjadłam moją codzienną porcję mleka z płatkami, postanowiliśmy urządzić wszystko tak, jak powinno być. Winiarski z Ruciakiem wybrali się na małe zakupy. Pizza była zamówiona na ósmą wieczorem. Igła przyniósł swojego boomboxa i razem z Ziomkiem zaczęli bawić się swoimi kawałkami.
-  Anka no nie tak!- krzyknął z desperacją Cichy Pit.
- Co znowu robię źle, Piotrze?- podniosłam brwi i wzięłam się za boki.
Podszedł do mnie szybko i zamienił wazony z kwiatami.
- Te większe muszą być z lewej bo po tej będą kieliszki- wyjaśnił z uśmiechem.
- Perfekcjonista w każdym calu- zadrwiłam.
- A nie widać?- podniósł ręce do góry w geście, jakby to było oczywiste.
Westchnęłam i wróciłam do swojej pracy. Tak, tak właśnie było przez te kolejne miesiące z nimi spędzone. Szkoda, że nasz etap się kończy. Nie wiem, czy nowy trener (co już niemal pewne) zechce mojej współpracy. Nie wiadomo, kto nim będzie. Tak bardzo mi szkoda, że Andrea odchodzi, chociaż tego nie chce. Wszyscy dziś udają szczęśliwych. Ale tak naprawdę jesteśmy zdołowani. 
- Anka no kurde! – wrzasnął Piter.- Zostaw to tak, jak zrobiłem!
- Sorry- zrobiłam minkę i zostawiłam już stoły.
Potem kucharki rozłożyły talerze na kolację. Po dwudziestu minutach Winiarski i Zbyszek przywieźli soki, wino i szampana.
- Ej, połóżcie to w kuchni!- zawołałam do nich.
Kiwnęli głowami i wnieśli towar w skrzynkach tam, gdzie kazałam. Potem zeszli trenerzy i sztab szkoleniowy i zasiedliśmy do jednego, wielkiego, okrągłego stołu (który wcześniej przyniósł Zati, Możdzon, Jarski, Kosa i Dziku). Po kolacji przesunęliśmy stół. Nalaliśmy szampana. Od razu Krzysiek zabrał głos.
- Cóż, trenerze… To ostatnia impreza z tobą, choć wszyscy mamy nadzieję, że nie. Pokochaliśmy ciebie jak ojca. A zwłaszcza ja. Nauczyłeś mnie być najlepszym.
- Współpraca z wami była przyjemnością, uwierzcie. Kocham was jak własne dzieci- powiedział Andrea.- Jesteście drużyną, która nauczyła mnie więcej, niż przez całą swoją karierę trenerską się nauczyłem. To nie jest tak, że was opuszczam na zawsze. Może uda mi się przekonać o dalszej współpracy z wami. Ale nie czarujmy się. Dobrze wiemy, że oni i tak już podjęli decyzję. Może, gdyby ostatnie mecze inaczej się potoczyły…
- To moja wina- odezwał się Bartek, stojący obok mnie.- Ja zawaliłem. Zrobiłem najgorsze błędy, które teraz będą mi się snić po nocach.
- Bartek…- szepnęłam, aby znów się nie obwiniał.
- Nie, Anka. Taka jest prawda. Zawaliłem po całości. I kurwa to ja jestem winny!
- Nie mów tak- zmarszczył brwi Ruciak.- Jeżeli ktoś tutaj zawalił, to cała drużyna.
- Ale to przez moje błędy odpadliśmy!- krzyknął.
Chwyciłam go za rękę i mocno ścisnęłam, co pewnie i tak odczuł jak lekkie klepnięcie.
- Każdy popełnie błędy- znów odezwał się Anastasi.- I musimy nauczyć się z tym żyć. Wiem, że jest ciężko. Ale przychodzi ktoś nowy, z nowymi pomysłami. Da nowego ducha w moją drużynę! I z tego się cieszę. Zakochałem się w Polsce i w was. Nigdy nie przeżyłem tak pięknych chwil, jak z wami. Zawsze już będę o was mówić jako „moja drużyna”. Będę trzymał kciuki za wasze postępy i sukcesy. Zdrowie!
- Zdrowie!
Napiliśmy się szampana. Po tym, każdy się rozszedł tańcząc, czy pijąc. Znalazłam trenera siedzącego i ze łzami patrzącego na swoich podopiecznych.
- Można?- spytałam wskazując na miejsce obok.
- Tak, tak- uśmiechnął się.
Odchrząknęłam i usiadłam. Spojrzałam na swój kieliszek trzymany w dłoniach.
- Dziękuję- szepnęłam.
- Za co?- zdziwił się.
- Za to, że mogłam pracować u trenera boku, z nimi- wskazałam na siatkarzy.
Zbyszek, Dziku, Jarosz, Kosa i Winiar z czegoś się śmiali. Igła z Ziomkiem robili coś przy swoim boomboxie i głośnikach, a po chwili wydały się pierwsze dźwięki rapu. Reszta nalewała sobie resztki szampana.
- Masz talent psychologiczny. Bardzo im pomogłaś.
- Ale nie wtedy, kiedy mnie potrzebowali- zrobiłam się smutna. Spojrzał na mnie nie rozumiejąc.- No, podczas Igrzysk. Wyjechałam i ich zostawiłam.
Kiwnął głową.
- Poradzili sobie bez ciebie.
- Ale… ale… Nic nie ugrali!
- Nie mogłaś zostać. Prędzej czy później sam bym cię odesłał. Widziałem co się dzieje między tobą a Zbyszkiem.
- Ale jak…?
- Nie trudno było to dostrzec- uśmiechnął się.- Cieszę się, że już jest dobrze między wami. Pzepraszam, że mnie nie było na ślubie, ale nie mogłem…
- Rozumiemy to. Dziękuję jeszcze raz!- i rzuciłam mu się na szyję.
Ze śmiechem przytulił mnie mocno.
- Zawsze bądź taka szczęśliwa. No i trzymaj go blisko siebie- wskazał na Zbyszka, który coś tłumaczył przyjaciołom.
- Obiecuję.
Potem podbiegłam do mojego męża i go przytuliłam. Od razu objął mnie i pocałował.
Godzinę później przywieźli pizzę, na którą zgodził się Andrea i sam zjadł trzy (a może cztery??) kawałki. Potem rozmawialiśmy i tańczyliśmy. Ziomek rządził muzą, a Igła mu pomagał. Na marginesie, dość głośno się kłócili na temat wyboru rodzaju muzyki. Ten wieczór był fantastyczny, ale niestety wszystko się dobrze kończy.
Rano już spakowani się pożegnaliśmy. Niektórzy odjechali swoimi samochodami, bo mieli bliżej. Reszta udała się na lotnisko. Tam ostatni raz przytuliłam naszych trenerów. Wsiadając ze Zbyszkiem, Grzesiem, Piotrkiem, Fabianem i Krzyśkiem do samolotu do Rzeszowa, płakałam.

