czwartek, 30 stycznia 2014

LXV



Gdy zostali ogłoszeni, oficjalnie ogłoszeni najlepszą drużyną, mogliśmy zacząć się tak naprawdę cieszyć. Nasi rywale, którzy stali o odpowiednie podia niżej, pogratulowali nam. Jakimś cudem w rękach siatkarzy znów pojawił się szampan… Skąd oni go wzięli? I nic mi nie powiedzieli!
- Dajesz Balotelli- wrzeszczał latając z kamerą, wiadomo kto. Nie musiałam się odwracać, żeby to wiedzieć…- Bo będziesz stawiał nam po whiskey!
Bartek chyba był w zbyt dobrym humorze ( z resztą co mu się dziwić! ) bo nie czekał na dalsze zachęty. Zdjął koszulkę i ukazał wszystkim swój tors. Swoją drogą chyba najpiękniejszy tors jaki widziałam…
- Serio to coś ci się podoba?!- oburzył się Zibi. Teraz dopiero zauważyłam, że stoję gapiąc się na Kurka z rozdziawioną gębą.
- Mnie?- udałam zdziwioną natychmiast zamykając paszczę.
- No tobie…
- Co prawda Bartek ma… ehm… wspaniałą… urodę górnej części ciała…- i chyba nie umiem sobie wyobrazić, jak piękna musi być dolna…, pomyślałam- ale nigdy w życiu nie zamieniłabym twojej…- i pocałowałam go.
- Na pewno?- nie dowierzał.
- No wiesz, ja i tak wolę zawziętego, upartego i przystojnego mężczyznę niż jakiegoś tam… Balotelliego …
- Nie wierz jej!- nagle przy nas znalazł się Kubiak.- Bredzi… pewnie, jak jeszcze nas tak wspaniale nie znała to marzyła tylko o mnie…
- Śnisz na jawie- stwierdziłam ze śmiechem.
- Chyba mogę marzyć, nie?
I pobiegł gdzieś. Kurek zdążył już założyć koszulkę. Swoją drogą to dobrze, bo mnie rozpraszał.
- To dobrze, że tak mówisz- stwierdził Zbyszek całując mnie w policzek.
A ja zaniemówiłam z wrażenia, gdy za jego plecami zobaczyłam Andreę z Polską flagą w rękach i machającego nią na wszystkie strony… Teraz już wiem. Kocha Polskę, kocha Polskich Siatkarzy, kocha Polskich Kibiców. On jest Polakiem. 

*** 

Po niezłym szoku, postanowiliśmy nie zakończyć tego sukcesu tak żałośnie. W autokarze był dziki szał. Nikt nie mógł usiedzieć na miejscu. Nawet Jarosz jakimś dziwnym sposobem siedział między Igłą a Magneto na samym tyle autokaru!
- I tak, to jest koniec! Wygraliśmy...- mówił do kamery Krzysiu.
- Liga Światowa jest nasza, hahahha!- Wydarł się Kuba.
- Jesteśmy najlepsi! Niepokonani!- Ekscytował się również Kubiak.
Wtulana w Zbyszka, siedziałam obok niego. Był tak szczęśliwy, że chyba jeszcze nigdy go takiego nie widziałam!
- Gratuluję, kochanie- szepnęłam mu wprost do ucha, żeby usłyszał.
- To dla ciebie Aniu- odparł i pocałował. Wyciągnął medal i mi go dał.
Oddałam pocałunek. I tak zatraciliśmy się na kilka minut. Przed nami siedział Winiar, zadzwonił do niego telefon. Słuchając, oglądałam zdobycz siatkarza.
- Halo?- usłyszałam, bo musiał krzyczeć żeby go słyszano po drugiej stronie. – Miałem do ciebie właśnie dzwonić, ale nie ma warunków żeby porozmawiać… tak, tak. Kochanie, zadzwonię jak tylko będę w hotelu… Kocham cie! Ucałuj Oliwera.
Tak, teraz każdy był prze szczęśliwy. Każdy chciał podzielić się swoim szczęściem z najbliższymi. Nagle telefon Bartmana zadrgał.
- Przepraszam… - westchnął, oderwał się ode mnie i wyciągnął telefon. – Pewnie mama…
Kliknął kilka razy na ekran. Po chwili jego mina była… nie wiem jaka. Trudno opisać. Był w szoku!
- Coś się stało?- zapytałam z troską.
Kiwnął przecząco głową i szybko schował komórkę do kieszeni. – Nic, a nic.
Uśmiechnął się, ale wiedziałam. Wiedziałam, że coś się stało. Jednak nie chciałam naciskać.
- Hej, hej! Czas im nie pomógł!- zawołał Pit. Zaśmialiśmy się.
Nagle z głośników boomboxa wydobyły się dźwięki.
- Eminem!- zawołałam zachwycona.- Słuchacie Eminema?!
- Nie tylko ty lubisz hip-hop Anka!- Odezwał się z drugiego końca Guma.
- Czego ja jeszcze o was nie wiem?
- Wielu rzeczy- zachichotał Kosok.- Nie jesteśmy tacy starzy! Umiemy się bawić!
- Wątpiłam w to szczerze…
Zaśmiali się i zalali mnie gradem pytań: Dlaczego? Po co? Czemu? I jak mogłam?
Ziomek i Piter rozmawiali o dobrej współpracy przez środek. Bo trzeba było przyznać, że nieźle im dziś szedł ten element. Choć mnie i tak najbardziej zachwyciły ataki mojego chłopaka. Grał jak w transie! Nie bez powodu został najlepszym atakującym! I pomyśleć, że to właśnie ja teraz siedzę w jego objęciach. Mam taki zaszczyt! Jej, nigdy o tym nie marzyłam… Bóg jest dla mnie taki łaskawy! Kątem oka widziałam jak sztab szkoleniowy dyskutował i się cieszył. Igła jak idiota włączał i wyłączał kamerę, żeby coś nowego nagrać. Swoje słowa, oczywiście.
- Robimy imprezkę! – Wykrzyczał Dziku.
- A dadzą nam?- Dopytywał się Winiar.
- Powinni… Zresztą, zasłużyliśmy!- Zaśmiał się Możdżon. 
I tak tez było. Na początku pracownicy i zarządcy naszego hotelu, który był specjalnie wynajęty dla sportowców, nie chcieli się zgodzić. Jednak słodkie oczka Igły, Kubiaka i przede wszystkim Bartka podziałały. Wystarczyło jedno spojrzenie na Siuraka żeby się zgodzili.
Tak więc już w hotelu, każdy wziął prysznic, przebrał w wygodne ciuchy i zaczęli organizować dyskotekę.  Oni, bo ja przeglądałam swoje ciuchy i zastanawiałam się, co założyć.
- We wszystkim będzie ci pięknie.
To były słowa Zibiego. Cóż, nie pomogły. Ostatecznie wybrałam granatową bokserkę i czerwone, obcisłe spodenki. Na co nie chciał się zgodzić siatkarz.
- Anka! Nie za bardzo wyzywająco?...- komentował każde moje ubranie, bo dla niego się przebierałam.
- Nie… Jest w sam raz!
Trochę niezadowolony się zgodził. Usłyszeliśmy głośna muzykę i Ziomka, który się bawił w DJ’A . Szybko wyszliśmy z pokoju i zobaczyliśmy już gromadkę siatkarzy, którzy skakali w rytm muzyki. Dołączyliśmy się od nich. Łukasz przy swoim specjalnym sprzęcie ( czytaj : boom. box. Igły), wygłupiał się i bawił nas różnymi dźwiękami. Igła skakał przy nim i razem zaczęli śpiewać. Co wywołało dziki śmiech u reszty. Winiarski, Nowakowski i Kosok skakali do góry i na dół jak małe dzieci i wymachiwali rekami. Dziku właśnie przyszedł z Andreą. Chwycił trenera za ręce i zaczęli tańczyć! Wyglądało to kosmicznie, kiedy jeden się bronił a drugi chciał tańczyć. A trzeci.. Krzysiu podszedł  i się dołączył!
Nagle jakieś drzwi się otworzyły i między nami zaczęli biegać Kurek i Jarski. Tak, wyglądało to jak dorosłych przedszkole!
- Zbyszek, jestem szczęśliwa…
- Ja też!- wpił się w moje usta i przyciągnął do siebie. Staliśmy na schodku korytarza i tańcząc całowaliśmy się.
Kilka minut później jacyś kelnerzy przybyli z wielkim tortem a za nimi szampany i właściciele hotelu. Zrobili nam miłą niespodziankę! Ciasto zniknęło w kilka minut, a szampany po części znalazły się na naszych ubraniach… ale to szczegół. Ten szampan był pyszny! Sama jeden dostałam i piłam go na współę ze Zbyszkiem.
Po kilku godzinach, każdy poczuł iż jest zmęczony. Tak więc poszliśmy spać. 

