sobota, 31 sierpnia 2013

XXVIII



Zbyszek.
Siedziałem w tym autokarze i cały czas wracała do mnie ta scena na parkingu. Przytuliła mnie. Ale to nic takiego. Cieszyłem się, ale nie powinienem. Niby przypadkiem mocniej ją do siebie przyciągnąłem. Ale chciałem się z nią na serio pożegnać. Ostatnio ona nie była mi obojętna. Chociaż… nadal mnie wkurzała. Nie, nie byłem zakochany w niej. To za duże słowo. Ona mnie po prostu fascynuje… Kurwa, co ja plete? Już całkiem się pogubiłem. Siedziałem po prawej stronie, prawie na samym tyle od okna. Igła siedział za mną.
- A gdzie twoja kamera, Krzysiu?- zapytałem, żeby nie myśleć więcej.
- Schowana. Bezpiecznie odizolowana od ciebie. Żebyś mi jej nie popsuł, jak to masz w zwyczaju czasem robić.
Wydął śmiesznie wargi. Uśmiechnąłem się.
- Zacznę kamerować jak będzie nasza kadra w komplecie.
- No, to jeszcze sobie poczekasz…
Przytaknął mi i skrzywił się. Z tego co wiem, on i jego kamera, to jak on i jego żona. Rozstać się nie mogą. Kilka dni z daleka od siebie i zaczynają wariować. Niedługo doświadczymy tego na własnej skórze…
- Kuźwa, kark mnie boli…- powiedział niedaleko siedzący Piotrek.
- Oj, Ola ci wczoraj w nocy nie wymasowała?- zaśmiałem się.
- Masowała, ale za mało. Potrzebuję…
- Trzeba było ją zabrać ze sobą- dokończył Kosok.- Masowała by cię codziennie!
Zaśmialiśmy się. Zaczęło się wesoło, trzeba przyznać.
- Nie.- Zaprzeczył Pit.- Potrzebuję jak najszybciej łysego.
Wszyscy wiedzieli o co chodziło. Mówił o naszym fizjoterapeucie. Z tego co wiemy, będzie z nami i w tym roku.
- Ta… już się cieszę na widok jego wielkich łap, masujących mi plecy…- skrzywił się Igła.
Już ich nie słuchałem. Gadali kto lepiej masuje z naszych specjalistów. Też mają tematy! Ja miałem gorsze zmartwienie. I tym wolałem się zająć.

