wtorek, 31 grudnia 2013

LVIII



W pierwszej chwili upuściłam widelec. W drugiej chwili na mojej twarzy ukazało się zdziwienie. W trzeciej chwili zapomniałam o Bożym świecie. Dlaczego oni szli jeden obok siebie? Dlaczego nawet na mnie nie spojrzeli? Coś było nie tak. Ale co?
- Anka! Żyjesz? Uhuu…- Igła pomachał mi przed oczami dłonią.
Teraz zauważyłam, że wpatruje się w nich jak krowa wpatrzona w… no nie wiem w co. Ale tak się poczułam.
- Sorry… o coś mnie pytałeś?- zawstydzona spuściłam wzrok, podniosłam widelec i znów zaczęłam jeść.
- Pytałem, czy obejrzysz dziś z nami jakiś film? Mamy plany po wieczornym treningu, aby zrobić taki mały seansik…
- Nie mam ochoty- bąknęłam i wstałam od stołu. Nie miałam humoru z nimi nic oglądać. Chyba, że będzie to krwawy horror, taki jak moje życie.
Nie patrząc na nikogo, wyszłam ze stołówki. Postanowiłam znowu zadziałać. Wjechałam winda na odpowiednie piętro i usiadłam pod drzwiami pokoju mojego ukochanego i Kubiaka. Nie wiem co chciałam udowodnić. Może to, że się nie poddam? Że będę walczyć, póki nie wygram? A poza tym, interesowało mnie to, co zobaczyłam niedawno.
- Co tu robisz?
Jego głos przywrócił mnie na ziemię. Zibi patrzył na mnie bez uczucia na twarzy. Bez uśmiechu, bez jakiegokolwiek wyrazu na twarzy. Nic, Zero. Nul.
- Zbyszek… czekam na ciebie…
- Niepotrzebnie. A teraz przepuść mnie i idź do Tomka, bo z tego co wiem czeka na ciebie w recepcji.
Zdziwiona wstałam, ale nie przepuściłam go. Próbował mnie wyminąć, ale mu nie pozwalałam.
- Kurwa mać, Anka! Możesz mnie do jasnej cholery przepuścić do MOJEGO pokoju?!
Kilka osób (siatkarzy) przechodząc, patrzyła na nas ciekawie.
- Nie, dopóki mnie nie wysłuchasz!
Westchnął, obrócił się na pięcie i skierował do pokoju obok. Do pokoju Igły i Ziomka. Wściekła szłam za nim. Wparował tam zamykając drzwi przed moim nosem.
- Bartman, do jasnej cholery otwieraj te drzwi!- wrzasnęłam na cały głos. Uderzyłam kilka razy pięściami w nie. Kiedy nic to nie dawało, znów zaczęłam.
- Przestań się wygłupiać i mnie wpuść!
- Nie szalej mała, bo ci żyłka pęknie- wrzasnął do mnie z drugiej strony.
- O moją się nie martw! Lepiej o swoją!
Wiedząc, że nic nie wskóram, wparowałam do swojego pokoju. Właśnie za mną szła Gabrysia, która stanęłam tuż przede mną.
- Czego wy się tak drzecie?! Słychać was w całym hotelu!- zarzuciła mi.- Tak sprawy nie rozwiążecie…
- Nie mów mi co mam robić, a czego nie! Mam dość! Jestem wściekła, wyczerpana, zła, brudna i… załamana! – nie czekając na jej odpowiedź udałam się do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz i oparłam się o nie.
- Co ja mam zrobić, Boże? – wyszeptałam i zaczęłam płakać.


Zbyszek.
- To był szczyt wszystkiego, kuźwa! Co ona sobie wyobraża?!
- Zibi- zarył Krzysiek.- Przestań łazić w tą i z powrotem bo ci tak zostanie! Usiądź, powiedz, co to miało być? Czemu wparowałeś tutaj…
- Trzaskasz drzwiami- dodał Łukasz.
- trzaskasz drzwiami… miotasz…
- …ogniem- przerwał mu znów rozgrywający.
- miotasz SIĘ- spojrzał znacząco na Łukasza aby mu nie przerywał.- I łazisz jakby ci mrówki w dupę wlazły?- dokończył już spokojnie.
Odetchnąłem, siadłam na łóżku Krzyśka i mimo woli zacząłem płakać. Tak, płakać. Przed nimi. Ja. Zbigniew Bartman. Rozkleiłem się przed przyjaciółmi z drużyny narodowej.
- Ja… nie… nie … nie rozumiem tego wszystkiego… co… - nie mogłem mówić. Przerwałem, wstałem i wyszedłem. Niechcący znów trzaskając drzwiami.
Nie mogłem tak siedzieć i to wtedy jak się rozkleiłem. Znów zobaczyłem jej twarz. Otarłem łzy i położyłem się na własnym łóżku. Michał o nic nie pytał. Cały czas czytał coś na komórce. Nie zwracał na mnie uwagi. Może to dobrze?
Chciałem być sam. Nie potrafię z nikim rozmawiać. Teraz. Nadal nie mogę zapomnieć o Ani. Kocham ją nadal zbyt mocno. Przez cały ten czas się zastanawiam, dlaczego? Dziś po południu spotkałem się z Tomkiem przed stołówką.
- Rozmawiałeś z nią?- spytał idąc obok.
Nie miałem zamiaru się do niego odzywać, ale nie chciałem być tez chamski.
- Nie. I niech lepiej tak zostanie.
- Uważam, że…
- Gówno mnie obchodzi, co ty uważasz!- wybuchłem i stanąłem przed nim. Face to face. Był trochę niższy ode mnie. Ale patrzył mi prosto w oczy, nie stchórzył. Był zdeterminowany, nawet do walki ze mną. – Jestem Tylko ciekawy… Dlaczego nam to zrobiłeś?- wycedziłem przez zęby jeszcze bardziej zły.
- Sama tego chciała- powiedział nadzwyczaj spokojnie i uśmiechnął się do mnie chamsko.- Nie musiałem jej zmuszać.
Moje ręka powędrowała w górę. Miałem ochotę go uderzyć, zabić nawet.
Ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Nie mogłem go bić. Po pierwsze miałbym z tego powodu kłopoty. A po drugie Ania chyba coś do niego czuje… nie mogę jej skrzywdzić. Albo chce go tak wykorzystać jak mnie. To tak jakby trzeci powód…
Zacisnąłem więc wargi, opuściłem zaciśniętą pięść i się odwróciłem wchodząc na stołówkę. A on za mną. Widziałem jej minę, gdy nas zobaczyła razem. Fakt, trochę dziwnie to wyglądało. Udawałem, że na nią nie patrzę tylko usiadłem kilka stolików dalej obok Kurka, Rucka i Gumy. Ale tak naprawdę widziałem ją bardzo dobrze. Jej gesty, miny i nawet to, że na mnie zerkała.
Może jednak powinienem z nią pogadać? Ale po co? Będzie mi tylko kity wciskać…
- Halo! Ziemia do Bartmana!- wołał Kuraś.
- Czego?- trochę to chamsko zabrzmiało, ale co tam…
- Żyjesz? Co się stało? Czemu on z tobą tu wszedł?
Wzruszyłem ramionami robiąc obojętna minę. Na pozór obojętną.
- Spotkaliśmy się przed wejściem i zrobiliśmy sobie miłą pogawędkę.
- Akurat! Bo ci uwierzę- prychnął Michał R.
- Same z wami kłopoty- westchnął Paweł i zabrał się za jedzenie, a my poszliśmy w jego ślady.
Dlaczego kłopoty? My nic nie robimy! To, że trochę się posprzeczaliśmy i pokłóciliśmy, to nic. A może chodzi mu o coś innego? Tyko o co? Spojrzałem na Zagumnego. Był zajęty jedzeniem zupy. Ta sama mina, nawet się dziś nie uśmiechał. Może to moja wina? Eh, nie ma wyjścia. Musze coś z ta sytuacją zrobić. Ale nie mam zamiaru gadać z Anką…
Trochę dziwne? Tak. Ale nie dla mnie. Wiem, że ona się mną bawiła. Teraz ja za to płacę. Musze być silny i przetrwać to. Zapomnieć.
Ale ona tam czeka… mogę podejść do niej i zagadać… mogę ją przeprosić… NIE! STOP! Idiota ze mnie! STOP, nie mogę o niej myśleć bo mi to na złe wychodzi…
- O czym tak rozmyślasz?- zagadał Rucek.- Wyglądasz jakbyś się czegoś przestraszył…
- Jakby srał na kiblu- dopowiedział Bartek, a widząc Gumy spojrzenie dodał:- No co? Tak wygląda!
- Jemy obiad, trochę kultury- znów westchnął Paweł Zagumny.
- W dzisiejszych czasach-przerwał żeby napić się soku- nie potrzebna jest kultura jest potrzebna tylko politykom, biznesmenom i hazardzistom. Bez tego nie potrafią dobrze zarabiać- odparł dumny z siebie Kurek.
- Ale przy jedzeniu się o takich rzeczach nie mówi nawet w gronie rodzinnym, przyjaciół.
Nadal się sprzeczali, ale ja nie słuchałem już. Znów powróciły myśli. Te same co wczoraj wieczorem. Tak bardzo mnie kusiło… żeby się obejrzeć za nią. Żeby na nią spojrzeć… NIE! Nie mogę o tym myśleć. Nie mogę na nią patrzeć! Nie mogę jej słuchać! Skoro ona … NIE! KONIEC! STOP Bartman! Jeszcze raz o tym pomyślisz, a własnoręcznie się zabiję!
- Dobrze się czujesz?- spytał mnie Jarosz, który podszedł do nas.- Właśnie widziałem cię w gazecie z nagłówkiem: "Bartman uwiódł a potem zostawił. Teraz za to płaci."
- Gdzie tak pisało?- zdziwiłem się szczerze.
- Gazeta, Zbyszku- dodał Zagumny.- Wiesz, jest coś takiego, co się czyta…
- Boże, wiem co to jest!- wybuchnąłem.- Ale pytam się gdzie? W jakiej?
Jarosz położył na stoliku przede mną papiery. Wziąłem je do ręki i spojrzałem na otwartą stronę. Faktycznie. Tylko trochę zmienili treść. Pisało” Bartman zawiódł? „
A pod spodem: „Zostawiła go? Czy to wpłynęło na naszego atakującego dyspozycje w meczu?”
Nie wierzyłem. Pokazali nasze zdjęcie. Potem opisali pewnie jak grałem. Sama krytyka.
- Mam to w dupie!
Teraz zauważyłem, że większość zjadła już posiłek. Tylko ja siedzę jak ciele i patrzę w talerz nie jedząc.
- Tak. Jakoś nie jestem głodny- skrzywiłem się, a potem wstałem i wyszedłem. Miałem nadzieję, że już mi dadzą spokój. Ale tego nie mogłem mieć nawet przez chwilę… Gdy wchodziłem do windy, a drzwi już się prawie zamknęły, ktoś włożył rękę w szparę i wpadł do środka. Gdy zobaczyłem, kto to… zirytowałem się.
- Zbychu!- Igła z kamerą stał przy mnie i filmował wszystko wciskając jednocześnie guziki.- Dobrze, że cie zastałem. Musimy pogadać.
- Słucham cie Krzysiu. Tylko szybko bo mi się spieszy.
- Jesteś nie do zniesienia ostatnio! Co jest?
W duchu westchnąłem z rozpaczy. Czy oni się nie odczepią?!
- Nie- powiedziałem dobitnie i miałem zamiar wyjść bo drzwi się otworzyły na odpowiednim piętrze. Jednak ten powstrzymał mnie.- Co ty kurwa robisz?
- Nie wyjdziesz dopóki nie porozmawiamy- jego grobowy ton mnie przestraszył. I zaskoczył.
Znów westchnąłem ( nie wiem, który to już raz dzisiaj? ).
- Masz mi powiedzieć, co jest grane!- mówił podniosłym tonem wciskając kolejny guzik.- Jak nie, to i tak z ciebie to prędzej czy późnej wydobędę. Wiesz o tym doskonale…- poruszył śmiesznie brwiami.
Moja znudzona mina chyba jeszcze bardziej go nakręcała. Ale fakt. Jak teraz nie powiem to on mi żyć nie da. Taki już jest. Czasem to dobrze, czasem źle. W tej chwili to drugie.
- Igła, wiesz co jest grane. I nie mów, że ona ci nie powiedziała bo i tak nie uwierzę!- pogroziłem.
- Mówiła, mówiła. Ale chciałbym znać twoja wersję. Bo z tego co wiem nie chcesz jej wysłuchać. A uważam, że gdybyś…
- Następny co uważa!- przerwałem mu.- Dajcie mi wszyscy święty spokój!
- Ale dlaczego jej unikasz? Ona ci chce wszystko wytłumaczyć, a ty jak idiota się zachowujesz…
- Gówno cie obchodzi, jak się zachowuję!- wybuchłem.
- W takim razie, co ona twoim zdaniem zrobiła?
Spytał gdy miałem wyjść. Ale szarpnął mnie za rękaw z powrotem wciągając do windy i wcisnął kolejne piętro. Tym razem na sama górę.
- Wykorzystała, zabawiła się, udawała, nie kochała, obraziła,- wyliczałem na palcach.- Wystarczy ci? Czy jeszcze mam dalej wymieniać?!
- Skąd takie głupie podejrzenia?!
-Widziałem. Reszty można się domyślić.
- Nie wszystko co widzisz jest prawdą.- Powiedział wyłączając kamerę i zawiesił ją na szyi.- Powinieneś z nią porozmawiać.
- Myślisz, że mi łatwo?! Nie jestem w stanie spojrzeć jej w oczy! Boję się tego, czego mogę się jeszcze dowiedzieć…
- Nie powinieneś- położył mi rękę na ramieniu równocześnie wciskając kolejny guzik na ściance. – Nie możesz się bać… Musisz przeciwstawić się sobie. Wiem, że to nie jest proste. Ale powinieneś.
Zawiesiłem głowę. Czy faktycznie? Czy tak ma być? A może tak właśnie miało być? Może dzięki Ance miałem dostać lekcję życia?
- Nie, nie mogę- powiedziałem twardo.
- Dlaczego?
- Nie wiem… nie jestem w stanie stanąć przed nią, powiedzieć cokolwiek. Nie wiem, czy będę w stanie znów jej zaufać.
- Nikt tu nie mówi o zaufaniu. Wystarczy, że ją wysłuchasz! A potem możesz robić, mówić i myśleć co chcesz.
- Nie!- wrzasnąłem. Sam się siebie w tym momencie wystraszyłem, wiec spuściłem z tonu.- Eghm, nie chce na nią patrzeć. Nie mogę patrzeć na jej twarz bo …
Załamał mi się głos. Nie potrafiłem dokończyć.
- Bo wtedy mógłbyś jej wybaczyć i nie mógłbyś o niej zapomnieć?- spytał łagodnie ale i przewidująco. Ja się nie odezwałem. Milczałem, nie potrafiłem mu przyznać racji. TCHÓRZ! Cholerny tchórz!
Igła westchnął z dezaprobatą i nacisnął nasze piętro. Kiedy winda miała się zatrzymać spytał jeszcze:
- Kochasz ją?
Nic nie odpowiedziałem. Co miałem powiedzieć?!
- Więc spójrz mi w oczy i powiedz, że ją nie kochasz. Słyszysz?! Powiedz mi to. Tu. Teraz.- Patrzył na mnie z wyzwaniem w oczach. Ale ja nie potrafiłem. Patrzyłem mu w oczy, ale nie potrafiłem. Gdy drzwi się otworzyły ja ze spuszczoną głową wyszedłem szybko.
- Tak też myślałem.-Usłyszałem jeszcze za sobą głos Krzyśka.



