piątek, 12 września 2014

XCVIII



Gabrysia została na noc i spała na wygodnej kanapie. Pomogła przyszykować mi na dziś kilka rzeczy. Upiekłyśmy też szarlotkę, żeby była gotowa na dziś. Wstaliśmy wszyscy o dziewiątej. Nie było łatwo zwlec się z łóżka, kiedy miało się przy sobie prawdziwego, greckiego boga!
- Hej, śpiochy! Ja już idę, żeby wam nie przeszkadzać- zajrzała do sypialni przyjaciółka.
- Zaraz cie Zibi odwiezie- odpowiedziałam wtulona w jego tors.
- Nie trzeba, poradzę sobie…
Miała nieodgadniony wyraz twarzy. Chyba wiem w jaki sposób sobie poradzi.
- Jak chcesz- wzruszyłam ramionami.
I poszła. Chwile potem westchnęłam i oddaliłam się od siatkarza. Ale jemu to chyba nie pasowało bo natychmiast się do mnie przytulił.
- Zbyszek… trzeba wstawać. Za dwie godziny mamy gości- przypomniałam.
- Zaczynam żałować- przyznał.
- Jakoś przeżyjesz. Gorzej ze mną.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Twój tata…- zaczęłam.
- Nie przejmuj się nim- przerwał mi natychmiast i pocałował.
Na chwilę się zatraciliśmy w pocałunku. Potem opadł znów na moje ramię. Przeczesywałam mu palcami piękne włosy. A on masował mi brzuch.
- Chciałbym tak leżeć wiecznie… Kiedy to będzie możliwe? Kiedy w końcu nie będziemy musieli zrywać się od razu z łóżka, jak tylko się obudzimy?
- Na pewno jeszcze nie dziś- odpowiedziałam i wstałam. 


