piątek, 20 grudnia 2013

LV



Leżałam nadal nieruchomo. Czułam, kto to jest. Ale nie chciałam tego przyjąć do świadomości. Dopiero gdy jego twarz znalazła się blisko mojej, nagle ożyłam. Poruszyłam się niespokojnie i otworzyłam oczy.
- Co ty tutaj robisz?- spytałam udając zdziwienie.
- Przyszedłem porozmawiać…
- Mówiłam ci już, nie mamy o czym!
Usiadłam na łóżku i oświeciłam lampkę nocną.
- Chociaż mnie wysłuchaj…
- Czy ty musisz wszystko komplikować?! Daj mi żyć!- Podniosłam nieznacznie głos. – Zostaw mnie w spokoju, jedź z powrotem do Polski i nie odzywaj się do mnie.
- To nie jest łatwe… Nie potrafię… Uwierz, że próbowałem. Specjalnie przyjechałem do Rzeszowa, żeby z tobą porozmawiać…
- Wyjdź stąd!- Rozkazałam i nagle wstałam, wskazując mu drzwi.
Spuścił głowę i również wstał z pozycji klęczącej.
- Dobrze. Ale uwierz, kiedyś jeszcze będziesz chciała być ze mną!...
Odwrócił się i wyszedł. Odetchnęłam głęboko i podeszłam do okna. Już było ciemno. Na niebie kilka gwiazd… nic więcej. Po chwili znów usłyszałam otwierające się drzwi i czyjeś kroki.
- Tomek, mówiłam idź stąd!- wrzasnęłam wkurzona.
- Coś się stało?
Natychmiast się odwróciłam. Za mną stał Kurek.
- Co tutaj robisz?- zdziwiłam się.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Uśmiechnęłam się słodko i podeszłam bliżej.
- Wszystko okej- udałam.- Co cie do mnie sprowadza?
- Nie wierzę ci.- Stwierdził.
- O, ujawniłeś się!- zażartowałam.
Nadal staliśmy na swoich miejscach. Ale on nie odpuszczał.
- Dlaczego myślałaś, że ja to Tomek?- był podejrzliwy. Jestem pewna, że jakby wiedział prawdę, już Bartman by o tym się dowiedział.
- Był przed chwilą i prosił o… pomoc w uporządkowaniu swoich papierów… tez jest psychologiem.
A nawet cała rodzina- dodałam w myślach. Nadal nie był przekonany, ale dał sobie spokój.
- Odwiedzam cię! I mam propozycję nie do odrzucenia!
- Mam się bać?
Zaśmiał się i usiadł na łóżku Gbai.
- Za minutę wejdzie Igła. I…
- O, tu jesteście!
Nie dokończył, bo Libero właśnie wpadł do pokoju zamykając z trzaskiem drzwi.
- Trochę tu ciemno… Co wyprawiacie?- spojrzał na nas podejrzliwie.
- Rozmawiamy Krzysiu- uśmiechnęłam się.- Podobno macie do mnie jakąś sprawę?
- Nooo… w pewnym sensie tak…
Oho, coś poważnego.
- Sprawa niecierpiąca zwłoki?
- Tak.         
- Życia i śmierci?
- Raczej kasy i dumy- zakpił Kuraś.
- Do rzeczy panowie!
I po chwili wszystko mi wyjaśnili. Założyli się. A ja im miałam niby pomóc… Cóż, mogłam to zrobić.
- Ale za codzienną kawę do łóżka- uśmiechnęłam się szyderczo.
Przez chwilę mieli kwaśne miny i spoglądali na siebie.
- Doobraaa…- Igła był ostrożny.- Ale podkreślam, jeżeli tylko i wyłącznie się uda! Bo jeżeli nie, nie ma kawy!
Kiwnęłam głową. I zapoznałam się z planem A i B.

