Zasnęłam w jego ramionach. I obudziłam się w jego ramionach z myślą, że teraz jest mój na zawsze. Otworzyłam oczy, patrzył na mnie z uśmiechem. Słońce padało na nas, w tym świetle jego oczy były jeszcze bardziej kocie.
- Dzień dobry, moja żono- pocałował mnie w policzek.
- Dzień dobry, mój mężu- zachichotałam.
Cóż, trochę musi minąć zanim się przyzwyczaję.
- Wyspałaś się?
Wyciągnęłam rękę i przeczesałam mu włosy palcami.
- Zważywszy na dzisiejszą noc… tak.
- Cóż, ja tez jestem bardzo wypoczęty…- nachylił się nade mną i pocałował lekko w usta. Potem bardziej zachłannie.
- Nie jesteś głodny?- spytałam w chwili, gdy znalazł się nade mną.
- Tylko głodny ciebie- odparł całując mnie w szyję.
Uśmiechnęłam się i przyciągnęłam go jeszcze bliżej opasając go w pasie nogami i rękoma szyję.
- Jeszcze nie masz dość?
Nasze ciała były widoczne w lustrze nad naszymi głowami.
- Ja? Z tobą? Nigdy mi się nie znudzi- mrugnął i zaczął działać.
***
- To na co moja księżniczka ma ochotę?- spytał przeciągając mnie z pleców na brzuch.
- Hm, na wiele rzeczy…- stwierdziłam.- A co proponujesz?
Z przymrużonymi oczami podszedł do blatu i usadził mnie na nim. Oparł ręce przy moich udach i się zastanowił. Chwilę później podszedł do lodówki i wyjął mleko. Z szafki nad mikrofalówką (swoją drogą, skąd ona??) wyciągnął płatki z owocami.
- Co ty na to?- wyszczerzył się.
- Trafiłeś w dziesiątkę!- zeskoczyłam i odebrałam mu rzeczy. Postawiłam i chciałam wyjąć talerze, ale zmarszczyłam tylko brwi.- Yyy…
Zbyszek zaśmiał się donośnie. Wyminął mnie i wyciągnął dwie miseczki z szafeczki nad zlewem. Widać, że jest już obeznany we wszystkim.
- Proszę.
- Dziękuję- dałam mu całusa w policzek i zrobiłam nam śniadanie.
Siedząc przy stole w drugiej części kuchni i zajadając płatki z mlekiem, zapytałam:
- Zibi, skąd masz mikrofalówkę, naczynia…?
- Moi rodzice powiedzieli, że mogę zabrać z góry u nich w domu w Warszawie.
Kiwnęłam głową.
- Co dziś robimy?- spytał.
- Wracamy do rzeczywistości- skrzywiłam się.
- Nie… jeszcze nie dziś!- uśmiechnął się.
Wstał i chwycił mnie za rękę. Zaprowadził w miejsce, które nawet nie wiedziałam, że istnieje. Za schodami były drzwi, których praktycznie nie było widać.
- Zamknij oczy.
Wykonałam jego polecenie.
- Nie podglądaj!- pogroził, gdy próbowałam spojrzeć.- Teraz.
Otworzyłam powieki. Wyszłam na schodki z czerwonych płytek. Podniosłam głowę. Ogród. Zielona trawa wystawała zza białego puchu, wysokie dwa dęby. Brakowało tylko kwiatów. Mimo, że jest marzec, wcale nie jest zimno.
- Jej.
- Miałem nadzieję, ze ci się spodoba. Bardzo chciałaś mieć ogród… więc proszę!
Gdzieniegdzie były większe kupki śniegu.
- Jej- powtórzyłam.- Boże, Zbyszek! Wyobrażasz sobie, jak tu będzie pięknie w lato? A w wiosnę?! Tutaj zrobimy kwiecisty klomb… tu będzie huśtawka drewniana- wskazałam po kolei miejsca.- A tam… zrobimy sad. Z tego co widzę są już jakieś drzewa oprócz dębów.