*** 

Rano obudziłam się bez niczyjej pomocy… A przynajmniej tak mi się zdawało. Bo po chwili usłyszałam przy uchu czyjś oddech. Myśląc, że to Bartman obróciłam się i cmoknęłam go w policzek. Jednak coś mi się nie zgadzało. To był inny policzek niż zazwyczaj całuję!
Otworzyłam szeroko oczy.
- Zibi?!- przestraszyłam się.
- Myhym…- za moimi plecami usłyszałam jego mruknięcie. Zdziwiona odkryłam głowę innej postaci.
- Kurek?! Co ty tu do jasnej cholery robisz?!
- Możesz nie budzić śpiącego?- odparł mamrocząc.
Całkiem zbita z tropu siedziałam i się głupio patrzyłam na nich dwóch. Ale za chwile o mało nie dostałam zawału. Pod kołdrą coś zaczęło się ruszać!
- Aaa!- krzyknęłam. Spod nakrycia wyłoniła się głowa Ignaczaka i… Kuby Jarosza!- Co tu się dzieje? Zbyszek... Zbyszek!- Nie odwracając się szturchałam jego ramie.
- Coś się stało?- mówił zaspany. Podniósł się na łokciu i spojrzał na mnie śpiącym wzrokiem. Wskazałam dookoła. Mrużąc oczy usiadł.- A co wy tu do jasnej cholery robicie?!
- Kurwa, czego wrzeszczycie?!- nagle ze swojego (na szczęście) łóżka wydarł sie Kubiak.- Ja próbuję... O! - znów zawołał, gdy spojrzał na nas wszystkich.- Więc to nie już trójkącik, a pięciokącik?! Hahahahaha
- Nie krzycz... nie wyspałem się…- marudził Kuraś do poduszki.
- No trudno się wyspać, jak w piątkę się śpi na jednym łóżku hotelowym! – westchnął Jarski i najzwyczajniej w świecie wstał i wyszedł nie zamykając drzwi. Otworzyłam szeroko buzie ze zdumienia.
Jednym ruchem zrzuciłam z łóżka Bartka i odebrałam mu swoją poduszkę. Niezadowolony wstał i popatrzył na nas dziko.
- Bardzo dziękuję za miłą noc… dobranoc.
I również wyszedł. Został się Krzyś, który oparł głowę o moje kolano i chyba drzemał.
- Igła!- krzyknął mu Zibi do ucha.
- Co? No chyba mnie nie wyrzucicie…
- Jakimś wyjątkiem jesteś?- zdziwił się Zbyszek.
Zaspany Libero wstał nieporadnie z łóżka, zachwiał się tracąc na chwilę równowagę na ziemi i wyszedł.
- Drzwi!- wrzasnęłam za nim. Więc wrócił się pomału i zamknął je.- Dziękuję.
- Proszę!
Był trochę poirytowany, ale może mi kiedyś wybaczy. 
Michał też wstał i wyszedł mamrocząc coś w stylu "nie będę im przeszkadzał, nie mam zamiaru na to patrzeć".
Już spokojna, walnęłam się na łóżko i zamknęłam oczy. Nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś głowę. Wtulił się do mnie, a ja z uśmiechem jedną dłonią przeczesywałam mu włosy. Ten grecki bóg spał u mojego boku…
Wtulił się jeszcze mocniej i zaczął mnie całować w ramię i szyję, rozbudzając mnie tym. I kiedy doszedł do moich ust, właśnie wtedy, nie ubłagalnie, kategorycznie i stanowczo przerwał nam dzwonek telefonu. Przez chwilę nie chciał go odbierać, ale komórka dzwoniła i dzwoniła.
- Odbierz- szepnęłam. Smutny westchnął i wziął do ręki sprzęt. Spojrzał na ekran i przez chwilę się w niego wpatrywał. Potem szybko wyłączył i odłożył na szafkę nocną. – Wszystko w porządku?
- Tak… To na czym skończyliśmy?- uśmiechnął się do mnie i nachylił aby pocałować.
- Przecież widzę, że nie… Czy coś się dzieje?- Zapytałam poważnie. Kiwnął przecząco głową i znów obdarowywał pocałunkami. Po minucie odsunęłam go od siebie na bezpieczną odległość.- Stop. Ja jeszcze ci się odegram za ten numer po meczu!
- Jaki numer?- Udawał głupiego.
- Ty dobrze wiesz jaki! – Zaśmiałam się i dałam mu pstryczek w nos.
- Ty bezduszna kobieto!
Zachichotałam i wstałam z mojego łóżka, na którym spałam z jak mi się wydaje kilkoma siatkarzami… Za kilka sekund usłyszałam jak mój chłopak również się podnosi i staje za mną.
- Kocham cie Aniu- powiedział to z takim uczuciem, że aż moje serce szybciej zabiło.
- Też cie kocham Zbyszku, ale niestety to ja będę dziś pierwsza pod prysznicem- zaśmiałam się i zaczęłam biec w kierunku pomieszczenia. Oczywiście zanim dotknęłam klamki on mnie złapał w pasie, pociągnął do siebie, objął ramionami i zaczął całować szyję. A następnie odwrócił przodem do siebie i wpił się w moje usta.
- Ten medal jest dla ciebie, kochanie- wyszeptał między pocałunkami.- Jesteś najważniejsza w moim życiu…- i znów całował. Nawet się nie zorientowałam, kiedy znalazłam się w górze i oplatałam nogami jego biodra, a rękami szyję.
I wtedy drzwi się otworzyły. Ale my sobie nie przerywaliśmy.
- Przyszedłem sprawdzić, czy mam już prawo wejść do swojego pokoju.
Niechętnie Zibi odstawił mnie na ziemię. Teraz dopiero zobaczyłam, że Kubiak zasłaniał oczy ręką.
- Coś się stało?- spytałam zdziwiona.
- Idę do łazienki- westchnął Michał i uciekł. A my bezradni patrzyliśmy się za nim.