Dzień minął szybko. Jakoś przeżyłam rozłąkę z siatkarzami i wróciłam do domu. Znów poszłam się uczyć. I zasnęłam z nimi. W nocy obudziłam się sama. Nie wiem jakim cudem, i przebrałam się w piżamę. Potem spałam jeszcze dwie godziny.
Obudził mnie dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Gabrysia. Co ona u diabła robi?! Położyłam się na boku i głowę na poduszce.
- Halo?
- No, cześć!- zawołała do słuchawki.
- Zwariowałaś?- zapytałam spokojnie.
- Nie.
- A wiesz która godzina?- spytałam zła i jeszcze nieprzytomna.
- Oj, nie wkurzaj się! Jeszcze śpisz?- zdziwiła się.
Odjęłam telefon od ucha i spojrzałam na prawy górny róg. Dziesiąta.
- Ta godzina jest dla mnie święta!- wrzasnęłam do słuchawki. – Zasnęłam o trzeciej w nocy. Chyba, bo nie wiem dokładnie.
- To co żeś robiła? Myszy łapałaś?
- Wyobraź sobie, że się uczyłam- westchnęłam zrezygnowana. – To o co chodzi? Mam nadzieję, że budząc mnie o tak wczesnej porze, masz dobrą wymówkę…
- Trener kazał nam dziś przyjść wcześniej. Chciał z nami pogadać.
- Z nami? Znaczy z kim?
- No ty, ja i inne dziewczyny.
Westchnęłam. Wstałam zrezygnowana z łóżka.
- O której?
- Szesnasta. Przyjdę po ciebie.
Rozłączyła się. Kurde, jakby jeszcze godzinę poczekała z ta informacją, nic by się nie stało…
Wyszłam z pokoju do łazienki. Ogarnęłam się i poszłam do kuchni. Nie było sensu jeść śniadania.  Za trzy godziny obiad. Zabrałam banana i wróciłam do siebie. Znów zaczęłam kuć. Za cztery dni, w piątek, mam sprawdzian z wiedzy na temat psychologii. Podobnież praktyczny już przeszłam. I zdałam na pięć.
Uczyłam się do obiadu. Potem przyszykowałam się na trening. Siedziałam teraz na Internecie. Szukałam informacji o przyjeździe siatkarzy do Spały. Prawie wszyscy już tam przyjechali. Nie było tylko Łukasza Żygadły. Miał dołączyć za dwa dni. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Chyba Weronika otworzyła.
- Dzień dobry.- Powiedziała moja przyjaciółka.
- Witaj! Ania jest w pokoju.
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
- Anka? Jesteś gotowa?
Odłożyłam laptopa na bok.
- Wchodź.
Weszła i usiadła obok mnie na łóżku. Była nie za wesoła. Przeciwieństwo rannej Gabi.
- Co jest?- zapytałam.
- Jak to, co? Życie!
No tak. Życie to jeden z przyczyn naszego złego samopoczucia. Ono nigdy nie jest dla nas łaskawe. A jeżeli już, to przez krótka chwilę. Bo potem się wszystko wali. A jak się wali jedno, to potem już wszystko na raz. Oto moja definicja szczęścia.
- Tęsknisz za nim, prawda?- zapytałam cicho nie patrząc na jej twarz.
Jednak potem to ona opuściła głowę a ja patrzyłam na nią.
- Cóż, a ty nie tęsknisz za nimi?- zapytała omijając temat Grześka.
Zastanowiłam się. Tak. Mimo, że nie ma ich dopiero jeden dzień, tęsknie za nimi. I kurczę, muszę przyznać, ze za Zbyszkiem też. Chociaż… to chyba nie za nim, tylko za naszymi kłótniami.
- Tęsknię.- Postanowiłam użyć sposobu psychologa.- Ale musieli jechać żeby ćwiczyć. A potem wygrać. To jest ich praca. A nasza pracą jest zdać piątkowe egzaminy, iść na spotkanie z właścicielem mieszkania i wygrać turniej.
- Pracowity tydzień! To nasze zadanie. Więc lepiej chodźmy, bo się spóźnimy do tego gościa od mieszkania.
Wyłączyłam laptopa, zabrałam potrzebne rzeczy i wyszłyśmy. Po dwudziestu minutach byłam w umówionej kawiarni. Przy stoliku siedział może trzydziesto- pięcio letni mężczyzna. Wstał gdy nas zobaczył. Podeszłyśmy do niego.
- Dzień dobry- przywitałam się.
- Dzień dobry. Pani Ania, jak się nie mylę?- zapytał.
- Tak, a to moja przyjaciółka Gabrysia. Razem chcemy kupić to mieszkanie.
Podał nam rękę, którą uścisnęłam.
- Jestem Bartek. Możemy mówić sobie po imieniu?
- Oczywiście- odparła przyjaciółka.
Wskazał krzesełka przy stoliku. Usiadłyśmy i zaczęliśmy rozmowę.
- Chcecie kupić mieszkanie… Znacie oczywiście cenę?
- Tak. Znam pierwszą ratę. Ale jak to będzie wyglądać później?- spytałam uśmiechając się.
Spojrzał do swoich papierów.
- Pierwsza rata będzie kosztować dwa tysiące. Następne, co miesiąc, musiałybyście płacić tysiąc sześćset.
- Na jedna osobę?- przestraszyła się Gabi.
- Nie, nie.- Pospieszył z odpowiedzią.- Na dwie osoby.
- Można mieć zwierzęta, tak?- spytałam.
- Tak. Ale mieszkańcy nie lubią plątających się zwierząt na klatce schodowej.
Okej, czyli Gabi będzie mogła mieć kota w mieszkaniu.
- A…
Chciałam zapytać o piętro i stan budynku, ale w radiu, które było włączone w kawiarni, usłyszałam fakty sportowe.
- Jesteśmy teraz w Spale- mówił komentator.- Nasi siatkarze już są w komplecie. Łukasz Żygadło przyjechał wcześniej niż było zamierzone. Stoi ze mną Michał Kubiak i Zbigniew Bartman. Michał, jak pierwsze treningi?
- Po krótkim odpoczynku, mamy dużo sił na trenowanie. Jednak treningi są ciężkie. Dajemy z siebie wszystko, żeby być w jak najlepszej formie do pierwszego spotkania.
- Okej. Czyli Anastazji daje wam w kość?
- Tak jak powiedziałem, trener chce nas przyszykować jak najlepiej na Ligę Światową.
- Zbyszek. A co ty dodasz?
Prawie widziałam ten jego chytry uśmiech.
- Ja, no nic nie mogę dodać. Jedynie potwierdzić słowa Miśka. – Zaśmiał się głośno.
- A powiedz mi, jak w Rzeszowie? Bo od nowego sezonu będziesz tam grał.
- Jest fajnie. Już zdążyłem się przyzwyczaić do miasta i ludzi. Myślę, że gra w Asseco Resovii Rzeszów, będzie dobrym doświadczeniem.
- Cóż, nic innego ci nie życzę, jak dobrego sezonu w Rzeszowie. A wam obu dobrej zabawy na treningu.
Wywiad się skończył. Dopiero teraz zauważyłam, że siedzę na skraju krzesła i mocno trzymam kant stolika. Gabi tak samo. Bartek patrzył na nas z tajemniczym uśmiechem.
- Szczerze mówiąc- przerwał ciszę- miło mi rozmawiać z naszymi siatkarkami.
Poprawiłyśmy się na krześle. Poznał nas. Cóż, ostatnio głośno jest o siatkówce, zwłaszcza w Rzeszowie.
- Miło nam.- Powiedziałam.- O co ja miałam pytać?...
Naprawdę, przez siatkarzy zapomniałam o całym świecie.
- Chyba miałam pytać na jakim piętrze jest to mieszkanie…
- Na siódmym. Budynek jest w dobrym stanie. – Spojrzał na zegarek.- Jeżeli macie czas, to możemy jeszcze dziś iść, obejrzeć je.
Uśmiechnęliśmy się. Była trzecia.
- Oj, chyba dziś już nie możemy- wtrąciła Gabi.- Musimy iść na trening, niestety.
- Więc jutro spotkajmy się w tej kawiarni o piętnastej i pokażę wam mieszkanie.
Zgodziliśmy się. My pobiegłyśmy na przystanek. Autobus właśnie odjeżdżał. Zaczęłyśmy go gonić. W końcu kierowca nas dojrzał i zatrzymał się. Wsiadłyśmy.
W domu byłam około dwudziestu minut później. Zabrałam torbę na trening, duża wodę i poszłam z Gabi na spotkanie z trenerem. Okazało się, że nic specjalnego nie miał nam do powiedzenia. Poinformował o finale i mówił, że jest dumny. Poinformował jak będzie wyglądał nasz wyjazd. Nie zrobił ciężkiego treningu.
Wieczorem znów się uczyłam. Nikt mi nie przeszkadzał. Ale i tak nie mogłam się skupić. Myślałam o siatkarzach. Byli już tam, trenowali ciężko.
I z takimi myślami zasnęłam. Ale nie na długo. Prawie odleciałam. Prawie, bo nagle zadzwonił telefon. Nie otwierając oczu próbowałam spać. Znowu usłyszałam dzwonek. Westchnęłam i zabrałam telefon nadal nie otwierając oczu.
- Kurwa, Gabi, czy ty wiesz która godzina, do cholery?!- wrzasnęłam do słuchawki.
- Ale miło słyszeć jak się wkurwiasz…- usłyszałam męski głos.
Przestraszona otworzyłam oczy i spojrzałam na wyświetlacz. Byłam przekonana, ze to ona!
- Krzysiek?!- zdziwiłam się.
- Nie, święta Teresa- prychnął.
W tle usłyszałam śmiechy i chichoty.
- Kurczę, czy wy wiecie, która jest godzina?- Postanowiłam złość przelać na nich.
- Ty śpiochu!- wrzasnął Igła.- Jest dwudziesta trzecia.
Westchnęłam. Czyli długo się nie pouczyłam…
- A to wy tam nie macie ciszy nocnej?- zdziwiłam się.
Zachichotali, ale nic nie powiedzieli.
- Dobra, kto tam jest?- spytałam po chwili.
- Cóż, jest nas tu trochę…- powiedział Igła.- Ja, Piter, Kosa, Zby…
Przerwał nagle. Myślałam, ze powie Zbyszek, ale nic z tych rzeczy.
- No i kilka innych. Kubiak, Paput…
- Jaki paput?- usłyszałam wkurzonego Ruciaka.
Zaśmiałam się.
- No paput, paput. A jak inaczej?- zachichotał Krzysiu.- O, i właśnie weszło nasze Drzewo…
Zasmuciłam się.
- Kurcze, szkoda, że ich poznać nie mogę…
- Przecież już znasz! Miło nam Aniu, Aniulciu…- usłyszałam Kubiaka.
- A gdzie Bartman?- zdziwiłam się.
- A co? Stęskniłaś się za swoim Zbysiem?- zapytał Rucek.- Bo wiesz, on tu cały czas o tobie gada. Żyć się z nim nie da- jęknął.
Zaśmiałam się z jego bezradnego głosu. Ale nie wierzyłam w to, co powiedzieli.
- Nie stęskniłam się- wyjaśniałam.- Ale dziwne, ze z wami go nie ma. Przecież się nie rozstajecie! Jak bracia.
W tle usłyszałam włączoną muzykę.
- Gdzie Gabi?- zapytał Grzesiek.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- No, ten też! Kuźwa, co Rzeszów zrobił z naszymi chłopakami?!- zawołał Kubiak.- Wszyscy zakochani. A Igła cały czas dzwoni do żony… Żonaty. W Rzeszowie! Jezu…
Wszyscy się śmiali.
- Grzesiu, Gabi czuje się dobrze. Dziś miałyśmy spotkanie z właścicielem mieszkania.
- Wyprowadzacie się?!- wrzasnął Igła.
- No! Małe mieszkanie, będziemy tam z Gabi mieszkać… Własne mieszkanie!- Byłam dumna z tego.
- No, super!- zdenerwował się.- Tylko czemu jak nas nie ma? Czemu tak późno, co?
Nic nie rozumiałam. Co on gadał?
- Krzysiu, o co ci chodzi?- spytałam głosem psychologa.
 - No jak to o co?- spytał zdziwiony.- No przecież nas nie będzie na parapetówce!- Wrzasnął do słuchawki.



