Siedzę właśnie w szpitalnym korytarzu przed porodówką i próbuję uspokoić zaniepokojonego Adama.
- Homi, wszystko będzie okej- mówiłam.
- To już trzy godziny!- maszerował w tę i z powrotem po ciasnym korytarzu z założonymi na piersi rękami.
- No wiesz, poród musi trochę potrwać. A co ty myślisz, że dziecko tak sobie wyjdzie i już?
- Oczywiście, że nie!
- Siadaj.
Poklepałam miejsce obok. Usiadł, ale nadal przebierał nogami. Wtedy przyszedł Zbyszek, Marek i rodzice Gabi Amelia i Ryszard.
- Co z nią?- spytała jej matka.
- Wszystko w porządku- powiedziałam.- To jeszcze trochę potrwa.
Zibi podszedł do mnie i przytulił. Adam wciąż był nie spokojny. Tym razem uspakajali go rodzice Gabrysi…
Dwie godziny później wyszedł lekarz i pielęgniarka.
- I jak?- spytał szybko wstając Homi.
- Pan jest?...
- Mężem- odparł szybko i niecierpliwie.
- Pańska żona ma się dobrze. Urodziła piękną córeczkę.
- Kiedy można je zobaczyć?- dopytałam.
- Położna uszykuję salę. Tymczasem proszę jechać do domu, zjeść coś porządnego i wrócić rano- powiedział.
Spojrzałam na zegarek. Jest pięć po jedenastej!
- Nie, ja musze zostać z nią…
- Pani Gabrysia jest w tym momencie bardzo zmęczona i wycieńczona. Rano będą państwo mogli się z nią zobaczyć. A teraz przepraszam…
I poszedł.
- Chodź synu- chwycił go za ramię Marek.- Pojedziesz do mnie. Trzeba uszykować wszystko na jutro.
Wtedy poszedł. Odwiózł z tatą rodziców Gabi. A my pojechaliśmy do siebie.
- Ciekawe doświadczenie- stwierdził wchodząc do domu.
- A jakże!
- Czy doczekam się jakiejś nagrody po dzisiejszym meczu?- spytał śmiało.
Zamknął drzwi frontowe na klucz.
- A zasłużyłeś?- podchwyciłam.
- Wygrałem dla ciebie mecz, a ty się jeszcze pytasz!
- Przepraszam, że mnie nie było na koronacji- powiedziałam smutno.
Ale on uśmiechnął się i mnie pocałował.
- Nie gniewam się, Aniu. Wiem, że musiałaś. Zrobiłbym na twoim miejscu to samo.
- Na przykład gdyby twój przyjaciel Michał Kubiak krzyczał: „rooodzzęęę”?
- Tak- wyszczerzył się.- Ale ciii. Nie mów mu.
Zaśmiałam się. Chwycił mnie za ręce i prowadził w stronę schodów do naszej sypialni.
Wstaliśmy wcześnie rano. Wysłałam wiadomość do Adama, czy jest już u Gabi. Jest. Rodzice też już byli. Zbyszek miał trening wieczorem. Co prawda już po sezonie, ale postanowili zrobić sobie taki ostatni razem. Ubraliśmy się, stanęliśmy w kwiaciarni i Zbyszek kupił kwiaty. Zaskoczył mnie, gdy wyszedł nie z jedną, a z dwoma bukietami.
- Po co ci dwa?- zdziwiłam się.
- Jeden jest dla Gabrysi…- położył go na tylnym siedzeniu.- A drugi… może dam jakiejś przypadkowej fance po drodze do szpitala…- żartował.
- Pewnie by się ucieszyła- stwierdziłam.
- No dobra. Ten jest dla mojej pięknej żony- wręczył mi bukiet czerwonych i białych róż.
- Dziękuję- uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka najpierw w policzek, a potem w usta.
W dobrych nastrojach weszliśmy do pokoju przyjaciółki. Gabrysia leżała na łóżku, w rękach trzymała małe zawiniątko, a obok niej siedział na skraju łóżka Homi.
- Cześć- szepnęliśmy.
- O! Wchodźcie- uśmiechnęła się Gabi i posłała nam całusy.
- To dla ciebie- mrugnął Zbyszek.
- Dzięki, miło z twojej strony- odparła.
Podeszłam cichutko do łóżka, Adaś odszedł, żebyśmy mieli lepszy widok.
- No, pokaż no się moje chrześnico… Mój Boże, jakaż ona jest śliczna! – zachwycałam się.
W białym beciku leżała malutka dziewczynka w różowym stroju. Zbyszek podszedł do mnie i objął.
- Jest piękna- powiedział miękkim głosem.
Spojrzałam na niego ukradkiem. Widziałam jak bardzo mu się to podobało.
- Adam, gdzie wy będziecie mieszkać?- spytałam go.
Wzruszył ramionami.
- Tata zgodził się przyjąć nas na jakiś czas… a ja znajdę jakieś większe mieszkanie, czy coś…
Zastanowiłam się przez chwilę. Może dałoby się to jakoś załatwić.
- Chyba nie będziesz musiał już szukać- oświadczyłam uroczyście.
Wszyscy spojrzeli na mnie zaciekawieni.
- Mieszkanie, które wcześniej zajmował Zbyszek jest wolne i raczej nie ma na niego chętnego. Przynajmniej na razie. Jeżeli chcecie…
Zibi przyciągnął mnie do siebie i mruknął:
- Jesteś genialna.
Wyszczerzyłam się od ucha do ucha i spojrzałam na nich. Kiwnęli głowami.
- To mieszkanie jest wystarczająco duże dla naszej trójki- stwierdziła Gabrysia.
- To co? Przyjmiecie tę propozycję?- spytał Zbyszek.
Adam i Gabi uśmiechnęli się do siebie i do nas.
- Nie można odmówić!
- Widzisz Martynko? Masz genialną chrzestną!- chwyciła niemowlę za rączkę i ucałowała.
- Trzeba będzie tam zrobić pokoik dla małej- cmoknął Adaś. – Więc na razie zamieszkamy u rodziców Gabrysi.