Gdy rano wyszłam z pokoju, nikt jeszcze nie wstał. Miałam ochotę pobiegać. Tak, pobiegać. Od dawna tego nie robiłam. Z moją nogą jest chyba jak na razie wszystko okej. Musze ją trochę potrenować, bo się zastoi. Ubrana w dres, założyłam kaptur na głowę i wyszłam z hotelu. Postanowiłam przebiec się po kawy i z powrotem. Poranek wbrew pozorom nie był ciepły. Szósta rano to wczesna pora. Zastanowiłam się nad planem Igły. Założyli się o Kubiakiem o głupią rzecz! Ale chciała pomóc. I jednej i drugiej stronie, czego Krzysiu nie wiedział.
Biegłam tak dziesięć minut, bardzo powoli. W końcu stanęłam przed kawiarnią. Weszłam i stanęłam przy ladzie. Zamówiłam sześć kaw, a właściwie siedem. Zabrałam je ze specjalnym pojemnikiem, i ruszyłam truchtem do hotelu.
Kiedy wjechałam windą na odpowiednią wysokość, zobaczyłam Tomka. Przechodził właśnie. W jednej chwili chciałam znów zamknąć drzwi windy. Ale były zbyt powolne. Zanim się obejrzał, schowałam głowę głęboko w kaptur.
- Ania!
Dupa, zauważył mnie. Westchnęłam i wyszłam z windy.
- Cześć- bąknęłam.
- Gdzie byłaś?- spytał. Był dość… radosny.
- Po kawy. Przepraszam, ale śpieszę się.
Zostawiłam go w tyle i szybko zamknęłam za sobą drzwi od pokoju. Głośno westchnęłam. Z ulgą.
- Przed kim się kryjesz?- spytała mnie przyjaciółka.
Przestraszyłam się i aż podskoczyłam.
- Jezu… musisz mnie tak straszyć?!- zarzuciłam jej.
- To przed kim się kryjesz? Wyglądałaś, jakby właśnie cie tornado minęło…
- Bo to było tornado, uwierz…
Zrobiła zdziwioną minę i wróciła do swojego zajęcia. Czytała książkę, nawet nie zwracam uwagi jaką.
Dostałam sms’a. Wzięłam telefon z szafki.
„Przygotuj się”.
„Ja jestem gotowa! xd”
I tak sobie rozmawiałam z Krzysiem, który leżał sobie w pokoju obok na łóżku.
W sumie moja rola w tym wszystkim jest niewielka… Ale skoro tak ważne… Niech się dzieci cieszą.
Przebrałam się szybko w świeże ciuchy i razem z kawami w ręce i Gabi z boku, zjechałyśmy na stołówkę. Mieliśmy wynajętą na ósmą, tylko my.
Weszłyśmy szybko bo wszyscy już siedzieli i niektórzy jedli. Stoliki były dosyć duże… Sześć osób przy jednym się mieściło. Ale my dostaliśmy specjalne siedziska. Jeden wielki, okrągły stół na wszystkich siatkarzy a drugi dla sztabu.
- O, są nasze zguby!- Zawołał Możdżon.
- Jeszcze się nie zgubiłyśmy! Musiałam z Igłą pogadać…
I wtedy zauważyłam Libero siedzącego obok Jarosza i Zbyszka. Patrzyłam na niego zaskoczona.
- Jak?...
- To jest Igła, skarbie- wytłumaczył mi szybko Bartosz.- Jego jest wszędzie pełno!
- No tak… I wszystko jasne!- Prychnęłam. I spojrzałam groźnie na Bartmana.- A z tobą to sobie jeszcze porozmawiam!
- Uuuuu…- zachichotał Winiarski.- Zibi… podpadłeś Ance… Będzie lanie…
- Na kolanie!- dokończył Kosok.
Usłyszeliśmy głuchy śmiech siatkarzy. Usiadłam i zauważyłam, że jedno miejsce jest puste. Nie było Tomka.
- A co ja niby takiego zrobiłem?- zdziwił się.- Mam się bać?
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale ktoś inny mnie wyręczył. Kuba.