*** 

Równo o jedenastej zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Otworzę- ostrzegł mnie.
Nerwowo spojrzałam na swoje odbicie w lusterku w przedpokoju.
- Wyglądasz zjawiskowo- powiedział i dał całusa w policzek.
Uśmiechnęłam się. Miałam założyć spódniczkę w czerwone kwiatuszki, ale się rozmyśliłam. Dziś będę potrzebowała całkowitej sprawności ruchowej. Dlatego tez włożyłam bezowe rybaczki i wczoraj kupiona bluzkę. Stanęłam za plecami Zbyszka. Serce waliło mi jak młot pneumatyczny.
- Zbyszek!
To była Klaudia.
 Weszła do środka a za nią Leon. I… Bobek! Od razu doskoczył do siatkarza, a potem do mnie.
- Cześć, mamo- przytulił ja mocno.- Cześć, tato.
- Zbigniew.
Uściskali sobie ręce. Jak słowo daje, ten facet mnie przeraża.
- Witaj, Aniu- podeszła kobieta i serdecznie mnie uściskała, dając jednocześnie całusa w policzek. Odwdzięczyłam się tym samym.- Ślicznie wyglądasz!
- Witaj. Dziękuję… Piękna sukienka!
Spojrzałam na jej strój. Biała, lekka sukienka ze srebrnym paskiem w pasie i lekkim dekoltem. Wyglądała w niej bardzo dobrze.
- Ach, stara jak świat! Jak ja!
- Dzień dobry- uśmiechnęłam się do ojca siatkarza. Ten był w koszuli i garniturze. Zbyszek podobnie, tylko bez tego drugiego. Starałam się w ten uśmiech dać tyle szczerości, żeby nie było widać sztuczności. – Miło mi pana widzieć.
- Wzajemnie –odburknął.
- Chodźcie dalej- zaprosił gospodarz.
Wyminął mnie i zaprowadził gości do salonu.
- Zostajecie?- spytał niby to obojętnie.
- Nie opłacało by nam się przyjeżdżać na głupi obiad- odparł zmęczonym głosem mężczyzna.
Kiwnęliśmy głowami. Czyli będę musiała znosić jego towarzystwo przez trzy dni! Jak dobrze pójdzie to pojadą jutro po południu, ale wątpię. Usiedli na kanapie. Ja z moim chłopakiem naprzeciwko nich w fotelach. Bobi postanowił położyć się tuż przy naszych nogach.
- Czego się państwo napiją? Kawy, herbaty… Szykowałam właśnie śniadanie, więc…
- Oj, nie kłopocz się- machnęła ręką Klaudia. – Jedliśmy już. Ale z chęcią napiję się kawy.
- Ja również.
Leon powiedział to twardym, rozkazującym tonem. Zdenerwował mnie, ale nic nie powiedziałam. Kiwnełam tylko lekko głową. Miałam ochotę głęboko się ukłonić i powiedzieć coś w stylu: „Już, wielmożny władco”. Ale się powstrzymałam. Wstawiłam wodę do czajnika elektrycznego i nasypałam kawy do filiżanek. Zaniosłam cukier. Piesek chodził za mną krok w krok. Dostał nawet kilka plastrów kiełbasy.
- Masz bardzo ładne mieszkanie, synku- kobieta była zachwycona.- Ale to pewnie dzięki Ani. Nie dbałbyś tak o wszystko, gdyby nie kobieta.
- A to jest błąd- poprawił ją mąż.- To kobieta powinna dbać o dom.
- Mężczyzna też powinien umieć robić pranie, zmywać i prasować- odparła hardo. – Mieszkacie razem?
Zwróciła się do nas. Usiadłam obok Zibiego i przysłuchiwałam się.
- Nie- odpowiedział lekko Zbyszek. – Jeszcze nie.
- Czyli macie to w planach?- drążyła.
- Tak właściwie…- zaczęłam, ale Zibi szturchnął mnie lekko w ramię.
Zamknęłam usta. To faktycznie nie jest dobry moment. I to sobie właśnie wzrokowo wyjaśniliśmy. Rozumiemy się bez słów.
- Na razie nie- skończyłam.
Wtedy usłyszałam, że woda się zagotowała. Szybko wyszłam z salonu. Oparłam się dłońmi o biały blat. Odetchnęłam i zalałam kawę. Włożyłam filiżanki na tacę i zaniosłam. Weszłam i im podałam.
- Mogę prosić może cukier?- spytał Leon.
Zważywszy na to, że cukierniczka stała na stole, miałam ochotę się zaśmiać. Nie potrafi jej sobie wziąć? Skarciłam się w duchu za takie myśli. Podniosłam się lekko i podałam mu cukierniczkę. Pech chciał, że niechcący zahaczyłam ręką o jego filiżankę i…
- A!
- O, Boże… przepraszam… Jej, tak mi przykro!
Gówno prawda, wcale mi nie jest przykro.
Kawa wylała się na jego spodnie. Oburzony, wstał z miejsca. Klaudia zaraz do niego podeszła i zaczęło serwetką wycierać garniak. Stałam w miejscu z przestrachem na twarzy. Boże! Zniszczyłam mu garnitur, zapewne drogi jak diabli! No… zdaje się, że jednak nie pożyję tak długo jak planowałam… Co za wpadka!  Wszyscy byli przejęci. Tylko Zbyszek siedział niewzruszony na kanapie i przyglądał się całej sytuacji z obojętnością i znudzeniem wypisanym na twarzy.
- Cholera! Ale z ciebie niezdara!- wyzywał się na mnie Leon.- Nie wiem doprawdy Zbigniew, gdzieś ty ją wynalazł?! Taka ślamazara!
- Nie obrażaj jej!- ryknął siatkarz szybko się podnosząc.
Stanął przede mną i zasłonił własnym ciałem. Bobek szczeknął przeraźliwie.
- Nie mów mi co mam robić!
- Jeszcze raz ją obrazisz, a …
- Stop!- przerwała tę wymianę zdań Klaudia.- Leon, natychmiast idź do łazienki i przemyj to. Zbyszek, uspokój się! Nie czas na kłótnie. Lepiej daj ojcu jakieś spodnie. Aniu… masz może jakiś ręcznik?
Dzięki komendom kobiety ogarnęliśmy sytuację. Garnitur wisiał na sznurku na balkonie i się suszył. Leon dostał dresowe spodnie syna i szybko je włożył. Atmosfera była już bardzo napięta. Nawet pies to odczuwał. Nie powiem, słowa Leona bardzo mnie dotknęły. Ja nigdy nie powiedziałabym na głos, do niego, albo w jego obecności, że jest starym gburem.
Godzinę później wzięłam się za robienie obiadu. Klaudia mi pomogła. Mężczyźni oglądali mecz i się do siebie nie odzywali. Pilnował ich Bobek.
- Bardzo mi przykro z powodu tych spodni…- zaczęłam.
- A, daj spokój! Nic się nie stało. Na szczęście się wyprały.
- Pogorszyłam sytuację- westchnęłam, krojąc sałatę na sałatkę.
- Prędzej czy później i tak coś by wymodzili- pocieszała mnie.- Oni nie potrafią się nie kłócić.
Może mi się wydawało, ale Klaudia wspominając to, uśmiechała się lekko.
- Dlaczego tak jest?
- Eh, takie same charaktery. Podobny tok rozumowania i nie potrafią się dogadać. Nie wiem, czy to dobry pomysł zostawać tutaj aż do poniedziałku…
- Poniedziałku?- wyrwało mi się.
- Tak, poniedziałku. Ale Leoś raczej nie będzie się spierał, jak wylecimy stąd samolotem jeszcze w sobotę.
Tak! Życie jednak może być piękne.
- Na pewno? Nie zostaniecie na dłużej…?
Błagam, powiedz, że nie. Powiedz. Jestem wredna, że tak myślę.
- Nie… oni nie dotrwaliby ze sobą tak długo… Aniu, mam włożyć już do piekarnika?
Zmieniłyśmy temat na kuchnie. Zwierzyłam jej się, że nigdy nie lubiłam gotować. Ona stwierdziła, że tak miała przed poznaniem swojego męża. Podobnież mnie też to czekało.
Sałatka była gotowa, włożyłam ją do lodówki. Kurczaki z ryżem się piekły w piekarniku. Klaudia zauważyła ciasto.
- No, no… sprytne posunięcie- pochwaliła.- Powinien się udobruchać po zjedzeniu szarlotki.
- Mam nadzieje, że tak…- mruknęłam.
Zwłaszcza, że czekała go nowa rewelacja. Jego syn żeni się z „niezdarną i ślamazarną dziewczyną niewiadomego pochodzenia”.
Niecałe dwie godziny później jedliśmy obiad. Tym razem nic nie wymodziłam. Leon trochę narzekał, że sałatka niedoprawiona, kurczak za bardzo się spiekł a sok pomarańczowy okropnej jakości. Jednym słowem, wszystko źle.
Po obiedzie rozsiedliśmy się w salonie. Przyniosłam ciasto.
- Co tak ładnie pachnie?- zdziwił się starszy mężczyzna.
O! Miła odmiana. A gdzie: „to niedobre, to złe”?
- Upiekłam ciasto- powiedziałam i postawiłam talerz na stoliku.
Mina Leona – bezcenna.
- Co to za ciasto?- dopytywał się.
- Szarlotka. Lubi pan? Chciałam upiec sernik, ale stwierdziłam, że szarlotka będzie lepsza.
Specjalnie podkreśliłam swój wybór, żeby troszkę u niego zyskać w oczach.
- Hm.
Zmarszczył brwi i nałożył ciasto. Tak, jak każdy. Wziął widelczyk i spróbował kawałek. Jego rysy twarzy złagodniały.
- Smakuje?- zapytałam z nadzieją.
- Jadłem lepsze, ale nie jest złe.
Ho, ho! Co ja słyszę! „Nie jest złe”?! To chyba największy komplement usłyszany przeze mnie, wypływający z jego ust.
- Starałam się.
- Pyszne- pochwalił Zbyszek i dał mi całusa.
Uśmiechnęłam się. Przynajmniej on docenił moja nocną pracę. 