Kiwneliśmy głowami na zgodę. Zbyszek obiecał zarezerwować im to mieszkanie. Po kilku minutach poprosiłam Gabrysię, abym potrzymała dziecko.
- Ostrożnie…- szepnęła, gdy wyjmowałam jej ją z rąk
Kiwnęłam i stanęłam kilka kroków dalej. Zbyszek stanął obok przytulając mnie i małą.
- Pasuje wam dziecko- stwierdził Adam.
- Oj, Homi…- szepnęłam.
- Powinniście mieć gromadkę- dodała Gabrysia.- Jesteście idealnymi kandydatami na rodziców!
Zachichotałam. Zbyszek cmoknał mnie w policzek. Podałam mu dziecko, które wyglądało dziwnie w wielkich jego ramionach. Był taki radosny… A jednocześnie smutny.
Nagle zadzwonił telefon. Okazało się, że to Leon, ojciec Zbyszka. Umówiliśmy się, że przyjedziemy do nich do Warszawy zaraz po sezonie ligowym, przed reprezentacją.
Kilka godzin później, gdy mieliśmy wyjść, Gabrysia krzyknęła za nami.
- Hej! Zibi!- obrócił się.- Nawet nie zapytałam z tego wszystkiego… Jak mecz?
Zbyszek zrobił tajemniczą minę.
- Błagam, powiedz, powiedz, że wygraliśmy!
- Wygraliśmy- uśmiechnął się.
- Chcę zobaczyć medal!- ostrzegła.
- Zobaczysz. Jest piękny.
Pożegnaliśmy się i wyszliśmy.
Drogę do domu przejechaliśmy w ciszy. Rozmyślałam o tym, co zobaczyłam. Gabrysia mamą… To jest wspaniałe! Nie mogę się przyzwyczaić. I pomyśleć, że w jeden rok tyle się zdarzyło…
W kuchni wstawiłam kwiaty do wody w słoiku i postawiłam na blacie. Fajnie jest dostać róże bez okazji. A Zibi często wręcza mi takie bukiety.
***
Zbyszek.
Niedawno się obudziłem, a jej przy mnie nie było. Cóż, pewnie poszła na dół. Czekałem aż przyjdzie.
W końcu wkroczyła do pokoju z tacą w rękach i samej bieliźnie. Boże, jakie ona ma ciało! Nie potrafię nie prześlizgnąć po niej wzrokiem.
- Hej, co tam niesiesz?
- Śniadanie dla mojego męża.
Posłała mi perskie oczko. Ze zmierzwionymi, czarnymi włosami wygląda bosko. Usiadłem na łóżku i przesunąłem się, żeby miała miejsce.
- A z jakiej to okazji?- zdumiałem się.
- A musi być okazja?- spytała całując mnie w policzek.
Zaśmiałem się. Nie, nie musi być okazji.
- To co dziś robimy?- ugryzłem kanapkę.
Wzruszyła ramionami i obiecała, że nie będziemy się nudzić.
- Pójdziemy na miasto?- spytała.
- Jasne. Tylko zjemy i się ubiorę.
Gdy jadłem Ania podeszła do szafy i przez chwilę przed nią stała.
- Nie mam się w co ubrać- marudziła pod nosem.
- Chyba żartujesz! Masz pełno ubrań.
Zmarszczyła nos i się uśmiechnęła. Otworzyła drzwi od balkonu i wyszła. Przez chwilę patrzyłem za nią, a potem wyszedłem. Stała oparta o barierkę i przyglądała się swojemu ogrodowi. Podszedłem do niej i zobaczyłem, że się nie uśmiecha.
- Co jest?= zapytałem stając za nią i obejmując ramionami.- Dlaczego jesteś smutna?
- Nie jestem!- na potwierdzenie leciutko się uśmiechnęła do mnie do tyłu.
- Jednak coś cię gryzie.
- Nie, jest okej.
Nie wierzyłem jej. Kłamie. Tylko dlaczego? Tak bardzo chcę aby była uśmiechnięta i szczęśliwa… żeby niczego jej nie brakowało. Pocałowałem ją w szyje. Oparła się plecami o mnie i zmrużyła oczy.
Kiwnąłem głową. Rozmawialiśmy.
- Chodź się ubrać, Aniu.
Ale nie odszedłem od niej. Posłała mi skryty uśmieszek. Podszedłem kroczek, położyłem lewą dłoń na jej biodrze, a prawą na policzku. Wplątałem palce w jej włosy i przyciągnąłem do siebie. Pocałowałem namiętnie przyciskając ją biodrami do siebie. Uśmiechnęła się w moje usta. Jest taka gorąca… Zawsze jak na nią patrzę, jak całuję, dotykam- czuję gorąco.
- Mieliśmy iść się ubrać- wyszeptała i zachichotała.
Zamruczałem i ją przepuściłem do środka. Wszedłem za nią zamykając drzwi od balkonu. Położyłem się na łóżku i przyglądałem się, jak wybiera ciuchy.
- Jak myślisz? Ta bluzka i te spodenki, czy ta i te legginsy?- spytała odwracając się.
- Przymierz- powiedziałem i z chęcią patrzyłem, jak się ubiera. Zmarszczyłem nos.- Przez tą bluzkę mogę zobaczyć twój stanik, kochanie.
- To co? Myślę, że te dżinsowe spodenki do tej białej bluzki będzie okej.
No tak. Raczej nie zmieni zdania. Gdy się ubrała, obróciła się dookoła i uśmiechnęła. Włożyła dżinsowe spodenki, w których widać było jej idealną pupę. Bluzka nie miała rękawów, duży dekolt, luźna… Pokręciłem głową.
- Co?
- Nic. Ale będą się na ciebie gapić.
- Kto niby?- prychnęła czesząc włosy.
Nie odpowiedziałem, bo dobrze wiem, że się ze mną zgrywa. Włożyłem luźne dresowe, szare spodnie i koszulkę z błyskawicą. Potem razem wyszliśmy.
