- Musisz się nim zająć. Nie masz wyjścia.
- Ja?! Ale przecież to ty jesteś prawnym fizjoterapeutą!
Bielecki mnie wkurzył. Zawołał do swojego pokoju i oświadczył, iż będę się zajmować Bartmanem.
- Anka, jeszcze nie mam takich magicznych mocy. Nie potrafię się rozdwoić.
Zmarszczyłam brwi.
- Co ci szkodzi? I tak nic wielkiego nie robisz bo twoja noga ci na to nie pozwala…
On nic nie rozumiał. Bo o co mi może chodzić? Sama nie wiem. Nie wytrzymam z nim w jednym pomieszczeniu… Zbyszek będzie chciał gadać, ja nie mam na to siły. Chociaż powinniśmy.
- Nie ważne…- westchnęłam ciężko.- Niech będzie, zajmę się nim.
Zwiesiłam głowę, jakbym przyznawała się do okropnego czynu.
No i w taki sposób załatwiłam sobie piękną robotę… Jak dla kogo. Zamknęłam chyba trochę za mocno drzwi. Ale nie miałam zamiaru wracać się i przepraszać. Gdybym mogła, znów bym tak zrobiła.
Weszłam do naszego pokoju, czytaj: mojego, Igły i Bartmana. Było po treningu, Igła się kąpał a ten ostatni leżał na swoim łóżku. Bez koszulki. Spojrzałam na niego. Cały czas się do mnie uśmiechał. Odwróciłam szybko wzrok, żeby nie patrzeć na jego nagi tors… Ale chyba moja siła woli nie jest zbyt wyćwiczona. Zabrałam z szafki torebkę i udaję, że czegoś szukam.
- Aż tak bardzo cie zawstydzam?
Wiedziałam, czułam po prostu, że się śmieje ze mnie. Idiota!
- Za wysoko się cenisz…- mruknęłam i wstałam. Odłożyłam torebkę i wyszłam z pokoju na korytarz. Ostatnio bałam się z nim przebywać sam na sam. Nie myśląc wcale usiadłam pod ścianą. Chciałabym wyjść na dwór, pobiegać. Ale moja noga znów mnie boli. I chyba nie mam wyjścia, jak jechać do lekarza. Na razie jestem na silnych środkach przeciwbólowych.
- Bartman cię wywalił z pokoju?
Usłyszałam śmiech Ruciaka.
- Hahaha bardzo śmieszne! Musiałam sobie od nich odpocząć.
- Oj, wiem o czym mówisz- przyznał mi rację i usiadł obok.- Ale to dzięki nim ta drużyna nie jest taka bez emocji… Dadzą się lubić.
- Tak.
Pogawędziliśmy jeszcze przez chwilę. Aż w końcu Michał stwierdził, że jego kolega z pokoju się będzie niepokoić. Wstał, więc i ja poszłam powrotem do siebie.
- Gdzie byłaś?
Igła podejrzliwie na mnie spojrzał. On najbardziej mnie pilnował, żebym sobie krzywdy nie zrobiła z tą nogą.
- Daleko.
Weszłam do łazienki i spojrzałam do lustra. Nie zamknęłam drzwi na klucz, więc szybko wszedł i stanął za mną.
- Przecież wiesz, że nie możesz teraz zbyt dużo chodzić! Noga cie boli!!
- Nie musisz mi o tym przypominać…
Westchnęłam głośno i wyminęłam go w drzwiach. Usiadłam na łóżku i zaczęłam czesać włosy. Zibi siedział cicho ( nadal bez koszulki ) i śmiał się.
- Widocznie trzeba. – Krzysiek podszedł i uklęknął przy mnie.- Obiecaj, że będziesz o siebie dbać! Ja jeszcze chcę cię zobaczyć w akcji…
- Nie wiem, czy się uda- skrzywiłam się, bo grzebień pociągnął mnie mocno za kosmyk włosów.
- Jak to się nie uda?! Słuchaj lekarza, a wszystko przyjdzie do normy. Kontuzje się zdarzają! A poza tym… Jestem z ciebie taki dumny! Przypominasz mi mnie w twoim wieku…
- Nie rozczulaj się- westchnął Zbyszek i przetarł czoło dłonią.
