Usiadłam ze Zbyszkiem zaraz za siedzeniem Kurka. Musiałam mu pomóc a Zibi nie miał tu nic do gadania. Jestem ich psychologiem, do tego mnie mają. Zrozumiał.
A Bartek biedny cały się trząsł. Chwyciłam go za dłoń i mocno ścisnęłam.
- Spokojnie, jestem z tobą!- Powiedziałam głośno, żeby dobrze zrozumiał.
Kiwnął nieprzytomnie głową. Denerwował się i bał. Rozumiem go bo kiedyś sama bałam się jeździć autobusem. Dopiero później moja mama mi pomogła… Wiem, jak to dziwnie brzmi. Ale serio, bałam się. Teraz już nawet nie pamiętam dlaczego...
Krzysiek włączył kamerę, siedział tuż za nami z Jaroszem.
- No i widza państwo, tak to wygląda. Może uda mi się nagrać start samolotu i naszego drżącego ze strachu kolegę… Bartek!
Wywołany tylko kiwnął głową.
- Igła, przecież on nie drży, tylko umrze ze strachu!- Poprawił go Kuba.
- Spokojnie chłopie- powiedział Kubiak.- Raczej wylądujemy!
- Wylądować wylądujemy zawsze- stwierdził Zibi.- Zależy jeszcze jak.
Zaśmiali się. Biedny Kuraś nawet nie ma siły żeby im odpowiedzieć…
- Przestańcie się nabijać z niego- wkurzyłam się.
Dali spokój i zaczęli gadać o nadchodzącym meczu. Zbyszek siedział cicho i mi się przyglądał.
- Co?
Nie wytrzymałam i zapytałam.
- Nic. Piękna jesteś, gdy nas bronisz przed nimi- westchnął roztargniony i mnie cmoknął w policzek.
Zarumieniłam się natychmiastowo. Czemu jeszcze nie startujemy? Rozejrzałam się do o koła. Czyżby jeden z naszych kretynów się zgubił i spóźnił? Nie, wszyscy są. Ale jednak jednej osoby nie ma. Gdzie ona się podziewa?
I to właśnie w tym momencie usłyszeliśmy głos kobiety rozmawiającej ze stewardessą.
- Ja rozumiem, przeprasza… był korek… to nie moja wina! … Oczywiście, już siadam.
I weszła do naszego przedziału. Wszyscy siatkarze, którzy ją znali szczerze się zdziwili. Tylko nie ja. Ba, ja to zorganizowałam! Gabrysia leciała z nami! Grzesiek pierwszy wstał i prawie podbiegł, gdyby nie fakt iż jest mało miejsca. Był strasznie szczęśliwy.
- Gabi!- Przytulił ją mocno.
- A ta co tu robi?- Zapytał zdziwiony Igła, nagrywając ta scenę.
- Niespodzianka- mrugnęłam.
Też wstałam i podeszłam razem ze Zbyszkiem. Rzuciła mi się na szyję. Tyle się nie widziałyśmy!
I wtem dostrzegłam jeszcze jedna postać. Ale co on tu robił? Miała być sama Gabryśka! Znałam go. To ten z pociągu gdy jechałam do Spały. To… Tomek? Tak. Podałam mu swoją dłoń i się przywitałam. A ten szczerzył się do mnie jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi od wieków i nie widzieliśmy się co najmniej rok. Śmieszne. My tylko znajomymi byliśmy, co i tak jest zbyt dużym określeniem.
Odeszliśmy na swoje miejsca. Gabi siadła z Grzesiem i zaczęli gadać o wszystkim i o niczym. Już usadowiona na swoim miejscu, zauważyłam obok siebie tego gościa. Niby siedział w drugim rzędzie ale i tak zbyt blisko mnie. Usłyszeliśmy z głośników polecenia stewardessy i kilka słów od pilota.
Gdy nasz samolot ruszył, Bartosz niespokojnie się poruszył i nagle zesztywniał. Trzymał moją dłoń tak mocno, że myślałam iż mi ja zgniecie.
