Kolejny Dzień, czyli środa, zaczął się normalnie. Siatkarze po obiedzie mieli wolne, więc cały ten czas spędzę z nimi. Ze Zbyszkiem. Przedstawiłam wszystkim moja przyjaciółkę. Byli zachwyceni. A ona prawie cały czas siedział u Grześka w pokoju. Cóż, nie dziwię jej się. A ja przynajmniej miałam cały pokój dla siebie. No i Bartaman…
Po śniadaniu siatkarze mieli mieć trening. Ze Zbyszek już przygotowany na podbój hali w Toronto, siedział u mnie. A raczej ja na nim. Na jego kolanach mimo, że mieliśmy tyle miejsca…
- Boje się.
Jego słowa mnie zdziwiły. Szerze zdumiona popatrzyłam na niego. Serio w jego
oczach widziałam dymek jakiegoś małego strachu…- Nie wierzę! Ty? Zbigniew Bartman? Ten, który jest pogromcom na boisku?
- Co taka zdziwiona? Nawet największy bohater odczuwa strach…
Był smutny. Przytuliłam go do siebie. Sprawa jest poważniejsza niż mi się wydawało…
- Dlaczego?
Szepnęłam mu w ucho. Wzruszył ramionami.
- Nie wiem czego. Ani dlaczego. To po prostu jest strach… nieopisany jeszcze przez nikogo.- Zmarszczył uroczo noc i czoło.- Widzisz, ja czasem tak mam. Boję się przed nowym wyzwaniem. A jednak w to brnę.
- Nadal nie rozumiem- przyznałam.
- Ja nie patrzę na to co niszczę- westchnął.- A powinienem.
Popatrzył na mnie z czułością. O co mu do cholery chodzi? Założył mi kosmyk włosów za ucho i pogłaskał po policzku.
- Martwi mnie ta Liga Światowa. Obiecałem ci ja zdobyć, wiec zdobędę. Nawet jeżeli miałbym lasy i góry przenosić.
Wzruszyłam się. Aż łezka w oku mi się zakręciła. Takich rzeczy… od nikogo nie słyszałam. Nawet od Michała…
- Ale bardziej boje się, że cię zranię. Że pewnego dnia znikniesz, a ja przez to stracę sens życia.
Tym razem nie mogłam wytrzymać. Uśmiechnęłam się smutno i cmoknęłam go w policzek, czoło, powieki, brodę i kącik ust.
- Nie zostawię cię- obiecał.- Nigdy cie nie zranię. Przynajmniej będę się starał. A zawsze gdy coś palnę, trzepnij mnie w łeb.- Zachichotałam.- I wtedy się zamknę.
W autokarze, którym jechaliśmy na halę, cały czas miałam w uszach jego słowa. Rozbrzmiewały w mojej głowie jak… nie wiem. Były po prostu i chyba nigdy nie znikną. Dziś ostatni dzień przed meczem z Brazylią. Chłopaki już się nie mogli doczekać, a ja sama się bałam. Igła cały podekscytowany nagrywał kilka fajnych rozmów. Dziś zobaczymy halę na której będą grać, no i poznają taktykę.
Droga nie była długa. Jakieś dwadzieścia minut później siatkarze się przebierali w szatni a ja pomagałam Bieleckiemu. Po chwili usłyszałam kroki. Przyszła Gabrysia i Tomek.
- Anka!- Zawołała przyjaciółka.- Możemy popatrzeć?
- Chyba taak…
Nie byłam pewna. Ale co tam! Usiedli na krzesłach z boku dla trenerów. Potem siatkarze zaczęli się rozgrzewać, trochę im pomogła, no i Zbyszkowi. Usiadłam obok Gabi.
Patrzyłam jak Andrea wyżywa się na nich. Biedni chłopcy… No ale to ich praca! Gdy zaczęli ćwiczyć atak, z podziwem patrzyłam na Bartmana.
- Widzę, że cie wzięło- zachichotała Gabryśka.
- Na dobre- zawtórowałam jej.
Nagle poczułam kogoś spojrzenie na mnie. Tomek przyglądał mi się dokładnie. Coś chyba analizował.
- No co?
