Jadąc samochodem do Nowakowskiego, zaczęliśmy rozmowę o ślubie. No bo kiedyś trzeba było zacząć, a teraz była chwila sam na sam.
- Nie za szybko?- spytałam, kiedy wskazówka na liczniku wskazywała 130/h.
Przewrócił oczami i zwolnił do 100/h. Nie bez marudzenia.
- Pójdziemy jutro załatwić do urzędu?- spytał po chwili milczenia.
Odłożyłam telefon do kieszeni i spojrzałam na niego uważnie.
- Okej.
- Ania, jeżeli nie chcesz… powiedz. Serio, poczekam. Nie pali się.
- Pamiętasz? Chcę być z tobą. Bez dystansu.
Uśmiechnął się do mnie i spojrzał kątem oka.
- Na pewno?
- Zawsze będę mogła zmienić zdanie!- zażartowałam.
- I to mnie trochę niepokoi.
- Niby czemu?- zaskoczył mnie.
- Bo możesz zawsze mi uciec.
Parsknęłam śmiechem.
- Jutro nie mogę.
- Dlaczego?- oderwał wzrok od jezdni i wpatrywał się dobre kilka sekund we mnie.
- Mówiłam ci. Jacek kazał mi przyjść.
- Spokojnie, załatwimy wszystko po kolei- opanował. – Swoją drogą… pójdę jutro z tobą do niego.
Odwróciłam w jego kierunku głowę. Przyjrzałam się rysom jego twarzy. Był poważny.
- Skąd ten pomysł? Boisz się mnie zostawiać sam na sam z nim?
- Nie wiadomo co to za niespodzianka. Lepiej będzie, jak będę przy tobie.
- Jak chcesz- wzruszyłam ramionami.
Po piętnastu minutach byliśmy pod blokiem Cichego. Wysiadłam, gdy Zibi otworzył mi drzwi. Ostatnio często zachowywał się tak… szarmancko. Nie wiem dlaczego. Stanęliśmy pod drzwiami. Muzyka grała głośno, ale dało się wytrzymać. Dziwne, że sąsiedzi nie reagowali. Chciałam zadzwonić, zapukać, ale powstrzymał mnie mój siatkarz.
- Nie usłyszą.
Fakt. Nacisnął więc klamkę. Drzwi były otwarte, weszliśmy do środka.
- O! Nasze gołąbeczki są!- krzyknął czyjś donośny głos. No zgadnijcie kogo? Podpowiem, że ma fioła na punkcie swoich włosów i kamery.
- Cześć, staruszku!- uśmiechnęłam się.- Gdzie reszta?
- Pit w pokoju siedzi z naszym Grzybem. I! Nie jestem staruszkiem.
- Jeszcze- droczyłam się.
- Zaraz dziadkiem będzie- zachichotał Zibi.
- E, tam! Pierdolicie trzy po trzy.Sebastian jeszcze się za dziewczynami nie ogląda, a Dominice to pozwolę jak będzie wystarczająco starsza.
Weszliśmy przez wąski korytarz. Na ścianie wisiał wieszak z kurtkami i czapkami. Kilka par butów. W lewo był salon, w prawo w wejściu do kuchni wisiały niebieskie koraliki do podłogi. My skręciliśmy do pokoju gościnnego. Beżowe ściany, biała kanapa i drewniany stolik. Pufa, czerwony, włochaty dywan i duża plazma na ścianie. Małe okno i wyjście na balkon.
- No, jesteście!- ucieszył się gospodarz.- Wchodźcie, wchodźcie.
- Trzymaj, na zdrowie- podał mu Zbyszek butelkę czerwonego wina.
- Wojcieeech!- z szerokim uśmiechem podszedł do Grzyba i przybili mocną piątkę.
Ja również się z nim przywitałam. Usiadłam ze Zbyszkiem na kanapie. Piotrek poszedł po kieliszki i w tym czasie przybył do nas Kosok. Zdziwiłam się lekko, że bez Gabi.