------------------------------------------------

Witajcie!

Z okazji Sylwestra dodaję dzisiaj rozdział :)
Przepraszam, że taki krótki. Kolejny będzie dłuższy ;D
I chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytają go i komentują.

A więc:
Szczęśliwego Nowego Roku, Kochani! 


sobota, 28 grudnia 2013

VLII



Kolacja nie była smutna. Humory wszystkim się poprawiły. No, prawie wszystkim. Siedziałam smutna i nieobecna przy stole. Jedna jedyna mała kanapka leżała na moim talerzyku. Nawet jej nie tknęłam.
- Uśmiechnij się…- szepnął mi do ucha Winiarski.- Dla mnie… proszę…?
Lekko podniosłam wargi. Pochwalił mnie za to i wrócił do jedzenia. A ja do swojej dawnej miny. Teraz zauważyłam, że cały czas patrzę w jednym kierunku, w kierunku drzwi. Zbyszka jeszcze nie było. Miałam nadzieję, że przyjdzie i zdołam z nim porozmawiać…
Ale kiedy wszedł nawet na mnie nie spojrzał. Usiadł jak najdalej i tyłem do mnie. Znów zachciało mi się płakać. Żeby się powstrzymać spuściłam głowę i pozwoliłam, żeby włosy opadły na twarz zakrywając ją.
- Aniu…- Gabrysia chwyciła mnie za rękę.- Proszę.
Pokiwałam głowa i wstałam. Nie miałam zamiaru dalej tu siedzieć. Wyszłam jak najszybciej i udałam się do windy. A ta zawiozła mnie na odpowiednie piętro. Wtedy wparowałam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Do oczu napłynęły mi łzy i już po chwili spływały po policzkach.

Gabrysia.
- Nie możemy tak tego zostawić- powiedział Igła.- Oni się wykończą.
- Rozmawiałem już ze Zbychem… ale on mnie nie słucha. Wiecie, jaki jest…- Kubiak spuścił głowę.
- Zróbmy coś, cokolwiek- powiedziałam.- Pogadam z nim. Może coś mu wybiję z tego pustego łba- westchnęłam.- A wy myślcie, co możemy innego zrobić żeby ich pogodzić. Muszę zobaczyć, co z nią…
Wstałam i szybko udałam się do naszego pokoju. Zastałam Ankę leżącą na podłodze. Patrzyła w sufit, bez życia. Założyła dłonie na klatce piersiowej i leżała. Podeszłam i uklęknęłam przy niej. Na policzkach zauważyłam zaschnięte łzy.
- Aniu… czy wszystko dobrze?- spytałam ostrożnie i niepewnie położyłam rękę na jej ramieniu. Nie odpowiedziała. Nawet na mnie nie spojrzała. Totalna załamka. Jak ja jej mam pomóc?!- Anka, nie możesz tak leżeć i nic nie robić… Musisz próbował mu to wyjaśnić… on zrozumie, tylko mu powiedz…
- Czy dobrze?- spytała czysto teoretycznie. Jakby dopiero teraz usłyszała pytanie, które zadałam jej przed kilkoma minutami. Obróciła głowę w moja stronę i spojrzała mi w oczy.- Jak może być dobrze, skoro nie jest nawet ciut dobrze? Myślisz, że łatwo jest?
Dalej nic nie mówiła tylko powróciła do dawnej pozycji i leżała. Kolejna łza spłynęła po jej policzku.
- Kochanie… nie przejmuj się… wszystko się wyjaśni… zobaczysz, jeszcze wszystko wróci do normy…
Nic nie powiedziała na to. Jej wzrok był nieobecny. I właśnie w tym momencie podjęłam decyzję.
Minutę później siedziałam w pokoju siatkarza na krześle i czekałam na niego. Kubiak jako drugi lokator, postanowił mi towarzyszyć aż do przyjścia Zbyszka. Kiedy ten wszedł Kubi poszedł.
- Co tu robisz?- zapytał zdziwiony. W nim tez nie było życia. Poruszał się jak duch. I tak tez wyglądał.
- Muszę z tobą porozmawiać. Siadaj.- Zrobił co kazałam wiec przeszłam do rzeczy.- Chodzi sam wiesz o co. Musisz mnie wysłuchać…
- Nie mam zamiaru. Powiedziałem już Ance, co myślę. Opowiem ci historię… Zrozpaczona po wypadku chłopaka, poznała naiwnego siatkarza. A ten idiota się w niej zakochał. Myślał, że gdy ona mówiła ‘ kocham cię’, że te sowa były prawdziwe. Ale kurwa nie… to było tylko gówno warte pieprzenie, które miało zamydlić mu oczy. Debil, jak to debil robił wszystko co mógł. Myślał, że to prawdziwa miłość. I szczera. Ale kiedyś nakrył ją z innym facetem. Okazało się, że to wszystko gówno prawda. Że ona tylko się nim zabawiła do cholery! Żeby zapomnieć, wykorzystała innego…
- Zibi… to nie tak…
- Wyjdź. Nie chcę już słyszeć ani słowa o niej. Musze się z niej wyleczyć…
Nie mogłam tam siedzieć i prosić żeby mnie wysłuchał. Wyszłam z powrotem do siebie. Ania nie zmieniła swojej pozycji.