- Nic. Tak się tylko zastanawiam…
Ale nie dokończył. Sama nie byłam ciekawa o co mu chodzi. Podbiegł do nas uśmiechnięty Zbyszek. Wstałam. Chciał mnie przytulić ale w porę zatrzymałam go od siebie z daleka. Popatrzył na mnie zdziwiony.
- Najpierw się umyj- zmarszczyłam nos.
Pokiwał z niedowierzaniem i cmoknął mnie w czoło. Pobiegł z chłopakami do szatni a ja patrzyłam za nim uśmiechając się pod nosem.
Obróciłam się w stronę Gabi. Ale jej i Tomka już nie było. Westchnęłam, zabrałam swoje rzeczy i skierowałam się w stronę wyjścia. Na chwilę zatrzymał mnie Andrea. Powiedział, że muszę siatkarzy zmobilizować, być im wsparciem przed jutrzejszym meczem. Obiecałam zastosować swoje sztuczki psychologiczne.
Już w głównym budynku szłam korytarzem do schodów. Nagle ktoś chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę bocznego korytarza.
- Co.. jest…- przestraszyłam się.
- Cii…
To był Tomasz. Odetchnęłam z ulgą.
- Uf… przestraszyłeś mnie!- Skierowałam w niego palcem.
Zawstydzony podrapał się po głowie.
- Sorry… nie chciałem. Ale muszę z tobą porozmawiać.
- Coś się stało?- zapytałam przestraszona.
- Tak. Nie. Znaczy… nie wiem.
Zdezorientowana oparłam się o ścianę i czekałam na ciąg dalszy. Podszedł bliżej i oparł się obok mnie. Mimowolnie się cofnęłam. Kilka kroków w bok. Taki już miałam odruch… Oprócz Zbyszka, Igły czy Kubiaka nikt nie mógł mnie dotykać. Chodzi o mężczyzn. Od tamtego wypadku… Wciąż moja psychika jest mocno naruszona.
- Od jakiegoś czasu… nie mogę przestać o tobie myśleć.- Westchnął i uśmiechnął się przepraszająco. A mnie zatkało. Nie, błagam. Nie teraz jak wszystko się zaczęło układać!- Jesteś dla mnie ważna… Już wtedy w pociągu… Rozumiesz mnie?
Kiwnęłam głową.
- Ale chyba wiesz… Nie mam ochoty na takie tematy gadać.- Odwróciłam się na pięcie i miałam zamiar odejść. Ale on chwycił mnie za rękę i zatrzymał.
- Nie, proszę… Zostań. Muszę ci to powiedzieć. Pozwól…
- Puść mnie!- Zirytowałam się odskakując od niego jak oparzona. – Nie chcę chyba tego słyszeć!
- Proszę… Myślisz, że mi jest łatwo? To nie było planowane! Po prostu się zakochałem. W tobie. I nie mam na to wpływu. I widzę, że ty już jesteś szczęśliwa. Tylko nie rozumiem dlaczego. Z kim! Z tym siatkarzykiem… Bartman?! Przecież to idiota. Nie zasługuje na ciebie.
Tymi słowami mnie obraził. Nie wytrzymałam, mimo że się próbowałam powstrzymać. Moja ręka powędrowała do góry i uderzyła w jego policzek. Usłyszeliśmy głośny plask.
- Nigdy tak nie mów! Co ty kurwa możesz wiedzieć?! I, że ty może zasługujesz? Zbyszek jest mnie wart. A ja jego. Kocha mnie. Ja jego też. Jest moim chłopakiem i tobie nic do tego, zrozumiano?! A przede wszystkim nie jest, jak to określiłeś, idiotą! Ma więcej mózgu niż ty i jest bardziej inteligentny od ciebie.
Trzymał się za policzek. Chyba uderzyłam z całej siły. Mogłabym to zrobić i powiedzieć jeszcze raz. Jak on śmiał obrażać mojego Zbyszka?! Mojego… chłopaka! Przy okazji obraził i mnie.
Odwróciłam się szybko i pobiegłam na górę. Po schodach wbiegłam najszybciej jak potrafiłam i po kilku sekundach byłam w pokoju. Sama. Zamknęłam drzwi na klucz, oparłam się o nie i zjechałam na dół. Siadłam na ziemi. Łzy już leciały.