***
Miesiąc później odbył się chrzest Martynki. Jako chrzestna byłam ubrana w błękitną sukienkę do kolan z szpilkami na nogach. Grzesiu ubrał smoking, pięknie wyglądał. Po całej uroczystości poszliśmy do restauracji, gdzie Gabrysia i Adam zaprosili nas na obiad.
- Nie mogę uwierzyć, że jestem chrzestną- uśmiechnęłam się do trzymającej na rękach dziewczynki.
- A ja nie mogę uwierzyć, że w rok wydałem za mąż moją córę, ożeniłem swojego syna i zostałem dziadkiem- pokręcił głową w rozbawieniu Marek.
- Takie życie- powiedział Adaś.
O ósmej Zbyszek wstał.
- No wiec… przepraszam, ale musimy już isć.
- Coś się stało?- spytała zaniepokojona Gabrysia.
- Nie, nie… Tylko zabieram moją żonę na zaległy miesiąc miodowy- wyszczerzył się Zbyszek i chwycił mnie za rękę.
Wstaliśmy i pożegnaliśmy się ze wszystkimi. Już w samochodzie obróciłam się do siatkarza.
- Gdzie mnie zabierasz?
- Niespodzianka.
- Czyli mi nie powiesz?!
- Dowiesz się w swoim czasie- obiecał całując moją dłoń.
Westchnęłam i patrzyłam na mijane samochody i bloki. W końcu dojechaliśmy do Lotniska. Oddaliśmy bagaże i w ostatniej chwili weszliśmy do samolotu. Biznes klasa?
- Zbyszek, gdzie lecimy?- znów zapytałam.
Uśmiechnął się tajemniczo.
- Jak mi nie powiesz to się do ciebie już nie odezwę!- zagroziłam.
Oczywiście wcześniej wszystko zaplanował tak, abym nawet nie zdążyła przeczytać i usłyszeć, dokąd się wybieramy.
Spojrzał na mnie, ale zobaczył, że nie żartuję.
- Okej, okej- podniósł w obronnym geście ręce.- Lecimy do Hiszpanii.
Otworzyłam z niedowierzaniem usta.
- Nie żartuj!
- Nie podoba ci się?- zmarszczył nos.
- No coś ty! Żartujesz?!
Uśmiechnął się zadowolony z efektu. Pisnęłam i mocno go przytuliłam.
- Boże, kocham cię!
- Też cię kocham- odpowiedział.
- Prosimy o zapięcie pasów bezpieczeństwa- powiedział głos z głośników.- Startujemy.
Podekscytowana nawet nie poczułam, jak się wznosimy. Spojrzałam za okienko. Budynki i ulice pomału malały, aż w końcu zniknęły. Oparłam się o fotel i uśmiechnęłam. W życiu nie byłam w Hiszpanii! Boże, jakie to piękne! Odwróciłam głowę w stronę Zbyszka, który patrzył na mnie.
- Dziękuję- szepnęłam.
Wzruszył ramionami.
- Kocham cię uszczęśliwiać- pogłaskał mnie po policzku.
Z satysfakcją założyłam słuchawki i oglądałam z nim film, który szedł na małych ekranikach przed nami. Po tym zasnęłam.