Zbyszek.
I co ona sobie kurwa myślała? Że dam się nabrać?! Nasłała przyjaciółkę, żeby mnie przekonała. Żebym wrócił… Nie mam nic przeciwko. Ale ona znów mnie wykorzysta. Bo mimo, iż wiem, że ona … to nadal ją kocham. Tak cholernie ją kocham! I nie jestem w stanie ugasić pragnienia, żeby pobiec do niej, przytulić i wykrzyczeć:
- Aniu… Kochana Aniu… Nic się nie stało! Kocham cie, i nic tego nie zmieni!
Chciałbym, ale nie potrafię. Zacisnąłem powieki, bo łzy zaczęły wlatywać mi do oczu.
Pamiętam, jak ją pierwszy raz zobaczyłem… Pomyślałem wtedy „Ale laska…”. Równie dobrze pamiętam, jak ja podwiozłem do tego szpitala i jak potem się sprzeczaliśmy… Nazwała mnie Gargamel- uśmiechnąłem się na to wspomnienie. A ja ją żmija… może to było trafne określenie? Nie! Ona już nigdy nie przypominała mi żmii … Od któregoś momentu stała się dla mnie piękną księżniczką nie do zdobycia… Przypomniał mi się wieczór, kiedy pierwszy raz powiedziała Kocham cie.
W moim gardle powstała ciężka gula, której nie potrafiłem przetrawić. Obraz, gdy biegliśmy razem w parku… przypadkiem na nią wpadłem… Przed oczami miałem jej twarz… uśmiechnięta, zaróżowiona…  szczęśliwa.
Rozpłakałem się. Nie potrafiłem nie myśleć o niej. Do tego ten przegrany mecz… To moja wina. Nie pomogłem drużynie. A powinienem… Ale nie byłem w stanie.
- Wszystko dobrze?
Kubiak wpadł do środka i zastał mnie w takim stanie…
- Tak.
- Nie pierdol!
- Co mam ci powiedzieć? Kurwa, żal mi. Żal mi siebie.
- Nie możecie się pogodzić? Zibi, ona cie kocha! Właśnie płacze.
- Płacze, bo zrozumiała coś. Zrozumiała, że straciła chłopaka, którego jeszcze nie do końca wykorzystała.
- Idioto skończony, nie widzisz tego?! Człowieku, ona tęskni. A ty jesteś w totalnej rozsypce. Schowaj dumę do kieszeni i idź do niej.
- A ty co, ojcem moim jesteś?! Nie będziesz mi mówił, co mam robić!
Wstałem i wyszedłem zamykając z trzaskiem drzwi.

Anka.
Trzask drzwi słychać było w całym hotelu. To cud, że nie zaburzyła się konstrukcja. Zmieniłam pozycję. Zrobiło mi się niewygodnie na podłodze, wiec usiadłam na łóżku i się skuliłam. Nie miałam ochoty na nic. Był u mnie Ziomek. Próbował zagadać.
- Anka, idę na spacer. Chodź ze mną!
- Nie chce mi się. Nie mam ochoty.
- Chodź… nie możesz cały czas siedzieć w pokoju i oczekiwać cudu.
- Ja chcę cud wymodlić, nie oczekiwać. Więc daj mi spokój i pozwól, że zajmę się modłami.
Poszedł. Ale po kilku minutach wpadł Kubiak. Był wściekły.
- Masz mu wytłumaczyć! On prawie mnie zagryzł z wściekłości!
- Dajcie mi święty spokój- wymamrotałam w poduszkę.
Poszedł a ja miałam święty spokój o jaki prosiłam. Przez pół godziny. Drzwi się otworzyły i wparował Krzysiu.
- Anka! Idziemy na poranny spacer!
Przekonywał mnie, wiec się zgodziłam. Bez życia założyłam bluzę i wyszliśmy z hotelu. Szliśmy przez długi czas w ciszy. Włożyłam ręce do kieszeni i ze spuszczoną głową maszerowałam jak na skazanie.
- Uśmiechnij się, proszę…
- Igła daj mi spokój! Nie mam siły a tym bardziej ochoty!
Aż skulił się gdy to powiedziałam. Od razu coś mnie tknęło. Jak ja mogę być dla niego taka niemiła?! On chce mi pomóc, a ja go tak traktuję…
- Przepraszam- szepnęłam i stanęłam przy nim.- Krzysiu, przepraszam. Nie wiem co mi się dzieje … Nie chciałam na ciebie krzyczeć. Po prostu…
- … jesteś załamana, zła.
Przytaknęłam mu. Uśmiechnął się i mnie przytulił.
- Aniu, zawsze możesz na mnie, na nas liczyć. Wiem, że Zbyszek zachowuje się jak idiota… co nie oznacza że nim nie jest- poruszył śmiesznie brwiami, jak to on potrafi.- Ale postaraj się przynajmiej być sobą. W końcu on zrozumie, co robi.
Tak bardzo go kochałam. Igła to taki mój przyjaciel.. Kocham go. Bardzo. Chwyciłam go za rękę i z uśmiechem poszliśmy dalej. Do kawiarni.
Usiedliśmy przy stoliku na dworze. Kelnerka podeszła i przyjęła zamówienie.
- No, to teraz mów- zachęcił mnie.
- Ale co?
- Wszystko. Wyrzuć to z siebie!
- Nienawidzę świata. Nienawidzę mojego życia. Wszystko się wali- zaczęłam całkiem dramatycznie.- Po co mam żyć?
- Żebyśmy mieli się z kogo śmiać- zachichotał Igła, za co dostał ode mnie w łeb.
- Ale popatrz… nie mam siatkówki, nie mogę grać. Chłopaka tez już nie mam.
- Ale masz mnie! Nie zapominaj- udawał urażonego.
Przyszła kobieta i podała nam kawy i ciastka. Podziękowaliśmy i jedząc rozmawialiśmy.
- Oczywiście, Igła mój bohater- śmiałam się.
- Chyba lepsze to niż jakaś banda siatkarzy, co nie potrafią … o np. taki Bartek. Przyjąć prostej zagrywki nie potrafi- prychnął. – Albo taki Ziomek... Rozgrywa perfekto! Ale przyjęcie... u niego jest masakrą- zrobił zniesmaczoną minę. A potem się uśmiechnął.- Tylko mnie masz. Porządnego, miłego człowieka. Z wyróżnieniami, idealnym przyjęciem i obroną… a do tego inteligentny i błyskotliwy…
- Chyba za bardzo sobie schlebiasz- oskarżyłam go.
- Mówię jak jest. Coś zapomniałem dodać…
- To, że jesteś stary zgred- zachichotałam, a ten posłał mi wzrok typu: „Nie przeginaj! Jestem starszy od ciebie tylko o niecałe 11lat!”.  
Ugryzłam kawałek jakiegoś ciasta, którego w życiu na oczy nie widziałam i popiłam kawą.
- A poza tym masz Gabi. Wszyscy się martwią o ciebie. O Zbycha też, bo chodzi jak duch. Jesteście idiotami, że jeszcze sobie tego nie wyjaśniliście…
- Próbowałam. Uparty Gargamel- jak ja dawno tego określenia nie używałam!- zdziwiłam się.- mnie nie chce słuchać. Myślisz, że to jest tak łatwo czekać i patrzeć na niego? On nie porozmawia ze mną. W tym momencie próbuje o mnie zapomnieć. Uważa, ze go oszukałam i wykorzystałam. Nie. To nie jest prawda. A jeżeli cokolwiek, lub ktokolwiek mu coś takiego wmówił… to znaczy, że mnie nie kocha dostatecznie mocno. Bo uwierzył w takie kłamstwo. I w to, co zobaczył. A nie zawsze jest tak, jak się widzi!- samotna łza popłynęła po moim policzku. Szybko ja wytarłam, żeby Ignaczak nie zobaczył.- Kocham go. Ale nie potrafię wyjaśnić, co się stało… Wtedy… kiedy Tomek się nachylił… doznałam szoku. Bałam się bardzo. Nie wiedziałam, co zrobić… przypomniała mi się tamta sytuacja…
- Spokojnie- chwycił mnie za rękę.- Nigdy nie pozwolę cie skrzywdzić. Już nigdy. I uwierz, zrobię wszystko żeby Zbyszek przejrzał na oczy…
Przyrzekł mi to. Nie wiem po co. Ale patrzył mi w oczy i mówił. Wiedziałam, że on nie kłamie. Że dotrzyma słowa.
- Nie chcę żebyś cokolwiek robił… Nie chcę żeby tak było… Jesteś moim przyjacielem..
- No właśnie! I dlatego przyrzekam ci, że zrobię wszystko aby było tak, jak dawniej.
Zaufałam mu. Ponownie.
Wstaliśmy z miejsc. Krzysiu uparł się i zapłacił za nas oboje. Udaliśmy się w drogę powrotną. Przez cały czas był zamyślony. W połowie drogi nagle się zatrzymał i uśmiechnął z uznaniem.
- Już wiem!
- Co, Krzysiu?- zapytałam ciekawa.
- Wiem, co miałem powiedzieć. Że jestem przystojny- wyszczerzył się i z duma potarł boki.
- W to nie wątpię- zaśmiałam się.

Przed budynkiem zobaczyłam Zbyszka. Stał i na coś patrzył. Igła pokazał gestem, ze zostawi nas samych. Podeszłam do siatkarza. Ten nawet na mnie nie spojrzał.
- Zbyszek ja…- nie podniósł wzroku tylko cały czas patrzył w dół.- Zbyszek, proszę… chcę ci tylko powiedzieć, ze to co widziałeś, to tylko…
Nagle ożył i ruszył przed siebie. Był ubrany na sportowo. Teraz dopiero zauważyłam, że miał słuchawki na uszach. Westchnęłam i zaczęłam za nim iść. Chciałam chwycić go za rękę i zatrzymać, ale w tym momencie zaczął biec. I to dość szybko…
- Zbyszek!- Krzyknęłam za nim jeszcze. Ale on mnie nie słyszał. Zrezygnowana patrzyłam jak biegnie i nie zwalnia. A potem zniknął mi z oczu.

