piątek, 26 września 2014

CII



Rano wstaliśmy kilka minut po dziewiątej. Na szybko spakowałam uszykowany wczoraj wieczorem strój kąpielowy i ubrania na zmianę do torby Gabrysi. Jedzie nas więcej osób niż wcześniej planowaliśmy. Igła, Kosok, Gabrysia, Pit, Dziku (który postanowił do nas dołączyć), Adam, Zibi, Marta, Iwona i ja. Więc jedziemy na trzy samochody. Ledwo, ledwo. Wszystkie namioty są w bagażniku Ignaczaków, torby u Zbyszka. Kilka minut przed dziesiątą wyjechaliśmy z centrum kierując się na obrzeża Rzeszowa.
- Bartman, zmień muzykę- bąknęła moja przyjaciółka, która siedziała z tyłu razem z Grzesiem i Adamem.
- Coś ci nie pasuje? Bo wiesz, zawsze mogę stanąć i cię zostawić na środku drogi.
- To może poszukam jakiejś fajnej płyty- uspokoiłam ich gestem.
Zajrzałam do schowka. Prawie wszystkie z niego wyleciały.
- Kolekcjonujesz?- zdumiałam się.
- Prawie ich nie używam.
Zaczęłam po kolei wyjmować płyty i czytać utwory na głos. Gabrysia tylko marudziła, bo większość to rap. Zwłaszcza zagraniczny, którego nie lubi. Kręciła tylko z niesmakiem głową. W końcu po dziesięciu minutach kazała włączyć radio.
- Kobiety zmienne są- bąknął Adam.
- A faceci to nie?!- zareagowałam.- Ci to dopiero! „Nie, tego nie zjem. Wolałem tamto”, „To jest nie dobre, daj sól. A nie, jednak pieprz”.
- Okej, okej…- podniósł w geście kapitulacji ręce.
- Kto wziął piłkę do siatki?- przerwał nasza wymianę zdań Grzesiu.
Zamarliśmy. Zapomnieliśmy o najważniejszej rzeczy! Popatrzyliśmy wszyscy po sobie. Tylko Homi nie był zbytnio przejęty. Wręcz odrażająco obojętny!
- Igła wziął- powiedział bez przekonania Zbyszek.
- Na pewno wziął…- próbowałam się pocieszyć.
- Jak nie, to kupimy- wzruszył ramionami Adam z miną zwaną: „obojętną”.
Oby. Chociaż… dziwne by było, jakby nie zabrał. Igła ich kilka ma w domu, przechowuje. Jedną z meczu reprezentacji zwinął. Nikt o tym nie wiedział tylko ja. Zwierzył mi się, że tamten mecz był dla niego bardzo ważny. A poza tym uczy Sebastiana odbijać palcami i dołem. Chwalił się, że z niego dobry nauczyciel i niedługo przejdą na obroną. Ciekawe, jak to widzi Seba? Raz stwierdził, że lubi siatkówkę, ale woli piłkę nożną. Ha, zobaczymy za parę lat! Kiedyś może zastąpi swojego ojca? Nie dziwie się Krzyśkowi, że mu na tym zależy. Że mu zależy na tym, żeby jego syn pokochał ten piękny sport. Mnie też by zależało.

Godzinę później byliśmy na miejscu. Okazało się, że w tym miejscu, gdzie my mieliśmy rozłożyć swój mały obóz, nikt nie biwakował. Więc mieliśmy przestrzeń tylko dla siebie. Zapoznaliśmy Kosę z Martą. Widziałam w jej oczach zainteresowanie. Widać było, że jej uroda zrobiła dobre wrażenie na nim. Od razu zaczęli rozmawiać jak starzy, dobrzy przyjaciele. A Gabi zajęła się Adamem. Czyżby już rozmawiała z Grzesiem na ten temat?
- Anka, żyjesz?- machał mi przed nosem Igła.
- Zabieraj tę tłustą łapę!- syknęłam.
- Sama masz tłustą łapę- pokazał mi język.- Pytałem, z kim masz namiot.
- To chyba oczywiste- wtrącił mój narzeczony, przygarniając mnie jednym ruchem do siebie.
- A ja?- usłyszeliśmy załamany głos Dzika.
- A ty…- zaczęłam.
- Poszukaj sobie drzewa żołędziowego- dokończył Krzysiek.
Zaśmialiśmy się. Ustawiliśmy namioty. Iwona z Igłą mieli jeden. Ja i Zbyszek drugi. I były dwa małe. Adama i Grzesia. Dziewczyny stwierdziły, że będą spać razem pod jednym. Więc reszta nie miała nic do gadania. Położyłam się na kocu pod namiotem. Zibi dołączył.
- Chodź- szepnął, ciągnąc mnie na zewnątrz.- Wiesz jaka ciepła jest woda?
Zmrużyłam oczy. Szczerze w to wątpiłam.
- Jest ranek. Woda się jeszcze nie nagrzała. Poza tym nie wyspałam się.
- Wyciągnę cie siłą i wrzucę do wody!- ostrzegł.
- Najpierw będziesz mnie musiał wyciągnąć. Nie masz tyle siły.
Zadowolona zamknęłam oczy. Nagle poczułam jak kładzie się obok mnie. Jego oddech musnął moją szyję. Dobrze wiedziałam, co zamierza. Próbował wymusić na mnie czułości a potem wywlec na zewnątrz. Ale nic z tego. Tak łatwo, bez walki się nie poddam!
- Aniu, czy chciałabyś popływać?
- Nie.
Próbowałam być twarda. Położył rękę na moim brzuchu. Boże, żebym tylko nie otworzyła oczu… Odsunął koszulkę i musnął palcami brzegu mojego stanika. Nie wiem dlaczego moje ciało musi tak reagować, ale mimowolnie się uśmiechnęłam. Wiedziałam, ze to zobaczył i wyczuł, że się rozluźniam, chociaż od razu się opanowałam.
- Aniu…
- Brzmisz jak uwodziciel gwałciciel- stwierdziłam sarkastycznie.
- No chodź… obiecuję, że woda będzie ciepła.
- Dobrze, dobrze… - powiedziałam na wpół śpiąc.
Nagle, tak całkiem bez ostrzeżenia poczułam, że się podnoszę. Otworzyłam szeroko oczy. Staliśmy na trawie. Przystawiłam ręką oczy, żeby móc na niego spojrzeć.
- Co…?
Ale zanim zdążyłam zapytać, Zbyszek przewiesił mnie sobie przez ramię i szedł w stronę jeziora.
- Przestań! Przestań idioto!- waliłam go pięściami w plecy. Ale właściwie to ja najbardziej to odczułam. On pewnie nawet tego nie czuł.
Zobaczyłam śmiejących się z nas (ze mnie) przyjaciół. Gabrysia i Marta dosłownie tarzały się po ziemi. Wtedy właśnie Grzesiu i Adam podeszli do nich od tyłu, chwycili i przerzucili przez ramię. Igła z Iwoną biegli za nami śmiejąc się. Dziewczyny zaczęły piszczeć.
- Tylko głęboko z nimi!- zawołał Dziku.
Spojrzałam do tyłu. Zaraz będę mokra. Ostatnim ratunkiem wydawało mi się machanie nogami. Co i tak na niewiele się zdało, bo Zibi chwycił je w ułamku sekundy. Zero nadziei.
Zaraz potem zostałam brutalnie wrzucona do wody. Zimnej wody. W pierwszym momencie zimnej. Usłyszałam pisk swój i dziewczyn obok, które również doznały tej wspaniałej chwili. Wynurzyłam się jak rekin z miną nienawiści, drżąca z zimna i wściekłością w oczach.
- Niezłe wyjście- mrugnął Adam.
Zważywszy na to, że obciekałam wodą, miałam mokre ubranie i włosy, nie brakowało mi siły aby obrócić się w jego stronę i posłać zabijające spojrzenie.
- Nie patrz na mnie! To nie ja cię wrzuciłem- bronił się.
- Ale mnie już tak- wtrąciła również zła Gabi.
- No, trochę…- podrapał się po głowie.
- Trochę?!- wybuchła.
- Uwaga, uwaga! Musimy się ochronić przed atakiem wściekłych kobiet!- zakomunikował Igła.
- To gorsze niż atak grizli- dodał Zbyszek.
- Zwłaszcza, jeżeli jest w tym gronie ona- wskazał na mnie palcem Kubiak.
Przewróciłam oczami. Wściekła zanurzyłam się z powrotem pod wodę nabierając dużo powietrza. Nie wypływałam długo. W końcu usłyszałam przytłumione przerażone głosy Zbyszka i innych. Szukali mnie. A i dobrze wam! Zlitowałam się w końcu i wynurzyłam.
- Boże! Anka!- zawołał z ulgą Zbyszek i dopadł do mnie mocno przytulając do piersi.- Nigdy mi tego nie rób!
- Co to miało być?!- wkurzył się Krzysiek.
- Taka mała nauczka- uśmiechnęłam się.
- Uprzedziłaś mnie- zrobiła bezradną minkę Gabi.
- Taki już los- wzruszyłam ramionami.
Wszystkie się zaśmiałyśmy i przybiłyśmy piątkę. Iwona stała na brzegu i przypatrywała się temu z uśmiechem. W sumie ja też trzeba będzie zabawić. Gabi oddaliła się z Grzesiem na co patrzył Adam. Z widocznym niezadowoleniem. Podeszłam do niego i położyłam rękę na ramieniu.
- Adaś…
- Nie, spoko. To było do przewidzenia.
Niby był pogodzony z sytuacją, ale dobrze go znam i wiem, że jest rozczarowany.
- Homi… myślę… myślę, że ona nie wie co czuje. Albo tłumi to, co czuje do ciebie- w końcu to przyznałam.
Ożywił się i spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
- Czyli uważasz, że ona mnie lubi?
- Osobiście tak. Jako jej przyjaciółka nie powinnam ci tego mówić.
- Czyli jest nadzieja- uśmiechnął się tajemniczo.
- Jako twoja siostra i jako psycholog powiem tak: jeżeli ją naprawdę kochasz, walcz o nią. Ale jeżeli chcesz po prostu ją zdobyć a potem rzucić, odpuść sobie.
Spojrzał na mnie z… szacunkiem?! Dobra, to mam załatwione. Żebym tylko nie żałowała tego, co mu powiedziałam. Gabrysia stwierdziła, że zerwie z Grzesiem. Ale nie mam pojęcia co jej się teraz uroiło w głowie.
- Ania chodź! Mam kanapki!- zawołała Iwona.
- Już idę- odkrzyknęłam biegnąc w jej kierunku.