- Olieg się spóźni godzinę- oświadczył nowo przybyły.
- A gdzie twoja dziewczyna?- zagadał Wojtek.
- Nie byłem po nią.
Nie? Jej, a cóż to się dzieje?
- U, czyżby nasz Grzegorz K. postanowił uwolnić się od ciężarku jakim jest kobieta?- zachichotał Igła.
- Ej! My nie jesteśmy ciężarem dla was. To raczej wy dla nas- poprawiłam.
- A na jakiej to podstawie, hę?- spierał się.
- My gotujemy, sprzątamy, pierzemy, znosimy wasze humory…
- My mamy humory?- podniósł brwi Zbyszek.
- A mówi się, że to kobietę trudno zrozumieć- wtrącił swoje Nowakowski, który właśnie niósł kieliszki na wino.
- Często jest to prawdą- dodał Wojtek. – Człowiek nawet nie wie, w którym momencie ona zmieniła zdanie. Zibi, szykuje ci się piekło w domu.
- Potwierdzam- podniósł dłoń Krzysiek jak najbardziej poważny.- Do tego jak dojdą dzieci…
- Hej! Nie obrzydzajcie mu- wkurzyłam się.- Małżeństwa nie zawsze są wyrokiem.
- Ale często.
- Ja się nie odzywam, bo nie wiem jak to jest- wzruszył ramionami Pit.
- No, ale Piter! U ciebie też się niedługo jakieś weselisko szykuje, hę?!- uśmiechnęłam się.
- Może…
- Jest szerokie i głębokie- dokończyłam.
- Pit weź no zmień tę muzę bo dziwna jest- marudził Zbyszek, głaskając mnie po ręce.
- A co ty masz do tego klasyka?!- zirytował się Igła.- Bardzo porządna. Bo moja.
- Aaa… to już wiem, czemu taka do dupy- rozpromienił się mój ukochany.
- Sam jesteś do dupy.
- Halołł!
Do pokoju wszedł nie kto inny jak Olieg. Zerwałam się z miejsca i podbiegłam do niego. Rzuciłam się mu w ramiona i mocno przytuliłam.
- Witaj, kapitanie!- krzyknęłam mu przy uchu.
- E, bo mi ogłuszysz uszy!- powiedział ze śmiechem, łamiąc nasz ojczysty język.
- Chyba chciałeś powiedzieć, że ogłuchniesz- wyszczerzył się Wojtek Grzyb.
- A co powiedziałem?
Zaśmialiśmy się głośno. Achrem przywitał się z kolegami i postawił na stoliku kolejną butelkę wina czerwonego. Igła jako pierwszy chwycił za alkohol. Najpierw sprawdził, czy rzeczywiście prawdziwe. Następnie nalał do kieliszków. Pierwsza butelka poszła szybko. Po dwóch godzinach byliśmy już lekko „podpijani” (ja prawie nie piłam) jak to Olek stwierdził. Nie nudziliśmy się. Krzysiek pokazał kilka filmików z Igłą Szyte, pożartowaliśmy… Przy trzeciej butelce nasz Libero wstał. Stanął na krześle i wzniósł kieliszek do góry.
- Chciałbym wznieść toast!- mówił donośnym i plączący się głosem. – Wiele dróg przebyliśmy razem, Aniu. Dużo rozmów przeprrowaadziliśmy. Zawsze! Zawsze byłaś z nami. Nawet po sezonie reprezentacyjnym pomogłaś mi wyjść z dołka.- Zrobił taka minę, ze myślałam, że on się zaraz rozpłacze!- Kocham cię jak siostrę! Czuję się za ciebie odpowiedzialny. Dzięki za wszystko kochana. Oby Zbyszek dał ci miłość na jaką zasługujesz. I fizyczną i mentalną. Zdrowie naszej Anki!- krzyknął na całe gardło.
- Zdrowie Anki!- odkrzyknęli a ja się zarumieniłam.
Wypiłam symbolicznie kieliszek. Martwiłam się, jak dojedziemy do domu. Ale Igła mnie uspokoił.