Zbyszek.
Biegłam najszybciej jak potrafiłem. Nie chciałem tam być i zostać. Gdybym na nią spojrzał, wybaczyłbym. A nie chcę znów przez to przechodzić…  Nie potrafię o niej zapomnieć. Kocham ją jak szalony. Gdybym mógł wymyć ja z mojej głowy… ale tak się nie da.
W uszach słyszałem Peja- Randori. Chciałem skupić się na tekście piosenki, ale nie potrafiłem zamroczyć tego co widziałem. Przed oczami miałem jej błagającą twarz sprzed kilku minut. Zmęczyłem się, więc przystanąłem.
Dobrze ją widziałem i słyszałem. Ale ona o tym nie wiedziała. Mógłbym ją wysłuchać, ale nie jestem pewien czy miałbym siłę ponownie jej zaufać.
Oparłem dłonie na kolanach i stałem z głową w dół. Nigdy nie męczyłem się tak jak dziś. Musiałem pobiegać, ale nie mam siły. Powrót do hotelu przebiegłem truchtem.

Anka.
Wróciłam do swojego pokoju. Wzięłam prysznic i czekałam na obiad. Kiedy siatkarze mnie zawołali, szybko wstałam z łóżka, na którym siedziałam przez pół godziny bez ruchu.
- Wszystko okej?- spytał mnie Nowakowski.- Wyglądasz słabo.
- Dzięki, to bardzo pokrzepiające, co mówisz- zadrwiłam.
W jego, Gabi, Igły, Grzesia i reszty towarzystwie doszliśmy do stołówki.
- Ktoś wie, gdzie jest Zibi?- spytało nasze ponad dwumetrowe drzewo.
Nikt mu nie odpowiedział. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Słuchałam bez większego zainteresowania rozmowy chłopaków o kolejnym meczu. I wtedy on wszedł. Tomek. A za nim Zbyszek.



---------------------------------------

Witam!
Mam nadzieję, że nie zanudziłam...  :/ 

Cóż... święta, święta i po świętach! Niedługo sylwester! Postaram sie w Sylwka dodać, ale nic nie obiecuję :)
W sumie szybko zleciał ten tydzień...
Przepraszam za ten rozdział bo taki dziwny trochę... Ale mam nadzieję, że mi wybaczycie...

Miłego czytania życzę i pozdrawiam ;*

poniedziałek, 23 grudnia 2013

LVI



Wybiegłem jak najszybciej z jej pokoju. Nie mogłem w to uwierzyć. Jakim cudem się to stało?! Dlaczego? Specjalnie poszedłem tam, żeby zrobić jej niespodziankę. Uprzedził mnie ten gnojek.
- Ja pierdole!- Wrzasnąłem na cały głos, gdy znalazłem się już poza ośrodkiem.
Zraniła mnie. I to z kim! Ale nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego?
Moja komórka zaczęła dzwonić. Wiedziałem, że to ona. Nawet nie wyciągnąłem jej z kieszeni. Nie chciałem słyszeć głosu Anki. Myślałem, że po trzecim dzwonku da sobie spokój. Ale ona nadal dzwoniła. A w końcu usłyszałem te słowa:
- Zbyszek… To nie tak jak myślisz… Proszę, oddzwoń! Wytłumaczę ci wszystko. Daj mi szansę…
Chciałem odebrać. Powiedzieć, że nic się nie stało. Że nadal ją kocham, bo kocham. Że mnie to nie boli. Ale skłamałbym wtedy. Ona jest dla mnie tak cholernie ważna! Siadłem na ławce. Łzy już płynęły po mojej twarzy dawno. Teraz lekki powiew mi je wysuszył. A kolejne spadały na moją koszulkę. Nagle na moim ramieniu ktoś położył rękę. Obróciłem głowę.
- Co ty tu robisz?- Spytałem zdziwiony.
- A co? Myślałeś, że cię zostawię samego?!
Michał usiadł obok mnie i nic nie mówiąc wpatrywał się w niebo.
- Misiek, niepotrzebnie tu przyszedłeś. Poradzę sobie…
Chciałem żeby to zabrzmiało wiarygodnie. Ale mój przyjaciel znał mnie na tyle dobrze, że wiedział, iż kłamie jak z nut.
- Szukała cię. Po całym ośrodku.- Mówił spokojnie. Nadal nie patrząc na mnie tylko w niebo.- Kiedy pytaliśmy co się stało, odpowiadała, że nie może teraz gadać. Musi cię znaleźć. Wytłumaczyć.
- Po co mi to mówisz?- Wkurzyłem się.
- Bo chciałbym się dowiedzieć, co jest grane.
- Jak to co, kurwa?! Zdradziła mnie! Albo miała zamiar! Na jedno wychodzi. Kurwa, siedział tam ten debil… nachylał się nad nią… Mówił, że ją kocha. A ona co? Nawet się nie broniła! Cholera, dlaczego?! Ona jest dla mnie ta bardzo ważna! Kocham ją jak głupiec! Myślałem, ze ona mnie też… Widocznie się myliłem.
Przetarłem dłońmi twarz. A potem przeczesałem palcami włosy. Dziku wreszcie na mnie spojrzał. Jego mina mówiła wszystko.
- Co ty gadasz? Człowieku, ona cie kocha! Świata poza tobą nie widzi! A ty mi tu z takimi plotkami wyjeżdżasz.
- Misiek, ja tam byłem. Widziałem, słyszałem jak do niej mówił…
- Kto?- Kubiak zmarszczył brwi.
- Tomek. Ten sukinsyn! Dostał ode mnie. Ale mam ochotę go zabić. Gdybym stamtąd nie wyszedł, ten gościu leżałby na podłodze martwy.
- Spokojnie, Zbyszek.- Przyjaciel położył mi rękę na ramieniu.- To na pewno się wyjaśni. Nie przejmuj się.  Chodźmy do hotelu. Wyśpimy się. Jutro mecz, trzeba być wypoczętym.
Wstał i czekał na mnie. Z westchnieniem poszedłem za nim. Gdy weszliśmy do swojego pokoju, udałem się do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i położyłem do łóżka. Ale zasnąć nie mogłem.


Nie mogłam zasnąć. Gabi jeszcze nie przyszła. Gdzie się podziewa? Płakałam przez bite dwie godziny. Teraz już nie mam łez, choć nadal chcę płynąć. I wtedy otworzyły się drzwi. Miałam, naprawdę  miałam taką cichą nadzieję, że może…
- Anka! Co się stało?!
Moja przyjaciółka była oburzona. Zamknęła szybko drzwi i podbiegła do mnie. Leżałam na boku, wpatrywałam się nieruchomo i bez życia w ciemną noc za oknem.
- Ania… Aniu, co się stało?- Szeptała do mnie i głaskała po włosach.
W moim gardle zrobiła się ciężka gruda, której nie potrafiłam przełknąć. Z moich ust wydał się głos rozpaczy. Jęk, przeraźliwy.
- Aniu!
Przyjaciółka siadła na skraju mojego łóżka. Wstałam i usiadłam obok niej w siadzie skrzyżnym.
- Gabi…- pociągnęłam nosem- co ja najlepszego zrobiłam…
Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Co się stało? Dlaczego płaczesz?
Schowałam twarz w dłoniach. Gabrysia odjęła mi je i spojrzała w oczy.
- On myśli, że… że ja…- Wybuchnęłam głośnym płaczem.- Jaka ja jestem idiotka!
Przytuliła mnie, a ja schowałam głowę w jej ramiona. Łzy znów płynęły. Moczyłam jej koszulkę, ale nie zwracała na to uwagi.
- Spokojnie… ciii…- Trzymała mnie w objęciach i kołysała lekko.- Powiedz wszystko od początku.
Więc po chwili zrobiłam jak kazała. Powiedziałam o tamtym Adrianie, kelnerze. A teraz o Tomku. Wyjaśniłam, że on się we mnie zakochał. Przyszedł dziś i próbował pocałować. Tylko, że w tym momencie wszedł Zibi. Dlaczego to się musiało stać? Było tak pięknie!
- Czemu ten cholerny Tomek musi być taki upierdliwy?! Mówiłam mu, ze nic do niego nie czuję. Żeby dał sobie spokój…
- Sama wiesz, po doświadczeniu z Michałem, że to nie jest łatwe.
- Tak. Tylko, że ja niczyjego związku nie psułam!- Krzyknęłam oburzona.- A teraz Zbyszek myśli, że wtedy ja i Tomek… Przecież to absurd!
- Powiedziałaś mu to?
- Nie zdążyłam.- Posmutniałam.- Dał z pięści chłopakowi i wybiegł z ośrodka. Nie miałam siły go gonić. Choć szukałam wszędzie w budynku. – Pociągnęłam nosem. Wzięłam chusteczkę higieniczną i wytarłam nos.- Czemu teraz? Gdy mi się wszystko układa, ten idiota Tomek się zjawił tutaj! Gdybym wtedy zareagowała szybciej… A ten wzrok Zbyszka… Boże, nigdy tego nie zapomnę!Nie wybaczę sobie tego...
- Nie obwiniaj się. Anka, to moja wina…
Spojrzałam na nią pytająco. Zmieszana spuściła głowę.
- Niepotrzebnie go zabierałam tutaj. On chciał przyjechać, żeby się z tobą zobaczyć… Pozwoliłam na to. Przed tym wydarzeniem powiedziałam, ze jesteś w pokoju. Przepraszam. To tylko i wyłącznie moja wina.
- Przestań! Na pewno nie twoja. Nie mogłaś wiedzieć. Sama byłam zaskoczona. – Westchnęłam ciężko i spojrzałam na zegarek w telefonie.- Już późno, jutro mecz. Trzeba iść spać… Rano pomyślę, co zrobić.
Przyjaciółka przebrała się w piżamę i położyłyśmy się do łóżek. Odwróciłam się twarzą do ściany. Zamknęłam oczy. Łzy nie chciały przestać lecieć. Kiedy jedna z nich spływała po moim policzku i zastygła w miejscu, odpłynęłam.

