W domu byłam akurat na obiad. Dziwna atmosfera była między Markiem a Weroniką. Pomogłam jej podać do stołu. Normalne, niedzielne danie. Rosół, i drugie. Czyli kurczak, ziemniaki i sałatka. Było naprawdę pyszne.
- Gdzie byłaś przez noc?- zapytał podejrzliwie tata.
- Tato, jestem dorosła.
- Ale mogłabyś mi powiedzieć. Mam prawo wiedzieć gdzie nocuje moja córka.
- Byłam u przyjaciół.
- Jakich?- znów ten podejrzliwy ton.
- Z Gabi nocowałam u Ignaczaków.
Powiedziałam prosto z mostu, nabierając kolejną łyżkę zupy. Nie mógł uwierzyć. Albo sobie tego nie wyobrażał.
- Dziecko, dobrze się czujesz?- zapytał.- U Ignaczaków? Siatkarza w domu? Może ty pijana jesteś?
- Nie tato.- Powiedziałam zrezygnowana.
I wszystko mu opowiedziałam. Oczywiście pomijając fakt, że w takich okolicznościach poznałam Bartmana i że byłam pijana w dwie noce. Nadal nie był przekonany.
- Kiedyś ci ich wszystkich przedstawię, obiecuję.- Powiedziałam z przekonaniem.
Temat został zamknięty. Po obiedzie zaczęłam pisać to sprawozdanie. Zajęło mi to dwie godziny. Więc po południu na godzinę 16.00 udałam się do kościoła z ojcem i jego dziewczyną. Popołudnie spędziliśmy razem. Przekonałam się do Weroniki. Byli razem szczęśliwi. Kiedyś przypominali mi mnie i Michała. Teraz mnie i siatkówkę. Tak jak postanowiłam, Michał już dla mnie nie istnieje. Musze się skupić teraz na pracy, nauce i siatkówce. Umówiłam się z szefem, że będę w poniedziałek zamiast wtorek. Bo we wtorek jadę na następny mecz.
Wieczorem wyciągnęłam strój do biegania i buty. Ubrałam się, włosy związałam w niedbały kucyk. I poszłam, a raczej pobiegłam w stronę parku. Tam stanęłam przy ławce i zaczęłam się rozciągać. Miałam nadzieję dziś przebiec przynajmniej pięć kilometrów. Uwielbiałam biegać!
Rozpoczęłam dystans.
„ Ten mecz był dość… fajny. W moim wykonaniu oczywiście.” Przypomniały mi się wszystkie treningi, przyjęcia, na początku kariery ataki, obrony i rywalizacja z Majką. Potem pocałunek z Michałem…
Zaczęłam się męczyć. Próbowałam oddychać spokojnie. Ale wciąż myślałam.
„Nie mogę myśleć… muszę oczyścić swój umysł… nie mogę bo będę zmęczona…”- upominałam się. Mój oddech się wyrównał. Znów biegłam. Ale po chwili myśli wróciły. I niespodziewanie przed moimi oczami zobaczyłam wściekłą twarz Bartmana. Mój bieg zwolnił, Był nierówny. „Kuźwa, Anka! Uspokój się! Co ty wyprawiasz… Biegnij, a nie myśl! Nie mogę myśleć…”- znów się upomniałam. Spojrzałam na zegarek na moje ręce. Była ósma czterdzieści siedem. Biegłam może trochę więcej niż pół godziny, czyli prawie trzy kilometry. Zatrzymałam się przed ławką. I znów zaczęłam rozciągać. Obeszłam ławkę od tyłu i zaczęłam grzebać w najbliższym krzaku.
- Jest!
Zadowolona wyjęłam butelkę wody. Była zimna. Odkręciłam zakrętkę. Kiedy napój dotknął moich ust, lekko uśmiechnęłam się z przyjemności. Oparłam się o górną część ławki.
- O, fajny pomysł. Będę musiał kiedyś go wykorzystać.
Westchnęłam. Co on tu do kurwy nędzy robi?
- Znów mnie śledzisz?- zapytałam.
- A kiedykolwiek cię śledziłem?- zapytał zdziwiony.
Odwróciłam się wkurzona w jego stronę.
- Co tu robisz w takim razie?
Wzruszył ramionami.
- To co ty.- stwierdził obojętnie.- A to, że cię spotkałem, jak odpoczywasz, to nie moja wina.
