niedziela, 26 stycznia 2014

LXIV



W autokarze było bardzo głośno. Wszyscy śmiali się i śpiewali. Usiadłam na swoim miejscu obok Igły.
- Jesteśmy w finale Ligi Światowej- próbował przekrzyczeć hałas.- Jutro wielki finał. Chyba nikt w to jeszcze tak do końca nie może uwierzyć- mrugnął do kamery i ją wyłączył.
Podróż do hotelu nie trwała długo. Wszyscy od razu poszli do pokoi. Walnęłam się na łóżko i zamknęłam oczy.
- Śpisz?- szepnął mi do ucha Zibi.
- Nie..                              
Natychmiast położył się obok mnie. Poczułam, że jest bez koszulki. Mimowolnie moja ręka powędrowała na jego tors. Obróciłam się do niego na bok i wtuliłam w ramię. Usłyszałam szum wody. Krzysiu najprawdopodobniej brał prysznic tutaj, bo podobnież Ziomek wylał mu całą ciepłą wodę. A Kubiak najprawdopodobniej gadał przez telefon z dziewczyną.
- Zmęczony?- Spytałam cicho.
- Nie za bardzo- uśmiechnął się.- Ale spać mi się już chce…
Westchnęłam z przyjemności, gdy jego ręka masowała mi plecy. Leżeliśmy tak w ciszy, wtuleni w siebie. Rysowałam kształty na jego przedramieniu, gdzie był tatuaż.
- Siatkówka jest twoim życiem.- To raczej było stwierdzenie niż pytanie.
- Ty jesteś moim życiem, światem i inspiracją.
- Siatkówka też, przecież wiem.
- Tak. Kiedyś to ona była na pierwszym miejscu. Teraz jesteś ty.
Pocałował mnie namiętnie. Jego dłoń zsuwała się z talii po moje udo.  Zaśmiałam się w duchu na jego cel.
O, nie panie Bartman. Tak się bawić nie będziemy!
Chwyciłam jego rękę i stanowczo odsunęłam od siebie. Zaskoczony zmarszczył brwi.
- No, daj spokój!- Oparł się na łokciu i patrzył jak siadam na łóżku.
Mówił jak dziecko pragnące pogłaskać kotka, który przed nim ucieka.
- Nie.
Uśmiechnęłam się szeroko. Zrezygnowany opadł na poduszkę i wydął wargi.
- Ale…- nachyliłam się nad nim i szeptałam do ucha.- Mogę zrobić ci masaż. W końcu jestem też trochę fizjoterapeutą…
Ucieszony, natychmiast zamienił się w słuch i czekał na moje rozkazy.
- Połóż się na brzuchu.
Zrobił jak kazałam. Klęknęłam u jego boku i rozpoczęłam masaż. Jednak strasznie nie wygodnie było mi tak wykonywać pełne ruchy ręką. Poddałam się i usiadłam mu na nogach w rozkroku. Teraz praca szła mi dużo lepiej.
- O! Widzę, że chyba będę przeszkadzał- zachichotał Igła, wychodzący z łazienki.
- Masaż mi robi. Boże… jak dobrze… Dużo lepiej niż Olo.
- Ja się nie dziwię. Porównać jej delikatne rączki z tymi wielkimi łapami…- skrzywił się.- Nie obrażę się, jakbyś też mi taki zrobiła- poruszył znacząco brwiami.
- O, nie! Co to, to nie!- Uniósł się Zbyszek. Dosłownie! Prawie spadłam na podłogę.
- Ale czemu nie?! Mnie tez plecy bolą! Mógłbyś się podzielić. Ona nie jest tylko twoja…
- Właśnie, że jest. I nikomu jej nie oddam. Nawet w jednej szesnastej.
- Ale to tylko masaż!- zaprotestował Igła.
- No właśnie Zibi- wtrąciłam.- Nie się nie stanie, jak mu pomogę. A poza ym, nie jestem twoja własnościa jak jakaś rzecz...
Spojrzał na mnie z byka a potem na Libero.
- Ach… rozumiem. Jesteś zazdrosny…- zaśmiał się Igła.- No fakt, tez bym był.
- Hamuj się! Masz żonę.
Nagle drzwi się otworzyły i do środka wparował Michał.
- Pomyliłeś pokoje?- spytał Krzyśka.- Wszędzie cie szukam. Telefon do ciebie.
- O, cholera!- Walnął się w czoło siatkarz.- Miałem do Iwony zadzwonić!
W pośpiechu zabrał z łazienki ręcznik i kosmetyki. Wybiegł zamykając za sobą szybko drzwi. Odwróciłam głowę do Bartmana, który wyraźnie był zadowolony, że Igła poszedł.
- A, i dzięki za pomoc- mrugnął Krzysiu, który znów otworzył drzwi.- Czekam na ten masaż!
I tym razem już na serio poszedł.
- Niedoczekanie twoje- syknął Zibi.
- Obiecałeś mu masaż!- Zdezorientowany Kubiak patrzył na nas dziwnie.A raczej na Zbyszka.
- Ubzdurał sobie coś. Nie ważne.- Zibi był naburmuszony.
- Po prostu jest o mnie zazdrosny.
- No tak, to wszystko wyjaśnia!
Zaśmialiśmy się. Dokończyłam masaż Zbyszka i położyłam się obok niego na swoim łóżku. Nie chciał iść do swojego, więc zasnęliśmy na moim. Wtuleni w siebie.