Idąc przez galerię kilka razy przyłapałem facetów, jak się patrzą na Ankę. Poczułem złość.
- Mówiłem, żebyś nie ubierałą się tak… wyzywająco- wypaliłem.
- Zbyszek, jesteś jak mój tata- przewróciła oczami.
- Co to było? Widziałem!
- nic- zrobiła niewinną minkę.
Zaśmiała się, kiedy połaskotałem ją w boki. Uwielbiam ją dotykać. Obróciłą się do mnie przodem. Nie czekając na nic, pocałowałem ją. Uszczypnąłem jej tyłek i zapiszczała.
- Idziemy na lody!- powiedziała uroczyście.
- Taa? No to poproszę cztery gałki z czekoladową posypką i bitą śmietaną.
- Ok. Ale ty płacisz- wyszczerzyła się i zanim się obejrzałem już stała w kolejce.
***
AnkaZ galerii wyjechaliśmy około piątej.
Urodziny Zbyszka się udały. Przez kolejny tydzień mieliśmy odpoczywać i w końcu wyjazd z reprezentacją. Przyszła masa ludzi pod lotnisko, masa kibiców- tak dokładniej.
- Anka! No chodź już!- krzyknął Krzysiek stojący przy bramkach.
Kiwnęłam głową i poczekałam na Nowakowskiego i Kosoka. Razem dołączyliśmy do dwóch siatkarzy. Lecimy do Spały gdzie przygotujemy się na kolejną Ligę Światową. A potem Mistrzostwa Europy.
Wyłożyłam komórkę mp3 i inne rzeczy do koszyka i przeszłam dalej. Odebrałam swoje rzeczy i zaczekałam na resztę przed wejściem.
Z tego co się dowiedziałam, miała nam towarzyszyć pewna ekipa filmowa. Dokładnie nie wiem, reszty dowiemy się na miejscu.
- Wchodzimy?- spytał Zbyszek.
Kiwnęłam głową i przeszliśmy przez tunel a potem bus zawiózł nas pod samolot. Przeszliśmy na swoje miejsca. Usiadłam przy oknie, a obok mnie Zibi. Przed nami trójka innych siatkarzy. Westchnęłam. Mam zamiar przespać te pół godziny lotu.
***
- Anka!- wydarł się Dziku.
Po chwili znalazłam się w jego ramionach. Jesteśmy już w ośrodku.
- Też mi cię miło widzieć Misiek- wydukałam, bo brakowało mi tchu.
- Mam nadzieję, że to było szczere- mrugnął i przywitał się z resztą, a ja podeszłam do pani Zosi, recepcjonistki.
- Jak dobrze, że z nimi przyjechałaś!- ucieszyła się.- Będziesz ich trzymać w wodzy.
- Czasem nawet ja tego nie potrafię- przyznałam ze śmiechem.
Nagle ktoś połaskotał mnie w żebra. Podskoczyłam.
- Tęskniłaś?
- Ziomek!- wydarłam się i rzuciłam mu na szyję.
- Mnie to tak nie przywitała- marudził Igła.
- Ciebie mam już dość. Widze cię 20/24 prawie codziennie.
Pokazał mi język, tak samo mu się odwdzięczyłam. Zaraz z ramion Łukasza znalazłam się w objęciach Marcina, Fabiana Drzyzgi i Pawła Zatorskiego. A skończyłam na plecach Bartka.
- Z kim masz pokój?- zainteresował się.
- Ze mną!- od razu pojawił się Krzysiek.- Ona mnie nie opuści. Za bardzo mnie kocha.
- Nie przeceniasz się?- spytał Kurek.
- Raczej niee… No, powiedz im, jak bardzo mnie kochasz!- pociągna mnie lekko za włosy.
- Bardzo- zachichotałam.
Bartosz postawił mnie przed schodami. Zmarszczyłam brwi.
- Ejjj no! Zmęczyłeś się?
- Nie. Ja?- prychnął.- Po prostu … Wiem, że twój mąż bardziej chciałby czynić honory.
- Jasne, jasne. Wymiguj się od wniesienia mnie na trzecie piętro- mruknęłam.
Wtem któryś z nich podniósł mnie i posadził sobie na plecach. Po zapachu poznałam, że to Zbyszek. Weszliśmy (a raczej to on wszedł, ja nie brałam w tym jakby udziału) i stanęliśmy przed naszym pokojem. Otworzyłam drzwi, wniósł mnie na baranach. Co z tego, że o mało nie straciłam głowy przez zbyt niskie drzwi??
- Możesz już zejść- poinformował mnie.
- Jasne ee…
- No ja pierdole, to chyba jakiś żart!- wybuchł Zbyszek.
Spojrzałam za jego wzrokiem. Bagaż Igły.
- Nie podoba wam się przydział?- spytał libero, wychodząc z łazienki.- Zanim tutaj się wgramoliłeś-a trochę ci to zajęło- zdążyłem powiesić ręcznik i tak dalej,..
- Czemu nie poszedłeś do Ziomka?
- Bo Dziku boi się z wami być w jednym pokoju.
Przewróciłam oczami i zajęłam swoje łóżko. Potem zeszliśmy po swoje bagaże i szykowaliśmy się na kolację. Zeszliśmy do stołówki, gdzie wszyscy się już spotkaliśmy. Od razu wpadłam na Winiarskiego i Jarosza.
- Hej, mała!- ten drugi poczochrał mi włosy.
- Hej, rudy!- powtórzyłam jego gest.
- Miło widzieć cię uśmiechniętą- mrugnął Winiar i mnie przytulił. Na moment zniknęłam w jego czarnej bluzie.
Potem podeszłam do stolika, przy którym siedział Zbyszek, Igła, Ziomek i Dziku. Zajęłam miejsce obok mojego męża i Krzyśka. Jak dziwnie mi myśleć o Zbyszku „mąż”. To takie… nowe.
Potem wszedł Andrea Anastasi ze swoim asystentem. Życzył nam smacznego i powitał w Spale. Od jutra zaczyna się prawdziwy trening.