- Tak. Ja bym się bał na twoim miejscu!
Uśmiechnęłam się szeroko i wzięłam kanapkę z serem.
- Dziku?- wtrąciłam.
- Czego?- zamruczał.
- Nadchodzi trening Anastasiego!
Wkurzony zrobił naburmuszona minę.
- A co byś powiedział na to…  Założymy się, że w ciągu kilku sekund poprawi ci się humor?- Zmrużyłam oczy przegryzając chleb.
Zainteresowany nachylił się nad stołem.
- O co?
- Uwaga, uwaga!- Igła już włączył kamerę.- Walka kogutów! Nie… walka Dzika z Anką!
- To się nie może skończyć dobrze…- westchnął  Paweł Zagumny.
No to teraz czas zacząć akcję!
- Jeżeli uda mi się ciebie ucieszyć… jeżeli się uśmiechniesz w ciągu minuty i poprawi ci się humor…
- No, gadaj wreszcie!- popędzał mnie zbulwersowany Kubiak.
- … to wtedy ściągniesz koszulkę przed publicznością na wygranym meczu… i wykrzyczysz: Niech żyją Dziki…
Zapomniałam słów. Co ten Igła mi gadał?! Spojrzałam na niego. Jakoś dziwnie mi podpowiadał ruchem warg… Musze coś sama wymyślić.
- … kocham żołędzie!
Trochę wyszło mi to bez sensu, ale okej. Teraz zauważyłam, że wszyscy ciekawie patrzą na nas przy stole i nachylają, żeby dokładnie widzieć nasze miny.
- No okeeej… a nie może być inny tekst? Albo… przynajmniej bez ściągania koszulki…
- Chcesz to możesz spodenki, ja nie wnikam… Fanki będą zachwycone!
Siatkarze zaryli śmiechem.
- No dobra! Ale! Jeżeli ja wygram, to co?
- Noszę ci kawę do końca tych rozgrywek.
- Ej, to nie far !
- Nie marudź tylko się odpręż. Zamknij oczy i nie patrz… Ziomek, weź ty go tam przypilnuj…
Łukasz wykonał moje polecenie. Wstałam cicho, wzięłam kubek kawy i podeszłam do niego od tyłu.
- Otwórz buzię…
- Hej, nie! Bo jeszcze mnie otrujesz!...
- Otwieraj japę! I nie marudź!...- wrzasnął podekscytowany Krzysiu, który z kamerą znalazł się tuz obok mnie.
Kubi przestraszony otworzył usta. Przytknęłam mu do nich kubek z gorącą kawą. Zaskoczony aż drgnął. Jego wargi zadrżały, kiedy poczuł ten zapach...
- Odliczaj- szepnęłam do Marcina.
A w momencie, gdy Magneto wskazywał palcami, że odlicza… przechyliłam naczynie. Michał poczuł pyszna kawę i… uśmiechnął się.
- Patrzcie jak się zaczerwienił z podekscytowania!- zachichotał Zbyszek.
- Wprost rozpromienił się!
- Ha ha! Mam to!- ucieszył się Igła i przybił mi piątkę.
Chłopaki nie wiedzieli,  co chodzi. Tylko Kuraś był wtajemniczony. Kubiak z nabożna czcią, odebrał mi kubek i poszył przed sobą na stole.
- Tego mi było trzeba… kofeiny!- rozpromieniony patrzył na kawę.
- Pamiętaj o naszym zakładzie.
Teraz dopiero zrozumiał, co zrobił.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy jakikolwiek mieli…- udawał przygłupa.
- Mam to na taśmie!- pogroził Ignaczak.
Kubiak zrezygnowany podejrzliwie na nas spojrzał. Ale my śmiejąc się, wróciliśmy do jedzenia śniadania.  Przyszedł Tomek i usiadł obok mnie. Powiedzieliśmy sobie dzień dobry. Nieznacznie zbliżyłam się do Zbyszka. Nie rozmawiałam z blondynem o niczym. Jadłam w ciszy. A potem wstałam i poszłam.