------------------------------------------

Cześć wszystkim!
Miałam dodać jutro wieczorem, ale pewna osoba mnie bardzo prosiła... Więc, o to i jest!
Rozdział dedykuję Tobie Karolina

Dziś wysprzątałam całą kuchnię. Aż z tego kurzu mnie ręce swędzą.
Wczorajszy sparingowy mecz, nasza reprezentacja męskiej siatkówki, niestety przegrała. Oddaliśmy dwa sety 3:1 Serbia - Polska (25:20, 20:25, 25:18, 25:23) 
Kilka minut wcześniej skończył się mecz, który równiez przegraliśmy ;(  
Tym razem 3:2 , choć prowadziliśmy pierwsze dwa sety. 
Ale się nie poddajemy! Walczymy do końca.


czwartek, 29 sierpnia 2013

XXVII



Nie wiem czemu, ale dziś chciałem pobiegać. Biegłem już pół godziny w parku. Tam, gdzie ostatnio widziałem się z Anką. Mój dystans jak na razie nie był daleki. Mijałem akurat ławkę, gdzie siedzieliśmy, gdy zauważyłem idącą parę w tą stronę co ja. Byli dość daleko przede mną, ale dziewczynę poznałem od razu.
- Anka.
Z chłopakiem? Przecież ten jej Michał leży jeszcze w szpitalu… Podbiegłam bliżej, ale mnie nie zauważyli. Teraz usłyszałem lepiej ich rozmowę.
- Wiesz, że i tak jesteś najlepsza…- powiedział chłopak.
Skądś znam ten głos, ale nie wiem skąd.
- Nie. To, że gram jest dzięki mojemu byłemu. A to, że gram dobrze… po prostu mam dobrego trenera.
- Trener dobry, ale chyba wam jeść nie daje!- zaśmiał się.
Nic z tego nie rozumiałem. Trener ma dawać jej jeść? Wiedziałem, że nie powinienem podsłuchiwać, ale jakoś nie mogłem przestać.
- Daje, tylko ja nie jem. Dzięki za kanapkę.- Zaśmiała się.- Będę wiedzieć do kogo mam się zgłosić, jak będę głodna.
Postanowiłem już nie zwracać na nich uwagi. Przywróciłem tempo biegu i wróciłem się w innym kierunku. Nie miałem ochoty już z nikim się widzieć. Po krótkiej podsłuchanej rozmowie, domyślam się, że to też siatkarz. Pewnie z Młodej Resovii. Pobiegałem jeszcze chwilę i wróciłem do domu. Wziąłem piwo i zacząłem pić. Co raz częściej mi się to zdarzało. Od przyjazdu do Rzeszowa. Niedługo skończę z tym, rozpoczną się treningi, ciężka praca. Najpierw Liga Światowa, potem Mistrzostwa Europy… Damy radę.

Trening nie był ciężki, tak jak ostatni. Dziś miałyśmy więcej ćwiczeń praktycznych. Dosyć szybko mi minął. Kiedy przyszłam do domu, przybyła Gabi. Zaczęłyśmy rozmawiać i żartować. Powiedziałam jej o mieszkaniu. Wspólnym. Z chęcią się zgodziła. Potem jednak zmieniłyśmy temat na piątkowy mecz.
- Zagramy i wygramy- powiedziała.
- Nie, Gabi.- Zaprzeczyłam.- Tym razem nie będzie tak łatwo. Mimo, że nadal jesteśmy na trzecim miejscu, ten mecz nie będzie nasz. Nawet jeżeli wygramy, nie wejdziemy na drugie miejsce. I tym sposobem nie dojdziemy do finału. Chyba, że Łódź przegra z Katowicami. W tedy będziemy tylko przed właśnie Sosnowcem.
- Uda się, zobaczysz! Jak zagramy takim składem jak ostatnio i tak genialnie, to możemy nawet wygrać finał.
- Nie mów hop, póki nie przeskoczysz!- ostrzegłam ją.- Nie raz to powiedzenie, a jednocześnie moja druga zasada, się sprawdza.
Napiłyśmy się soku, który przyniosłam z kuchni. Wzruszyła ramionami.
- Wiesz, że ja już tak mam- uśmiechnęła się.- I czasem mam rację.
- Racje masz tylko w tedy, gdy ja jej nie mam. A to się bardzo rzadko zdarza!- wyszczerzyłam się.
Rzuciła we mnie poduszką. I zaczęłyśmy się śmiać.

***

Następne Dni minęły szybko. Za szybko. Już piątek. Jestem w szatni w Sosnowcu. A w niedzielę chłopaki wyjeżdżają pełnić misję w reprezentacji. Szkoda, że ich nie będę tak długo widzieć. Trener ogłosił skład. Grałam ja i Gabi. Agata miała problem z barkiem i zastąpiła ją Kamila, jej prawowity zastępca. I tak miałyśmy mocny skład. Chciałyśmy wygrać. Mimo, że nic nam to nie da.  I tak zostaniemy na 3miejscu. Jednego punktu brakowało nam do Łodzi.
Na hali było głośno. Więcej kibiców. O dziwo byli też moi prywatni. Przyjechał tata i Wer! Zrobili mi miłą niespodziankę.
- Dziewczyny, dajcie całe serca na boiska!- krzyknął trener.- Siatkówka odda wam tą miłość.
I tak zrobiłyśmy. Po prostu grałyśmy naszą siatkówkę. I zremisowałyśmy w setach 2:2. Ostatni był bardzo emocjonujący. Już na początku szłyśmy łeb w łeb. Ósmy punkt zdobyły przeciwniczki. Po zmianie stron, zdobyłyśmy my. W naszej drużynie było mało zmian. Może jednak wygramy?
Atak przeciwniczek, zdążyłam podłożyć rękę i nasze to wykorzystały. Następny atak z krótkiej, ledwo podbiłam. Ale Angelika sobie poradziła. Atak był słaby. Bez problemu rywalki wyprowadziły kontrę. Jednak ja nie dałam się oszukać. Stanęłam na końcowej linii boiska i obroniłam. Nasz punkt po ataku Gabi! 13:11, nieznacznie prowadziłyśmy. Czternasty punkt zdobyłyśmy środkiem. Ale potem trzy kolejne zdobyły rywalki. Remis, ich zagrywka. Walka punkt za punkt. 18:18. Wszyscy wstali z miejsc. Przyjęłam perfekcyjnie, Angelika popisała się idealna kiwką w sam środek boiska! Gabrysi zagrywka. Stanęła kilka metrów dalej. Podrzuciła, skoczyła. I uderzyła z całych sił. As serwisowy!!
Ona nie mogła uwierzyć. Ale my już podbiegłyśmy do niej krzycząc. Podrzuciłyśmy ją kilka razy, skakałyśmy z radości. Trzecia wygrana! I to z Sosnowcem! W około słyszałyśmy tylko:
- Brawo Rzeszów!- nasi kibice.- Bo Resovia najlepsza jest, bo Resovia wygrała mecz! Nasza kochana Sovia!
    - Gabi, to było coś!- krzyczałyśmy w szatni.- Ta zagrywka… jak Kurek, czy Bartman!
Wzruszyła ramionami.
- Przesadzacie…
- Przyznaj, że dostałaś wielkiego kopa w tyłek!
- Niech wam będzie!
Do autokaru szłyśmy śpiewając różne wesołe piosenki. Nagle telefon w mojej kieszeni zawirował.  Dostałam sms.
"Gdzie jesteś? Czekamy przed parkingiem. Nie ma ludzi. Poznaliśmy Twojego tatę ;) "
Przeprosiłam koleżanki i poszłam w ich kierunku. Stali tam wszyscy moi bliscy. Tata, Wera i siatkarze i ich dziewczyny, żony.
- Byłaś niesamowita!- wrzasnął Igła zanim jeszcze zdążyłam dojść.
Podbiegł i mnie mocno przytulił a potem zaczął tańczyć. Udzieliło się wszystkim.
- No co wy! Nie ja, my byłyśmy wspaniałe!- uspokoiłam.- Z resztą, zapytajcie Bartmana, on najlepiej powie jak mi poszło.
Wszyscy odwrócili się w stronę atakującego. Ale zanim ten zaczął mówić, Igła wtrącił.
- No tak, biedactwo! Dziś Anka już nie wylądowała na twoich kolanach…
Zaśmiali się wszyscy prócz nas. Mnie i Zbyszka. Czekali na opinię eksperta. Odchrząknął i zaczął przemowę:
- Nie specjalizuję się w czołganiu się po boisku i nie jestem zawodowcem od czarnej roboty jak to ma w zwyczaju Krzysiu…- tu się do niego uśmiechnął szeroko.- Nie pozwala mi na to wzrost, który Igła prezentuje…
- Słucham? Uważasz, że jestem mały! Tak?
- Szczerze? Tak. – Potaknął.- Ale wracając, ja bardziej interesuję się atakiem. Więc moje zdanie jest dość ogólne. Było okej. Ale mogłaś grać lepiej.- Powiedział.
- Zbyszku,- zaczęłam z udawanym szokiem- jakże miło mi wiedzieć, że potrafisz się takimi pięknymi zdaniami i jakże pełnymi, posługiwać. A już myślałam, że będziesz potrzebował jakiegoś słownika…
- Ja nie potrzebuję słownika. Ale widzę, ze ty już się z nim zaznajomiłaś- uśmiechnął się złośliwie.
Nic na to nie powiedziałam. Podeszłam do taty i jego dziewczyny.
- Tato…
- Byłaś wspaniała.
Przytulił mnie.
- Tato… ehm.. udusisz mnie!- Mówiłam przez zaciśnięte zęby.
Puścił mnie. Jeszcze kilka zdań wymieniliśmy. Zapoznałam go z siatkarzami. Był w siódmym niebie. W końcu poszłam do siebie. Wchodzę do autokaru a tu śpiewy, piski i wołania. Usiadłam na swoim miejscu. Dostałam sms od Igły:
"Czekamy przed twoim domem. Weź Gabrysie, idziemy świętować!"
Westchnęłam. Nie dadzą mi dziś spokoju. Ale w sumie… może to ostatni dzień widzę ich wszystkich… Może będzie fajnie! I cieszyłam się z dziewczynami.