***

- Jak to nie w hotelu?- zdziwiłam się, gdy to oznajmił mi Zbyszek.
- To będzie taki mały domek dla naszej dwójki- uśmiechnął się.
- Ale gdzie się zatrzymamy?!
- Barcelona.
- BARCELONA?!
Kiwnął głową. Otworzyłam z niedowierzaniem usta. Wyszliśmy właśnie z taksówki, która zawiozła nas w pewne miejsce.
- Dlaczego słyszę wodę?- podniosłam brew.
- Zobaczysz- zrobił tajemniczą minę.
Szliśmy dalej w milczeniu, chociaż korciło mnie aby zadać kolejne pytania. Wiem jednak, że i tak by mi nic więcej nie powiedział. Dowiedziałam się tylko, że jesteśmy w Hiszpanii, a dokładniej w Barcelonie i będziemy mieć wynajęty domek tylko dla siebie… Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Na ile zostajemy?
- Na tyle, ile będziesz chciała.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Po około dziesięciu minutach zeszliśmy z deptaka i szliśmy po piasku. Niedługo będzie wschód słońca. Nie widzę na razie nic konkretnego, oprócz piasku i drzew. Zbyszek nagle się zatrzymał i chwycił mnie za rękę, w drugiej prowadził swoją walizkę.
- Jesteśmy!- oświadczył i przepuścił mnie, żebym przeszła przodem.
Niepewnie wyminęłam go i wyszłam zza drzewa.
- O mój Boże- szepnęłam.
Przede mną zobaczyłam parterowy domek. Tutaj było dość jasno, żeby zauważyć, że jest wykonany z wielkich szklanych okien. Dookoła była drewniana ścieżka.
- Podoba się?- spytał Zbyszek stając za mną.
- Tak! Tak! Taaak!- wrzasnęłam i skoczyłam mu w ramiona.
Pocałowałam go, opasając nogami jego tułów i ramionami szyję.
- Um… muszę częściej to robić- oblizał usta z satysfakcją, gdy odsunęłam się troszkę do niego.- Chcesz zobaczyć resztę?
Kiwnęłam głową i zeskoczyłam z niego. Podeszliśmy do drzwi. Otworzył je. Weszłam, a on za mną ciągnąc nasze bagaże. Otworzyłam usta w zachwycie. Przestrzeń była biała, wielka. Od razu zauważyłam kuchnię i salon. Naprzeciwko wejścia były z pewnością łazienki. Zibi chwycił mnie za rękę i pociągnął w prawo. Przestronny salon, beżowe ściany kremowa kanapa, wielki telewizor wiszący na ścianie, odtwarzacz DVD, głośniki… Na lewo była duża szyba i widok na piasek. Ale nie zwracałam na to uwagi, bo po lewej była mała wysepka z kranem i blatem. Pod resztą ścian szafki, lodówka…
Zbyszek znów chwycił mnie za rękę i poprowadził w drugą stronę. Przeszliśmy przez korytarz i otworzył białe drzwi.
Sypialnia z wielkim łożem małżeńskim, rozsuwane drzwi. Podeszłam do nich i je otworzyłam. Zrobiłam trzy kroki i stanęłam na drewnianym tarasie. Teraz zauważyłam wysokie drzewa i wodę. Obróciłam się do Zbyszka.
- To jest piękne! Wymarzona podróż poślubna- miałam łzy w oczach.
- To dobrze, że ci się podoba. Plaża jest prywatna, więc nikt tutaj nie będzie nam przeszkadzał- uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie?- spytałam podchodząc do niego.
- Nie…- pokiwał głową z uśmiechem i skupieniem, wpatrując się we mnie.
- W takim razie…
Wybiegłam na plażę i ściągnęłam bluzkę. Potem w biegu spodenki (które przebrałam po wylądowaniu tutaj samolotem).
- Co robisz?!- krzyknął za mną.
- Idę się kąpać!- odkrzyknęłam i posłałam mu uwodzicielski uśmiech.- Ty też możesz dołączyć.
Patrzył tylko na mnie. Ale, gdy zaczęłam pomału zdejmować bieliznę rozszerzył oczy w zdumieniu. Po chwili szedł w moją stronę z łobuzerskim uśmiechem. Ja już byłam w ciepłej wodzie po ramiona. Zaczął zdejmować swoje ubranie i bokserki. Dołączył do mnie.
- Myślałem, że jesteś zmęczona- powiedział, stając przede mną.
Dla niego woda sięgała do piersi.
- Nie…- przygryzłam wargę.
Uśmiechnął się i założył mi kosmyk włosów za ucho. Zbliżył się i mnie pocałował. Najpierw lekko musnął moje wargi, lewą dłoń trzymając na mojej szyi, a jego długie palce wplotły mi się we włosy, kciuk masował policzek.
- Tak bardzo cię teraz pragnę- szepnął kładąc czoło na moim czole.
- Więc nie gadaj tyle- mruknęłam i go pocałowałam.
Zbyszek wsunął swój język do moich ust, a nasz pocałunek się pogłębił. Prawą rękę położył na mojej talii i przyciągnął do siebie. Położyłam mu na głowie dłoń i wplątałam palce w jego włosy, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Jęknął, gdy otarłam się o niego. Chwycił mnie w pasie i podsadził, bym mogła opasać go nogami, co natychmiast uczyniłam. Uśmiechnąłem się, gdy zaczął iść powrotem na plażę. Żeby było mu łatwiej, wślizgnęłam mu się na plecy i całowałam jego policzek, szyje i kark. W pół minuty zdążyłam wylądować na piasku, a Zbyszek znalazł się już nade mną. Oparł się łokciami po dwóch stronach mojej głowy i znów pocałował, tym razem bardziej nachalnie. Zjechał ustami na moją szyję, piersi i brzuch. Trzymałam go mocno za włosy, żeby nie przestawał. Wrócił do moich ust. Dałam mu dostęp do całego mojego ciała. Całował mnie, a lewą ręką jeździł po całym moim ciele. Czując jego dotyk, pocałunki i ruchy we mnie, z satysfakcją przymknęłam powieki i mu troszkę pomagałam. Moje dłonie wędrowały po jego umięśnionych ramionach i torsie.
Gdy skończyliśmy, leżeliśmy na pisaku ze splecionymi ze sobą nogami i rękami.
- Jesteś taka piękna- powiedział, całując mnie.
Uśmiechnęłam się. Położyłam głowę na jego ramieniu i wpatrywałam się w niebo. Właśnie zaczęło wschodzić słońce. Tutaj jest bardziej pomarańczowe, niż u nas w Polsce.
- Piękne- westchnęłam wskazując mu obiekt.
- Nic nie może dorównać tobie- odpowiedział.
Zarumieniłam się. Boże, ależ to brzmi!
- Jesteś lizusem- odpowiedziałam chichocząc.
- Tylko stwierdzam fakt, kochanie- lekko wzruszył ramionami.
Podniosłam się na prawym łokciu i spojrzałam na niego.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.

