Niedługo wyjeżdżamy do Toronto. Nasze mecze sparingowe za nami. Został nam tydzień, znaczy im. Siatkarze walczą na boisku jak lwy, trenują każdy szczegół. Pomału są coraz lepsi.
A ja? Nie miałam jeszcze przez te kilka dni pogadać z Bartmanem, jak mi Igła poradził. Nie mogę się zdobić, ale cóż.
Dziś 11 maja, piątek. Dokładnie za tydzień pierwszy mecz z Brazylią. Już się doczekać nie mogę! Jest wieczór, chłopaki są po siłowni. Igła już wykapany, poszedł do siatkarzy obok. Ja w piżamie siedziałam na swoim łóżku i pakowałam niektóre rzeczy. Zbyszek jest w łazience, kąpie się.
Kilka minut później wychodzi w samym ręczniku.
- Pożycz tego twojego dezodorantu…- Powiedział błagalnym tonem i podszedł do mnie. Musiałam spojrzeć na niego, niestety. Zrobił oczka ze Shreka- Mój się skończył, Igły też…
- Zainwestuj w nowy- uśmiechnęłam się złośliwie. Ledwo oderwałam oczy od jego nagiej klaty.- I ubierz koszulkę.
Już widziałam ten jego złośliwy uśmieszek… Nie podniosłam głowy. Gdybym to uczyniła, uległabym. Temu spojrzeniu.
- No pożycz, odkupię ci.
Wkurzyłam się, więc wstałam z miejsca.
- Tak jak Igła, który wziął jeden i jeszcze mi nie oddał?- spytałam poirytowana.- Mam ostatni, resztki.
Wydął śmiesznie wargi i ominął mnie. Wziął moja kosmetyczkę z perfumami i wyjął dezodorant. Z niedowierzaniem patrzyłam, jak grzebie mi w rzeczach. Po chwili z uśmiecham na twarzy, trzymał mój kosmetyk.
- Nie waż się!- zagroziłam.
Zachichotał i otworzył. Podeszłam szybko i chciałam mu odebrać swoją rzecz. Skakałam kilka razy, bo trzymał w górze rękę.
- Zibi, oddaj- powiedziałam jeszcze bardziej wkurzona.
Patrzył na mnie i w końcu pękł, zaczął się śmiać. Z czym, jego ręka opadła, a ja wyrwałam dezodorant. Momentalnie przestał i spojrzał na mnie zdziwiony. Uśmiechnął się chytrze i chciał mi go zabrać. Schowałam wyrwaną mu rzecz z ręki za placami. Teraz to on się gimnastykował, próbując dostać za moje plecy ręką.
Niespodziewanie poczułam, że lecę w dół. Pierwsze co ujrzałam, to zszokowane i zdezorientowane oczy Bartmana, który spadał razem ze mną. Trwało to może dwie sekundy?
Leżałam na plecach na swoim łóżku, trzymając w ręku kosmetyk. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie inna postać. Zibi leżał na mnie. I wcale mu się nie spieszyło wstać.
- Eghm…- odchrząknęłam. – Mógłbyś?...
Zrobił wielkie oczy, jakby dopiero teraz zauważył w jakiej pozie leżymy. Oparł się na łokciach.
A ja, poczułam jego naprężone mięśnie. Ledwo się powstrzymywałam, żeby nie dotknąć jego torsu… Popatrzyłam na jego twarz. Myślał nad czymś, był skupiony na moich oczach.
- Zbyszek…- szepnęłam upominając go.
Ale on nie słuchał. Obdarował mnie szelmowskim uśmiechem. Odgarnął mi włosy z policzka i zatrzymał dłoń na szyi. Tym dotykiem doprowadzał mnie do szału. Mogłam go zrzucić z siebie. Więc czemu tego nie zrobię?
Bo chciałam trwać w tej chwili jeszcze długo.