Na śniadaniu zjawiliśmy się punktualnie. Każdy tryskał humorem. Z resztą, trudno się dziwić! Dziś szykujemy się do jutrzejszego wylotu do kraju. Każdy już tęsknił za rodziną i ojczyzną.
- A widzieliście minę Stanleya kiedy zepsuł zagrywkę?!- ekscytował się Kubiak.- Mina bezcenna…
- Ja tylko widziałam waszą radość, bo trudno było jej nie zauważyć.
- Po tym wczorajszym szampanie boli mnie głowa- marudził Grzesiu.
- Trzeba było tyle nie pić! Mama nie nauczyła? Co za dużo to nie zdrowo!- Zaśmiał się Winiarski poczym sam chwycił się za głowę. Na co zareagowaliśmy śmiechem.
- Przyganiał kocioł garnkowi…- prychnął Dzik.
- Jesteśmy najlepsi! Jeeesteeeśmyy naajleeeepsi, jesteśmy najleeepsi!- Zaśpiewał na całą stołówkę Igła. Wszyscy się dołączyli i taka piosenkę sobie ułożyliśmy, a co!
Po śniadaniu trener dał chłopakom wolne od treningów. Więc całą paczką postanowiliśmy wyjść na miasto i ostatnie chwile spędzić razem tu, w Toronto.
- To gdzie idziemy?- zapytałam ich, gdy szliśmy po ruchliwym chodniku.
- Na kawę, no a gdzieżby indziej?!- zdziwił się Łukasz.
- No tak…
- Bo ten Żygadło nas nie rozpieszczał… czasem przyśpieszał, czasem podwieszał…- zanucił Bartek.
- A co? Może ci się nie podobało?- wypiął dumnie pierś Ziomek.
Zaśmialiśmy się. I to właśnie w tym momencie kilka przechodniów stanęło przed nami i nas zatrzymali.
- Can I photo?
Fanki. Siatkarze rozdali autografy, zrobili sobie fotki z dziewczynami i ruszyliśmy dalej w drogę. Zbyszek chwycił mnie za rękę i tak szliśmy do kawiarni, w której bodajże jest najlepsza kofeina. To stwierdził nasz znawca i spec – Dziku.  Nagle komórka Bartmana zaczęła dzwonić. Wyjął ją z kieszeni spodni i spojrzał na ekran. Po chwili nacisnął czerwoną słuchawkę.
- Nie odbierasz?- zdziwiłam się.
- Nie… nie znam numeru.
Dalej nie pytałam. Chociaż jeszcze dwa razy się taka sytuacja powtórzyła. W końcu wyłączył telefon.
- A nie lepiej odebrać?- Zapytałam.
Nie dostałam na to odpowiedzi. Jedynie uśmiech i całus w czoło.
W końcu usiedliśmy przy stolikach w kawiarni. Do mnie i mojego chłopaka dołączył się Krzysiu, Kubiak i Kuba Jarosz.
- To co? El- Kapitano! – zawołał Igła do sąsiedniego stolika. Marcin odwrócił się w naszą stronę, na szczęście lepiej już z jego kostką.- Stawiasz kawy!
Mina Możdżona mówiła wszystko. 
- Chyba śnisz, mały!- odpowiedział.
- Mały?! Ja mały?!- oburzył się Krzyś. - Ja nie jestem mały!...
- Jak na libero jesteś za duży- stwierdziłam.
- O, ekspert sie znalazł!
- Tym razem nasz najlepszy Libero, ligi światowej niech postawi…- zaśmiał się Kurek.
- Ha! Mam to na taśmie!- zawołał uradowany Krzysiek.
- Co?
- Jego słowa! Nazwał mnie najlepszym Libero na świecie!
Wszyscy ryknęli śmiechem. A potem znów zaczęli swoje typowanie na najlepszego, który zapłaci za wszystko.
- I tak będziecie się kłócić do końca życia? I jeszcze dłużej?- spytałam już zniecierpliwiona.
- Dobra… ja stawiam…- mruknął Bartman i schował twarz w kartę.
Po chwili dostał zamówienie i poszedł do kasy zamówić. Szybko wrócił i usiadł na swoim miejscu, kładąc jedną rękę na moim oparciu krzesła.
- Ciekawe jakie będzie otwarcie na lotnisku…- zastanawiał się Winiar.
- Tak jak zawsze: mało ludzi - dużo szumu- stwierdził Cichy Pit.
- No co wy, chłopaki!- Postanowiłam im trochę pomóc.- Myślicie, że ktokolwiek chciałby przyjść specjalnie na lotnisko, żeby zobaczyć mistrzów?! Chyba kpicie!- Oczywiście żartowałam, o czym doskonale wiedzieli. – Kto by tam chciał dostać autograf, zobaczyć medal Krzysztofa Ignaczaka? Albo ujrzeć na żywo te pomarańczowe… rażące w słońcu włosy Pawła i Kuby?!
- Nie są aż takie złe… - stwierdził Guma.
- I wcale nie rażą w oczy!- zaprotestował Jarosz.
- Nie, tylko je oślepiają swoim blaskiem…- zaśmiał się Bartman. Na co my też ryknęliśmy śmiechem.
Więc w taki sposób uchroniłam ich od myśli, która prześladowałaby każdego z nich aż do lotniska w Polsce. Bali się, że ludzie nie będą nawet wiedzieć o ich wyczynach! Jak mogli tak pomyśleć? Ja sama nie wiem… Skromni są i tyle.
Po wypiciu kawy, udaliśmy się na spacer. Nasza paczka nie wyróżniała się. Byliśmy wpasowani w tłum. No może nie do końca… bo ten ich wzrost mówi sam za siebie.  Nagle na chodniku zobaczyliśmy…
- Patrzcie… Jakieś czowieki się przebrały za batmany i myślą, że mogą być nami!- prychnął Bartek.
- W oczy na życiu czegoś takiego nie widziałem!- Zachwycił się Igła.
- Chyba coś ci się pomyliło- zachichotałam.
- Czym? Batmanem? Czy tym tu Spidermanem?- Zdziwił się Kosok wymawiając nie "spajdermenem" tylko tak, jak sie pisze. Oczywiście było to specjalnie.
- Nie…- skrzywił się Libero.- No, patrzcie tam!
Faktycznie czegoś takiego nie widziałam jeszcze… Tak ohydnie ogolony pies!
- Fuuuj…- skrzywił się Bartek.
- Musi mu być zimno.- Stwierdził Ziomek.
- Idioto, jest ponad dwadzieścia stopni!- palnął go w tył głowy Winiarski.
- Ja bym się wstydził tak chodzić…- Igła był wstrząśnięty.
- Zważywszy na to, że i tak już nie masz włosów…
- Jak nie mam!?- przerwał w połowie zdania Pawłowi.- Przecież mam!
- I nie jesteś psem- zauważył Piter.
- Ja to bym się nad tym jeszcze zastanowił…- stwierdził Zbyszek.
Wszyscy ryknęli śmiechem. Ta sytuacja nas pomału przerastała.
- Krzysiowi byłoby zimno w łebek, gdyby nie miał włosów… na żelu.
- Chociaż i tak nie ma go dziś dużo w swojej czuprynie- stwierdził Dziku.
I kiedy wszyscy się śmiali, Igła szedł spokojnie i nad czymś intensywnie myślał. W końcu odezwał się, gdy zapadła u nas cisza przerywana cichym chichotem.
- A ja i tak uważam, że to dramatyczne, drastyczne i nie dla dzieci. Gdybym ja był dzieckiem…
- Nad tym też bym się zastanowił- znów mu przerwał Zibi.- Nad czasem, którym to powiedziałeś. Nie byłbym tylko jestem...
- Gdybym był dzieckiem i zobaczył to… coś na ulicy… miałbym koszmary do końca życia.
- Czyli stwierdzam,- tym razem ja zabrałam głos- że trzeba uważać dziś podczas nocnej podróży.
Zaśmialiśmy się jak jeden mąż na to moje stwierdzenie. I znów było przekomarzanie, kto obok kogo siedzi, żeby nie słuchać marudzenia Krzyśka przez sen o ‘złych ludziach, ogolonych psach’.