*** 

Zbyszek.
Leżała wtulona we mnie i słodko spała. Nie miałem serca jej budzić, ale za pół godziny śniadanie. Zacząłem głaskać jej ramię. Poruszyła się nieznacznie i jeszcze mocniej mnie przytuliła.
Tak bardzo ją kocham… jest dla mnie wszystkim. Cały czas mam w pamięci tamten dzień, gdy ledwo zdążyłem jej z pomocą. Nie potrafię o tym zapomnieć. Wtedy zobaczyłem ja taką bezbronną… Musze ją chronić. Nie pozwolę, żeby stała jej się jakaś krzywda.
- Dzień dobry kochanie…- zamruczałem do jej ucha, żeby ja obudzić.
Otworzyła lekko oczy i się uśmiechnęła.
- Dzień dobry… - wymamrotała i ziewnęła.
- Jak się spało?
- Strasznie mało miejsca…- skrzywiła się udając niezadowolenie.
Ale zaraz potem się zaśmiała i znalazła się nade mną i pocałowała.
- Jak dla mnie…- wymruczała- takie poranki mogą być codziennie!
Zaśmiałem się i pocałowałem w szyję. Nagle drzwi od łazienki się otworzyły i zobaczyłem Kubiaka.
- No, nie! Ja z wami nie mam życia! Od wczoraj macie ochotę na coś niekulturalnego i to zawsze jak jestem w pokoju! Chyba się wyprowadzę stad…
- Dziku, nie dramatyzuj- powiedziała nie patrząc na niego tylko w moje oczy.
- Jeszcze raz was przyłapię, a jak słowo daję się wyprowadzam!
- I gdzie pójdziesz niby?- Spytałem śmiejąc się. Ania chciała zejść, ale wzrokiem i rękami przytrzymałem ją na swoich nogach. Bardzo oryginalna poza tak w ogóle…
- Mogę nawet spać na korytarzu, byle nie z wami… zakochane zwierzęta.
Znów zachichotaliśmy. Moja dziewczyna… a właściwie kobieta! udała się do łazienki. Ja w tym czasie założyłem czyste spodenki i szukałem swojej bluzki z napisem. W końcu ją wygrzebałem z półki. Miałem zamiar włożyć , ale nagle ktoś wyrwał mi ją z ręki.
- Hej!
- Jak dla mnie możesz być bez koszulki…- mruknęła i objęła mnie od tyłu w pasie.
- Czyli, że podobam ci się!- Udawałem, że mnie to nie obchodzi.
Ale ona dobrze wiedziała, że jest inaczej. Z jednej strony nawet mogła kłamać. A to dlatego, że chcieliśmy Michała doprowadzić do szaleństwa… Trochę się poznęcać.
- Inaczej nawet bym na ciebie nie spojrzała.
Cóż, może jednak mówi prawdę?
- Uwaga, bo zaraz rzygnę!- Ostrzegł Misiek.
- Dziku, tylko uważaj na moje łóżko, będzie mi jeszcze potrzebne- pogroziła palcem.
Zaśmiałem się i oderwałem od niej.
- Rozumiem, że ty nie masz odruchów wymiotnych, gdy na mnie patrzysz. Ale inni siatkarze mogliby.
- Chyba tylko dlatego, że ci zazdroszczą. Kubiak też.
Była odwrócona do niego tyłem. Jej mina wskazywała na to, że zaraz wybuchnie śmiechem.
- No, raczej nie. Moje ciało i tak jest lepsze.
- Szkoda, że tu Igły nie ma – zachichotała tak, że tylko ja ją zrozumiałem. – Dobra, ubieraj się w takim razie bo Kubi nam z zazdrości zejdzie.
Jak kazała tak zrobiłem. I po chwili trzymając się za ręce, szliśmy w kierunku stołówki. Usiadłem obok Kuby i Pawła, razem z Anią. Było wolne miejsce obok niej. Przybył zaraz po nas Kubiak. Spojrzał i zmarszczył brwi.
- Możdżon… mógłbyś się przesiąść o jedno miejsce?- zapytał błagalnie.
- A niby dlaczego? Mi się tu dobrze siedzi.
Dziku więcej nie prosił tylko usiadł na swoim miejscu. Znów chciało nam się śmiać, ale powstrzymałem Ankę ściśnięciem dłoni.
- Więcej z nimi w pokoju nigdy w ŻYCIU nie będę!
Podniósł się po śniadaniu i poszedł do  jeszcze naszego pokoju. Ale jutro już będzie miał spokój. Oczywiście o ile dziś wygramy… Musimy wygrać.