***

- Co robisz?- zapytał mnie Zbyszek, oplatając ramionami mój tułów.
- Jajecznicę na śniadanie i tosty. Co ty na to?- spytałam obracając lekko głowę do tyłu.
W Hiszpanii jesteśmy już dwa tygodnie i wcale nam się nie spieszy do Polski. Tutaj jest ciepło, słonecznie i pięknie.
- Mówiłem już, że jesteś cudowna?- spytał z uśmiechem.
- Nie wiem. Nie przypominam sobie…
- A więc- szepnął i obrócił mnie do siebie przodem.- Jesteś cudowna, Aniu. Czasem mam wrażenie, ze to co robie z tobą jest tylko pięknym snem… I nadal nie mogę sobie wybaczyć tego, co ci zrobiłem i jak przez to cierpiałaś- smutno się uśmiechnął.- Próbuję ci to wynagrodzić.
- Zbyszek…
Podniósł rękę do góry, abym nic nie mówiła i mu nie przerywała.
- I nie rozumiem, jak ty – taka piękna, miła i inteligentna kobieta- mogła wyjść za takiego głupiego, brzydkiego, zbyt szczerego chuja.
- Zbyszek…
Znów spróbowałam, ale mi przerwał.
- Nie, Aniu. Po prostu teraz jestem szcześliwy jak nigdy. Mam ciebie. Mam i już nic nas nie rozdzieli. Już zawsze będziemy razem…
- Zbyszek…
- Wiem, że nadal gdzieś w głębi serca czujesz pustkę i żal po tym, co się stało. I cuzję, ze nigdy tego nie naprawię.
- Zbyszek!- przerwałam mu.
- Co?
Spojrząłam mu w oczy i chwyciłam jego twarz w swoje dłonie.
- Nic. Nic mi nie zastąpi ciebie. Żadne najlepsze wakacje pod słońcem, żadna kasa, nawet gra w siatkówkę, którą oboje kochamy. Nic. Jesteś jedynym, na którym mi zależy. To co się wtedy stało… tyle nieporozumień! Tamtej nocy, tamtej nocy już ci wybaczyłam. Gdy na ciebie spojrzałam, wiedziałam, że nikt mi cię nie odbierze. Żaden inny mężczyzna nie mógłby mi ciebie zastąpić. Tylko ty się liczysz.
Miał oczy załzawione, lśniły zielenią. Moje pewnie były podobne.
Pocałowaliśmy się, a wtedy przypomniałam sobie o wstawionej patelni.
- Cholera jasna!- wrzasnęłam i odwróciłam się do kuchni.
Po kilku godzinach ściągnęłam koszulkę i w samej bieliźnie ułożyłam się na piasku, bo na leżaku było mi nie wygodnie. Zbyszek czytał coś na swoim laptopie. W końcu dołączył do mnie.
- Co tam?- podniosłam głowę, gdy zasłonił mi promienie słoneczne.
- Gabrysia chce pogadać na Skajpaju- powiedział.
Uśmiechnęłam się i obróciłam na plecy. Usiedliśmy, w tle było widać nasz domek i drzewa.
- Czeeeść!- ryknęła i się zaśmiała.
- Gabi! Jak dobre cię widzieć- przyznałam.
Oparłam się o klatkę piersiową Zbyszka, siedząc między jego nogami. Na moich kolana trzymałam lapka.
- Was też. Jak wam tam jest? Kiedy wracacie?
- A co? Stęskniłaś się?- zachichotał Zibi.
- Oczywiście! I muszę przyznać, ze za tobą też. Troszkę.
- Tylko troszkę?- podniósł brew.
- Nie licz na nic więcej- pokazała nam język.- To kiedy wracacie?
Spojrzeliśmy na siebie.
- Nie ustaliliśmy- zaczęłam ostrożnie.
- Wkrótce- dopowiedział mój mąż.
- No bo wiecie… Martynka i Adam też tęsknią- powiedziała i się odsunęła.
Naszym oczom ukazała się jej cała rodzina.
- Jej, ona urosła!- otworzyłam szeroko oczy.
- No wiesz, to oczywiste. Dzieci rosną- zakpił Homi.
- Och, wiecie co mam na myśli… Że przez dwa tygodnie tak dużo urosła- poprawiłam się.
Kiwnęli głowami. Zbyszek otoczył mnie ramionami i przytulił.
- Zazdroszczę wam- przyznała moja przyjaciółka.
- Spokojnie kochanie- uspokoił ją Adaś.- Ja ciebie też zabiorę na takie wakacje.
- Kiedy?- podniosła brwi i wzięła od niego dziewczynkę.
- Kiedyś…
Zaśmialiśmy się. Po krótkim milczeniu usłyszeliśmy płacz dziecka.
- Ciii…- kołysała ją Gabrysia.- Kurde! Sorry zakochańce, ale musimy kończyć. Mała chce jeść i pewnie zaraz potem zaśnie…
- Jasne. Ucałujcie ją od nas- powiedział Zibi.
- I pozdrówcie mojego tatę i Weronikę!- krzyknęłam.
- Zrobimy to- obiecał Adam.- A wy szybko wracajcie, bo wszystkim nam was brakuje- mrugnął.
- Niedługo przyjedziemy – obiecałam.
- I zrobimy imprezę- dodał Zbyszek.- Powiedz to Krzyśkowi. Z pewnością się ucieszy.
- Adaaaamm!- ryknęła Gabrysia gdzieś w tle, zachichotaliśmy, a mój brat przewrócił oczami.
- Idę, bo zaraz mi się dostanie- powiedział.
- Trzymajcie się!- pomachaliśmy mu.
- Buziaki- posłał nam i się rozłączył.
Gdy zamknęłam klapę laptopa, wybuchłam śmiechem. Udzieliło się mojemu Zbyszkowi i tak leżeliśmy na piasku.
Teraz jestem szczęśliwa. Najszczęśliwsza na świecie. Mam wspaniałego męża, udane wakacje i super przyjaciół, którzy za nami tęsknią. Właśnie zachodzi słońce, a my to widzimy. Patrzymy co wieczór i nie możemy przestać. W Polsce tego się nei zobaczy.
Spełniły się moje marzenia. Jeszcze nie wszystkie.
- Zbyszku?
Podniosłam się na łokciu i spojrzałam w jego piękne zielone tęczówki.
- Tak, kochanie?- spytał z uśmiechem.
- Jak widzisz naszą przyszłość?
Uśmiechnął się jeszcze szerzej i pogłaskał mi policzek. Wtuliłam go w jego dłoń.
- Bardzo jasno- odparł.- Dla mnie przyszłością jesteś ty, gromadka dzieci, pies w ogrodzie i siatkówka.
Kiwnęłam głową i się uśmiechnęłam.
- Dlaczego pytasz?
- Bo…
Chcę z tobą stworzyć rodzinę- dokończyłam w myślach.
- Bo chciałam wiedzieć- dokończyłam.- Też tak widzę naszą przyszłość.
Położyłam się obok niego. Po minucie on znalazł się nade mną i patrzył na mnie z czułością.
- Czy to oznacza… że chcesz mieć dzieci?- uśmiechnął się figlarnie.
Kiwnęłam potakująco głową.
- Ale?
- Ale jeszcze nie teraz- pogłaskałam go po policzku i wczepiłam palce w jego włosy, które tak kocham.
- Poczekam- odparł.- Ale nie każ mi długo czekać, proszę. Jestem cierpliwy, ale to też ma jakieś granice…
Pocałował mnie.
Tak, teraz jest idealnie.
Usiedliśmy tak, jak podczas rozmowy z Gabrysią i Adamem. Oparłam się o niego i obserwowałam zachód słońca.
- Kocham cię- szepnęłam.
- Też cię kocham.