*** 

Wieczór minął okropnie. Leon dzięki szarlotce troszkę złagodniał. Jeżeli tak można to nazwać… Przy kolacji znów rozmawialiśmy o jednym. O nas. Cóż, jeżeli ktoś wyobraża sobie wściekłego niedźwiedzia z kłami i pazurami wilka… tak można opisać Leona po tym, jak się dowiedział o zaręczynach.
- Jesteście dziwni- przerwała milczenie podczas jedzenia Klaudia.- Coś się stało?
Spojrzałam na Zbyszka. Kiwnął głową. On najlepiej wie, kiedy jest odpowiedni moment, żeby to powiedzieć ojcu. Chwycił mnie za rękę  i powiedział.
- Tak… stało się coś ważnego.
- Jest w ciąży?- to pytanie zadał jego ojciec. Był oburzony.
- Nie!- zaprzeczyłam natychmiast.
To pytanie sprawia, że mam ciarki na całym ciele. Jeszcze trochę i obrzydza mi to słowo i wybija z głowy taką możliwość.
- Mamo, tato, ja i Ania zaręczyliśmy się.
Klaudia miała nieprzenikniony wyraz twarz. Niespokojnie zerkała na męża. Bobek leżał u moich stup i spał. Ale na dźwięk krztuszącego się herbatą Leona, niespokojnie się poruszył i podniósł łebek.
Leon był wściekły.
- Co?!- zagrzmiał.
Ups. Zareagował gorzej niż Marek.
- Zaręczyliśmy się- nie wiem, skąd nagle u mnie ta odwaga.
- Zwariowaliście?!- fuknął nagle wstając, o mało nie przewracając stołu.
- Leoś, uspokój się. Skarbie, usiądź.
- Nie będę spokojny! Niech mi najpierw wytłumaczą!
- Tato.
Zbyszek mówił spokojnie i stanowczo. Ojciec zerknął na mnie i usiadł.
- Dobrze- westchnął.- Kiedy?
- Kilka dni temu. Mieliśmy do was przyjechać, ale…
- Dobrze, dobrze!- przerwał. – Ale od razu ślub?
- A na co mieli czekać?- wtrąciła Klaudia.- Dobrze, że Zbyszek wreszcie się ustatkował! I do tego znalazł wspaniałą dziewczynę! Gratuluję, kochanie!
Podeszła do nas i ucałowała. Jej mąż nie miał nawet zamiaru nic powiedzieć.
- Porozmawiamy o tym jutr- zapowiedział.
I wróciliśmy do kolacji.


*** 


Przyjechała po mnie Gabrysia. Od razu zapytała, jak poszło. Spojrzałam na nią spode łba. I milczałam.
W nocy miałam koszmar.
Śniło mi się, że jestem w mieszkaniu Zbyszka i gotuję obiad. Nagle wchodzi Leon i zaczyna wrzeszczeć. Jego twarz zmieniła się w łeb wilka. Kłapał na mnie tymi swoimi wielkimi zębiskami. A ja nie mogłam nic poradzić. Potem krzyczał, że nie potrafię nic zrobić bez wpadki. Kiedy rzucił się na mnie, żeby zabić… obudziłam się zalana potem.
Opadłam na poduszki z mocno bijącym sercem.
- Cholera…
Bałam się zamknąć oczy, żeby przypadkiem znów nie pojawił się starszy Bartman i tym razem nie zacisnął kłów na mojej szyi. Leżałam do siódmej.
W końcu postanowiłam się zebrać i przygotować no kolejną rundę walki Anka vs. Leon. Dziś miałam z nimi iść na miasto. Przynajmniej będą świadkowie spoza rodziny, to mężczyzna nie odważy się na mnie krzyczeć.
Nawet nie wiedziałam, jak bardzo się myliłam…
Po południu byłam w mieszkaniu Zbyszka. Ubrałam się w krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach. Było dość ciepło. Jego rodzice również byli ładnie ubrani. Jednak nikt nie mógł się równać z samym siatkarzem. Ciemno niebieska koszula w fioletową kratę i spodenki za kolana… był perfekcyjny.
- Cześć przystojniaku- szepnęłam mu na ucho.
- Cześć piękna- dał mi całusa w skroń. – Idziemy?
Kiwnęłam głową. Byłam gotowa na wszystko. Krzyki, wrzaski, spokojna rozmowę, milczenie, żarty… Ale nie przewidziałam jednego.
Mijając w centrum jakiś sklep, dojrzałam gazetę. Przegląd sportowy, a na pierwszej stronie ja i Zbyszek u Jubilera. Obok mniejsze zdjęcie, jak się całujemy i gdy zabieram pierścionek. A potem… gdy on przede mną klęczy i prosi o rękę. Hasło głosiło: „Bartman zmienia stan cywilny!”. No tak, ale sensacja.
- Nawet nie wiedziałam, że gazeta o nas napisała- westchnęłam zażenowana.
- Nie jedna, ale wszystkie- odparł sucho mężczyzna.
Klaudia zaczęła rozmowę na temat ślubu. Powiedzieliśmy jej, że na razie odczekamy.
Weszliśmy do Galerii Rzeszów. Klaudia zagadnęła o coś Zbyszka i weszliśmy do sklepu z ciuchami. Oglądając, szłam obok ojca siatkarza. Kilka metrów przed nami reszta prowadziła ożywioną dyskusję. Udawałam, że oglądam bluzki. Nagle Leon się odezwał:
- Nie spotykaj się z nim.
- Słucham?!- zdziwiłam się, że nagle raczył się do mnie odezwać.
- Zostaw go.
- Czy ty wiesz, czego ode mnie żądasz?!
Wzruszył ramionami. Był naprawdę trywialny!
- Zostaw Zbigniewa w spokoju! On powinien skupić się teraz na siatkówce. A przez ciebie jest inaczej!- podniósł lekko głos.- W Londynie miał szanse pokazać się z najlepszej strony! Osiągnąć to, o czym zawsze marzył! Przez ciebie mu się nie udało!- wyrzucał mi to tak… po prostu.- Sam zresztą nie jest święty. To idiota, który poleci na każdą kobietę. A ty zostałaś jego ofiarą. Mówię ci, zostaw go! Nie chce, żebyś z nim była!
- Czy słyszysz co mówisz?!- oburzyłam się.- Jak tak możesz?!
Stanęliśmy w miejscu i cicho się kłóciliśmy.
- Słyszę. Zbyszek nie powinien patrzeć na dziewczyny. Siatkówka. To teraz ma być na pierwszym miejscu. Liga światowa… też mi coś! W jego wieku grałem dużo lepiej! Powinien więcej ćwiczyć bo na razie jest pośmiewiskiem dla kibiców!
Teraz przesadził. Po prostu nie wytrzymałam.



Kiedy byłam tak na maksa wkurzona? Rzadko. Nigdy nie czułam takiej złości jak teraz. Zazwyczaj się powstrzymywałam, odczekałam aż agresja minie. Uważałam na słowa…
Ale tym razem było inaczej.
Teraz przesadził. Po prostu nie wytrzymałam!
- Słyszysz, co mówisz?! Każesz mi przestać się spotykać ze Zbyszkiem bo to mu niby szkodzi?! W takim razie w ogóle go nie znasz! Twój syn jest szczęśliwy! Ma siatkówkę i kobietę, rodzinę też chciałby mieć! Ale ty- wytknęłam go palcem. Krzyczałam. Ludzie patrzyli na nas zdziwieni, on był zszokowany. Ale nie mogłam się powstrzymać. Wygarnęłam mu wszystko.- tego nie widzisz! Jesteś ślepym głupcem! Zbyszek zdobył złoty medal Ligi Światowej. A ty zamiast się cieszyć razem z nim, pogratulować… co zrobiłeś?! No, pytam co! Cholera jasna nawrzeszczałeś na niego! Nie rozumiem tylko, dlaczego… co on ci zrobił?! Twój syn cię kocha. A ty? Kochasz go?! Jeżeli tak, to dziwnie okazujesz swoje uczucia. I wytłumaczenia są dwa. Albo sam nie radzisz sobie ze sobą i wyżywasz się na nim, albo jesteś starym gnojem, który nigdy się nie zmieni i rani swoich najbliższych.
W tej chwili kipiałam ze złości. Jak Leon śmiał obrażać Zbyszka?! Nie interesowało mnie to, że ludzie patrzą na mnie jak na wariatkę. Nawet to, że Klaudia miała bladą twarz. Zbyszek patrzył na tę scenę w szoku, z wielkim niedowierzaniem. A jego ojciec? Zrobił się czerwony jak burak. Kipiał złością, tak jak ja. Zacisnął pięści i niemal zgrzytał zębami.
- Jak śmiesz coś takiego mówić?!- wybuchł po chwili. – Kim ty jesteś żeby mnie oceniać?!
- Jestem narzeczoną twojego syna! I staram się ci uświadomić, jak wielki błąd popełniasz…
- Nie mów mi, co mam robić!- warknął.- Klaudia! Idziemy.
- Oczywiście! Najlepiej uciekać od problemów!- zakpiłam.
Podniósł rękę, zapewne aby mnie spoliczkować. Nawet się nastawiłam. Już jestem gotowa. Możesz walić. Za Zbyszka mogę znieść wszelką przemoc.
Ale wtedy mój narzeczony chwycił ojca za ramię i powstrzymał.
Leon posłał mi wściekłe i zabójcze spojrzenie. Chwycił żonę za rękę i odciągnął od syna. Do niego zwrócił się:
- Zbigniew, mówiłem żebyś ją zostawił. Jest chora! Chodź z nami, zostaw ją.
To zabrzmiało jak rozkaz. Przez chwilę myślałam, że Zbyszek bez słowa odejdzie, bo patrzył ojcu w oczy i… chyba się bał. Ale po chwili spiął całe ciało i odrzekł:
- To zdanie dowodzi, że Ania miała rację.
Usłyszałam w tle szepty i podniesione głosy.
Odwrócił się do rodziców plecami. Podszedł do mnie, objął i przytulił. Byłam zdziwiona i… dumna! Postawił się Leonowi!
- Chodź, Aniu…- szepnął, wziął mnie za rękę i wyprowadził ze sklepu, niemal mnie za sobą ciągnąc.
- Zbyszek… ale…
Stanął tak gwałtownie, że o mały włos się nie przewróciłam. Chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Pocałował żarliwie w usta. Potem wtulił twarz w moją szyję.
- Dziękuję- usłyszałam tuż przy swoim uchu.
- Za co?- oburzyłam się.- Za to, że przeze mnie odwróciłeś się od ojca?
- Nie. Za to, ze mnie broniłaś. Uświadomiłaś mi, że żyłem złudzeniami. Miałem nadzieję, że on kiedyś powie coś więcej niż głupie: „Zbigniew. Nie rób tego. Zrób jak ci karzę!”- doskonale udawał głos Leona.
Nagle poczułam na ramieniu coś mokrego. Uświadomiłam sobie, że on płacze.
- Zbyszek…- szepnęłam.- Kochanie, nie płacz.
Nigdy nie widziałam, jak płakał. I nigdy więcej nie chcę tego widzieć. Serce mi się złamało. Pogłaskałam go po włosach i chwyciłam podbródek. Zmusiłam, żeby podniósł głowę i na mnie spojrzał.
Nagle całe centrum przestało istnieć. Sklepy, ludzie… to zniknęło.
- Idziemy do mnie?- spytałam.
Kiwnął głową. Wyszliśmy więc i udaliśmy na parking. Otworzył mi drzwi pasażera i zamknął, gdy wsiadłam. Potem wszedł do szoferki i odjechaliśmy.


*** 

- O, a wy nie z miłą rodzinkę?- zdziwiła się Gabi, widząc nas w drzwiach.
- Powiedzmy, ze nasze spotkanie nie należało do najlepszych- mruknęłam i poszłam do kuchni.
Po drodze zauważyłam Grzesia, który siedział na kanapie ze szklanką wody w ręku.
- Widzę, że skaczesz z radości- zakpił.
- Ciebie też miło widzieć. -Nie miałam humoru. Całkowita klapa. – Zbyszek, chcesz też soku?!
- Możesz nalać- odkrzyknął.
Wzięłam więc karton i dwie szklanki. Zaniosłam do salonu i postawiłam na stoliku. Usiadłam obok Zbyszka na kanapie. Dwoje przyjaciół usadowiło się obok nas. Nie miałam siły patrzeć na tę dwójkę. Wyglądali razem bardzo fajnie. Ale nadal nie wiem, co postanowiła Gabi w związku z chłopakami. Zauważyłam teraz, że nie są w siebie tak zapatrzeni jak ona z Adamem.
- No, to opowiadajcie- rozkazał Grześ.- Co się stało?
- Co tu duzo mówić?- poruszyłam obojętnie ramionami. – Oprócz tego, że nawrzeszczałam na jego ojca, wyzwałam od jakiego tylko i przez to Zbyszek musiał wybrać między mną a nim… No i zniszczyła Leonowi spodnie od garnituru... raczej nic specjalnego.
- O, tylko tyle- zauważyła ironicznie przyjaciółka.
- Ale widać, że Zibi tutaj jest… więc…- stwierdził Kosa.
- Kilka rzeczy sobie uświadomiłem. Wybrałem słusznie.
Naburmuszyłam się jeszcze bardziej. Teraz dopadły mnie niezłe wyrzuty sumienia.. Jak ja mogłam się tak zachować?! Kurwa, nakrzyczałam na Leona przed dużą publicznością… Naraziłam tym samym ich rodzinę na wielką rysę ze strony reporterów i…
- O, nie…
- Co się stało?- zaniepokoił się mój chło… narzeczony.
- Nic, nic… tylko tak sobie właśnie uświadomiłam, że zachowałam się jak świnia.
- Daj spokój! Należało mu się. Nikt nigdy mu się nie postawił. Zawsze wszyscy wykonywali jego polecenia bez mrugnięcia okiem. Tylka mama dawała radę. Ale to chyba dlatego, ze ją bardzo kocha. – Zbyszek zaczął mi tłumaczyć.- Nawet ja nie potrafiłem mu się postawić, choć jestem większy i silniejszy. Nigdy nie myślał, że ktoś będzie śmiał wyrazić zdanie na jego temat. A ty to zrobiłaś! Wygarnęłaś mu jego wady, powiedziałaś prawdę. I to go… zaskoczyło.
- Lekko mówiąc- dopowiedziałam, przypominając sobie wściekłe spojrzenie Leona. Az się wzdrygnęłam.
Zbyszek napił się soku, odstawił szklankę i przyciągnął mnie do siebie. Wtuliłam głowe w jego pierś. Poczułam zapach wody kolońskiej, którą uwielbiał. Podobno mu się kończyła. Czyli już mam pomysł na prezent. Zresztą mnie też podoba się ten zapach. Taki męski, bardzo przypomina jego.
Otworzyłam oczy. Gabrysia i Grzesiu również się przytulali.
- Może pójdziemy dziś do kina? Na podwójna randkę?- zaproponowałam.
- Świetny pomysł!- podchwyciła Gabi.
- Ja niestety nie mogę iść- westchnął Grzesiek.
- Dlaczego?- spytała zawiedziona Gabrysia.
- Moja kuzynka urodziła córeczkę. Jadę ich odwiedzić, bo potem nie będę miał okazji- widać, że było mu smutno.
- Rozumiem… to nic. Wybierzemy się innym razem- uśmiechnęła się przyjaciółka.
Widziałam, że ma już nowy plan. I mi się to nie spodobało.
- A w ogóle to co dalej z twoimi rodzicami?- przestraszyłam się, patrząc z niepokojem na Zbyszka.
Wzruszył ramionami.
- Przed chwilą mama napisała, że wylatują do Warszawy za dwie godziny. Kazała cię pozdrowić i przeprosić za zachowanie taty.
- Że co?! To ja powinnam przeprosić… zadzwonię do nich i…
- Nie ma mowy. W ten sposób pokażesz ojcu, że jednak wygrał.
- Ale ja nie chcę mieć z nim żadnych konfliktów! Zwłaszcza teraz, jak …
- Wiem, wiem. Ale, cholera on przesadził. Zobaczysz, że za niedługo zmieni zdanie o tobie.Podniósł rękę na moją narzeczoną... Nigdy mu tego nie daruję.
- Właśnie- wtrąciła przyjaciółka.- I będziecie żyli długo i szczęśliwie jako księżniczka i książę.
Zaśmiliśmy się rozbawieni.
- Ja już będę się zbierał- stwierdził Kosok. – Muszę przyszykować prezent dla małej. Przykro mi, że tak wyszło…- powiedział wstając.
My zrobiliśmy to samo. Wyszliśmy do przedpokoju.
- Jakoś to sobie odbijemy- cmoknęła go w policzek Gabi.
Pożegnaliśmy się i poszedł. Zaraz potem Gbrysia odwróciła się do nas z kamienna twarzą.
- Ta randka to nadal aktualna?
Zmarszczyłam brwi. Zibi również był zdezorientowany.

*** 

Okazało się, że Gabrysia wpadła na niezły pomysł. Spotkaliśmy się grypą w parku. Gabi, Zibi, Igła, Piotrk, Adam i ja. Postanowiliśmy iść do kina na jakiś dramat. Film był nawet fajny. Teraz szliśmy w kierunku nam nieznanym. Zbyszek trzymał mnie za rękę. Z drugiej strony nadawał Igła. Piotrek przysłuchiwał się jego paplaninie. A Gabi i Adam szli tuż za nami i o czymś dyskutowali. Nie podoba mi się to, że przed chwilą była z Kosokiem, śmiała się i w ogóle… a teraz jest to samo z Adasiem. Westchnęłam.
- … no i wiesz co Anka? Postanowiłem zorganizować wycieczkę dla przyjaciół do takiego słonecznego, całkiem ciepłego miejsca w Polsce- mówił Krzysiek.- Może byście pojechali w przyszłym tygodniu?
- Hm.. ale nie wiemy szczegółów- zaprotestowałam.- Ile to będzie kosztowało?
- Transport to samochody.
Kiwnęłam głową.
- A gdzie to dokładnie jest?
- Nad jeziorem zaraz za Rzeszowem.
- Co ty na to, Zibi?- spytałam chłopaka, lekko szturchając w bok.
- Niezły pomysł- przyznał.- Będzie fajnie.
- Jest też pole do siatkówki plażowej, więc podwójna przyjemność- zaśmiał się Cichy.
I tak ustaliliśmy, że w weekend jedziemy nad jezioro za Rzeszowem. Gabrysia i Adam nawet nie udawali, że nas nie słuchają. Rozmawiali właśnie o rodzajach pływania. Patrzyłam na to z niepokojem.
Doszliśmy do placu zabaw. Było ciemno i tylko dwie duże latarnie oświetlały miejscówkę. Usiedliśmy na huśtawkach i trawie. Chłopaki rozdali nam po jednym piwie. Otworzyłam i napiłam się duży łyk.
- Jak ja dawno tego nie robiłam- zauważyłam.- Ostatnio chyba na takim spotkaniu byłam w czasie liceum…
- To tak jak my- zachichotał Igła.- Kiedy to było! Tylko, że my wtedy nie mieliśmy gimnazjum.
- Wy to w ogóle jesteście z epoki kamienia łupanego, staruszku.
- Znów zaczynasz? Nie jesteśmy tacy starzy.
- No ja na pewno nie- wtrącił Zibi.
- Fakt. Ty i Pit nadajecie się do epoki wczesnego średniowiecza- zachichotałam.
- Ja ci zaraz pokażę wczesne średniowiecze!- zagroził i rzucił się na mnie.
W pierwszej chwili poczułam, że się unoszę. W następnej widziałam wszytsko do góry nogami.
- Puszczaj, idioto!- śmiałam się.
Trzymał mnie w pasie i wisiałam głową w dół. Przyjaciele śmiali się w niebo głosy. Zbyszek nagle jakby się znudził i mnie odstawił.  Ale chyba nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie zrobiła. Więc, gdy się odwrócił, wskoczyłam mu na plecy. Zaskoczyłam go.
- Co robisz, kobieto? Czy właśnie mnie napadłaś?
- Nie… to tylko moja własna forma obrony.
Zachichotał. I ze mną na plecach zaczął biec.
- Ej! Tylko nie róbcie tam nieprzyzwoitych rzeczy!- krzyknął za nami Igła
Zaśmiałam się i upadliśmy na ziemię.
- Nadal uważasz mnie za średniowiecznego idiotę?- podniósł brew, przyciskając mnie swoim ciałem do trawy.
- Hm… może jednak przesadziłam?
- Jeżeli moja postawa rycerzyka cię podnieca, to z chęcią nim zostanę- stwierdził z zawadiackim uśmiechem.
Zachichotałam. Zamknął mi usta pocałunkiem. Nie wiem, ile tak leżeliśmy. Ale w końcu przyjaciele przyszli po nas.
- Mamy zakryć oczy?- spytał Adam.
Spojrzałam na niego z byka. Zaśmialiśmy się.
Idąc w stronę naszych bloków byliśmy w fajnym humorze. Homi poszedł do domu naszych rodziców. Zibi odprowadził mnie i Gabi pod same drzwi. Piotrek z Igłą poszli w swoje strony.
- Na chwilę zapomniałam o twoich rodzicach. Sa już w Warszawie?
- Na pewno- przyznał.
Pocałował mnie delikatnie. Mimowolnie westchnęłam.
- Wiesz, ja poczekam. Jeżeli nie chcesz teraz ślubu…
- Tego nie powiedziałam.
Zmarszczył nos.
- Więc chcesz za mnie wyjść? Nawet teraz? Zaraz?
- Może nie tak w tej chwili, bo nie jestem odpowiednio ubrana.
Przez jego twarz przeleciał uśmiech. Potem wpił się w moje usta.
- Musze iść…- szepnął w moją szyję.
- To idź- podkusiłam.