***
Akurat wieczorem zasnął tak, że teraz Zbyszek ma swoje nogi przy jego głowie.
- Nie podobają ci się?- udawał wzburzonego Zibi.
- Nie!
Minęła LŚ. Ciężko pracowaliśmy, ale nie byliśmy w stanie nic ugrać. Pozostaliśmy na 4 miejscu w grupie przed Francją, Bułgarią i Brazylią. Nie byliśmy tym tak przejęci jak ostatnimi IO w Londynie, ale jednak.
Co do Mistrzostw Europy… Skład strasznie się odmłodził. Byliśmy w grupie B z Francją, Słowacją i Turcją. Pozostaliśmy na 2 miejscu w grupie z 6 punktami. W Barażach siatkarze grali z Bułgarią. Niestety przegraliśmy 2:3. To nas załamało dodatkowo. Nie potrafiłam im pomóc już bardziej. Wiedzieliśmy, że nasz złoty czas z Andreą Anastsim dobiega końca. Nie my tylko pojęcia, co będzie dalej. Bardzo pokochaliśmy AA i nie chcemy z nim się rozstawać. Ale wiemy, że tak musi być. Nie wszystko trwa wiecznie.
Dziś uczcimy te trzy lata współpracy (dla mnie tylko dwa).
- Chłopcy nie kłóćcie się, do cholerki!- warknęłam i poszłam do łazienki.
- Ups, twoja żona się zezłościła- szturchnął Igła żartobliwie kolegę.
Przewróciłam oczami i zamknęłam drzwi. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i wyszłam. Wtedy łazienkę zajął Krzyś. Rzuciłam się na swoje łóżko. Co z tego, że większość nocy dzieliłam je ze Zbyszkiem?
Nagle ktoś położył się obok.
- Kochanie…- mruknął mi do ucha.
Uśmiechnęłam się.
- Yhy?
- Kocham cię.
- Ja Cebie też- odszepnęłam z przymrużonymi powiekami.
Nagle znalazł się nade mną i pocałował w usta. Objęłam ramionami jego szyję i przyciągnęłam bliżej. Zaśmiał się w moje usta i zaczął całować moją szyję.
- No kurwa! Znowu?!- jęknął Igła.- Zawsze jak was zostawiam samych, a potem wchodzę, zastaję was w podobnych pozycjach.
- Masz złe wyczucie czasu- mruknęłam i zepchnęłam z siebie Zbyszka. Niestety zapomniałam, że to łóżko jest węższe, więc siatkarz spadł z trzaskiem na podłogę.
Krzysiek zaczął się śmiać, a ja zakryłam usta dłonią.
- Boże! Nic ci nie jest?- zajrzałam za łóżko.
- Yh…- jęknął przeraźliwie i usiadł.
Też zaczęłam się śmiać. Aż zaczął mnie brzuch boleć.
- Co tutaj tak głośno?- otworzyły się drzwi i stanął w nich Michał Kubiak i Marcin Możdżonek.
- Oni są niemożliwi- sapnął ze śmiechem Ignaczak.
- To już wiemy- wzruszył ramionami Magneto.
Weszli do środka. Ogarnęłam się i pomogłam Zbyszkowi usiąść powrotem na łóżku.
- Przepraszam, kochanie- dałam mu całusa w policzek.
- Znów go zrzuciłaś z łóżka?- podniósł brwi Dziku.
- To było niechcący…- zarumieniłam się.
- To niechcący to już… Zaraz! To już jedenasty raz podczas naszego pobytu tutaj!- zakpił Zibi.
Przewróciłam znów oczami.
- Gotowi na dzisiejszą imprezę?- wyszczerzył się Krzysiek.
Kiwnęliśmy głowami. Po pół godzinie zeszliśmy na stołówkę, gdzie większość siatkarzy już była. Usiadłam przy stole z Ziomkiem, Dzikiem, Zbyszkiem i Ignaczakiem. Tak, jak od początku. Po tym, jak zjadłam moją codzienną porcję mleka z płatkami, postanowiliśmy urządzić wszystko tak, jak powinno być. Winiarski z Ruciakiem wybrali się na małe zakupy. Pizza była zamówiona na ósmą wieczorem. Igła przyniósł swojego boomboxa i razem z Ziomkiem zaczęli bawić się swoimi kawałkami.
- Anka no nie tak!- krzyknął z desperacją Cichy Pit.
- Co znowu robię źle, Piotrze?- podniosłam brwi i wzięłam się za boki.
Podszedł do mnie szybko i zamienił wazony z kwiatami.
- Te większe muszą być z lewej bo po tej będą kieliszki- wyjaśnił z uśmiechem.
- Perfekcjonista w każdym calu- zadrwiłam.
- A nie widać?- podniósł ręce do góry w geście, jakby to było oczywiste.
Westchnęłam i wróciłam do swojej pracy. Tak, tak właśnie było przez te kolejne miesiące z nimi spędzone. Szkoda, że nasz etap się kończy. Nie wiem, czy nowy trener (co już niemal pewne) zechce mojej współpracy. Nie wiadomo, kto nim będzie. Tak bardzo mi szkoda, że Andrea odchodzi, chociaż tego nie chce. Wszyscy dziś udają szczęśliwych. Ale tak naprawdę jesteśmy zdołowani.
- Anka no kurde! – wrzasnął Piter.- Zostaw to tak, jak zrobiłem!
- Sorry- zrobiłam minkę i zostawiłam już stoły.
Potem kucharki rozłożyły talerze na kolację. Po dwudziestu minutach Winiarski i Zbyszek przywieźli soki, wino i szampana.
- Ej, połóżcie to w kuchni!- zawołałam do nich.
Kiwnęli głowami i wnieśli towar w skrzynkach tam, gdzie kazałam. Potem zeszli trenerzy i sztab szkoleniowy i zasiedliśmy do jednego, wielkiego, okrągłego stołu (który wcześniej przyniósł Zati, Możdzon, Jarski, Kosa i Dziku). Po kolacji przesunęliśmy stół. Nalaliśmy szampana. Od razu Krzysiek zabrał głos.