Spałam bardzo niespokojnie. Obudziłam się już o szóstej rano. Miałam półtorej godziny do śniadania. Wzięłam szybki prysznic i założyłam na siebie krótkie dżinsowe spodenki plus bluza reprezentacji polski. Usiadłam na łóżku i zaczęłam myśleć nad tym, co zrobić dalej. Jak wytłumaczyć Zbyszkowi, że to co widział, to nic.
Nie wiem ile tak siedziałam w bezruchu, ale w końcu moja przyjaciółka się obudziła.
- Czeeść…- Powiedziała przeciągle.
- Hej.
Zamrugała oczami, przeciągnęła się i usiadła podpierając na łokciach.
- Ty już gotowa?- Zdziwiła się. Wzruszyłam ramionami.- Oj, nie przejmuj się… Wszystko się wyjaśni.
Wstała, przytuliła mnie i udała się do łazienki. Ja w tym czasie walczyłam sama ze sobą, żeby się nie rozkleić. Gdy byłyśmy gotowe wpadł do pokoju Grzesiu bez pukania.
- No jak? Idziemy!
- A dzień dobry to już nie istnieje?- Spytała Gabrysia.
- Dzień dobry!- Uśmiechnął się i ją przytulił.
Zwrócił się w moja stronę z tym samym zamiarem.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry- burknęłam i wyszłam cicho z pokoju.
- Wstała lewa nogą?- zachichotał.
- Lepiej nie pytaj…- odparła Gabrysia ze smutkiem.
A ja szłam smutna po schodach na stołówkę. Na samym dole, przed wejściem do sali, zauważył mnie Tomasz. Skierował się w moją stronę z wielkim bananem na twarzy. Westchnęłam siężko.
- Ania… Ja naprawdę przepraszam…
Stanął przede mną. Musiałam się zatrzymać.
- Odejdź- warknęła na niego i chciałam wyminąć.
- Proszę.
- Odczep się ode mnie człowieku!
- Ale co ja takiego zrobiłem?!- był bezradny.
- Zrujnowałeś mi życie, wystarczy?- zakpiłam.
Odepchnęłam od siebie zgłupiałego chłopaka i wściekła wparowałam na stołówkę. Usiadłam na swoim miejscu. I wtem zauważyłam pewną zmianę. Siatkarz, który zawsze siedział obok mnie, nie było go przy stoliku. Rozejrzałam się dookoła. Zauważyłam od razu te piękne czarne włosy i zielone oczy. Rozmawiał i jadł przy stoliku z Kurkiem, Nowakowskim, Ziomkiem i Ruckiem. Moje serce stanęło. Czyli co? On już nie chce mnie widzieć. Szybko odwróciłam się w stronę chłopaków.
- Czy coś się stało?- Dopytywał się Krzysiek.
- Nie, nic. Tylko to, że wyszło na to, że zdradziłam Bartmana. Co nie jest prawdą, a on i tak myśli, że pieprzyłam się z tym gnojem- powiedziałam sarkastycznym tonem.
- Co zrobiłaś?!- Zdziwił się Magneto, który właśnie przyszedł i usiadł z nami.
- Chyba raczej czego nie zrobiła…- poprawiła Gabrysia. Ona, Grzesiu i Tomek właśnie doszli.
- To dlatego wczoraj Zbyszek taki niewyraźny był! A potem…
- Dajcie mi święty spokój.
Odepchnęłam talerz z kanapkami, wstałam i nie zasuwając krzesła wyszłam z sali. Usiadłam na schodkach i czekałam. Na co? Chyba na cud.
Pół godziny później Zbyszek szedł w towarzystwie Kubiaka. Był smutny, zły i nieobecny. Wstałam natychmiast i podbiegłam do niego.
- Zbyszek!- krzyknęłam.
Spojrzał na mnie. Widziałam w jego oczach… Co? To nie była złość. To było niedowierzanie zmieszane z wielką raną na duszy. Sercu. Miał podkrążone oczy, płakał. Moje serce aż się na ten widok kroiło. Wczoraj zlodowaciało. Dziś ten obraz mnie dobił.
- Co chcesz?- Spytał obojętnie.
- To może ja was… zostawię…
Dziku cicho odszedł. Bartman oparł się o ścianę i patrzył na swoje buty.
- Zbyszku, dlaczego wczoraj nie odbierałeś? Chciałam ci wszystko wyjaśnić…
- Widziałem. Nie musisz wyjaśniać, nie ma co. – Popatrzył na mnie smutno. Był zły. Ale nie na mnie. Więc na kogo?- Myślałem… Kurwa, co ja sobie wyobrażałem! Zakochałem się w psychoterapeutce, która mówiła, że mnie kocha. A w rzeczywistości siedzi w łóżku z innym facetem! Daj mi spokój…
Wyminął mnie i zaczął wchodzić na górę do pokoi.
- Zbyszek! Ale to nie było tak…
Pognałam za nim. Byłam dwa stopnie za jego plecami i mówiłam do niego. Inni siatkarze, ludzie mi nieznani przechodzili obok nas.
- A jak?!- Stanął wreszcie twarzą w twarz ze mną.- No powiedz, jak było? Pobawiłaś się mną. Koniec.
- Nigdy w życiu! Chce ci właśnie powiedzieć jak było naprawdę. Muszę ci wytłumaczyć!
- Chcesz mi się spowiadać z tego co zrobiłaś?! I z tego co robiłaś z nim wczoraj… Wiesz, ja nie widzę się w roli księdza!
Odwrócił się i znów mi uciekał. Przeskakiwał co kilka stopni, a ja za nim nie nadążałam.
- Zbyszek...- szepnęłam zrezygnowana.
Ale on mnie nie słyszał. A nawet jeżeli, to nie obrócił się.


Wkurzony zamknąłem za sobą z trzaskiem drzwi. Dziku już tam był. Nie skomentował mojego zachowania tylko patrzył.
- Co się gapisz?!- Wrzasnąłem.
- Zastanawiam się, dlaczego krzyczysz.
Spojrzałem mu w oczy. Nie był zły na mnie. Ale miał racje. Czemu ja wrzeszczę na niego? Przecież to nie jego wina!
- Przepraszam.
- Spoko. Ale może wyjaśnisz, co się stało?
- Nie ważne. Musze zostać na chwilę sam.
Michał od razu zrozumiał. Wstał, poklepał mnie po ramieniu.
- Wszystko się ułoży. Jak będziesz potrzebował pogadać, wiesz gdzie wbijać.
Kiwnąłem głową. Wyszedł z pokoju. A ja walnąłem się na swoje łóżko. Byłam tak bardzo zły… A najlepsze jest to, że nie na nią. Nie na Ankę. Nigdy bym nie potrafił się na nią gniewać. To bardziej na siebie. Bo mogłem zareagować, zaradzić, wcześniej przyjść… Ale tego nie zrobiłem. Więc to jest tylko i wyłącznie moja wina. Nie będę jej potrafił tego wybaczyć. O ile to jest prawda… Sam się łudzę, że może to wszystko mi się śni. Ale gdy szczypię się w policzek, przekonuje się, ze to nie jest sen. Gorzej. To jest koszmar! W którym ja gram główną rolę. I to nie jest miła rola. Koszmarna.


Bezradna siedziałam w swoim pokoju.
- Jak mam mu to wyjaśnić, kiedy on nie chce! Nie daje mi dojść do słowa. Nie wierzy i udaje, ze go to nie obchodzi…
- Daj mu czas. To nie jest proste. On musi się uspokoić. Ty też.
Krzysiek siedział obok mnie i obejmował jednym ramieniem. Opowiedziałam mu wszystko.  Cała tą sytuację.
- Ale on na serio uwierzył w to co zobaczył. To nie prawda. Nie zdążyłam od siebie odepchnąć Tomka… Sparaliżowało mnie… strach mnie sparaliżował.
Nie patrzył na mnie. Nie patrzył mi w oczy.
- Chyba mi wierzysz, prawda?- Spytałam z nadzieją.
- Oczywiście, że tak!- Powiedział z przekonaniem.- Nie byłbym w stanie nawet pomyśleć, że ty, taka zakochana w Bartmanie, mogłabyś go zostawić dla tego chłopca…
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że mi wierzysz. Że mnie słuchasz, pomagasz… Normalna osoba nie wytrzymałaby tego.
- Czyli uważasz, że jestem nienormalny?- Zaśmiał się.
- Nie, nie!- Szybko zaprzeczyłam.- Po prostu jestem ci wdzięczna. Że jesteś.
- Zawsze będę przy tobie. Jesteś moją małą siostrzyczką, która muszę się zaopiekować.- Uśmiechnął się promiennie. – Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Zarzuciłam mu ręce na szyję i go przytuliłam. Prawdziwy przyjaciel!
Dwie godziny później siedziałam i patrzyłam jak chłopaki trenują przed meczem na hali Ricoh Coliseum. Wszyscy byli w wyśmienitej formie. Oprócz jednego siatkarza.
Zbyszek męczył się niemiłosiernie. Trener od razu zauważył, że coś jest nie tak. Rozmawiał z nim, ale to nic  nie pomagało. Atakującemu ewidentnie nie szło.
Rozpoczęliśmy spotkanie z Finlandią. Od samego początku nam nie szło. Przyjęcie było perfekcyjne. Środek siatki działał. Blok też nie najgorszy. Jedynie atak szwankował. Przegrywaliśmy 20 do 13. Łukasz Żygadło pięknie rozgrywał do Zbyszka. Ale ten, albo był blokowany, albo nie mieścił się w polu. W końcu Andrea go zmienił na Jarosza. Nasza gra się poprawiła i przegraliśmy tego seta tylko do 23.
Bartman już nie wszedł na boisko. Trener postawił na Kubę. Drugiego seta wygraliśmy 25:23, doprowadzając tym samym do remisu. Ruciak wchodził na zagrywki i zdobywał punkty seriami. A jednak kolejny set znów przegraliśmy. Tym razem do 21. Zbyszek siedział na uboczu. Chciałam do niego podejść, porozmawiać. Ale to chyba nie byłby dobry pomysł.
Kolejny set szedł lepiej. Ale nasze ataki nie były tak mocne i precyzyjne, jak Bartmana, który we wczorajszym meczu zdobył najwięcej punktów. Dziś siedział na krzesełku. Nie mógł pomóc drużynie. Wygraliśmy tą partię do 22. Słyszałam komentatora, który mówił do kibiców. Ale to nie było ważne. Teraz liczyła się drużyna. Szykował się tie break.
I to właśnie chyba najgorszy tie break w ostatnich spotkaniach rozegrany przez Polaków. Myliliśmy się, oddawaliśmy darmowe punkty z naszych pomyłek Finom. Przegraliśmy do 9. Porażka. Podczas przerw Anastasjego, przemawiałam do siatkarzy. Zawsze coś pomogło, ale jak widać nie do końca.
- Niestety, dzisiejszy dzień przegrany dla nas…- Mówił do kamery Krzysiu, obok którego siadłam w autokarze.- Jeden zawodnik nie był dziś obecny w naszym świecie…Na poprawę humoru Winiar zaprezentuje swoje umiejętności jako DJ.
I tak śpiewaliśmy, a raczej oni, do samego hotelu. Nikt tnie był w humorze. A  Zbyszek to już chyba w ogóle. Ja również. Próbowałam z nim rozmawiać. Zagadać do niego. Ale on nie słuchał. Uparty osioł!
 Nie pozostawało mi nic innego tylko czekać.



