Obróciłam głowę.
Jechał samochód. Co wtedy poczułam? Chyba nic. Jedynie ulgę, że moje męki się skończą. W tej sekundzie przed oczami mignęło mi całe życie.
Śmiejąca się mama, zatroskany tata, Gabi i jej wyrzuty, trener i dziewczyny z drużyny, siatkarze… ale chyba nie to było najważniejsze.
Bo najdłużej utrzymywał mi się przed oczami obraz jednej osoby. Zbyszka.
Przez chwilę pożałowałam, że z nim nie pogadałam.
Samochód zbliżał się z zawrotną szybkością. Przez myśl przeszło mi : „Zaraz zginę…”.
Nie zdążyłam nawet zamknąć oczu. Przemknęły mi słowa mamy: „Musimy doceniać życie, które mamy, a nie ciągle na nie narzekać, bo nie ma niczego nad życie.”
I w tym momencie ktoś chwycił mnie za ramię. A byłam pewna, że zaraz zostanie ze mnie miazga…
- Anka! Ty idiotko! Chciałaś się zabić?!- wybuchnął Bartosz.
Teraz do mnie dotarło, że to on w ostatniej chwili wciągnął mnie z powrotem na chodnik.
- To nie było zamierzone…- zmarszczyłam brwi.
- Patrzcie no! I tak ty to spokojnie przyjmujesz? Że mogłaś zginąć?! – mówił do mnie Krzysiek.- Jak chciałaś się zabić to mogłaś wymyślić inny sposób! Zawału przez ciebie dostanę kiedyś! I kto będzie tak bronił w reprezentacji i Resovii jak nie ja?! Będziesz mnie miała na sumieniu…
- Spokojnie… nie umarłam- mówiłam.
- Ale mogłaś- wtrącił Piter.
- Wiesz jak blisko było?- w głosie Grześka tez słyszałam nutkę irytacji.
- Nic ci nie jest?- zapytał Nowakowski.
- Nie… możemy już iść?
Byli w szoku.
- Tak. Ale jeżeli dalej masz zamiar się zabić, to wracamy!- pogroził Igła.
- Mówiłam, że nie chciałam… przepraszam.
Widocznie moja skrucha ich uspokoiła. Ale nie wiedziałam, że zaniepokoiła.
Ruszyliśmy do tej lodziarni, o której mówił Kurek. Po drodze pilnowali mnie jak psy. Okrążyli z każdej strony i szli w moim tempie. Nie pozwolili się oddalić ani na krok. Dopiero, kiedy kupowałam lody.
- Dwie jagodowe i jedną orzechową- powiedziałam.
Zabrałam i usiadłam przy stoliku.
- Wszystko okej?- zapytał Kosok nieźle chyba go przestraszyłam.
Wszyscy patrzyli na mnie z niepokojem. Właściwie, nie wiem co się stało. Dlaczego wkroczyłam na pasy mimo czerwonego światła? Chyba nie zauważyłam.
- Co się z tobą dzieje, Aniu?- znów zapytał.
Teraz zorientowałam się, że nie odpowiedziałam mu na poprzednie pytanie.
- Przepraszam…
- Dlaczego znowu przepraszasz? Nic się nie stało.
- Jestem trochę skołowana, przepraszam. Ee... znaczy.. nic mi nie jest- uśmiechnęłam się słabo.
Pokiwał nie dowierzając mi głową. Ale już nie pytał. Chyba wszyscy w kadrze wiedzieli o sytuacji między mną a Zbyszkiem. Nawet trenerzy…
Ale to wydarzenie tamtego dnia coś we mnie zmieniło. Zibi jest dla mnie ważniejszy niż bym w tamtym momencie chciała. Może Kubi i Krzyś mają rację i powinnam z nim pogadać?
Właśnie takie myśli chodziły mi po głowie tamtego dnia. Powinnam była to zrobić wcześniej. Może jest na zjawienie się tej dziewczyny jakieś wytłumaczenie? A jeżeli zbyt pochopnie wyciągnęłam wnioski? Może Michał miał racje mówiąc mi, że gdybym wtedy nie uciekła to bym się czegoś więcej dowiedziała. A teraz jest za późno.
Tylko nie rozumiem, dlaczego Zbyszek mi o tym nie powiedział?
Przecież zawsze może na mnie liczyć. Czy te esemesy to były od niej? Te telefony… albo po prostu miał jakiś powód. Tylko dlaczego z tym zwlekał? Pytania nie dają mi odpowiedzi. Więc muszę je jemu zadać. Wtedy wszystko się wyjaśni.
Nagle się uśmiechnęłam. Zapragnęłam jak najszybciej znaleźć się w hotelu, iść do jego pokoju i porozmawiać w cztery oczy.