- Cóż, trenerze… To ostatnia impreza z tobą, choć wszyscy mamy nadzieję, że nie. Pokochaliśmy ciebie jak ojca. A zwłaszcza ja. Nauczyłeś mnie być najlepszym.
- Współpraca z wami była przyjemnością, uwierzcie. Kocham was jak własne dzieci- powiedział Andrea.- Jesteście drużyną, która nauczyła mnie więcej, niż przez całą swoją karierę trenerską się nauczyłem. To nie jest tak, że was opuszczam na zawsze. Może uda mi się przekonać o dalszej współpracy z wami. Ale nie czarujmy się. Dobrze wiemy, że oni i tak już podjęli decyzję. Może, gdyby ostatnie mecze inaczej się potoczyły…
- To moja wina- odezwał się Bartek, stojący obok mnie.- Ja zawaliłem. Zrobiłem najgorsze błędy, które teraz będą mi się snić po nocach.
- Bartek…- szepnęłam, aby znów się nie obwiniał.
- Nie, Anka. Taka jest prawda. Zawaliłem po całości. I kurwa to ja jestem winny!
- Nie mów tak- zmarszczył brwi Ruciak.- Jeżeli ktoś tutaj zawalił, to cała drużyna.
- Ale to przez moje błędy odpadliśmy!- krzyknął.
Chwyciłam go za rękę i mocno ścisnęłam, co pewnie i tak odczuł jak lekkie klepnięcie.
- Każdy popełnie błędy- znów odezwał się Anastasi.- I musimy nauczyć się z tym żyć. Wiem, że jest ciężko. Ale przychodzi ktoś nowy, z nowymi pomysłami. Da nowego ducha w moją drużynę! I z tego się cieszę. Zakochałem się w Polsce i w was. Nigdy nie przeżyłem tak pięknych chwil, jak z wami. Zawsze już będę o was mówić jako „moja drużyna”. Będę trzymał kciuki za wasze postępy i sukcesy. Zdrowie!
- Zdrowie!
Napiliśmy się szampana. Po tym, każdy się rozszedł tańcząc, czy pijąc. Znalazłam trenera siedzącego i ze łzami patrzącego na swoich podopiecznych.
- Można?- spytałam wskazując na miejsce obok.
- Tak, tak- uśmiechnął się.
Odchrząknęłam i usiadłam. Spojrzałam na swój kieliszek trzymany w dłoniach.
- Dziękuję- szepnęłam.
- Za co?- zdziwił się.
- Za to, że mogłam pracować u trenera boku, z nimi- wskazałam na siatkarzy.
Zbyszek, Dziku, Jarosz, Kosa i Winiar z czegoś się śmiali. Igła z Ziomkiem robili coś przy swoim boomboxie i głośnikach, a po chwili wydały się pierwsze dźwięki rapu. Reszta nalewała sobie resztki szampana.
- Masz talent psychologiczny. Bardzo im pomogłaś.
- Ale nie wtedy, kiedy mnie potrzebowali- zrobiłam się smutna. Spojrzał na mnie nie rozumiejąc.- No, podczas Igrzysk. Wyjechałam i ich zostawiłam.
Kiwnął głową.
- Poradzili sobie bez ciebie.
- Ale… ale… Nic nie ugrali!
- Nie mogłaś zostać. Prędzej czy później sam bym cię odesłał. Widziałem co się dzieje między tobą a Zbyszkiem.
- Ale jak…?
- Nie trudno było to dostrzec- uśmiechnął się.- Cieszę się, że już jest dobrze między wami. Pzepraszam, że mnie nie było na ślubie, ale nie mogłem…
- Rozumiemy to. Dziękuję jeszcze raz!- i rzuciłam mu się na szyję.
Ze śmiechem przytulił mnie mocno.
- Zawsze bądź taka szczęśliwa. No i trzymaj go blisko siebie- wskazał na Zbyszka, który coś tłumaczył przyjaciołom.
- Obiecuję.
Potem podbiegłam do mojego męża i go przytuliłam. Od razu objął mnie i pocałował.
Godzinę później przywieźli pizzę, na którą zgodził się Andrea i sam zjadł trzy (a może cztery??) kawałki. Potem rozmawialiśmy i tańczyliśmy. Ziomek rządził muzą, a Igła mu pomagał. Na marginesie, dość głośno się kłócili na temat wyboru rodzaju muzyki. Ten wieczór był fantastyczny, ale niestety wszystko się dobrze kończy.
Rano już spakowani się pożegnaliśmy. Niektórzy odjechali swoimi samochodami, bo mieli bliżej. Reszta udała się na lotnisko. Tam ostatni raz przytuliłam naszych trenerów. Wsiadając ze Zbyszkiem, Grzesiem, Piotrkiem, Fabianem i Krzyśkiem do samolotu do Rzeszowa, płakałam.
***
Miesiąc później odbył się chrzest Martynki. Jako chrzestna byłam ubrana w
błękitną sukienkę do kolan z szpilkami na nogach. Grzesiu ubrał smoking,
pięknie wyglądał. Po całej uroczystości poszliśmy do restauracji, gdzie
Gabrysia i Adam zaprosili nas na obiad. - Nie mogę uwierzyć, że jestem chrzestną- uśmiechnęłam się do trzymającej na rękach dziewczynki.
- A ja nie mogę uwierzyć, że w rok wydałem za mąż moją córę, ożeniłem swojego syna i zostałem dziadkiem- pokręcił głową w rozbawieniu Marek.
- Takie życie- powiedział Adaś.
O ósmej Zbyszek wstał.
- No wiec… przepraszam, ale musimy już isć.
- Coś się stało?- spytała zaniepokojona Gabrysia.
- Nie, nie… Tylko zabieram moją żonę na zaległy miesiąc miodowy- wyszczerzył się Zbyszek i chwycił mnie za rękę.
Wstaliśmy i pożegnaliśmy się ze wszystkimi. Już w samochodzie obróciłam się do siatkarza.
- Gdzie mnie zabierasz?