- Iwona po mnie przyjedzie to was zabierzemy- poklepał mnie po ramieniu.
Więc wypiłam jeszcze jeden. Nie za dużo, żeby choć trochę mieć kontrole nad tymi wielkoludami. Siedziałam na kanapie oparta o ramię Zbyszka. Grali w karty. Pokazałam mojemu chłopakowi… narzeczonemu, co zauważyłam.
- Ej, podpowiadasz mu!- zirytował się Olieg.
- Ja? Nie…- udałam niewiniątko.
- My gramy we dwoje- wzruszył ramionami Zibi.
- To nie fer!- założył ręce na piersi Krzysiek.- W takim razie ja sobie wezmę Piotrusia. I będziemy we dwóch.
- Hej! A skąd pomysł że się zgodzę?- oburzył się drugi.- Ty nie masz szczęścia do kart.
- Ograłem cie nie raz- podniósł dumnie głowę libero.
- Bo ci Bartek podpowiedział- Kosok się wtrącił.
- Nieprawda! Sam zgadłem- bronił się.
- Byłem świadkiem- dopowiedział Zibi.- Myślisz, że nie zauważyłem tych waszych ukradkowych spojrzeń? Tych knowań?
Igła zrobił duże oczy.
- Masz zwidy. Radze iść do psychiatry- poradził.
- Psychiatra nie leczy zdrowych na umyśle.
Zagadałam ich potem o nowym sezonie +L. Podzieliłam się z nimi pomysłem, aby znów pracować w Resovii. Nikt oprócz mnie nie wiedział o tym, że dostałam propozycję być ich własnym psychologiem. I niech tak zostanie. Podjęłam już decyzję. Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Paula. Szkoda, że Grozer odchodzi. No właśnie. Spytałam o pożegnanie tego siatkarza. Odpowiedział mi Nowakowski:
- Grozer nie chciał żadnej imprezy. Więc w szatni go pożegnaliśmy.
Posiedzieliśmy tak do jedenastej. Muzykę ściszyliśmy, żeby nie przeszkadzała sąsiadom. Potem Igła zadzwonił po żonę. Samochód Zbyszka zostawiliśmy na parkingu przed blokiem. Wchodząc do swojego mieszkania, chciałam być cicho, ale mi nie wyszło. Ściągnęłam buty i odłożyłam je obok szafki. Na palcach zaczełam się skradać do kuchni. Niestety zahaczyłam nogą o reklamówkę, która stała w drzwiach. Poleciałam jak długa na podłogę. W ostatniej chwili przytrzymałam się sznurka, który wisiał na ścianie obok drzwi. Kiedy już odetchnęłam, sznurek pękł. Upadłam na tyłek z hukiem. Przy okazji przewróciłam wazon z sztucznymi kwiatami. - Kurwa- zaklęłam.
- Co tu się dzieje?- spytał senny głos Gabrysi.- Anka! Gdzieś ty była? Nie odbierasz telefonów… co tu się stało?! Pijana jesteś?
- Nieeee…- zaprzeczyłam próbując się podnieść.
- No tak. Ja już wiem, gdzie ty byłaś. Oni cie demoralizują!
- Grzesiu tez był- wymsknęło mi się. – Nie zaprosił cie?
- Jakoś chyba nie miał ochoty ze mną pogadać po przyjeździe. W ogóle to szybko wrócił.
Podeszła i chwyciła mnie za ramię. Chwiejąc się, wstałam. Przytrzymałam się futryny i spojrzałam na przyjaciółkę. Potem nachyliłam się i postawiłam powrotem wazon.
- Ups… ucha niema- znów powiedziałam za nim pomyślałam.
- Coo?! To mój ulubiony!
No tak. Dostała go od ojca na urodziny. Niebieski w żółte i czerwone kwiatuszki. Dość duży, stał na podłodze.
- Przepraszam, to nie było specjalnie- spuściłam głowę i wydęłam usta.
- Och, dziewczyno! Lepiej idź spać.