Gabi
Szłam z Grzesiem trzymającym mnie za rękę. Znaleźliśmy się dość daleko od reszty grupy. Raczej nikt nie będzie podsłuchiwał. Bałam się. Boję się tego, co chciałam mu powiedzieć.
- Gdzie idziemy?- spytał zdezorientowany.
- Chciałam pogadać…
Stanęłam przed nim. Położył mi ręce na biodrach i patrzył głęboko w oczy. Jego czekoladowe są takie piękne… Tak bardzo kocham jego oczy.
- O czym?- spytał uśmiechając się.
Nerwowo założyłam kosmyk włosów za ucho, który chwilę później znów opadł mi na oko. Chciałam go poprawić, ale uprzedził mnie Grześ. Pogłaskał mnie potem po policzku. Boże, nie mogę mu tego zrobić… nie teraz! Po prostu nie miałabym serca.
- Kocham cię- powiedział.- Ale widzę, że coś się dzieje. Zmieniłaś się… Jeżeli, jeżeli cos robię nie tak… powiedz mi, okej?
Kiwnęłam głową. Ale nie powiedziałam, że go kocham. Nie mogłam. Kocham go. Ale nie tak, jak by on chciał. Nie tak, jak on na to zasługuje.
Wracając do przyjaciół zagadnęłam go o Martę.
- Co sądzisz o niej?
- Jest…
Widziałam, że chciał powiedzieć „piękna”. Zamiast tego dodał:
- … miła i wydaje się inteligentna.
Dźgnęłam go palcem w brzuch i zaczęłam uciekać. Natychmiast ruszył za mną. Gonił mnie, dopóki nie znalazłam się za namiotem moim i Marty. Zdyszana otarłam pot z czoła i odwróciłam…
- A!- wrzasnęłam.
Czyjaś ręka zatkała mi usta zanim zdążyłam wykrzyczeć przekleństwa i wołać o pomoc. O pół głowy wyższy ode mnie Adam uśmiechał się szelmowsko.
- Co ty robisz do cholery?!- syknęłam.
- Zaskakuję- poruszył brwiami.
- Powinieneś nosić przezwisko: „ten, który doprowadza kobiety do…”
- ...do mdlenia, zachwytu i przyspieszonego bicia serca?
- Chodziło mi raczej o zawał.
- Zachwyt skutkuje szybsze bicie serca- nachylił się i słuchał przez chwilę, po czym szeroko się uśmiechnął- a to z kolei do omdlenia lub zawału. Więc raczej chodzi nam o to samo.
Skurwysyn. Nie odsunął się ode mnie. Czułam jak jest blisko. Wręcz za blisko! Chciałam go odepchnąć. Więc czemu tego nie robię! Zdecydowanie moje ciało nie wykonuje poleceń mózgu.
- Twoja teoria nie sprawdza się u mnie.
- Wiem. Bo wolałbym żebyś nie dostała przeze mnie ataku serca. Nie chciałbym być winnym w sądzie.
Uśmiech nadal nie schodził mu z twarzy. Dlaczego nie zmyję mu go szybkim prawym sierpowym?
- Ach, no tak. Widać, jak bardzo martwisz się o moje zdrowie.
- Ono jest najważniejsze- przyznał.
Ręka, którą dotychczas trzymał mój nadgarstek, przesunęła się na ramię i w dół na talię.
- Przestań- mój ostry głos nie zrobił na nim wrażenia.
Zrobił krok w moją stronę i jeszcze bardziej się nachylił. Dosłownie stykaliśmy się nosami.
- Wiem, że nie chcesz, żebym przestał. Więc dlaczego zaprzeczasz sama sobie?
- Twierdzisz, że się okłamuję?
Cóż, trochę w tym racji miał. Patrzył mi w oczy. Ja próbowałam tego nie robić, ale w tej sytuacji nie miałam wyjścia. Niebieskooki, z lekkim zarostem, przystojny, wysoki brunet, inteligentny, wysportowany… Stop! A gdzie wady?! Kuźwa, muszę to zatrzymać! Ale całkowicie zatonęłam w błękicie jego oczu. Pamiętam. Kochałam je, odkąd tylko zobaczyłam. Ania ma podobne, tylko że on (bez obrazy) piękniejsze. Zawsze zazdrościłam jej oczu. Moje są czarne. Jak węgiel. Z blond włosami nieźle się komponują, ale to i tak nie jest szczyt urody jaki chciałabym mieć. Mieć, ale dla kogo? Hm, po dłuższej dedukcji… stwierdzam że dla niego. Dla tego, który stoi przy mnie.
I zaraz mnie pocałuje!
Zebrałam dość siły w głosie by warknąć:
- Natychmiast przestań!
Zamarł. Widziałam w jego oczach ból. Ale posłusznie zrobił krok do tyłu. A potem kolejny, i dwa następne. Aż w końcu odwrócił się i odszedł.
Byłam zdyszana. Głęboko więc odetchnęłam. Musze się uspokoić. Zaraz Grzesiu mnie znajdzie. O ile sobie nie odpuścił… Przetarłam rękami twarz, poprawiłam włosy i wyszłam z ukrycia.



Adam.
Już wiedziałem. Ona coś do mnie czuje. Cholera wiedziałem! A więc się nie poddam. Będę o nią walczył. Nawet na pięści. Bo wbrew temu, co inni o tym sądzą, ja wiem, że jej nie zostawię. Chyba, chyba ją kocham. Tak, kocham. Dobrze, że wróciłem. Szkoda tylko, że tak późno. Czekała na mnie. Kurwa, tyle lat. Aż w końcu, gdy zdobyłem się na odwagę by wrócić do kraju, do niej, powiedzieć co czuję… ona ma chłopaka. Siatkarza. Nie mam nic do Grześka. Spoko koleś. Przystojny. Ale nie pozwolę jej sobie wyrwać z rąk! Tyle razy próbowałem w Mediolanie, Anglii, Nowym Jorku, Niemczech, Holandii… próbowałem ułożyć sobie życie z jakąś dziewczyną. Nawet z Martą. Ale nie wyszło. Z żadną, kurwa. Dlaczego? Bo zawsze po głowie chodziła mi jedna osoba. Gabrysia.
Zacisnąłem pięści odchodząc od niej. Miałem nadzieję, że się podda. Że da się pocałować. Tak bardzo, od dawna marze o jej ustach… Ma piękne, pełne usta. Śliczny uśmiech, lśniące blond do pasa włosy… I oczy. Zachwycające czarne oczy. Błyszczą, gdy próbuje sił by mi dogadać. Kocham te sprzeczki. Wtedy ona mruży oczka i wygląda jak kot. Moja kocica!
Jestem wdzięczny mojej siostrze, że przedstawiła mi Gabi. Od tamtej chwili moje życie nabrało sensu.
Teraz, żebym był szczęśliwy muszę mieć jedno. Ją.

Grzesiu.
Zobaczyłem ją w chwili, gdy wychodziła oglądając się dookoła zza namiotu.
- Tutaj jesteś!- uśmiechnąłem się.
Również się uśmiechnęła, ale nie było to szczere. Mogłem tylko domyślać się, co się stało.
- Idziemy do reszty? Nie chce mi się już uciekać…
Udawała rozluźnioną. Ale nie była. Poznałem ją niedawno, ale szybko ja rozszyfrowałem. Wiem jakie ma uśmiechy, miny, wzrok… Kiedyś patrzyła na mnie z niemalże miłością i czułością. Teraz? Teraz stara się by to tak wyglądało.
- Tak, jestem trochę głodny- przyznałem.
Nie chwyciłem jej za rękę. Wiem, że by jej to nie odpowiadało.
- Wszystko dobrze?- spytałem zanim usiedliśmy na kocu.
- Tak!
To było szczere. Błądziła wzrokiem i zatrzymała dłużej przy jednej osobie. Nikt raczej tego nie zauważył. Ale ja tak. Jestem dobrym obserwatorem.
- No, jesteście!- ucieszyła się Ania.- A już miałam wysłać Zbyszka żeby was poszukał.
- Tak rozkminialiśmy nad tym, w jaki sposób zginęliście. Topiąc się, zabijając nawzajem, czy raczej uciekliście- dodał Dziku.
- Boże! Misiek, skąd ty takie słowa bierzesz?! – zainteresował się z przerażeniem Igła.- „Rozkminialiśmy” ?
- Zajrzał do słownika- stwierdziła Gabrysia.
- Widziałem, jak go chowa za plecami- dodał żartobliwie Pit.
- A może po prostu jestem inteligentny i mam wyrzeźbione słownictwo? A nie tylko „kurwa”, „chuj” itd. Jak to ma w tendencji Igła i cała reszta.
- Inteligencja to twoje drugie imię- zachichotał Zibi.
Usiadłem z Gabrysią na naszym kocu obok Marty.
- Nie śmiej się- bąknął.- Mówię poważnie.
- Jaaasne.
Gabrysia znów popatrzyła po wszystkich. Spojrzała na Adama, a ten puścił do niej perskie oczko. Natychmiast odwróciła głowę w moja stronę. Na jej twarzy gościł szczery uśmiech i lekki rumieniec. Ale dobrze wiedziałem, że to nie jest skierowane do mnie. To była reakcja na brata Anki.
Ewidentnie, bezpośrednio i bez skrupułów podrywa mi dziewczynę.
Skoro tak, to ja na pewno się na to nie zgodzę. Nie mam nic do niego, ale nie może kraść czyjejś dziewczyny. Zależy mi na niej. Ale jeżeli ona powie, że woli jego… trudno. Dam jej odejść bez zbędnej gadki. Po prostu będzie musiała wybrać.

Anka.
Jestem świadoma tego, co się dzieje w trójkąciku: Gabi, Grzesiu, Adaś. I aż mi wstyd, ze to ja to wszystko zapoczątkowałam. Na razie przyjaciółka jeszcze się nie domyśliła. Najlepiej by było, gdyby nigdy się nie dowiedziała, co powiedziałam Adamowi. Ale to nie realne.
- Z czym wolisz? Serem czy szynką?- spytała Iwona.
- Ona je tylko z serem- oświadczył Zbyszek.
Kobieta spojrzała na mnie i zachichotała. Podała mi opakowanie kanapek. Wzięłam jedną. Wszyscy już jedli. Oprócz Jednego.
- A co ze mną?- spytał wkurzony Kubiak. – O mnie to się już zapomina!
- Ty? No przecież miałeś żołędzi sobie nazbierać- zreflektował się Krzyś.
- Nie gustuję. Raczej preferuję jedzenie ludzkie.
- Mięso ludzkie?!- zakrztusiłam się.
- Dziki lubią ludziznę- poruszył brwiami Kosa.
Marta tylko przyglądała się całej akcji i nic nie mówiła. Dobrze jednak widziałam, jak zerka na Grzesia i Gabi. Dobra, chyba się pomyliłam. To nie trójkącik. To już czworokącik!
- Skonstruowałem zdanie, które brzmiało, o przepraszam-zabrzmiało- inaczej niż miałem na myśli. Chodziło mi o tudzież kanapki.
- Co zrobiłeś z naszym Miśkiem!- zawołałam przerażona.
- Musieli nam podmienić Dziki gdy przyjeżdżaliśmy- Cichy od razu konkretnie.
Zaśmialiśmy się. Po „obiedzie” postanowiliśmy wykorzystać słońce i trochę się poopalać. Dzięki Bogu świeci słońce i jest gorąco! Weszłam do namiotu i ściągnęłam wyschniętą już bluzkę. Sięgnęłam do torby po strój kąpielowy. Zdjęłam stanik i starałam się zapiąć ten drugi. Nagle czyjeś ręce znalazły się na moich dłoniach. Zapach perfum Zbyszka i uśmiechnęłam się.
- Pomogę.
Skinęłam głową i pozwoliłam, żeby wykonał czynność za mnie. Potem odgarnął mi włosy z prawego ramienia i delikatnie położył na lewym. Nachylił się i pocałował mnie w kark. Dobra. Okej.
- Zbyszek…
Ale on nie przestawał. W końcu odwróciłam się przodem i z poważna mina powiedziałam:
- Mam zamiar się opalić. I nie przeszkodzisz mi w tym!
Skinął głową i wyszliśmy. W jednej chwili pożałowałam, że to powiedziałam.