Kolejne godziny mijały bardzo szybko. 

*** 

Anka.
Godzina 20.55. Sofia. Hala Arena Armeec. Nasi siatkarze wychodzą na środek parkietu aby odśpiewać hymn. Ja z całym sztabem stoję przy linii pomarańczowego pola i czekamy na sygnał. Gdy rozbrzmiały pierwsze słowa, był jeden wielki bałagan. Ale gdy wszyscy Polscy kibice złapali rytm, wydawało się, że jest nas więcej niż przyjechało. A nawet zacznie więcej od Amerykańskich kibiców.
- Jeszcze Polska nie zginęła kiedy my żyjemy…- zaczęliśmy śpiewać.
Rozejrzałam się dookoła. Na ten finał wielu ludzi przyjechało. Trzymali w górze szaliki biało czerwone z orzełkiem… Ogólnie było biało-czerwono.
-… marsz, marsz Dąbrowski …- słowa wypływały z naszych ust jak piękna melodia.
W moich oczach pojawiły się łzy, a potem przeszedł mnie dreszcz, a potem drugi… Spojrzałam na moich przyjaciół. Wszyscy czuli to, co ja. To była ważna chwila. Na twarzach siatkarzy widziała determinację, ale gdy śpiewali Mazurka Dąbrowskiego… stali się małymi chłopcami z wielkimi sercami.
- .. za twoim przewodem, złączym się z narodem!
To było piękne. Uśmiechnęłam się. Potem wysłuchaliśmy hymnu USA i po przywitaniu się pod siatka, chłopaki podeszli.
- Pięknie, dacie radę…- uśmiechnęłam się do nich.
- My nie damy? My zawsze dajemy!- wykrzyczał Bartek.- A tak poważnie, to módl się za nas.
Zachichotałam. Igła rozmawiał jeszcze o czymś z trenerem. Kiedy skończyli, zrobiliśmy kółeczko i Krzysiek krzyknął:
- Dawać, kurwa! Wygramy to!- położył rękę do środka. Potem każdy zrobił to samo.- Jeden za wszystkich!
- Wszyscy za jednego!- wrzasnęliśmy.
I już skoncentrowani rozeszliśmy się w swoje strony. Usiadłam na ławce sztabu szkoleniowego i patrzyłam na to, co się dzieje z wielkim niepokojem. Wyszła nasza szóstka. Siódemka.
- Łukasz Żygadło!- wyliczał ktoś.- Piotr Nowakowski! Grzegorz Kosok! Marcin Możdżonek! Zbigniew Bartman! Michał Winiarski! And Krzysztof Ignaczak!
Polska publiczność szalała. Potem Amerykanie. Kiedy ustawiliśmy się na odpowiednich pozycjach, usłyszeliśmy gwizdek arbitra. Rozpoczęliśmy mecz o zwycięstwo w finale Ligi Światowej 2012!