Popchnęła mnie lekko w stronę sypialni. Zatoczyłam się i o mały włos snów nie upadłam, gdyby mnie nie chwyciła za rękę.
- Lepiej cię odprowadzę bo po drodze się zabijesz- westchnęła. Chwyciła mnie jedną ręka w pasie, drugą przewiesiła moją rękę za swoją szyję. – Jezu, ile ty wypiłaś?
- Troszeczkę- mruknęłam pokazując palcami minimalną szparę.
- Nie wydaje mi się- stwierdziła wchodząc ze mną do sypialni.
- Powiedz.
- Co?
Położyła mnie, a raczej cisnęła mną na łóżko. Głośno jęknęłam.
- Powiedz, czy wiedziałaś o Grześku. Widziałaś się z nim? Dziś przyjechał- mamrotałam.
Ściągała mi koszulkę i podała piżamę.
- Wkładaj- rozkazała.
Posłusznie wykonałam rozkaz.
- Powiedz- nie dawałam za wygraną.
- Nie widziałam się z nim.
- Czyli jesteś z Homi?- upewniłam się na wpół śpiąca.
- Śpij. Rano pogadamy.
- Rano…
***
- Kawy- jęknęłam, opadając na krzesło.
- Sama sobie zrób. Stłukłaś mi wczoraj wazon- przypomniała.
Oparłam policzek o zimny blat stołu, zamknęłam oczy i słuchałam jej wywodu.
- Nie bądź bezduszna...- mruknęłam.
- Dlaczego się upiłaś?- spytała w końcu.
- Bo mnie zmusili.
Patrzyła na mnie spode łba.
- Sorry za wazon- posłałam jej spojrzenie typu: „wybacz mi, proszę”. – Da się to jakoś skleić?
- Już to zrobiłam- odparła.
Chyba już nie była zła. Raczej zadowolona.
- Z czego tak się cieszysz?- wyprostowałam się i patrzyłam, jak nalewa kawy. Położyła filiżankę przede mną. Od razu ją chwyciłam i wzięłam duży łyk.
- Ja?
- No widzę przecież. Miałyśmy pogadać.
- Pamiętasz?- zdziwiła się.
- Sklerozy jeszcze nie mam. Więc…?
Oparłam się wygodnie i obserwowałam ją uważnie. Jeżeli będzie mówić szczerze, to okej. Ale jeśli kłamie to wyczuję to raz dwa. Ona doskonale o tym wie. Dlatego jesteśmy przyjaciółkami. Potrafimy czytać sobie w myślach. Czasem to krepujące i męczące. Ale niekiedy przydatne. Na przekład w tym momencie.
- Nie miałam pojęcia, że przyjedzie tak szybko. Nie napisał do mnie, nie zadzwonił… Wczoraj wieczorem byłam z Adamem. Poszliśmy na pizzę. Zwierzył mi się z czegoś. – Popatrzyła na mnie skruszona.- Bardzo tęsknił za krajem, tobą, tatą i… mną. Ucieszyło mnie to, że czasem o mnie myślał. Nie ukrywałam radości. Gdy szliśmy w kierunku mojego bloku, zatrzymał się i powiedział, uwaga cytuję: „Bardzo cię lubię Gabi. Jesteś dla mnie bardzo ważna…”.
- Pocałował cię?- rozpromieniłam się. Czyżby w końcu wyznali sobie miłość i wszystko się ułoży?
- Nie. Ale chwycił mnie za rękę i tak odprowadził pod same drzwi.
No, no. Mój braciszek potrafi się zachować.
- A chciałaś żeby cie pocałował?- drążyłam temat.
- Anka, kurde! Niezręcznie mi trochę bo to twój brat w końcu…
Zaśmiałam się.
- Co z tego? Obydwoje jesteście dla mnie ważni. Bardzo ważni. Wyjaśnijcie sobie w końcu wszystko.