Gabi.
Marta poszła już na koc. Weszłam do namiotu aby się przebrać. Ściągnęłam koszulkę i gdy już miałam zakładać strój kąpielowy, poczułam że ktoś za mną stoi. A raczej siedzi, bo namiot jest mały i zaledwie starcza na dwie kobiety.
- Pomóc?
- Adaś, jak chciałeś popatrzeć na gołe ciało to trzeba było iść do klubu go-go.
- Ostre słowa…- przyznał.- Ale wolę popatrzeć na ciebie.
Odwróciłam się do niego przodem.
- Uważaj, bo ci oczy z orbit wyjdą- cmoknęłam.
- Musiały już wyjść kilka lat temu, gdy pierwszy raz cię zobaczyłem.
- Czy to komplement? – zmrużyłam oczy. O co mu chodzi? Raz mnie obraża, a innym razem mówi, że jestem piękna.
- A chciałabyś? Chciałabyś słyszeć komplementy z moich ust, tuż nad twoim uchem?...
Tak.
- Nie.
Westchnął ciężko i zbliżył się do mnie. Zauważyłam, że namiot jest zamknięty. Kiedy on to zrobił?!
- Znowu zaprzeczasz, choć myślisz inaczej…
- A ty co, wróżka? Czytasz mi w myślach niby?
- Jesteś dla mnie otwarta księgą. Właśnie się zastanawiasz, po co tutaj przyszedłem.
- I tu się mylisz!
Cholera, ma racje. Co za kurwa rzep na dupie!
- Zaprzeczasz energicznie… czyli zgadłem.
Wściekła zmrużyłam oczy. Z jednej strony mnie wkurzał, a z drugiej na każde jego słowo, moje serce podskakiwało radośnie.Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że on tutaj jest, z nami...
- Chciałam się przebrać, a ty mi przeszkadzasz.
- Nie mam nic przeciwko żebyś zrobiła to teraz. Nie krępuj się.
Ręka mnie świerzbiła żeby mu walnąć. Zacisnęłam jednak pięści. Podniosłam wysoko głowę i patrzyłam mu w oczy. Sięgnęłam na plecy do zapięcia. Widziałam, jak mu oczy się świecą z zachwytu. A może z mojej głupoty?
- Gabiii! Gdzieś ty jest?!- Anka wołała mnie.- No chodź!
Stała tuż przy wejściu.
- Zaraz dołączę, idźcie!
Boże, chyba nie widać że siedzą tutaj dwie osoby a nie jedna? Całe szczęście namiot jest granatowy, a nie czerwony jak Pita i Grzesia… Grześ.
- Odwróć się bałwanie, bo się ślinisz- syknęłam, kiedy Ania odeszła.
- Szczerze? Wolałbym patrzeć na ciebie całą wieczność- błysnął uśmiechem.
Jej, niemożliwe. Zabrakło mi mowy. Otworzyłam tylko usta ale żaden dźwięk się nie wydobył. Wyraźnie zadowolony poruszył figlarnie brwiami. A ja zaczęłam się zastanawiać, co mnie tak zachwyciło? Jego wypowiedź, czy uśmiech?
Wciąż w szoku, odwróciłam się do niego tyłem i włożyłam znów koszulkę. Pod nią ściągnęłam i założyłam strój.

Adam.
Patrzyłem na nią chwilę po tym, jak stwierdziła, że się ślinię.
- Szczerze? Wolałbym patrzeć na ciebie całą wieczność.
I posłałem jej najpiękniejszy uśmiech na jaki mnie było stać. Wiedziałem, że to zadziała. Zawsze brakowało jej mowy przy tym uśmiechu. Chciałem wiedzieć, czy nadal tak reaguje na mnie. I się nie myliłem. Odwróciła się i założyła bluzkę. Myślałem, ze zacznie krzyczeć, czy coś. Ale ona po prostu ściągnęła stanik. Starała się zakryć to, co robi. Ale widziałem jej kształtne piersi i ładne plecy. Miałem takie kurwa pragnienie, żeby podejść i ja pocałować. A potem ściągać z niej ubranie. Jedno po drugim. Okej, dobra. Ogarnij się idioto! Bo wszystko spierdolisz!
- Idziemy?- zapytała triumfalnie.
- Wyjdź pierwsza.
Przeszła obok mnie. Przyrzekłbym, serio bym przyrzekł, że specjalnie poruszyła tyłkiem przed moimi oczami. Ale to mogło mi się tylko zdawać…

Anka.
Brakowało tylko dwóch osób. Właśnie leże sobie na ręczniku, a Zbyszek smaruje mi plecy filtrem.
- Tylko dobrze wetrzyj- zakomenderowałam.
- Tak jest, pani dyrygent!
Uśmiechnęłam się pod nosem. Spojrzałam w bok. Igła leżał z żoną i podziwiał jej ciało. Tak, podziwiał jej ciało. Ciekawe, czy Zbyszek kiedyś- za kilkanaście lat- też będzie mnie tak podziwiał jak Krzysiek Iwonę. Ta to ma figurę… Grzesiu smarował plecy Marty, która poprosiła go o to. A Michał… Misiek zasnął i chrapał.Nowakowski czytał jakąś książkę.
- Co czytasz?- zagadałam go.
- "Nie zabijaj" *
- Jak to przykazanie?- podniósł brew Igła.
Nowakowski westchnął ciężko.
- Tak. To kryminał.
- Nie wiedziałem, że nasz Cichy Pit czytuje takie lektury!- gwizdnął.
- No wiesz, ja przynajmniej coś czytam...
Ryknęliśmy śmiechem.
- Bardzo śmieszne! Ja przecież też czytam...
- A nie "czytuję"?- poprawił Zbyszek.
- A, zamknij się idioto!- palnął go w tył głowy.
- Idą- szepnął Zibi.
Podniosłam głowę. Gabrysia a za nią Homi wkroczyli na nasza małą „plaże”. Przyjaciółka nie była zbytnio zła, zaskoczona, zazdrosna czy coś, widząc swojego chłopaka, który jakby nie było dotykał ciała innej dziewczyny. Po prostu położyła się obok Marty.
- Niech ktoś mi posmaruje plecy- poprosiła.
Adam już miał się zabierać do roboty, ale Grzesiu go uprzedził. Adaś więc ułożył się obok Kubiaka. Szturchnął go, by się obudził.
- Co-co jest?
- Nie chrap.
- JA NIE CHRAPIĘ!- krzyknął.
- Owszem, chrapiesz- poparła Iwona.
- Jak smok- dodał Igła.
- Dobrze, ze ty Dzik. Przynajmniej ogniem nie zioniesz…- uśmiechnęłam się.
- Za to żołędziami- dodał Zibi.
Znów wpadliśmy w ryk śmiechu.
Kilka godzin później zagraliśmy w siatkówkę. Zrobiliśmy dwie drużyny. Ja, Zbyszek, Nowakowski, Adam, Igła, Gabi, Grzesiu i Dziku. Nie graliśmy na punkty. Na początku. Bo później graliśmy całe sety. Mecz był równy i nie było tie-break’u. Zmęczeni, padliśmy na ręczniki.
- W pobliżu jest sklep. Ktoś pójdzie?
- Ja- podniosłam rękę.- Poświęcę się.
Wzięłam od każdego zamówienie. Trochę tego było, więc zapisałam sobie na telefonie. Poszedł ze mną Zbyszek. Weszłam do sklepu, zabrałam koszyk i po kolei leciałam z zakupami. Zapłaciłam i raz z moim siatkarzem zaniosłam produkty do naszego małego legowiska. Dałam Krzyśkowi chrupki, Tymbarka wiśniowego, wodę gazowaną i cukierki. Adamowi coca colę i dwa 3bity. Gabi, Grzesiowi i Majce 2 Grappy, 3 kinder bueno. A sobie kupiłam słonecznik, wodę gazowana i colę.
Siedzieliśmy długo na dworze. Ale w końcu zaczęły komary gryźć, więc udaliśmy się do namiotów spać. Ubrałam koszulkę i położyłam się obok Zbyszka.




-------------------------------------------------------

Witajcie ;)
Wiem, że ostatnio bardzo rzadko pojawiają się rozdziały... Postaram się dodać kolejny w niedzielę, bo jutro najprawdopodobniej mnie nie będzie w domu...

Sorry za wszystkie błędy, na pewno się pojawiły.

Kolejny wyczerpujący tydzień w szkole mija... ;)

Dobranoc x

sobota, 20 września 2014

CI



Godzinę później ubrałam się na spotkanie z Januszem. I kimś jeszcze. Kim? Tego mi nie zdradził. Podobno niespodzianka. Oby dobra.
- Gotowa?- spytała przyjaciółka.
Dziwne, że wysiedziała przy Bartmanie te dziesięć minut w salonie, gdy ja się ubierałam.
- Powiedzmy- odparłam.- Widać jeszcze żyjecie, więc chyba tak znowu długo to mnie nie było.
Nie odpowiedzieli. Wzięłam więc torebkę, założyłam adidasy i wyszliśmy, zamykając drzwi na klucz. Wsiadłam z przodu auta Zbyszka, Gabi na tylne siedzenie. Gdy ruszyliśmy zaczęło grać radio. Hej sokoły??
- Nie mów, że tego słuchasz- wykrztusiła przyjaciółka.
- Piosenka akurat dla ciebie- spojrzał na nią przez wsteczne lusterko.
- Nie gustuję- powiedziała z obrzydzeniem.- Za to ty… tworzycie super duet!
- No oczywiście- prychnął i zaczął śpiewać.
Zaśmiałam się.
- Boże, błagam, wyłącz to chujostwo!- ryknęła.
Ale Zibi nie miał nawet takiego zamiaru. Ba! Podgłośnił jeszcze bardziej.
- Anka… zrób coś! Przemów do jego rozumu… o ile go jeszcze ma- jęknęła błagalnie.
- Zaraz skończą się twoje męki- odparłam nieco zadowolona, że chłopakowi udało się ją doprowadzić do takiego oto stanu.
Oto właśnie stanęliśmy przed budynkiem ośrodka. Gabrysia wyszła jako pierwsza. No, prawie wyskoczyła. Kiedy do niej dołączyłam, zaczęłam mieć dziwne przeczucia. Serce rozpoczęło swój nienaturalny rytm uderzeń, w głowie lekko pulsowało… Co to miało oznaczać? Strach.
- Rozluźnij się- szepnął mi do ucha siatkarz, gdy otwierał nam drzwi wejściowe.
- Jestem rozluźniona przecież…- zaprzeczyłam samej sobie.
Uniósł tylko brwi. Naszej recepcjonistki nie było dziś w pracy. A pan Stanisław pewnie patrolował drugą część Resovii.
- Ania!- usłyszałam za sobą głos.
Odwróciłam się i spojrzałam na Janusza.
- Cześć- uśmiechnęłam się.- Chciałeś, żebym była, oto jestem.
- Chodźcie- kiwnął na nas.
Podreptaliśmy za nim do jakiegoś biura. Otworzył drzwi i wpuścił do środka. Na początku wahał się, czy wpuścić siatkarza ale ostatecznie widząc mój wzrok, przepuścił i jego. Gabinet, jak gabinet. Typowo męski. Biurko, krzesła, żaluzje na oknach, regał z książkami i laptop. Na miękkim siedzeniu zauważyłam mężczyznę. Miał mniej więcej trzydzieści lat, czarne oczy i włosy, które lekko zapuścił. Zarost i bystre spojrzenie dodawały mu szyku i stwierdziłam, że jest przystojny.
- Dzień dobry- przywitała się Gabrysia, a ja jej zawtórowałam.
- Aniu, Gabi… to jest Mariusz Syn. Mario oto te dwie dziewczyny, które wytypowałem.
Nasza trójka spojrzała sobie po oczach.
- Ach! Wreszcie mogę was poznać- ucieszył się mężczyzna.- Widzę macie profesjonalne towarzystwo- mrugnął do Zbyszka.
- Nam również jest miło- powiedziałam szczerze.- Tylko nie za bardzo wiem…
- O co chodzi?- dokończyła przyjaciółka.
- Tak, siadajcie- wskazał krzesła Janusz. – Zaraz wszystkiego się dowiecie! Wody?
Kiwnęliśmy przecząco głową. Fizjoterapeuta usiadł za burkiem, a my zajęliśmy swoje miejsca. Wymieniłam z Gabrysią zaniepokojone spojrzenia.
- Jeżeli można wiedzieć… co jest grane?- zadała w końcu pytanie Gabi.
- No tak, nie trzymajmy już was w niepewności- odparł Mariusz.- Jestem trenerem siatkówki plażowej w Rzeszowie. Akurat zaczyna się sezon. Poszukuję dwuosobowej drużyny do grania w siatkówkę… Poprosiłem o pomoc mojego dobrego przyjaciela Janusza, który obiecał mi pomóc.
- A w jaki sposób my znalazłyśmy się w tym temacie?- zainteresowałam się.
Mariusz uśmiechnĄł się promiennie do mnie i zaczął mówić dalej.
- Jesteście kluczem w tej sprawie, kochane- wyjaśnił.- Janusz wskazał mi was dwie do gry. Podobno jesteście całkiem niezłe, więc chciałbym was prosić o współpracę.
- Zaraz, zaraz- przerwał siatkarz.- Jaką współpracę?
- Jestem trenerem siatkówki plażowej od pięciu lat. Dotychczas prowadziłem męską grupę siatkarzy z północy Polski. Wygrałem z nimi wiele turniejów w kraju. Ale chcę odmiany! Człowiek powinien zawsze się uczyć, cały czas. A siatkówka jest właściwym torem. Musiałem coŚ zmienić. Tym razem chciałbym prowadzić duet kobiet. I pragnę, żebyście były to wy- wskazał mnie i Gabi.- Oczywiście najpierw musimy zawrzeć umowę, muszĘ zobaczyć jak gracie… Ale polegam na Januszu. Więc skoro on mówi, że jesteście dobre, to tak jest- znów się uśmiechnął. Nie musicie grać pod presją i tak dalej. Ale chciałbym żeby to była dla was niezła zabawa i nowe doświadczenie.
Oooo… no… zatkało mnie. Co ja mam odpowiedzieć? Nie spodziewała się tego. Nawet nie myślałam, że mogłabym wrócić do gry! Z obawy, że z wrażenia opadła mi szczęka i wlepiam się w nich jak sroka w brylanty, zatkałam usta dłonią.
- To…- zaczęła Gabrysia. Ona również miała wielkie, zdziwione oczy.
- Bardzo miło- dokończyłam.- Że to nas wyróżniono. Ale nie jestem pewna, czy się nadaję…
- Nadajemy. Czy się nadajemy- dopowiedziała przyjaciółka.
Odruchowo moja ręka ścisnęła dłoń mojego narzeczonego (tak, wreszcie to powiedziałam/pomyślałam bez wahania!). Posłał mi pocieszające spojrzenie. Ale widziałam, że był zdenerwowany… ale czym?
- Na pewno się nadajecie- uspokoił.- Jestem pewien, że się dogadamy… oczywiście nie musicie podejmować decyzji teraz, ale prosiłbym o szybki kontakt, co postanowicie. Najbliższy turniej zaczyna się za dwa tygodnie i przydałoby się trochę poćwiczyć. Nie chciałbym kolejny rok czekać, aż ktoś zagra pod moim mentorstwem.
- Dwa tygodnie?!- niemal krzyknęłyśmy.
- Niestety.
Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia.
- Ależ to za mało czasu!- sprzeciwiłam się.- Nie damy rady ogarnąć wszystkiego we dwie na boisku…
- Dlatego proszę o szybką decyzję. Mam kolejną parę na oku… ale szczerze mówiąc, tak między nami, to wolałbym mieć was pod „opieką”.
- Mogą się zastanowić do jutra?- dopytywał  Zbyszek. Czy mi się wydaje czy on jest poirytowany??
- Oczywiście- kiwnął głową Mariusz.
Wstaliśmy i pożegnaliśmy z Januszem i nowo poznanym trenerem.
- Łał.
Tylko tyle potrafiłyśmy powiedzieć, gdy drzwi zamknęły się za nami. Dłuższy czas szliśmy w milczeniu. Wsiedliśmy do samochodu siatkarza. Intensywnie myśleliśmy o tym, co się właśnie wydarzyło. Czy to żart? Serio Janusz chce nas w to wpakować?! Naprawdę?! My przecież nic nie wiemy o siatkówce plażowej! Ruszyliśmy i włączyło się radio. Ale tym razem Gabi nawet nie pisnęła na piosenkę „mydełko faaaa”.