- Obiecaj, że będziesz się starała…- Libero nie zważał na przytyki młodszego kolegi i cały czas mówił do mnie, patrząc głęboko w oczy.
- Dobrze. Ale tylko spróbuję!- Pogroziłam palcem, gdy się szeroko uśmiechnął.
***
- A ty co tu robisz?- Zdziwiłem się szczerze. Ania siedziała przy stoliku i szykowała różne maści. Z tego co wiem na moją nogę. – Gdzie Olek?
- Niestety. Będę to ja musiała się z tobą użerać, nie on! – Zrobiła minę zbolałego dziecka i założyła ręce na piersi.- Skurwysyn wie, jak się pozbyć kłopotu…
Patrzyłem na nią jeszcze przez chwilę. Była na serio niezadowolona z tego powodu. A ja? Sam nie wiem… Z jednej strony się ucieszyłem, ale to jej podejście… Ona mnie nie lubi i muszę z tym żyć.
- No co tak patrzysz? Siadaj- wskazała mi wysokie, specjalne łóżko. Jak kazała, tak zrobiłem. Wygodnie się rozłożyłem i czekałem na dalsze instrukcje. – No chyba nie myślisz, że ja ci będę spodnie ściągać!- prychnęła.
- W sumie… Tak jakoś dziwnie mnie ręce zaczęły boleć… Nie obraził bym się, gdybyś sama się pofatygowała…- oczywiście żartowałem.
- Bartman, bo zaraz stąd wylecisz!- pogroziła palcem.
Zaśmiałem się w duchu i szybko odpiąłem guzik dżinsów. Ściągnąłem je do kolana i czekałem dalej leżąc. Ania umyła ręce i odwrócił się do mnie przodem.
- No, to teraz czeka cię męczarnia w piekle- zmrużyła oczy. Wyglądało to, jakby mi groziła. Jak diabeł wcielony! Gdybym jej nie znał, tak właśnie bym pomyślał.
Podeszła szybkim krokiem i chwyciła moje kolano w dłonie.
- Boli?
- Nie.
I taka rozmowa przez pięć minut. Sprawdzała dokładne miejsce skurczu. Później wzięła jakąś maść i rozsmarowała na swoich dłoniach. Rozpoczęto masaż. Kazała obrócić mi się na lewy bok.
- Boję się odwrócić do ciebie tyłem… Jeszcze mi coś zrobisz…
- Tak… rzeczywiście masz się czego bać. Na lewo, mówię!
Cięta dzisiaj. Ale posłusznie wykonałem rozkaz. I po chwili zorientowałem się, że moje udo poszło w najlepsze ręce na świecie! Moja noga tak się odprężyła, że zapomniałem o bólu. Nie minęło dziesięć minut, jak kazała mi usiąść.
- Już, tak szybko?- zdziwiłem się.
- A co? Mało?!- tym razem to ona miała genialną minę.
- No wiesz, w takie objęcia to całe moje ciało się rwie do masażu…
Capnęła mnie ręką w łeb. Zaśmiałem się i ubrałem spodnie. A właściwie ubierałem.
- Będę częściej przychodził na masaż.- Stwierdziłem po chwili. – Dużo lepiej masujesz niż Olo. Ta delikatne ręce nie mogą się zmarnować!
Odwróciła się do mnie szybko i podeszła. Uśmiechnąłem się szeroko. Chyba jej nie obraziłem?!
- Załatwię ci Terrorystę na jutro.
Podparła boki i z zadarta głową patrzyła mi w oczy.
- Że taż się nie boisz!
- Czego?
- Moich oczu.
Spuściła wzrok na podłogę.
- Musimy chyba porozmawiać…- szepnęła. A ja dwoma palcami u jednej reki podniosłem jej podbródek do góry, żeby patrzyła mi w oczy. I w taki sposób niezapięte spodnie opadły na podłogę.