Po godzinie wróciliśmy do hotelu i zaczęliśmy się pakować. Obiad był na serio dobry , co nie zdarzało się często. Sami siatkarze tak stwierdzili, a oni są tu największymi krytykami posiłków. Wieczór postanowiliśmy spędzić wszyscy razem. Bo to już nasz ostatni, jutro rozjedziemy się do naszych rodzinnych domów. A potem zaczniemy od nowa przygotowania do tym razem Igrzysk Olimpijskich. Z pewnością wszyscy będą czekali na medal. Ale my skupiamy się tylko i wyłącznie na naszej jak najlepszej grze. A potem przyjdą i nagrody takie jak medal z Igrzysk.
Jednak życie nie jest łaskawe. I to co się miało później stać, nikt się nawet nie spodziewa. A w szczególności tego, co miało się wydarzyć w Londynie…



---------------------------------------------------------

Cześć ;)
Jak się podoba?
Mam nadzieję, że długi i przyjemny :)

Dziś krótko się wypowiem. Tylko na temat Resovii. Wczoraj wygrała 3:0 i znów jesteśmy liderem w tabeli! Teraz trzeba tylko skupić się na LM i meczem z JW w play-off :D

Ten rozdział dedykuję takim trzem dziewczynom z tt. I tym, które to komentują <3
Dziękuję Wam, bo dzięki temu wiem, dla kogo piszę ;*

