sobota, 28 grudnia 2013

VLII



Kolacja nie była smutna. Humory wszystkim się poprawiły. No, prawie wszystkim. Siedziałam smutna i nieobecna przy stole. Jedna jedyna mała kanapka leżała na moim talerzyku. Nawet jej nie tknęłam.
- Uśmiechnij się…- szepnął mi do ucha Winiarski.- Dla mnie… proszę…?
Lekko podniosłam wargi. Pochwalił mnie za to i wrócił do jedzenia. A ja do swojej dawnej miny. Teraz zauważyłam, że cały czas patrzę w jednym kierunku, w kierunku drzwi. Zbyszka jeszcze nie było. Miałam nadzieję, że przyjdzie i zdołam z nim porozmawiać…
Ale kiedy wszedł nawet na mnie nie spojrzał. Usiadł jak najdalej i tyłem do mnie. Znów zachciało mi się płakać. Żeby się powstrzymać spuściłam głowę i pozwoliłam, żeby włosy opadły na twarz zakrywając ją.
- Aniu…- Gabrysia chwyciła mnie za rękę.- Proszę.
Pokiwałam głowa i wstałam. Nie miałam zamiaru dalej tu siedzieć. Wyszłam jak najszybciej i udałam się do windy. A ta zawiozła mnie na odpowiednie piętro. Wtedy wparowałam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Do oczu napłynęły mi łzy i już po chwili spływały po policzkach.

Gabrysia.
- Nie możemy tak tego zostawić- powiedział Igła.- Oni się wykończą.
- Rozmawiałem już ze Zbychem… ale on mnie nie słucha. Wiecie, jaki jest…- Kubiak spuścił głowę.
- Zróbmy coś, cokolwiek- powiedziałam.- Pogadam z nim. Może coś mu wybiję z tego pustego łba- westchnęłam.- A wy myślcie, co możemy innego zrobić żeby ich pogodzić. Muszę zobaczyć, co z nią…
Wstałam i szybko udałam się do naszego pokoju. Zastałam Ankę leżącą na podłodze. Patrzyła w sufit, bez życia. Założyła dłonie na klatce piersiowej i leżała. Podeszłam i uklęknęłam przy niej. Na policzkach zauważyłam zaschnięte łzy.
- Aniu… czy wszystko dobrze?- spytałam ostrożnie i niepewnie położyłam rękę na jej ramieniu. Nie odpowiedziała. Nawet na mnie nie spojrzała. Totalna załamka. Jak ja jej mam pomóc?!- Anka, nie możesz tak leżeć i nic nie robić… Musisz próbował mu to wyjaśnić… on zrozumie, tylko mu powiedz…
- Czy dobrze?- spytała czysto teoretycznie. Jakby dopiero teraz usłyszała pytanie, które zadałam jej przed kilkoma minutami. Obróciła głowę w moja stronę i spojrzała mi w oczy.- Jak może być dobrze, skoro nie jest nawet ciut dobrze? Myślisz, że łatwo jest?
Dalej nic nie mówiła tylko powróciła do dawnej pozycji i leżała. Kolejna łza spłynęła po jej policzku.
- Kochanie… nie przejmuj się… wszystko się wyjaśni… zobaczysz, jeszcze wszystko wróci do normy…
Nic nie powiedziała na to. Jej wzrok był nieobecny. I właśnie w tym momencie podjęłam decyzję.
Minutę później siedziałam w pokoju siatkarza na krześle i czekałam na niego. Kubiak jako drugi lokator, postanowił mi towarzyszyć aż do przyjścia Zbyszka. Kiedy ten wszedł Kubi poszedł.
- Co tu robisz?- zapytał zdziwiony. W nim tez nie było życia. Poruszał się jak duch. I tak tez wyglądał.
- Muszę z tobą porozmawiać. Siadaj.- Zrobił co kazałam wiec przeszłam do rzeczy.- Chodzi sam wiesz o co. Musisz mnie wysłuchać…
- Nie mam zamiaru. Powiedziałem już Ance, co myślę. Opowiem ci historię… Zrozpaczona po wypadku chłopaka, poznała naiwnego siatkarza. A ten idiota się w niej zakochał. Myślał, że gdy ona mówiła ‘ kocham cię’, że te sowa były prawdziwe. Ale kurwa nie… to było tylko gówno warte pieprzenie, które miało zamydlić mu oczy. Debil, jak to debil robił wszystko co mógł. Myślał, że to prawdziwa miłość. I szczera. Ale kiedyś nakrył ją z innym facetem. Okazało się, że to wszystko gówno prawda. Że ona tylko się nim zabawiła do cholery! Żeby zapomnieć, wykorzystała innego…
- Zibi… to nie tak…
- Wyjdź. Nie chcę już słyszeć ani słowa o niej. Musze się z niej wyleczyć…
Nie mogłam tam siedzieć i prosić żeby mnie wysłuchał. Wyszłam z powrotem do siebie. Ania nie zmieniła swojej pozycji.