- Chyba tak…
Nasze twarze były tak blisko… W każdej chwili mogłem ja pocałować. Już od dawna o tym marzę. A nawet śnię. Śnie o tych ustach, oczach, ciele…
I to właśnie wtedy drzwi się otworzyły. Krzysiek stanął jak wmurowany, gdy nas zobaczył razem. W takiej pozycji. Mimowolnie zamknąłem z rozpaczy oczy.
- Ups… Chyba przeszkodziłem… sorry…
Tak, miałem ochotę go zabić.
- Nie, nie… my tylko… rozmawialiśmy.- Anka szybko podeszła do niego.- Coś się stało?
Schyliłem się po spodnie i zacząłem zapinać guzik.
- Szukałem was. Nie było nikogo w pokoju…
- I wpadłeś na genialny plan, żeby tutaj wejść!- Uśmiechnąłem się sztucznie. Po czym moje dżinsy znów upadły. Z tego wszystkiego nie potrafiłem zapiać guzika!
- Naprawdę nie wiedziałem… Trzeba było powiedzieć.
Z duma odwrócił się na piecie i wyszedł z pokoju Łysego, który się z nim minął w drzwiach.
- Coś się stało?- zapytał patrząc po nas i za Libero.
- Skończyłam z masowaniem na dziś- westchnęła Anka i pobiegła za Ignaczakiem.
Właściciel pokoju spojrzał na mnie.
- No co? To nie moja wina. Ten guzik sam nie chce się zapiąć…
I również wyszedłem.
Anka.
Nie potrafiłam siedzieć u nas w pokoju. Z nim. Na szczęście oszczędził mi męczarni i poszedł, a raczej zanieśli go do Bartka i Kubiaka. Rozłożyłam się wygodnie na łóżku i zamknęłam oczy. Jednak ten relaks nie trwał długo.
- Anka!
Westchnęłam. Jednak nie otworzyłam powiek.
- Co chcesz Krzysiu?
- Masażu.
Natychmiast moje oczy się rozszerzyły, usiadłam gwałtownie.
- Że co?!
- Podobnież masz jakieś niesamowicie uzdrawiające dłonie…
Z kamera w ręce filmował moja reakcje.
- Nie.- Już spokojna, położyłam się. – Nie mam siły.
O dziwo dał mi spokój. Ucieszona, szybko zasnęłam. W środku nocy poczułam, jak ktoś przykrywa mnie cienka kołdrą i nachyla nade mną. Nie otwierałam oczu, ale po zapachu poznałam kto to. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz mnie pogłaska po policzku, ale w ostatniej chwili odłożył rękę. Może to i dobrze? Gdyby tak postąpił, nie wiem co by się ze mną stało. Moje serce dostałoby palpitacji. A ja sama… Nie, nie potrafię przewidzieć swojej reakcji. Nie w takim kontekście.
***
- Czego?- warknęłam nie odrywając głowy od poduszki.
- Śniadanie.
Zdziwiona, że tak szybko minęła ta noc, usiadłam ledwo przytomna. Obydwoje siatkarzy byli bez koszulek.
- Możecie się ubrać…- podpowiedziałam wstając do łazienki.
I nagle upadłam.
- Aaaa! A!
Ten głos rozniósł się po całym pokoju. I to z mojego gardła!
- Jezu, Ania co ci jest?!
Obydwoje do mnie dopadli. Zibi też trzymał się za nogę, ale nie zwracał chyba uwagi na swój ból.
- Nic…- próbowałam się uśmiechnąć. Ale wyszedł z tego tylko i wyłącznie okropny grymas.
Próbowałam się podnieść ale nie potrafiłam. Jęknęłam okropnie.
- Lecę po Łysego!- Wstał Krzysiu i wybiegł.
- Aniu… tak bardzo cie ta noga boli?- spytał zatroskanym głosem Zibi.
- Zaraz mi przejdzie… - Po moich policzkach popłynęły łzy. Ale nie tylko łzy bólu, ale i radości. On się o mnie martwił! On naprawdę się martwił!
- Anka! Nie ruszaj się przypadkiem!- rozkazał wbiegając Olek. Podał mi tabletkę przeciwbólową.- Nie mogę już czekać. Nie możesz cały czas brać tabletek. Dziś idziesz do lekarza.