Nachylił się nade mną. Poczułam jego świeży, miętowy oddech na swojej twarzy. Przez cały ten czas patrzył mi w oczy. Pomału zbliżał się twarzom do mojej. Moje serce przyspieszyło. Zaczęło mi być gorąco i tak… przyjemnie. Zielone tęczówki, śmiały się. Przymrużył oczy i lekko musnął moje wargi. Potem, delikatnie zaczął całować. Te usta, były boskie! Nie chciałam oddawać pocałunku. Przejechał dłonią po moim policzku…
Poddałam się. Koniec. Oddałam pocałunek. Zamknęłam oczy. Wisiał nade mną i całował namiętnie. Tak delikatnie i z… miłością? Dezodorant upadł na podłogę, ale my się tym nie przejmowaliśmy. Jedną ręką chwyciłam go za szyję, przyciągając do siebie. Drugą wplotłam we włosy. Tak, od dawna pragnęłam dotknąć tych włosów. Miękkie i gdzie nie gdzie trochę mokre po kąpieli…
Oderwał się na chwilę ode mnie. Otworzyłam oczy i spojrzałam w jego. Zobaczyłam ogniki, śmiały się. Był szczęśliwy. Czy ja także?
- I jak całuję?- zapytał cicho, znów się nachylając. – Lepiej niż Michał?
Michał. Czy on mi go przypominał? Nie. Teraz liczyliśmy się tylko my. Ja i Zbyszek. Ale czy chciałam tego?
- Tak.- Odparłam z przekonaniem.
Przyciągnęłam go do siebie. Tym razem wpił się w moje usta jak wampir spragniony krwi. Nasz pocałunek był bardziej namiętny. On był śmielszy, ale i delikatny. Zaczął muskać wargami mój policzek, brodę, szyję, a ja się nie broniłam. Po moim ciele przeszedł miły dreszcz.
Chcę. Chcę go mieć. Ale nie wiem, czy go kocham.
Jeździł dłońmi po mojej talii, udach. A ja swoimi badałam każdy centymetr jego mięśni brzucha, ramion i barków.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się mocno i bez ostrzeżenia. Wparował Igła. Na szczęście bez kamery.
Ale ja, przestraszona, po prostu zrzuciłam z siebie Zbyszka. Który poleciał na podłogę z wielkim hałasem. Usiadłam szybko na łóżku. Mina Krzyśka była bezcenna. Ja na łóżku w piżamie, Zbyszek bez ubrania w ręczniku… Nie dziwię mu się.
- U… ups.- powiedział jąkając się.- Chyba wam w czymś… przeszkodziłem?...
- Cóż Igła, trzeba ci przyznać, że masz wyczucie- stwierdził wkurzony Zbyszek.- Już do tego sie przyzwyczaiłem.
Po sekundzie, usłyszeliśmy drugi głos.
- Co tam się dzieje?
Kubiak. Igła szybko się wycofał
- Nie będę wam przeszkadzać- uśmiechnął się łobuzersko.- Tylko powiedzcie mi, mam spać u Ziomka?
- Nie!- powiedziałam stanowczo.- Zawołam cię jak skończymy rozmawiać.
- Teraz to tak się nazywa hę?- Zaśmiał się głośno.
Michał chciał wejść, ale Libero go zatrzymał.
- Nie wejdziesz. Tam się odbywają rozmowy starszych.
I wyszli. My się zaśmialiśmy. Wstałam i wyciągnęłam rękę do Zbyszka.
- Wstawaj- uśmiechnęłam się.
Chwycił moja dłoń i stanął obok mnie. Przyciągnął do siebie.
- Stop!
- Co jest?- zapytał zdziwiony.
- Możemy porozmawiać?- zapytałam zmieniając ton głosu, na bardziej stanowczy.
Jego nastawienie też się zmieniło. Stał się czujny.
- Co chcesz mi powiedzieć? O co chodzi?- mówił przestraszony.
Oderwałam się od niego i usiadłam na łóżku w siadzie skrzyżnym. Usiadł obok opierając się o ścianę. Musiałam mu powiedzieć. Wszystko od początku.
Zbyszek.
Wreszcie! Otworzyłem ją. Miałem nadzieję, że właśnie taki mały pocałunek, odkryje z niej tą pokrywę nienawiści do mnie. I udało mi się! Choć w pierwszej chwili, gdy nie oddawała pocałunku, byłem złej myśli. I gdy już miałem się poddać, ona wreszcie to zrobiła. Przełamała się.