Zbyszek.
Wyszła tak nagle. Niby zjadła, ale widziałem, że coś jej nie pasuje. Zostawiłem posiłek w spokoju i szybko za nią wybiegłem. Udało mi się wślizgnąć jeszcze do windy, choć drzwi już prawie były zamknięte.
- Czemu tak szybko wyszłaś?- spytałem niby to obojętnie.
Wzruszyła tylko ramionami.
- Zjadłam, więc wyszłam.
- Miałem wrażenie, jakbyś chciała jak najszybciej stamtąd zniknąć…
- Wydawało ci się- zbyła mnie.
No i co ja mam powiedzieć? Coś jest na rzeczy. Ale skoro nie chce mi powiedzieć…
- Chciałaś o czymś ze mną porozmawiać?- przypomniało mi się.
Akurat dojechaliśmy na miejsce, więc wyszliśmy na korytarz. Szedłem za nią do jej pokoju. Usiadła na swoim łóżku i czekała aż dołączę. Nie powiem, przestraszyłem się troszkę, o co jej może chodzić. Więc szybko zamknąłem drzwi i usiadłem obok niej.
- O co chodzi?- spytałem lekko podenerwowany.
- Po wczorajszym meczu usłyszałam twój wywiad… Na Internecie są plotki… Coś ty nagadał?!
Szczerze, przez chwilę nie miałem pojęcia o czym mówi. Ale zaraz potem skojarzyłem.
- Na nasz temat nic- przyznałem.- Nawet się nie wypowiedziałem.
Spojrzała na mnie swoimi pięknymi niebieskimi oczami… i zmiękłem. Po prostu się rozpuściłem.
- Czy coś źle zrobiłem?- dopytywałem się.
- Chodzi o to, że… no nie możemy się pokazywać jak na razie publicznie! Ja tu pracuję! Nie mogę flirtować z siatkarzem! Wiesz jakie będą plotki?! Już nawet o nie nie chodzi! Ale o to, że twoja i moja opinia wśród ludzi nie będzie już na takim poziomie na jakim jest teraz.Możemy mieć oboje kłopoty
- Czy ty coś sugerujesz?- zmartwiłem się.
- Wczoraj zrobili nam zdjęcia. Pocałowałeś mnie na tle kamer!- była zła, to widać i czuć na kilometr.- Obiecaj, że już tego nie zrobisz.
- Mam cie nie całować?!- mój głos zrobił się piskliwy, przerażony. A nawet można było usłyszeć w nim cień zawodu.- I ty myślisz, że ja wytrzymam?!... Aniu, ja sfiksuję!
- Oj, dobrze wiesz o co mi chodzi…- trochę spuściła z tonu.- I nie żartuj sobie w takiej sytuacji. Po prostu obiecaj, że będziemy wśród kamer na dystans.
- No chyba nie chcesz powiedzieć, że tak już zawsze!- protestowałem.
- Nie. Tylko dopóki jestem twoim psychologiem. Moja reputacja może legnąć w gruzach…
Rozumiałem dobrze, co ma na myśli. Wiem, o co jej chodzi.
- Dobrze, kochanie. Ale nie obiecuję, że mi się to uda.
Uśmiechnęła się. Nie mogłem się powstrzymać i ją pocałowałem. Te usta same kusiły… Położyliśmy się obok siebie na jej łóżku i razem wtuleni w siebie, całowaliśmy się.
- A te gołąbeczki znowu razem w łóżeczku!...- głos Krzysia był bardzo donośny.- Żyć bez siebie nie mogą!
Zaśmialiśmy się. Mieliśmy czas wolny do obiadu. Potem siatkarze mieli trening. A jutro mecz!
Nagle rozległ się dzwonek telefonu „ Kocham cie kochanie moje…”. Zachichotała, kiedy okazało się, że to komórka Igły. Odebrał.
- No cześć, kochanie!- uśmiechnąłem się.- A jakoś żyjemy, właśnie jestem po śniadaniu… no zjadłem.
- Pantoflarz…- zadrwiłem. Trzepnęła mnie w ramię na co zareagowałem śmiechem.
- A jak dzieci?- Igła uśmiechnięty od ucha do ucha słuchał skarg żony.- Nie… na pewno nie! Podaj no mi go… Seba? Chłopie, co żeś narozrabiał znowu? Co rozmawiam z mamą to słyszę skargi… aha! No ale należało mu się? Hahahhahaha… eghm…- odchrząknął udając na powrót poważnego. – Ale wiesz, że nie można?!... Masz go przeprosić! Tak… podaj mamę.
Ciekawy monolog swoją drogą, pomyślałem.
- No, załatwione! Trzymaj się, buziaczki dla Dominisi.
I się rozłączył. A potem wybuchł śmiechem.
- Co się tak bawi, Krzysiu?- spytała Gabrysia, która właśnie weszła do pokoju.
- Nic... właśnie mój syn wybiera się do szkoły… a wczoraj uderzył kolegę, który go przezywał.
- To twoim zdaniem dobrze?- oburzyła się Ania.
- Nie… ale ja już widzę minę tego Skalskiego…
Trząsł się ze śmiechu. Nie rozumiałem, dlaczego. Chociaż… pewnie utarczka z ojcem kolegi Sebka… no i bam!
- Idioci…- westchnęła Gabrysia i wzięła do ręki torebkę i zwróciła się w stronę drzwi.
- A ty dokąd?!- zdziwiła się moja dziewczyna.
- Do Honolulu mały straszyć!- zachichotała i wyszła.
- Pewnie z Grzesiem- stwierdziła Anka.- A może, my tez gdzieś pójdziemy?
- Jestem za- odezwał się Igła.
- To było pytanie do mnie Krzysiu- oświeciłem go.
- A to przepraszam, panie ZB9… Ulotnię się i zostawię was samych w namiętnej chwili… przepełnionej miłością, radością i… zabawą…
- Brzmisz jak książka typu: „romantyzm, coś dla kobiet”.
- No ja takich rzeczy niestety nie czytajam- powiedział wycofując się.- Ale zapytaj Jarosza, on ci doradzi jaką najlepiej romantyczną przeczytać. Idealna dla ciebie! Może czegoś cie nauczy…
I wybiegł, gdy tylko się podniosłem żeby uderzyć w niego poduszką.
- Spokojnie, dla mnie i tak jesteś bardzo romantyczny- powiedziała Ania z miną mówiącą: „Jak uwierzysz – to dobrze. Gorzej, jak nie. Bo będę musiała cie przekonywać”.
- Serio jestem aż taki zły w tej sprawie?- nie dowierzałem. Nie odpowiedziała, więc szybko podjąłem decyzję.- Dziś o osiemnastej, po moim treningu zabieram cię gdzieś.
- Gdzie?- zainteresowała się.
- A… niespodzianka! Ładnie się ubierz- uśmiechnąłem się.
I wyszedłem.