Chciałam zaprotestować, ale Bartman się wtrącił.
- Jak nie pójdziesz do lekarza, to już zawsze będę cie nawiedzał w gabinecie jako pierwszy w kolejce do masażu!- Zagroził. Oj, żeby on wiedział…Ja nic przeciwko temu nie miałam...
- To chyba jednak pójdę do tego lekarza…- odpowiedziałam natychmiast.
Śniadanie przyniósł mi Winiarski z Ziomkeim. Zjedliśmy razem: Zibi, Igła ja i oni dwaj. Przy tym było dużo śmiechu. A jakże inaczej! Później Nowakowski zabrał mnie do ośrodka. Tak okazało się, że nic mi nie jest. Musiałam zrezygnować jak na razie z każdego sportu. I do tego chodzić o kuli! Smutna walnęłam się na łóżko. Nie skrywałam łez, które płynęły już po moich policzkach. Zaczęłam szlochać.
- Aniu…- pokuśtykał do mojego łóżka Bartman i pomasował moje ramię.
- Zostaw mnie w spokoju…- wyjęczałam.
- Anka! Nie możesz się załamywać… To nie koniec świata, przejdzie ci i wszystko będzie w porządku!
- Gówno wiesz! – krzyknęłam na niego.- Nigdy już nie będzie normalnie! Zawsze będę chodzić o kuli, bez siatkówki, bez sportu… Nie wyobrażam sobie tego… Straciłam całe swoje życie, przegrałam życie! Nie mam już miłości.
Nie powiedział już nic. Chyba wreszcie do niego dotarło jaka jest sytuacja. Może się wreszcie odpieprzy!
***
Ze Zbyszkiem nie rozmawiałam od kiedy na niego tak nakrzyczałam. Nie zbliżał się, chodził smutny. Miałam wyrzuty sumienia, to prawda. Nadal co wieczór masowałam mu udo. I nawet lubiłam wtedy z nim spędzać czas. Chociaż on się, do mnie nie odzywał. Pracowałam w ciszy. Czasem próbowałam go zagadać, ale nawet nie odpowiadał.
Przełom nastąpił w ostatni taki wieczór. Kazałam mu założyć spodnie. Oczywiście wiedziałam, że nawet nie powie - okej. Smutna, że ostatni masaż się już zakończył, usiadłam na swoim krzesełku i zapisałam to w papierach. I wtedy się zorientowałam, że Bartman nie wyszedł, tylko stoi. Już ubrany.
- Coś jeszcze?- spytałam zdziwiona.
- Tak.- Kiwnął głową i spojrzał na mnie tak… z takim uczuciem…- Dziękuję.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, jego już nie było.
------------------------------------------------
No to jest kolejny! Mam nadzieję, że się podoba.Niedługo akcja całkiem się rozwinie :)
Dziękuję za komentarze i wyświetlenia.
Dziś Resovia wygrała! Szkoda, że nie było transmisji. No i Igła ma kontuzje... Podobnież będzie trwała dwa tygodnie :( I to nie będzie grał na najbliższym spotkaniu ze Skrą! ;(
Okropny dzień. Strasznie ten dłuższy weekend mi szybko minął.
Jak się uda, to kolejny rozdział już jutro :)
fajny rozdział tylko mogło by się coś w końcu wydarzyć między Anią a Zbyszkiem :D mam nadzieję, że kolejny pojawi się jutro :)
OdpowiedzUsuńawww, świetny rozdział, z resztą jak każdy inny :) nie mogę się doczekać następnego :3
OdpowiedzUsuńChyba już to kiedyś mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz: Zamorduję tego Igłę kiedyś no! ;p Żal mi z jednej strony Anki z powodu jej kontuzji, ale niech ona w końcu się odważyi pogada z Zibim! ;) Czekam na kolejny! :) Pozdrawiam! ;*
OdpowiedzUsuńProsze ile nas bedziesz trzymała niech w końcu się coś stanie :D Mam nadzieję że dasz dzisiaj rozdział
OdpowiedzUsuń