Nachyliłam się w jego stronę. Siedział jak na szpilkach, prosty jak struna.
- Bartek, spokojnie. Zaraz wszystko wróci do normy…- Uspakajałam go.
Ale on nie kontaktował. Gdy przechyliliśmy się na chwilę w tył, wytrzeszczył oczy. Jezu, przecież on mi tu zaraz zejdzie z tego świata!
Gdy samolot leciał już prosto, a nasze ciała były w normalnej pozycji, Kuraś się rozluźnił. Puściłam jego dłoń.
- Już wszystko okej?- spytałam z troską.
- Tak, dzięki- uśmiechnął się.
Zadowolona oparłam się ciężko o oparcie siedzenia.
- Co robisz?- zapytałam Zbyszka, który grzebał gdzieś pod siedzeniami.
- Szukam rączki… Jest!- wykrzyknął triumfalnie.
Nacisnął i po chwili na wpół leżeliśmy, pasażerowie za nami też.
Przeciągnęłam się.
- Jesteś genialny…- mruknęłam i obróciłam się w jego stronę.
- Wiem.
Zaśmialiśmy się i dał mi całusa. Zmrużyłam oczy a potem oparłam głowę o jego ramię. Nie chciałam patrzeć na Tomka, który pewnie z nikim nie gada i jest sam. W tym momencie mam czas dla siebie i Bartmana. To się liczy.
- Nie spać!- wrzasnął Krzysiek.
Jednak ten spokój nie dany był nam na długo.
- Igła, odwal się- machnął ręką Zibi, jakby chciał się przegonić od muchy.
- Odwalić to się może… robotę.
- Daaj żyć!- jęknęłam i wtuliłam twarz jeszcze głębiej w tors Bartmana. Ten mnie przytulił i pogłaskał po włosach. Na co się uśmiechnęłam.
- Trzeba będzie was upamiętnić na nagraniu- marudził Krzysiek siadając na swoim miejscu.- Kuba, co sadzisz o naszym wspaniałym samolocie?
- Cholernie dużo miejsca!- Kpił Jarosz.
- To prawda. Guma, a jak ty wypowiesz się na ten temat?
Chyba skierował kamerę w strone Pawła, który siedział obok nich.
- Panie prezesie, kocham pana!
- Hahaha i tak ma być! A jak!- Zaśmiał się Krzysiek.
My też nie mogliśmy się powstrzymać. Po prostu wybuchnęłam śmiechem. Fakt, trochę mało miejsca było… Ale raczej do wytrzymania.
Poczułam, że mięśnie Zbyszka się naprężają. Zdziwiona podniosłam głowę. Zacisnął szczękę i patrzył przed siebie.
- Coś się stało?- Spytałam trochę przestraszona.
- Kim on jest?
Powiedział to głosem, który mówił samo przez się.
- Kto?
Grałam na zwłokę. Wiedziałam o kogo mu chodzi.
- Nie udawaj. Witał cię jakbyś była jego…
Westchnęłam. Co jemu w tej głowie się porobiło? Idiota.
- Znajomy. Poznałam go w pociągu gdy jechałam do was.- Powiedziałam szczerze.- Do ciebie. Nie miałam pojęcia, że tu będzie!
Uśmiechnęłam się do niego najpiękniej jak potrafiłam. Nie chciałam się z nim kłócić. Po co tracić czas na takie bzdury? On sam chyba też nie potrafił być zły bo odwzajemnił uśmiech.
- Mam nadzieję, że zrozumiał już co nieco…
Przewróciłam oczami. Tomek patrzył na mnie więc szybko pocałowałam Bartmana w policzek.
I tak praktycznie minął mi czas w samolocie. Gadanie ze Zbyszkiem, nabijanie się z Igłą i Kubiakiem… A potem chcieli mnie namówić do gry w karty. Nie dałam się. Owszem, umiem grać. A nawet w większości wypadkach wygrywam. Ale odmówiłam. Kiedyś się zgodzę. A wtedy będę znała ich taktykę i każdego oskubię ze złotej karty haha. Oni nie wiedzą…
Rozmawiałam z Gabrysią. Opowiedziała mi o ojcu. Podobno wszystko okej, Wera się zajmuje nim jak tylko najlepiej potrafi. Potem trochę pospałam.