KONIEC




To już naprawdę koniec :c
Tak bardzo mi szkoda i jednocześnie czuję wielką radość. 

To najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam. 

Nie uwierzycie, ale chce mi się płakać ;c

Dziękuję za wszystko!
Epilog pojawi się za tydzień :)

piątek, 14 listopada 2014

CIX



Zasnęłam w jego ramionach. I obudziłam się w jego ramionach z myślą, że teraz jest mój na zawsze. Otworzyłam oczy, patrzył na mnie z uśmiechem. Słońce padało na nas, w tym świetle jego oczy były jeszcze bardziej kocie.
- Dzień dobry, moja żono- pocałował mnie w policzek.
- Dzień dobry, mój mężu- zachichotałam.
Cóż, trochę musi minąć zanim się przyzwyczaję.
- Wyspałaś się?
Wyciągnęłam rękę i przeczesałam mu włosy palcami.
- Zważywszy na dzisiejszą noc… tak.
- Cóż, ja tez jestem bardzo wypoczęty…- nachylił się nade mną i pocałował lekko w usta. Potem bardziej zachłannie.
- Nie jesteś głodny?- spytałam w chwili, gdy znalazł się nade mną.
- Tylko głodny ciebie- odparł całując mnie w szyję.
Uśmiechnęłam się i przyciągnęłam go jeszcze bliżej opasając go w pasie nogami i rękoma szyję.
- Jeszcze nie masz dość?
Nasze ciała były widoczne w lustrze nad naszymi głowami.
- Ja? Z tobą? Nigdy mi się nie znudzi- mrugnął i zaczął działać.

***

Około południa jakoś wygramoliliśmy się z łóżka. Schodząc po schodach i wchodząc na parter, nie mogliśmy się od siebie oderwać. Wskoczyłam mu na plecy i na tak weszliśmy do kuchni. Była biała z brązowymi napisami caffe/ cappuccino/ tea. Ciemno, bardzo ciemno brązowe szafki i blat, który ciągnął się na połowie ściany i zakręcał w połowie pomieszczenia. Za nim stał stół. A na środku wysepka z kuchnią.
- To na co moja księżniczka ma ochotę?- spytał przeciągając mnie z pleców na brzuch.
- Hm, na wiele rzeczy…- stwierdziłam.- A co proponujesz?
Z przymrużonymi oczami podszedł do blatu i usadził mnie na nim. Oparł ręce przy moich udach i się zastanowił. Chwilę później podszedł do lodówki i wyjął mleko. Z szafki nad mikrofalówką (swoją drogą, skąd ona??) wyciągnął płatki z owocami.
- Co ty na to?- wyszczerzył się.
- Trafiłeś w dziesiątkę!- zeskoczyłam i odebrałam mu rzeczy. Postawiłam i chciałam wyjąć talerze, ale zmarszczyłam tylko brwi.- Yyy…
Zbyszek zaśmiał się donośnie. Wyminął mnie i wyciągnął dwie miseczki z szafeczki nad zlewem. Widać, że jest już obeznany we wszystkim.
- Proszę.
- Dziękuję- dałam mu całusa w policzek i zrobiłam nam śniadanie.
Siedząc przy stole w drugiej części kuchni i zajadając płatki z mlekiem, zapytałam:
- Zibi, skąd masz mikrofalówkę, naczynia…?
- Moi rodzice powiedzieli, że mogę zabrać z góry u nich w domu w Warszawie.
Kiwnęłam głową.
- Co dziś robimy?- spytał.
- Wracamy do rzeczywistości- skrzywiłam się.
- Nie… jeszcze nie dziś!- uśmiechnął się.
Wstał i chwycił mnie za rękę. Zaprowadził w miejsce, które nawet nie wiedziałam, że istnieje. Za schodami były drzwi, których praktycznie nie było widać.
- Zamknij oczy.
Wykonałam jego polecenie.
- Nie podglądaj!- pogroził, gdy próbowałam spojrzeć.- Teraz.
Otworzyłam powieki. Wyszłam na schodki z czerwonych płytek. Podniosłam głowę. Ogród. Zielona trawa wystawała zza białego puchu, wysokie dwa dęby. Brakowało tylko kwiatów. Mimo, że jest marzec, wcale nie jest zimno.
- Jej.
- Miałem nadzieję, ze ci się spodoba. Bardzo chciałaś mieć ogród… więc proszę!
Gdzieniegdzie były większe kupki śniegu.
- Jej- powtórzyłam.- Boże, Zbyszek! Wyobrażasz sobie, jak tu będzie pięknie w lato? A w wiosnę?! Tutaj zrobimy kwiecisty klomb… tu będzie huśtawka drewniana- wskazałam po kolei miejsca.- A tam… zrobimy sad. Z tego co widzę są już jakieś drzewa oprócz dębów.
- Wiśnia, czereśnia i jabłonka- wyrecytował.- Właściciel, który to wybudował, od razu zasadził drzewa owocowe.
- Będzie pięknie! Już jest!
- Chodź- pociągnął mnie w stronę domu.