W pierwszym secie pokonaliśmy przeciwnika bardzo łatwo. Z początku szliśmy punk za punkt. Ale tak było tylko do pierwszej przerwy technicznej przy naszym prowadzeniu. Później po prostu zagraliśmy swoją siatkówkę, którą tak często ostatnio oglądaliśmy. Zmiotliśmy Amerykanów z boiska. Wygraliśmy do 25:17.
Jeden krok do wielkiego zwycięstwa.
W drugim secie zaszły u nas zmiany. Tragiczne zmiany! Marcin po bloku na środkowym z USA, źle stanął. Upadł od razu na boisko i nie mógł wstać. Nasz sztab szybko zajął się nim. Jako pierwsza się tam znalazłam.
- Co się stało?- spytałam przerażona.
- Źle stanąłem… kostka mnie boli- skrzywił się.
Od razu nasi medycy ściągnęli go. A raczej Igła i Winiar pomogli naszemu Drzewu usiąść na stołku. I wrócili do gry. Anastasi szybko kiwnął na Kosoka, który wszedł za Możdżona. I wspaniale go zastąpił! Bo przegrywaliśmy już trzema punktami. Wspaniały zasięg Pita i idealne bloki Kosy wymiatały. Ja i reszta sztabu medycznego zajęła się nogą naszego bohatera. Szliśmy z USA punkt za punkt zaraz po drugiej przerwie technicznej. Bartek wszedł na zagrywkę przy stanie 19:18 dla rywali. Był bardzo skupiony. Oddychał głęboko i wpatrywał się w piłkę. Potem z wielkim wdziękiem uniósł rękę na wysokość głowy. Wypuścił powietrze, oblizał usta i wyrzucił Mikasę do góry. Zrobił dwa kroki, a za trzecim wybił się w powietrze i uderzył w piłkę. Zagrywka była tak mocna, że taśma, o która piłka się otarła, nie pomogła nawet odrobinę przyjmującemu Andersonowi. To była prawdziwa bomba! Az wstałam z miejsca, gdy zobaczyłam Mattew’a przewracającego się na plecy. Spojrzelismy przestraszeni w jego stronę. Libero Lambourne podbiegł do niego. Zerknęłam na Kurka. Jego mina, jego mina mówiła wszystko. Ale zaraz Anderson wstał i był gotowy do dalszego grania. Tak, z tego wszystkiego zapomniałam wspomnieć, że przyjmujący USA nie utrzymał piłki i poleciała gdzieś w trybuny. A więc wyrównaliśmy! Potem kolejna zagrywka Kurka a w tle słychać było:
- Bartek, Kurek, Bartek!- wołali kibice.
Kolejny punkt. Ale potem zepsuł zagrywkę. I tak prowadziliśmy jednym punktem aż do 25:24 dla nas. Wtedy mój kochany Zbyszek zaatakował po najbardziej ścisłym skosie jaki widziałam. Dzięki jego sprytowi wygraliśmy tą partię.
W trzecim secie nas siatkarze grali jak w transie. Wiedzieli, że są bardzo blisko. Że wystarczy wyciągnąć rękę… Już na pierwszej przerwie technicznej prowadziliśmy dwoma punktami. Ale to wszystko dzięki zagrywkom Kurka, Bartmana i Winiarskiego. Oni odrzucili rywali od siatki. A wtedy nawet tak doświadczony atakujący Stanley, nie miał żadnych z naszym wysokim i szczelnym blokiem, który nazwałam: „Cichy&Kosa&Ziomuś”. Bo w takim zestawieniu graliśmy już od drugiej połowy. Marcin emocjonował się na ławce z kostką obłożoną w lodzie. Pajp Winiara, czy Kurka z Ziomkiem super funkcjonował. A Zibi … mój kochany Zbyszek… po każdym udanym ataku ( bo prawie każdy był udany! ) patrzył na mnie z szerokim uśmiechem. Tak, z każda taka piłką ten uśmiech się poszerzał. Bo z każdą taka piłką on dopełniał formalności co do obietnicy. „Wygram to dla Ciebie!”- powiedział przed wyjściem na boisko i namiętnie mnie pocałował. Już nie zwracaliśmy uwagi na tych wszystkich dziennikarzy.
A Igła… Krzysiek to szalał po tym boisku, jak nigdy! Co za człowiek! Tyle energii! Tyle obron w jego wykonaniu! I po każdym punkcie biegał po boisku jak szalony, krzycząc i ciesząc się. Pokazywał na Polskich kibiców aby głośniej śpiewali. Żeby głośniej dopingowali!
Dziś każdy grał fantastycznie. Każdy dołożył od siebie małą cegiełkę, z których wybudowaliśmy mur. Mur, który nasi przeciwnicy nie sa w stanie rozbić. I Amerykanie o tym bardzo dobrze wiedzieli. Byliśmy niepokonani!
- I jeszcze jeden meczbol dla naszej reprezentacji przy zagrywce Claytona Stanleya, wciąż groźnego…- ekscytował się Swędrowski za moimi plecami.
Stanley podrzucił piłkę, wyskoczył i uderzył. Bardzo mocno uderzył! Zepsuj, proszę cię, pomyślałam. I chorągiewki sędziów liniowych podniosły się do góry…
- Przestrzelił! Przestrzelił Stanley!- Zerwaliśmy się wszyscy z miejsc. Komentator o mało nie przewrócił stolika, przy którym siedział. Marcin zapomniał o kostce i zaczął krzyczeć, kuśtykając do chłopaków. Z kwadratu reszta naszych zawodników wypłynęła, jak czerwona fala…
- To jest koniec! To jest koniec tego meczu! I znów historia rodzi się na naszych oczach! Polacy… wygrywają Ligę Światową – krzyczał do mikrofonu słabym głosem. A ja skakałam jak małpa. Podbiegłam do Andrei i go mocno przytuliłam- po raz pierwszy w swojej historii! Coś nieprawdopodobnego! Ileż radości w naszym zespole!... Ale przecież… oni najbardziej zasłużyli na to ze wszystkich!... O tym wszyscy mówili, którzy znają się i nie znają się na siatkówce!... Gramy fantastyczną grę… - dosłownie słyszałam wszystko co krzyczał.
- Dziękujemy!- jeszcze raz przytuliłam Andreę i Gardiniego.
Na trybunach było jedno wielkie szaleństwo! A co dopiero przed telewizorami, o matko! Moje serce biło tak szybko…