Czemu płakałam? Bo byłam wściekła. I to może nie na niego, ale na siebie. Albo raczej na życie. Dlaczego, kiedy wszystko zaczyna się układać, coś się psuje? Po co ten gościu tu przyjechał? Już wie, że ze mną się nie zadziera. Nie pozwolę mu zniszczyć naszego, mojego i Bartmana, związku zepsuć. Przyznałam dziś przed samą sobą, że on jest moim chłopakiem. A może powinnam Tomkowi za to podziękować? Hahaha, nie. Musze tą sytuację i ten incydent utrzymać w tajemnicy prze Zbyszkiem. On nie może się dowiedzieć. Gdyby się dowiedział, Tomek jest już miazgą. Zibi nie da jemu żyć i swoją opiekuńczością i czujnością.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Pociągnęłam nosem.
- Anka, wszystko w porządku?
To była Gabi. Otarłam łzy i wstałam. Otworzyłam drzwi. Przyjaciółka weszła z uśmiecham na twarzy i usiadła na swoim łóżku.
- Coś taka niewyraźna jakaś dzisiaj?- zapytała czujnie mi się przyglądając.
Już zauważyła… Chciałam jej powiedzieć. Rzucić się na nią i wypłakać. Ale nie mogę. Ona jest teraz szczęśliwa, nie mogę jej obarczać moimi problemami.
- Jaka?- Udawałam zdziwioną.- Wszystko okej. Jestem zmęczona.
- Zaraz obiad, zbieraj się!
Jakaś podekscytowana taka pobiegła do łazienki. Piętnaście minut później siedziałam obok Zbyszka na stołówce.
-… ale tak w ogóle, to ja już się doczekać nie mogę! Już chciałbym grać ten mecz…
Chłopaki byli już myślami daleko w chmurach. Myśleli o jutrze. A ja się skupić nie mogłam. Tomek siedział obok Gabrysi i jak gdyby nigdy nic, uśmiechał się. Widziałam, że zerkał na mnie. Nie mogłam wytrzymać.
Pod stolikiem odszukałam dłoni Bartmana. Chwyciłam i mocno ja ścisnęłam. Odwzajemnił uścisk i uśmiechnął się do mnie. Pocałował w policzek. Najchętniej poszłabym z nim teraz do pokoju i poleżała w ciszy. Żebym wiedział, że jest. Ale on teraz rozmawiał z innymi reprezentantami. Trochę zamyślona siedziałam cicho i patrzyłam na mojego chłopaka.
- Coś się stało?- Zapytał, gdy zauważył że mu sie przyglądam.
- Nie, nic.- Uśmiechnęłam się i przeczesałam mu włosy palcami.- Kocham cie, wiesz?
- A ciebie co tak nagle na romantyzm wzięło?- Zdziwił się.
Wzruszyłam ramionami.
- To już własnemu chłopakowi nie mogę powiedzieć, że jest dla mnie ważny?...
Zdziwił się lekko. Ale czemu? Nie wiedziałam.
- Tego ci nie bronię! Absolutnie!... Mógłbym tego słuchać non stop. Ale tylko z twoich ust.
Pocałował mnie i wrócił do rozmowy z Kubiakiem.
***
Rano na śniadaniu wszyscy mieli dobre humory. Wczorajsza rozmowa ze
Zbyszkiem uświęciła mnie w przekonaniu, że jestem dla niego ważna. Nie
rozmawiałam z Tomkiem, który i tak próbował się ze mną kontaktować. Unikałam go
jak ognia. Nikt o tym co zaszło nie wiedział. Po śniadaniu siatkarze mieli
spotkanie w grupie z trenerami. Po chwili zawołali także mnie, jako psychologa drużyny.
- Nie bójcie się.- Uspakajałam ich. Chociaż wcale na nerwowych nie wyglądali. Ale wolałam dmuchać na zimne.- To ważny mecz, owszem. Ale pierwszy w tej Lidze. Nie denerwujcie się, jak coś się nie będzie udawać. To będzie trudne starcie, ale walczcie o każdą piłkę. Ja będę z wami- uśmiechnęłam się.
- Taaak, bardzo nas to pocieszyło!- Zakpił Bartek.
A za to dostał w łeb od Zbyszka. Zaśmiałam się i wyszłam ze spotkania.