Tylko czy on by chciał?
A może jest tak, że te wszystkie jego słowa „kocham cie nad życie”, „jesteś moją miłością” były fałszywe?
Nie…
Wciąż miałam przed oczami jego wzrok, kiedy się zderzyliśmy. Patrzył na mnie… z miłością. A może mi się to wydawało? Może po prostu chciałam żeby tak było i sobie to uroiłam? Teraz już wszystko jest możliwe.
Odkąd przyjechaliśmy na lotnisko, uszło ze mnie życie. Nie wiem, jak to wyjaśnić. Po prostu byłam, jestem pewna, że to koniec „nas” a początek „samotności”.
A ja nie chcę żyć bez niego.
Nie chcę żyć sama. Ale nie chcę żyć ze świadomością, że nic nie zrobiłam dla naszej miłości. O ile to jest nasza miłość a nie tylko moja.
Uwierzyłam w przeznaczenie. Zawsze wierzyłam. A teraz się zawiodłam… chociaż… może właśnie tak ma być? Może mam cierpieć? Tylko czym ja sobie zasłużyłam?
- Hej… ziemia do Anki!- pomachał mi przed oczami swoją dłonią Igła.
- Yy… pytałeś o coś?
Zamrugałam gwałtownie oczami. Wyłączyłam się na kilja minut… ostatnio coraz częściej mi się to zdarza.
- Pytałem, czy ci smakuje- wtrącił Bartosz.
- Jasne, że tak! Miałeś racje Siurak… tutaj są najlepsze.
- Ale nie zjadłaś- pokazał Piotrek na mój wafelek z dwoma gałkami lodów, który nadal trzymałam kurczowo w dłoni.
- Oj… zamysliłam się… przepraszam.
- Możesz w końcu przestać przepraszać?- spytał Grzesiu.
- Ok., już nie będę. Przepraszam.
Westchnęli głośno.
A ja dokończyłam lody (już trochę roztopione) i wstałam zabierając torebkę.
- Dokąd idziesz? Jeszcze nie zjadłem!- zdziwił się Igła.
- Do łazienki. Zaraz wracam…
I poszłam zostawiając ich na chwilę samych.
Grzesiu Kosok.
Poszła do łazienki. A ja miałem złe przeczucia.
- Nie zauważyliście, że ona się dziwnie zachowuje?- spytałem.
- Oczywiście, że zauważyliśmy!- oburzył się Krzysiek- Jej dziwactwo zauważyłby nawet kosmita.
- Ja się nie dziwię po tym, co zrobił jej Bartman…- zmarszczył nos Bartek.
- On jej nic nie zrobił -zaprzeczył szybko Pit machając energicznie rekami. – To w ogóle jest jedno wielkie nieporozumienie…
- Więc dlaczego z nią nie pogada?!- wkurzyłem się. – Idiota skończony… Przez niego ona wygląda jak chodzący trup…
- Zombie- poprawił mnie Igła oblizując się i zajmując swoimi lodami.
- No to zombie… na jedno wychodzi! Odpowiada jak robot…Ona tak wygląda, a on nie lepiej! Przecież Zibi nie jest w stanie grać na swoim wysokim poziomie! Andrea się wkurza, że Bartman źle gra…
- Tez bym się wkurwił- wtrącił znowu Krzysiek nie tracąc zainteresowania swoimi lodami.
- Pomógł bym im w tym wszystkim się pogodzić.- Powiedział zrezygnowany Piotrek.
- A widziałeś tą Aśkę?- zamrugał oczami Kurek. – Kto by się nie…
- Nie kończ!- przerwał mu Igła, natychmiast podnosząc na niego wzrok znad wafla.- Ja jem.
- Nie ważne jaka ona jest…- Piotr mówił swoje mądrości.- Ważne jak oni się czują i jak mogą sobie spieprzyć życie. Ja nie chcę wiecznie widzieć Anki w stanie: „uwaga jestem trupem. Nie podchodzić!”.
- A ja Bartmana w stanie: „ jak się odezwiesz to dostaniesz w ryj!”- oburzył się Igła.- Z nim nie można normalnie pogadać bo zaraz bym oberwał.
Aż się wzdrygnął.
- Ona o mało nie wpadła pod samochód- przypomniał Bartosz.- Nie jest w stanie normalnie funkcjonować.
- Tego właśnie się obawiałem…- bąknąłem.- Próbujemy ją jakoś poderwać, rozśmieszyć, opiekować się nią żeby wstała na nogi… ale bez jej chęci i bez jej pomocy nie możemy jej pomóc w żaden możliwy sposób.
- Ona nie je- zauważył Igła kończąc jeść wafelek.