- Wiśnia, czereśnia i jabłonka- wyrecytował.- Właściciel, który to wybudował, od razu zasadził drzewa owocowe.
- Będzie pięknie! Już jest!
- Chodź- pociągnął mnie w stronę domu.
***
Ale pewnego dnia…
Zbyszek pognał na trening, a ja do pracy. Wcześniej skończyłam więc wybrałam się na zakupy do Lidla. U nas w domu nic praktycznie nie było do jedzenia. Z dwoma torbami wsiadłam do autobusu i przyjechałam najbliżej jak się dało naszego domu na ulicy Kwiatowej. U nas na bramie wisiała tabliczka: ul. Kwiatowa 37. Najbliższy sąsiad mieszkał może z 500m dalej. Otworzyłam furtkę i weszłam na plac. W domu rozłożyłam wszystkie zakupy i wysłałam sms do Zbyszka:
„Kup coś do picia”
Odpowiedź przyszła po kilku minutach.
„Ok. Kocham cię ;*”
Uśmiechnęłam się i szybko odpisałam:
„Czekam w domu ;)”
Dokańczając gotować zupę pomidorową, usłyszałam wjeżdżający na plac samochód. Wyjrzałam przez okno. Zbyszek otwierał bagażnik. Wytarłam szybko ręce o ścierkę i wyszłam do niego.
- Cześć- dałam mu buziaka w usta.
- Kupiłem wodę i inne… powinno wystarczyć na dłuższy czas.
Wzięłam trzy soki pomarańczowe, które uwielbiam. Weszliśmy do środka. Pochował napoje.
- Ty gotujesz?- spytał stając za mną.
No tak, zazwyczaj jedliśmy coś na mieście. Ale dziś postanowiłam coś sama upichcić.
- Pomyślałam, że będziesz głodny. Wyciągniesz talerze?
Zrobił o co prosiłam. Nalałam zupy i usiedliśmy przy stole.
- Miło przyjeżdżać do domu po treningu, do kochającej żony i pysznego obiadu.
- Czyli zupa smakuje?- uśmiechnęłam się.
- Jest pyszna. Ale czegoś mi brakuje- dodał po chwili.
Spojrzałam to na niego, to na talerz. Wziął drugą dokładkę.
- Mało słona?
- Nie. Nie o to chodzi. Brakuje mi czegoś… zapełnienia domu.
- Nie rozumiem- podparłam dłońmi brodę.
Po dłuższym wahaniu, zdecydował się powiedzieć.
- Aniu, wiem… wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać. Ale pragnę mieć z tobą dzieci.
Zmarszczyłam brwi. To ostatnie zdanie było tak piękne! Nigdy nie myślałam, że jakiś mężczyzna mi to powie.
- Ale ja też chcę! Tylko…
- Więc dlaczego unikamy tego tematu?- spytał patrząc mi w oczy.
Nabrał na łyżkę porcję i zjadł.
- Nie unikamy… ale… Zbyszek! Jak sobie wyobrażasz to wszystko? Ty grasz. W klubie i reprezentacji. Ja jestem psychologiem Resovii i reprezentacji. Jak chcesz wychowywać dziecko? Z opiekunką?! Przez większość lata nie będzie nas tutaj. Będziemy na zgrupowaniu.
- Wiem. Dlatego pomyślałem… może zrezygnuję?
- Słucham?
- No z grania. Wtedy będę miał więcej czasu dla ciebie. I dziecka.
- Zibi!- podniosłam głos. Ale zaraz potem się uspokoiłam. Wzięłam głęboki wdech. Wstałam i zaczęłam zbierać talerze.- Nie możesz zrezygnować z grania. To jest dla ciebie bardzo ważne. Siatkówka to część twojego życia!