Siedziałyśmy u siebie w mieszkaniu. Zbyszek pojechał załatwić kilka rzeczy. Nadal w szoku, oglądałyśmy telewizję. Akurat leciał jakiś głupi teleturniej, ale mało z niego wiedziałam. Wciąż miałam przed oczami sceny z tego gabinetu. I słowa Mariusza.
- Co z tym robimy?- w końcu przerwałam ciszę.
Przyjaciółka westchnęła głęboko.
- Nie wiem.
Aha, no to jesteśmy na tym samym etapie.
- Musimy podjąć decyzję.
- Wiem i to mnie przeraża… dlaczego my? Nie ma innych na tym świecie kobiet?!
- Widać jesteśmy wyjątkowe- odparłam beznamiętnie.
- Chciałabym- powiedziała po chwili kompletnej ciszy, nie licząc śmiechu publiczności w telewizorze.
- Ja też- przyznałam.- Znamy się dobrze. Wiem, jak gramy… ja mogłabym być dobra w obronie i przyjęciu… a ty zagrywki i bloki.
- Trzeba będzie poćwiczyć atak.
- Da się załatwić.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Właśnie w tym momencie podjęłyśmy decyzję.
Nagle zadzwoniła moja komórka w tym samym momencie, co Gabi. Zaśmiałyśmy się i odebrałyśmy. Wyszłam do kuchni, żeby lepiej mi się rozmawiało.
- No, hej skarbie- mruknęłam.
- Aniu, mogę wpaść? Musimy pogadać…
Czyżby coś się stało? Obiecał, że przyjedzie za piętnaście minut. W takim razie będzie jechał jak szalony. Jak zwykle. Gabrysia skończyła kilka minut później. Dzwonił do niej Adam. Chciał się spotkać, więc poszła się ubrać. Wychodzi z moim bratem na randkę… super. Przyjaciółka minęła się w drzwiach ze Zbyszkiem, który od razu do mnie podszedł i przytulił. Przez chwile siedzieliśmy tak w milczeniu.
- Podjęłaś decyzję?- spytał w końcu.
Dobrze wiedziałam do czego zmierza.
- Nie. Nie wiem co zrobić… Ale w sumie bardzo chciałabym wrócić do gry. Nawet, jeżeli ma to być plażówka.
Zacisnął usta w wąski pasek i nie patrzył mi w oczy.
- O co chodzi?- zapytałam.
- Rozmawiałaś o tym z Gabrysią?
- Tak- kiwnęłam głową nadal bacznie go obserwując.- Mamy podobne zdania.
- Czyli nie podjęłyście jeszcze decyzji?- drążył temat.
Zaczęłam wiercić się na kanapie niespokojna. O co mu chodzi?
- Poniekąd… już wiemy, co zrobić- przyznałam.
- I…
- I najwyraźniej będziesz oglądał swoją dziewczynę i jej przyjaciółkę na piaskowym boisku do siatkówki- wyszczerzyłam się.
Ale on zdębiał.
- Coś nie tak?- zrzedła mi mina.- Nie cieszysz się? Wracam do gry! Będę grała!
Tak, byłam z tego zadowolona. Ale dlaczego Zbyszek nie podzielał mojego entuzjazmu? Dlaczego chociaż się nie uśmiechnął?
- Aniu… nie wiem czy to dobry pomysł. Twoja noga…
- Jest już w pełni sprawna!- przerwałam mu natychmiast. – Chodzę, biegam… Jest w porządku.
- Powinnaś przynajmniej skonsultować się z lekarzem.
- Nie.
Westchnął tak głęboko i z taką rezygnacją, że aż mi się żal zrobiło.
- Nie pozwolę ci grać- powiedział w końcu.
- Że co?!- oburzona odskoczyłam od niego.
Popatrzył mi w oczy z wielkim żalem.
- Wiem ile to dla ciebie znaczy, ale nie możesz ryzykować! Słyszałaś co doktor powiedział po tym, jak ją niemal złamałaś? „Koniec gry”.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić, a czego nie!- krzyknęłam.- Nie stawiasz warunków! Nie jestem twoja własnością! Wiem co robię! Pragnę grać…
Zbyszek chciał mnie przytulić, ale odsunęłam się. Wyraźnie go tym zaniepokoiłam i zdenerwowałam.
- Nie mówię co masz robić. Troszczę się o ciebie. Nie chciałbym, żeby coś ci się stało!
- Najlepiej zrobisz jeżeli nie będziesz się wtrącał, w ten sposób mi pomożesz.
- Nie mów tak, proszę…
Wstałam i podparłam się pod boki.
- Przestań! Zbyszek, nie rozumiesz ile to dla mnie znaczy? Pragnę grać! Skoro nie mogę w halową, zaczynam przygodę z plażową. Czy ci się to podoba, czy nie.
On również się podniósł. Patrzył na mnie trochę wściekłym wzrokiem.
- Anka, nie rób głupstw! Przynajmniej idź do swojego lekarza i się zbadaj!
- Przecież będę miała robione badania- prychnęłam.- Bez tego nie będę mogła ćwiczyć.
- Wiesz, o co mi chodzi…
- Wiem. Ale na złość tobie, nie zrobię tego. Myślisz, że jesteś moim panem i władcą, a ja mam się ciebie słuchać?! Nie jestem twoją kukiełką.
- Proszę cie wyłącznie z troski o twoje zdrowie.
- Nie musisz się fatygować- odparowałam.
- Nie muszę, ale chcę! Jesteś moją narzeczoną, moim życiem!! Myślisz, że pozwolę, żebyś zrobiła sobie krzywdę?!
Zatkało mnie. Krzyczał. Ale nie na mnie. A może? Podniósł głos bo ja do tego doprowadziłam. Ale w sumie dlaczego on tak się upierał? Kieruje nim troska? W moich oczach zalśniły łzy.
- Boże… Ania, przepraszam- szepnął. -Nie chciałem krzyczeć..
Wyciągnął w moją stronę rękę, ale w połowie drogi opadła ona wzdłuż jego tułowia. Nawet nie wiedziałam, że po policzkach spływają mi łzy.
- Kochanie, przepraszam- szeptał skruszony.- Wybacz… wiem, jak się czujesz. Nie raz byłem w takiej sytuacji, ze chciałem grać ale jakaś kontuzja mnie z tego wykluczyła. I po swoim doświadczeniu wiem, że warto chwilę odczekać.
Otarłam dłonią policzki, pociągnęłam nosem i szybko, acz zapłakanym i niewyraźnym głosem powiedziałam:
- Ja już długo odczekałam.
- Wiem- przygarnął mnie do siebie i wyszeptał to słowo we włosy. Mimo złości, jaką przed chwilą do niego czułam, wtuliłam się w tors siatkarza. – Kocham cię.
- Ja tez ciebie kocham, Zbyszku- odparłam.
Ale wiedziałam, że to nie koniec kłótni na ten temat. Na razie jesteśmy na „rozejmie”. Zbyszek pocałował mnie namiętnie i posadził sobie na kolanach. Zasnęłam w jego objęciach.

***

Rano usłyszałam wulgaryzmy dochodzące z kuchni. Powoli otwarłam oczy i zorientowałam się, że jestem sama w łóżku. Zbyszka nie ma.
- Kurwa!
To była Gabrysia. Chyba próbowała robić śniadanie, bo minutę później po kolejnym słowie na „k”, po mieszkaniu rozniósł się trzask spadających misek na podłogę. Westchnęłam i nie fatygując się by założyć kapcie, weszłam do kuchni.
- Co tu się dzieje?- przetarłam oczy.
- Te głupie miski nie chcą się ułożyć!- oskarżyła przedmioty, kopiąc jedną z misek.
- A co ci one zrobiły, że się na nich wyżywasz?- spytałam kucając i podnosząc naczynia. Ułożyłam jedne do drugiej i postawiłam pod zlewem.- Jest? Jest.
- Sorry, mam zły humor.
- Zauważyłam. Zbyszek wyszedł?
- Tak, jakąś godzinę temu- mruknęła i wyszła do łazienki.
Czyżby problemy z Adamem? Ale nie będę drążyć. Jeżeli nie będzie mi chciała powiedzieć- trudno. Nalałam sobie już gotowej kawy i usiadłam na stołku. W szybie od szafki zobaczyłam swoje odbicie. Wyglądam jak kupa- stwierdziłam. Włosy rozczochrane… eh. Przyszła Gabi i usiadła naprzeciwko mnie ze swoim kubkiem. Patrzyłam na nią z miną: „może tak mnie oświecisz, co jest grane?”.
- Nie patrz tak- ostrzegła.
- Jak?
- Tak, jak patrzysz!- Nie odwracałam wzroku.- Kurde, daj mi spokój.
- Co ci zrobił mój braciszek kochany? Wystawił do wiatru?
- Nie. Zabrał ze sobą Martę.
- Ooo, trójkącik!- wiem, jestem chamska.
- Spadaj, cholera. Nie wiem kim ona dla niego jest- zasmuciła się.
- Tka mi się wydaje, że tylko przyjaciółką.
- Tylko przyjaciółki nie zabiera się na randkę!
- Okeeej, zwracam honor. Zapytaj go. Zaraz... z to była randka?
Spojrzała na mnie jakbym była z innej planety, a potem się zaśmiała.
- A, tak! Pójdę do niego i zapytam: hej Adaś, ta Marta to twoja przyjaciółka czy sypiacie ze sobą? Bo nie wiem na co mogę liczyć… Zwariowałaś?!
- Dobra, dobra- podniosłam ręce w geście kapitulacji. – Zrozumiałam aluzję.
Podniosła wysoko głowę i wyszła do łazienki. Ja tymczasem odebrałam wiadomość. Zbyszek napisał do mnie:
„Jutro wyjeżdżamy. Chciałbym jeszcze przed wyjazdem załatwić wszystko.”