- Zbychu też- przypomniałem.
- Albo coś z tym zrobią, albo coś my musimy z tym zrobić- przygryzł wargę Piter.
- Tylko co?- spytałem.
- Najlepiej pozbyć się tej całej Aśki- wzruszył niby obojętnie ramionami libero.
- Ej…- zmarszczył brwi Kurek.
- No chyba mi nie powiesz, że ona ci się podoba!- oburzyłem się.
- Nie jest taka zła…
- A nie zauważyłeś może- wtrącił Pit- że to przez nią wszystko się dzieje?
- Taaa… macie racje. Kuźwa, no!
- Uwaga, Anka idzie- mruknął Igła.
A ja będę musiał poinformować o tym Gabi. I to jak najszybciej!
Anka.
Usłyszałam wtedy końcówkę rozmowy. Mówili o mnie. Mówili, że to przeze mnie się wszystko dzieje. Mieli rację.
- Idziemy?- zapytałam smutno.
- Wszytsko okej?- znów spytał Kosa.
Kiwnęłam głową. Zebraliśmy się i wyszliśmy.
Jeszcze bardziej smutno mi się zrobiło, kiedy zrozumiałam co o mnie myślą. Przeze mnie Zbyszek nie gra dobrze. Cała drużyna na tym cierpi i nie sa już tak mocni jak wcześniej.
Powinnam odejść?
Może powinnam ich zostawić i załatwić kogoś na moje zastępstwo? Moja obecność źle wpływa na wszystkich. Więc odejdę? Może tak mam postąpić? Najlepiej tak by było dla mnie i dla nich. Ciągle w głowie huczą mi słowa Nowakowskiego:
„- A nie zauważyłeś może, że to przez nia wsyztsko się dzieje?”
Nie chcę płakać, bo to prawda. Może od początku powinnam była tutaj nie przyjeżdżać?
Albo w ogóle ich nie poznać… wtedy by mnie nie znali. Mieliby jakiegoś nudnego psychologa, którego Igła ochrzciłby „Pan psycho-fizo” i żartowaliby z niego… a gra wychodziłaby im lepiej niż teraz gdy ja jestem.
A Zbyszek nadal byłby najlepszym atakującym, którego potrzebuje drużyna.
I wtedy właśnie takie mysli przyszły mi do głowy. Pierwszy raz odkąd ich poznałam. Odkąd z nimi pracuję. Wtedy poczułam niepokój.
Wróciliśmy tamtego dnia później niż zamierzeliśmy. Siatkarze ledwo zdążyli na ostatni trening. Następnego dnia był jeszcze jeden poranny. A w piątek poszli na wielkie otwarcie Igrzysk Olimpijskich! Mnie tam miało nie być, co okazało się niedługo potem.
A więc wróciliśmy do hotelu. Autokarem pojechali na lekki trening. A ja zostałam. Musiałam wtedy przemyśleć wszystko.
Gdy wrócili było przed 21.00. Miałam dziś wieczorem pogadać z Bartmanem. Ale postanowiłam dać temu spokój jeszcze dziś. Jutro pójdę przed tym, jak wyjedziemy na otwarcie.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co mnie czeka.
***
Bo zazwyczaj wtedy spał u mego boku chłopak.
Teraz nie ma nikogo.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Śpisz?
To był Ziomek.
- Nie. Wchodź, wchodź…
Zamknął za sobą drzwi. Przesunęłam się i zrobiłam miejsce na łóżku, żeby mógł usiąść.
- Jak się spało?- zapytał uśmiechnięty.
- Lepiej niż wczoraj.
- Jedziesz z nami na halę?
- No nie wiem… potrzebna będę?
- A kiedy nie byłaś?- spytał.
Fakt. Zawsze cos ode mnie chcą!
- Mogę jechać. Jeśli chcesz.
- No ba! To widzimy się na śniadaniu- mrugnął i wstał. – Co dziś ci przynieść?
- To co zawsze- uśmiechnęłam się.
- Okej… no to zbieraj się!
- Już wstaję.
I wyszedł. A ja miałam nadzieję na lepszy dzień!
Poszłam do łazienki. Związałam włosy w koka i wzięłam szybki prysznic. Potem ubrałam się w czyste ciuchy i umyłam zęby. Na koniec spojrzałam w lustro.
- Dzisiaj z nim pogadam i wszystko sobie wyjaśnimy. A jak nie, to odchodzę. Albo przynajmniej spróbuję… Co tam! Niech ten dzień stanie się lepszym dniem!
Kobieta w lustrze z czarnymi włosami opadającymi na ramiona i świecącymi z podekscytowania niebieskimi oczami szeroko się uśmiechnęła.