Teraz siedzimy na jej łóżku. A ona zbiera się do powiedzenia mi czegoś naprawdę bolesnego. Bolesnego dla niej.
- To może ja najpierw coś powiem?- zapytałem niepewnie. Skinęła głową.- Więc… nie wiem jak ci to powiedzieć. Najpierw gdy cię zobaczyłem, byłaś dla mnie niedostępna, ładna i miałaś do tego chłopaka. Zaintrygowałaś mnie. Przepadam za takimi charakterami, jaki ty masz. Tam na tej drodze, po prostu coś mnie zatrzymało i musiałem ci pomóc. To był impuls- uśmiechnąłem się do niej i spojrzałem w oczy.- I kiedy zaczęliśmy się sprzeczać, byłem zły. Na siebie, bo nigdy nie mógłbym być zły na ciebie. Nie lubiłem cię za tą przenikliwość…- uśmiechnąłem się przepraszająco.- Ale! Ale w pewnym momencie coś się zmieniło. Zaczęłaś mi imponować, przekonywałem się pomału do ciebie. Aż w końcu doszło to za daleko. Zaczęło mi zależeć na tobie. Chciałem ci pomóc, nawet przez tego chłopaka… jak mu tam?
- Michał- powiedziała smutno.
- No, właśnie. I wiedziałem, że nigdy nie będę dla ciebie taki jak on. Tak ważny w twoim życiu. A teraz, gdy tak szczerze rozmawiamy, muszę ci powiedzieć... Zależy mi cholernie na tobie.
Nachyliłem się i pocałowałem ją w usta. Lekko i namiętnie. Nie odepchnęła mnie. Ale po pół minucie przerwała.
- Zaczekaj. Najpierw muszę coś ważnego ci opowiedzieć. Dopiero wtedy zdecydujesz, czy warto było tego wszystkiego.
I mówiła. Najpierw o pierwszym chłopaku. Jak chciał ją skrzywdzić, co zrobił dla niej Michał. Uratował ją od depresji. Potem jej matka zginęła w wypadku samochodowym. I znów jej pomógł. Był przy niej cały czas, calusieńki. Zżyli się, byli ze sobą cztery , jak nie więcej, lata. Kochała go najmocniej na świecie i nic tego zmienić nie mogło. A jednak. Ten wypadek przerwał jej szczęście.
- I wtedy on dostał tej amnezji- płakała już na całego.
Trzymałem jej rękę i głaskałem po policzku, żeby choć trochę się uspokoiła.
- Krzyczał na mnie. Nie chciał mnie. Nadal nie chce. A ja go kocham, albo już nie? Sama się pogubiłam- zaszlochała, podałem jej chusteczki.- Nie wiem, kim on dla mnie jest? Chyba nadal ważną osobą w moim życiu. Przeżyłam z nim tyle lat, godzin, minut… Jak Bóg mógł nam to odebrać?- schowała twarz w dłoń.
Przybliżyłem się do niej i przytuliłem mocno. Oparła głowę o moje ramię.
- Spokojnie- mówiłem. Pogłaskałem ją po głowie.- Aniu, jesteś taka silna! Tyle przeżyłaś, nie poddajesz się.
- Żeby tak było!- krzyknęła i wyrwała mi się.- Mój żal zapełniła siatkówka. Grałam ten cholerny turniej, wygrałam go z dziewczynami, pracowałam w Resovii, poznałam was, jestem tutaj. W Spale. I mam najlepszych przyjaciół na świecie- uśmiechnęła się do mnie. - Niedawno, mój tata miał problemy z sercem. Nadal ma i musi się oszczędzać. Na szczęście jest przy nim Weronika- uśmiech pod nosem.- Ale ja już nie wrócę do gry.
Jak to nie wróci?