- Anka!
Krzysiek skakał zadowolony. Wziął mnie w ramiona i dał porządnego całusa w policzek. Śmialiśmy się, po prostu cieszyliśmy! Kamery od razu stanęły przy nas. Oderwaliśmy się od siebie. A Igła wtedy wykrzyczał:
- To dla mojej żony i dzieci!- i przekazał całusa.
A mnie od razu ktoś chwycił od tyłu i podniósł, całując w szyję.
- Zbyszku, tak się cieszę!- krzyknęłam ze śmeichem.
- Kochanie, to dla ciebie! Obiecałem ci! A ja słowa dotrzymuję!- obrócił mnie w swoja stronę, pocałował. Oczywiście dziennikarze nie zmarnowali takiej szansy na newsa. I zaraz byli obok nas. Ale ja miałam to gdzieś.
Potem postawił mnie na podłogę i zaczął gratulować sobie z innymi siatkarzami. Mnie złapał Dzik.
- Michał!
Uściskaliśmy się. Widziałam, że Krzysiek cieszył się z Anastasim.
- Ania!
Kuba! I tak ze wszystkimi. Potem stanęliśmy przed naszą publicznością, chwyciliśmy się za ręce i im dziękowaliśmy. Kłanialiśmy się i dziękowaliśmy, że byli z nami.
- Jesteśmy najlepsi!- krzyczał Kubiak.
I w takich nastrojach, ciesząc się jak szaleńcy, udaliśmy się do szatni. Tam czekał na nas już szampan. Chłopcy tańczyli i skakali nawet po ławkach. Nagle zaczęli się śmiać.
- Dajesz Balotelli !- wrzasnął Ignaczak już z kamerą w ręce. Oczywiście włączoną!
- Anulcia!- wyszczerzył się jak głupi, Jarosz. Przytulił i poszedł napić się szampana z butelki.
Ale nagle jakiś gwar obok Kurka się zrobił, więc podeszłam, a raczej przepchnęłam się do środka.
- O co chodzi?- spytałam śmiejącego się Zbyszka.
- Zakład! Jeżeli Kuraś ściągnie koszulkę po koronacji, przed publicznością, stawiamy mu whiskey. Każdy mu stawia jedną! A jak nie, to na odwrót- zachichotał.
I wyszliśmy z szatni na korytarz, który prowadzi nas na wielką halę. Tam Piotrek dedykował swój, jakże uroczy taniec swojej ukochanej. Zibi szedł przy mnie i trzymał mnie za rękę. Ciągle nie mogliśmy uwierzyć! W końcu jednak musiał mnie opuścić by dołączyć do kolegów. A ja stanęłam z boku z dr Sową i Bieleckim. No i dołączył się też Oskar.
- Jaka radość- stwierdził ten ostatni.
- A ty się nie cieszysz?!- oburzyłam się.- Taki sukces!
- Na wagę złota!- dodał dr .
- Zapisujemy się do historii…- Olo był w melancholii, ale nie zamierzałam go z niej wyciągać.
Nareszcie mogliśmy wyjśc z ukrycia. Idąc tam, gdzie mieliśmy, nasi kibice byli wszędzie. Głośno wołali:
- Dziękujemy! – a potem:- Polska! Polska!
Tyle radości! Tak wiele to znaczy dla nich, dla tych mężczyzn. Dla kibiców. Patrzyłam na nich z dumą. Anastasi miał swoja malutki aparat.
- Ania, photo?- zapytał z szerokim uśmiechem.
- Yes! Oczywiście!- tą drugą cześć powiedziałam po Polsku. Oczywiście zrozumiał!
Stanęłam przy nim i śmiejąc się, zrobiliśmy kilka fotek.  I nagle rozbrzmiały słowa:
- Ladys and Gentelmens!
Przyznawali indywidualne nagrody. Czekałam z niecierpliwością. Wiedziałam, że nasi siatkarze będą wyróżnieni.
- Najlepszym atakującym rozgrywek Ligi Światowej 2012 jest… Zbigniew Bartman!- wykrzyczał człowiek, który za to był odpowiedzialny.
Moje serce znów zaczęło mocno bić. I to jak mocno!
- Brawo, Zbyszku!- krzyczałam na całe gardło, skakałam i klaskałam chyba najgłośniej.
Widziałam, jak ludzie byli zadowoleni. Andrea uśmiechnął się pod nosem.
- Dobrze go wyszkoliłeś- powiedziałam po Polsku.
- To mój osobisty sukces- wyznał.
Zgodziłam się. Zbyszek zasłużył. Był najlepszy. Jest najlepszy. I będzie najlepszy. Siatkarze gratulowali mu, a on między nich spojrzał na mnie i szeroko uśmiechnął. Poruszył wargami. Wiedziałam, co powiedział: Kocham Cię. A ja wyszeptałam to samo. Wyszedł na środek i odebrał nagrodę plus czek. Wrócił do kolegów, przybił z nimi piątkę a potem ustawił na podium.
Potem przyszedł czas na najlepszego blokującego.
- Marcin… Możdżoneek!
I to samo! Pogratulowali mu, przybili piątkę. Tylko, że Możdżon zrobił to wszystko kuśtykając na nogę. Już dwóch polaków wyróżnionych! I jestem pewna, że będzie ich więcej! Stanley został najlepszym zagrywającym, serwującym. Tak, byłam mu przede wszystkim wdzięczna za tą ostatnią zagrywkę…
Najlepszy punktujący: Teodor Aleksijew, najlepszy rozgrywający: Georgi Bratojew z czym się nie zgadzam. Bo tą nagrodę powinien dostać Ziomek… Najlepszy przyjmujący: znów Aleksijew z czym tez się nie zgadzam. Bo najlepiej przyjmował Michał Winiarski. Ale nad tym ja niestety nie panowałam.
I jedna. Jedna, jedyna nagroda.
- Najlepszy Libero… Krzysztoof Ignaczaaak!
Znów się rozszaleliśmy. A Igła… szok. On był w szoku. Nie spodziewał się, że on zostanie wyróżniony. Tylko ja nie rozumiem, dlaczego?! Igła ewidentnie jest najlepszy! Może miał nadzieję, że dostanie tą nagrodę. Ale nie wierzył w to. Ja mu dam! Zostawił kamerę i wybiegł. Dziękował wszystkim. Był taki szczęśliwy… jak wszyscy z resztą!
Gdy stawał na podium, pokazał na Libero Amerykanów, że to on jest najlepszy. To takie miłe!
Zaczęliśmy szaleć: MVP!
- Najlepszym zawodnikiem rozgrywek zostaje Bartosz Kureek!
- Aaaaaaaaaa!- wydarłam się.- Taaak!