Anka.
Ciekawa byłam co wymyślił. Poszłam na trening z nimi, żeby choć trochę coś wydusić z niego. Ale milczał jak grób. Potem wzięłam szybki prysznic. Gabi przyszła, gdy stałam w ręczniku przed szafką i grzebałam w rzeczach.
- Czego szukasz?- spytała mnie ciekawa.
- Czegoś… ładnego, seksownego… eleganckiego, strojnego ale łagodnego…
- Sukienka- stwierdził.- Tylko po co ci?
- Zbyszek gdzieś mnie zabiera… powiedział, żebym się ładnie ubrała.
Zmarszczyła brwi. Znaczy, że nad czymś się  zastanawia.
- Coś musiało na ta decyzje wpłynąć- stwierdziła szybko.
- Uważa, że jest mało romantyczny.
- No raczej ty!
- Nie prawda… chociaż jest to moim zdaniem za mało…
- Oj, przekonasz się. Dziewczyno!
Szybko ubrałam jej zielone spodenki i do tego elegancką bluzkę. Wyszłam przed hotel punktualnie o 18. Zbyszek już czekał. Podjechał samochód, a Zibi otworzył przede mną drzwi, więc weszłam. Usiadł na miejscu kierowcy, a człowieka odprawił.
- Gdzie jedziemy?- spytałam.
- Zobaczysz!
Jechaliśmy pół godziny, dość szybko bo ponad 100km/h. Cud, że nas policja nie złapała! Pomału znikały budynki, miasto. Robiło się cicho, spokojnie i jakoś tak przestrzennie…
Zatrzymał samochód na poboczu, wyszedł i otworzył przede mną drzwi. Wysiadłam. Rozejrzałam się. Byliśmy na tak zwanych obrzeżach miasta… jakiś park. Tylko, że zamknięty.
Zbyszek odszedł z tyłu do samochodu. Spojrzałam, co tam robi. Jakie było moje zdziwienie, kiedy wyciągnął z bagażnika wielki koszyk.
- Jedzenie?- spytałam.
- Chodź!- chwycił mnie za drugą rękę i udaliśmy się w stronę bramy zamkniętego parku. Swoją drogą, dlaczego on był zamknięty? Tego dowiedziałam się później. Zbyszek otworzył drzwi i wkroczyliśmy na chodnik, który prowadził gdzieś… Szliśmy kilka minut. Serce waliło mi jak oszalałe. Może nie ze strachu, ale z podekscytowania już bardziej.
- Zamknij oczy- rozkazał. Zrobiłam jak kazał. Szliśmy dalej, ale ja podglądałam.- No nie otwieraj oczu!- śmiał się. W końcu sam mi je zasłonił. Nagle przystanęliśmy.- Poczekaj… już!
Zdjął rękę z mojej twarzy i moim oczom ukazał się wspaniały obraz!
- Wow…- tylko tyle zdołałam z siebie wydusić. Park ten był wspaniały! Drzewa, kwiaty… nawet pachniało maciejką! Kręciłam się dookoła i wdychałam wspaniały zapach. Dopiero po kilku minutach zauważyłam, że Zibi rozłożył koc i… lody!- Skąd miałeś klucz? Jakim cudem?...
- Cii…- powiedział i zbliżył się do mnie. Położył mi palec na ustach. Potem zasłonił oczy i podprowadził pod kocyk. – Nie tylko są lody- wyszczerzył się.
Teraz zauważyłam, ze stoją również dwa kieliszki i szampan… Plus truskawki!
- Skąd wziąłeś truskawki? Kiedy?
- Niespodzianka- uśmiechnął się i pocałował mnie namiętnie.
Potem okazało się, że to nie koniec niespodzianek. Gdy zjedliśmy lody, nagle opryskała mnie woda. Ciepła woda! Teraz dopiero zauważyłam małą fontannę, która skrywała się za drzewem.
- Proszę…- chłopak włożył mi do ust truskawkę i sam napił się szampana.
- Przecież ty prowadzisz!- przypomniałam mu.
- Mamy zorganizowanego szofera- mrugnął do mnie.
Z miłością na niego spojrzałam. On na mnie też.
- To jest piękne, Zbyszku…- szepnęłam i oparłam się o jego tors.- Takie piękne…
- Czyli jestem romantyczny?- spytał unosząc brew.
- Bez dwóch zdań. Wygrywasz nawet z Kubą!- zaśmiałam się na co mi zawtórował.- Kocham cie, Zbyszku.
Powiedziałam to szczerze i najpiękniej jak umiałam.
- Ja ciebie też kocham, Aniu. Pamiętaj  o tym- i dał mi całusa w włosy. A potem zaciągnął się 
Moim zapachem szamponu. – Uwielbiam twój zapach. Jesteś najważniejsza w moim życiu.