- Kochanie, ale ty jesteś ważniejsza. Jestem w stanie dla ciebie to zrobić…
Poszedł za mną do pierwszej części kuchni. Otworzyłam zmywarkę i powkładałam brudne naczynia. Na te słowa wyprostowałam się i zwróciłam do niego przodem.
- Zbyszek… ja nie chcę cię unieszczęśliwiać.
- Ale ja ciebie chcę uszczęśliwić!- zaprotestował.
- Szczęśliwa i spełniona będę wtedy, kiedy ty będziesz szczęśliwy i pełen życia. A bez siatkówki i grania nie ma takich szans.
Posmutniał. Podeszłam więc do niego i przyłożyłam prawą dłoń do jego policzka. Spojrzał na mnie smutnymi oczami.
- Skarbie, nie możesz rezygnować z siatkówki- powiedziałam spokojnie nadal głaskając jego policzek.- Poczekajmy jeszcze trochę z tymi decyzjami, dobrze?
- Dobrze.
- Poza tym ja sama nie chcę tak szybko rezygnować z siatkówki plażowej. Teraz będą zaczynać się nowe treningi… No i jako psycholog reprezentacji… Jak sądzisz, czy potrafiłabym zrezygnować z pracy z wami? Z moimi kochanymi wielkoludami?
- Nie. To nie wchodzi w rachubę- zachichotał.
- Właśnie. Pogadamy o tym później, okej?
- Jasne.
Przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował na zgodę.
Potem jeszcze wiele razy wracaliśmy do tego tematu. Obydwoje rozumieliśmy, że teraz nie możemy pozwolić sobie na dzieci. Jednak coraz częściej myślałam o tym. I coraz bardziej myślałam, czy nie zmienić zdania. Ale to - byłaby głupota.
Kwiecień minął szybko. Przygotowałam psychicznie siatkarzy Resovii do półfinału i finału. Zbyszek grał świetnie a Igła bronił na najwyższym światowym poziomie. Patrząc na nich wszystkich, widziałam piękno drużyny, współpracy i przyjaźni, jak między nimi powstała. Piotrek i Grzesiu spisywali się niesamowicie na środku. Ja i Zbyszek spędzaliśmy tylko miłe wieczory razem. A to zamawialiśmy pizzę i oglądaliśmy jakiś film (często „Zmierzch”, bardzo przypominał mi związek mój i Zbyszka i naszą historię), a to odwiedzaliśmy rodziców…
Kupiłam kwiaty, które zasadziłam. Zbyszek zrobił piękny klomb z kamieni, na którym ja posiałam różne kolorowe kwiatki. Pod oknem do salonu zasiałam maciejkę i róże. Adam pomógł Zbyszkowi w przewozie solidnej huśtawki ogrodowej. Dokupiliśmy plastikowy stół i krzesła. Było cudownie! A rano i późno wieczorem pod oknem do salonu i przez balkonowe okno do naszej sypialni docierał zapach maciejki.
Dom jeszcze nie został pomalowany. Kamienie na dolną część leżały w garażu. Malować postanowiliśmy po sezonie reprezentacyjnym. W naszej sypialni, nad łóżkiem zawisł obrazek ze mną i Zbyszkiem. Był to najładniejszy z całej sesji zdjęciowej po ślubie. Łąka, drzewo i sople lodu na gałęziach, mały śnieg na trawie, zachód słońca (chwała za to, że słońce raczyło się pokazać). I my. Zbyszek w czarnym smokingu, pięknych czarnych włosach… i ja. Szara mysz przy jego urodzie. Biała suknia mamy, welon unoszony przez lekki, orzeźwiający wietrzyk. Zbyszek nachyla się nade mną i ma zamiar pocałować. Widać zieleń jego tęczówek i iskierki w oczach. A za naszymi plecami słońce, które zachodzi i mieni się na pomarańczowo i żółto. Patrząc na to zdjęcie, miałam łzy w oczach. Ze wzruszenia i ze szczęścia. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Na szafce przy przeciwległej stronie ściany, było jeszcze jedno zdjęcie. Mojej mamy. Uśmiechniętej. Pięknej i czarującej. Taką ją zapamiętałam. I z takim obrazem chodzę na cmentarz, by zapalić świeczkę. Co miesiąc. Reszta zdjęć z naszego ślubu, z siatkarzami, rodzicami i przyjaciółmi była włożona do albumu z datami, który dumnie leżał na szafce w salonie. Szafka ta była zapełniona książkami, a za szybą komplet co dostaliśmy od jego rodziców.