- Poczekajcie chwilkę!- zawołałam.- Idę się przebrać i zaraz schodzę.
Czekali pod moją klatką. Była godzina dziewiąta. Gabi była już z nimi i czekali na mnie. Zabrałam z szafy szarą bokserkę i czarne luźne i krótkie spodenki. Założyłam odpowiednie buty, wzięłam torebkę i bluzę do ręki. Tata wiedział, że mnie nie będzie prawie całą noc. Nie musiałam mówić.
- No, jesteś wreszcie!- zawołał na mnie Nowakowski.
- Jestem, jestem.- Powiedziałam stając przed nimi.- To gdzie idziemy?
Zawiązałam bluzę w pasie, była dość ciepła noc.
- Niespodzianka…- powiedział tajemniczo Kosa.
Wyglądał przy tym bardzo uroczo. Uśmiechnęłam się słodko.
- Nie zdradzisz mi?...
Podeszłam bliżej i spojrzałam mu w piękne czekoladowe oczy, kładąc rękę na ramionach.
- Niespodzianka, to niespodzianka!
Uniósł się Zbyszek biorąc mnie w pasie do góry i udając, ze mnie porywa.
- O, nie panie Bartman!- wrzasnęłam.- W tej chwili mnie puść na ziemie!
Śmiałam się jak inni. Tylko, że ja z rozpaczy a oni z komizmu tej sceny. W końcu mnie postawił na ziemi. Poszliśmy w nieznanym mi kierunku. Pewnie fajny klub. Ze mną i Gabi byli: Ignaczakowie, Kosok, Nowakowski i Ola, Lotman, Bartman i Achrem. Czyli tak jakby parzyste. Szykowała się fajna impreza.

Nigdy nie zapomnę tej zabawy. Poszliśmy do tego samego klubu co ostatnio, tylko inną drogą. Dziś było dużo ludzi. Podeszliśmy do baru i zamówiliśmy drinki. Barman od razu do mnie zagadał. Nawet zatańczył. Do Bartmana i Achrema podchodzą jakieś dziewczyny i chcą zatańczyć. Poznały ich. Krzysiu bawi się z żoną, Piotrek z Olą. Kosok był smutny i pił piwo. Tylko ja byłam sama. Gabi gdzieś zniknęła z jakimś facetem.
- Nie bądź smutna, bo żaden chłopak nie podejdzie!- zaśmiał się Piotr.
Spojrzałam na niego z byka.
- A ty to co?- zapytałam.- Dziewczyna?
I poszliśmy tańczyć. Gadaliśmy, śmialiśmy się. Po imprezie nie był nikt pijany. Gabrysia opowiadała nam o swojej zdobyczy. Kiedy mówiła o przystojnym brunecie, dziewczyny ( ja też) się ożywiły.
- I tańczyłaś z nim?- spytała Ola.
- Tak, sam mnie wyciągnął na parkiet!
Chłopcy nie mieli fajnych min. Udawali, że nas nie słyszą, szli obok. Ale Grzesiu był jakiś naburmuszony.
- Masz jego numer?- zapytałam od razu.
- On ma mój. Zadzwoni wkrótce- uśmiechnęła się szczęśliwa.
My też byłyśmy szczęśliwe. Może to nasz przyszły przyjaciel w naszej paczce! Chłopaki się wyraźnie ożywili i weszli między nas. Położyli ręce na naszych ramionach i tak całą grupą szliśmy w nieznane.
- Kiedy wyjeżdżacie?- spytałam.- O której?
- W niedzielę… o siedemnastej.
Zrobił smutną minkę Igła idący obok mnie. Niestety to chyba nasze ostatnie spotkanie na długi czas. Oni jadą do Spały, a ja jadę na tydzień turnieju. Na finał, jeżeli się w ogóle dostaniemy.
- Będzie dobrze.- Klepnęłam go w ramię, które obejmowałam. – Nawet, jeżeli wam się specjalnie nie uda przywieść medalu, czego nie przewiduję, i tak was będę kochać!
- Phy!- prychnął Zibi.- Też mi pocieszenie.
- Ciebie to nie dotyczyło- wyjaśniłam.
Spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Wiem, żmijo. I jestem z tego dumny.
Zaśmiali się. Mi nie było do śmiechu. Chyba z tej imprezy wyniosę tylko to, że go nienawidzę.
- I dobrze Gargamelu.
Posłałam  mu morderczy uśmiech. Byliśmy już niedaleko mojego bloku.
- Kurczę, i już rozstania…- powiedział Igła gdy przystanęliśmy.
Pokiwałam głową i bez słowa się do niego przytuliłam. Schowałam głowę w jego ramię i zapłakałam.
- Iwona, przecież ta żmija ci męża porwie!
Nie musiałam patrzeć kto to powiedział. Poznałam po słowie „ żmija”.
Oderwałam się od Krzyśka i podeszłam do Nowakowskiego. Również go przytuliłam. Nie obyło się bez komentarza Zbyszka. Później podeszłam do Kosoka, Lotmana i Achrema. Został Bartman. Podeszłam.
- Ciebie nie przytulę bo nie zasłużyłeś.- Powiedziałam pewnie.- Ale chyba zasłużyłeś na słowo dziękuję.
- Czemu?
- Bo dzięki tobie uświadomiłam sobie, że świat składa się również z szuj.
- Z wzajemnością.
 Pożegnałam się z dziewczynami. Odwróciłam się i weszłam do bloku. Przez okno w kuchni patrzyłam jeszcze jak odchodzą.
W sobotę poszłam do Resovii i trochę popracowałam. Ostatni test z tymi od szkoły poszedł dobrze.  Zdałam, takie mi przysłali wyniki. Ale to nie tylko dzięki mnie. Musiałam podziękować zawodnika za taką miłą współpracę.
- Byliście fantastyczni! Dziękuję za współpracę!
- Nie ma za co.- Powiedział mój ulubieniec.- Nie jesteś dziś głodna?
- Nie, mam swoje- wyszczerzyłam się.
Inni nie wiedzieli o co chodzi. Ale to nie ważne. Pozostawało mi czekać do wieczornego meczu Łodzi z Katowicami. Musiałam załatwić sobie tydzień wolnego tutaj. Możliwe, że pojedziemy na finał.
- Gabi!- powiedziałam u niej w domu.- Po tym turnieju, rezygnuję.
Spojrzała na mnie nie rozumiejąc. Kiwnęłam na telewizor.
- Chyba żartujesz! Zwariowałaś? Masz gorączkę?!- wołała na mnie.
- Nie dam rady już się uczyć, grać i chodzić do Resovii. Majka mnie dobrze zastąpi.
- Mówiłaś trenerowi? Przecież on się w życiu nie zgodzi! Jesteś zawodniczką numer jeden!
Wrzeszczała na mnie. Nie byłam na nią o to zła. Gdybym mogła, też bym na siebie wrzeszczała. Ale musiałam coś wybrać.
- Nie mam wyjścia.
- Zrezygnuj z czegoś innego! Siatkówka to twoje całe życie, przecież! Jak możesz opuszczać nas i nasz klub!?
Podeszłam do niej i ją przytuliłam. Po moich policzkach popłynęły łzy.
- Nie potrafię. I wiesz o tym. Wiesz, że nie będę potrafiła powiedzieć im o tym. Że nie będę potrafiła zostawić siatkówki dla… dla nauki.
Płakałam. Ona mnie uspakajała. Nikt prócz jej o tym nie wiedział i tak było jak na razie dobrze.