Gdy wróciliśmy do hotelu, wszyscy już spali smacznie. Tylko Gabrysi w pokoju nie było. Pewnie z Grzesiem gadała, albo coś. Szybko wzięłam prysznic, ubrałam się w piżamę i próbowałam zasnąć. Ale nie było łatwo po takiej przygodzie! W życiu nie zapomnę, co ten mój Zbychu wymyślił… zaczarował mnie na maksa! Kocham go przez to jeszcze bardziej. Trzydzieści minut później drzwi do pokoju się otworzyły. Myślałam, że to Gabi więc nawet się nie poruszyłam. Ale nagle ktoś usiadł na skraju mojego łóżka. I to nie była kobieta. Mężczyzna! Prawie krzyknęłam gdy się zorientowałam. Pomyślałam, że może to Zbyszek. Ale przecież już od progu poznałabym jego wodę kolońską…
- Nie bój się.
Tomek. Oświeciłam szybko lampkę nocną.
- Po co tu przyszedłeś?- Szepnęłam.
Nie mogłabym krzyknąć bo mój głos się załamał.
- Chciałem porozmawiać. Całe dwa dni mnie omijałaś szerokim łukiem. Nie pozwalałaś dojść mi do głosu…
- Wyjdź stąd. Nie chcę cie słuchać.
Westchnął i chwycił moją rękę swoją dłonią. Machinalnie wyrwałam się mu.
- To naprawdę nie moja wina, że nie mogę cie zostawić. Zapomnieć tak z dnia na dzień…
- Tak się składa, że musisz. Ja nic do ciebie nie czuję!- Usiadłam szybko w nogach łóżka i oparłam się o ścianę. Przynajmniej w taki sposób trochę się od niego oddaliłam.
- A do Bartmana?
- Zrozum, że on jest dla mnie najważniejszy. Daj mi spokój!
Ale on nie dawał za wygraną. Siedział, a nawet zbliżył się trochę. Mimowolnie po moim ciele przeszły dreszcze. Cały czas pamiętam tamto zdarzenie… Ale on, raczej nie jest zły.
- Czy możesz stąd wyjść!- Raczej rozkazałam niż zapytałam.
- Daj mi chociaż posiedzieć w twoim towarzystwie… Ja na serio nie potrafię dalej udawać…
Z pozycji siedzącej przeszedł na klęczącą. Obok mnie. Nachylił się i chwytając moją rękę patrzył na mnie błagalnie. Nie widziałam w jego oczach złości, zapalenia. Nie chciał mi zrobić nic złego. Serio mnie kochał!
- Mógłbym powtarzać to cały czas. Kocham cię…
I mówił to kilka razy. Zbliżał się w tym czasie swoimi ustami do moich. A ja zamiast go odepchnąć, siedziałam jak struna. Bałam się.
- Anka?...
Usłyszałam szept. A może jednak nie? To był załamany szept. Ton głosu, załamany i niedowierzający, którego nigdy nie zapomnę…
Zły, podszedł szybko i odciągnął Tomka ode mnie. Ten wstał. Zibi przyłożył mu pięścią w twarz. Z jego nosa poleciało trochę krwi. Potem siatkarz spojrzał na mnie wzrokiem… Zrozpaczony, niedowierzający, zagubiony i… zraniony.
- Zbyszek!- Wrzasnęłam łamiącym się głosem.
Jednak siatkarz już wybiegł z pokoju. Wstałam szybko i wyszłam na korytarz. Rozejrzałam się.
- Zbyszek!- Wrzasnęłam znów, zrozpaczona.
Ale jego już nie było. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Wróciłam wkurzona do pokoju.
- Ty idioto skończony!- Dałam z liścia chłopakowi.- Wypierdalaj z mojego pokoju!
Trzymał się za policzek i spojrzał na mnie smutno.
- Prz- przepraszam. Ja na…
- Spadaj!
Bez słowa więcej wyszedł cicho. A ja wpadłam do każdego pokoju z siatkarzy, którzy jeszcze nie spali. Szukałam jednego, mojego kochanego Zbyszka. Jednak nigdzie go nie było. Chłopaki byli zaniepokojeni. Słyszeli mój krzyk. Sprawdziłam nawet przed budynkiem, nigdzie go nie ma.
Zabrałam komórkę i wybrałam z kontaktów numer Bartmana. Wcisnęłam zieloną słuchawkę. Nie odbierał. Dzwoniłam pięć razy. Za szóstym nagrałam mu się na pocztę głosową.
- Zbyszek… To nie tak jak myślisz… Proszę, oddzwoń! Wytłumaczę ci wszystko. Daj mi szansę…
Rozłączyłam się i usiadłam na łóżku.
- Kurwa mać!- Krzyknęłam z rozpaczy i tej bezsilności.
Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. W końcu przeszło to w szloch. Położyłam twarz na poduszce, nosem i ustami do pościeli. Najchętniej w tym momencie udusiłabym się.  