- Musiałam podjąć decyzję, która padła przed finałem turnieju. Nie była ona łatwa- znów była tak smutna, a ja nie wiedziałem co zrobić, żeby jej nie zranić bardziej.- Musiałam godzić naukę, siatkówkę i pracę w jedno. Nie dawałam rady. Musiałam zrezygnować z gry w klubie…- jej oczy się zaszkliły. Zacząłem masować jej ramię.- Nie miałam odwagi tego powiedzieć. Dopiero po mojej kontuzji, która ułatwiła mi zadanie. To nie było małe skręcenie nogi. Ona mogła być w masakrycznym stanie! I kolejny, prawdziwy cios w serce: Nie może pani ryzykować. Niestety, gra w siatkówkę, jakikolwiek sport jest zakazany.
- Więc dlaczego nie powiedziałaś nam wcześniej? Biegałaś z nami! Jak noga?
- Na razie jest okej. Lekarz powiedział, że nie mam prawa już ćwiczyć.
W cale mnie to nie uspokoiło.
- Targały mną takie same uczucia jak tobą. No, podobne. Na początku, nie mogłam uwierzyć, ze cie spotkałam. Potem znienawidziłam. A teraz? Sama nie wiem. Lubię cie, nawet bardzo… Boję się, bo bardzo przypominasz mi Michała. Odpychałam cię ode mnie bo mi go przypominałeś. Te zielone oczy… Włosy…
Nic nie powiedziała. Musnąłem jej wargi swoimi.
- A teraz, co czujesz? Jestem taki jak on?
- Nie, chyba nie. Nie wiem co czuję do ciebie, a co do niego. Zależy mi na tobie, ale nie chcę cie zranić. Rozumiesz mnie, prawda? Potrzebuję czasu, nic więcej.
- Mogę czekać. Będę czekał na ciebie. Bo jesteś największym skarbem, jaki mogę dostać od życia.
- Oprócz siatkówki!- przypomniała mi.
- Oprócz siatkówki. – Zgodziłem się z nią. – Ale i tak jesteś ważniejsza. I obiecuję, że zawsze cie będę wspierał. Nawet jeżeli mnie nie wybierzesz. A jeżeli postanowisz mnie uszczęśliwić, pomogę ci o nim zapomnieć.
- …. Ale i tak jesteś ważniejsza.
Te słowa mnie upewniły, że dobrze zrobiłam. Powiedziałam mu wszystko, on zrozumiał. I będzie czekał!
- Jak na razie, powiem, że też jesteś dla mnie bardzo ważny.
Powiedziałam z przekonaniem. Przytuliliśmy się, a on pocałował mnie w czoło.
- Wołamy Igłę?- zapytał śmiejąc się.
Kiwnęłam głową, już z uśmiechem. Podszedł do szafy i wyjął koszulkę i założył szybko na siebie. Trochę mi szkoda było. Westchnęłam cicho. Albo przynajmniej tak mi się wydawało. Usłyszał.
- Mam spać goły?!- zaśmiał się.
Udawałam, że nie wiem o czym mówi. Zawtórowałam mu i wyszłam z pokoju. Byłam… szczęśliwa. Tak wielki mi kamień z serca spadł! Czułam się tak lekko! Z jednej strony, chciałabym żeby mnie całował. Żeby mnie przytulał, nawet teraz. Ale nie mogłam. Musiałam najpierw sama być pewna, że nie widzę w nim kogoś innego. Tak chyba będzie fair i dla mnie i dla niego.
Zapukałam do pokoju Marcina, w którym siedziało całe towarzystwo siatkarzy. Chyba nie usłyszeli, więc weszłam śmiało.
Usłyszałam gwizdy.
- Uuuu… już po wszystkim?!- zdziwił się Kurek.
- Po czym? – Zdziwiłam się.
- Szybki numerek?- zaśmiał się Dzik.
Westchnęłam. Co za zboczuchy!
- I wy tutaj tak siedzicie i obgadujecie mnie?- wkurzyłam się. Nie dostałam odpowiedzi.- Igła, chodź na chwile- wskazałam na Libero.
- Mam wziąć zbroję?- spytał.
- A po co ci?
- No, żebym bardzo nie ucierpiał…
Zaśmiali się, ja też. Idiota, prychnęłam w myślach. Wyszliśmy na korytarz. Udałam się w kierunku naszego pokoju. Weszliśmy. Zbyszek leżał u siebie i robił coś na telefonie.