Ale zamiast tego, on znów mnie pocałował. Tym razem jeszcze bardziej namiętnie. Wplotłam jedną dłonia palce w jego gęste, czarne włosy. Drugą chwyciłam za kark i przyciągnęłam jeszcze bliżej. To chyba zbyt go podekscytowało. Przywarł do mnie całym ciałem, przyciskając do ściany. Poczułam gorąco. Jezu, jak dobrze, ze jest środek nocy. Co by sąsiedzi pomyśleli! Chociaż w sumie, co mnie to? Niech gadają.
Po chwili poczułam, że się odsuwa ode mnie. Zdjął rękę z mojego pośladka. Z ciężkim westchnieniem odszedł dwa kroki.
- Lepiej już pójde, bo zrobimy coś głupiego na klatce schodowej.
Zachichotałam. Dałam mu całusa i weszłam do mieszkania. Eh, pewnie teraz nie zasnę. Zarumieniona, poszłam do łazienki. Od razu wzięłam prysznic. Drżałam na całym ciele po tym końcowym pocałunku. I gdy położyłam się na kanapie w salonie obok Gabi, nadal czułam jego gorący dotyk na moim ciele.
- Żyjesz?
Wyrwała mnie tym pytaniem z zamyślenia.
- Co?
- Pytałam, czy idziesz już spać?
- Nie.
Więc włączyłam głośniej telewizor. Oglądałyśmy jakiś śmieszny program. Po pierwszej usnęłyśmy.
Rano obudziło nas pukanie do drzwi.
- Co za idiota, kurwa o tej porze przychodzi?! No baran…
I podobne, siarczyste słowa leciały z jej ust. Poszła otworzyć. Nagle zamilkła.
- Cześć, nie obudziłem?
Adam?!
- Nieee! No co ty! Wchodź, własnie się obudziłyśmy- mówiła ze szczerą radością.
Wstałam i weszłam do przedpokoju. Minęłam go głęboko ziewając i zatrzymałam się dopiero w kuchni przed lodówką. Otworzyłam ją i wyjęłam sok pomarańczowy.
- Cholera jasna! Kto mi wypił sok?
Nikt mi nie odpowiedział. Zmarszczyłam brwi. Żadnych kąśliwych uwag? Zakradłam się po drzwi i zerknęłam. Gabrysia stała pod ścianą, a Adam zaraz przy niej. Patrzyli sobie w oczy i coś cicho mówili. Boże, no…
A jednak im nie przerwałam. W wolnej chwili nagadam Gabryśce. Jak skrzywdzi mojego brata, popamięta mnie na zawsze. Cholera, nie potrafi wybrać. Eh! Wróciłam do lodówki. Wyrzuciłam karton po soku i zdesperowana wlałam zimne mleko do miseczki. Nasypałam kukurydzianych płatków i zaczełam jeść. Po pięciu minutach posiłku nie było. Włożyłam naczynie do zlewu, opukałam i położyłam na suszarce. Kiedy wyszłam z kuchni, sytuacja między Gabi a Homi była taka sama.
- Nie mizdrzyć mi się tutaj!- fuknęłam.- Gabrysia, mogę na chwilę cię prosić?
- Al…
- Teraz- syknęłam i zniknęłam w sypialce. Kiedy do mnie dołączyła, zamknęłam drzwi.- Co to ma być?!- fuknęłam.
- Ale co?- była zdezorientowana.
- Nie udawaj idiotki! Słuchaj, jeżeli masz zamiar się nimi pobawić to lepiej odpuść, bo nasza przyjaźń na tym bardzo ucierpi.
- Ale o co ci chodzi?!- zmarszczyła brwi.
- Wybierz jednego. Homi albo Kosa.
- Ale ja nie potrafię!- wrzasnęła zrozpaczona.
Uciszyłam ją gestem. Mam nadzieję, ze Adam ma na tyle taktu, żeby nie podsłuchiwać naszej rozmowy.
- Wybierz jak najszybciej, Gabi. Radzę ci dobrze. I przestań z nimi flirtować!- mocno gestykulowałam rękoma.- Przed chwilą o mało nie zaczęłaś z moim bratem się całować, a jeszcze wczoraj po południu pławiłaś się w objęciach Grześka! Czy ty widzisz, co robisz? Skrzywdzisz wszystkich po kolei.
- To nie tak.. wiem, jak to wygląda. Ale ja wcale nie robię tego! Chcę się tylko upewnić, czy dobrze wybrałam…
- Radzę się śpieszyć. W końcu obydwoje się w tobie zabujają na zabój!
Po tych słowach wyszłam do salonu. Tam siedział Adaś i oglądał poranne wiadomości.




--------------------------------------------------------

Cześć ;)
Kolejny długi rozdział. Przepraszam, że tak późno, ale wcześniej nie miałam czasu a już dziś chciałam dodać.

Możliwe, że w ten weekend pojawi sie jeszcze jeden rozdział.

Uwaga, nie sprawdzałam treści dokładnie, więc mogą być błędy - za co z góry przepraszam :)

Dobranoc ;*

2 komentarze:

  1. o kurde. :D ale Leon musiał mieć zdzwiko . xd hahaha, Anka mistrz. <3 Gabi, Kosa i Adam.. jak nie wybierze to i tak ktoś będzie nieszczęśliwy. .;c rzdział genialny jak każdy. ;) może pojawić się jeszcze w ten weekend? to super wiadomość. <3 czekam, czekam i pozdrawiam gorąco.. :*

    OdpowiedzUsuń