-----------------------------------------------------

Siema!
No to jest i kolejny! Jak się podoba?  Dość długi mi się zdaje...

Brawa dla Resovii! Dobrze im idzie w LM i PL :) Oby tak dalej i jeszcze lepiej!
Za to bardzo mnie denerwuje ta gadka na Messiego i jego ojca :c Ludzie są idiotami i zawsze muszą sie do czegoś przyczepić! -,-
A propos Messiego i Barcy... widziałam w Empiku jakiś tydzień temu kalendarz z Barcelony... Kurde chciałam wczoraj kupić to już nie było :c Jestem z tego powodu wściekła i załamana. A dobiło mnie to, że w Giga Sport była dalsza część plakaty Barcy, a ja nie mam 1 części ;c Musze teraz czatować na kolejną :) Szkoda że nie mam jak kupić kalendarza z Resovii...
Wie może, gdzie można taki kupić? Z Sovii?

Już niedługo święta! :D Prezenty kupione? Ja w ogóle ie jestem gotowa gdzieś na ten rok... Dziś w szkole poczułam dopiero tą atmosferę świąt ale szybko się ulotniła :c

Możliwe, że kolejny rozdział dodam jeszcze w święta :) 

Mimo tak długiego wolnego, ja i tak będę musiała się uczyć :/ eh, życie... jakoś przeżyję :)

Jakbym nie dodała w poniedziałek lub wtorek, olejna część za tydzień w piątek.
 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz