Wchodziłam po schodach na piętro z naszymi pokojami. Gdy usłyszałam jak ktoś biegnie za mną i nagle chwyta za nadgarstek prawej ręki. Obróciłam się przestraszona. I nagle zobaczyłam zielone oczy. Pierwsze co pomyślałam: Zbyszek. Drugie co zrobiłam: chwyciłam go za rękę.
- Co tu robisz?- zaśmiałam się.
Wzruszył ramionami i weszliśmy na górę i udaliśmy się do pokoju 326. Padłam na swoje łóżko, a Bartman obok mnie.
- Jesteś za duży, żeby leżeć tu ze mną- stwierdziłam śmiejąc się, bo miałam mało miejsca na własnym łóżku.
- Chcesz, to możemy się przytulić. Będzie więcej miejsca…- poruszył śmiesznie brwiami.
Zaśmiałam się, na co on mi zawtórował.
- Wystarczyłoby, gdybyś się posunął.
Zachichotał i dźgnął mnie w brzuch. Oddałam mu. Zaczął mnie smyrać w żebra. Śmiałam się jak opętana.
- Błagam, przes… przestań!- chichotałam a on ze mną. Machałam rękami.- Bartman, natychmiast przestań!
Próbowałam być stanowcza. Na guzik mi się to zdało. W końcu i on sam wybuchł śmiechem i na chwile przestał mnie smyrać. Mało myśląc, postanowiłam mu się odwdzięczyć. Dźgałam go w brzuch, żebra. Teraz to on nie mógł się opanować.
I w pewnym momencie znalazł się nade mną. Śmialiśmy się razem i nawzajem dźgaliśmy w brzuch. Już nie wspomnę, że moje palce wskazujące będą obolałe. Ponieważ, za każdym razem trafiałam na napięty mięsień siatkarza. Ale on sobie palców nie szczędził!
- Już… wystarczy!- mówiłam przez śmiech.
- Skoro się poddajesz…
I padł obok mnie na łóżko. Obrócił się do mnie przodem na bok i tak leżeliśmy.
- Myślałaś o tym? Mam nadal czekać?
Obróciłam się do niego tak, jak on do mnie. Spojrzałam w jego zielone tęczówki. Kochałam te oczy, nos, włosy… Ledwo się powstrzymywałam, żeby go nie pogłaskać po policzku. Na wszelki wypadek położyłam głowę na lewej ręce.
- Myślałam- powiedziałam szczerze.- Cały czas myślę. Pozwolisz, że odpowiem ci po południu? To będzie ostateczna decyzja.
Kiwnął głową.
- Nie zależnie jaką podejmiesz decyzję, zawsze będziesz dla mnie najważniejsza- powiedział cicho i pocałował mnie w czoło.
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Dziewiąta. Gabi jeszcze jest w domu. Przeprosiłam siatkarza, wzięłam komórkę i wyszłam na korytarz.
Wybrałam z szybkiego wybierania numer Gabrysi i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Nie odbierała. Zadzwoniłam jeszcze dwa razy. Nic. Kurczę, co jest? Dobra, ostatni raz. Jak nie odbierze, to zadzwonię do taty, żeby sprawdził ,co się dzieje. Sygnał „ Pii… Piii…” . Gdy już myślałam, że będę musiała spełnić daną sobie obietnicę, usłyszałam jej głos.
- Halo?
- Gabi! Nie możesz odebrać telefonu??- Zirytowałam się.- Tysiąc razy można dzwonić!
Westchnęła.
- Nie wściekaj się… Nie zdążyłam odebrać.
- I tak cztery razy?- Powiedziałam z niedowierzaniem. Nic nie powiedziała. Westchnęłam głośno.- Dobra, nie ważne. Mów, co słychać?
- Jak widać, żyję- zaśmiała się.- Poznałam tego twojego Tomka…
- Jakiego mojego Tomka?- zdziwiłam się.
- No, poznałaś nas na stacji!- zachichotała.- Uwierzysz, że on też zaczął pracować w Resovii?!
Teraz skojarzyłam. Ten młody blondynek? Cóż, wybił się…
- Nie. No i co w związku z tym? Grzesiek na bok?- spytałam zła na nią.
Nic nie powiedziała. Albo jej było wstyd, albo nie potrafiła przed sobą czegoś przyznać.
- No, słucham.
- Ale co ja mam ci powiedzieć?...
Była bezradna. Ja też.
- No, raczej nie mnie tylko jemu- sprostowałam.- On martwi się o ciebie. Przyszedł i zapytał, dlaczego nie odbierasz od niego telefonu. Uwierzysz? A ja, co ja miałam powiedzieć?