Oglądałyśmy mecz decydujący o naszym awansie. O dziwo Łódź przegrała 3:0! Czyli jedziemy do Warszawy na pierwsze finały. Następne będą tutaj. W Rzeszowie.  Potem wróciłam do siebie. Powiedziałam tacie o planie kupna mieszkania w bloku na połowę z Gabrysią.
- Masz pieniądze? Pożyczę ci na pierwszą ratę. – Powiedział.
Zawstydziłam się.
- Widzisz, ja właśnie w tej sprawie do ciebie przyszłam. – Czułam, że się czerwienię.- Po finale turnieju…
- Jedziecie na finał?!- uciszyła się Wer.
Kiwnęłam głową. Pogratulowali mi ucieszeni.
- No, po tym finale… chciałam zacząć pracę. Gdzieś na mieście. Ale muszę już zgłosić zainteresowanie. Czy mógłbyś mi pożyczyć? Potem, jak zarobię, oddam ci co do grosza…
- Oczywiście. Ale nie musisz oddawać.
- Jednak tak będę bardziej spokojna. Dziękuję ci tato.
Pocałowałam go w policzek i przytuliłam mocno.
- Jeżeli jeszcze będziesz potrzebowała jakichś pieniędzy, możesz również zwrócić się do mnie. Pomogę ci z chęcią.- Powiedziała Wer.
- Dziękuję wam.
I w taki sposób miałam załatwione mieszkanie. Bo zaraz następnego dnia zadzwoniłam do faceta i umówiliśmy się na obejrzenie mieszkania w poniedziałek. W niedziele rano powiedziałam o tym Gabi. Ucieszyła się. Po południu miałam iść z tata do kościoła. Ale odmówiłam tym razem. Musiałam jeszcze coś załatwić. Zabrałam Gabi i pojechałyśmy w stronę Resovii.

Chłopaki właśnie wkładali swoje walizki i torby do autokaru, a raczej busa. Podbiegłyśmy do nich. Nikt jeszcze nie siedział w środku. Rzuciłam się na pierwszego siatkarza. Był to nie kto inny jak Igła. Przynajmniej tak w pierwszej chwili myślałam. Bo kiedy się odwrócił. Zatkało i mnie i jego.
- Co tu robisz?- zapytał zdziwiony. – A, jednak przyszłaś się pożegnać!
Odskoczyłam od niego jak oparzona.
- Tak. Ale pomyliłam cię z kimś.
Gabi się śmiała z Kosokiem. Cóż, ładnie razem wyglądali…
- Gdzie Krzysiu?- spytałam.
Wskazał mi go. Był z żoną i dziećmi. Czule się żegnali. Aż miło było patrzeć. Piotrek był z Olą.
- Tak trudno jest się rozstać…- powiedziałam sama do siebie.
Niespodziewanie Zbyszek podszedł bliżej. Patrzył mi w oczy. To spojrzenie…
- Czyli będziesz tęskniła?- zapytał smutny.
Zdziwiłam się troszkę, ale miał racje. Będę tęskniła za naszymi sprzeczkami, kłótniami…
- Chyba…tak..- powiedziałam niepewnie.- Przyzwyczaiłam się już do naszych kłótni!
Zaśmiał się uroczo.
- Ja też. Nie wiem, z kim ja się będę sprzeczał…
- Zawsze możesz zadzwonić…- powiedziałam niepewnie.
Zbliżył się jeszcze. Staliśmy tak blisko… zbyt blisko. Ale nic nie zrobiłam. Czekałam, co się stanie. Patrzyliśmy sobie w oczy. I tyle.
- Patrzcie, zakochani się rozstać nie mogą!- powiedział Igła.
Odskoczyliśmy od siebie. Wiedziałam, że nie powinnam być tak blisko Bartmana… ale nie myślałam w tedy.
- I kto to mówi?!- żachnął się Zbyszek.
- To, ze się żegnaliśmy, to jeszcze nie znaczy, że jesteśmy zakochani- powiedziałam opryskliwie.- Obrażasz mnie, Krzysztofie!
Zrobił tak smutna minkę, że aż mi się go żal zrobiło. Ale nie dałam tego po sobie poznać. W końcu się uśmiechnęłam.
- No! No chodź tu!- otworzyłam ramiona, w których się znalazł.- Będę najbardziej tęsknić za tobą!
Zaśmialiśmy się. Mój przyjaciel. Dziwne mieć siatkarza przyjaciela. Wiele osób by tak chciało mieć…
- Nie żartuj. To poważna chwila!
Ale sam się zaśmiał.
- Ja nie żartuję!- oburzyłam się.
Opuściłam ręce. Patrzyłam teraz na niego smutno.
- Też będę tęsknił. Ale mam prośbę…
Spojrzałam pytająco. Trochę się ożywiłam.
- Opiekuj się Iwonką i dziećmi, okej?
Przytaknęłam poważniejąc.
- Ja też mam prośbę.- Wtrącił Kosa.
Wszyscy zamienili się w słuch.
- Kibicuj na pierwszym meczu jak najlepiej potrafisz. I na szaliku napisz moje imię!
Zaśmialiśmy się. Poprawił nam humory.
- Myślę- powiedziałam- że to nie ja powinnam na szaliku pisać twojego imienia.
Puściłam mu oczko. Spojrzał na Gabi. Była smutna. Podeszłam i wzięłam ją za rękę.
- Już masz swojego pierwszego najlepszego kibica- wyjaśniłam.
I  w taki sposób pożegnaliśmy się. Uściskałam jeszcze każdego po kolei. Przy Bartmanie się zawahałam. W końcu zdecydowałam.
- A masz!- przytuliłam go lekko.- Żebyś nie płakał.
Poczułam jego wielkie dłonie na plecach. Uściskał mnie mocno i poszedł. Zaśmiali się głośno i wsiedli do autokaru. Patrzyli przez szyby i machali nam. Igła przesłał buziaki Iwnie i dzieciom. Potem  mnie. Kiwnęłam głową. Wszyscy już siedzieli i tylko niektórzy machali.
Odjechali w smutku.


---------------------------------

 Cześć!
I kolejny. Mam nadzieję, że fajny. 
Przepraszam, że tak późno. Nie miałam czasu. 

Pokój mam w pełni zrobiony. Niedługo do szkoły. Cieszycie się? Macie juz wszystkie zakupy zrobione?
Ja osobiście się boję. Wszystkiego: egzaminów, nauczycieli, nacisku na naukę. Dziś stwierdziłam, że z historii  jestem łysa -,- Cóż, magia nauczycielki... 
Z angielskiego to samo.
M A S A K R A . 