Zbyszek.
Kiedy wymówili moje nazwisko byłem w szoku. Miałem nadzieję, że mnie zauważą. Ale nie wiedziałem, że od razu będzie nagroda! Stanąłem na podium i słyszałem z tyłu, jak chłopaki krzyczeli:
- Będą zegarki!!
Śmiałem się w duchu. Spojrzałem na Anię. Cieszyła się. Tak. To dla niej zrobiłem. Chcę, żeby wiedziała. Gdy kolejni nasi koledzy z drużyny zostali wyróżnieni, słyszałem głos Łukasza:
- Będą baaaardzo dobre zegarki…
Przedostatni wystartował Igła. Z tą swoja kamerą i darciem ryja. Ale trzeba przyznać, że zasłużył. Harował jak wół. Nikt nie może się z nim równać. MVP Bartek! Krzyknąłem do niego:
- Balotelli!
Pokręcił przecząco głową.
- Bo przegrasz!- podkusił go Igła.
- Co przegram? Ja nie mogę już przegrać!- i zaśmiał się szyderczo.
W końcu zrobili nam fotki i mogliśmy zejść. Dołączylismy do kolegów.
- Ty Ziomek i tak jestes najlepszym rozgrywającym…- stwierdził Krzysiu.
- Dzięki, jak ty we mnie wierzysz!
- Dla mnie wygrałeś.
- Pocieszające…
Kubańczycy i Amerykanie stanęli na podium. Teraz nasza kolej. Zrobiliśmy fikołka do przodu. Kiedy widziałem ich, nas tak uśmiechniętych… pomyślałem o ojcu. Ciekawe, czy teraz się uśmiecha. Czy jest dumny?
I wskoczyliśmy na podium. Na najwyższe podium! Zaczęli wręczać nam medale. Prawdziwe, złote. Takie, na które ciężko pracowaliśmy. Gdy przyszła kolej na mnie, zacząłem się denerwować. Uwierzyłby mi ktoś? To są takie przeżycia! Powiesili mi medal na szyi i pogratulowali. Poszli, a ja podniosłem go do góry i pokazałem mojej Ani. Widziałem w jej oczach dumę. Przynajmniej u niej…