Przez chwilę wpatrywałam się w komórkę. Czy na pewno chcę już załatwiać sprawy dotyczące ślubu? Usłyszałam mocne i rytmiczne bicie mojego serca, jakby mówiło: „tak, tego pragniesz!”. Szybko więc wysłałam odpowiedź:
„Dobrze. Przyjedziesz po mnie? ;)”
Minutę później: „Będę za pół godziny ;*”
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Cóż, sprawę z Michałem mam załatwioną. Nie powinno mnie ruszać to, że wyjechał. Ale obwiniałam się, że to przeze mnie. Bo taka jest prawda! Jutro całą paczką jedziemy nad jezioro. Nie mam namiotu! A jest obowiązkowy… Może Zbyszek, będzie miał. Zapytam go, jak tylko przyjedzie. W ogóle to przydałoby mi się kupić nowy strój kąpielowy… Czyli jeszcze dziś zakupy. Mam nadzieję, że Gabi pójdzie ze mną. No i została jeszcze jedna kwestia. Siatkówka plażowa. Powinnam się w to mieszać? A może Zibi ma rację? W końcu zdrowie najważniejsze! A nawet jeżeli miałoby ucierpieć, to dla siatkówki wszystko. Nie potrafię pokazać swoich emocji, tego co czuję. Od słów, które pan Mariusz wypowiedział… wciąż  miałam nadzieję na to, że znów będę grać. Jeżeli jest szansa, że mi się uda, nie mogę jej nie wykorzystać. Podczas gdy siedziałam w tamtym gabinecie, doznałam deja vu. Już kiedyś miałam podobną rozmowę. Tylko o pracę w Resovii. Teraz o grę. Już zdążyłam się pokłócić ze Zbyszkiem na ten temat. Wiem, że oboje nie odpuścimy póki nie postawimy na swoim. Będzie musiał zrozumieć. Wczoraj zakończyliśmy rozmowę tym, czym zakończyliśmy, bo po prostu nie chcieliśmy się kłócić. Ja już podjęłam decyzję i jej nie zmienię. I albo on się z nią pogodzi, albo… nie, tej myśli nie mogę nawet dopuścić.
- Anka, do ciebie!- przerwała moje rozmyślania Gabrysia.
- Idę!
Odkrzyknęłam i wstałam. Otworzyłam drzwi i stał w nich mój ojciec.
- Cześć tato!- zdumiałam się.- Co tutaj robisz?
- Odwiedzam córkę- uśmiechnął się i wszedł do środka.- Weronika dała mi tutaj reklamówkę z jakimiś swoimi wyrobami… jesteś sama?
W tym momencie byłam wdzięczna losowi, że Zbyszek rano wyszedł i nie został, aż się obudzę!
- Jest Gabi- odparłam z uśmiechem.- Zaraz przyjdzie Zbyszek.
Weszliśmy do kuchni. Postawił reklamówkę na blacie i usiadł przy stole, gdzie zawsze zajmuje miejsce mój siatkarz.
- Chcesz kawy?- spytałam.
- Nie dzięki, ja zaraz idę. A tak przy okazji, co u ciebie?
Zajęłam miejsce naprzeciwko niego. Napiłam się ze swojego kubka i spojrzałam mu w oczy.
- W porządku. Dostałam propozycję grania w siatkówkę plażową…
Marek patrzył na mnie tępo.
- Jak to? Zgodziłaś się?
Oczywiście wiedział, że tak. Ale chyba wolał się upewnić. Mój tata znał mnie dość dobrze mimo faktu, że od śmierci mamy mało się mną interesował. Wiedział, że nie puściłabym takiej szansy płazem.
- Dziś dzwonię do pana Mariusza. Mój nowy trener.
- Idziesz sama? Znasz już drugą osobę?
- Gabrysia.
Kiwnął głową. Akurat wtedy na jego plecami przeszła smutna dziewczyna. Weszła do salonu i włączyła telewizor.
- Poczekasz chwilkę?- spojrzałam na zegarek.- Muszę się przebrać…
- Oj, przepraszam An! Ja cie zagaduję, a przecież zaraz ma przyjść twój chłopak… Jakieś plany?
Wstaliśmy. Wyszliśmy do przedpokoju.
- Tak. Mamy zamiar…- czy to aby na pewno dobry pomysł żeby mu mówić?- Mamy zamiar ustalić dziś wolny termin na ślub.
- Kościelny.
- Tak, kościelny- uśmiechnęłam się nieśmiało.
Westchnął i przez chwilę stał wpatrując się w czubek swoim butów. W końcu podniósł głowę i z uśmiechem na twarzy odparł:
- Już się nie mogę doczekać.
Zdziwiona padłam mu w ramiona. Uściskał mnie, pożegnał z moją przyjaciółką i wyszedł. Minął się na klatce ze Zbyszkiem.
- O, dzień dobry- powiedział przymilnie mój narzeczony.
- Witaj, Zbyszku. Bawcie się dobrze.
I tyle go widzieliśmy. Zibi jeszcze chwilę patrzył za odchodzącym przyszłym teściem. A potem odwrócił w moją stronę głowę i szeroko, bardzo szeroko uśmiechnął. Posłałam mu uwodzicielskie spojrzenie. Podszedł do mnie szybko, chwycił za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę. Zamkną drzwi nogą.
- Cześć, kochanie- zamruczał mi do ucha, przyciskając do ściany na klatce schodowej.
- Hej- odparłam cicho, podnieconym głosem.
Jego usta odnalazły moje. Zaczął delikatnie mnie całować, oddałam pocałunek. Zatraciliśmy się w chwili. Zibi jeszcze mocniej przycisnął mnie całym ciałem do ściany. W końcu odebrał usta od moich, żeby nabrać tchu. Położył ręce przy mojej głowie.
- Gotowa?
Kiwnęłam twierdząco głową. Bałam się cokolwiek powiedzieć, żeby mi głos nie zadrżał. A potem przypomniałam sobie, że jestem ubrana w piżamę i praktycznie nie uczesana.
- No… nie do końca gotowa- powiedziałam, kiedy byłam pewna, że głos mi nie zadrży.
- Czekam na ciebie- przyrzekł i znów pocałował.
Tym razem bardziej nachalnie, pożądliwie. Przesunął rękę w stronę moich pośladków… Usłyszeliśmy chrząknięcie. Otwarłam jedną powiekę i zobaczyłam nie kogo innego jak mojego ojca, który stał kilka metrów dalej i przyglądał się tej scenie z dezaprobatą. Odepchnęłam od siebie siatkarza i czerwona jak burak spuściłam głowę. Czułam się, jakby rodzic przyłapał mnie przy podbieraniu cukierków z szafki. Trafne porównanie tak na marginesie.
- Zapomniałam zabrać torby- usprawiedliwił się.- Przeszkodziłem.
Raczej nie był tym faktem zmartwiony.
- Właściwie to…- Zbyszek chyba chciał powiedzieć coś w swoim stylu.
- Nie, nie…- zaprzeczyłam. Miałam już mówić różne głupstwa. Ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.- Chodź, dam ci tę reklamówkę.
Zażenowana wparowałam do kuchni. Tata za mną nie wszedł. Stał na klatce z moim narzeczonym. Wzięłam reklamówkę. Usłyszałam chichotanie przyjaciółki z salonu. Zakradłam się pod drzwi wejściowe i nasłuchiwałam rozmowy dwóch mężczyzn.
- … no, no- zakończył swoją wypowiedź Marek.- Widać nie marnujesz czasu.
- Jak ma się skarb trzeba o niego dbać- odparł kolokwialnie Zbyszek, widziałam w wyobraźni jak szczerzy zęby. – Podobnież całuję najlepiej.
Z tym się mogę zgodzić. Ale po co mu to mówisz?
- Na schodach?
- Nie ma znaczenia, gdzie. Ważne, żeby kobieta czuła, że się nie krępujesz przy niej, nie wstydzisz. Najlepiej jak straci rozeznanie.
Tato zaśmiał się a Zibi mu zawtórował. Co?! O mój Boże! Czy on właśnie mówi tacie, jak całować?!
- To prawda. Zasada RSO -(romantycznie, strategicznie, oryginalnie).
O, nie… Dość tego! Oni dosłownie rozmawiają o tych swoich sposobach… zaraz. Jakie znowu RSO?!
- Mam tylko nadzieję, że moja córka jest z tobą szczęśliwa- przerwał milczenie Marek.
- Nie musisz się martwić. Zapewniam jej bezpieczeństwo.
A od kiedy oni są na TY? Nie wiem, czy jeszcze tego chcę słuchać…
- Już ci chyba wspominałem raz, co zrobię jak stanie jej się krzywda?
- Dwa razy.
- No, to chyba zrozumiałeś?
- Jestem pojętny. Zwłaszcza, jak się tak obrazowo rzecz przedstawia.
O cholera. Mój tato groził mojemu siatkarzowi?! Z wrażenia zatkałam usta.
- A tak właściwie, to gdzie ona jest?- zainteresował się Marek.
Dobra, to jest ten moment „graniczny”. Co to oznacza? A to, ze jest się na granicy odkrycia, jak podsłuchuję, lub ujawnienia swojej obecności. Szybko więc się wycofałam do salonu.
- Rozmawiaj ze mną- syknęłam do Gabrysi.
- O czym?
- Nie wiem do cholery o czym! Po prostu pleć bez namysłu. Szybko!
Więc Gabrysia zaczęła nawijać o tym, co dziś będzie robić. I o zakupach. Ja tylko udawałam, ze słucham. Kilka sekund później wszedł Zbyszek.
- No, jesteś kochanie! Twój tata się śpieszy.
- Już idę- uśmiechnęłam się.
Gabrysia jak na komendę przestała gadać. Cóż, już kiedyś podobna sytuacja miała miejsce. I to nie raz. Czasem ja jej pomogłam, ona mi. Od czasu do czasu się wspieramy. Dobrze wiedziała od początku, o co mi chodzi. Wiedziała, że podsłuchuję i musi mi pomóc wybrnąć z niezręcznej sytuacji. W sumie… nie fajnie się zachowałam. Ale z drugiej strony przynajmniej wiem, że ojciec wcale tak sceptycznie nie podchodzi do mojego ślubu. No. I że się o mnie martwi. I że przez to groził Zbyszkowi. Super. Ciekawe, czy wcześniej Michałowi również nagadał.
Wyszłam przed mieszkanie i wręczyłam tacie rzecz.
- Pozdrów Weronikę- uśmiechnęłam się.
- Wpadnijcie na obiad w niedzielę- odpowiedział patrząc na mnie. – Przyjedziecie już?
- Skąd?- zdziwiłam się.
- No, z tego co mi powiedział Zbyszek… jutro wyjeżdżacie nad jezioro, tak?
- Aaaa, to! Tak, tak. Wpadniemy- obiecałam.
Jeszcze kilka miłych słów i pożegnaliśmy się. Tym razem już na serio. Odetchnęłam z ulgą, zamykając za nami drzwi. Spojrzałam w oczy atakującemu. Widziałam iskierki rozbawienia. W końcu wybuchliśmy śmiechem. Oparł swoje czoło o moje i zmrużył oczy.
- Masz jeszcze dwie minuty- ostrzegł poważniejąc.
- O cholera!
Szybko wpadłam do łazienki. Zapomniałam wziąć ubranie, więc jak strzała wbiegłam do sypialni i zabrałam dżinsy, koszulkę w kratę i adidasy. Znów przebiegłam do łazienki w międzyczasie ubierając spodnie. Przebrałam górę od piżamy. Chwyciłam szczotkę i rozczesałam włosy. Porwałam torebkę, którą przewiesiłam przez ramię i w podskokach zakładałam buty. Zbyszek i Gabrysia parzyli na to ubawieni. Gdy zawiązałam sznurówki, wyprostowałam się.
- I jak?- wykonałam obrót dookoła własnej osi.
- Wyrobiłaś się w pięć minut- usłyszałam uznanie w głosie Gabi. – Jak się postarasz to potrafisz.
- Bardzo śmieszne. Idziemy?- zwróciłam się do chłopaka.
Kiwnął głową. Otworzył przede mną drzwi i wyszliśmy. W samochodzie pomalowałam usta. Tym razem nie zwracałam uwagi na prędkość z jaką jedziemy. Bardziej byłam przerażona, po co jedziemy.
- Spokojnie, Anuś- mówił do mnie, chwytając za rękę.- Będzie okej.
Nabrałam powietrza i głośno je wypuściłam.
- Gotowa?- uśmiechnął się.
- Nie. Ale przy tobie i z tobą zawsze.