Dobra, dość o szkole. Jak pomyslę, że juz w poniedziałek... 
Słabo mi się robi :/ 

Dzięki za komentarze pod poprzednim postem ;*
Pozdrawiam.

wtorek, 27 sierpnia 2013

XXVI


- Anka, wyżej tą piłkę! Rozgrywająca musi dostawać perfekto! – wołał trener.
Właśnie grałyśmy w parach. Ja byłam na chwilę z Angeliką. Czasem nawet plasowałam. Potem dostałam Gabi. Ta, to mnie wykończyła! Musiałam się rzucać jak nigdy! Oczywiście nie byłam chamska i też jej takie piłki posyłałam. Właśnie rzuciłam się po jedną upadającą Mikase, gdy drzwi do hali się otworzyły.
Po kolei weszli oni. Achrem, Tichacek, Grozer, Lotman ( o dziwo jeszcze nie wyjechali ), Igła, Nowakowski, Kosok i... Bartman. Krzysiu uśmiechnął się szeroko na widok mojej pozycji na boisku. Leżałam plackiem, brzuchem na dół, bo właśnie podbiłam piłkę i uśmiechałam się na ich widok.
- No proszę!- krzyknął.- A ty znów leżysz! Tylko tym razem nie na kolanach Zbyszka- zachichotał.
Wywołany, podszedł do niego i ceremonialnie palnął go w łeb. Tym razem Igła nie miał tyle refleksu, bo się śmiał.
- Siarę robisz!- powiedział Zibi.
Chłopaki się roześmiali. Z resztą ,ja też. Nie potrafiłam być na Igłę zła. Przestałyśmy odbijać. Trener kazał nam usiąść, więc podeszłyśmy do ławki i każda zabrała swoja wodę. Usiadły na ławce. Ja wybrałam miejsce pod ścianą.
- Trenerze, co oni tu robią?- zapytała dziwnie szczerząc się Aga.
- Będą dziś z nami ćwiczyć.
Właśnie nas minęli i poszli się przebrać.
- Za pół godziny pogracie z nimi.
- Nie mamy szans!- krzyknęła Majka.
- Jak się postaracie, to wszystko możecie. Już to udowodniłyście.
Nie mówił tylko o siatkówce. I ja i ona o tym dobrze wiedziałyśmy.
- A teraz idźcie na tamtą stronę boiska.- Rzucił mi piłkę.- I pograjcie w kółku. Tylko utrudnienia dawać!- wskazał na mnie i drugą Libero.
Och, tak! Dziękuję, trenerze. Pomyślałam z sarkazmem.
Tak jak myślałam, piłki posyłane w moją stronę były mocne, czasem plasy. Więc musiałam latać prawie po całym kółku. Chłopaki już się dawno rozgrzewali. Teraz znów zaczęli biegać. Słyszałam jak Igła mówił:
- Już dość Olieg… ja nie wytrzymam. Przecież wiesz, że mnie kolana bolą!
- Nie marudź Krzysiu. – Mówił tamten.- Bo zaraz zrobisz dodatkowe kółka! I nie mów o kolanach. Bo stwierdziłeś, że nie jesteś stary.
- Bo nie jestem!
Igła zamknął się. Ale nadal coś mamrotał pod nosem. A ja się śmiałam.
Nie wiem czemu tylko ja. Pewnie tylko ja ich obserwowałam. Moja obsesja! Jezu…
Ta piłka, która leciała w moją stronę, była dość wymagająca. Oczywiście dostałam ją od Agaty! A myślałam, że odpuściła… Musiałam rzucić się ze dwa metry, żeby ja odbić. Ale udało mi się! Ledwo, ledwo, ale udało. A potem następna! Szybko się podniosłam i rzuciłam w drugą stronę. Też podbiłam. Trzeciej już nie. Brakło mi zaledwie sekundy.
- Dobra, dziewczyny! Koniec.
Znów poszłyśmy się napić. Podszedł do mnie zmęczony Igła. Udawał zdechłego psa.
- Anka… Anka…- mówił.- Masz może wody? Wykończyli mnie!- powiedział oskarżycielskim tonem.
- Trzymaj.- rzuciłam mu duża butelkę.- Jak mogłeś nie wziąć?!
Odkręcił butelkę.
- Wziąłem, wziąłem! Ale mi wypili- wskazał na Nowakowskiego i Bartmana.
- Biedny Krzysiu.- Powiedziałam robiąc smutna minkę.
- Oj, tak, jestem biedny! Najpierw mnie wykończą, a potem jeszcze zabiją z pragnienia…
Zaśmiałam się. Igła podniósł butelkę i zaczął pić. Przyglądałam mu się. Bo myślałam, że skończy po kilku łykach. Przeliczyłam się. On pił, pił... i pił! Nie chciałam mu przerywać, bo serio był spragniony. Szczęka mi opadła. I to dosłownie.
- Dzięki.- Powiedział oddając już mniej niż pół wody.
Spojrzał na mnie. Wciąż nie mogłam uwierzyć. Patrzyłam z rozdziawiona gębą raz na niego, raz na butelkę.
- No co?!- przestraszył się.- Pić mi się chciało…
- Jezu Święty…- tylko tyle wykrztusiłam.
Nadal w szoku odłożyłam picie. Igła odszedł już do swoich a trener podszedł.
- Najpierw trochę po atakujecie. Potem zagrywki. I zagracie.
Na początku, też trochę stanęłam do ataku. Ale nie szło mi to zbyt dobrze. Sam trener kazał mi stanąć do obrony. Ja na skos, Majka na prostą. A i tak więcej piłek posyłali na mnie. Igła również trochę atakował. Wystawiała Angelika. Śmiesznie było patrzeć na atakującego Libero. Te ataki nie były wypracowane i mało siły w to wkładał. Co prawda kiedyś stał na tej pozycji. Ale teraz…Wiem jak to jest zmienić pozycje z ataku na libero. Po dłuższej grze na innej pozycji, nie masz siły do pierwszej.
Bartman nie atakował ze swoją siłą. A piłki prawie każde posyłał do mnie. Uwziął się! Tak jak Nowakowski, który atakował z krótkiej. Wracając do Bartmana, nie był ( tak jak wszyscy nie byli ) ubrany w krótki rękawek i strój klubu. Mieli na sobie obcisłe podkoszulki i spodenki, co na nim wyglądało bardzo… nie. Nie powiem tego. Nawet sama przed sobą!
- Bartman, atakuj jak chłop! A nie będziesz rękę wstrzymywał!- zawołałam.
Kilka koleżanek spojrzało na mnie jak na wariatkę! Nie wiem dlaczego. Albo, że odważyłam się do niego coś powiedzieć, albo dlatego, że kazałam mu atakować w jego stylu, tym samym narażając się na śmierć i obrażenie go tymi słowami.
- Chyba tego nie chcesz.- Prychnął oburzony.
- A przekonamy się?- podałam wyzwanie.
- Anka!- zawołał Ignaczak.- Nie rób głupstw!- Krzyknął ceremonialnie. Oczywiście
wiedział, że nic takiego się nie stanie.- On cię zabije!
Posłałam mu miły uśmieszek. Stanęłam by przygotować się na atak Achrema. Potem kilka innych i w końcu Bartman.
- Wystaw mi wysoko i długo.- Powiedział miło do Angeliki i uśmiechnął się do niej, a potem na mnie wrogo.
Nie, nie Bartman! Nie żartuj, człowieku.
Rozgrywająca posłała mu piłkę taką, jaką chciał. A ja czekałam z łomocącym sercem, co się stanie. A trener tylko się temu przyglądał. Nagle Bartman z nieruchomej pozy, zrobił dwa, długie kroki jak atakująca kobra, i uderzył spadającą piłkę. A ta, leciała wprost na mnie. Zrobiłam krok do przodu i ułożyłam ręce. Zniżyłam kolana. I po prostu przyjęłam. Ale to po prostu, nie było takie proste. Atak ten był mocny jak cholera! Trudno było piłkę otrzymać po mojej stronie siatki. Ale o dziwo, piłka opadła tuż na miejsce, gdzie powinna stać Angelika. Teraz poczułam ból w ręce. Uderzenie było tak mocne, że na moich rękach widoczne były duże, czerwone ślady. Na szczęście nie będą to siniaki. Potem poczułam, że się przewracam. Więc zrobiłam zwinnego fikołka do tyłu.
- To było…- zaczęłam.
- Bomba!- zawołał trener.- Bom-ba!
I poszedł na chwilę do swojej szatni.
- Jakie?- zapytał Zbyszek podchodząc do siatki. I ja podeszłam.
- Fenomenalne!- wrzasnęłam.- Ale już nie dawaj mi takich ataków…- skrzywiłam się.- Nie chcę jutro na meczu być obolała.
- Niech ci będzie.- Zgodził się niechętnie.
Potem przyszło mi przyjmować zagrywki. Stał koło mnie Igła. Flociki rozgrywających i środkowych były nie groźne. Kiedy pierwszy atakujący stanął na zagrywce… Bartman. Przestraszyłam się nie na żarty. Igła chyba to zauważył bo pocieszająco podszedł i położył mi rękę na ramieniu.
- Spokojnie, jestem z tobą!- powiedział.
- Ha ha – powiedziałam.- Bardzo śmieszne!
Udaliśmy się na swoje pozycje. Czekałam na bombę, która właśnie leciała w moim kierunku.
Uciekłam, uwierzycie? Po prostu uciekłam! Igła stanął przede mną i przyjął bez problemu. Z resztą, co się dziwić? Ten oto Libero przyjmuje ataki Kurka, Grozera, Stanleya i wiele innych petard! Zbyszek zachichotał.
- Nie bój się.- Powiedział trener. – Podobną zagrywkę ma jedna zawodniczka, z której drużyną jutro gramy.
- Ale mnie trener pocieszył!- żachnęłam się.
- Bartman, jeszcze raz! Na nią.- Wskazał mnie.
A ja tylko przełknęłam ślinkę i się skuliłam w duchu. Popatrzyłam na Igłę. Ale on tylko przepraszająco się uśmiechnął.
Nie mógł mi pomóc. Ale podszedł i powiedział kilka dobrych rad. Jak kazał, stanęłam dalej niż zwykle. Bartman podrzucił piłkę, skoczył i… leciała na mnie. Nawet nie zrobiłam kroku do przodu. Ustawiłam ręce i ją podbiłam. I na serio, zamiast zrobić krok do przodu, po prostu zrobiłam trzy do tyłu i przewróciłam się. Leżałam na plecach z zamkniętymi oczami i uśmiechem na twarzy. Atakujący podbiegł do mnie wystraszony. To mnie zaskoczyło, ale nic nie powiedziałam.
- Jezu, nic ci nie jest?- spytał.
Koleżanki patrzyły na nas z ciekawością.
- To wyglądało jakbyś umarła ze strachu!- zaśmiał się kiedy otworzyłam oczy.
- Serio?- przytaknął.- Więc nie umarłam ze strachu. Umarłam ze szczęścia.