***
- I tak oto wylądowaliśmy…- Krzysiek nadal był podekscytowany i gadał jak
najęty do kamery.- Na szczęście na kołach! Nie, Bartek?- Mocno klepnął siatkarza Bartman.
Chłopak nadal blady, nie wiedząc chyba co czyni kiwnął twierdząco głową.
- On nadal nie kontaktuje…- Śmiał się Dzik.- Halo, ziemia do pana Kurka!
- A dajże mu spokój!- warknęłam i chwytając przyjmującego za ramie odprowadziłam na bok.
Szliśmy za tą zgrają. Zaraz wejdziemy do autokaru, który zawiezie nas do hotelu. Wyszliśmy z lotniska w Toronto i na parkingu zobaczyliśmy nasz autokar. Szybko weszliśmy i usiedliśmy na swoich miejscach. Poprosiłam trenera żeby zabrał z nami naszych nowych przyjaciół. Oczywiście dodałam, ze także sa psychologami. Zgodził się mówiąc, ze to ostatni raz. Ale z uśmiechem, więc chyba żartował. Chyba.
Nasze bagaże już dawno były w bagażniku. Gabi usiadła obok samotnego Kosoka. Fajnie, ze się dogadują… Tomek siadł gdzieś z przodu autokaru między naszym sztabem szkoleniowym.
Igła już miał włączony sprzęt.
- I jesteśmy na miejscu! Widzą państwo to lotnisko?...- Nagrywał przez okno budynek.- Tak, my tu jesteśmy! Toronto, największe miasto Kanady…
- Może podzielisz się z państwem jeszcze, ile ono liczy ludu? – Zakpił Kubiak.
- Tak, oczywiście. Dobrze, że mi Misiek przypomniałeś… Otóż jest to duża liczba. 5 915 386 mieszkańców!
- Jezu…- Wytrzeszczył oczy Michał.- Skąd ty to wiesz? Jak ja nie wiem, to skąd ty możesz wiedzieć…
- Niepojęty rozum ludzki- stwierdził Możdżonek.
Prychnęłam.
- Idioci! Przecież on to od wujka Google wszystko wie… Widziałam jak szperał w moim laptopie w samolocie- Zachichotałam.
Zatkał mi usta ręką.
- Ona kłamie!- Bronił się.
- Tak Krzysiu, pamiętasz to z 1687 roku…
- Aż taki stary nie jestem!- Zaprzeczył marszcząc brwi.
- Powiedzmy, że wiekowy- dokuczał mu Ruciak.
- Wytnę to!- Ostrzegł go Igła.
Zaśmiałam się głośno. Co za pozytywni debile…
- No to zdradzę wam tajemnice, której nikomu nie wyjawiłem…- Kamerzysta nachylił się do nas szepcząc. – Oto jest przecież WIKIPEDIA! ŹRÓDŁO TWOJEJ WIEDZY!
Wykrzyczał to na cały autokar triumfalnie podnosząc ręce. Wszyscy z ciekawością patrzyli na nas.
- Inaczej nie może być- zachichotał Ziomek.
Jechaliśmy godzinę. Droga niemiłosiernie nam się dłużyła. Nie dość, że tyle godzin w samolocie, to jeszcze dodatkowa w autokarze… Wyczerpujące! Mam dość. Pragnę się położyć do łożka i nie wstawać przez cały dzień.
Gdy dotarliśmy do hotelu, byłam zachwycona. Miasto piękne, budynek też. Rozdali nam klucze. Byłam w pokoju z Gbi, która postanowiła z nami pomieszkać. A tak serio to załatwiłam jej miejsce już wcześniej. Tomek również mieszkał w tym hotelu, obok mojego pokoju. Sam. Niestety Zibi razem z Kubiakiem mieli pokój kilka drzwi dalej. Daleko…
Ale długo nie musiałam czekać, aż ktoś do nas wpadnie. Już wykąpana wysuszyłam włosy. Usiadłam na swoim łóżku. Gabrysia była w siódmym niebie.
- Ale przedstawisz mi ich? Błagam!- Mówiła do mnie.- Kurek… Jezu Święty… No i najważniejsze pytanie. Czy ty i Bartman to ze sobą… tak na poważnie?...
- Chyba tak. Raczej tak. Tak.
I wtedy drzwi się otworzyły. Do pokoju wpadł mój wielkolud.
- Zabrali mi cię!- Powiedział od progu zrozpaczony.
- Na razie nigdzie się nie wybieram…
Przewrócił oczami. Oparłam się na łokciach. Podszedł i nachylił się nade mną. Pocałował lekko w usta.
- Zaraz mnie zemdli…- Udawała Gabrysia zasłaniając ręką usta.
Rzuciłam w nią poduszką zaśmialiśmy się. A to spowodowało, że razem ze Zbyszkiem spadłam na podłogę. Teraz w naszym pokoju był jeden wielki ryk śmiechu. Cóż, zdarza się.
- A co tu się dzieje?...
Oczywiście Krzysiek wpadł z kamerą. Zastał mnie i siatkarza w niezbyt kulturalnej pozycji… Zachichotał.
- To może ja…
- Tak. Idź sobie!- Machnęłam na niego ręką i dałam Zbyszkowi całusa w usta.
- Wyganiasz mnie?!
- No przecież sam na to wpadłeś.
- Nie. Ja tylko miałem na myśli, że może ja was nagram…?
Tym razem on dostał poduszką od Bartmana. Prosto w twarz.
- Czyli to znaczyło…
- Nie!- Dokończyliśmy.
Wyszedł mrucząc coś pod nosem. Gabi miała z nas kupę śmiechu.
- Jesteście nienormalni.- Stwierdziła po chwili.
- Nienormalność tych idiotów jest ich urokiem-Przyznałam i wyjaśniłam.
Niedługo później była kolacja. Zeszliśmy na stołówkę, która była dosyć duża. Jednak ta pora specjalnie wyznaczona dla siatkarzy, żeby im nikt nie przeszkadzał. Przy jednym stoliku mieściły się tylko cztery osoby. Więc Krzysiu wpadł na swój genialny pomysł. Otóż z kilku stolików zrobiliśmy jeden wielki stół, przy którym wszyscy się zmieścili. Trenerzy i sztab szkoleniowy miał oddzielny. Przełożyliśmy pieczywo.
- Geniusz mój!- Szczycił się swym pomysłem Igła.
- Pierwszy raz się z tobą zgodzę- stwierdził Winiarski.
Zaśmialiśmy się. Wziełam kromkę chleba, ser i pomidora- tradycyjnie. Nalałam sobie herbaty i spojrzałam na swój talerz. Skąd u licha wzięły się tam aż trzy kanapki?!
Spojrzałam po twarzach zgromadzonych. Każdy udawał zajętego sobą. Obok mnie siedziała Gabi i Zbyszek. Odwróciłam się w stronę siatkarza.
- Ja tyle nie zjem!
- Zjesz, bo cie o to ładnie proszę.
Westchnęłam. Jak będę chora, albo grubsza niż jestem, to potem zwalę winę na niego!
Jadłam w ślimaczym tempie. Wszyscy na mnie czekali, nawet Tomek.
- Nie obrażę się, jak szybciej to zjesz- powiedziała przyjaciółka.
Spojrzałam na nią wzrokiem mówiącym: „Nie odzywaj się, bo zabiję!”. W końcu wsunęłam z wielkim trudem ostatni kęs. I wstałam. A za mną Zibi, który chwycił mnie za rękę i przytulił.
- No widzisz, jak się postarasz to potrafisz!- Szepnął mi na ucho.
Zarumieniłam się. Dokładnie takie same słowa powiedziałam jemu gdy byliśmy na basenie… Pamiętał? Zerknęłam na jego twarz. Tak. Pamiętał, bo jego mina mówiła wszystko. Byłam pewna podziwu.