---------------------------------------------------------------------

Cześć ;*
I jest kolejny. Przepraszam, ze zanudziłam... :c
Przepraszam za błędy, ale na szybko dodaję a dopiero go skończyłam.

Teraz jest mecz Resovii! #GoSovia !

Takie tam wspomnienia z Ligi Światowej... odświeżyłam Wam pamięć :D
Miłego czytania życzę i dziękuję za wyświetlenia! <3
 

8 komentarzy:

  1. Że co proszę?! Zanudziłaś?! ;ooo To było FANTASTYCZNE! <3 Ty nawet nie wiesz z jakimi emocjami czytałam ten rozdział! *-* To tak jakby to wszystko jeszcze raz przeżyć ;D Ochłonąć nie mogę xd Świetnie przedstawiłaś te emocje towarzyszące im w tym momencie :) Boskie! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, fragmenty gry mogą mijać sie z prawdą, ale nie miałam czasu dokładnie pisać co i jak xD
      Cieszę się, że jednak sie podoba :) ;*

      Usuń
  2. Zbyszek jaki zazdrosny no, no, no. :)* Ty nigdy nie zanudzasz rozdział CUDOWNY. Tylko dlaczego Kuraś nie zdjął tej koszulki, no? :)* A Igła ma rację Ziomuś jest najlepszy :)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ściągnął bo ten moment zostawiłam na kolejny rozdział :D tak żeby trochę ciekawie w kolejny było ;D
      Dziękuję ;*

      Usuń
  3. No to już nie mogę się go doczekać :)* kiedy będzie?? :)*

    OdpowiedzUsuń
  4. No to niecierpliwie czekam na informację, że już jest :)**

    OdpowiedzUsuń