----------------------------------------------------


Dobry wieczór
Jak minął dzień i przygotowania do świąt?

Rozdział bardzo słaby w  moim wykonaniu, ale chciałam go dodać jeszcze przed świętami :)

Dedykuję go wszystkim, którzy to 'coś' czytają. Dziękuję, że wytrwaliście do tond i czytacie. To bardzo dla mnie ważne ;*

Życzę wszystkim Wesołych Świąt!
Spokojnych, rodzinnych. Zdrowia, szczęścia, miłości i radości  :)

Jeszcze raz dziękuję. Dobranoc ;*


piątek, 20 grudnia 2013

LV



Leżałam nadal nieruchomo. Czułam, kto to jest. Ale nie chciałam tego przyjąć do świadomości. Dopiero gdy jego twarz znalazła się blisko mojej, nagle ożyłam. Poruszyłam się niespokojnie i otworzyłam oczy.
- Co ty tutaj robisz?- spytałam udając zdziwienie.
- Przyszedłem porozmawiać…
- Mówiłam ci już, nie mamy o czym!
Usiadłam na łóżku i oświeciłam lampkę nocną.
- Chociaż mnie wysłuchaj…
- Czy ty musisz wszystko komplikować?! Daj mi żyć!- Podniosłam nieznacznie głos. – Zostaw mnie w spokoju, jedź z powrotem do Polski i nie odzywaj się do mnie.
- To nie jest łatwe… Nie potrafię… Uwierz, że próbowałem. Specjalnie przyjechałem do Rzeszowa, żeby z tobą porozmawiać…
- Wyjdź stąd!- Rozkazałam i nagle wstałam, wskazując mu drzwi.
Spuścił głowę i również wstał z pozycji klęczącej.
- Dobrze. Ale uwierz, kiedyś jeszcze będziesz chciała być ze mną!...
Odwrócił się i wyszedł. Odetchnęłam głęboko i podeszłam do okna. Już było ciemno. Na niebie kilka gwiazd… nic więcej. Po chwili znów usłyszałam otwierające się drzwi i czyjeś kroki.
- Tomek, mówiłam idź stąd!- wrzasnęłam wkurzona.
- Coś się stało?
Natychmiast się odwróciłam. Za mną stał Kurek.
- Co tutaj robisz?- zdziwiłam się.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Uśmiechnęłam się słodko i podeszłam bliżej.
- Wszystko okej- udałam.- Co cie do mnie sprowadza?
- Nie wierzę ci.- Stwierdził.
- O, ujawniłeś się!- zażartowałam.
Nadal staliśmy na swoich miejscach. Ale on nie odpuszczał.
- Dlaczego myślałaś, że ja to Tomek?- był podejrzliwy. Jestem pewna, że jakby wiedział prawdę, już Bartman by o tym się dowiedział.
- Był przed chwilą i prosił o… pomoc w uporządkowaniu swoich papierów… tez jest psychologiem.
A nawet cała rodzina- dodałam w myślach. Nadal nie był przekonany, ale dał sobie spokój.
- Odwiedzam cię! I mam propozycję nie do odrzucenia!
- Mam się bać?
Zaśmiał się i usiadł na łóżku Gbai.
- Za minutę wejdzie Igła. I…
- O, tu jesteście!
Nie dokończył, bo Libero właśnie wpadł do pokoju zamykając z trzaskiem drzwi.
- Trochę tu ciemno… Co wyprawiacie?- spojrzał na nas podejrzliwie.
- Rozmawiamy Krzysiu- uśmiechnęłam się.- Podobno macie do mnie jakąś sprawę?
- Nooo… w pewnym sensie tak…
Oho, coś poważnego.
- Sprawa niecierpiąca zwłoki?
- Tak.         
- Życia i śmierci?
- Raczej kasy i dumy- zakpił Kuraś.
- Do rzeczy panowie!
I po chwili wszystko mi wyjaśnili. Założyli się. A ja im miałam niby pomóc… Cóż, mogłam to zrobić.
- Ale za codzienną kawę do łóżka- uśmiechnęłam się szyderczo.
Przez chwilę mieli kwaśne miny i spoglądali na siebie.
- Doobraaa…- Igła był ostrożny.- Ale podkreślam, jeżeli tylko i wyłącznie się uda! Bo jeżeli nie, nie ma kawy!
Kiwnęłam głową. I zapoznałam się z planem A i B.

Gdy rano wyszłam z pokoju, nikt jeszcze nie wstał. Miałam ochotę pobiegać. Tak, pobiegać. Od dawna tego nie robiłam. Z moją nogą jest chyba jak na razie wszystko okej. Musze ją trochę potrenować, bo się zastoi. Ubrana w dres, założyłam kaptur na głowę i wyszłam z hotelu. Postanowiłam przebiec się po kawy i z powrotem. Poranek wbrew pozorom nie był ciepły. Szósta rano to wczesna pora. Zastanowiłam się nad planem Igły. Założyli się o Kubiakiem o głupią rzecz! Ale chciała pomóc. I jednej i drugiej stronie, czego Krzysiu nie wiedział.
Biegłam tak dziesięć minut, bardzo powoli. W końcu stanęłam przed kawiarnią. Weszłam i stanęłam przy ladzie. Zamówiłam sześć kaw, a właściwie siedem. Zabrałam je ze specjalnym pojemnikiem, i ruszyłam truchtem do hotelu.
Kiedy wjechałam windą na odpowiednią wysokość, zobaczyłam Tomka. Przechodził właśnie. W jednej chwili chciałam znów zamknąć drzwi windy. Ale były zbyt powolne. Zanim się obejrzał, schowałam głowę głęboko w kaptur.
- Ania!
Dupa, zauważył mnie. Westchnęłam i wyszłam z windy.
- Cześć- bąknęłam.
- Gdzie byłaś?- spytał. Był dość… radosny.
- Po kawy. Przepraszam, ale śpieszę się.
Zostawiłam go w tyle i szybko zamknęłam za sobą drzwi od pokoju. Głośno westchnęłam. Z ulgą.
- Przed kim się kryjesz?- spytała mnie przyjaciółka.
Przestraszyłam się i aż podskoczyłam.
- Jezu… musisz mnie tak straszyć?!- zarzuciłam jej.
- To przed kim się kryjesz? Wyglądałaś, jakby właśnie cie tornado minęło…
- Bo to było tornado, uwierz…
Zrobiła zdziwioną minę i wróciła do swojego zajęcia. Czytała książkę, nawet nie zwracam uwagi jaką.
Dostałam sms’a. Wzięłam telefon z szafki.
„Przygotuj się”.
„Ja jestem gotowa! xd”
I tak sobie rozmawiałam z Krzysiem, który leżał sobie w pokoju obok na łóżku.
W sumie moja rola w tym wszystkim jest niewielka… Ale skoro tak ważne… Niech się dzieci cieszą.
Przebrałam się szybko w świeże ciuchy i razem z kawami w ręce i Gabi z boku, zjechałyśmy na stołówkę. Mieliśmy wynajętą na ósmą, tylko my.
Weszłyśmy szybko bo wszyscy już siedzieli i niektórzy jedli. Stoliki były dosyć duże… Sześć osób przy jednym się mieściło. Ale my dostaliśmy specjalne siedziska. Jeden wielki, okrągły stół na wszystkich siatkarzy a drugi dla sztabu.
- O, są nasze zguby!- Zawołał Możdżon.
- Jeszcze się nie zgubiłyśmy! Musiałam z Igłą pogadać…
I wtedy zauważyłam Libero siedzącego obok Jarosza i Zbyszka. Patrzyłam na niego zaskoczona.
- Jak?...
- To jest Igła, skarbie- wytłumaczył mi szybko Bartosz.- Jego jest wszędzie pełno!
- No tak… I wszystko jasne!- Prychnęłam. I spojrzałam groźnie na Bartmana.- A z tobą to sobie jeszcze porozmawiam!
- Uuuuu…- zachichotał Winiarski.- Zibi… podpadłeś Ance… Będzie lanie…
- Na kolanie!- dokończył Kosok.
Usłyszeliśmy głuchy śmiech siatkarzy. Usiadłam i zauważyłam, że jedno miejsce jest puste. Nie było Tomka.
- A co ja niby takiego zrobiłem?- zdziwił się.- Mam się bać?
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale ktoś inny mnie wyręczył. Kuba.
- Tak. Ja bym się bał na twoim miejscu!
Uśmiechnęłam się szeroko i wzięłam kanapkę z serem.
- Dziku?- wtrąciłam.
- Czego?- zamruczał.
- Nadchodzi trening Anastasiego!
Wkurzony zrobił naburmuszona minę.
- A co byś powiedział na to…  Założymy się, że w ciągu kilku sekund poprawi ci się humor?- Zmrużyłam oczy przegryzając chleb.
Zainteresowany nachylił się nad stołem.
- O co?
- Uwaga, uwaga!- Igła już włączył kamerę.- Walka kogutów! Nie… walka Dzika z Anką!
- To się nie może skończyć dobrze…- westchnął  Paweł Zagumny.
No to teraz czas zacząć akcję!
- Jeżeli uda mi się ciebie ucieszyć… jeżeli się uśmiechniesz w ciągu minuty i poprawi ci się humor…
- No, gadaj wreszcie!- popędzał mnie zbulwersowany Kubiak.
- … to wtedy ściągniesz koszulkę przed publicznością na wygranym meczu… i wykrzyczysz: Niech żyją Dziki…
Zapomniałam słów. Co ten Igła mi gadał?! Spojrzałam na niego. Jakoś dziwnie mi podpowiadał ruchem warg… Musze coś sama wymyślić.
- … kocham żołędzie!
Trochę wyszło mi to bez sensu, ale okej. Teraz zauważyłam, że wszyscy ciekawie patrzą na nas przy stole i nachylają, żeby dokładnie widzieć nasze miny.
- No okeeej… a nie może być inny tekst? Albo… przynajmniej bez ściągania koszulki…
- Chcesz to możesz spodenki, ja nie wnikam… Fanki będą zachwycone!
Siatkarze zaryli śmiechem.
- No dobra! Ale! Jeżeli ja wygram, to co?
- Noszę ci kawę do końca tych rozgrywek.
- Ej, to nie far !
- Nie marudź tylko się odpręż. Zamknij oczy i nie patrz… Ziomek, weź ty go tam przypilnuj…
Łukasz wykonał moje polecenie. Wstałam cicho, wzięłam kubek kawy i podeszłam do niego od tyłu.
- Otwórz buzię…
- Hej, nie! Bo jeszcze mnie otrujesz!...
- Otwieraj japę! I nie marudź!...- wrzasnął podekscytowany Krzysiu, który z kamerą znalazł się tuz obok mnie.
Kubi przestraszony otworzył usta. Przytknęłam mu do nich kubek z gorącą kawą. Zaskoczony aż drgnął. Jego wargi zadrżały, kiedy poczuł ten zapach...
- Odliczaj- szepnęłam do Marcina.
A w momencie, gdy Magneto wskazywał palcami, że odlicza… przechyliłam naczynie. Michał poczuł pyszna kawę i… uśmiechnął się.
- Patrzcie jak się zaczerwienił z podekscytowania!- zachichotał Zbyszek.
- Wprost rozpromienił się!
- Ha ha! Mam to!- ucieszył się Igła i przybił mi piątkę.
Chłopaki nie wiedzieli,  co chodzi. Tylko Kuraś był wtajemniczony. Kubiak z nabożna czcią, odebrał mi kubek i poszył przed sobą na stole.
- Tego mi było trzeba… kofeiny!- rozpromieniony patrzył na kawę.
- Pamiętaj o naszym zakładzie.
Teraz dopiero zrozumiał, co zrobił.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy jakikolwiek mieli…- udawał przygłupa.
- Mam to na taśmie!- pogroził Ignaczak.
Kubiak zrezygnowany podejrzliwie na nas spojrzał. Ale my śmiejąc się, wróciliśmy do jedzenia śniadania.  Przyszedł Tomek i usiadł obok mnie. Powiedzieliśmy sobie dzień dobry. Nieznacznie zbliżyłam się do Zbyszka. Nie rozmawiałam z blondynem o niczym. Jadłam w ciszy. A potem wstałam i poszłam.