Jeżeli chodzi o mojego brata i moja przyjaciółkę… Układa im się bardzo dobrze. Za tydzień ich ślub, tuż przed finałami Plus Ligi. Gabrysia miała już bardzo duży brzuch, jadła równie dużo co stado słoni. Urodzić miała w połowie maja. Homi wynajął większe mieszkanie dla ich trójki. Kupił łóżeczko, a Gabrysia mnie porywała na zakupy do 5 10 15; Smyka i innych żebym pomogła jej kupić ubranka dla dziecka. Dowiedzieli się, że będzie to dziewczynka. Wybrali imię Martynka. Bardzo ładne swoją drogą. Od razu się dowiedziałam, że będę chrzestną. Ojcem chrzestnym ma zostać Grzesiu, który bardzo o to zabiegał. Przyszli rodzice wyglądali, i byli bardzo w sobie zakochani. Oby nigdy nie przestali. Bo najpiękniejsze w życiu (wiem to po swoim przykładzie) jest się zakochać.
Na ślubie mojego brata byłam oczywiście drużbą, Zbyszek także. Nieźle się popłakałam. Wzięli najpierw ślub cywilny, później kościelny. Gabrysia cudownie wyglądała z wielkim brzuszkiem i korona blond loków.
***
- Będzie dobrze- powiedziałam w szatni chłopaków.
Właśnie rozpocznie się finał Plus Ligi. Asseco Resovia Rzeszów będzie grać z Kędzierzynem Koźle o złoty medal.
- Pamiętajcie tylko, co wam zawsze mówiłam. Cierpliwość.
- Jesteś wspaniała- żachnął się Krzysiek.- Mówisz nam o spokoju, kiedy to najważniejszy mecz sezonu!
- Też cię kocham, Krzysiu- posłałam mu całuska w powietrzu. – Będę na widowni.
Nagle czyjeś ręce objęły mnie od tyłu w pasie i przyciągnęły do siebie.
- Wiem, będę czuł twoja obecność- szepnął.
- Zbyszek, skoncentruj się!- zachichotałam i obróciłam do niego przodem.
- Ależ ja jestem skoncentrowany! Chociaż dzięki tobie to czystych myśli ja nie mam…- zaśmiał się.
Trzepnęłam go żartobliwie w ramię.
- Ubierz koszulkę, za pięć minut wychodzicie- rozkazałam.
- A co? Nie podobam ci się w takiej wersji?
- Znudziłeś się jej już- zarył ze śmiechem Cichy Pit.
Tamten pokazał środkowy palec i znów przyciągnął mnie do siebie.
- Wygramy to.
- Nie rzucaj słów na wiatr- ostrzegłam.- Nie mów…
-… tak, tak. Nie mów hop póki nie przeskoczysz…
- Kończycie już za siebie zdania? No, no.
Nawet nie słuchałam tych wariatów, bo wtedy Zbyszek pocałował mnie namiętnie. Gdy oderwaliśmy się od siebie, w szatni rozległy się gwizdy i oklaski.
- Wiesz, za taką motywację to ja mogę dla ciebie wszystkie mecze wygrywać- powiedział Olieg.
- Chciałbyś! Ona jest tylko i wyłącznie moją motywacją- odpowiedział mu Zibi i znów mnie pocałował.