***

Tygodnie mijały szybko. Codziennie musieliśmy wstać wcześnie rano. Obydwoje jeździmy do Resovii. Na początku wszyscy nam gratulowali. Z biegiem czasu przyzwyczaiłam się do takiego trybu życia. Praca, dom, Zbyszek. Praca, dom, Zbyszek. Minęły trzy tygodnie, odkąd jesteśmy małżeństwem. I przez te trzy tygodnie nic się nie zmieniło. Kochamy się z taką sama, a może nawet ze zdwojoną siłą niż przed ślubem.
Ale pewnego dnia…
Zbyszek pognał na trening, a ja do pracy. Wcześniej skończyłam więc wybrałam się na zakupy do Lidla. U nas w domu nic praktycznie nie było do jedzenia. Z dwoma torbami wsiadłam do autobusu i przyjechałam najbliżej jak się dało naszego domu na ulicy Kwiatowej. U nas na bramie wisiała tabliczka: ul. Kwiatowa 37. Najbliższy sąsiad mieszkał może z 500m dalej. Otworzyłam furtkę i weszłam na plac. W domu rozłożyłam wszystkie zakupy i wysłałam sms do Zbyszka:
„Kup coś do picia”
Odpowiedź przyszła po kilku minutach.
„Ok. Kocham cię ;*”
Uśmiechnęłam się i szybko odpisałam:
„Czekam w domu ;)”
Dokańczając gotować zupę pomidorową, usłyszałam wjeżdżający na plac samochód. Wyjrzałam przez okno. Zbyszek otwierał bagażnik. Wytarłam szybko ręce o ścierkę i wyszłam do niego.
- Cześć- dałam mu buziaka w usta.
- Kupiłem wodę i inne… powinno wystarczyć na dłuższy czas.
Wzięłam trzy soki pomarańczowe, które uwielbiam. Weszliśmy do środka. Pochował napoje.
- Ty gotujesz?- spytał stając za mną.
No tak, zazwyczaj jedliśmy coś na mieście. Ale dziś postanowiłam coś sama upichcić.
- Pomyślałam, że będziesz głodny. Wyciągniesz talerze?
Zrobił o co prosiłam. Nalałam zupy i usiedliśmy przy stole.
- Miło przyjeżdżać do domu po treningu, do kochającej żony i pysznego obiadu.
- Czyli zupa smakuje?- uśmiechnęłam się.
- Jest pyszna. Ale czegoś mi brakuje- dodał po chwili.
Spojrzałam to na niego, to na talerz. Wziął drugą dokładkę.
- Mało słona?
- Nie. Nie o to chodzi. Brakuje mi czegoś… zapełnienia domu.
- Nie rozumiem- podparłam dłońmi brodę.
Po dłuższym wahaniu, zdecydował się powiedzieć.
- Aniu, wiem… wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać. Ale pragnę mieć z tobą dzieci.
Zmarszczyłam brwi. To ostatnie zdanie było tak piękne! Nigdy nie myślałam, że jakiś mężczyzna mi to powie.
- Ale ja też chcę! Tylko…
- Więc dlaczego unikamy tego tematu?- spytał patrząc mi w oczy.
Nabrał na łyżkę porcję i zjadł.
- Nie unikamy… ale… Zbyszek! Jak sobie wyobrażasz to wszystko? Ty grasz. W klubie i reprezentacji. Ja jestem psychologiem Resovii i reprezentacji. Jak chcesz wychowywać dziecko? Z opiekunką?! Przez większość lata nie będzie nas tutaj. Będziemy na zgrupowaniu.
- Wiem. Dlatego pomyślałem… może zrezygnuję?
- Słucham?
- No z grania. Wtedy będę miał więcej czasu dla ciebie. I dziecka.
- Zibi!- podniosłam głos. Ale zaraz potem się uspokoiłam. Wzięłam głęboki wdech. Wstałam i zaczęłam zbierać talerze.- Nie możesz zrezygnować z grania. To jest dla ciebie bardzo ważne. Siatkówka to część twojego życia!
- Kochanie, ale ty jesteś ważniejsza. Jestem w stanie dla ciebie to zrobić…
Poszedł za mną do pierwszej części kuchni. Otworzyłam zmywarkę i powkładałam brudne naczynia. Na te słowa wyprostowałam się i zwróciłam do niego przodem.
- Zbyszek… ja nie chcę cię unieszczęśliwiać.
- Ale ja ciebie chcę uszczęśliwić!- zaprotestował.
- Szczęśliwa i spełniona będę wtedy, kiedy ty będziesz szczęśliwy i pełen życia. A bez siatkówki i grania nie ma takich szans.
Posmutniał. Podeszłam więc do niego i przyłożyłam prawą dłoń do jego policzka. Spojrzał na mnie smutnymi oczami.
- Skarbie, nie możesz rezygnować z siatkówki- powiedziałam spokojnie nadal głaskając jego policzek.- Poczekajmy jeszcze trochę z tymi decyzjami, dobrze?
- Dobrze.