-Jezu, ze mną jest coraz gorzej! Ja gadam do siebie…
I znów kobieta przyjęła ten sam wyraz twarzy co wczoraj wieczorem. Strapiona i zrezygnowana wyszłam z pokoju.
Na stołówce czekały na mnie już płatki z mlekiem i uśmiechnięte twarze na mój widok. Zibi nawet nie spojrzał. Siedział smutny i grzebał swoje płatki w mleku.
Dziwne. On to je?
Ale nic nie powiedziałam.
- Dzień dobry- przywitałam się.
- Cześć Anka!- zawołał Kubi.
Już się chyba na mnie nie gniewał.
- Jak się dzisiaj czujesz?- zapytał ostrożnie Możdżonek.
- Świetnie!- uśmiechnęłam się szeroko.
Ale wiedziałam, że wyczuli moją sztuczność. Ostatnio często mnie o to pytali. Nie wiem dlaczego. Może aż tak źle wyglądałam? W sumie jak mogę inaczej wyglądać, skoro tak źle się czuję? A może jednak nie wyczuli sztucznego entuzjazmu? Teraz tak często na ten temat kłamałam, że chyba w końcu się tego naucze.
O czymś jeszcze porozmawialiśmy. Ale po drugim pytaniu nie wiedziałam jakie było pierwsze. W końcu dali mi spokój. Więc jadłam w milczeniu. Chociaż moje jedzenie nie można nazwać jedzeniem. Wzięłam do ust kilka łyżek mlecznej zupy a potem odłożyłam talerz, wstałam i wyszłam.
I tak było codziennie.
Na hali pracowałam z siatkarzami jak należy. Nie pytałam, tylko oni. Ja odpowiadałam. Chyba, że sytuacja wymagała mojego pytania. Ale nie chciało mi się nawet odpowiadać.
Po południu Kurek zaprosił mnie do siebie do pokoju. Byli tam prawie wszyscy siatkarze. Zbyszek nie przyszedł. Kubiak był i kilkoro innych. Z czegoś się śmiali, ale ja nawet nie wiedziałam z czego.
Wahałam się co do decyzji czy odejść, czy zostać.
Nie mogłam ich zostawić. Bo pomimo mojego „stanu” chciałam im pomóc i strasznie się o nich przejmowałam.
Ale z drugiej strony lepiej by było, gdybym wyjechała. Wtedy nie zajmowaliby się mną tylko sobą. Bo to teraz oni są najważniejsi.
Nawet nie wiedziałam, że decyzję podejmę tak szybko.
Teraz, kiedy siedzę w samolocie i wspominam te dni… uważam, że podjęłam słuszną decyzję.
Bo kiedy oni wszyscy siedzieli u Bartka i Jarskiego w pokoju, ja wstalam i pod pretekstem skorzystania z ubikacji wyszłam. Tak naprawdę chciałam porozmawiać ze Zbyszkiem. Jeżeli coś by się naprawiło, ja zostałabym z nimi.
Niestety cała sytuacja mnie przerosła…
Podeszłam do jego drzwi. Zapukałam. Nie chciałam się odzywać, żeby go nie spłoszyć… Ale on szybko je otworzył.
Tylko, że to nie był on.
Przede mną stanęła Aśka.
- Czego chcesz? Przeszkadzasz nam- powiedziała ostro.
Do moich oczu napłynęły łzy. W uszach usłyszałam szum krwi. Gdy zobaczyła moją minę kpiarsko i z wyższością się do mnie uśmiechnęła.
I zobaczyłam Zbyszka z rozpiętą do połowy koszulą…
Na mojej twarzy był szok, przerażenie… niedowierzanie i ból.
Wtedy to podjęłam decyzję. Wyjeżdżam.
-------------------------------------------------------
Witam ;)
Jak mija dzień? Obiecałam, że będę dodawać często rozdziały. Więc oto pojawił się nowy!
Mam nadzieję, że się podoba rozdział. Postaram się jutro dodać kolejny :)
Jeszcze raz dziękuję za wyświetlenia, buziaki ;**
Nie tylko nie to :( Ania nie może wyjechać :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kinia
Również pozdrawiam ;*
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo zwariowała !! Kompletnie !!
OdpowiedzUsuńAnka wyjechała. No nie mogę. ! Dobrze,że Bartek ma taki dobry refleks i w ostatniej chwili wciągnął Ankę z powrotem na chodnik. Niezręczna była ta sytuacja jak Anka usłyszała ostatnie wersy rozmowy chłopaków. No przykro się dziewczynie zrobiło. :( No i nareszcie Bartman. Miałam go za tak wspaniałego faceta a tu... Dupa. :) no nic mam nadzieje że sobie wszystko wyjaśnia. :)
Pozdrawiam . :*