*** 

Termin ślubu był za kilka miesięcy. Dokładnie 17 marca 2013r. o godzinie 11.00. W kościele załatwiliśmy sobie godzinę później. To będzie sobota. Mam sześć miesięcy do przygotowania wesela. Trzeba kupić suknię ślubną, rozesłać zaproszenia…
Szczęśliwa, trzymając za rękę siatkarza, spacerowałam po parku niedaleko kościoła.
- Teraz trzeba chodzić do kościoła co niedzielę- stwierdził.
- Ta, ostatnio się zapuściłam. A niedługo będę miała jeszcze mniej czasu. Treningi i w ogóle…
Zbyszek westchnął.
- Naprawdę chcesz grać? Nie wystarcza ci to, co masz? Musisz mieszać?
- Na nie mieszam! I tak, pragnę grać.
Znów rosło to napięcie między nami.
- Naprawdę chciałbym to zrozumieć. A właściwie rozumiem. Ale boję się…
- Boisz się, że stracę nogę? Że nie będę mogła dojść do ołtarza samodzielnie? Że będę potrzebowała wózka?! A może boisz się tego, że po prostu wtedy będę inna? Że nie będę mogła już objąć tą nogą twojego tułowia?! Albo się przestraszysz i uciekniesz?!
- Mówisz tak, jakby to, że nie będziesz miała nogi miało się stać.
- Odpowiedz mi na jedno pytanie. Tylko szczerze.
Kiwnął głową. Zatrzymaliśmy się i staliśmy naprzeciwko siebie. Spojrzałam mu w oczy.
- Kochasz mnie?
- Kocham cię, skarbie.
- Więc dlaczego mi nie ufasz?
- Tobie ufam. Ale losowi już nie. Nie chcę, żeby znów coś przykrego spotkało ciebie. Nie chcę czuć tej bezradności i bezsilności, gdy nie potrafię ci pomóc!
- Zbyszku, nie musisz zawsze mi pomagać. Potrafię sama o siebie zadbać.
Patrzył na mnie ze łzami w oczach.
- Nie chce cie stracić- przyznał.
Podeszłam krok bliżej i pogłaskałam jego policzek. Przytrzymał moją dłoń na nim i wtulił się do niej.
- Nie stracisz. Zostawiłbyś mnie, gdyby coś podobnego się stało? Gdybym nagle nie mogła chodzić, czy mówić?
Otworzył oczy i patrzył na mnie.
- Nie potrafiłbym. Bałbym się, to na pewno. Ale cholernie cie kocham. I to zatrzymałoby mnie przy tobie. Nawet gdybyś nie miała reki, nogi, ucha i włosów.
Taka odpowiedź mnie usatysfakcjonowała.
- A czy ty? Czy kochałabyś mnie nadal, gdybym wyjeżdżał non stop? Gdym nagle nie potrafił się uszczęśliwić?
Zmrużyłam oczy. Bez seksu z Zbyszkiem? Nie uśmiechało mi się.
- Na pewno bym cie nie zostawiła. Jesteś dla mnie wszystkim.
Pocałował mnie i przytulił. Czyżby kryzys zażegnany?
- Czy rozumiesz moją decyzję?- spytałam patrząc w zielone oczy.
- Rozumiem. I obiecuję, że będę cie wspierał.
Z piskiem zawiesiłam się mu na szyi. Przytulił mnie, podniósł do góry i okręcił kilka razy. Gdy mnie puścił, chciał znów pocałować ale mu uciekłam.
- Kto pierwszy do samochodu!- krzyknęłam już kilka metrów dalej.
Do parkingu miałam może z kilometr. Przyspieszyłam, kiedy usłyszałam jak Zbyszek biegnie za mną. Boże, jak ja dawno tego nie robiłam! Ostatnio w dzień, gdy biegłam do jego mieszkania.
Oddychaj głęboko- przestrzegłam się.
Obróciłam głowę, Zbyszek był coraz bliżej. Zaraz mnie dogoni. Ma dłuższe nogi i większe kroki. Jeszcze tylko jakieś trzysta metrów. I właśnie wtedy Zibi zrównał się ze mną. Uśmiechnął szelmowsko. Przyspieszyłam więc i ze złośliwym uśmiechem padłam dłońmi na jego auto. Obróciłam się natychmiast i już miałam krzyczeć, że wygrałam, kiedy coś zatkało mi usta. Wytrzeszczyłam oczy i wtedy ujrzałam czarną czuprynę mojego ukochanego. I iskrzące się zielenią oczy.
- Cii- szepnął i mnie pocałował.
Czułam się przez chwile jak w pułapce. Ale zaraz potem po moich plecach, całym ciele przeszedł dreszcz ekscytacji. Nagle jak najszybciej zapragnęłam być jego żoną. Odsunął głowę może najwyżej dwa centymetry od mojej.

Zbyszek.
Dogoniłem ją szybko. Wszystko zaplanowałem podczas biegu. Pozwoliłem aby mnie wyprzedziła. Wtedy dopadłem do niej. Była wystraszona, ale gdy spojrzała na mnie od razu się uspokoiła.
- Cii- szepnąłem.
Położyłem dłonie obok jej głowy na samochodzie. Przysunąłem się bliżej napierając na jej ciało i pocałowałem. Najdelikatniej jak potrafiłem. Tak cholernie się cieszę, ze za kilka miesięcy będzie moja już na zawsze! Odsunąłem się kilka centymetrów. Drżała, ale chyba raczej nie z zimna bo było ponad 15 stopni. Czyżbym tak na nią działał? Miała zmrużone oczy i lekko rozchylone usta. Spojrzała na mnie spod rzęs.
- Wygrałam- posłała mi zwycięski uśmiech.
- Jak zawsze- odparłem zadowolony.
Zmarszczyła brwi. Coś jej nie pasowało.
- Dałeś mi wygrać! – zajarzyła.
- Nieee- skłamałem. Posłała mi bystre spojrzenie. Poddałem się.- No dobrze, może troszkę dałem ci fory…
- Wiedziałam! To wszystko zbyt łatwo mi przyszło- westchnęła.
Położyłem dłoń na jej policzku, odgarnąłem kosmyk włosów za ucho i głaskałem jej twarz. Tak idealnie moja dłoń dopasowywała się zawsze do jej twarzy…
- Ale to dlatego, że pragnąłem cię pocałować- wytłumaczyłem, co było prawdą.
- Jak pocałować?
- Tak…
Zrobiłem kroczek bliżej niej, co wydawało się niemożliwe. Czułem jej ciało bardzo blisko mojego. Przekrzywiła lekko głowę na bok. Prawą ręką przejechałem po jej ramieniu, potem po tali  w końcu zatrzymała się na jej biodrze. Jej ręce znalazły się na moim torsie. Zbliżyłem twarz do jej szyi. Musnąłem nosem jej ciało. Pod tym dotykiem przechyliła głowę do tyłu. Pomału przesunęłam głowę na jej policzek. Patrzyła mi w oczy. Widziałem to. Widziałem jej pożądanie. Zawsze to robię. Zawsze zaczynam od takiej małej gierki. Żeby się upewnić, ze ona tego chce. Że ma ochotę bym ją pocałował. W każdej chwili mogłem się wycofać, gdybym wyczuł, że jej się to nie podoba. Ale jej się to podobało. Nigdy nie przyzna przede mną tego, jak bardzo w tych momentach mnie pragnie. Tak jak ja nigdy się nie przyznam, jak bardzo chciałbym zawieźć ją teraz do swojego mieszkania… W końcu wpiłem się w jej usta. Położyła ręce na moich ramionach i jeszcze bardziej mnie przysunęła. Nie wiem, czy ona teraz oddycha… Dotknęła językiem moich warg.
- Zbyszek… ktoś może patrzeć…
Dyskretnie rozejrzała się.
- Wiesz, przynajmniej będzie miał jakąś atrakcję oprócz kościoła…
Zachichotała i znów mnie pocałowała. Znaczy nie znów, bo to zazwyczaj ja ją całuję. Na co zbytnio nie protestuje…
- Musimy jechać- przypomniała, gdy muskałem wargami jej szyję i ramię.
Westchnąłem.
- Dobrze, jedźmy więc.

***

Anka.
Tymi pocałunkami doprowadza mnie do szału. Już dawno powinnam się była przyzwyczaić. Ale zawsze moje serce przyspiesza. Dziś wyjątkowo dbał o to, bym nie miała normalnego dla siebie ciśnienia. Po tym, jak przywiózł mnie do Gabrysi, wszedł za mną do bloku i na do widzenia namiętnie pocałował. Szkoda, że on nie wie, jak bardzo w tym momencie chciałam zostać z nim…
Samochodem Gabrysi pojechałyśmy do centrum na małe zakupy. Okazało się, że moja przyjaciółka również musi kupić sobie jakiś wygodny strój kąpielowy i okulary przeciwsłoneczne. Ja za to dodatkowo jakieś spodenki. Mam nadzieję, że będzie cieplej niż jest w tym momencie. Zaczęłam rozmowę o tym, z kim jutro będzie w namiocie. Bo ja osobiście załapałam się na miejsce ze Zbyszkiem. Tak serio to nie mamy namiotu.
- Może z Martą. Ewentualnie gdzieś indziej…
- Z Grzesiem czy Adasiem?
Dmuchnęła niespokojnie na kosmyk włosów. 
- Dzwoniłaś do Mariusza? Powiedziałaś?
- Tak. Stwierdził, że podczas tego weekendu mamy ćwiczyć z chłopakami w plażówkę, skoro nas nie będzie. Obiecał, że zajmie się nami jak wrócimy. Jeszcze w niedzielę wieczorem mamy przyjść na trening.
- Wiesz coś o tym całym turnieju?- zagadnęłam.
- Taaa, coś mówił. Chyba wyjedziemy za trzy tygodnie gdzieś.
- A nie za dwa?
- Nie, co się pozmieniało i za 3.
- Kontynent?
- Ameryka.
Czyli daleko. Ok. Zaparkowała samochód na parkingu, blisko wejścia do centrum handlowego. Weszłyśmy szybko i udałyśmy w stronę sklepu z wakacyjnymi rzeczami. Od razu rzuciły nam się w oczy stroje kąpielowe.
- Jak myślisz, żółty? A może zielony?- spytała.
- Zielony podkreśli twój kolor oczu.
- Tak, na pewno będą się gapić na moje oczy, jak mają dolną partię części ciała odsłoniętą!
Wyczułam zirytowanie.
- Dobra, jak chcesz.
W końcu zdecydowała się na brązowy w ładne, kremowe kwiatuszki. Ja natomiast niebieski z biała oblamówką. Zgarnęłam jeszcze czerwone i czarne figi. Przyjaciółka spojrzała tylko na mnie ze zdumieniem. Dlaczego? Bo zazwyczaj nie nosze takich rzeczy. No, ale od czasu, kiedy spotkałam Zbyszka… nie. Raczej od kiedy się w nim zakochałam, to wszystko się zmieniło. Bardziej zważam na swój wygląd. Gabi wybrała okulary, a ja dość ładne spodenki. Co z tego, że były tak krótki i wyglądały jak majtki? To nic.
- Byłaś dzisiaj ze Zbyszkiem?
- Tak.
- Kiedy termin?
- 17 marzec- uśmiechnęłam się.
Przyjaciółka zapiszczała z podniecenia. - No to trzeba rozglądać się za suknią!
- Daj spokój, dopiero jest koniec sierpnia.
- Ale mimo wszystko. Ja ci pomogę! Zrobię ci takie wesele, że każdy zapamięta je do końca życia!
- O boże, zaczynam się bać…
- Bo… chyba chcesz, żebym pomogła ci wszystko szykować, nie?
Patrzyła na mnie oczami sarenki. Tak, zdecydowanie tak.
- No jak bym mogła! Moja najlepsza przyjaciółka musi mieć w tym duży wkład!
Uściskała mnie podekscytowana.
- Tylko nikt ma się nie dowiedzieć- syknęłam.
- Okej, okej… aaa, dziękuję!- i znów mnie przytuliła całując w policzek.
I tak to przez całą drogę powrotną nadawała mi o tym, jak to będzie piękny ślub. Przez chwilę żałowałam, że zgodziłam się jej to powiedzieć teraz. Ale potem spojrzałam w jej lśniące oczy z podekscytowania i szczery uśmiech. Wiem, że robi to dla mnie. I przy tym będzie się nieźle bawić. Więc nie mam zamiaru odbierać jej tej radości. Ona mnie nie zawiedzie. Nigdy.