Prawie wrzeszczałam. Byłam zła, że mi nie powiedziała. Ale bardziej złościłam się na siebie. Powinnam częściej do niej dzwonić. Tomek? Kuźwa, ten blondyn! I on jej się podobał? Pewnie ją wykorzysta i zostawi, odpukać.
- Możemy porozmawiać przez Skype?
Zgodziłam się. Byłyśmy umówione za godzinę, na dziesiątą. Siatkarze mają trening, a ona ma czas.
Wróciłam do pokoju, nadal trochę zła. Igła, który już przyszedł zauważył to pierwszy.
- Coś się stało?- zapytał.
- Nie. Wszystko okej- uśmiechnęłam się. Zbyszek wyszedł z łazienki.- Nie będę mogła być na waszym trening za godzinę. Muszę ważną sprawę załatwić.
Nic na to nie powiedzieli. Usiadłam na łóżku i czytałam książkę, którą jeszcze wczoraj nie skończyłam. Ale nie mogłam się skupić. Po pierwsze, wciąż miałam w głowie tą rozmowę z przyjaciółką. Po drugie, Zbyszek i Igła chodzili po pokoju bez koszulki.
- Możecie się ubrać?- zapytałam wściekła.
- Przeszkadza ci to?- zaśmiał się Igła stając przed moimi oczami.
Wbiłam wzrok w książkę.
- Idźcie już na ten trening- wściekłam się.
Zachichotali i wykonali moja prośbę. Pięć minut później byłam sama w pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i włącyzłam laptopa. Gabi już siedziała na Skype. Połączyłyśmy się.
- Jesteś sama?- zapytała od razu.
Kiwnęłam głową.
- Dobra- odetchnęła.- Słuchaj, to nie takie proste. Tomasz mnie zauroczył, serio.
- Zakochałaś się w nim?- zapytałam poważnie.
- Nie. Ale lubię przebywać w jego towarzystwie. A Kosok… Tęsknie za nim.
- To czemu nie odbierasz od niego telefonów?!- zdziwiłam się.
- Nie mogłam.
Omijała temat. Ale nie ze mną takie numery!
- Gadaj w tej chwili, co się dzieje do jasnej cholery?!
Opuściła głowę i westchnęła.
- Nie jestem pewna, co do niego. Boję się rozmowy z nim…
- Macie pogadać.- Powiedziałam stanowczym tonem. Zgodziła się.
Ale ja, nie dzwoniłam tylko w tej sprawie. Musze się naradzić z nią. Musi mi poradzić…
Opowiedziałam jej o całym zajściu wczoraj. I o tym, co się między nami działo przez cały czas. Powiedziałam o moich obawach. O podobieństwie do Michała, które się zmniejsza. Codziennie odkrywam nowy szczegół Zbyszka. Non stop jestem przekonana moich racji. Ale czy one są prawidłowe? Czy mam się z nim wiązać?
Przedstawiłam jej moje sugestie, obawy i żale.
- Kochasz go?- zapytała.
Zastanowiłam się. Co miałam odpowiedzieć?
- Nie wiem, Gabi- powiedziałam szczerze.- Z jednej strony chcę być z nim, ale z drugiej… jestem pełna obaw. Nie chcę go zranić.
- On cię kocha?- Kiwnęłam głową.- Jeżeli czujesz do niego więcej niż przyjaźń, ale boisz się nazwać to miłością, powinnaś zaryzykować. Bez ryzyka, nie ma życia.
- Powinnam mu powiedzieć, że go… kocham?- spytałam niepewnie.
- Nie. Tego robić na razie nie musisz. Skoro nie jesteś pewna, nie rób głupstw. Po prostu spróbuj mu zaufać.
Jej słowa wiele mi dały do myślenia. Skończyłyśmy rozmawiać, bo ona miała sprzątać w mieszkaniu. Obiecała, że zadzwoni do Grześka. Przynajmniej tyle.
A ja szybko się zebrałam i zeszłam na dół, zamykając drzwi od pokoju na klucz. Wyszłam z budynku i udałam się do kolejnego obok, na halę. Otworzyłam drzwi, które były otwarte. Siatkarze wykonywali jakieś masakrycznie, skomplikowane ćwiczenie. Na mój widok, każdy z nich się uśmiechnął. Ale najbardziej wpadł mi w oko jeden, jedyny.
- Zrobisz im kilka zdjęć?- zapytał Anastazji.
- Jasne!- ucieszyłam się.
Zabrałam od niego aparat i przeszłam na idealne miejsce. Każdy dzięki temu miał sweet focie. Każdy wyszedł w pewien sposób śmiesznie. I tak spędziłam czas na ich treningu. A jednocześnie ich dopingowałam. Widziałam, że niektórym już było dość.
- Dajesz Krzysiek! Jeszcze trochę!- krzyknęłam do Igły, który miał się właśnie poddać.
Uśmiechnął się do mnie i pobiegł do kolejnego zadania.
- Winiar, wyżej! Dasz radę!- To samo powiedziałam do Michała, który chyba już nie miał siły na skok na jakiś wysoki sprzęt.
I gdy mu się udało, zrobiłam mu zdjęcie. Cieszył się na szczycie.
Potem jeszcze pobiegali i koniec. Widać było, że trener ich wykończył. Czekałam na nich przed szatnią. Gdy wszyscy wyszli, udaliśmy się do naszych pokoi. Igła i Zibi zmęczeni, wykończeni, padli na swoje łóżka.
- Zdycham…- jęknął Igła.
- Chyba mój zachwyt do siatkówki się skończył- skrzywił się Zbyszek.
- Niemożliwe! Ci twardziele, mówią takie rzecz?- oburzyłam się. Musiałam im pomóc, jako psycholog.- Przecież świetnie wam szło! Jak zawsze- uśmiechnęłam się.- Nie marudźcie. Gdyby nie wy, nasza reprezentacja by nie istniała. Jesteście jednymi z najważniejszych zawodników pierwszej szóstki!
Uśmiechnęli się dziękując.
- Więc bez załamki!- Krzyknęłam i walnęłam się na swoje łóżko.
Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zerknąć na Zbyszka. Patrzył na mnie i się uśmiechał.
- Dzięki.
Powiedział cicho i zamknął oczy. Igła już zasnął, teraz on. Dobrze, niech odpoczną. A ja poczytam.
Nawet nie wiem ile spędziłam przed książką. Wpadł do nas bez pukania Kubiak. Też nie miał humoru. Ale gwałtowne otwarcie drzwi, obudziło mi moich współlokatorów.
- Dziku, mógłbyś ciszej wkraczać do naszego pokoju?!- wydarł się Igła.
- Oj, przestań!
Widocznie, nie był w sosie na żarty. Usiadł obok mnie.
- A ty co taki wkurzony jesteś, Misiek?- zapytałam ciekawa.
Spojrzał na mnie z byka.
- Żyć mi się nie chce, ot co!
- Przestań. Gdybyś nie żył, nasza reprezentacja nie byłaby tak wspaniała!- żachnęłam się.
- To samo nam powiedziałaś!- oburzył się Krzysiek.
- Nie, wam powiedziałam co innego- uśmiechnęłam się.
Teraz dopiero zauważyłam, że Zibi patrzy cały czas na mnie i na Kubiaka. Zmarszczył nos. O co chodzi?
- Przyszedłem powiedzieć, że za pięć minut obiad.
- I teraz dopiero mówisz?!- krzyknęłam.
Wybiegłam do łazienki. Umyłam ręce i twarz. Potem rozczesałam włosy i wyszłam.
- To co? Idziemy!- powiedziałam gotowa.
Wstali ociągając się i poszliśmy na stołówkę. Na której już wszyscy byli. Podeszliśmy do naszego stolika i usiedliśmy.
- A już myślałem, że się zgubiliście- przywitał nas mile Marcin.
- Niepotrzebnie się martwiłeś- stwierdził Kubiak.
- A temu co?
- Życie.- Wyjaśniłam śmiejąc się.
Obiad jedliśmy w milczeniu. Czułam obecność Zbyszka, który siedział obok po mojej lewej stronie. Niechcący styknęliśmy się ramionami, bo sięgał po pieprz do zupy. Po moim ciele przebiegł dreszcz. Przyjemny dreszcz. I po drugim daniu, wstał i poszedł. Nie wiedziałam, gdzie. Mogłam się tylko domyślać. Trener odpuścił im trening, dopiero wieczorem maja zagrać na hali. Też szybko zjadłam i opuściłam resztę. Wyszłam z budynku i udałam się w drugą stronę niż do hali.
Siedział na ławce za całym ośrodkiem. Tam, gdzie niedawno ja siedziała, a on przyszedł do mnie.
Podeszłam pomału. Podniósł głowę i spojrzał na mnie uśmiechnięty. Poklepał miejsce obok na ławce. Usiadłam.
- Zbyszek…- zaczęłam, ale mi przerwał.
- Powiedz mi, błagam. Ja już nie potrafię udawać, że patrzę na ciebie normalnie. Dziś, gdy Kubiak usiadł obok ciebie… Miałem ochotę go stamtąd wypieprzyć- skrzywił się.
- Byłeś zazdrosny o… Michała?- zdziwiłam się.
- Nic na to nie poradzę- uśmiechnął się.
Dobra, Anka! Bierz się w garść. Musisz mu powiedzieć, co postanowiłaś. Nie możesz dłużej tego przeciągać.
- Zbyszek… wiem, że czekałeś. I jestem wdzięczna.
Natychmiast podniósł głowę przestraszony.
- Więc mówisz… nie?- zapytał smutny.
Przybliżyłam się do niego i chwyciłam jego dłoń.
- Nie, panie Bartman- zaczęłam.- Nie mówię, nie.- Spojrzał mi w oczy z nadzieją.- Myślę, że… możemy spróbować… być parą.
Uśmiechnął się szeroko i wstał.
- Miałem nadzieję, że to powiesz- uciszył się. Kucnął przede mną.- To dla ciebie, Aniu…
Podał mi niebieskie pudełeczko. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Więc nie otwierając ust, zabrałam i otworzyłam.
- Piękny…- w moich oczach stanęły łzy.
Na niebieskim materiale, leżał łańcuszek. Wyjęłam delikatnie. Był z najprawdziwszego złota. Na samym końcu wisiało małe serduszko, które się otwierało. Spojrzałam na niego. W jego oczach zobaczyłam ogniki szczęścia, patrzył na mnie z zachwytem. Tak, jak ja na ten prezent. Otworzyłam, a w środku był pięknie wyryty napis: I love you. A na drugiej stronie nasze inicjały A.T i Z.B.
Rzuciłam mu się na szyję.
- Podoba ci się?
- Jest śliczny!- wyszeptałam mu do ucha.
- Chodź, założę ci go- ucieszył się jeszcze bardziej.
Wstałam, odgarnęłam włosy z szyi. Wyciągnął naszyjnik i zapiął na moim karku. Serduszko upadło na wgłębieniu na mojej klatce piersiowej.
- To moje serce, które należy do ciebie- pogłaskał mnie po policzku.- I do nikogo innego…
Znów ten dreszcz… serce zaczęło mi mocniej bić, że aż je było słychać! Podszedł krok bliżej, chwycił moją twarz w dłonie i nachylił się. Po chwili musnął moje wargi swoimi. To było takie… cholernie wkurzające. Znów się nachylił i pocałował bardziej namiętnie. Wpiłam się w jego usta. Brakowało mi tego od ostatniego pocałunku, serio. Położyłam ręce na jego ramionach. Zbyszek położył swoje dłonie na moich biodrach i przyciągnął bardziej do siebie. Trwaliśmy tak dosyć długo.
Słońce zaświeciło nam na twarze. Oderwaliśmy się od siebie.
- Kocham cię- powiedział czule, patrząc mi w oczy.
Czy mam powiedzieć to samo? Nie jestem gotowa. Więc po prostu się do niego przytuliłam.
-------------------------------------------------
Witajcie!
No więc tak... ten rozdział miał być krótszy... Ale co tam! :D
I w ogóle nie miało go być dzisiaj a za tydzień. Więc kolejny w sobotę :)
Jutro dwa mecze. Grać będzie Resovia i Barcelona. W tych samych godzinach! -,- No geniusz po prostu to ustalał... Jakby jeden mecz nie mógłby byś wcześniej -,- Ale zostawmy to.
Cały czas martwię sie o Krzyśka i jego kłopoty z kolanem. Nic nie piszą, nic nie mówią o tym.
Jeżeli ktoś ma jakieś info na ten temat... proszę, podzielcie sie ze mną :)
Messiemu też życzę powrotu formy!
Ps Tak na marginesie to dziś mi żyć z powodu rozdziału nie dała pewna osoba... Już od końca lekcji. Na pewno wie, że o niej mówię ;D Także ten rozdział dla niej ;*
suodko :D czekam niecierpliwie na kolejny :D
OdpowiedzUsuńAwww, super rozdział. Z resztą jak każdy inny :)
OdpowiedzUsuńNo i doczekałam się ;) Ania i Zbyszek razem <3 Mam nadzieję, że nikt już nie stanie na drodze do ich szczęścia :) Czekam na kolejnu ;D Pozdrawiam! ;*
OdpowiedzUsuń