Zbyszek.
I co ona sobie kurwa myślała? Że dam się nabrać?! Nasłała przyjaciółkę, żeby mnie przekonała. Żebym wrócił… Nie mam nic przeciwko. Ale ona znów mnie wykorzysta. Bo mimo, iż wiem, że ona … to nadal ją kocham. Tak cholernie ją kocham! I nie jestem w stanie ugasić pragnienia, żeby pobiec do niej, przytulić i wykrzyczeć:
- Aniu… Kochana Aniu… Nic się nie stało! Kocham cie, i nic tego nie zmieni!
Chciałbym, ale nie potrafię. Zacisnąłem powieki, bo łzy zaczęły wlatywać mi do oczu.
Pamiętam, jak ją pierwszy raz zobaczyłem… Pomyślałem wtedy „Ale laska…”. Równie dobrze pamiętam, jak ja podwiozłem do tego szpitala i jak potem się sprzeczaliśmy… Nazwała mnie Gargamel- uśmiechnąłem się na to wspomnienie. A ja ją żmija… może to było trafne określenie? Nie! Ona już nigdy nie przypominała mi żmii … Od któregoś momentu stała się dla mnie piękną księżniczką nie do zdobycia… Przypomniał mi się wieczór, kiedy pierwszy raz powiedziała Kocham cie.
W moim gardle powstała ciężka gula, której nie potrafiłem przetrawić. Obraz, gdy biegliśmy razem w parku… przypadkiem na nią wpadłem… Przed oczami miałem jej twarz… uśmiechnięta, zaróżowiona…  szczęśliwa.
Rozpłakałem się. Nie potrafiłem nie myśleć o niej. Do tego ten przegrany mecz… To moja wina. Nie pomogłem drużynie. A powinienem… Ale nie byłem w stanie.
- Wszystko dobrze?
Kubiak wpadł do środka i zastał mnie w takim stanie…
- Tak.
- Nie pierdol!
- Co mam ci powiedzieć? Kurwa, żal mi. Żal mi siebie.
- Nie możecie się pogodzić? Zibi, ona cie kocha! Właśnie płacze.
- Płacze, bo zrozumiała coś. Zrozumiała, że straciła chłopaka, którego jeszcze nie do końca wykorzystała.
- Idioto skończony, nie widzisz tego?! Człowieku, ona tęskni. A ty jesteś w totalnej rozsypce. Schowaj dumę do kieszeni i idź do niej.
- A ty co, ojcem moim jesteś?! Nie będziesz mi mówił, co mam robić!
Wstałem i wyszedłem zamykając z trzaskiem drzwi.