Teraz zauważyłam, że zostaliśmy w tyle. Śmiejąc się popędziliśmy za nimi trzymając się za ręce. Wpadliśmy do mojego pokoju i runęłam na łóżko. Obok mnie Zbyszek.
- Idioto, łóżko mi zarwiesz…- Zachichotałam cicho.
- No tak… I na czym my potem będziemy…
Nie dokończył bo mu zatkałam usta. Wiedziałam co chciał powiedzieć. Odsunął moją dłoń ze swoich ust i ją pocałował. Zaśmialiśmy się.
- Tak bardzo cie kocham…- Szepnął czule i pocałował mnie. Tym razem w usta.
Namiętnie i delikatnie. Chwyciłam go lekko za włosy, a on wsunął swoją rękę pod moją bluzkę.
Śmiejąc się szyderczo odsunęłam go od siebie. Zdziwił się i zrobił smutna minkę.
- Nic z tego panie Bartman! – Usmiechnęłam się i pogłaskałam go po policzku.- W najbliższym czasie masz się skupić na siatkówce. Tylko i wyłącznie…
- Bez miłości nie ma motywacji- wzruszył brwiami i nachylił się znów nade mną.
- Gołąbeczki znów się miziają!
Do pokoju wparował Krzysiek ( bez kamery! Dziwne, prawda?) Kubiak, Winiar i Kosa z Gabi i Tomkiem. Ten ostatni przyczepił się ich jak rzep psiego ogona…
- Odwal się- rzuciłam w jego stronę, strącając z siebie Bartmana cielsko.
Usiadł grzecznie obok mnie na łóżku.
- Anka, bądź poważna i go zostaw.- Zaczął mi udzielać dobrych rad Dzik.- Tchórz, idiota, głupek, nie katolik, nie chrześcijanin…
- Oj, zamknij się idioto!- Wycelował w niego poduszką.
Zaśmialiśmy się. Usiedli obok nas.
- A Gabi na ile zostaje z nami?- zainteresował się Grzesiu.
- Po waszym pierwszym spotkaniu wyjeżdżam znów do Polski, Rzeszowa…
Kiwnęli głowami. Tam miała pracę no i treningi. Dziewczyny przygotowywały się na kolejny turniej. Tym razem ja nie zagram. I chyba już nigdy nie będę mogła…
Moja mina na te wspomnienia, na te okropne chwile, posmutniała. Wtedy, zanim poznałam siatkarzy, kochałam Michał, chciałam wiele razy odebrać sobie życie. Nigdy nie miałam odwagi. I tego dnia… Tamtego dnia p prostu podjęłam decyzję. Przyszło mi z tym łatwo się pogodzić. Myślałam, że Misiek mnie zostawił. Że tak po prostu ze mną zerwał… po tylu latach, tylu chwilach… Wzięłam te tabletki. Dlaczego? Bo go kochałam. Był całym moim światem. A teraz? Chyba już nie. Teraz moim światem są oni.
Rozejrzałam się do o koła. Rozmawiali o czymś. Nawet nie słuchałam. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Gabrysia…
Kiwnęła na mnie i wyszłyśmy z pokoju.
- Co jest?- zapytała od razu.
Wzruszyłam ramionami.
- Miałaś minę, jakbyś za chwile miała tam umrzeć z rozpaczy, pragnienia… tęsknoty?
Próbowałam być obojętna na te słowa. Ale nie mogłam. Ona mnie zbyt dobrze zna żebym mogła udawać. Ona wie. Więc po co pyta? Bo chce usłyszeć to ode mnie.
Oparłam się o ścianę i zjechałam na dół siadając byle jak pod nią.
- Tak bardzo ci zazdroszczę… - Wyszeptałam.
- Czego?- Zdziwiła się szczerze.
-Grasz! Grasz w siatkówkę. Możesz grać. Masz talent i…
- Ty też możesz przecież…
Smutno pokiwałam głową. I po co mnie dobija? Przecież dobrze wie jak i ja, że to nie prawda.