niedziela, 26 stycznia 2014

LXIV



W autokarze było bardzo głośno. Wszyscy śmiali się i śpiewali. Usiadłam na swoim miejscu obok Igły.
- Jesteśmy w finale Ligi Światowej- próbował przekrzyczeć hałas.- Jutro wielki finał. Chyba nikt w to jeszcze tak do końca nie może uwierzyć- mrugnął do kamery i ją wyłączył.
Podróż do hotelu nie trwała długo. Wszyscy od razu poszli do pokoi. Walnęłam się na łóżko i zamknęłam oczy.
- Śpisz?- szepnął mi do ucha Zibi.
- Nie..                              
Natychmiast położył się obok mnie. Poczułam, że jest bez koszulki. Mimowolnie moja ręka powędrowała na jego tors. Obróciłam się do niego na bok i wtuliłam w ramię. Usłyszałam szum wody. Krzysiu najprawdopodobniej brał prysznic tutaj, bo podobnież Ziomek wylał mu całą ciepłą wodę. A Kubiak najprawdopodobniej gadał przez telefon z dziewczyną.
- Zmęczony?- Spytałam cicho.
- Nie za bardzo- uśmiechnął się.- Ale spać mi się już chce…
Westchnęłam z przyjemności, gdy jego ręka masowała mi plecy. Leżeliśmy tak w ciszy, wtuleni w siebie. Rysowałam kształty na jego przedramieniu, gdzie był tatuaż.
- Siatkówka jest twoim życiem.- To raczej było stwierdzenie niż pytanie.
- Ty jesteś moim życiem, światem i inspiracją.
- Siatkówka też, przecież wiem.
- Tak. Kiedyś to ona była na pierwszym miejscu. Teraz jesteś ty.
Pocałował mnie namiętnie. Jego dłoń zsuwała się z talii po moje udo.  Zaśmiałam się w duchu na jego cel.
O, nie panie Bartman. Tak się bawić nie będziemy!
Chwyciłam jego rękę i stanowczo odsunęłam od siebie. Zaskoczony zmarszczył brwi.
- No, daj spokój!- Oparł się na łokciu i patrzył jak siadam na łóżku.
Mówił jak dziecko pragnące pogłaskać kotka, który przed nim ucieka.
- Nie.
Uśmiechnęłam się szeroko. Zrezygnowany opadł na poduszkę i wydął wargi.
- Ale…- nachyliłam się nad nim i szeptałam do ucha.- Mogę zrobić ci masaż. W końcu jestem też trochę fizjoterapeutą…
Ucieszony, natychmiast zamienił się w słuch i czekał na moje rozkazy.
- Połóż się na brzuchu.
Zrobił jak kazałam. Klęknęłam u jego boku i rozpoczęłam masaż. Jednak strasznie nie wygodnie było mi tak wykonywać pełne ruchy ręką. Poddałam się i usiadłam mu na nogach w rozkroku. Teraz praca szła mi dużo lepiej.
- O! Widzę, że chyba będę przeszkadzał- zachichotał Igła, wychodzący z łazienki.
- Masaż mi robi. Boże… jak dobrze… Dużo lepiej niż Olo.
- Ja się nie dziwię. Porównać jej delikatne rączki z tymi wielkimi łapami…- skrzywił się.- Nie obrażę się, jakbyś też mi taki zrobiła- poruszył znacząco brwiami.
- O, nie! Co to, to nie!- Uniósł się Zbyszek. Dosłownie! Prawie spadłam na podłogę.
- Ale czemu nie?! Mnie tez plecy bolą! Mógłbyś się podzielić. Ona nie jest tylko twoja…
- Właśnie, że jest. I nikomu jej nie oddam. Nawet w jednej szesnastej.
- Ale to tylko masaż!- zaprotestował Igła.
- No właśnie Zibi- wtrąciłam.- Nie się nie stanie, jak mu pomogę. A poza ym, nie jestem twoja własnościa jak jakaś rzecz...
Spojrzał na mnie z byka a potem na Libero.
- Ach… rozumiem. Jesteś zazdrosny…- zaśmiał się Igła.- No fakt, tez bym był.
- Hamuj się! Masz żonę.
Nagle drzwi się otworzyły i do środka wparował Michał.
- Pomyliłeś pokoje?- spytał Krzyśka.- Wszędzie cie szukam. Telefon do ciebie.
- O, cholera!- Walnął się w czoło siatkarz.- Miałem do Iwony zadzwonić!
W pośpiechu zabrał z łazienki ręcznik i kosmetyki. Wybiegł zamykając za sobą szybko drzwi. Odwróciłam głowę do Bartmana, który wyraźnie był zadowolony, że Igła poszedł.
- A, i dzięki za pomoc- mrugnął Krzysiu, który znów otworzył drzwi.- Czekam na ten masaż!
I tym razem już na serio poszedł.
- Niedoczekanie twoje- syknął Zibi.
- Obiecałeś mu masaż!- Zdezorientowany Kubiak patrzył na nas dziwnie.A raczej na Zbyszka.
- Ubzdurał sobie coś. Nie ważne.- Zibi był naburmuszony.
- Po prostu jest o mnie zazdrosny.
- No tak, to wszystko wyjaśnia!
Zaśmialiśmy się. Dokończyłam masaż Zbyszka i położyłam się obok niego na swoim łóżku. Nie chciał iść do swojego, więc zasnęliśmy na moim. Wtuleni w siebie.

*** 

Zbyszek.
Leżała wtulona we mnie i słodko spała. Nie miałem serca jej budzić, ale za pół godziny śniadanie. Zacząłem głaskać jej ramię. Poruszyła się nieznacznie i jeszcze mocniej mnie przytuliła.
Tak bardzo ją kocham… jest dla mnie wszystkim. Cały czas mam w pamięci tamten dzień, gdy ledwo zdążyłem jej z pomocą. Nie potrafię o tym zapomnieć. Wtedy zobaczyłem ja taką bezbronną… Musze ją chronić. Nie pozwolę, żeby stała jej się jakaś krzywda.
- Dzień dobry kochanie…- zamruczałem do jej ucha, żeby ja obudzić.
Otworzyła lekko oczy i się uśmiechnęła.
- Dzień dobry… - wymamrotała i ziewnęła.
- Jak się spało?
- Strasznie mało miejsca…- skrzywiła się udając niezadowolenie.
Ale zaraz potem się zaśmiała i znalazła się nade mną i pocałowała.
- Jak dla mnie…- wymruczała- takie poranki mogą być codziennie!
Zaśmiałem się i pocałowałem w szyję. Nagle drzwi od łazienki się otworzyły i zobaczyłem Kubiaka.
- No, nie! Ja z wami nie mam życia! Od wczoraj macie ochotę na coś niekulturalnego i to zawsze jak jestem w pokoju! Chyba się wyprowadzę stad…
- Dziku, nie dramatyzuj- powiedziała nie patrząc na niego tylko w moje oczy.
- Jeszcze raz was przyłapię, a jak słowo daję się wyprowadzam!
- I gdzie pójdziesz niby?- Spytałem śmiejąc się. Ania chciała zejść, ale wzrokiem i rękami przytrzymałem ją na swoich nogach. Bardzo oryginalna poza tak w ogóle…
- Mogę nawet spać na korytarzu, byle nie z wami… zakochane zwierzęta.
Znów zachichotaliśmy. Moja dziewczyna… a właściwie kobieta! udała się do łazienki. Ja w tym czasie założyłem czyste spodenki i szukałem swojej bluzki z napisem. W końcu ją wygrzebałem z półki. Miałem zamiar włożyć , ale nagle ktoś wyrwał mi ją z ręki.
- Hej!
- Jak dla mnie możesz być bez koszulki…- mruknęła i objęła mnie od tyłu w pasie.
- Czyli, że podobam ci się!- Udawałem, że mnie to nie obchodzi.
Ale ona dobrze wiedziała, że jest inaczej. Z jednej strony nawet mogła kłamać. A to dlatego, że chcieliśmy Michała doprowadzić do szaleństwa… Trochę się poznęcać.
- Inaczej nawet bym na ciebie nie spojrzała.
Cóż, może jednak mówi prawdę?
- Uwaga, bo zaraz rzygnę!- Ostrzegł Misiek.
- Dziku, tylko uważaj na moje łóżko, będzie mi jeszcze potrzebne- pogroziła palcem.
Zaśmiałem się i oderwałem od niej.
- Rozumiem, że ty nie masz odruchów wymiotnych, gdy na mnie patrzysz. Ale inni siatkarze mogliby.
- Chyba tylko dlatego, że ci zazdroszczą. Kubiak też.
Była odwrócona do niego tyłem. Jej mina wskazywała na to, że zaraz wybuchnie śmiechem.
- No, raczej nie. Moje ciało i tak jest lepsze.
- Szkoda, że tu Igły nie ma – zachichotała tak, że tylko ja ją zrozumiałem. – Dobra, ubieraj się w takim razie bo Kubi nam z zazdrości zejdzie.
Jak kazała tak zrobiłem. I po chwili trzymając się za ręce, szliśmy w kierunku stołówki. Usiadłem obok Kuby i Pawła, razem z Anią. Było wolne miejsce obok niej. Przybył zaraz po nas Kubiak. Spojrzał i zmarszczył brwi.
- Możdżon… mógłbyś się przesiąść o jedno miejsce?- zapytał błagalnie.
- A niby dlaczego? Mi się tu dobrze siedzi.
Dziku więcej nie prosił tylko usiadł na swoim miejscu. Znów chciało nam się śmiać, ale powstrzymałem Ankę ściśnięciem dłoni.
- Więcej z nimi w pokoju nigdy w ŻYCIU nie będę!
Podniósł się po śniadaniu i poszedł do  jeszcze naszego pokoju. Ale jutro już będzie miał spokój. Oczywiście o ile dziś wygramy… Musimy wygrać.

Kolejne godziny mijały bardzo szybko. 

*** 

Anka.
Godzina 20.55. Sofia. Hala Arena Armeec. Nasi siatkarze wychodzą na środek parkietu aby odśpiewać hymn. Ja z całym sztabem stoję przy linii pomarańczowego pola i czekamy na sygnał. Gdy rozbrzmiały pierwsze słowa, był jeden wielki bałagan. Ale gdy wszyscy Polscy kibice złapali rytm, wydawało się, że jest nas więcej niż przyjechało. A nawet zacznie więcej od Amerykańskich kibiców.
- Jeszcze Polska nie zginęła kiedy my żyjemy…- zaczęliśmy śpiewać.
Rozejrzałam się dookoła. Na ten finał wielu ludzi przyjechało. Trzymali w górze szaliki biało czerwone z orzełkiem… Ogólnie było biało-czerwono.
-… marsz, marsz Dąbrowski …- słowa wypływały z naszych ust jak piękna melodia.
W moich oczach pojawiły się łzy, a potem przeszedł mnie dreszcz, a potem drugi… Spojrzałam na moich przyjaciół. Wszyscy czuli to, co ja. To była ważna chwila. Na twarzach siatkarzy widziała determinację, ale gdy śpiewali Mazurka Dąbrowskiego… stali się małymi chłopcami z wielkimi sercami.
- .. za twoim przewodem, złączym się z narodem!
To było piękne. Uśmiechnęłam się. Potem wysłuchaliśmy hymnu USA i po przywitaniu się pod siatka, chłopaki podeszli.
- Pięknie, dacie radę…- uśmiechnęłam się do nich.
- My nie damy? My zawsze dajemy!- wykrzyczał Bartek.- A tak poważnie, to módl się za nas.
Zachichotałam. Igła rozmawiał jeszcze o czymś z trenerem. Kiedy skończyli, zrobiliśmy kółeczko i Krzysiek krzyknął:
- Dawać, kurwa! Wygramy to!- położył rękę do środka. Potem każdy zrobił to samo.- Jeden za wszystkich!
- Wszyscy za jednego!- wrzasnęliśmy.
I już skoncentrowani rozeszliśmy się w swoje strony. Usiadłam na ławce sztabu szkoleniowego i patrzyłam na to, co się dzieje z wielkim niepokojem. Wyszła nasza szóstka. Siódemka.
- Łukasz Żygadło!- wyliczał ktoś.- Piotr Nowakowski! Grzegorz Kosok! Marcin Możdżonek! Zbigniew Bartman! Michał Winiarski! And Krzysztof Ignaczak!
Polska publiczność szalała. Potem Amerykanie. Kiedy ustawiliśmy się na odpowiednich pozycjach, usłyszeliśmy gwizdek arbitra. Rozpoczęliśmy mecz o zwycięstwo w finale Ligi Światowej 2012!