- Poza tym ja sama nie chcę tak szybko rezygnować z siatkówki plażowej. Teraz będą zaczynać się nowe treningi… No i jako psycholog reprezentacji… Jak sądzisz, czy potrafiłabym zrezygnować z pracy z wami? Z moimi kochanymi wielkoludami?
- Nie. To nie wchodzi w rachubę- zachichotał.
- Właśnie. Pogadamy o tym później, okej?
- Jasne.
Przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował na zgodę.
Potem jeszcze wiele razy wracaliśmy do tego tematu. Obydwoje rozumieliśmy, że teraz nie możemy pozwolić sobie na dzieci. Jednak coraz częściej myślałam o tym. I coraz bardziej myślałam, czy nie zmienić zdania. Ale to - byłaby głupota.
Kwiecień minął szybko. Przygotowałam psychicznie siatkarzy Resovii do półfinału i finału. Zbyszek grał świetnie a Igła bronił na najwyższym światowym poziomie. Patrząc na nich wszystkich, widziałam piękno drużyny, współpracy i przyjaźni, jak między nimi powstała. Piotrek i Grzesiu spisywali się niesamowicie na środku. Ja i Zbyszek spędzaliśmy tylko miłe wieczory razem. A to zamawialiśmy pizzę i oglądaliśmy jakiś film (często „Zmierzch”, bardzo przypominał mi związek mój i Zbyszka i naszą historię), a to odwiedzaliśmy rodziców…
Kupiłam kwiaty, które zasadziłam. Zbyszek zrobił piękny klomb z kamieni, na którym ja posiałam różne kolorowe kwiatki. Pod oknem do salonu zasiałam maciejkę  i róże. Adam pomógł Zbyszkowi w przewozie solidnej huśtawki ogrodowej. Dokupiliśmy plastikowy stół i krzesła. Było cudownie! A rano i późno wieczorem pod oknem do salonu i przez balkonowe okno do naszej sypialni docierał zapach maciejki.
Dom jeszcze nie został pomalowany. Kamienie na dolną część leżały w garażu. Malować postanowiliśmy po sezonie reprezentacyjnym. W naszej sypialni, nad łóżkiem zawisł obrazek ze mną i Zbyszkiem. Był to najładniejszy z całej sesji zdjęciowej po ślubie. Łąka, drzewo i sople lodu na gałęziach, mały śnieg na trawie, zachód słońca (chwała za to, że słońce raczyło się pokazać). I my. Zbyszek w czarnym smokingu, pięknych czarnych włosach… i ja. Szara mysz przy jego urodzie. Biała suknia mamy, welon unoszony przez lekki, orzeźwiający wietrzyk. Zbyszek nachyla się nade mną i ma zamiar pocałować. Widać zieleń jego tęczówek i iskierki w oczach. A za naszymi plecami słońce, które zachodzi i mieni się na pomarańczowo i żółto. Patrząc na to zdjęcie, miałam łzy w oczach. Ze wzruszenia i ze szczęścia. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Na szafce przy przeciwległej stronie ściany, było jeszcze jedno zdjęcie. Mojej mamy. Uśmiechniętej. Pięknej i czarującej. Taką ją zapamiętałam. I z takim obrazem chodzę na cmentarz, by zapalić świeczkę. Co miesiąc. Reszta zdjęć z naszego ślubu, z siatkarzami, rodzicami i przyjaciółmi była włożona do albumu z datami, który dumnie leżał na szafce w salonie. Szafka ta była zapełniona książkami, a za szybą komplet co dostaliśmy od jego rodziców.
Jeżeli chodzi o mojego brata i moja przyjaciółkę… Układa im się bardzo dobrze. Za tydzień ich ślub, tuż przed finałami Plus Ligi. Gabrysia miała już bardzo duży brzuch, jadła równie dużo co stado słoni. Urodzić miała w połowie maja. Homi wynajął większe mieszkanie dla ich trójki. Kupił łóżeczko, a Gabrysia mnie porywała na zakupy do 5 10 15; Smyka i innych żebym pomogła jej kupić ubranka dla dziecka. Dowiedzieli się, że będzie to dziewczynka. Wybrali imię Martynka. Bardzo ładne swoją drogą. Od razu się dowiedziałam, że będę chrzestną. Ojcem chrzestnym ma zostać Grzesiu, który bardzo o to zabiegał. Przyszli rodzice wyglądali, i byli bardzo w sobie zakochani. Oby nigdy nie przestali. Bo najpiękniejsze w życiu (wiem to po swoim przykładzie) jest się zakochać.
Na ślubie mojego brata byłam oczywiście drużbą, Zbyszek także. Nieźle się popłakałam. Wzięli najpierw ślub cywilny, później kościelny. Gabrysia cudownie wyglądała z wielkim brzuszkiem i korona blond loków.