- Tak w ogóle, to ci dziękuję Igła.- Powiedziałam niby to obojętnie.
Przytuliłam go. Udawał zdziwienie.
- Za co?- zapytał.- Za którą rzecz, bo tyle ich było…
Zaśmiałam się.
- Aleś ty skromny, Krzysiu- prychnął Zbyszek.
Zachichotałam.
- Dobrze wiesz, za co- przytuliłam go jeszcze raz. Tym razem mocniej.
- Udusisz mnie…- jęknął.
Zaśmialiśmy się. Odeszłam na swoje łóżko i położyłam się pod kołdrą. Wyciągnęłam książkę i zaczęłam czytać. Nawet nie wiem kiedy, powieki same mi się skleiły. I odeszłam w objęcia Morfeusza.
Stojąc między tymi wszystkimi drzewami, bałam się. Było ciemno. I… groźnie. Poczułam, że ktoś mnie obserwuje. To nie było złudzenie. Rzadko mi się to zdarzało. Nad moją głową przeleciał skowronek. Skąd on tutaj? W nocy w dodatku!
- Nie bój się, jestem z tobą.
Usłyszałam głos, który chyba pragnęłam usłyszeć. Moje serce mocniej zabiło. Wyszedł tak, że teraz stałam naprzeciwko niego. Widziałam tylko jego świecące w nocy zielone oczy. Jak u kota…
- Zbyszku, co teraz będzie?- zapytałam głucho.
Wzruszył ramionami. Nic nie mówił. Patrzył tylko na mnie, w moje oczy.
- Wolisz Michała.
To było stwierdzenie. Nie pytanie. Głowa mi opadła, nic nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam. Czy to była prawda?
Nagle z nicości zjawił się Misiek. Stanął obok siatkarza i się uśmiechał do mnie. Tym uśmiechem, który kiedyś kochałam.
- Chodź ze mną- powiedział, wabiąc mnie głosem i wyciągnął do mnie dłoń.
Mimowolnie zrobiłam dwa kroki w jego stronę. I wtedy Zibi się odwrócił. Zwiesił głowę, ręce włożył do kieszeni i pomału się oddalał.
W moim sercu znów czułam wielki ból. I kamień, który nie chciał spaść.
- Zbyszek, stój! Błagam…- wołałam za nim. W końcu pobiegłam. Ale nie mogłam go dogonić. Był bliżej, a za chwilę co raz dalej.- Zbyszku, błagam! Zostań ze mną! Michał…
Ostatni prze zemnie wywołany, biegł za mną, czułam to. Zaczęłam ciężko oddychać. Przewróciłam się na czarną, mokrą ziemię. Płakałam. Tak przeraźliwie i głośno, że w całym lesie było słychać mój głos. A jednak Zibi się nie odwrócił. Siedziałam na kolanach i kiwałam się w przód i w tył. Łzy po moich policzkach ciekły jak wodospad. Chwyciłam się za głowę i nadal płakałam. Mój szloch był tak przeraźliwy, że każde zwierzę by ode mnie uciekło. Przewróciłam się, leżałam na prawym boku i płakałam. Dosłownie zwijałam się z rozpaczy.
Otworzyłam szeroko oczy. Teraz poczułam, że po policzku spływa mi łza. Byłam roztrzęsiona. Nie mogłam się uspokoić. Wyjęłam z szuflady chusteczki i wytarłam nos. Spojrzałam na zegarek, za oknem było jeszcze ciemno. Było w pół do czwartej nad ranem. Zamknęłam oczy.
Nie mogłam już zasnąć. Bałam się, że znów mi się to przyśni. Postanowiłam pomyśleć nad snem.
Gdy zjawił się Zbyszek, byłam szczęśliwa. Chciałam z nim porozmawiać. Przeprosić… Kiedy przyszedł Michał… Zauroczyłam się jego uśmiechem. Zawołał mnie, podeszłam. Nie wahałam się ani chwili. Kiedy Zbyszek odchodził, płakałam. Byłam zrozpaczona, nie chciałam żeby mnie zostawił. Wtedy, nagle Misiek przestał istnieć. Tylko w podświadomości wiedziałam, że on jest niedaleko i czeka na mnie.