Westchnęłam ciężko. Wzięłam jeszcze jeden łyk wody i zakręciłam butelkę. Kurde, niegrzecznie nie poczęstować…
- Chcesz?- zapytałam wskazując napój.
- Nie, dzięki.- Odparł.
Na jego i moje szczęście. Schowałam ją z powrotem na miejsce.
- Może przebiegniemy się razem?- zapytał.- Albo po ścigamy?
Nie! Chciałam odpowiedzieć. Nie, bo nie będę się mogła skupić… Ale odpowiedziałam co innego. Ku mojej irytacji i zaskoczeniu.
- Okej, ale nie daję forów!- uprzedziłam.
- O to się martwić nie musisz- uśmiechnął się zawadiacko.
Aż mi dech zaparło. Tego uśmiechu jeszcze nie znałam. Jezu, Anka uspokój się!
- To ścigamy się, czy biegniemy?- zapytał.
- Myślę, ze możemy pobiec jeszcze…- powiedziałam w pół przytomnie.- Potem się po ścigamy.
Kulturalnie zaczekał na mnie, aż zawiążę buta. Tak naprawdę nie musiałam tego robić. Chciałam wrócić w pełni do formy, jak miałam z nim biec. W końcu stanęłam koło tego dwumetrowca i westchnęłam, już kolejny w ciągu pięciu minut raz. Bez ostrzeżenia zaczęłam biec. Nie szybko, nie wolno. Takim szybkim truchtem, jak to mam w zwyczaju. Chciałam zostawić najwięcej sił na wyścig. Nim się obejrzałam Bartman dogonił mnie bez trudu i dostosował swój bieg do mojego. Jego twarz nie wyrażała zniecierpliwienia ani irytacji. Po prostu robił to, co lubił. Ze mną czy beze mnie, biegł jakby nigdy nic.
Próbowałam też być taka obojętna. Jednak wychodziło mi to o wiele gorzej niż jemu. Biegliśmy w ciszy i spokoju. Póki się nie odezwałam.
- Nie za wolno?
Zmarszczył brwi.
- Wolno? Przecież sama tak zaczęłaś biec… Jak chcesz to mogę przyspieszyć- spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Nie, nie. Chodzi mi o to, czy ja nie za wolno biegnę jak dla ciebie.- Sprostowałam.
- Nie.
Przebiegliśmy razem do końca cały park. Zatrzymaliśmy się przy ławce, gdzie ostatnio się spotkaliśmy. Znów wyjęłam butelkę. Napiłam się i poczęstowałam Zbyszka. Dobrze, że to dwu litrówka! Wypił chyba z połowę. Oddał mi ją. Schowałam. Usiedliśmy na ławce. Nie było jeszcze ciemno. Biegliśmy pół godziny. Dziewiąta, czyli słońce zaczęło zachodzić. Stanęłam na siedzeniu ławki, a usiadłam na oparciu. Atakujący zrobił to samo.
- Lubisz biegać?- zapytałam go.
Pokiwał głową, ale nic nie powiedział.
- Od kiedy w tym miejscu biegasz?- ciągnęłam.
Znów zmarszczył brwi.
- Chyba od tygodnia… Jakoś tak. A ty?
- Od zawsze. Ale ostatnio nie miałam czasu.
O nic więcej nie pytał. Byłam zdziwiona, ale też wdzięczna.
- Kiedy wyjeżdżacie do Spały?- spytałam cicho.
- A, co? Będziesz tęsknić?- zaśmiał się.
- No. Ale raczej nie za tobą! - prychnęłam.- To kiedy?
- Za tydzień. W niedzielę wieczorem już wyjeżdżamy…cholera!- wrzasnął.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Komar mnie ugryzł.
- No chyba nie będziesz płakał!- żachnęłam się.
- Ja nie. Ale ty pewnie tak.- Wyszczerzył zęby.
- To może się po ścigajmy?
- Może odłożymy to?- odpowiedział pytaniem.
- Co, boisz się ścigać? Zmęczyłeś się?- prychnęłam.
- Nie. Może raczej ty się boisz. A zmęczona bardziej jesteś.- Odparł spokojnie.
- Jak chcesz, mięczaku!
Wzięłam butelkę, już pustą do ręki i zaczęłam biec w stronę ulicy swojego bloku. Na plecach czułam jeszcze długo spojrzenie jego zielonych oczu.