- Niespodzianka.
- Czyli mi nie powiesz?!
- Dowiesz się w swoim czasie- obiecał całując moją dłoń.
Westchnęłam i patrzyłam na mijane samochody i bloki. W końcu dojechaliśmy do Lotniska. Oddaliśmy bagaże i w ostatniej chwili weszliśmy do samolotu. Biznes klasa?
- Zbyszek, gdzie lecimy?- znów zapytałam.
Uśmiechnął się tajemniczo.
- Jak mi nie powiesz to się do ciebie już nie odezwę!- zagroziłam.
Oczywiście wcześniej wszystko zaplanował tak, abym nawet nie zdążyła przeczytać i usłyszeć, dokąd się wybieramy.
Spojrzał na mnie, ale zobaczył, że nie żartuję.
- Okej, okej- podniósł w obronnym geście ręce.- Lecimy do Hiszpanii.
Otworzyłam z niedowierzaniem usta.
- Nie żartuj!
- Nie podoba ci się?- zmarszczył nos.
- No coś ty! Żartujesz?!
Uśmiechnął się zadowolony z efektu. Pisnęłam i mocno go przytuliłam.
- Boże, kocham cię!
- Też cię kocham- odpowiedział.
- Prosimy o zapięcie pasów bezpieczeństwa- powiedział głos z głośników.- Startujemy.
Podekscytowana nawet nie poczułam, jak się wznosimy. Spojrzałam za okienko. Budynki i ulice pomału malały, aż w końcu zniknęły. Oparłam się o fotel i uśmiechnęłam. W życiu nie byłam w Hiszpanii! Boże, jakie to piękne! Odwróciłam głowę w stronę Zbyszka, który patrzył na mnie.
- Dziękuję- szepnęłam.
Wzruszył ramionami.
- Kocham cię uszczęśliwiać- pogłaskał mnie po policzku.
Z satysfakcją założyłam słuchawki i oglądałam z nim film, który szedł na małych ekranikach przed nami. Po tym zasnęłam.
***
- To będzie taki mały domek dla naszej dwójki- uśmiechnął się.
- Ale gdzie się zatrzymamy?!
- Barcelona.
- BARCELONA?!
Kiwnął głową. Otworzyłam z niedowierzaniem usta. Wyszliśmy właśnie z taksówki, która zawiozła nas w pewne miejsce.
- Dlaczego słyszę wodę?- podniosłam brew.
- Zobaczysz- zrobił tajemniczą minę.
Szliśmy dalej w milczeniu, chociaż korciło mnie aby zadać kolejne pytania. Wiem jednak, że i tak by mi nic więcej nie powiedział. Dowiedziałam się tylko, że jesteśmy w Hiszpanii, a dokładniej w Barcelonie i będziemy mieć wynajęty domek tylko dla siebie… Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Na ile zostajemy?
- Na tyle, ile będziesz chciała.
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Po około dziesięciu minutach zeszliśmy z deptaka i szliśmy po piasku. Niedługo będzie wschód słońca. Nie widzę na razie nic konkretnego, oprócz piasku i drzew. Zbyszek nagle się zatrzymał i chwycił mnie za rękę, w drugiej prowadził swoją walizkę.
- Jesteśmy!- oświadczył i przepuścił mnie, żebym przeszła przodem.
Niepewnie wyminęłam go i wyszłam zza drzewa.
- O mój Boże- szepnęłam.
Przede mną zobaczyłam parterowy domek. Tutaj było dość jasno, żeby zauważyć, że jest wykonany z wielkich szklanych okien. Dookoła była drewniana ścieżka.
- Podoba się?- spytał Zbyszek stając za mną.
- Tak! Tak! Taaak!- wrzasnęłam i skoczyłam mu w ramiona.
Pocałowałam go, opasając nogami jego tułów i ramionami szyję.
- Um… muszę częściej to robić- oblizał usta z satysfakcją, gdy odsunęłam się troszkę do niego.- Chcesz zobaczyć resztę?
Kiwnęłam głową i zeskoczyłam z niego. Podeszliśmy do drzwi. Otworzył je. Weszłam, a on za mną ciągnąc nasze bagaże. Otworzyłam usta w zachwycie. Przestrzeń była biała, wielka. Od razu zauważyłam kuchnię i salon. Naprzeciwko wejścia były z pewnością łazienki. Zibi chwycił mnie za rękę i pociągnął w prawo. Przestronny salon, beżowe ściany kremowa kanapa, wielki telewizor wiszący na ścianie, odtwarzacz DVD, głośniki… Na lewo była duża szyba i widok na piasek. Ale nie zwracałam na to uwagi, bo po lewej była mała wysepka z kranem i blatem. Pod resztą ścian szafki, lodówka…
Zbyszek znów chwycił mnie za rękę i poprowadził w drugą stronę. Przeszliśmy przez korytarz i otworzył białe drzwi.
Sypialnia z wielkim łożem małżeńskim, rozsuwane drzwi. Podeszłam do nich i je otworzyłam. Zrobiłam trzy kroki i stanęłam na drewnianym tarasie. Teraz zauważyłam wysokie drzewa i wodę. Obróciłam się do Zbyszka.
- To jest piękne! Wymarzona podróż poślubna- miałam łzy w oczach.
- To dobrze, że ci się podoba. Plaża jest prywatna, więc nikt tutaj nie będzie nam przeszkadzał- uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie?- spytałam podchodząc do niego.
- Nie…- pokiwał głową z uśmiechem i skupieniem, wpatrując się we mnie.
- W takim razie…
Wybiegłam na plażę i ściągnęłam bluzkę. Potem w biegu spodenki (które przebrałam po wylądowaniu tutaj samolotem).
- Co robisz?!- krzyknął za mną.
- Idę się kąpać!- odkrzyknęłam i posłałam mu uwodzicielski uśmiech.- Ty też możesz dołączyć.