Do obiadu spędziłam z nimi cały czas. Z każdym rozmawiałam, śmialiśmy się i tak dalej. Natomiast po obiedzie była godzina odpoczynku i wpakowaliśmy się do autokaru. Siedziałam tam gdzie zawsze, na samym tyle obok Igły, który nagrywał swoim sprzętem całą drogę. Winiar puścił muzykę z boomboksa i wszyscy śpiewali. Mieliśmy dobre humory, co Dobrze wróżyło na mecz.
Na hali rozgrzewali się przed meczem a ja pomogłam Łysemu Terroryście w rozkładaniu sprzętu. Nasi rywale rozgrzewali się po drugiej stronie boiska, które zostało przedzielone specjalna kurtyną.
Godzinę przed meczem siatkarze poszli do szatni. Weszłam śmiało. Przywitała mnie okropnie głośna muzyka.
- Ania! Cieszysz się na dzisiejszy mecz?- Igła już przebrany w koszulkę reprezentacyjną chodził z kamerą.
- Oczywiście Krzysiu!
- Jaki wynik typujesz?- Zapytał podejrzliwie.
Udałam zastanowienie.
- Trzy zero.
- Dla?- Dopytywał się.
- Zobaczymy dla kogo…
Chłopaki zaśmiali się. Zbyszek wyszedł z łazienki w samych bokserkach. Gdy mnie zobaczył natychmiast podszedł i przytulił.
- Wszystko dobrze?- Spytałam zmartwiona.
Kiwnął z uśmiecham głową. Był bardzo skupiony, skoncentrowany. Z resztą wszyscy. W tym momencie ich nie poznaję. Zawsze tyle gadają, śmieją się… A teraz są poważni. Podchodzą do swojej pracy jak prawdziwi profesjonaliści. Bo nimi są! Każdy mecz traktują poważnie. I to właśnie w tym momencie widać gołym okiem.
- Pokaż co potrafisz- mrugnęłam do niego odwracając się by odejść. Jednak ten mnie zatrzymał.
- Wygram to dla ciebie- szepnął.
Przestraszona zatkałam mu usta dłonią.
- Nie szarżuj. Bądź sobą. Po prostu.
Cmoknęłam go w usta i wyszłam na halę. A tam już niektórzy kibice siedzieli na trybunach i śpiewali. Wspaniałe jest to, że nawet gdy Polacy grają nie u siebie, kibice dopisują. Są po prostu wspaniali!
W końcu oby dwie drużyny wyszły z szatni i zaczęli odbijać piłkę między sobą. Wybiła godzina dwudziesta i wyszliśmy na środek. Najpierw wysłuchaliśmy hymnu Brazylijczyków. Naprawdę było to imponujące… I nawet nasza mała garstka kibiców potrafiła zaśpiewać głośno nasz hymn. W oczach każdego z zawodników widziałam determinacje.I łzy.
Nasza szóstka to ta co zawsze wybiegła na boisko. Potem był czas na Brazylijczyków.
Gdy zabrzmiał pierwszy gwizdek, rozpoczęliśmy zagrywką.Trudna, wymagająca. Ale rozgrywający idealnie rozegrał do prawego ataku i pierwsza akcja dla rywali. Przez kolejne dwadzieścia minut, szliśmy punkt za punkt. Dopiero przy zagrywce Cichego Pita, zdołaliśmy odskoczyć na trzy punkty. 24:21 dla nas. Zagrywka rywali. Mocna, ale Igła przyjmuje idealnie do Ziomka. A ten wystawia do Możdżonka. Niestety Santos jakimś cudem obronił to a my zaspaliśmy. Wybili po naszych rękach w aut.
Znów zagrywka. Tym razem na Michała Ruciaka. Przyjęcie na 2/3 metr. Żygadło zerknął, gdzie jest blok. I natychmiast podjął decyzję. Na atak do Zbyszka. Ten wyskoczył i uderzył z całych sił.
- Jeest!- zawołałam uradowana aż wstając z miejsca.
Drugi set wygraliśmy 27:25. Niestety trzeci przegraliśmy z takim samym wynikiem dla rywali. Czwarty nie był najgorszy. Jednak musieliśmy rozegrać tie-break.
Stan 10:10. Na zagrywce Bartman. Stanęłam i złożyłam dłonie przy twarzy.
"Dawaj Zbyszku! Dasz radę!...". Spojrzał na mnie gdy rozbrzmiał gwizdek. Uśmiechnął się, obrócił w rękach kilka razy piłkę i wyrzucił ją. Kiedy skakał... miałam wrażenie, że próbuje wznieść sie aż do nieba! Uderzył.