Tata i Weronika siedzieli w salonie i oglądali telewizję. Marek z chęcią zobaczyłby mecz nożnej, ale kobieta chciała jakiś serial. O dziwo się zgodził. Jezu, on na serio musi być w niej zakochany jak merdający pies! Jak ja chcę obejrzeć „Pierwszą Miłość” to mówi, żebym się szła uczyć. Kiedyś mu to wypomnę! Bo rozumując jak człowiek, skoro jestem jego córką, to on tez musi mnie bardzo kochać. A jeżeli mnie kocha, to da obejrzeć swojej kochanej córce, głupi jego zdaniem, serial.
Poszłam do pokoju, wzięłam ręcznik, piżamę i kosmetyczkę. Poszłam do łazienki. Od pierwszego wejrzenia na pomieszczenie, coś mi się nie zgadzało. Było jakoś tak… inaczej. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Było dziś tak gorąco, że puściłam chłodną wodę. O dziwo moje ramiona się rozluźniły. Po długim prysznicu poszłam do kuchni. Zabrałam sok z lodówki i wlałam sobie do szklanki. Zabrałam ją i dołączyłam do oglądających. Kiedy usiadłam tata poprosił o rozmowę.
- Coś się stało?- zapytałam.
- Nie. Chociaż może i się stało…
Wzięłam łyk soku. Zmarszczyłam brwi.
- Co jest?
- Po długim zastanowieniu, chciałem ci powiedzieć, że… że Weronika się do nas wprowadzi.
Zatkało mnie. Wiedziałam, że to kiedyś nastąpi. Ale Matko! Nie tak szybko! Teraz już wiedziałam, co mi nie pasowało w łazience. Jej rzeczy!
- Jesteście tego pewni?- zapytałam podejrzliwie.
- Tak.- Zabrała głos Weronika.- Nie chcemy się rozstać. Mam nadzieję, że nie mesz nic przeciwko temu?
- Ależ skąd!- uśmiechnęłam się.
W myślach byłam zła, że mi o tym wcześniej nie powiedzieli. Na pewno planowali to już dawno!
- Wiesz, widzę, że jest ci ciężko. Mieszkasz z ojcem, gotujesz, uczysz się, pracujesz i grasz wspaniale w siatkówkę. To za dużo jak na jedną osobę. Zwłaszcza, że musisz jeszcze prać, i sprzątać mieszkanie.
Miała rację. Nie wyrabiałam. Zapomniała dodać jeszcze, że potrzebuję tez życia prywatnego. Ale się już nie czepiałam.
- I co proponujesz?- zapytałam sprytnie.
Wzruszyła ramionami i się uśmiechnęła.
- Zajmę się domem i obiadami. Będę robiła zakupy…
- Tylko, jeżeli myślisz, że już możesz się uważać za moją matkę, w ogóle, że możesz się za nią uważać, to się pomyliłaś.- Powiedziałam spokojnie ale też stanowczo.
Może za dużo w tym było jadu, ale chyba nie miała mi tego za złe.
- Anka!- warknął ojciec.- Jak ty się zachowujesz?
- Przepraszam.- Powiedziałam obojętnie.- Ale taka jest prawda.
- Ale…
- Nie mam jej za złe, że to powiedziała. – Przerwała mu Weronika.- Rozumiem twoje obawy, Aniu. Ale nie musisz się martwić, naprawdę. Będę wam tylko pomagać.
Tata wyszedł do kuchni po piwo.
- Ale pamiętaj. Zawsze możesz przyjść do mnie z problemem. Będę zawsze starała ci się pomóc.
- Okej. Będę pamiętać.
Wstałam, kiedy tata usiadł.
- Widzę, że jesteś szczęśliwy, tato. Róbcie co chcecie. Jesteście dorośli.
Za progiem stanęłam i zwróciłam się do nich jeszcze.
- Jeszcze raz przepraszam.
I wyszłam zostawiając ich samych. W swoim pokoju, włączyłam laptopa i uruchomiłam Internet. Sprawdziłam kilka stron. Nic nowego, więc włączyłam powtórkę swojego meczu. Obejrzałam każdą akcję. Każdą swoją obronę, każde przyjęcie.