- Dobra, dobra! – przerwałam.- Szykować się, zaraz wychodzicie!
Ubrali buty i koszulki. Wtedy wszedł Andrzej Kowal.
- Gotowi?
- Tak jest trenerze!- odkrzyknęli chórem.
- No, to jazda!- klasnął w dłonie.
Wyszliśmy. Tuż przed wejściem Zibi pociągnął mnie do tyłu. Znalazłam się pod ścianą, a on położył dłonie obok mojej głowy i szepnął mi do ucha:
- Wygramy to. Obiecuję.
Dał całusa w policzek i dołączył do kolegów.
Kibice w Rzeszowie szaleli. Niedaleko rozpoznałam Gabrysię, Adama, Martę i Grzesia. Przy prezentacji zawodników, stanęłam na końcu.
- Lucas Tichacek!
Przebiegł między chłopakami przybijając piątki, ze mną włącznie.
- Olieg Achrem!
Poklepałam go po plecach.
- Dawać, dawać!- krzyknęłam.
- Piotr Nowakowski! Grzegorz Kosok!
Przybiłam z nimi piątki.
- Zbigniew Bartman!
Gdy podskoczył do mnie, dałam mu buziaka w policzek i szepnęłam:
- Wygraj to Zbyszek.
Uśmiechnął się do mnie i zamiast kiwnąć głową, przybić piątkę, czy coś… po prostu mnie przytulił i pocałował w usta.
- Masz to jak w banku- odpowiedział odchodząc.
Z figlarnym uśmieszkiem dołączył do kolegów.
- Paul Lotman!
Przy każdym nazwisku wybuchły brawa i okrzyki dziewczyn.
- I na libero, oczywiście Krzysztof Ignaczak!
Igła podbiegł do mnie.
- Ja też chcę takiego buziaka!
Uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w policzek.
- No, teraz to mogę grać!- uśmiechnął się i pobiegł.
Z bananem na twarzy przeszłam przez pierwsze trybuny i usiadłam obok Adama na swoim miejscu.
- Stawiam, że będzie tie - break – powiedział.
- Zobaczymy- zmarszczyłam brwi.
Od pierwszych piłek prowadził Kędzierzyn. Wygrywali już nawet 5:2! Ale wtedy krzyknęłam z Gabrysią:
- Dawać Resoviaki!
Podłapali to wszyscy kibice i w rytm muzyki to śpiewaliśmy. Siatkarze odrobili straty i resztę seta szli punkt za punkt. 22:22. Na zagrywce Felipe Fonteles. Zamarłam. Jego zagrywki to jak atom! Ale niepotrzebnie się martwiłam, Krzysiek dograł do linii 3 metra, Lukas rozegrał do prawej antenki, Zbyszek… Punkt! Trafił w 9 metr!
- W górę serca bo Sovia wygra mecz! Sovia wygra mecz! Bo Sovia wygra mecz!- śpiewaliśmy ze wszystkimi.
Na zagrywce nasz kapitan Olek Achrem!
- O-lek! O-lek! O-lek!
Wyrzucił wysoko piłkę, wyskoczył i z całej siły uderzył. Piłka w mig przeleciała przez nasze boisko i zatańczyła na taśmie. Wydawało się, że spadnie na nasza połowę, ale się myliliśmy. Punkt!
- Ostatni! Ostatni!
- Dawać, dawać! Dawaj Olek…- szepnęłam do siebie trzymając kciuki mocno zaciśnięte.
Ruciak przyjął atomową zagrywkę, Guma rozgrywa na pajpa… Ale jest potrójny blok! Piłka odbija się po dłoni Nowakowskiego i Tichacka. Bartman ostatecznie przełożył ręce i… punkt!
- Mamy seta!- ucieszyłam się.
Przytuliłam brata, Gabi i Martę. A potem zbiegłam do siatkarzy.