W pierwszym secie pokonaliśmy przeciwnika bardzo łatwo. Z początku szliśmy punk za punkt. Ale tak było tylko do pierwszej przerwy technicznej przy naszym prowadzeniu. Później po prostu zagraliśmy swoją siatkówkę, którą tak często ostatnio oglądaliśmy. Zmiotliśmy Amerykanów z boiska. Wygraliśmy do 25:17.
Jeden krok do wielkiego zwycięstwa.
W drugim secie zaszły u nas zmiany. Tragiczne zmiany! Marcin po bloku na środkowym z USA, źle stanął. Upadł od razu na boisko i nie mógł wstać. Nasz sztab szybko zajął się nim. Jako pierwsza się tam znalazłam.
- Co się stało?- spytałam przerażona.
- Źle stanąłem… kostka mnie boli- skrzywił się.
Od razu nasi medycy ściągnęli go. A raczej Igła i Winiar pomogli naszemu Drzewu usiąść na stołku. I wrócili do gry. Anastasi szybko kiwnął na Kosoka, który wszedł za Możdżona. I wspaniale go zastąpił! Bo przegrywaliśmy już trzema punktami. Wspaniały zasięg Pita i idealne bloki Kosy wymiatały. Ja i reszta sztabu medycznego zajęła się nogą naszego bohatera. Szliśmy z USA punkt za punkt zaraz po drugiej przerwie technicznej. Bartek wszedł na zagrywkę przy stanie 19:18 dla rywali. Był bardzo skupiony. Oddychał głęboko i wpatrywał się w piłkę. Potem z wielkim wdziękiem uniósł rękę na wysokość głowy. Wypuścił powietrze, oblizał usta i wyrzucił Mikasę do góry. Zrobił dwa kroki, a za trzecim wybił się w powietrze i uderzył w piłkę. Zagrywka była tak mocna, że taśma, o która piłka się otarła, nie pomogła nawet odrobinę przyjmującemu Andersonowi. To była prawdziwa bomba! Az wstałam z miejsca, gdy zobaczyłam Mattew’a przewracającego się na plecy. Spojrzelismy przestraszeni w jego stronę. Libero Lambourne podbiegł do niego. Zerknęłam na Kurka. Jego mina, jego mina mówiła wszystko. Ale zaraz Anderson wstał i był gotowy do dalszego grania. Tak, z tego wszystkiego zapomniałam wspomnieć, że przyjmujący USA nie utrzymał piłki i poleciała gdzieś w trybuny. A więc wyrównaliśmy! Potem kolejna zagrywka Kurka a w tle słychać było:
- Bartek, Kurek, Bartek!- wołali kibice.
Kolejny punkt. Ale potem zepsuł zagrywkę. I tak prowadziliśmy jednym punktem aż do 25:24 dla nas. Wtedy mój kochany Zbyszek zaatakował po najbardziej ścisłym skosie jaki widziałam. Dzięki jego sprytowi wygraliśmy tą partię.
W trzecim secie nas siatkarze grali jak w transie. Wiedzieli, że są bardzo blisko. Że wystarczy wyciągnąć rękę… Już na pierwszej przerwie technicznej prowadziliśmy dwoma punktami. Ale to wszystko dzięki zagrywkom Kurka, Bartmana i Winiarskiego. Oni odrzucili rywali od siatki. A wtedy nawet tak doświadczony atakujący Stanley, nie miał żadnych z naszym wysokim i szczelnym blokiem, który nazwałam: „Cichy&Kosa&Ziomuś”. Bo w takim zestawieniu graliśmy już od drugiej połowy. Marcin emocjonował się na ławce z kostką obłożoną w lodzie. Pajp Winiara, czy Kurka z Ziomkiem super funkcjonował. A Zibi … mój kochany Zbyszek… po każdym udanym ataku ( bo prawie każdy był udany! ) patrzył na mnie z szerokim uśmiechem. Tak, z każda taka piłką ten uśmiech się poszerzał. Bo z każdą taka piłką on dopełniał formalności co do obietnicy. „Wygram to dla Ciebie!”- powiedział przed wyjściem na boisko i namiętnie mnie pocałował. Już nie zwracaliśmy uwagi na tych wszystkich dziennikarzy.
A Igła… Krzysiek to szalał po tym boisku, jak nigdy! Co za człowiek! Tyle energii! Tyle obron w jego wykonaniu! I po każdym punkcie biegał po boisku jak szalony, krzycząc i ciesząc się. Pokazywał na Polskich kibiców aby głośniej śpiewali. Żeby głośniej dopingowali!
Dziś każdy grał fantastycznie. Każdy dołożył od siebie małą cegiełkę, z których wybudowaliśmy mur. Mur, który nasi przeciwnicy nie sa w stanie rozbić. I Amerykanie o tym bardzo dobrze wiedzieli. Byliśmy niepokonani!
- I jeszcze jeden meczbol dla naszej reprezentacji przy zagrywce Claytona Stanleya, wciąż groźnego…- ekscytował się Swędrowski za moimi plecami.
Stanley podrzucił piłkę, wyskoczył i uderzył. Bardzo mocno uderzył! Zepsuj, proszę cię, pomyślałam. I chorągiewki sędziów liniowych podniosły się do góry…
- Przestrzelił! Przestrzelił Stanley!- Zerwaliśmy się wszyscy z miejsc. Komentator o mało nie przewrócił stolika, przy którym siedział. Marcin zapomniał o kostce i zaczął krzyczeć, kuśtykając do chłopaków. Z kwadratu reszta naszych zawodników wypłynęła, jak czerwona fala…
- To jest koniec! To jest koniec tego meczu! I znów historia rodzi się na naszych oczach! Polacy… wygrywają Ligę Światową – krzyczał do mikrofonu słabym głosem. A ja skakałam jak małpa. Podbiegłam do Andrei i go mocno przytuliłam- po raz pierwszy w swojej historii! Coś nieprawdopodobnego! Ileż radości w naszym zespole!... Ale przecież… oni najbardziej zasłużyli na to ze wszystkich!... O tym wszyscy mówili, którzy znają się i nie znają się na siatkówce!... Gramy fantastyczną grę… - dosłownie słyszałam wszystko co krzyczał.
- Dziękujemy!- jeszcze raz przytuliłam Andreę i Gardiniego.
Na trybunach było jedno wielkie szaleństwo! A co dopiero przed telewizorami, o matko! Moje serce biło tak szybko…
- Anka!
Krzysiek skakał zadowolony. Wziął mnie w ramiona i dał porządnego całusa w policzek. Śmialiśmy się, po prostu cieszyliśmy! Kamery od razu stanęły przy nas. Oderwaliśmy się od siebie. A Igła wtedy wykrzyczał:
- To dla mojej żony i dzieci!- i przekazał całusa.
A mnie od razu ktoś chwycił od tyłu i podniósł, całując w szyję.
- Zbyszku, tak się cieszę!- krzyknęłam ze śmeichem.
- Kochanie, to dla ciebie! Obiecałem ci! A ja słowa dotrzymuję!- obrócił mnie w swoja stronę, pocałował. Oczywiście dziennikarze nie zmarnowali takiej szansy na newsa. I zaraz byli obok nas. Ale ja miałam to gdzieś.
Potem postawił mnie na podłogę i zaczął gratulować sobie z innymi siatkarzami. Mnie złapał Dzik.
- Michał!
Uściskaliśmy się. Widziałam, że Krzysiek cieszył się z Anastasim.
- Ania!
Kuba! I tak ze wszystkimi. Potem stanęliśmy przed naszą publicznością, chwyciliśmy się za ręce i im dziękowaliśmy. Kłanialiśmy się i dziękowaliśmy, że byli z nami.
- Jesteśmy najlepsi!- krzyczał Kubiak.
I w takich nastrojach, ciesząc się jak szaleńcy, udaliśmy się do szatni. Tam czekał na nas już szampan. Chłopcy tańczyli i skakali nawet po ławkach. Nagle zaczęli się śmiać.
- Dajesz Balotelli !- wrzasnął Ignaczak już z kamerą w ręce. Oczywiście włączoną!
- Anulcia!- wyszczerzył się jak głupi, Jarosz. Przytulił i poszedł napić się szampana z butelki.
Ale nagle jakiś gwar obok Kurka się zrobił, więc podeszłam, a raczej przepchnęłam się do środka.
- O co chodzi?- spytałam śmiejącego się Zbyszka.
- Zakład! Jeżeli Kuraś ściągnie koszulkę po koronacji, przed publicznością, stawiamy mu whiskey. Każdy mu stawia jedną! A jak nie, to na odwrót- zachichotał.
I wyszliśmy z szatni na korytarz, który prowadzi nas na wielką halę. Tam Piotrek dedykował swój, jakże uroczy taniec swojej ukochanej. Zibi szedł przy mnie i trzymał mnie za rękę. Ciągle nie mogliśmy uwierzyć! W końcu jednak musiał mnie opuścić by dołączyć do kolegów. A ja stanęłam z boku z dr Sową i Bieleckim. No i dołączył się też Oskar.
- Jaka radość- stwierdził ten ostatni.
- A ty się nie cieszysz?!- oburzyłam się.- Taki sukces!
- Na wagę złota!- dodał dr .
- Zapisujemy się do historii…- Olo był w melancholii, ale nie zamierzałam go z niej wyciągać.
Nareszcie mogliśmy wyjśc z ukrycia. Idąc tam, gdzie mieliśmy, nasi kibice byli wszędzie. Głośno wołali:
- Dziękujemy! – a potem:- Polska! Polska!
Tyle radości! Tak wiele to znaczy dla nich, dla tych mężczyzn. Dla kibiców. Patrzyłam na nich z dumą. Anastasi miał swoja malutki aparat.
- Ania, photo?- zapytał z szerokim uśmiechem.
- Yes! Oczywiście!- tą drugą cześć powiedziałam po Polsku. Oczywiście zrozumiał!
Stanęłam przy nim i śmiejąc się, zrobiliśmy kilka fotek.  I nagle rozbrzmiały słowa:
- Ladys and Gentelmens!
Przyznawali indywidualne nagrody. Czekałam z niecierpliwością. Wiedziałam, że nasi siatkarze będą wyróżnieni.
- Najlepszym atakującym rozgrywek Ligi Światowej 2012 jest… Zbigniew Bartman!- wykrzyczał człowiek, który za to był odpowiedzialny.
Moje serce znów zaczęło mocno bić. I to jak mocno!
- Brawo, Zbyszku!- krzyczałam na całe gardło, skakałam i klaskałam chyba najgłośniej.
Widziałam, jak ludzie byli zadowoleni. Andrea uśmiechnął się pod nosem.
- Dobrze go wyszkoliłeś- powiedziałam po Polsku.
- To mój osobisty sukces- wyznał.
Zgodziłam się. Zbyszek zasłużył. Był najlepszy. Jest najlepszy. I będzie najlepszy. Siatkarze gratulowali mu, a on między nich spojrzał na mnie i szeroko uśmiechnął. Poruszył wargami. Wiedziałam, co powiedział: Kocham Cię. A ja wyszeptałam to samo. Wyszedł na środek i odebrał nagrodę plus czek. Wrócił do kolegów, przybił z nimi piątkę a potem ustawił na podium.
Potem przyszedł czas na najlepszego blokującego.
- Marcin… Możdżoneek!
I to samo! Pogratulowali mu, przybili piątkę. Tylko, że Możdżon zrobił to wszystko kuśtykając na nogę. Już dwóch polaków wyróżnionych! I jestem pewna, że będzie ich więcej! Stanley został najlepszym zagrywającym, serwującym. Tak, byłam mu przede wszystkim wdzięczna za tą ostatnią zagrywkę…
Najlepszy punktujący: Teodor Aleksijew, najlepszy rozgrywający: Georgi Bratojew z czym się nie zgadzam. Bo tą nagrodę powinien dostać Ziomek… Najlepszy przyjmujący: znów Aleksijew z czym tez się nie zgadzam. Bo najlepiej przyjmował Michał Winiarski. Ale nad tym ja niestety nie panowałam.
I jedna. Jedna, jedyna nagroda.
- Najlepszy Libero… Krzysztoof Ignaczaaak!
Znów się rozszaleliśmy. A Igła… szok. On był w szoku. Nie spodziewał się, że on zostanie wyróżniony. Tylko ja nie rozumiem, dlaczego?! Igła ewidentnie jest najlepszy! Może miał nadzieję, że dostanie tą nagrodę. Ale nie wierzył w to. Ja mu dam! Zostawił kamerę i wybiegł. Dziękował wszystkim. Był taki szczęśliwy… jak wszyscy z resztą!
Gdy stawał na podium, pokazał na Libero Amerykanów, że to on jest najlepszy. To takie miłe!
Zaczęliśmy szaleć: MVP!
- Najlepszym zawodnikiem rozgrywek zostaje Bartosz Kureek!
- Aaaaaaaaaa!- wydarłam się.- Taaak!