- I tak! Proszę państwa! As serwisowy!- ucieszył się Swędrowski, który siedział za mną ze słuchawkami na uszach.
Uśmiechnęłam sie. Zibi jeszcze bardziej podbudowany, stanął na zagrywce i zdobył kolejny punkt bezpośrednio z zagrywki. Za trzecim razem libero drużyny przeciwnej, wziął na siebie ciężkie przyjęcie. Rozgrywający zagrał przesuniętą krótką. Ale właśnie wtedy nasz Nowakowski popisał się idealnym blokiem.
13:11 dla nas.
Kolejne dwa punkty zdobyliśmy również blokiem. I w taki sposób wygraliśmy mecz!
***
Jak szaleni skakali w kółeczku i się cieszyli. Pierwsza wygrana! Zbyszek natychmiast podbiegł do mnie, chwycił i podniósł do góry śmiejąc się. Objęłam go w pasie nogami, a rekami szyję. Pocałował mnie namiętnie. Oddałam słodki pocałunek. I to właśnie w tym momencie ktoś zrobił nam zdjęcie… Flesze, błyski były skierowane w nasza stronę!
- Dosyć tych czułości!- Podbiegł do nas Igła.- Ja też chcę buziaka! W końcu to ja tu najcieżej haruję na tym boisku!
Zibi postawił mnie na ziemi. A Krzysiek przytulił. Razem wyszliśmy wszyscy do szatni. Andrea powiedział kilka słów. Potem na hali pomogłam pozbierać rzeczy fizjoterapeutą.
Gdy szłam z jedną z walizeczek leków usłyszałam głos mojego chłopaka.
-… Tak, oczywiście. Cieszymy się z wygranej. Wiemy jednak, że to dopiero pierwszy mecz! Staraliśmy się bardzo i widać to się opłaciło.
- A co powiesz na temat tej pięknej pani psycholog, która dołączyła do was niedawno?
Bartman się śmieje.
- Dobrze się z nią pracuje. Pomogła nam dzisiaj bardzo, jesteśmy jej bardzo wdzięczni.
- Łączy cie coś z nią? Ta sytuacja po meczu… no zaskoczyła chyba nie tylko mnie.
- Pozwolisz, że nie wypowiem się na ten temat…
Dalej nie słuchałam. Nie chciałam wiedzieć jak broni się przyznać przed światem, że jestem jego dziewczyną. Bo jestem?
Wróciliśmy do hotelu późno, ale wesoło. W pokoju już w piżamie leżałam pod kołdrą i miałam zamiar iść spać. O dziwo jeszcze Gabrysi nie było. Pewnie z Kosą się bawi. Zgasiłam światło i zamknęłam oczy. Nagle drzwi sie otworzyły. Myślałam, że to Gabi wróciła. Jednak stwierdziłam, że to nie ona bo jakaś postać stoi nade mną i mnie obserwuje. Nie ruszałam się, nadal miałam zamknięte oczy. Próbowałam oddychać miarowo, żeby ten ktoś myślał że śpię.
Kucnął przede mną i patrzył na mnie. Widziałam jego twarz w lekkim świetle z okna. To nie był Zbyszek.
---------------------------------------------------
Cześć ;*
Taki rozdział dodaję... chyba trochę mało ciekawy, ale wybaczcie. Nie mam dziś głowy do poprawiania i dopisywania.
Mam nadzieję, że Wam lepiej minął dzisiejszy dzień niż mnie :c
Zachęcam do czytania dalszych rozdziałów :)
Wczoraj Sovia przegrała w LM ;c Przykro jest mi strasznie. Ale teraz najważniejsze jest to, żeby wygrali w Rzeszowie z Paris Volley :) Trzymajmy za chłopaków kciuki!
Dobranoc ;*
I co ten Zbyszek najlepszego narobił, co?! ;/ Teraz będzie musiał się ostro tłumaczyć.
OdpowiedzUsuńNo i jeszcze Tomek ;/ Mam nadzieję, że nic jej nie zrobi i da jej święty spokój...
Coś czuję, że Zibi'ego czeka poważna rozmowa ;) Czekam na dalszy ciąg ;3 Pozdrawiam! :)