Ale ja nie płakałam za nim. Płakałam za Zbyszkiem. Czy to znaczy, że ja go… A, że niby z Michałem koniec? To by rozwiązało sprawę.
Siedziałam tak na łóżku do siódmej. Obudziłam siatkarzy, którzy z tego powodu nie byli zadowoleni.
- Igła- szturchnęłam go w ramię.
Otworzył jedną powiekę i gdy mnie zobaczył, zaraz ją zamknął. Nie dobudzę tego człowieka. Z westchnieniem podeszłam do łóżka Zbyszka. Spał tak smacznie, że aż nie chciało mi się go budzić…
- Zibi- szturchnęłam jego ramię.
Żadnej reakcji. Jeszcze kilka razy próbowałam, aż w końcu ściągnęłam z niego kołdrę. Otworzył oczy.
- Czego chcesz, kobieto?- zapytał zaspanym głosem, a mimo wszystko się do mnie uśmiechnął.
- Za godzinę śniadanie.
Po poinformowaniu go obróciłam się na pięcie i chciałam iść do łazienki. Ale czyjeś ręce chwyciły mnie w tali i mimowolnie upadłam na łóżko obok Bartmana. Siadłam tyłem do niego i oparłam się o jego klatkę piersiową. Cieszyłam się, że jest. Że nie ucieka jak w tym śnie.
Zaczęłam napawać się jego pięknym zapachem wody kolońskiej. Wtulił głowę w moje włosy.
- Co dalej?- zapytał.
- Z czym?
- Z nami.
Zastanowiłam się. Co mam mu powiedzieć?
- Kocham cię- szepnął mi do ucha.
Te dwa słowa sprawiły, że poczułam ciepło na sercu. Skruszyły całą niepewność. I teraz uświadomiłam sobie, że w Zbyszku nie ma żadnej podobizny Michała.
- Gdybym mogła, płakałabym ze szczęścia- stwierdziłam.- Bo jestem szczęśliwa. Ale jeszcze nie jestem pewna swoich uczuć. Nie chcę cię zranić.
Kiwnął głową. Zrozumiał. Był taki wyrozumiały… Powiedział, że będzie czekał. I czeka.
Wstałam szybko i poszłam do łazienki. Umyłam zęby, przemyłam twarz. Ubrałam te ciuchy co wczoraj i wyszłam. Krzysiek jeszcze chrapał. Westchnęłam i podeszłam do niego. Wiedziałam, że szturchnięcie w ramie nic nie da. Więc szybko zerwałam z niego kołdrę. Poruszył się i coś wymamrotał iż mu zimno. Zbyszek śmiejąc się, poszedł do łazienki. Wkurzona, wyrwałam poduszkę spod jego głowy, która uderzyła w materac. Obudził się nagle i usiadł.
- Co straszysz ludzi?!
- Śniadanie, panie Krzysztofie. Potrzebne specjalne zaproszenie?
Grymas na jego twarzy oznaczał, że mógłby jeszcze spać i spać.
A ja wzięłam torebkę i wyszłam z pokoju, mówiąc iż idę po kawy do kawiarni. Zeszłam po schodach do recepcji. Przywitałam się jak zawsze z panią Zosią. Strażnika nie było, dziwne. Cóż, pewnie miał coś innego do roboty. Wyszłam z ośrodka i udałam się w stronę głównej ulicy. Założyłam słuchawki na uszy i zaczęłam myśleć. Znowu.
Kim jest dla mnie Zbyszek? Bo na pewno nie zwykłym kolegą, czy przyjacielem. Kocham go? Chyba tak. Mam zaryzykować? Bez ryzyka nie byłoby życia…
Doszłam do sklepu. Wyjęłam słuchawki i włożyłam za dekolt bluzy. Otworzyłam szklane drzwi. Podeszłam do blatu.
- Dzień dobry!- przywitała się kobieta.- To co zawsze?
- Tak- uśmiechnęłam się.
Zna mnie już. Jestem wiernym klientem. Usiadłam przy stoliku i włożyłam jedna słuchawkę do ucha.
Musze podjąć decyzję. Zbyszek nie może czekać w nieskończoność.