- Gabi, twoje marzenia się spełniły. I nadal będą spełniać. Całe życie przed tobą, całe życie z siatkówką! Moje dobiegło końca.
- Przecież kiedyś będziesz mogła znowu grać… Będziesz najlepszą Libero na świecie, zobaczysz!
Nie mogę uwierzyć. Ona daje mi nadzieję, po co?
- Nie chcę wierzyć w coś, co jest nieosiągalne! – Zirytowałam się. Klęknęła obok mnie i chwyciła moje dłonie w swoje.
- Bez względu na to, czy straciłaś wiarę w siebie, czy straciłaś wiarę w cudy Boga, ja zawsze będę z tobą. Zawsze będę cię wspierać. Zobacz jakie masz wspaniałe życie! Poznałaś siatkarzy, jesteś tu z nimi. Pracujesz dla reprezentacji! Masz chłopaka siatkarza, który świata poza tobą nie widzi…- Spojrzałam na nią zdziwiona. Kiwnęła głową.- Tak, tak… on cie kocha jakbyś była jego największym skarbem. Czuć od was chemią na odległość. Dziwne, że to wyczułam, bo zwykle nie lubiłam tego przedmiotu, ale okej.- Zaśmiałam się. Ona wiedziała jak mi humor poprawić…- No i grałas w siatkówkę. Zdobyłaś złoto turnieju Kadetek z Rzeszowa. Zostałaś najlepszą Libero Polskich kadetek. I nadal możesz powiększać swoje umiejętności. Ja w to wierzę.
Najzwyczajniej w świecie już od pierwszych jej słów, gdy chwyciła mnie za ręce, zaczełam płakać. Teraz szlochałam jak dziecko… Przytuliłam ja mocno do siebie. Moja kochana Gabrysia…
Chwyciłam ją za ramiona i trochę oddaliłam od siebie. Tak, żebym mogła widzieć jej twarz.
- Gabi, dziękuję. Jesteś prawdziwą przyjaciółką. Kocham cie jak siostrę, której nigdy nie miałam. Ja już grać raczej nie będę mogła. Ale Ty… Obiecasz mi coś?- Kiwnęła twierdząco głową.- Obiecaj, że nigdy sie nie poddasz. Nigdy, rozumiesz?
Powiedziałm dobitnie żeby zrozumiała. Kiwnęła twierdząco głową.
- Obiecuję. Będę grała za nas dwie. Dla ciebie! Dopóki sama nie wrócisz na boisko…
Nie mogłam w to uwierzyć. Ona na serio miała nadzieję! Mnie już jej brak.
Przyjaciółka wstała i wyciągnęła do mnie rękę. Chwyciłam ja i wstałam. Taka przyjaciółka to skarb. A skarby trzeba szanować, dbać o nie i zatrzymać przy sobie.
-----------------------------------------------------
Witajcie!
Na początku chciałam wszystkim życzyć wszystkiego najlepszego z okazji mikołajek! :D Mikołaj był? Prezenty są? To dobrze! Bo ja dla Was też mam.
Ten rozdział dedykuję wszystkim moim czytelnikom/czytelniczką. Dziękuję, że jesteście i wytrwaliście aż do tego momentu! Mam nadzieję, że się podoba bo starałam sie dać jak najdłuższy :)
Kolejny za tydzień.
Jestem ciekawa... o czym myślałyście, kiedy skończyłam poprzedni rozdział? Bardzo chciałabym to wiedzieć, bardzo proszę :)
Jeszcze raz dziękuję i zachęcam do dalszego czytania!
Już myślałam, po wcześniejszym rozdziale, że Ania i Kurek.. Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńIgła jak zwykle najlepszy! ;p Romantyczny Zbysiu, piknik pod gołym niebem...achh ;D Ale niestety całe szczeście zpsół nie kto inny jak Tomek ;// Mam nadzieję, że wszystko się ułoży :) Czekam na kolejny! ;*
OdpowiedzUsuń