Zbyszek.
Kiedy wymówili moje nazwisko byłem w szoku. Miałem nadzieję, że mnie zauważą. Ale nie wiedziałem, że od razu będzie nagroda! Stanąłem na podium i słyszałem z tyłu, jak chłopaki krzyczeli:
- Będą zegarki!!
Śmiałem się w duchu. Spojrzałem na Anię. Cieszyła się. Tak. To dla niej zrobiłem. Chcę, żeby wiedziała. Gdy kolejni nasi koledzy z drużyny zostali wyróżnieni, słyszałem głos Łukasza:
- Będą baaaardzo dobre zegarki…
Przedostatni wystartował Igła. Z tą swoja kamerą i darciem ryja. Ale trzeba przyznać, że zasłużył. Harował jak wół. Nikt nie może się z nim równać. MVP Bartek! Krzyknąłem do niego:
- Balotelli!
Pokręcił przecząco głową.
- Bo przegrasz!- podkusił go Igła.
- Co przegram? Ja nie mogę już przegrać!- i zaśmiał się szyderczo.
W końcu zrobili nam fotki i mogliśmy zejść. Dołączylismy do kolegów.
- Ty Ziomek i tak jestes najlepszym rozgrywającym…- stwierdził Krzysiu.
- Dzięki, jak ty we mnie wierzysz!
- Dla mnie wygrałeś.
- Pocieszające…
Kubańczycy i Amerykanie stanęli na podium. Teraz nasza kolej. Zrobiliśmy fikołka do przodu. Kiedy widziałem ich, nas tak uśmiechniętych… pomyślałem o ojcu. Ciekawe, czy teraz się uśmiecha. Czy jest dumny?
I wskoczyliśmy na podium. Na najwyższe podium! Zaczęli wręczać nam medale. Prawdziwe, złote. Takie, na które ciężko pracowaliśmy. Gdy przyszła kolej na mnie, zacząłem się denerwować. Uwierzyłby mi ktoś? To są takie przeżycia! Powiesili mi medal na szyi i pogratulowali. Poszli, a ja podniosłem go do góry i pokazałem mojej Ani. Widziałem w jej oczach dumę. Przynajmniej u niej…



---------------------------------------------------------------------

Cześć ;*
I jest kolejny. Przepraszam, ze zanudziłam... :c
Przepraszam za błędy, ale na szybko dodaję a dopiero go skończyłam.

Teraz jest mecz Resovii! #GoSovia !

Takie tam wspomnienia z Ligi Światowej... odświeżyłam Wam pamięć :D
Miłego czytania życzę i dziękuję za wyświetlenia! <3