Po pięciu minutach kobieta oddała mi kawy. Zapłaciłam, podziękowałam i wyszłam. Gdy wróciłam, zdążyłam na śniadanie. Wraz z dwoma opakowaniami z kawą, weszłam na stołówkę. Siatkarze widząc mnie z prowiantem, uśmiechali się chciwie. Podeszłam do Kurka, Gumy i Rucka.
- Macie- postawiłam przed nimi pudełko.- Wisicie mi dychę.
Uśmiechnęłam się słodko i usiadłam na swoim miejscu obok… Zbyszka??
- A ty co tu robisz?- zdziwiłam się.
- A taka tam mała zamiana z Miśkiem- zaśmiali się.
Westchnęłam i wyjęłam kawy. Prawie każdy wyrwał mi z ręki swój napój.
- Jesteś kochana- stwierdził Marcin.
- No, ba!- Prychnęłam.- Jaka inne kobieta, specjalnie dla was, poszłaby taki kawał drogi po kawy?
- Żadna.- Stwierdził z namysłem Dziku. – Daleko nie miałaś…
Pokręciłam głową. Zaczęłam jeść moje płatki z mlekiem.
- Jak ci minęła noc , Anno?
Obróciłam się. Za mną przy stoliku obok siedział Winiar. On i inni zaczęli się śmiać.
- A bardzo spokojnie, Michale- uśmiechnęłam się.
Wzięłam kolejną łyżkę zupy mlecznej.
- Zbyszek był grzeczny?- spytał Jarosz, który nie mógł się widocznie powstrzymać od komentarza.
Całe nasze towarzystwo wybuchło śmiechem. Prócz mnie i Zbyszka.
- Inteligentny, jak zawsze.- Mruknął Zibi.
- Ruda inteligencja!- poprawiłam go.
Znów wszyscy wybuchli śmiechem. Igła nagrywał całe starcie.
Skończyłam jeść i wzięłam swój kubek z kawą. Napiłam się i aż westchnęłam.
- Ma Zibiego obok siebie, a i tak wzdycha- skomentował Możdżon.
- Idioto, ona wzdycha po wczorajszej nocy- klepnął go w ramię Kubiak.- Może niepotrzebnie przypominaliśmy…
Nie wytrzymałam. Po prostu wzięłam kubek i wstałam od stołu.
- Idę, bo z wami nie da się normalnie rozmawiać- zrobiłam smutną minkę.
Wsunęłam stołek, odwróciłam się na pięcie i wyszłam ze stołówki.
----------------------------------------
Cześć Kochani ;*
Jest kolejny, mam nadzieję iż sie podoba...
Mało brakowało, a nie byłoby dziś tego wpisu. Głupia ja skasowałam go na Wordzie. Ale na szczęście miałam kopię! :D
Postanowiłam nie trzymać Was już dłużej w niepewności i napięciu. Jak prosiliście, między Anką a Zbyszkiem coś sie wydarzyło. Może i nei jest tego dużo, ale na razie tyle ;p
Więc pozdrawiam, czekam na opinię ;*
Ps : Specjalna dedykacja dla pewnej osoby z tt, która prosiła o dodanie rozdziału. Dziękuję, że czytasz <3
aaaa no w końcu się ruszyło coś między Anią i Zbyszkiem <3 czekam nie cierpliwie na kolejny :D
OdpowiedzUsuńNo i się doczekałam <3 Co prawda Anka jeszcze dokońca nie postawiła sprawy jasno, ale sądzę, że to tylko kwestia czasu ;) Czekam na kolejny rozdział, no i oczywiście na decycję Anny (mam nadzieję, że pozytywną ;)) Pozdrawiam! ;*
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam za komentarze i cieszę sie, ze sie podoba :)
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam ;*
Tak, tak tak! W końcu dzieje się to czego tak bardzo oczekiwaliśmy .. ;)
OdpowiedzUsuńSuperrrr :D Kiedy następny bo już nie mogę się doczekać :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam O.
Swietny rozdział, mam nadzieję że dodasz jak najszybciej nowy rozdział
OdpowiedzUsuńNowy dziś o 19.00 także zapraszam :)
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam ;*