- No, było dobrze…- mówiłam sama do siebie. Jak to zawsze miałam w zwyczaju robić, gdy oglądałam powtórkę własnego meczu.- Nie najgorsze to przyjęcie… Ale mogłam lepiej niektóre piłki przyjąć! Kuźwa!- sięgnęłam po szklankę soku i się napiłam. Odstawiłam ją i zaczęłam dalej komentować.- Boże, ta obrona! Jeszcze w życiu nie widziałam, żebym aż tak skoczyła do piłki! – pokręciłam głową.- Trener miał rację mówiąc, że ta środkowa to w jedną stronę atakuje. Już wcześniej zauważyłam na meczu…
I teraz zobaczyłam tą ostatnią obronę. Ostatnia piłkę, którą wybroniłam ja. Patrzyłam w ekran komputera oniemiała z otwartą buzią. Przecież ja wtedy wyglądałam jakbym była opętana! I wtedy pokazali ten skok do piłki. W chwili, kiedy ją odbiłam w stronę boiska, zrobili zbliżenie. Moja twarz była spokojna, jakbym nic takiego nie robiła… A przecież wiem, że było inaczej. Pokazali jeszcze Zbyszka, jak mnie złapał w ostatniej chwili. Inaczej runęłabym na schodek. Potem całe rozegranie i świetny atak Gabi.
Wyłączyłam komputer. Nastawiłam budzik na dziewiątą i próbowałam zasnąć.
Obudził mnie dźwięk. Błagam, tylko nie wstawać! Sięgnęłam po telefon i go wyłączyłam. Przetarłam oczy. Dziś nie było już tak słonecznie. Chmury zasłoniły niebieskie niebo. Poszłam do łazienki. W kuchni ktoś już był. Umyłam się i poszłam sprawdzić, czy tata jeszcze jest.
- O, cześć Aniu!- zawołała Weronika.
- Cześć.
Weronika była w żółtym szlafroku w duże, czerwone kwiatki.
- Napijesz się kawy?- zapytała.
Na mojej twarzy zagościł uśmiech na samo wspomnienie, jak goniłam Krzyśka.
- Poproszę.
Kiedy piłam, zaśmiałam się kilka razy. Kobieta popatrzyła na mnie, ale nic nie powiedziała.
- Tata już w pracy?- zapytałam.
Wzięłam Przegląd Sportowy Rzeszów i zaczęłam oglądać.
- Tak. Poszedł jakąś godzinę temu.- Spojrzała na mnie.- Co mam dziś ugotować?
Spojrzałam z nad gazety.
- Nie musisz się mnie pytać- uśmiechnęłam się.- Masz wolną rękę.
Już nie pytała. I dobrze. Jedząc kanapkę, pijąc kawę i czytając gazetę, natknęłam się na artykuł o Zbyszku Bartmanie. Ominęłam je i czytałam o nożnej. Po piętnastu minutach poszłam się ubrać. Z artykułu zrozumiałam tylko tyle, że Rzeszów wygrał, a Łódź nie. Spakowałam wczorajsze napisane sprawozdanie do teczki i po dziesiątej wyszłam z domu.
Gdy byłam na miejscu, przywitałam się ze strażnikiem i recepcjonistką. Poszłam do gabinetu Jack . Podałam mu papiery i zaczęłam rozmowy kontrolne z zawodnikami. Potem dostałam sms.
„ Przyjdź na trening pół godziny wcześniej. Musimy porozmawiać!” To od trenera. Ciekawe o co chodzi? Już wcześniej o tym mówił.
O godzinie szesnastej wyszłam do domu. Sprawozdanie było dobre. Tak się wyraził Rusin. Wszyscy mi gratulowali meczu i wyniku. Mówili, że trzymają kciuki za jutro. Nie byłam pewna jutrzejszego meczu, ale jakoś damy radę. Piętnaście minut później byłam na obiedzie, spóźnionym. Była zupa pomidorowa z ryżem! Uwielbiam ją, a do tego pyszna. Zjadłam w pięć minut, przebrałam się i zabrałam torbę treningową.
- Ania!- zawołała jeszcze za mną Wer.- Wyprać ci na jutro ten strój?
- Byłabym wdzięczna!- odkrzyknęłam i pobiegłam w stronę hali.
Dziesięć minut później otwierałam drzwi na salę. Rozejrzałam się. Trener właśnie zakładał siatkę.
- Spóźniłaś się.- Powiedział.
- Wiem, sorry.- Odpowiedziałam szybko.- O czym mieliśmy gadać?
Podeszłam do niego bliżej i oparłam się o drabinkę. On zszedł i popatrzył na mnie.
- No co?- zdziwiłam się.
- Nic.- Wzruszył ramionami.
- O co chodzi? Przyszłam wcześniej.
- Bo cie prosiłem- odparł.- Posłuchałaś!- uśmiechnął się.
Wkurzył mnie.
- Jeżeli miałam przyjść wcześniej tylko po to, żebyś się szczerzył iż cię posłuchałam…
- Nie, nie! Na serio musimy pogadać.
Usiadłam na ławce z boku Sali. Poszedł za mną w ślady.
- Wiedział pan, że Majka kłamała z ta kostką?
Udawał zdziwienie. Ale ja go już dobrze znałam.
- Więc pan wiedział- stwierdziłam.
- Wiedziałem, że udaje. Po jej minie, kiedy weszłaś na boisko.
- Więc czumu trener nic nie zrobił?!- zawołałam.
Obróciłam się w jego stronę. Byłam bardzo ciekawa, co powie.
- Nie chciałem nic w tej sprawie robić. Ona potem mi się przyznała. Powiedziała, że przez nią mecz by przegrały- westchnął.- I ja uważam, że lepiej się spisałaś niż ona.
Zatkało mnie. Chociaż… nie! To było coś nieprawdopodobnego.
- To nieprawda. Ona też dobrze zagrała.
- Tak, ale ty lepiej. Byłem z ciebie… z was dumny. Sportowe zachowanie wzięło górę nad chamstwem.
Niemożliwe, więc on wiedział jaka między mną a drugą Libero była atmosfera!
- Chciałbym żebyś się rozwijała jeszcze bardziej. I wiem, że ty też tego chcesz.
Wstał i podszedł znów do siatki.
- W jutrzejszym meczu też zagrasz.
- Ja?!
- Tak. Zagrasz, ale nie mów nikomu. Dziś na treningu będziesz miała więcej do roboty. Będę większą uwagę zwracał na tych, co zagrają. A tobie kazałem przyjść wcześniej, żebyś się już zaczęła rozgrzewać. Bo zaraz zagramy.
- Jak to?- zdziwiłam się.
- Dziś odwiedzą nas na treningu siatkarze Asseco Resovii Rzeszów.
Zatkało mnie.
- A a a ale… jak to… tak po prostu?- jąkałam się.
- Tak. Idź się przebierz. I zacznij rozgrzewkę. Zaraz przyjdzie reszta. Też kazałem im wcześniej przyjść.
Poszłam do swojej szatni. Ściągnęłam bluzę i założyłam spodenki. Zrobiłam ponownie kucyka na głowie i wyszłam. Zaczęłam od biegania. Co prawda, drogę na hele spędziłam biegnąc, ale co tam! Dziewczyny zaczęły się schodzić. A ja już rozpoczęłam rozciąganie barków i mięśni nóg.
- Czemu nie zaczekałaś?- spytała Gabi.- Przyszłybyśmy razem!
- Wolałam sama.
Usiadłam na ławce i napiłam się kilka łyków wody. Dobrze, że wzięłam dziś większą niż zwykle. Skoro taki wycisk miał być.
- Będzie dziś okropny wycisk- szepnęłam jej do ucha i poszłam jeszcze raz się rozciągać. Tym razem ze wszystkimi.
----------------------------------
Witam po długiej nieobecności!
Wreszcie jestem w domu. Przyjechałam wczoraj po południu, ale nie miałam już siły dodać rozdziału. Mam nadzieję, że fajny :D
Na obozie było bardzo ciężko. Trzy treningi dziennie, mało czasu i okropny wycisk. Ale żyję! Oczywiście było też wesoło. W zielona noc ja i Carolla miałyśmy nie spać. Ale oczywiście obudziłyśmy się rano o ósmej dziesięć hahah XD Na szczęście nikt nas nie wysmarował pastą.
Rozdział nowy i chyba dosyć długi.
Kiedy mam dodać następny? Za dwa dni, jeden?
Dziękuję za tyle wyświetleń, jesteście kochani ;*
dodaj jak najszybciej ;))
OdpowiedzUsuńDodaj następny! Błagam...
OdpowiedzUsuń