***

- Będzie dobrze- powiedziałam w szatni chłopaków.
Właśnie rozpocznie się finał Plus Ligi. Asseco Resovia Rzeszów będzie grać z Kędzierzynem Koźle o złoty medal.
- Pamiętajcie tylko, co wam zawsze mówiłam. Cierpliwość.
- Jesteś wspaniała- żachnął się Krzysiek.- Mówisz nam o spokoju, kiedy to najważniejszy mecz sezonu!
- Też cię kocham, Krzysiu- posłałam mu całuska w powietrzu. – Będę na widowni.
Nagle czyjeś ręce objęły mnie od tyłu w pasie i przyciągnęły do siebie.
- Wiem, będę czuł twoja obecność- szepnął.
- Zbyszek, skoncentruj się!- zachichotałam i obróciłam do niego przodem.
- Ależ ja jestem skoncentrowany! Chociaż dzięki tobie to czystych myśli ja nie mam…- zaśmiał się.
Trzepnęłam go żartobliwie w ramię.
- Ubierz koszulkę, za pięć minut wychodzicie- rozkazałam.
- A co? Nie podobam ci się w takiej wersji?
- Znudziłeś się jej już- zarył ze śmiechem Cichy Pit.
Tamten pokazał środkowy palec i znów przyciągnął mnie do siebie.
- Wygramy to.
- Nie rzucaj słów na wiatr- ostrzegłam.- Nie mów…
-… tak, tak. Nie mów hop póki nie przeskoczysz…
- Kończycie już za siebie zdania? No, no.
Nawet nie słuchałam tych wariatów, bo wtedy Zbyszek pocałował mnie namiętnie. Gdy oderwaliśmy się od siebie, w szatni rozległy się gwizdy i oklaski.
- Wiesz, za taką motywację to ja mogę dla ciebie wszystkie mecze wygrywać- powiedział Olieg.
- Chciałbyś! Ona jest tylko i wyłącznie moją motywacją- odpowiedział mu Zibi i znów mnie pocałował.
- Dobra, dobra! – przerwałam.- Szykować się, zaraz wychodzicie!
Ubrali buty i koszulki. Wtedy wszedł Andrzej Kowal.
- Gotowi?
- Tak jest trenerze!- odkrzyknęli chórem.
- No, to jazda!- klasnął w dłonie.
Wyszliśmy. Tuż przed wejściem Zibi pociągnął mnie do tyłu. Znalazłam się pod ścianą, a on położył dłonie obok mojej głowy i szepnął mi do ucha:
- Wygramy to. Obiecuję.
Dał całusa w policzek i dołączył do kolegów.
Kibice w Rzeszowie szaleli. Niedaleko rozpoznałam Gabrysię, Adama, Martę i Grzesia. Przy prezentacji zawodników, stanęłam na końcu.
- Lucas Tichacek!
Przebiegł między chłopakami przybijając piątki, ze mną włącznie.
- Olieg Achrem!
Poklepałam go po plecach.
- Dawać, dawać!- krzyknęłam.
- Piotr Nowakowski! Grzegorz Kosok!
 Przybiłam z nimi piątki.
- Zbigniew Bartman!
Gdy podskoczył do mnie, dałam mu buziaka w policzek i szepnęłam:
- Wygraj to Zbyszek.
Uśmiechnął się do mnie i zamiast kiwnąć głową, przybić piątkę, czy coś… po prostu mnie przytulił i pocałował w usta.
- Masz to jak w banku- odpowiedział odchodząc.
Z figlarnym uśmieszkiem dołączył do kolegów.
- Paul Lotman!
Przy każdym nazwisku wybuchły brawa i okrzyki dziewczyn.
- I na libero, oczywiście Krzysztof Ignaczak!
Igła podbiegł do mnie.
- Ja też chcę takiego buziaka!
Uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w policzek.
- No, teraz to mogę grać!- uśmiechnął się i pobiegł.
Z bananem na twarzy przeszłam przez pierwsze trybuny i usiadłam obok Adama na swoim miejscu.
- Stawiam, że będzie tie - break – powiedział.
- Zobaczymy- zmarszczyłam brwi.
Od pierwszych piłek prowadził Kędzierzyn. Wygrywali już nawet 5:2! Ale wtedy krzyknęłam z Gabrysią:
- Dawać Resoviaki!
Podłapali to wszyscy kibice i w rytm muzyki to śpiewaliśmy. Siatkarze odrobili straty i resztę seta szli punkt za punkt. 22:22. Na zagrywce Felipe Fonteles. Zamarłam. Jego zagrywki to jak atom! Ale niepotrzebnie się martwiłam, Krzysiek dograł do linii 3 metra, Lukas rozegrał do prawej antenki, Zbyszek… Punkt! Trafił w 9 metr!
- W górę serca bo Sovia wygra mecz! Sovia wygra mecz! Bo Sovia wygra mecz!- śpiewaliśmy ze wszystkimi.
Na zagrywce nasz kapitan Olek Achrem!
- O-lek! O-lek! O-lek!
Wyrzucił wysoko piłkę, wyskoczył i z całej siły uderzył. Piłka w mig przeleciała przez nasze boisko i zatańczyła na taśmie. Wydawało się, że spadnie na nasza połowę, ale się myliliśmy. Punkt!
- Ostatni! Ostatni!
- Dawać, dawać! Dawaj Olek…- szepnęłam do siebie trzymając kciuki mocno zaciśnięte.
Ruciak przyjął atomową zagrywkę, Guma rozgrywa na pajpa… Ale jest potrójny blok! Piłka odbija się po dłoni Nowakowskiego i Tichacka. Bartman ostatecznie przełożył ręce i… punkt!
- Mamy seta!- ucieszyłam się.
Przytuliłam brata, Gabi i Martę. A potem zbiegłam do siatkarzy.
- I tak trzymać panowie!- wzniosłam ręce do góry w triumfalnym geście.
- To ten buziak dał mi siłę do obrony- mrugnął do mnie Igła.
Zbyszek uśmiechnął się do mnie.
- Panowie!- zawołał ich trener.- Teraz uwaga. Nie cieszyć się za bardzo! To dopiero początek…
- … tyle przed nami! Po co się pytać na starcie, co będzie z nami?- zanucił Piter.
Siatkarze i ja wybuchliśmy śmiechem.
- Skupcie się. Mamy szansę wygrać ten mecz dość szybko, ale potrzebna jest czysta głowa.
Potem powtórzył im taktyke na kolejnego seta. Na koniec zostawił mi chwilkę z nimi.
- To co? Po zwycięstwo?- uśmiechnęłam się.- Kto wygra mecz?!
- Sovia!
- Kto?
- Sovia!
- Kto?!
- Sovia, Sovia, Sovia!
Poklepałam ich po ramionach i uciekłam do trojki przyjaciół na trybuny. Iwona z dziećmi siedziała w innym sektorze.
Drugi set nie był zły. Walczyliśmy do ostatniej piłki. Tyle, że wszedł na zagrywkę Fonteles i zrobił porządek. As, as, as, as. Widocznie jest wielkim bohaterem tej drużyny. Znów zeszłam do nich i pogadałam, trochę rozładowałam emocje. Wszyscy stali się jeszcze bardziej skoncentrowani. Trzeci set przegraliśmy 25:23. Po dobrej obronie Ignaczaka Kosok został zablokowany. I tak w czwartym secie się odegraliśmy wygrywając go 25:17. Nadszedł tie – break.
Zagrywka Marcina Możdżonka. Przyjmujemy, atak z krótkiej! 1:0 dla nas. Zbyszek zepsuł zagrywkę, niestety. Do pierwszej przerwy technicznej szli punkt za punkt. Zmiana boisk. Zagrywka Tichacka. Niestety dobra akcja przeciwników i 8:8. Kolejne dwa bloki Nowakowskiego i prowadzimy 10:8! Przerwa dla trenera z Kędzierzyna.
Po tym czasie siatkarze doprowadzili do remisu 12:12. Gdy Zibi zdobył punkt bezpośrednio z zagrywki, tamci się wkurzyli. Zgłosili, że niby przeszedł linię 9metra. Ale challenge nic nie wskazał na taki błąd.
I właśnie wtedy Gabrysia zaczęła krzyczeć. Natychmiast obróciliśmy się w jej stronę. Adam już klęczał przed nią.
- Co się stało?!- wrzasnęłam.
- Rodzeeeeeee!- ryknęła tak głośno, że chyba przebiła tych kibiców.




-----------------------------------------------------------

Witam :)
Jest kolejny! Co prawda miał być dłuższy (o wiele dłuższy) i ostatni. Ale zmieniłam zdanie.
Mam nadzieję tylko, że nie jest przez to moje przedłużanie nudno. Ale musicie zrozumieć, że jakoś nie mogę się rozstać z tym opowiadaniem i myślą, że trzeba go skończyć... 

Może jeszcze w ten weekend pojawi się kolejny rozdział.
Ale niczego nie obiecuję...

Dziękuję Kochani za ponad 43tys. wyświetleń! To wiele dla mnie znaczy. Jesteście wspaniali ;*