- Nie jestem pewna, czy on by tego chciał… Nie wiem, może znów wyjedzie? Znów mnie zostawi? Chociaż tamtym razem mnie nie zostawił bo nie byliśmy razem. Teraz tez nie jesteśmy…
- A chcesz?
- Co?
- No być z nim, kretynko!
Zastanowiła się i kiwnęła twierdząco głową. Czyli sprawa przesądzona.
- Załatw to z Grześkiem. Powiedz mu.
- Właśnie w tym problem. Nie chce go zranić… on jest taki… wrażliwy. Jego też kocham. Ale raczej nie tak jak powinnam.
- Bądź z nim szczera. I z sama sobą.
Skinęła głową. Dopiłyśmy kawę.
- Eh, ja się już muszę zbierać do Sovii- wstała. – Będziesz dziś o szesnastej?
- Będę, będę- przyrzekłam. – Wiesz może o co chodziło Jackowi?
- Nie mam zielonego pojęcia- przyznała.
Poszła założyć buty. Potem wróciła do mnie biegiem i przytuliła od tyłu.
- Dziękuję słońce- dała mi całusa w policzek.
- Za ten stłuczony wazon?
- Ty już dobrze wiesz, za co- mrugnęła i poszła.
A ja dopiłam kawę, przebrałam się i zaczęłam robić coś pożytecznego. Włączyłam Eskę w TV. Akurat śpiewała Rihanna. Wtórując jej, zaczęłam sprzątać w mieszkaniu. Starłam kurze z mebli, umyłam łazienkę. Znalazłam jakiś płyn do okien więc postanowiłam tez umyć szyby. Chwyciłam czystą ściereczkę i zaczęłam działać. Pół godziny później z rurą od odkurzacza tańczyłam w salonie i przedpokoju. Kiedy mniej więcej ogarnęłam mieszkanie, udałam się do kuchni. Zastanawiałam się długo, co ugotować. Spojrzałam na zegarek. Już za pięć pierwsza! Chwyciłam portfel i wyszłam z domu. Jak się uda to obiad będzie zanim Gabi wróci. Wpadłam do zieleniaka i kupiłam ogórki zielone oraz ziemniaki i pomidory. Następnie w Lidlu śmietanę, cukier, mleko i sok pomarańczowy- tradycyjnie. Obładowana wróciłam do mieszkanie. Zaczęłąm kroić warzywa, wstawiłam ziemniaki żeby się ugotowały. Zrobiłam mizerię. Sprzątnęłam i wreszcie usiadłam w salonie przed TV. Godzinę później miałam zamiar odlać wodę od ziemniaków. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Piętnasta.
- Otwarte!- krzyknęłam.
- Gdzie jesteś?- odpowiedział męski głos.
- Tutaj! W kuchni.
Zbyszek wszedł z wielkim bananem na twarzy.
- Cześć kochanie- podszedł i mnie przytulił.
- Hej…
Pocałował mnie w szyję i policzek. Schował twarz na moim ramieniu. Przeczesałam mu ręką włosy. Ta krótka chwila wystarczyła, żeby przekazać wszystkie emocje. Zaraz przyjdzie Gabrysia i zjemy obiad…
- O cholera!- wrzasnęłam i odsunęłam się od siatkarza.
Obróciłam się w stronę kuchenki. Ziemniaki kipiały! Wyłączyłam szybko gaz i odkryłam pokrywkę.
- Zbyszek, przez ciebie o mało nie zalałam całej kuchenki!- oskarżyłam go.
- To nie moja wina, że tak na ciebie działam- mruknął z figlarnym uśmiechem.- Pomóc ci?
- Nie mogłeś poczekać chwili?
- Nie wytrzymałbym. Brakowało mi ciebie dziś rano- wyznał podchodząc od tyłu i całując w obojczyk.
W życiu, w tym momencie bym się nie przyznała, że mi też. W najlepszym wypadku skończyło by się na tym, że wylądujemy w łóżku. Ewentualnie nie fatygowałby się dojść do sypialni. W najgorszym Gabi by była zła, że przez to nie dostała obiadu.