Zbyszek.
Wyszła tak nagle. Niby zjadła, ale widziałem, że coś jej nie pasuje. Zostawiłem posiłek w spokoju i szybko za nią wybiegłem. Udało mi się wślizgnąć jeszcze do windy, choć drzwi już prawie były zamknięte.
- Czemu tak szybko wyszłaś?- spytałem niby to obojętnie.
Wzruszyła tylko ramionami.
- Zjadłam, więc wyszłam.
- Miałem wrażenie, jakbyś chciała jak najszybciej stamtąd zniknąć…
- Wydawało ci się- zbyła mnie.
No i co ja mam powiedzieć? Coś jest na rzeczy. Ale skoro nie chce mi powiedzieć…
- Chciałaś o czymś ze mną porozmawiać?- przypomniało mi się.
Akurat dojechaliśmy na miejsce, więc wyszliśmy na korytarz. Szedłem za nią do jej pokoju. Usiadła na swoim łóżku i czekała aż dołączę. Nie powiem, przestraszyłem się troszkę, o co jej może chodzić. Więc szybko zamknąłem drzwi i usiadłem obok niej.
- O co chodzi?- spytałem lekko podenerwowany.
- Po wczorajszym meczu usłyszałam twój wywiad… Na Internecie są plotki… Coś ty nagadał?!
Szczerze, przez chwilę nie miałem pojęcia o czym mówi. Ale zaraz potem skojarzyłem.
- Na nasz temat nic- przyznałem.- Nawet się nie wypowiedziałem.
Spojrzała na mnie swoimi pięknymi niebieskimi oczami… i zmiękłem. Po prostu się rozpuściłem.
- Czy coś źle zrobiłem?- dopytywałem się.
- Chodzi o to, że… no nie możemy się pokazywać jak na razie publicznie! Ja tu pracuję! Nie mogę flirtować z siatkarzem! Wiesz jakie będą plotki?! Już nawet o nie nie chodzi! Ale o to, że twoja i moja opinia wśród ludzi nie będzie już na takim poziomie na jakim jest teraz.Możemy mieć oboje kłopoty
- Czy ty coś sugerujesz?- zmartwiłem się.
- Wczoraj zrobili nam zdjęcia. Pocałowałeś mnie na tle kamer!- była zła, to widać i czuć na kilometr.- Obiecaj, że już tego nie zrobisz.
- Mam cie nie całować?!- mój głos zrobił się piskliwy, przerażony. A nawet można było usłyszeć w nim cień zawodu.- I ty myślisz, że ja wytrzymam?!... Aniu, ja sfiksuję!
- Oj, dobrze wiesz o co mi chodzi…- trochę spuściła z tonu.- I nie żartuj sobie w takiej sytuacji. Po prostu obiecaj, że będziemy wśród kamer na dystans.
- No chyba nie chcesz powiedzieć, że tak już zawsze!- protestowałem.
- Nie. Tylko dopóki jestem twoim psychologiem. Moja reputacja może legnąć w gruzach…
Rozumiałem dobrze, co ma na myśli. Wiem, o co jej chodzi.
- Dobrze, kochanie. Ale nie obiecuję, że mi się to uda.
Uśmiechnęła się. Nie mogłem się powstrzymać i ją pocałowałem. Te usta same kusiły… Położyliśmy się obok siebie na jej łóżku i razem wtuleni w siebie, całowaliśmy się.
- A te gołąbeczki znowu razem w łóżeczku!...- głos Krzysia był bardzo donośny.- Żyć bez siebie nie mogą!
Zaśmialiśmy się. Mieliśmy czas wolny do obiadu. Potem siatkarze mieli trening. A jutro mecz!
Nagle rozległ się dzwonek telefonu „ Kocham cie kochanie moje…”. Zachichotała, kiedy okazało się, że to komórka Igły. Odebrał.
- No cześć, kochanie!- uśmiechnąłem się.- A jakoś żyjemy, właśnie jestem po śniadaniu… no zjadłem.
- Pantoflarz…- zadrwiłem. Trzepnęła mnie w ramię na co zareagowałem śmiechem.
- A jak dzieci?- Igła uśmiechnięty od ucha do ucha słuchał skarg żony.- Nie… na pewno nie! Podaj no mi go… Seba? Chłopie, co żeś narozrabiał znowu? Co rozmawiam z mamą to słyszę skargi… aha! No ale należało mu się? Hahahhahaha… eghm…- odchrząknął udając na powrót poważnego. – Ale wiesz, że nie można?!... Masz go przeprosić! Tak… podaj mamę.
Ciekawy monolog swoją drogą, pomyślałem.
- No, załatwione! Trzymaj się, buziaczki dla Dominisi.
I się rozłączył. A potem wybuchł śmiechem.
- Co się tak bawi, Krzysiu?- spytała Gabrysia, która właśnie weszła do pokoju.
- Nic... właśnie mój syn wybiera się do szkoły… a wczoraj uderzył kolegę, który go przezywał.
- To twoim zdaniem dobrze?- oburzyła się Ania.
- Nie… ale ja już widzę minę tego Skalskiego…
Trząsł się ze śmiechu. Nie rozumiałem, dlaczego. Chociaż… pewnie utarczka z ojcem kolegi Sebka… no i bam!
- Idioci…- westchnęła Gabrysia i wzięła do ręki torebkę i zwróciła się w stronę drzwi.
- A ty dokąd?!- zdziwiła się moja dziewczyna.
- Do Honolulu mały straszyć!- zachichotała i wyszła.
- Pewnie z Grzesiem- stwierdziła Anka.- A może, my tez gdzieś pójdziemy?
- Jestem za- odezwał się Igła.
- To było pytanie do mnie Krzysiu- oświeciłem go.
- A to przepraszam, panie ZB9… Ulotnię się i zostawię was samych w namiętnej chwili… przepełnionej miłością, radością i… zabawą…
- Brzmisz jak książka typu: „romantyzm, coś dla kobiet”.
- No ja takich rzeczy niestety nie czytajam- powiedział wycofując się.- Ale zapytaj Jarosza, on ci doradzi jaką najlepiej romantyczną przeczytać. Idealna dla ciebie! Może czegoś cie nauczy…
I wybiegł, gdy tylko się podniosłem żeby uderzyć w niego poduszką.
- Spokojnie, dla mnie i tak jesteś bardzo romantyczny- powiedziała Ania z miną mówiącą: „Jak uwierzysz – to dobrze. Gorzej, jak nie. Bo będę musiała cie przekonywać”.
- Serio jestem aż taki zły w tej sprawie?- nie dowierzałem. Nie odpowiedziała, więc szybko podjąłem decyzję.- Dziś o osiemnastej, po moim treningu zabieram cię gdzieś.
- Gdzie?- zainteresowała się.
- A… niespodzianka! Ładnie się ubierz- uśmiechnąłem się.
I wyszedłem.