Patrzył tylko na mnie. Ale, gdy zaczęłam pomału zdejmować bieliznę rozszerzył oczy w zdumieniu. Po chwili szedł w moją stronę z łobuzerskim uśmiechem. Ja już byłam w ciepłej wodzie po ramiona. Zaczął zdejmować swoje ubranie i bokserki. Dołączył do mnie.
- Myślałem, że jesteś zmęczona- powiedział, stając przede mną.
Dla niego woda sięgała do piersi.
- Nie…- przygryzłam wargę.
Uśmiechnął się i założył mi kosmyk włosów za ucho. Zbliżył się i mnie pocałował. Najpierw lekko musnął moje wargi, lewą dłoń trzymając na mojej szyi, a jego długie palce wplotły mi się we włosy, kciuk masował policzek.
- Tak bardzo cię teraz pragnę- szepnął kładąc czoło na moim czole.
- Więc nie gadaj tyle- mruknęłam i go pocałowałam.
Zbyszek wsunął swój język do moich ust, a nasz pocałunek się pogłębił. Prawą rękę położył na mojej talii i przyciągnął do siebie. Położyłam mu na głowie dłoń i wplątałam palce w jego włosy, przyciągając jeszcze bliżej siebie. Jęknął, gdy otarłam się o niego. Chwycił mnie w pasie i podsadził, bym mogła opasać go nogami, co natychmiast uczyniłam. Uśmiechnąłem się, gdy zaczął iść powrotem na plażę. Żeby było mu łatwiej, wślizgnęłam mu się na plecy i całowałam jego policzek, szyje i kark. W pół minuty zdążyłam wylądować na piasku, a Zbyszek znalazł się już nade mną. Oparł się łokciami po dwóch stronach mojej głowy i znów pocałował, tym razem bardziej nachalnie. Zjechał ustami na moją szyję, piersi i brzuch. Trzymałam go mocno za włosy, żeby nie przestawał. Wrócił do moich ust. Dałam mu dostęp do całego mojego ciała. Całował mnie, a lewą ręką jeździł po całym moim ciele. Czując jego dotyk, pocałunki i ruchy we mnie, z satysfakcją przymknęłam powieki i mu troszkę pomagałam. Moje dłonie wędrowały po jego umięśnionych ramionach i torsie.
Gdy skończyliśmy, leżeliśmy na pisaku ze splecionymi ze sobą nogami i rękami.
- Jesteś taka piękna- powiedział, całując mnie.
Uśmiechnęłam się. Położyłam głowę na jego ramieniu i wpatrywałam się w niebo. Właśnie zaczęło wschodzić słońce. Tutaj jest bardziej pomarańczowe, niż u nas w Polsce.
- Piękne- westchnęłam wskazując mu obiekt.
- Nic nie może dorównać tobie- odpowiedział.
Zarumieniłam się. Boże, ależ to brzmi!
- Jesteś lizusem- odpowiedziałam chichocząc.
- Tylko stwierdzam fakt, kochanie- lekko wzruszył ramionami.
Podniosłam się na prawym łokciu i spojrzałam na niego.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
***
- Jajecznicę na śniadanie i tosty. Co ty na to?- spytałam obracając lekko głowę do tyłu.
W Hiszpanii jesteśmy już dwa tygodnie i wcale nam się nie spieszy do Polski. Tutaj jest ciepło, słonecznie i pięknie.
- Mówiłem już, że jesteś cudowna?- spytał z uśmiechem.
- Nie wiem. Nie przypominam sobie…
- A więc- szepnął i obrócił mnie do siebie przodem.- Jesteś cudowna, Aniu. Czasem mam wrażenie, ze to co robie z tobą jest tylko pięknym snem… I nadal nie mogę sobie wybaczyć tego, co ci zrobiłem i jak przez to cierpiałaś- smutno się uśmiechnął.- Próbuję ci to wynagrodzić.
- Zbyszek…
Podniósł rękę do góry, abym nic nie mówiła i mu nie przerywała.
- I nie rozumiem, jak ty – taka piękna, miła i inteligentna kobieta- mogła wyjść za takiego głupiego, brzydkiego, zbyt szczerego chuja.
- Zbyszek…
Znów spróbowałam, ale mi przerwał.
- Nie, Aniu. Po prostu teraz jestem szcześliwy jak nigdy. Mam ciebie. Mam i już nic nas nie rozdzieli. Już zawsze będziemy razem…
- Zbyszek…
- Wiem, że nadal gdzieś w głębi serca czujesz pustkę i żal po tym, co się stało. I cuzję, ze nigdy tego nie naprawię.
- Zbyszek!- przerwałam mu.
- Co?
Spojrząłam mu w oczy i chwyciłam jego twarz w swoje dłonie.
- Nic. Nic mi nie zastąpi ciebie. Żadne najlepsze wakacje pod słońcem, żadna kasa, nawet gra w siatkówkę, którą oboje kochamy. Nic. Jesteś jedynym, na którym mi zależy. To co się wtedy stało… tyle nieporozumień! Tamtej nocy, tamtej nocy już ci wybaczyłam. Gdy na ciebie spojrzałam, wiedziałam, że nikt mi cię nie odbierze. Żaden inny mężczyzna nie mógłby mi ciebie zastąpić. Tylko ty się liczysz.
Miał oczy załzawione, lśniły zielenią. Moje pewnie były podobne.
Pocałowaliśmy się, a wtedy przypomniałam sobie o wstawionej patelni.
- Cholera jasna!- wrzasnęłam i odwróciłam się do kuchni.
Po kilku godzinach ściągnęłam koszulkę i w samej bieliźnie ułożyłam się na piasku, bo na leżaku było mi nie wygodnie. Zbyszek czytał coś na swoim laptopie. W końcu dołączył do mnie.
- Co tam?- podniosłam głowę, gdy zasłonił mi promienie słoneczne.
- Gabrysia chce pogadać na Skajpaju- powiedział.
Uśmiechnęłam się i obróciłam na plecy. Usiedliśmy, w tle było widać nasz domek i drzewa.
- Czeeeść!- ryknęła i się zaśmiała.
- Gabi! Jak dobre cię widzieć- przyznałam.