- I tak trzymać panowie!- wzniosłam ręce do góry w triumfalnym geście.
- To ten buziak dał mi siłę do obrony- mrugnął do mnie Igła.
Zbyszek uśmiechnął się do mnie.
- Panowie!- zawołał ich trener.- Teraz uwaga. Nie cieszyć się za bardzo! To dopiero początek…
- … tyle przed nami! Po co się pytać na starcie, co będzie z nami?- zanucił Piter.
Siatkarze i ja wybuchliśmy śmiechem.
- Skupcie się. Mamy szansę wygrać ten mecz dość szybko, ale potrzebna jest czysta głowa.
Potem powtórzył im taktyke na kolejnego seta. Na koniec zostawił mi chwilkę z nimi.
- To co? Po zwycięstwo?- uśmiechnęłam się.- Kto wygra mecz?!
- Sovia!
- Kto?
- Sovia!
- Kto?!
- Sovia, Sovia, Sovia!
Poklepałam ich po ramionach i uciekłam do trojki przyjaciół na trybuny. Iwona z dziećmi siedziała w innym sektorze.
Drugi set nie był zły. Walczyliśmy do ostatniej piłki. Tyle, że wszedł na zagrywkę Fonteles i zrobił porządek. As, as, as, as. Widocznie jest wielkim bohaterem tej drużyny. Znów zeszłam do nich i pogadałam, trochę rozładowałam emocje. Wszyscy stali się jeszcze bardziej skoncentrowani. Trzeci set przegraliśmy 25:23. Po dobrej obronie Ignaczaka Kosok został zablokowany. I tak w czwartym secie się odegraliśmy wygrywając go 25:17. Nadszedł tie – break.
Zagrywka Marcina Możdżonka. Przyjmujemy, atak z krótkiej! 1:0 dla nas. Zbyszek zepsuł zagrywkę, niestety. Do pierwszej przerwy technicznej szli punkt za punkt. Zmiana boisk. Zagrywka Tichacka. Niestety dobra akcja przeciwników i 8:8. Kolejne dwa bloki Nowakowskiego i prowadzimy 10:8! Przerwa dla trenera z Kędzierzyna.
Po tym czasie siatkarze doprowadzili do remisu 12:12. Gdy Zibi zdobył punkt bezpośrednio z zagrywki, tamci się wkurzyli. Zgłosili, że niby przeszedł linię 9metra. Ale challenge nic nie wskazał na taki błąd.
I właśnie wtedy Gabrysia zaczęła krzyczeć. Natychmiast obróciliśmy się w jej stronę. Adam już klęczał przed nią.
- Co się stało?!- wrzasnęłam.
- Rodzeeeeeee!- ryknęła tak głośno, że chyba przebiła tych kibiców.
-----------------------------------------------------------
Witam :)
Jest kolejny! Co prawda miał być dłuższy (o wiele dłuższy) i ostatni. Ale zmieniłam zdanie.
Mam nadzieję tylko, że nie jest przez to moje przedłużanie nudno. Ale musicie zrozumieć, że jakoś nie mogę się rozstać z tym opowiadaniem i myślą, że trzeba go skończyć...
Może jeszcze w ten weekend pojawi się kolejny rozdział.
Ale niczego nie obiecuję...
Dziękuję Kochani za ponad 43tys. wyświetleń! To wiele dla mnie znaczy. Jesteście wspaniali ;*
ooooo rety! jejku, taki czadowy rozdział, po prostu genialny, najlepszy! <3 czekam na nn i rozwój akcji z porodem. <3 pozdrowionka. ;3
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
Usuńwłaśnie dlatego zostawiam sobie czytanie na później! świadomość, że jest kolejny rozdział do przeczytania i to już, teraz tak mnie cieszy, że ah.. :D a rozdział? cudowny, najlepszy jest ten dokładny opis zdjęcia w sypialni, jak z bajki. pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń