czwartek, 29 sierpnia 2013

XXVII



Nie wiem czemu, ale dziś chciałem pobiegać. Biegłem już pół godziny w parku. Tam, gdzie ostatnio widziałem się z Anką. Mój dystans jak na razie nie był daleki. Mijałem akurat ławkę, gdzie siedzieliśmy, gdy zauważyłem idącą parę w tą stronę co ja. Byli dość daleko przede mną, ale dziewczynę poznałem od razu.
- Anka.
Z chłopakiem? Przecież ten jej Michał leży jeszcze w szpitalu… Podbiegłam bliżej, ale mnie nie zauważyli. Teraz usłyszałem lepiej ich rozmowę.
- Wiesz, że i tak jesteś najlepsza…- powiedział chłopak.
Skądś znam ten głos, ale nie wiem skąd.
- Nie. To, że gram jest dzięki mojemu byłemu. A to, że gram dobrze… po prostu mam dobrego trenera.
- Trener dobry, ale chyba wam jeść nie daje!- zaśmiał się.
Nic z tego nie rozumiałem. Trener ma dawać jej jeść? Wiedziałem, że nie powinienem podsłuchiwać, ale jakoś nie mogłem przestać.
- Daje, tylko ja nie jem. Dzięki za kanapkę.- Zaśmiała się.- Będę wiedzieć do kogo mam się zgłosić, jak będę głodna.
Postanowiłem już nie zwracać na nich uwagi. Przywróciłem tempo biegu i wróciłem się w innym kierunku. Nie miałem ochoty już z nikim się widzieć. Po krótkiej podsłuchanej rozmowie, domyślam się, że to też siatkarz. Pewnie z Młodej Resovii. Pobiegałem jeszcze chwilę i wróciłem do domu. Wziąłem piwo i zacząłem pić. Co raz częściej mi się to zdarzało. Od przyjazdu do Rzeszowa. Niedługo skończę z tym, rozpoczną się treningi, ciężka praca. Najpierw Liga Światowa, potem Mistrzostwa Europy… Damy radę.

Trening nie był ciężki, tak jak ostatni. Dziś miałyśmy więcej ćwiczeń praktycznych. Dosyć szybko mi minął. Kiedy przyszłam do domu, przybyła Gabi. Zaczęłyśmy rozmawiać i żartować. Powiedziałam jej o mieszkaniu. Wspólnym. Z chęcią się zgodziła. Potem jednak zmieniłyśmy temat na piątkowy mecz.
- Zagramy i wygramy- powiedziała.
- Nie, Gabi.- Zaprzeczyłam.- Tym razem nie będzie tak łatwo. Mimo, że nadal jesteśmy na trzecim miejscu, ten mecz nie będzie nasz. Nawet jeżeli wygramy, nie wejdziemy na drugie miejsce. I tym sposobem nie dojdziemy do finału. Chyba, że Łódź przegra z Katowicami. W tedy będziemy tylko przed właśnie Sosnowcem.
- Uda się, zobaczysz! Jak zagramy takim składem jak ostatnio i tak genialnie, to możemy nawet wygrać finał.
- Nie mów hop, póki nie przeskoczysz!- ostrzegłam ją.- Nie raz to powiedzenie, a jednocześnie moja druga zasada, się sprawdza.
Napiłyśmy się soku, który przyniosłam z kuchni. Wzruszyła ramionami.
- Wiesz, że ja już tak mam- uśmiechnęła się.- I czasem mam rację.
- Racje masz tylko w tedy, gdy ja jej nie mam. A to się bardzo rzadko zdarza!- wyszczerzyłam się.
Rzuciła we mnie poduszką. I zaczęłyśmy się śmiać.

***

Następne Dni minęły szybko. Za szybko. Już piątek. Jestem w szatni w Sosnowcu. A w niedzielę chłopaki wyjeżdżają pełnić misję w reprezentacji. Szkoda, że ich nie będę tak długo widzieć. Trener ogłosił skład. Grałam ja i Gabi. Agata miała problem z barkiem i zastąpiła ją Kamila, jej prawowity zastępca. I tak miałyśmy mocny skład. Chciałyśmy wygrać. Mimo, że nic nam to nie da.  I tak zostaniemy na 3miejscu. Jednego punktu brakowało nam do Łodzi.
Na hali było głośno. Więcej kibiców. O dziwo byli też moi prywatni. Przyjechał tata i Wer! Zrobili mi miłą niespodziankę.
- Dziewczyny, dajcie całe serca na boiska!- krzyknął trener.- Siatkówka odda wam tą miłość.
I tak zrobiłyśmy. Po prostu grałyśmy naszą siatkówkę. I zremisowałyśmy w setach 2:2. Ostatni był bardzo emocjonujący. Już na początku szłyśmy łeb w łeb. Ósmy punkt zdobyły przeciwniczki. Po zmianie stron, zdobyłyśmy my. W naszej drużynie było mało zmian. Może jednak wygramy?
Atak przeciwniczek, zdążyłam podłożyć rękę i nasze to wykorzystały. Następny atak z krótkiej, ledwo podbiłam. Ale Angelika sobie poradziła. Atak był słaby. Bez problemu rywalki wyprowadziły kontrę. Jednak ja nie dałam się oszukać. Stanęłam na końcowej linii boiska i obroniłam. Nasz punkt po ataku Gabi! 13:11, nieznacznie prowadziłyśmy. Czternasty punkt zdobyłyśmy środkiem. Ale potem trzy kolejne zdobyły rywalki. Remis, ich zagrywka. Walka punkt za punkt. 18:18. Wszyscy wstali z miejsc. Przyjęłam perfekcyjnie, Angelika popisała się idealna kiwką w sam środek boiska! Gabrysi zagrywka. Stanęła kilka metrów dalej. Podrzuciła, skoczyła. I uderzyła z całych sił. As serwisowy!!
Ona nie mogła uwierzyć. Ale my już podbiegłyśmy do niej krzycząc. Podrzuciłyśmy ją kilka razy, skakałyśmy z radości. Trzecia wygrana! I to z Sosnowcem! W około słyszałyśmy tylko:
- Brawo Rzeszów!- nasi kibice.- Bo Resovia najlepsza jest, bo Resovia wygrała mecz! Nasza kochana Sovia!
    - Gabi, to było coś!- krzyczałyśmy w szatni.- Ta zagrywka… jak Kurek, czy Bartman!
Wzruszyła ramionami.
- Przesadzacie…
- Przyznaj, że dostałaś wielkiego kopa w tyłek!
- Niech wam będzie!
Do autokaru szłyśmy śpiewając różne wesołe piosenki. Nagle telefon w mojej kieszeni zawirował.  Dostałam sms.
"Gdzie jesteś? Czekamy przed parkingiem. Nie ma ludzi. Poznaliśmy Twojego tatę ;) "
Przeprosiłam koleżanki i poszłam w ich kierunku. Stali tam wszyscy moi bliscy. Tata, Wera i siatkarze i ich dziewczyny, żony.
- Byłaś niesamowita!- wrzasnął Igła zanim jeszcze zdążyłam dojść.
Podbiegł i mnie mocno przytulił a potem zaczął tańczyć. Udzieliło się wszystkim.
- No co wy! Nie ja, my byłyśmy wspaniałe!- uspokoiłam.- Z resztą, zapytajcie Bartmana, on najlepiej powie jak mi poszło.
Wszyscy odwrócili się w stronę atakującego. Ale zanim ten zaczął mówić, Igła wtrącił.
- No tak, biedactwo! Dziś Anka już nie wylądowała na twoich kolanach…
Zaśmiali się wszyscy prócz nas. Mnie i Zbyszka. Czekali na opinię eksperta. Odchrząknął i zaczął przemowę:
- Nie specjalizuję się w czołganiu się po boisku i nie jestem zawodowcem od czarnej roboty jak to ma w zwyczaju Krzysiu…- tu się do niego uśmiechnął szeroko.- Nie pozwala mi na to wzrost, który Igła prezentuje…
- Słucham? Uważasz, że jestem mały! Tak?
- Szczerze? Tak. – Potaknął.- Ale wracając, ja bardziej interesuję się atakiem. Więc moje zdanie jest dość ogólne. Było okej. Ale mogłaś grać lepiej.- Powiedział.
- Zbyszku,- zaczęłam z udawanym szokiem- jakże miło mi wiedzieć, że potrafisz się takimi pięknymi zdaniami i jakże pełnymi, posługiwać. A już myślałam, że będziesz potrzebował jakiegoś słownika…
- Ja nie potrzebuję słownika. Ale widzę, ze ty już się z nim zaznajomiłaś- uśmiechnął się złośliwie.
Nic na to nie powiedziałam. Podeszłam do taty i jego dziewczyny.
- Tato…
- Byłaś wspaniała.
Przytulił mnie.
- Tato… ehm.. udusisz mnie!- Mówiłam przez zaciśnięte zęby.
Puścił mnie. Jeszcze kilka zdań wymieniliśmy. Zapoznałam go z siatkarzami. Był w siódmym niebie. W końcu poszłam do siebie. Wchodzę do autokaru a tu śpiewy, piski i wołania. Usiadłam na swoim miejscu. Dostałam sms od Igły:
"Czekamy przed twoim domem. Weź Gabrysie, idziemy świętować!"
Westchnęłam. Nie dadzą mi dziś spokoju. Ale w sumie… może to ostatni dzień widzę ich wszystkich… Może będzie fajnie! I cieszyłam się z dziewczynami.

- Poczekajcie chwilkę!- zawołałam.- Idę się przebrać i zaraz schodzę.
Czekali pod moją klatką. Była godzina dziewiąta. Gabi była już z nimi i czekali na mnie. Zabrałam z szafy szarą bokserkę i czarne luźne i krótkie spodenki. Założyłam odpowiednie buty, wzięłam torebkę i bluzę do ręki. Tata wiedział, że mnie nie będzie prawie całą noc. Nie musiałam mówić.
- No, jesteś wreszcie!- zawołał na mnie Nowakowski.
- Jestem, jestem.- Powiedziałam stając przed nimi.- To gdzie idziemy?
Zawiązałam bluzę w pasie, była dość ciepła noc.
- Niespodzianka…- powiedział tajemniczo Kosa.
Wyglądał przy tym bardzo uroczo. Uśmiechnęłam się słodko.
- Nie zdradzisz mi?...
Podeszłam bliżej i spojrzałam mu w piękne czekoladowe oczy, kładąc rękę na ramionach.
- Niespodzianka, to niespodzianka!
Uniósł się Zbyszek biorąc mnie w pasie do góry i udając, ze mnie porywa.
- O, nie panie Bartman!- wrzasnęłam.- W tej chwili mnie puść na ziemie!
Śmiałam się jak inni. Tylko, że ja z rozpaczy a oni z komizmu tej sceny. W końcu mnie postawił na ziemi. Poszliśmy w nieznanym mi kierunku. Pewnie fajny klub. Ze mną i Gabi byli: Ignaczakowie, Kosok, Nowakowski i Ola, Lotman, Bartman i Achrem. Czyli tak jakby parzyste. Szykowała się fajna impreza.

Nigdy nie zapomnę tej zabawy. Poszliśmy do tego samego klubu co ostatnio, tylko inną drogą. Dziś było dużo ludzi. Podeszliśmy do baru i zamówiliśmy drinki. Barman od razu do mnie zagadał. Nawet zatańczył. Do Bartmana i Achrema podchodzą jakieś dziewczyny i chcą zatańczyć. Poznały ich. Krzysiu bawi się z żoną, Piotrek z Olą. Kosok był smutny i pił piwo. Tylko ja byłam sama. Gabi gdzieś zniknęła z jakimś facetem.
- Nie bądź smutna, bo żaden chłopak nie podejdzie!- zaśmiał się Piotr.
Spojrzałam na niego z byka.
- A ty to co?- zapytałam.- Dziewczyna?
I poszliśmy tańczyć. Gadaliśmy, śmialiśmy się. Po imprezie nie był nikt pijany. Gabrysia opowiadała nam o swojej zdobyczy. Kiedy mówiła o przystojnym brunecie, dziewczyny ( ja też) się ożywiły.
- I tańczyłaś z nim?- spytała Ola.
- Tak, sam mnie wyciągnął na parkiet!
Chłopcy nie mieli fajnych min. Udawali, że nas nie słyszą, szli obok. Ale Grzesiu był jakiś naburmuszony.
- Masz jego numer?- zapytałam od razu.
- On ma mój. Zadzwoni wkrótce- uśmiechnęła się szczęśliwa.
My też byłyśmy szczęśliwe. Może to nasz przyszły przyjaciel w naszej paczce! Chłopaki się wyraźnie ożywili i weszli między nas. Położyli ręce na naszych ramionach i tak całą grupą szliśmy w nieznane.
- Kiedy wyjeżdżacie?- spytałam.- O której?
- W niedzielę… o siedemnastej.
Zrobił smutną minkę Igła idący obok mnie. Niestety to chyba nasze ostatnie spotkanie na długi czas. Oni jadą do Spały, a ja jadę na tydzień turnieju. Na finał, jeżeli się w ogóle dostaniemy.
- Będzie dobrze.- Klepnęłam go w ramię, które obejmowałam. – Nawet, jeżeli wam się specjalnie nie uda przywieść medalu, czego nie przewiduję, i tak was będę kochać!
- Phy!- prychnął Zibi.- Też mi pocieszenie.
- Ciebie to nie dotyczyło- wyjaśniłam.
Spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Wiem, żmijo. I jestem z tego dumny.
Zaśmiali się. Mi nie było do śmiechu. Chyba z tej imprezy wyniosę tylko to, że go nienawidzę.
- I dobrze Gargamelu.
Posłałam  mu morderczy uśmiech. Byliśmy już niedaleko mojego bloku.
- Kurczę, i już rozstania…- powiedział Igła gdy przystanęliśmy.
Pokiwałam głową i bez słowa się do niego przytuliłam. Schowałam głowę w jego ramię i zapłakałam.
- Iwona, przecież ta żmija ci męża porwie!
Nie musiałam patrzeć kto to powiedział. Poznałam po słowie „ żmija”.
Oderwałam się od Krzyśka i podeszłam do Nowakowskiego. Również go przytuliłam. Nie obyło się bez komentarza Zbyszka. Później podeszłam do Kosoka, Lotmana i Achrema. Został Bartman. Podeszłam.
- Ciebie nie przytulę bo nie zasłużyłeś.- Powiedziałam pewnie.- Ale chyba zasłużyłeś na słowo dziękuję.
- Czemu?
- Bo dzięki tobie uświadomiłam sobie, że świat składa się również z szuj.
- Z wzajemnością.
 Pożegnałam się z dziewczynami. Odwróciłam się i weszłam do bloku. Przez okno w kuchni patrzyłam jeszcze jak odchodzą.
W sobotę poszłam do Resovii i trochę popracowałam. Ostatni test z tymi od szkoły poszedł dobrze.  Zdałam, takie mi przysłali wyniki. Ale to nie tylko dzięki mnie. Musiałam podziękować zawodnika za taką miłą współpracę.
- Byliście fantastyczni! Dziękuję za współpracę!
- Nie ma za co.- Powiedział mój ulubieniec.- Nie jesteś dziś głodna?
- Nie, mam swoje- wyszczerzyłam się.
Inni nie wiedzieli o co chodzi. Ale to nie ważne. Pozostawało mi czekać do wieczornego meczu Łodzi z Katowicami. Musiałam załatwić sobie tydzień wolnego tutaj. Możliwe, że pojedziemy na finał.
- Gabi!- powiedziałam u niej w domu.- Po tym turnieju, rezygnuję.
Spojrzała na mnie nie rozumiejąc. Kiwnęłam na telewizor.
- Chyba żartujesz! Zwariowałaś? Masz gorączkę?!- wołała na mnie.
- Nie dam rady już się uczyć, grać i chodzić do Resovii. Majka mnie dobrze zastąpi.
- Mówiłaś trenerowi? Przecież on się w życiu nie zgodzi! Jesteś zawodniczką numer jeden!
Wrzeszczała na mnie. Nie byłam na nią o to zła. Gdybym mogła, też bym na siebie wrzeszczała. Ale musiałam coś wybrać.
- Nie mam wyjścia.
- Zrezygnuj z czegoś innego! Siatkówka to twoje całe życie, przecież! Jak możesz opuszczać nas i nasz klub!?
Podeszłam do niej i ją przytuliłam. Po moich policzkach popłynęły łzy.
- Nie potrafię. I wiesz o tym. Wiesz, że nie będę potrafiła powiedzieć im o tym. Że nie będę potrafiła zostawić siatkówki dla… dla nauki.
Płakałam. Ona mnie uspakajała. Nikt prócz jej o tym nie wiedział i tak było jak na razie dobrze.

Oglądałyśmy mecz decydujący o naszym awansie. O dziwo Łódź przegrała 3:0! Czyli jedziemy do Warszawy na pierwsze finały. Następne będą tutaj. W Rzeszowie.  Potem wróciłam do siebie. Powiedziałam tacie o planie kupna mieszkania w bloku na połowę z Gabrysią.
- Masz pieniądze? Pożyczę ci na pierwszą ratę. – Powiedział.
Zawstydziłam się.
- Widzisz, ja właśnie w tej sprawie do ciebie przyszłam. – Czułam, że się czerwienię.- Po finale turnieju…
- Jedziecie na finał?!- uciszyła się Wer.
Kiwnęłam głową. Pogratulowali mi ucieszeni.
- No, po tym finale… chciałam zacząć pracę. Gdzieś na mieście. Ale muszę już zgłosić zainteresowanie. Czy mógłbyś mi pożyczyć? Potem, jak zarobię, oddam ci co do grosza…
- Oczywiście. Ale nie musisz oddawać.
- Jednak tak będę bardziej spokojna. Dziękuję ci tato.
Pocałowałam go w policzek i przytuliłam mocno.
- Jeżeli jeszcze będziesz potrzebowała jakichś pieniędzy, możesz również zwrócić się do mnie. Pomogę ci z chęcią.- Powiedziała Wer.
- Dziękuję wam.
I w taki sposób miałam załatwione mieszkanie. Bo zaraz następnego dnia zadzwoniłam do faceta i umówiliśmy się na obejrzenie mieszkania w poniedziałek. W niedziele rano powiedziałam o tym Gabi. Ucieszyła się. Po południu miałam iść z tata do kościoła. Ale odmówiłam tym razem. Musiałam jeszcze coś załatwić. Zabrałam Gabi i pojechałyśmy w stronę Resovii.

Chłopaki właśnie wkładali swoje walizki i torby do autokaru, a raczej busa. Podbiegłyśmy do nich. Nikt jeszcze nie siedział w środku. Rzuciłam się na pierwszego siatkarza. Był to nie kto inny jak Igła. Przynajmniej tak w pierwszej chwili myślałam. Bo kiedy się odwrócił. Zatkało i mnie i jego.
- Co tu robisz?- zapytał zdziwiony. – A, jednak przyszłaś się pożegnać!
Odskoczyłam od niego jak oparzona.
- Tak. Ale pomyliłam cię z kimś.
Gabi się śmiała z Kosokiem. Cóż, ładnie razem wyglądali…
- Gdzie Krzysiu?- spytałam.
Wskazał mi go. Był z żoną i dziećmi. Czule się żegnali. Aż miło było patrzeć. Piotrek był z Olą.
- Tak trudno jest się rozstać…- powiedziałam sama do siebie.
Niespodziewanie Zbyszek podszedł bliżej. Patrzył mi w oczy. To spojrzenie…
- Czyli będziesz tęskniła?- zapytał smutny.
Zdziwiłam się troszkę, ale miał racje. Będę tęskniła za naszymi sprzeczkami, kłótniami…
- Chyba…tak..- powiedziałam niepewnie.- Przyzwyczaiłam się już do naszych kłótni!
Zaśmiał się uroczo.
- Ja też. Nie wiem, z kim ja się będę sprzeczał…
- Zawsze możesz zadzwonić…- powiedziałam niepewnie.
Zbliżył się jeszcze. Staliśmy tak blisko… zbyt blisko. Ale nic nie zrobiłam. Czekałam, co się stanie. Patrzyliśmy sobie w oczy. I tyle.
- Patrzcie, zakochani się rozstać nie mogą!- powiedział Igła.
Odskoczyliśmy od siebie. Wiedziałam, że nie powinnam być tak blisko Bartmana… ale nie myślałam w tedy.
- I kto to mówi?!- żachnął się Zbyszek.
- To, ze się żegnaliśmy, to jeszcze nie znaczy, że jesteśmy zakochani- powiedziałam opryskliwie.- Obrażasz mnie, Krzysztofie!
Zrobił tak smutna minkę, że aż mi się go żal zrobiło. Ale nie dałam tego po sobie poznać. W końcu się uśmiechnęłam.
- No! No chodź tu!- otworzyłam ramiona, w których się znalazł.- Będę najbardziej tęsknić za tobą!
Zaśmialiśmy się. Mój przyjaciel. Dziwne mieć siatkarza przyjaciela. Wiele osób by tak chciało mieć…
- Nie żartuj. To poważna chwila!
Ale sam się zaśmiał.
- Ja nie żartuję!- oburzyłam się.
Opuściłam ręce. Patrzyłam teraz na niego smutno.
- Też będę tęsknił. Ale mam prośbę…
Spojrzałam pytająco. Trochę się ożywiłam.
- Opiekuj się Iwonką i dziećmi, okej?
Przytaknęłam poważniejąc.
- Ja też mam prośbę.- Wtrącił Kosa.
Wszyscy zamienili się w słuch.
- Kibicuj na pierwszym meczu jak najlepiej potrafisz. I na szaliku napisz moje imię!
Zaśmialiśmy się. Poprawił nam humory.
- Myślę- powiedziałam- że to nie ja powinnam na szaliku pisać twojego imienia.
Puściłam mu oczko. Spojrzał na Gabi. Była smutna. Podeszłam i wzięłam ją za rękę.
- Już masz swojego pierwszego najlepszego kibica- wyjaśniłam.
I  w taki sposób pożegnaliśmy się. Uściskałam jeszcze każdego po kolei. Przy Bartmanie się zawahałam. W końcu zdecydowałam.
- A masz!- przytuliłam go lekko.- Żebyś nie płakał.
Poczułam jego wielkie dłonie na plecach. Uściskał mnie mocno i poszedł. Zaśmiali się głośno i wsiedli do autokaru. Patrzyli przez szyby i machali nam. Igła przesłał buziaki Iwnie i dzieciom. Potem  mnie. Kiwnęłam głową. Wszyscy już siedzieli i tylko niektórzy machali.
Odjechali w smutku.


---------------------------------

 Cześć!
I kolejny. Mam nadzieję, że fajny. 
Przepraszam, że tak późno. Nie miałam czasu. 

Pokój mam w pełni zrobiony. Niedługo do szkoły. Cieszycie się? Macie juz wszystkie zakupy zrobione?
Ja osobiście się boję. Wszystkiego: egzaminów, nauczycieli, nacisku na naukę. Dziś stwierdziłam, że z historii  jestem łysa -,- Cóż, magia nauczycielki... 
Z angielskiego to samo.
M A S A K R A . 

Dobra, dość o szkole. Jak pomyslę, że juz w poniedziałek... 
Słabo mi się robi :/ 

Dzięki za komentarze pod poprzednim postem ;*
Pozdrawiam.

3 komentarze:

  1. Super rozdział jak zawsze ;)
    Oraz fizyki i niemieckiego ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Zapomniałam o tych przedmiotach...
      Dzięki ;*

      Usuń
  2. Kiedy kolejny?? XD

    OdpowiedzUsuń