***




Po ćwiczeniach zagrywki przyszedł czas na mecz. Grałyśmy tylko pół godziny czyli dwa tie breaki. W pierwszym grałyśmy w szóstkę, po drugiej stronie stanął Igła, Bartman i Nowakowski. Śmiesznie było widzieć, jak Piotrek musi przyjąć, Zbyszek rozegrać, a Igła atakować. Kiedy ten ostatni zdobył punkt, był w szoku. Tego seta wygrałyśmy do siedemnastu. Potem trener pomieszał nas z chłopakami. Ja byłam w drużynie z : Igłą, Kosokiem, Angeliką, Gabrysią i  Achremem.
Po przeciwnej stronie stanęli: Agata, Majka, Zbyszek, Lotman, Nowakowski i Monika. Karolina, Dominika i Agnieszka, zmieniały czasem niektóre zawodniczki.
I ten set był dość zawzięty. Wygrali dzięki bloku Nowakowskiego…
- Fajny mecz.- stwierdził Piotrek po treningu przed halą.
- Tak. Jak dla kogo…- powiedziała Gabi.
Podeszłam do nich. Stał tam jeszcze Igła i Zbyszek.
- O czym gadacie?- spytałam.
- O której jutro macie mecz?- zapytał Igła.
Zamyśliłam się na chwilę. Wyjeżdżamy wcześnie rano, przyjeżdżamy późno wieczorem… Zależy od meczu.
- Gramy o 15.00.- spojrzałam na nich.- Ej, ale chyba nie chcecie znów pojechać …
- A czemu nie?- zdziwił się szczerze Zbyszek. – Ostatnio były fantastyczne emocje!
- Ta,- wtrącił Igła- zwłaszcza emocje w ostatniej akcji. Co czułeś Zbyszku? Co czułeś, kiedy Ania, ta piękna Ania… leżała na twoich kolanach?…
Kurde, przez ta akcję, nie dadzą nam spokoju.
- Strach, że mnie ugryzie. A ja zaraz Krzysiu, zaraz ciebie ugryzę.
Zibi uśmiechnął się przebiegle i zaczęli się gonić. A my śmiałyśmy się z nich na całego.
- Szczerze mówiąc Igła, - zaczęłam- to i ja mam cię ochotę udusić…
I dołączyłam do nich, śmiejąc się na całego.
 
Rano byłam w dobrym nastroju. Mimo, że wstałam o szóstej. Godzinę później siedziałam w autokarze i słuchałam muzyki przez słuchawki. Próbowałam się zrelaksować. Droga nie była tak długa jak do Częstochowy, ale i tak dała nam się we znaki. O jedenastej byłyśmy w stołówce i jadłyśmy obiad. Lekki i pożywny.
Po trzynastej siedziałyśmy w szatni i szykowałyśmy się na pojedynek. Hala nie była duża, bo to nie Spodek. Ale i tak ładna.
- Jak myślicie, kogo trener wystawi?- zapytała Majka.
- Pewnie wyjdzie Aga, Angelika… może tak jak ostatnio?- powiedziała Karolina.
I tak zastanawiałyśmy się przez dług czas. Póki trener nie wszedł do nas do szatni.
- Powiem, kto zagra. Uwaga: Angelika, Karolina, Agata, Dominika, Nina zastąpi Monikę i Anka.
Zaskoczona nie byłam. Trener mi to mówił, ale nie wiedziałam dlaczego Monikę zastąpił Niną… Ale co się rodzi w głowie naszego trenera, to on tylko sam wie…
O równej piętnastej mecz rozpoczęłyśmy. Hala była pełna kibiców. Połowa to ludzie z Rzeszowa. Mała grupka siatkarzy siedziała blisko i zagrzewała nas do walki. Dzięki nim i wczorajszym treningu z nimi, wygrałyśmy 3:2 ( 27:25, 18:25, 26:28, 25:21, 15:10 )!  Następny mecz w Sosnowcu w piątek. Podobnież tez przyjadą nasi wierni kibice! Że też tacy istnieją…

- To co ?- Zapytał Krzysiu już w Rzeszowie.- Idziemy to uczcić!
Położył mi rękę przez szyję i szliśmy tak.
- Krzysiek, dzieci…- powiedziała Iwona.- Impreza beze mnie!
- Ja też muszę wracać- powiedziała Olka.
- Trudno, może innym razem- powiedziałam do nich.- Dziś chyba każdy jest zmęczony.
- To was odprowadzimy.- Powiedział stanowczo Libero.
- Jasne- odparła chętnie Gabi.
I udaliśmy się w stronę naszej ulicy bez Piotrka i Oli. Pożegnaliśmy się z Gabrysią. Potem mnie odprowadzili. Stanęłam przed klatką.
- Cieszę się, że wygrałyście!- zawołał jeszcze Igła i poszli.
Został Zbyszek.
- Ty też się cieszysz?- zapytałam.
- Hmm… Było okej.
Odwrócił się i podbiegł do odchodzących przyjaciół. A ja weszłam do mieszkania. Nie przyszłam od razu po przyjeździe. Teraz dopiero mogłam się umyć. Po przyjeździe spacerowałam z przyjaciółmi.
- No, wreszcie!- zawołał od progu.- Już myślałem, że nie przyjdziesz!
- Sorry, tato.
Przytuliliśmy się. Potem przywitałam się z Wer. Pogadaliśmy i poszłam się uczyć. Musiałam zacząć, bo niedługo mam główny egzamin. Jak zdam, będę mogła upomnieć się już o każdą pracę! Siedziałam nad książkami do drugiej w nocy. I również przy jednej z nich zasnęłam.