------------------------------------------------------------

 #GoPoland ! Do boju chłopcy <3

piątek, 19 września 2014

C



Jadąc samochodem do Nowakowskiego, zaczęliśmy rozmowę o ślubie. No bo kiedyś trzeba było zacząć, a teraz była chwila sam na sam.
- Nie za szybko?- spytałam, kiedy wskazówka na liczniku wskazywała 130/h.
Przewrócił oczami i zwolnił do 100/h. Nie bez marudzenia.
- Pójdziemy jutro załatwić do urzędu?- spytał po chwili milczenia.
Odłożyłam telefon do kieszeni i spojrzałam na niego uważnie.
- Okej.
- Ania, jeżeli nie chcesz… powiedz. Serio, poczekam. Nie pali się.
- Pamiętasz? Chcę być z tobą. Bez dystansu.
Uśmiechnął się do mnie i spojrzał kątem oka.
- Na pewno?
- Zawsze będę mogła zmienić zdanie!- zażartowałam.
- I to mnie trochę niepokoi.
- Niby czemu?- zaskoczył mnie.
- Bo możesz zawsze mi uciec.
Parsknęłam śmiechem.
- Jutro nie mogę.
- Dlaczego?- oderwał wzrok od jezdni i wpatrywał się dobre kilka sekund we mnie.
- Mówiłam ci. Jacek kazał mi przyjść.
- Spokojnie, załatwimy wszystko po kolei- opanował. – Swoją drogą… pójdę jutro z tobą do niego.
Odwróciłam w jego kierunku głowę. Przyjrzałam się rysom jego twarzy. Był poważny.
- Skąd ten pomysł? Boisz się mnie zostawiać sam na sam z nim?
- Nie wiadomo co to za niespodzianka. Lepiej będzie, jak będę przy tobie.
- Jak chcesz- wzruszyłam ramionami.
Po piętnastu minutach byliśmy pod blokiem Cichego. Wysiadłam, gdy Zibi otworzył mi drzwi. Ostatnio często zachowywał się tak… szarmancko. Nie wiem dlaczego. Stanęliśmy pod drzwiami. Muzyka grała głośno, ale dało się wytrzymać. Dziwne, że sąsiedzi nie reagowali. Chciałam zadzwonić, zapukać, ale powstrzymał mnie mój siatkarz.
- Nie usłyszą.
Fakt. Nacisnął więc klamkę. Drzwi były otwarte, weszliśmy do środka.
- O! Nasze gołąbeczki są!- krzyknął czyjś donośny głos. No zgadnijcie kogo? Podpowiem, że ma fioła na punkcie swoich włosów i kamery.
- Cześć, staruszku!- uśmiechnęłam się.- Gdzie reszta?
- Pit w pokoju siedzi z naszym Grzybem. I! Nie jestem staruszkiem.
- Jeszcze- droczyłam się.
- Zaraz dziadkiem będzie- zachichotał Zibi.
- E, tam! Pierdolicie trzy po trzy.Sebastian jeszcze się za dziewczynami nie ogląda, a Dominice to pozwolę jak będzie wystarczająco starsza.
Weszliśmy przez wąski korytarz. Na ścianie wisiał wieszak z kurtkami i czapkami. Kilka par butów. W lewo był salon, w prawo w wejściu do kuchni wisiały niebieskie koraliki do podłogi. My skręciliśmy do pokoju gościnnego. Beżowe ściany, biała kanapa i drewniany stolik. Pufa, czerwony, włochaty dywan i duża plazma na ścianie. Małe okno i wyjście na balkon.
- No, jesteście!- ucieszył się gospodarz.- Wchodźcie, wchodźcie.
- Trzymaj, na zdrowie- podał mu Zbyszek butelkę czerwonego wina.
- Wojcieeech!- z szerokim uśmiechem podszedł do Grzyba i przybili mocną piątkę.
Ja również się z nim przywitałam. Usiadłam ze Zbyszkiem na kanapie. Piotrek poszedł po kieliszki i w tym czasie przybył do nas Kosok. Zdziwiłam się lekko, że bez Gabi.
- Olieg się spóźni godzinę- oświadczył nowo przybyły.
- A gdzie twoja dziewczyna?- zagadał Wojtek.
- Nie byłem po nią.
Nie? Jej, a cóż to się dzieje?
- U, czyżby nasz Grzegorz K. postanowił uwolnić się od ciężarku jakim jest kobieta?- zachichotał Igła.
- Ej! My nie jesteśmy ciężarem dla was. To raczej wy dla nas- poprawiłam.
- A na jakiej to podstawie, hę?- spierał się.
- My gotujemy, sprzątamy, pierzemy, znosimy wasze humory…
- My mamy humory?- podniósł brwi Zbyszek.
- A mówi się, że to kobietę trudno zrozumieć- wtrącił swoje Nowakowski, który właśnie niósł kieliszki na wino.
- Często jest to prawdą- dodał Wojtek. – Człowiek nawet nie wie, w którym momencie ona zmieniła zdanie. Zibi, szykuje ci się piekło w domu.
- Potwierdzam- podniósł dłoń Krzysiek jak najbardziej poważny.- Do tego jak dojdą dzieci…
- Hej! Nie obrzydzajcie mu- wkurzyłam się.- Małżeństwa nie zawsze są wyrokiem.
- Ale często.
- Ja się nie odzywam, bo nie wiem jak to jest- wzruszył ramionami Pit.
- No, ale Piter! U ciebie też się niedługo jakieś weselisko szykuje, hę?!- uśmiechnęłam się.
- Może…
- Jest szerokie i głębokie- dokończyłam.
- Pit weź no zmień tę muzę bo dziwna jest- marudził Zbyszek, głaskając mnie po ręce.
- A co ty masz do tego klasyka?!- zirytował się Igła.- Bardzo porządna. Bo moja.
- Aaa… to już wiem, czemu taka do dupy- rozpromienił się mój ukochany.
- Sam jesteś do dupy.
- Halołł!
Do pokoju wszedł nie kto inny jak Olieg. Zerwałam się z miejsca i podbiegłam do niego. Rzuciłam się mu w ramiona i mocno przytuliłam.
- Witaj, kapitanie!- krzyknęłam mu przy uchu.
- E, bo mi ogłuszysz uszy!- powiedział ze śmiechem, łamiąc nasz ojczysty język.
- Chyba chciałeś powiedzieć, że ogłuchniesz- wyszczerzył się Wojtek Grzyb.
- A co powiedziałem?
Zaśmialiśmy się głośno. Achrem przywitał się z kolegami i postawił na stoliku kolejną butelkę wina czerwonego. Igła jako pierwszy chwycił za alkohol. Najpierw sprawdził, czy rzeczywiście prawdziwe. Następnie nalał do kieliszków. Pierwsza butelka poszła szybko. Po dwóch godzinach byliśmy już lekko „podpijani” (ja prawie nie piłam) jak to Olek stwierdził. Nie nudziliśmy się. Krzysiek pokazał kilka filmików z Igłą Szyte, pożartowaliśmy… Przy trzeciej butelce nasz Libero wstał. Stanął na krześle i wzniósł kieliszek do góry.
- Chciałbym wznieść toast!- mówił donośnym i plączący się głosem. – Wiele dróg przebyliśmy razem, Aniu. Dużo rozmów przeprrowaadziliśmy. Zawsze! Zawsze byłaś z nami. Nawet po sezonie reprezentacyjnym pomogłaś mi wyjść z dołka.- Zrobił taka minę, ze myślałam, że on się zaraz rozpłacze!- Kocham cię jak siostrę! Czuję się za ciebie odpowiedzialny. Dzięki za wszystko kochana. Oby Zbyszek dał ci miłość na jaką zasługujesz. I fizyczną i mentalną. Zdrowie naszej Anki!- krzyknął na całe gardło.
- Zdrowie Anki!- odkrzyknęli a ja się zarumieniłam.
Wypiłam symbolicznie kieliszek. Martwiłam się, jak dojedziemy do domu. Ale Igła mnie uspokoił.
- Iwona po mnie przyjedzie to was zabierzemy- poklepał mnie po ramieniu.
Więc wypiłam jeszcze jeden. Nie za dużo, żeby choć trochę mieć kontrole nad tymi wielkoludami. Siedziałam na kanapie oparta o ramię Zbyszka. Grali w karty. Pokazałam mojemu chłopakowi… narzeczonemu, co zauważyłam.
- Ej, podpowiadasz mu!- zirytował się Olieg.
- Ja? Nie…- udałam niewiniątko.
- My gramy we dwoje- wzruszył ramionami Zibi.
- To nie fer!- założył ręce na piersi Krzysiek.- W takim razie ja sobie wezmę Piotrusia. I będziemy we dwóch.
- Hej! A skąd pomysł że się zgodzę?- oburzył się drugi.- Ty nie masz szczęścia do kart.
- Ograłem cie nie raz- podniósł dumnie głowę libero.
- Bo ci Bartek podpowiedział- Kosok się wtrącił.
- Nieprawda! Sam zgadłem- bronił się.
- Byłem świadkiem- dopowiedział Zibi.- Myślisz, że nie zauważyłem tych waszych ukradkowych spojrzeń? Tych knowań?
Igła zrobił duże oczy.
- Masz zwidy. Radze iść do psychiatry- poradził.
- Psychiatra nie leczy zdrowych na umyśle.
Zagadałam ich potem o nowym sezonie +L. Podzieliłam się z nimi pomysłem, aby znów pracować w Resovii. Nikt oprócz mnie nie wiedział o tym, że dostałam propozycję być ich własnym psychologiem. I niech tak zostanie. Podjęłam już decyzję. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Paula. Szkoda, że Grozer odchodzi. No właśnie. Spytałam o pożegnanie tego siatkarza. Odpowiedział mi Nowakowski:
- Grozer nie chciał żadnej imprezy. Więc w szatni go pożegnaliśmy.
Posiedzieliśmy tak do jedenastej. Muzykę ściszyliśmy, żeby nie przeszkadzała sąsiadom. Potem Igła zadzwonił po żonę. Samochód Zbyszka zostawiliśmy na parkingu przed blokiem. Wchodząc do swojego mieszkania, chciałam być cicho, ale mi nie wyszło. Ściągnęłam buty i odłożyłam je obok szafki. Na palcach zaczełam się skradać do kuchni. Niestety zahaczyłam nogą o reklamówkę, która stała w drzwiach. Poleciałam jak długa na podłogę. W ostatniej chwili przytrzymałam się sznurka, który wisiał na ścianie obok drzwi. Kiedy już odetchnęłam, sznurek pękł. Upadłam na tyłek z hukiem. Przy okazji przewróciłam wazon z sztucznymi kwiatami. - Kurwa- zaklęłam.
- Co tu się dzieje?- spytał senny głos Gabrysi.- Anka! Gdzieś ty była? Nie odbierasz telefonów… co tu się stało?! Pijana jesteś?
- Nieeee…- zaprzeczyłam próbując się podnieść.
- No tak. Ja już wiem, gdzie ty byłaś. Oni cie demoralizują!
- Grzesiu tez był- wymsknęło mi się. – Nie zaprosił cie?
- Jakoś chyba nie miał ochoty ze mną pogadać po przyjeździe. W ogóle to szybko wrócił.
Podeszła i chwyciła mnie za ramię. Chwiejąc się, wstałam. Przytrzymałam się futryny i spojrzałam na przyjaciółkę. Potem nachyliłam się i postawiłam powrotem wazon.
- Ups… ucha niema- znów powiedziałam za nim pomyślałam.
- Coo?! To mój ulubiony!
No tak. Dostała go od ojca na urodziny. Niebieski w żółte i czerwone kwiatuszki. Dość duży, stał na podłodze.
- Przepraszam, to nie było specjalnie- spuściłam głowę i wydęłam usta.
- Och, dziewczyno! Lepiej idź spać.
Popchnęła mnie lekko w stronę sypialni. Zatoczyłam się i o mały włos snów nie upadłam, gdyby mnie nie chwyciła za rękę.
- Lepiej cię odprowadzę bo po drodze się zabijesz- westchnęła. Chwyciła mnie jedną ręka w pasie, drugą przewiesiła moją rękę za swoją szyję. – Jezu, ile ty wypiłaś?
- Troszeczkę- mruknęłam pokazując palcami minimalną szparę.
- Nie wydaje mi się- stwierdziła wchodząc ze mną do sypialni.
- Powiedz.
- Co?
Położyła mnie, a raczej cisnęła mną na łóżko. Głośno jęknęłam.
- Powiedz, czy wiedziałaś o Grześku. Widziałaś się z nim? Dziś przyjechał- mamrotałam.
Ściągała mi koszulkę i podała piżamę.
- Wkładaj- rozkazała.
Posłusznie wykonałam rozkaz.
- Powiedz- nie dawałam za wygraną.
- Nie widziałam się z nim.
- Czyli jesteś z Homi?- upewniłam się na wpół śpiąca.
- Śpij. Rano pogadamy.
- Rano…