- Zabieraj te ręce- fuknęłam niby rozdrażniona.- Zaraz obiad. Zjesz?
- Z chęcią. Skoro ty robiłaś…- posłał mi spojrzenie typu: „obiecuję, że nie będę się śmiał, jeżeli coś ci nie wyszło, ale nie trzymaj mnie za słowo”.
- To wyciągnij talerze z prawej górnej szafki- zakomenderowałam.
Posłusznie wyciągnął trzy talerze. Wtedy to usłyszeliśmy trzask drzwi wejściowych i jęk przyjaciółki.
- Hej! Jest już obiad?!- zawołała.
- Jeżeli się nie brzydzisz, to tak- odparł mój ukochany, zanim otwarłam usta.
- Co on tutaj robi?- fuknęła i wparowała natychmiast do kuchni.- Nie mów, że on gotował!
- Właściwie to…
- Gotowałem ja- wyszczerzył się.- Skosztujesz ziemniaków? Mizeria jest jak niebo w gębie!
Przyjaciółka jęknęła.
- To ja chyba podziękuję za posiłek- stwierdziła.
- Ale…
- Tym więcej dla nas!- przerwał mi znów Zbyszek.
Jezu, czy oni muszą się tak sprzeczać?
- On się wygłupia- sprostowałam.
Gabi posłała mi wdzięczne spojrzenie i podeszła żeby powąchać ogórki ze śmietaną i przyprawami. Wygoniłam ja natychmiast, żeby najpierw umyła rece. Obróciła w kilka sekund. Dosiadła się do nas przy stole. Ziemniaki i mizeria.
- A gdzie mięso?- zrzedła jej mina.
- Nie zdążyłem upolować- Zbyszek bawił się jej kosztem.
- Bardzo śmieszne! Pytam serio.
- Nie miałam czasu żeby zrobić twoje kotlety schabowe.
Spojrzała na mnie wymownie.
- Trudno. Przez ciebie sobie nie pojem.
- No nie powiem, żeby to na ciebie źle wpłynęło, wręcz przeciwnie!- śmiał się Zibi.
Z jednej strony bronił mnie i mojej „kuchni”. Z drugiej obrażał przyjaciółkę.
- Dość! Jesz to co jest. Jak nie to sobie gotuj sama. A ty- zwróciłam się do chłopaka- przestań w końcu żartować!
- Wiem, że taki ci się podobam- zmrużył oczy i patrzył na mnie uwodzicielsko.
Uciekłam wzrokiem.
- Nie… nie.
- A ja i tak wiem, że mam rację- podsunął się bliżej i zamruczał mi do ucha.
- Uwaga, bo rzygnę tymi ogórkami- ostrzegła Gabi.
- Oj, jedz już!- próbowałam go odepchnąć od siebie.
Ale to nic nie dawało. Zbliży się jeszcze bardziej, prawie na mnie leżał. Lekko pocałował mnie w policzek
- Mówię serio- krzyknęła Gabi.
Zbyszek odsunął się ode mnie z dezaprobatom. Po chwili wszyscy ryknęliśmy śmiechem.
---------------------------------------------------
Witajcie ;)
Taki to oto rozdział... Jutro dodam kolejny, jeżeli mi się uda...
Aaaa! Jesteśmy w półfinaleee! <3 Wyszliśmy z "grupy śmierci" na pierwszym miejscu ogrywając BRAZYLIĘ i ROOSJĘĘ ;D
Myślę, że jesteśmy w stanie dojść do finału. Tylko trzeba się skoncentrować na kolejnych meczach ;)
Więc #GoPoland!
O rany, to już 100 rozdział!! :0 xd
Pozdrawiam ;**
a mnie się nawet wydaję, że wygramy te MŚ. :D wierzymy, wierzymy ^^
OdpowiedzUsuńa rozdział cudowny. :D szkoda Kosy, no ale cóż. ;3 uwielbiam sprzeczki Gabi i Zibiego. ^^ czekam na nn, pozdrawiam. ;*