Oparłam się o klatkę piersiową Zbyszka, siedząc między jego nogami. Na moich kolana trzymałam lapka.
- Was też. Jak wam tam jest? Kiedy wracacie?
- A co? Stęskniłaś się?- zachichotał Zibi.
- Oczywiście! I muszę przyznać, ze za tobą też. Troszkę.
- Tylko troszkę?- podniósł brew.
- Nie licz na nic więcej- pokazała nam język.- To kiedy wracacie?
Spojrzeliśmy na siebie.
- Nie ustaliliśmy- zaczęłam ostrożnie.
- Wkrótce- dopowiedział mój mąż.
- No bo wiecie… Martynka i Adam też tęsknią- powiedziała i się odsunęła.
Naszym oczom ukazała się jej cała rodzina.
- Jej, ona urosła!- otworzyłam szeroko oczy.
- No wiesz, to oczywiste. Dzieci rosną- zakpił Homi.
- Och, wiecie co mam na myśli… Że przez dwa tygodnie tak dużo urosła- poprawiłam się.
Kiwnęli głowami. Zbyszek otoczył mnie ramionami i przytulił.
- Zazdroszczę wam- przyznała moja przyjaciółka.
- Spokojnie kochanie- uspokoił ją Adaś.- Ja ciebie też zabiorę na takie wakacje.
- Kiedy?- podniosła brwi i wzięła od niego dziewczynkę.
- Kiedyś…
Zaśmialiśmy się. Po krótkim milczeniu usłyszeliśmy płacz dziecka.
- Ciii…- kołysała ją Gabrysia.- Kurde! Sorry zakochańce, ale musimy kończyć. Mała chce jeść i pewnie zaraz potem zaśnie…
- Jasne. Ucałujcie ją od nas- powiedział Zibi.
- I pozdrówcie mojego tatę i Weronikę!- krzyknęłam.
- Zrobimy to- obiecał Adam.- A wy szybko wracajcie, bo wszystkim nam was brakuje- mrugnął.
- Niedługo przyjedziemy – obiecałam.
- I zrobimy imprezę- dodał Zbyszek.- Powiedz to Krzyśkowi. Z pewnością się ucieszy.
- Adaaaamm!- ryknęła Gabrysia gdzieś w tle, zachichotaliśmy, a mój brat przewrócił oczami.
- Idę, bo zaraz mi się dostanie- powiedział.
- Trzymajcie się!- pomachaliśmy mu.
- Buziaki- posłał nam i się rozłączył.
Gdy zamknęłam klapę laptopa, wybuchłam śmiechem. Udzieliło się mojemu Zbyszkowi i tak leżeliśmy na piasku.
Teraz jestem szczęśliwa. Najszczęśliwsza na świecie. Mam wspaniałego męża, udane wakacje i super przyjaciół, którzy za nami tęsknią. Właśnie zachodzi słońce, a my to widzimy. Patrzymy co wieczór i nie możemy przestać. W Polsce tego się nei zobaczy.
Spełniły się moje marzenia. Jeszcze nie wszystkie.
- Zbyszku?
Podniosłam się na łokciu i spojrzałam w jego piękne zielone tęczówki.
- Tak, kochanie?- spytał z uśmiechem.
- Jak widzisz naszą przyszłość?
Uśmiechnął się jeszcze szerzej i pogłaskał mi policzek. Wtuliłam go w jego dłoń.
- Bardzo jasno- odparł.- Dla mnie przyszłością jesteś ty, gromadka dzieci, pies w ogrodzie i siatkówka.
Kiwnęłam głową i się uśmiechnęłam.
- Dlaczego pytasz?
- Bo…
Chcę z tobą stworzyć rodzinę- dokończyłam w myślach.
- Bo chciałam wiedzieć- dokończyłam.- Też tak widzę naszą przyszłość.
Położyłam się obok niego. Po minucie on znalazł się nade mną i patrzył na mnie z czułością.
- Czy to oznacza… że chcesz mieć dzieci?- uśmiechnął się figlarnie.
Kiwnęłam potakująco głową.
- Ale?
- Ale jeszcze nie teraz- pogłaskałam go po policzku i wczepiłam palce w jego włosy, które tak kocham.
- Poczekam- odparł.- Ale nie każ mi długo czekać, proszę. Jestem cierpliwy, ale to też ma jakieś granice…
Pocałował mnie.
Tak, teraz jest idealnie.
Usiedliśmy tak, jak podczas rozmowy z Gabrysią i Adamem. Oparłam się o niego i obserwowałam zachód słońca.
- Kocham cię- szepnęłam.
- Też cię kocham.
KONIEC
To już naprawdę koniec :c
Tak bardzo mi szkoda i jednocześnie czuję wielką radość.
To najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam.
Nie uwierzycie, ale chce mi się płakać ;c
Dziękuję za wszystko!
Epilog pojawi się za tydzień :)
ten rozdział przebił wszystkie.. jezu, nie mogę uwierzyć, że to koniec! :( ale cieszę się, że skończyło się tak wspaniale :) czekam na epilog :*
OdpowiedzUsuńDziękuję ;*
Usuńtak strasznie przykro, że to już koniec. ;c ale cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze.. ;) gratuluję Ci serdecznie talentu do pisania, dziękuję, że włożyłaś w to opowiadanie tyle serca, chęci, czasu i starań. <3 to cudowne opowiadanie, które na pewno podbiło serca wszystkich czytających.. będę odczuwać teraz pustkę, że już nie mogę wejść i poczytać o Ani i Zbyszku, o siatkarzach, ale mimo wszystko dziękuję Ci za to cudowne opowiadanie! pozdrawiam gorąco. <3 :*
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję <3
UsuńO nie! Co ja teraz zrobie ze swoim życiem?!
OdpowiedzUsuńJezuu to jeden z najlepszych blogów jakie kiedykolwiek czytałam, a on się już skończył..
Mam nadzieję, że będę jeszcze miała przyjemność czytać jakieś twoje nowe blogi :)
CZekam na epilog <3 :*
Dzięki ;**
Usuń