*** 

Obudziłam się o dziesiątej. Gabrysia jeszcze była w domu. Wstałam na wpół przytomna i poszłam do kuchni.
- Kawy- jęknęłam, opadając na krzesło.
- Sama sobie zrób. Stłukłaś mi wczoraj wazon- przypomniała.
Oparłam policzek o zimny blat stołu, zamknęłam oczy i słuchałam jej wywodu.
- Nie bądź bezduszna...- mruknęłam.
- Dlaczego się upiłaś?- spytała w końcu.
- Bo mnie zmusili.
Patrzyła na mnie spode łba.
- Sorry za wazon- posłałam jej spojrzenie typu: „wybacz mi, proszę”. – Da się to jakoś skleić?
- Już to zrobiłam- odparła.
Chyba już nie była zła. Raczej zadowolona.
- Z czego tak się cieszysz?- wyprostowałam się i patrzyłam, jak nalewa kawy. Położyła filiżankę przede mną. Od razu ją chwyciłam i wzięłam duży łyk.
- Ja?
- No widzę przecież. Miałyśmy pogadać.
- Pamiętasz?- zdziwiła się.
- Sklerozy jeszcze nie mam. Więc…?
Oparłam się wygodnie i obserwowałam ją uważnie. Jeżeli będzie mówić szczerze, to okej. Ale jeśli kłamie to wyczuję to raz dwa. Ona doskonale o tym wie. Dlatego jesteśmy przyjaciółkami. Potrafimy czytać sobie w myślach. Czasem to krepujące i męczące. Ale niekiedy przydatne. Na przekład w tym momencie.
- Nie miałam pojęcia, że przyjedzie tak szybko. Nie napisał do mnie, nie zadzwonił… Wczoraj wieczorem byłam z Adamem. Poszliśmy na pizzę. Zwierzył mi się z czegoś. – Popatrzyła na mnie skruszona.- Bardzo tęsknił za krajem, tobą, tatą i… mną. Ucieszyło mnie to, że czasem o mnie myślał. Nie ukrywałam radości. Gdy szliśmy w kierunku mojego bloku, zatrzymał się i powiedział, uwaga cytuję: „Bardzo cię lubię Gabi. Jesteś dla mnie bardzo ważna…”.
- Pocałował cię?- rozpromieniłam się. Czyżby w końcu wyznali sobie miłość i wszystko się ułoży?
- Nie. Ale chwycił mnie za rękę i tak odprowadził pod same drzwi.
No, no. Mój braciszek potrafi się zachować.
- A chciałaś żeby cie pocałował?- drążyłam temat.
- Anka, kurde! Niezręcznie mi trochę bo to twój brat w końcu…
Zaśmiałam się.
- Co z tego? Obydwoje jesteście dla mnie ważni. Bardzo ważni. Wyjaśnijcie sobie w końcu wszystko.
- Nie jestem pewna, czy on by tego chciał… Nie wiem, może znów wyjedzie? Znów mnie zostawi? Chociaż tamtym razem mnie nie zostawił bo nie byliśmy razem. Teraz tez nie jesteśmy…
- A chcesz?
- Co?
- No być z nim, kretynko!
Zastanowiła się i kiwnęła twierdząco głową. Czyli sprawa przesądzona.
- Załatw to z Grześkiem. Powiedz mu.
- Właśnie w tym problem. Nie chce go zranić… on jest taki… wrażliwy. Jego też kocham. Ale raczej nie tak jak powinnam.
- Bądź z nim szczera. I z sama sobą.
Skinęła głową. Dopiłyśmy kawę.
- Eh, ja się już muszę zbierać do Sovii- wstała. – Będziesz dziś o szesnastej?
- Będę, będę- przyrzekłam. – Wiesz może o co chodziło Jackowi?
- Nie mam zielonego pojęcia- przyznała.
Poszła założyć buty. Potem wróciła do mnie biegiem i przytuliła od tyłu.
- Dziękuję słońce- dała mi całusa w policzek.
- Za ten stłuczony wazon?
- Ty już dobrze wiesz, za co- mrugnęła i poszła.
A ja dopiłam kawę, przebrałam się i zaczęłam robić coś pożytecznego. Włączyłam Eskę w TV. Akurat śpiewała Rihanna. Wtórując jej, zaczęłam sprzątać w mieszkaniu. Starłam kurze z mebli, umyłam łazienkę. Znalazłam jakiś płyn do okien więc postanowiłam tez umyć szyby. Chwyciłam czystą ściereczkę i zaczęłam działać. Pół godziny później z rurą od odkurzacza tańczyłam w salonie i przedpokoju. Kiedy mniej więcej ogarnęłam mieszkanie, udałam się do kuchni. Zastanawiałam się długo, co ugotować. Spojrzałam na zegarek. Już za pięć pierwsza! Chwyciłam portfel i wyszłam z domu. Jak się uda to obiad będzie zanim Gabi wróci. Wpadłam do zieleniaka i kupiłam ogórki zielone oraz ziemniaki i pomidory. Następnie w Lidlu śmietanę, cukier, mleko i sok pomarańczowy- tradycyjnie. Obładowana wróciłam do mieszkanie. Zaczęłąm kroić warzywa, wstawiłam ziemniaki żeby się ugotowały. Zrobiłam mizerię. Sprzątnęłam i wreszcie usiadłam w salonie przed TV. Godzinę później miałam zamiar odlać wodę od ziemniaków. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Piętnasta.
- Otwarte!- krzyknęłam.
- Gdzie jesteś?- odpowiedział męski głos.
- Tutaj! W kuchni.
Zbyszek wszedł z wielkim bananem na twarzy.
- Cześć kochanie- podszedł i mnie przytulił.
- Hej…
Pocałował mnie w szyję i policzek. Schował twarz na moim ramieniu. Przeczesałam mu ręką włosy. Ta krótka chwila wystarczyła, żeby przekazać wszystkie emocje. Zaraz przyjdzie Gabrysia i zjemy obiad…
- O cholera!- wrzasnęłam i odsunęłam się od siatkarza.
Obróciłam się w stronę kuchenki. Ziemniaki kipiały! Wyłączyłam szybko gaz i odkryłam pokrywkę.
- Zbyszek, przez ciebie o mało nie zalałam całej kuchenki!- oskarżyłam go.
- To nie moja wina, że tak na ciebie działam- mruknął z figlarnym uśmiechem.- Pomóc ci?
- Nie mogłeś poczekać chwili?
- Nie wytrzymałbym. Brakowało mi ciebie dziś rano- wyznał podchodząc od tyłu i całując w obojczyk.
W życiu, w tym momencie bym się nie przyznała, że mi też. W najlepszym wypadku skończyło by się na tym, że wylądujemy w łóżku. Ewentualnie nie fatygowałby się dojść do sypialni. W najgorszym Gabi by była zła, że przez to nie dostała obiadu.
- Zabieraj te ręce- fuknęłam niby rozdrażniona.- Zaraz obiad. Zjesz?
- Z chęcią. Skoro ty robiłaś…- posłał mi spojrzenie typu: „obiecuję, że nie będę się śmiał, jeżeli coś ci nie wyszło, ale nie trzymaj mnie za słowo”.
- To wyciągnij talerze z prawej górnej szafki- zakomenderowałam.
Posłusznie wyciągnął trzy talerze. Wtedy to usłyszeliśmy trzask drzwi wejściowych i jęk przyjaciółki.
- Hej! Jest już obiad?!- zawołała.
- Jeżeli się nie brzydzisz, to tak- odparł mój ukochany, zanim otwarłam usta.
- Co on tutaj robi?- fuknęła i wparowała natychmiast do kuchni.- Nie mów, że on gotował!
- Właściwie to…
- Gotowałem ja- wyszczerzył się.- Skosztujesz ziemniaków? Mizeria jest jak niebo w gębie!
Przyjaciółka jęknęła.
- To ja chyba podziękuję za posiłek- stwierdziła.
- Ale…
- Tym więcej dla nas!- przerwał mi znów Zbyszek.
Jezu, czy oni muszą się tak sprzeczać?
- On się wygłupia- sprostowałam.
Gabi posłała mi wdzięczne spojrzenie i podeszła żeby powąchać ogórki ze śmietaną i przyprawami. Wygoniłam ja natychmiast, żeby najpierw umyła rece. Obróciła w kilka sekund. Dosiadła się do nas przy stole. Ziemniaki i mizeria.
- A gdzie mięso?- zrzedła jej mina.
- Nie zdążyłem upolować- Zbyszek bawił się jej kosztem.
- Bardzo śmieszne! Pytam serio.
- Nie miałam czasu żeby zrobić twoje kotlety schabowe.
Spojrzała na mnie wymownie.
- Trudno. Przez ciebie sobie nie pojem.
- No nie powiem, żeby to na ciebie źle wpłynęło, wręcz przeciwnie!- śmiał się Zibi.
Z jednej strony bronił mnie i mojej „kuchni”. Z drugiej obrażał przyjaciółkę.
- Dość! Jesz to co jest. Jak nie to sobie gotuj sama. A ty- zwróciłam się do chłopaka- przestań w końcu żartować!
- Wiem, że taki ci się podobam- zmrużył oczy i patrzył na mnie uwodzicielsko.
Uciekłam wzrokiem.
- Nie… nie.
- A ja i tak wiem, że mam rację- podsunął się bliżej i zamruczał mi do ucha.
- Uwaga, bo rzygnę tymi ogórkami- ostrzegła Gabi.
- Oj, jedz już!- próbowałam go odepchnąć od siebie.
Ale to nic nie dawało. Zbliży się jeszcze bardziej, prawie na mnie leżał. Lekko pocałował mnie w policzek
- Mówię serio- krzyknęła Gabi.
Zbyszek odsunął się ode mnie z dezaprobatom. Po chwili wszyscy ryknęliśmy śmiechem.




---------------------------------------------------

Witajcie ;)
Taki to oto rozdział...  Jutro dodam kolejny, jeżeli mi się uda...

Aaaa! Jesteśmy w półfinaleee! <3 Wyszliśmy z "grupy śmierci" na pierwszym miejscu ogrywając BRAZYLIĘ i ROOSJĘĘ ;D
Myślę, że jesteśmy w stanie dojść do finału. Tylko trzeba się skoncentrować na kolejnych meczach ;)
Więc #GoPoland! 

O rany, to już 100 rozdział!! :0 xd

Pozdrawiam ;**