Anka.
Trzask drzwi słychać było w całym hotelu. To cud, że nie zaburzyła się konstrukcja. Zmieniłam pozycję. Zrobiło mi się niewygodnie na podłodze, wiec usiadłam na łóżku i się skuliłam. Nie miałam ochoty na nic. Był u mnie Ziomek. Próbował zagadać.
- Anka, idę na spacer. Chodź ze mną!
- Nie chce mi się. Nie mam ochoty.
- Chodź… nie możesz cały czas siedzieć w pokoju i oczekiwać cudu.
- Ja chcę cud wymodlić, nie oczekiwać. Więc daj mi spokój i pozwól, że zajmę się modłami.
Poszedł. Ale po kilku minutach wpadł Kubiak. Był wściekły.
- Masz mu wytłumaczyć! On prawie mnie zagryzł z wściekłości!
- Dajcie mi święty spokój- wymamrotałam w poduszkę.
Poszedł a ja miałam święty spokój o jaki prosiłam. Przez pół godziny. Drzwi się otworzyły i wparował Krzysiu.
- Anka! Idziemy na poranny spacer!
Przekonywał mnie, wiec się zgodziłam. Bez życia założyłam bluzę i wyszliśmy z hotelu. Szliśmy przez długi czas w ciszy. Włożyłam ręce do kieszeni i ze spuszczoną głową maszerowałam jak na skazanie.
- Uśmiechnij się, proszę…
- Igła daj mi spokój! Nie mam siły a tym bardziej ochoty!
Aż skulił się gdy to powiedziałam. Od razu coś mnie tknęło. Jak ja mogę być dla niego taka niemiła?! On chce mi pomóc, a ja go tak traktuję…
- Przepraszam- szepnęłam i stanęłam przy nim.- Krzysiu, przepraszam. Nie wiem co mi się dzieje … Nie chciałam na ciebie krzyczeć. Po prostu…
- … jesteś załamana, zła.
Przytaknęłam mu. Uśmiechnął się i mnie przytulił.
- Aniu, zawsze możesz na mnie, na nas liczyć. Wiem, że Zbyszek zachowuje się jak idiota… co nie oznacza że nim nie jest- poruszył śmiesznie brwiami, jak to on potrafi.- Ale postaraj się przynajmiej być sobą. W końcu on zrozumie, co robi.
Tak bardzo go kochałam. Igła to taki mój przyjaciel.. Kocham go. Bardzo. Chwyciłam go za rękę i z uśmiechem poszliśmy dalej. Do kawiarni.
Usiedliśmy przy stoliku na dworze. Kelnerka podeszła i przyjęła zamówienie.
- No, to teraz mów- zachęcił mnie.
- Ale co?
- Wszystko. Wyrzuć to z siebie!
- Nienawidzę świata. Nienawidzę mojego życia. Wszystko się wali- zaczęłam całkiem dramatycznie.- Po co mam żyć?
- Żebyśmy mieli się z kogo śmiać- zachichotał Igła, za co dostał ode mnie w łeb.
- Ale popatrz… nie mam siatkówki, nie mogę grać. Chłopaka tez już nie mam.
- Ale masz mnie! Nie zapominaj- udawał urażonego.
Przyszła kobieta i podała nam kawy i ciastka. Podziękowaliśmy i jedząc rozmawialiśmy.
- Oczywiście, Igła mój bohater- śmiałam się.
- Chyba lepsze to niż jakaś banda siatkarzy, co nie potrafią … o np. taki Bartek. Przyjąć prostej zagrywki nie potrafi- prychnął. – Albo taki Ziomek... Rozgrywa perfekto! Ale przyjęcie... u niego jest masakrą- zrobił zniesmaczoną minę. A potem się uśmiechnął.- Tylko mnie masz. Porządnego, miłego człowieka. Z wyróżnieniami, idealnym przyjęciem i obroną… a do tego inteligentny i błyskotliwy…
- Chyba za bardzo sobie schlebiasz- oskarżyłam go.
- Mówię jak jest. Coś zapomniałem dodać…
- To, że jesteś stary zgred- zachichotałam, a ten posłał mi wzrok typu: „Nie przeginaj! Jestem starszy od ciebie tylko o niecałe 11lat!”.  
Ugryzłam kawałek jakiegoś ciasta, którego w życiu na oczy nie widziałam i popiłam kawą.
- A poza tym masz Gabi. Wszyscy się martwią o ciebie. O Zbycha też, bo chodzi jak duch. Jesteście idiotami, że jeszcze sobie tego nie wyjaśniliście…
- Próbowałam. Uparty Gargamel- jak ja dawno tego określenia nie używałam!- zdziwiłam się.- mnie nie chce słuchać. Myślisz, że to jest tak łatwo czekać i patrzeć na niego? On nie porozmawia ze mną. W tym momencie próbuje o mnie zapomnieć. Uważa, ze go oszukałam i wykorzystałam. Nie. To nie jest prawda. A jeżeli cokolwiek, lub ktokolwiek mu coś takiego wmówił… to znaczy, że mnie nie kocha dostatecznie mocno. Bo uwierzył w takie kłamstwo. I w to, co zobaczył. A nie zawsze jest tak, jak się widzi!- samotna łza popłynęła po moim policzku. Szybko ja wytarłam, żeby Ignaczak nie zobaczył.- Kocham go. Ale nie potrafię wyjaśnić, co się stało… Wtedy… kiedy Tomek się nachylił… doznałam szoku. Bałam się bardzo. Nie wiedziałam, co zrobić… przypomniała mi się tamta sytuacja…
- Spokojnie- chwycił mnie za rękę.- Nigdy nie pozwolę cie skrzywdzić. Już nigdy. I uwierz, zrobię wszystko żeby Zbyszek przejrzał na oczy…
Przyrzekł mi to. Nie wiem po co. Ale patrzył mi w oczy i mówił. Wiedziałam, że on nie kłamie. Że dotrzyma słowa.
- Nie chcę żebyś cokolwiek robił… Nie chcę żeby tak było… Jesteś moim przyjacielem..
- No właśnie! I dlatego przyrzekam ci, że zrobię wszystko aby było tak, jak dawniej.
Zaufałam mu. Ponownie.
Wstaliśmy z miejsc. Krzysiu uparł się i zapłacił za nas oboje. Udaliśmy się w drogę powrotną. Przez cały czas był zamyślony. W połowie drogi nagle się zatrzymał i uśmiechnął z uznaniem.
- Już wiem!
- Co, Krzysiu?- zapytałam ciekawa.
- Wiem, co miałem powiedzieć. Że jestem przystojny- wyszczerzył się i z duma potarł boki.
- W to nie wątpię- zaśmiałam się.