Rano obudziło mnie dudnienie w szybę. Nie… deszcz! Trudno będę dziś biegać w deszczu. Była szósta. Weszłam do kuchni i nalałam sobie kawy. Tata już w pracy a Weronika jeszcze spała. Wzięłam gazetę i przejrzałam ją. Bez żadnej przyczyny, spojrzałam na ogłoszenia. Jedno było ciekawe…
- Mieszkanie w bloku, na ulicy Słonecznej. Pomieszczenie zajmuje: korytarz, kuchnia, pokój, mały salonik i dwie małe łazienki.
Zaciekawiło mnie to bardzo. Zabrałam gazetę i poszłam się ubrać. Deszcz już nie lał, była zaledwie mżawka. Założyłam T- stert, bluzę z kapturem i spodnie z kompletu. Wyszłam na dwór. Włożyłam kaptur i zaczęłam biec. Tam gdzie zawsze, do parku. Rozgrzewka i go! Od parku do domu. Wzięłam prysznic i przygotowałam się do Resovii.
- Cześć Kaśka!- zawołałam.
-  Szef u siebie?
Kiwnęła głową. Poszłam do gabinetu. Zapukałam i usłyszałam głośne proszę.
- Jacek, jest taka sprawa…
- Wiem, że masz w piątek mecz. Jedź.
- Dzięki, ale ja nie o tym… Znaczy o tym, ale przyjdę w czwartek zamiast piątku.
- Jasne.- Uśmiechnął się. – To ja mam sprawę teraz do ciebie.
Spojrzałam pytającym wzrokiem.
- Usiądź.- Wskazał fotel. Przysiadł się.- Dzwonił do mnie dyrektor twojej szkoły. Powiedział, że jutro przyjdzie kilka osób ze szkoły i…
- I?...
- I będą patrzeć jak pracujesz z zawodnikami.
Zaskoczył mnie. Tego się nie spodziewałam.
- Jak to? Przyjdą i będą się gapić, jak z nimi rozmawiam?
- Tak. Wiesz, że nie miałem nic do powiedzenia. Oni zapewnili mnie, że dane zawodników nie będą wynoszone za mury Resovii. To taki sprawdzian na ciebie.
- Okej. – Powiedziałam spokojnie.- Jutro przyjdę wcześniej.
Spojrzał na zegarek. Poruszył ramionami.
- Dziś nie masz nic wielkiego do roboty. Jak chcesz to idź na trening chłopaków.
I tak zrobiłam. Już byli w szatni przebrani. Weszłam bez wahania.
- Jak tam chłopaki? Gotowi na trening?- zapytałam jak psycholog, ale ani ja, ani oni nie zwracali na to uwagi.
- Jasne- powiedział jeden.
- Znów się trener będzie wyżywał…
- Niby czemu?- zdziwiłam się.
Usiadłam na jednej z ławek. Wszędzie walały się ciuchy. Ja zrobiłam sobie miejsce koło mojego ulubieńca, Szymona Pałki.
- No, wiesz…- powiedział.- Ostatnio daje coraz trudniej niektórym.
- Tobie?
- Na przykład.
- Spokojnie, będzie dobrze. Pomyśl o przyszłości, Pała. Trener widzi w tobie potencjał i chce, żebyś grał jak najlepiej. Ten wycisk, kiedyś odbije się na twojej karierze. Wszystkie poty,- zwróciłam się teraz do wszystkich- które wylewacie na treningach, każde poświęcenie… Kiedyś siatkówka odda wam to. Ale najpierw wy musicie jej coś poświęcić.
Uśmiechnęłam się. Byłam pewna, że to doda im skrzydeł dziś na treningu. I nie myliłam się. Pięć minut później już biegali w kółko boiska. Uśmiechnięci, wykonywali każde polecenie trenera. Byłam z siebie dumna. Żeby tak jutro było…
Dwie godziny później nadal siedziałam na ławce na sali. Chłopcy skończyli jak na razie mordęgę i myli się w specjalnych prysznicach.
- Co ty im zrobiłaś?- podszedł zszokowany trener.
-  Niby co?- udawałam zdziwienie.
- No przecież oni uśmiechali się jak idioci przy ćwiczeniach. A dziś nie było łatwo, wiesz przecież. – Uśmiechnął się.
Westchnęłam. Nagle mi zaburczało w brzuchu. Pięknie, a nie wzięłam żadnego śniadania.
- Nic takiego im nie zrobiłam. Wątpili w siebie, więc im pomogłam.
- Musisz tak częściej! Zwłaszcza przed meczami.
- Nie ma sprawy.
Poszedł a ja nadal siedziałam. Brzuch mnie z głodu bolał. Bałam się do tego jutrzejszego dnia. Nie wspominając o piątkowym meczu. Dawno nie widziałam Michała. Ale po co miałabym do niego iść? On już ma Agę. Ona się nim zajmie… Ja się wtrącać nie będę. On nie chce mnie, nie chce mnie w swoim życiu. A ja nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą.
- Czekasz?
Podniosłam głowę. Ty był Pała. Stał nad moją głową.
- O!- zawołałam.- Mój ulubieniec!
Zaśmiał się i usiadł obok na ławce.
- Dzięki za pomoc. Przynajmniej lepiej mi się ćwiczyło.
- Zauważyłam hehe…
Wyjął z torby kanapki i zaczął jeść. A mój żołądek zaczął wariować. Dosłownie rozpoczął się kurczyć. Zaburczało mi groźnie w brzuchu. Szymon  popatrzył na mnie znad kanapki i spojrzeniem z byka.
- Co to miało być?- zmierzył mnie wzrokiem.
Wyszczerzyłam się.
- Mój żołądek przypomina o sobie.
- Chcesz kanapkę?- wziął leżący woreczek i mi go pod nos pokazał.
Znowu zaburczało. Skrzywiłam się.
- Specjalnie to robisz?!- zapytałam zdenerwowana.
Zaśmiał się.
- To chcesz czy nie? Przecież nie pozwolę ci umrzeć z głodu.
Wyjął jedną do połowy z folii. Patrzyłam na nią wzrokiem mówiącym: „Zaraz cię pożrę!”. Rzuciłam się na kanapkę i jadłam.
- Boże, Anka!- zawołał przestraszony.- Kiedy ty ostatnio jadłaś, hę? Wyglądasz, jakbyś w ustach nie miała nic przynajmniej kilka dni…
- Masz jeszcze jedną?- zapytałam błagalnie.
Pokiwał bezradnie głową.
- Dobrze, że dziś wziąłem więcej niż zwykle. I chyba tak będę już robił… Nigdy nie wiadomo, kiedy na twoją kanapkę rzuci się głodomor Anka…
Zaczął się śmiać. Już zjadłam. Szturchnęłam go w ramię.
Razem się śmiejąc, wyszliśmy z hali. Jest on takim moim „cichym przyjacielem”. Nikt o nas nie wie. Ani my sami. Jest mi drogi, ale nie tak jak Gabi. On jest raczej takim… nie wiem, jak go nazwać. Lubimy razem się śmiać. Poszliśmy do parku, gdzie rano biegałam. Zaczęliśmy spacerować.



------------------------------------------

Hej, hej!
I jest kolejny. Przepraszam, że nie dodałam wcześniej. Miałam kupę sprzątania w domu i nie miałam czasu. Dwa dni na necie nie byłam!
Mam nadzieję, że się podoba.
Przepraszam za jakiekolwiek błędy!

Jak myślicie, co się stanie w kolejnych rozdziałach? Zaskoczę Was?
;)