Anka.
Ciekawa byłam co wymyślił. Poszłam na trening z nimi, żeby choć trochę coś wydusić z niego. Ale milczał jak grób. Potem wzięłam szybki prysznic. Gabi przyszła, gdy stałam w ręczniku przed szafką i grzebałam w rzeczach.
- Czego szukasz?- spytała mnie ciekawa.
- Czegoś… ładnego, seksownego… eleganckiego, strojnego ale łagodnego…
- Sukienka- stwierdził.- Tylko po co ci?
- Zbyszek gdzieś mnie zabiera… powiedział, żebym się ładnie ubrała.
Zmarszczyła brwi. Znaczy, że nad czymś się  zastanawia.
- Coś musiało na ta decyzje wpłynąć- stwierdziła szybko.
- Uważa, że jest mało romantyczny.
- No raczej ty!
- Nie prawda… chociaż jest to moim zdaniem za mało…
- Oj, przekonasz się. Dziewczyno!
Szybko ubrałam jej zielone spodenki i do tego elegancką bluzkę. Wyszłam przed hotel punktualnie o 18. Zbyszek już czekał. Podjechał samochód, a Zibi otworzył przede mną drzwi, więc weszłam. Usiadł na miejscu kierowcy, a człowieka odprawił.
- Gdzie jedziemy?- spytałam.
- Zobaczysz!
Jechaliśmy pół godziny, dość szybko bo ponad 100km/h. Cud, że nas policja nie złapała! Pomału znikały budynki, miasto. Robiło się cicho, spokojnie i jakoś tak przestrzennie…
Zatrzymał samochód na poboczu, wyszedł i otworzył przede mną drzwi. Wysiadłam. Rozejrzałam się. Byliśmy na tak zwanych obrzeżach miasta… jakiś park. Tylko, że zamknięty.
Zbyszek odszedł z tyłu do samochodu. Spojrzałam, co tam robi. Jakie było moje zdziwienie, kiedy wyciągnął z bagażnika wielki koszyk.
- Jedzenie?- spytałam.
- Chodź!- chwycił mnie za drugą rękę i udaliśmy się w stronę bramy zamkniętego parku. Swoją drogą, dlaczego on był zamknięty? Tego dowiedziałam się później. Zbyszek otworzył drzwi i wkroczyliśmy na chodnik, który prowadził gdzieś… Szliśmy kilka minut. Serce waliło mi jak oszalałe. Może nie ze strachu, ale z podekscytowania już bardziej.
- Zamknij oczy- rozkazał. Zrobiłam jak kazał. Szliśmy dalej, ale ja podglądałam.- No nie otwieraj oczu!- śmiał się. W końcu sam mi je zasłonił. Nagle przystanęliśmy.- Poczekaj… już!
Zdjął rękę z mojej twarzy i moim oczom ukazał się wspaniały obraz!
- Wow…- tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Park ten był wspaniały! Drzewa, kwiaty… nawet pachniało maciejką! Kręciłam się dookoła i wdychałam wspaniały zapach. Dopiero po kilku minutach zauważyłam, że Zibi rozłożył koc i… lody!- Skąd miałeś klucz? Jakim cudem?...
- Cii…- powiedział i zbliżył się do mnie. Położył mi palec na ustach. Potem zasłonił oczy i podprowadził pod kocyk. – Nie tylko są lody- wyszczerzył się.
Teraz zauważyłam, ze stoją również dwa kieliszki i szampan… Plus truskawki!
- Skąd wziąłeś truskawki? Kiedy?
- Niespodzianka- uśmiechnął się i pocałował mnie namiętnie.
Potem okazało się, że to nie koniec niespodzianek. Gdy zjedliśmy lody, nagle opryskała mnie woda. Ciepła woda! Teraz dopiero zauważyłam małą fontannę, która skrywała się za drzewem.
- Proszę…- chłopak włożył mi do ust truskawkę i sam napił się szampana.
- Przecież ty prowadzisz!- przypomniałam mu.
- Mamy zorganizowanego szofera- mrugnął do mnie.
Z miłością na niego spojrzałam. On na mnie też.
- To jest piękne, Zbyszku…- szepnęłam i oparłam się o jego tors.- Takie piękne…
- Czyli jestem romantyczny?- spytał unosząc brew.
- Bez dwóch zdań. Wygrywasz nawet z Kubą!- zaśmiałam się na co mi zawtórował.- Kocham cie, Zbyszku.
Powiedziałam to szczerze i najpiękniej jak umiałam.
- Ja ciebie też kocham, Aniu. Pamiętaj  o tym- i dał mi całusa w włosy. A potem zaciągnął się 
Moim zapachem szamponu. – Uwielbiam twój zapach. Jesteś najważniejsza w moim życiu.

Gdy wróciliśmy do hotelu, wszyscy już spali smacznie. Tylko Gabrysi w pokoju nie było. Pewnie z Grzesiem gadała, albo coś. Szybko wzięłam prysznic, ubrałam się w piżamę i próbowałam zasnąć. Ale nie było łatwo po takiej przygodzie! W życiu nie zapomnę, co ten mój Zbychu wymyślił… zaczarował mnie na maksa! Kocham go przez to jeszcze bardziej. Trzydzieści minut później drzwi do pokoju się otworzyły. Myślałam, że to Gabi więc nawet się nie poruszyłam. Ale nagle ktoś usiadł na skraju mojego łóżka. I to nie była kobieta. Mężczyzna! Prawie krzyknęłam gdy się zorientowałam. Pomyślałam, że może to Zbyszek. Ale przecież już od progu poznałabym jego wodę kolońską…
- Nie bój się.
Tomek. Oświeciłam szybko lampkę nocną.
- Po co tu przyszedłeś?- Szepnęłam.
Nie mogłabym krzyknąć bo mój głos się załamał.
- Chciałem porozmawiać. Całe dwa dni mnie omijałaś szerokim łukiem. Nie pozwalałaś dojść mi do głosu…
- Wyjdź stąd. Nie chcę cie słuchać.
Westchnął i chwycił moją rękę swoją dłonią. Machinalnie wyrwałam się mu.
- To naprawdę nie moja wina, że nie mogę cie zostawić. Zapomnieć tak z dnia na dzień…
- Tak się składa, że musisz. Ja nic do ciebie nie czuję!- Usiadłam szybko w nogach łóżka i oparłam się o ścianę. Przynajmniej w taki sposób trochę się od niego oddaliłam.
- A do Bartmana?
- Zrozum, że on jest dla mnie najważniejszy. Daj mi spokój!
Ale on nie dawał za wygraną. Siedział, a nawet zbliżył się trochę. Mimowolnie po moim ciele przeszły dreszcze. Cały czas pamiętam tamto zdarzenie… Ale on, raczej nie jest zły.
- Czy możesz stąd wyjść!- Raczej rozkazałam niż zapytałam.
- Daj mi chociaż posiedzieć w twoim towarzystwie… Ja na serio nie potrafię dalej udawać…
Z pozycji siedzącej przeszedł na klęczącą. Obok mnie. Nachylił się i chwytając moją rękę patrzył na mnie błagalnie. Nie widziałam w jego oczach złości, zapalenia. Nie chciał mi zrobić nic złego. Serio mnie kochał!
- Mógłbym powtarzać to cały czas. Kocham cię…
I mówił to kilka razy. Zbliżał się w tym czasie swoimi ustami do moich. A ja zamiast go odepchnąć, siedziałam jak struna. Bałam się.
- Anka?...
Usłyszałam szept. A może jednak nie? To był załamany szept. Ton głosu, załamany i niedowierzający, którego nigdy nie zapomnę…
Zły, podszedł szybko i odciągnął Tomka ode mnie. Ten wstał. Zibi przyłożył mu pięścią w twarz. Z jego nosa poleciało trochę krwi. Potem siatkarz spojrzał na mnie wzrokiem… Zrozpaczony, niedowierzający, zagubiony i… zraniony.
- Zbyszek!- Wrzasnęłam łamiącym się głosem.
Jednak siatkarz już wybiegł z pokoju. Wstałam szybko i wyszłam na korytarz. Rozejrzałam się.
- Zbyszek!- Wrzasnęłam znów, zrozpaczona.
Ale jego już nie było. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Wróciłam wkurzona do pokoju.
- Ty idioto skończony!- Dałam z liścia chłopakowi.- Wypierdalaj z mojego pokoju!
Trzymał się za policzek i spojrzał na mnie smutno.
- Prz- przepraszam. Ja na…
- Spadaj!
Bez słowa więcej wyszedł cicho. A ja wpadłam do każdego pokoju z siatkarzy, którzy jeszcze nie spali. Szukałam jednego, mojego kochanego Zbyszka. Jednak nigdzie go nie było. Chłopaki byli zaniepokojeni. Słyszeli mój krzyk. Sprawdziłam nawet przed budynkiem, nigdzie go nie ma.
Zabrałam komórkę i wybrałam z kontaktów numer Bartmana. Wcisnęłam zieloną słuchawkę. Nie odbierał. Dzwoniłam pięć razy. Za szóstym nagrałam mu się na pocztę głosową.
- Zbyszek… To nie tak jak myślisz… Proszę, oddzwoń! Wytłumaczę ci wszystko. Daj mi szansę…
Rozłączyłam się i usiadłam na łóżku.
- Kurwa mać!- Krzyknęłam z rozpaczy i tej bezsilności.
Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. W końcu przeszło to w szloch. Położyłam twarz na poduszce, nosem i ustami do pościeli. Najchętniej w tym momencie udusiłabym się.  




-----------------------------------------------------

Siema!
No to jest i kolejny! Jak się podoba?  Dość długi mi się zdaje...

Brawa dla Resovii! Dobrze im idzie w LM i PL :) Oby tak dalej i jeszcze lepiej!
Za to bardzo mnie denerwuje ta gadka na Messiego i jego ojca :c Ludzie są idiotami i zawsze muszą sie do czegoś przyczepić! -,-
A propos Messiego i Barcy... widziałam w Empiku jakiś tydzień temu kalendarz z Barcelony... Kurde chciałam wczoraj kupić to już nie było :c Jestem z tego powodu wściekła i załamana. A dobiło mnie to, że w Giga Sport była dalsza część plakaty Barcy, a ja nie mam 1 części ;c Musze teraz czatować na kolejną :) Szkoda że nie mam jak kupić kalendarza z Resovii...
Wie może, gdzie można taki kupić? Z Sovii?

Już niedługo święta! :D Prezenty kupione? Ja w ogóle ie jestem gotowa gdzieś na ten rok... Dziś w szkole poczułam dopiero tą atmosferę świąt ale szybko się ulotniła :c

Możliwe, że kolejny rozdział dodam jeszcze w święta :) 

Mimo tak długiego wolnego, ja i tak będę musiała się uczyć :/ eh, życie... jakoś przeżyję :)

Jakbym nie dodała w poniedziałek lub wtorek, olejna część za tydzień w piątek.