Przed budynkiem zobaczyłam Zbyszka. Stał i na coś patrzył. Igła pokazał gestem, ze zostawi nas samych. Podeszłam do siatkarza. Ten nawet na mnie nie spojrzał.
- Zbyszek ja…- nie podniósł wzroku tylko cały czas patrzył w dół.- Zbyszek, proszę… chcę ci tylko powiedzieć, ze to co widziałeś, to tylko…
Nagle ożył i ruszył przed siebie. Był ubrany na sportowo. Teraz dopiero zauważyłam, że miał słuchawki na uszach. Westchnęłam i zaczęłam za nim iść. Chciałam chwycić go za rękę i zatrzymać, ale w tym momencie zaczął biec. I to dość szybko…
- Zbyszek!- Krzyknęłam za nim jeszcze. Ale on mnie nie słyszał. Zrezygnowana patrzyłam jak biegnie i nie zwalnia. A potem zniknął mi z oczu.

Zbyszek.
Biegłam najszybciej jak potrafiłem. Nie chciałem tam być i zostać. Gdybym na nią spojrzał, wybaczyłbym. A nie chcę znów przez to przechodzić…  Nie potrafię o niej zapomnieć. Kocham ją jak szalony. Gdybym mógł wymyć ja z mojej głowy… ale tak się nie da.
W uszach słyszałem Peja- Randori. Chciałem skupić się na tekście piosenki, ale nie potrafiłem zamroczyć tego co widziałem. Przed oczami miałem jej błagającą twarz sprzed kilku minut. Zmęczyłem się, więc przystanąłem.
Dobrze ją widziałem i słyszałem. Ale ona o tym nie wiedziała. Mógłbym ją wysłuchać, ale nie jestem pewien czy miałbym siłę ponownie jej zaufać.
Oparłem dłonie na kolanach i stałem z głową w dół. Nigdy nie męczyłem się tak jak dziś. Musiałem pobiegać, ale nie mam siły. Powrót do hotelu przebiegłem truchtem.

Anka.
Wróciłam do swojego pokoju. Wzięłam prysznic i czekałam na obiad. Kiedy siatkarze mnie zawołali, szybko wstałam z łóżka, na którym siedziałam przez pół godziny bez ruchu.
- Wszystko okej?- spytał mnie Nowakowski.- Wyglądasz słabo.
- Dzięki, to bardzo pokrzepiające, co mówisz- zadrwiłam.
W jego, Gabi, Igły, Grzesia i reszty towarzystwie doszliśmy do stołówki.
- Ktoś wie, gdzie jest Zibi?- spytało nasze ponad dwumetrowe drzewo.
Nikt mu nie odpowiedział. Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy jeść. Słuchałam bez większego zainteresowania rozmowy chłopaków o kolejnym meczu. I wtedy on wszedł. Tomek. A za nim Zbyszek.



---------------------------------------

Witam!
Mam nadzieję, że nie zanudziłam...  :/ 

Cóż... święta, święta i po świętach! Niedługo sylwester! Postaram sie w Sylwka dodać, ale nic nie obiecuję :)
W sumie szybko zleciał ten tydzień...
Przepraszam za ten rozdział bo taki dziwny trochę... Ale mam nadzieję, że mi wybaczycie...

Miłego czytania życzę i pozdrawiam ;*

4 komentarze:

  1. Ty nigddy nie zanudzasz :D
    mógłby być trochę dłuższy :) czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że krótki :c Kolejny tez nie najdłuższy będzie... Ale postaram się go rozbudować :)
      Dziękuję ;*

      Usuń
  2. Co ten Zbyszek wyrabia?? Chyba musisz dać mi do niego numer telefonu, to ja sobie z nim porozmawiam. :) może chociaż mnie wysłucha :) świetne jest to opowiadanie :) czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest świetnie ! Czekam na więcej i zapraszam do siebie : http://anonimeksblog.blogspot.com/
    http://ignaczakblog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń