niedziela, 7 września 2014

XCVII



Wpadłam do salonu. To, co zobaczyłam… wstrząsnęło mną. Na kanapie leżał Adam. A obok spała Gabi wtulona w niego. Otworzyłam usta ze zdziwienia. A może to był szok?
- Na szczęście są w ubraniach.
Mruknęłam i patrzyłam na nich smutno. Co by było, gdyby widział to Grześ? Gabrysia uśmiechnęła się przez sen i jeszcze mocniej przyciągnęła do siebie mego wyrodnego brata. Nie… muszę im to przerwać. Co on tutaj w ogóle robi?!
- Halo! Wstajemy!- wydarłam się. Podeszłam do nich i potrząsnęłam.- No, już!
Poruszyli się niespokojnie. Homi zamrugał i gdy mnie zobaczył, szeroko się uśmiechnął.
- Anuuuś!
- Co ty tutaj robisz?- szepnęłam przejęta, znacząco wskazując wzrokiem przyjaciółkę, która się nie obudziła.
- JA?- spojrzał na Gabi i się uśmiechnął. Przez chwilę nie odpowiadał. Potem kiwnął głową.
Oderwał od siebie dziewczynę i delikatnie położył na poduszce. Z żalem odwrócił się do mnie.
- Spałem.
- No widziałam, ślepa nie jestem- syknęłam chwytając go za łokieć.
Wyszliśmy do kuchni. Odetchnęłam głęboko, żeby się na niego nie wydrzeć.
- Co tu robisz? Miałeś być w domu!
- Wiem..- podrapał się zmieszany po głowie.- Ale tak wyszło, że zostałem… Nie patrz tak! Rozmawialiśmy tylko…
- „Rozmawialiście”. Rozumiem. Ale muszę ci chyba przypomnieć, że ona ma chłopaka.
Założyłam ręce na piersi.
- Nie zapomniałem o tym ani na chwilę! Po prostu… to ona dokonała wyboru. Poprosiła żebym z nią posiedział.
- A ty oczywiście musiałeś się zgodzić.
Zerknął na mnie z ukosa.
- Nie patrz na mnie jakbym był winien swoich uczuć.
- Nie rozumiem tego! Wróciłeś po kilku latach, tak po prostu. I co? Myślisz, że nagle padniecie sobie w ramiona i będzie wszystko dobrze?- niemal krzyczałam, więc szybko zniżyłam głos.- Ona jest szczęśliwa.
- Wątpię- odparł kpiąco.
Wyszedł szybko do przedpokoju. Gdy do niego dołączyłam już prawie założył buty. Kiedy otworzył drzwi, chwyciłam go za ramię i na chwilę zatrzymałam, poprosiłam:
- Nie psuj jej tego, Homi.
- Nie mam takiego zamiaru- odpowiedział, zmuszony był na mnie spojrzeć. Mówił szczerze.- Jeżeli Gabrysia faktycznie jest szczęśliwa z tym siatkarzem, nie będę stawał na drodze do jej szczęścia. Za bardzo mi na niej zależy. Ale jeśli będę wiedział, że choć trochę coś do mnie czuje, będę walczył. I uwierz, żaden gówniany siatkarz nie stanie na mojej drodze do celu!
Po czym wyrwał się z mojego uścisku i wyszedł lekko trzaskając drzwiami.


*** 

- O! Obudziła się śpiąca królewna- zachichotałam, gdy zobaczyłam Gabrysię idącą do kuchni.
- Która godzina?- ziewnęła.
- Dwunasta.
Zrobiła wielkie oczy, ale nic nie powiedziała. Zmarszczyła brwi nalewając kawy.
- A gdzie…?
Nie musiała kończyć. Dobrze wiem o kogo jej chodzi.
- Poszedł dwie godziny temu... Gabi?- spojrzała na mnie, upijając łyk czarnego płynu.- Co się tutaj wydarzyło?
- Nic. Musieliśmy zasnąć podczas rozmowy…
Spojrzałam na nią bacznie. Mówiła prawdę. Nie knuła nic.
- Możemy pogadać?
Wzruszyła obojętnie ramionami i usiadła naprzeciwko mnie przy stoliku.
- Jasne.
- Gabrysiu, o co chodzi? Widzę jak się zachowujesz odkąd Homi przyjechał. Powiedz mi wszystko, co czujesz. I – dopowiedziałam szybko bo chciała zaprzeczyć- nie mów, że nic. Mnie nie oszukasz. Więc?
Zacisnęła usta. Po kilku minutach się odezwała.
- Wiesz… muszę być z tobą szczera. Tak, chodzi o Adama. I nie, wcale nie jest okej. Od wczoraj popołudnia nie mogę przestać o nim myśleć. Nie wiem… może po prostu się stęskniłam? To na pewno. Ale nie można tym wytłumaczyć tego… że mi się dziś w nocy śnił. On, nie Kosok! A przecież kocham Grzesia. Bardzo. Jest dla mnie taki dobry, kochany…
Przestała mówić. Widziałam, że ma łzy w oczach. Chwyciłam ją za rękę i mocno ścisnęłam.
- Gabi… czy ty…?
- Tak.
- Ale, wiesz, że…?
- Tak.
Cóż, rozumiemy się bez słów.
- Oj, kochanie…- szepnęłam, wstałam i przytuliłam ja do siebie.
Zaczęła cicho płakać wtulona w moja koszulkę.
- Ale ja tego nie planowałam!- żaliła się.- Nie chciałam, żeby tak to wyszło! Zawsze udawało mi się tłumić to uczucie… wiedziałam, że to twój brat. Ale teraz? Wszystko przepadło. Kochałam go odkąd się poznaliśmy. Pamiętasz ten dzień, jak mnie jemu przedstawiłaś?- uśmiechnęła się przez łzy. Kiwnęłam głowa i pozwoliłam, żeby dalej mówiła. To pomaga. – Było lato, grałyśmy w siatkówkę…
Tak, pamiętam…

„- Mam dla ciebie niespodziankę!- zawołałam jak tylko ją zobaczyłam.
- Jaką?
- Zaraz przyjdzie- mrugnęłam.- Masz piłkę? Moja nie jest dopompowana.
Byłyśmy w parku. Znalazłyśmy idealne miejsce, gdzie od jakiegoś czasu ćwiczyłyśmy odbijanie.
- Łap!- rzuciła do mnie Mikasą.
Najpierw odbijałyśmy palcami i dołem. Potem pomału przeszłyśmy w atak. Po półgodzinie usłyszałam czyjś głos.
- No, no… ładnie dziewczyny. Ale założę się, że przez siatkę nie dałybyście rady!
Obróciłam się w jego stronę z uśmiechem.
- A założymy się, Homi? Jestem pewna, że wygram.
Zachichotaliśmy. Zawsze w taki sposób się przekomarzaliśmy. Przezwisko utrzymało się od małego. Nazwałam go tak raz i tak zostało. Podszedł wtedy do nas i wielkim koszykiem.
-  A kto to ta piękna dziewczyna?- spytał szczerze zauroczony.
Wtedy się tym zbytnio nie przejęłam. Zawsze tak reagował na moje koleżanki. Chociaż jest starszy o cztery lata!
- A to, drogi braciszku jest Gabrysia. Gabi to Adam.
Uścisnęli sobie dłoń przy tym patrząc w oczy.
- Miło mi poznać.
- A mnie jeszcze milej- odparł z wielkim uśmiechem…”

- … i pamiętasz, jak wtedy się już dogadywaliśmy? Ale on raczej nigdy do mnie nic nie czuł, chociaż twierdziłaś inaczej. Nigdy mi nic nie powiedział. Więc dlaczego ja miałam robić z siebie idiotkę? Po tylu latach myślałam, że uporałam się z tym… uczuciem. Dlatego zdecydowałam się na związek z Grzesiem. Ale wtedy nie myślałam… nie wiedziałam…
Łkała wtulona we mnie. Wszystkie emocje powróciły. Och, Gabi. Gdybym tylko mogła uleczyć twoje złamane serce…
- Po co on przyjechał?- w końcu zadała to pytanie.
- Mówił wiele rzeczy… ale chyba powinnaś sama go o to zapytać.
- Ale co ja powiem Kosie?!- przestraszyła się nie na żarty.- Jak ja mu powiem, że go kocham… ale nie kocham? On jest dla mnie jak…
Nie potrafiła znaleźć słów.
Brat.
- Wiem.
- No właśnie. Nie chcę go zranić.
Chwyciłam jej podbródek w dwa palce i zmusiłam do spojrzenia w oczy.
- Bardziej go zranisz, jeżeli nie będziesz z nim szczera.
Wiedziałam, że zrozumiała. Kiwnęła głową.
- A teraz, chodź! Ogarnijmy się i idziemy na zakupy- uśmiechnęłam się zachęcająco.
- No, nie wiem czy…
- Daj spokój! Poszalejemy!
- Nie poznaję cię- przyznała.- czyżby ktoś mi cie podmienił? Zazwyczaj to ja musiałam ciebie wyciągać do centrum.
- Dziś role się odwróciły!

Ubrałyśmy się, pomogłam jej z makijażem i wyszłyśmy. Po drodze nie rozmawiałyśmy. Każda błądziła swoimi myślami. Ona pewnie o Adamie i Kosoku, a ja o moim siatkarzu, zaręczynach, spotkania z jego rodzicami… No właśnie! Nie powiadomiliśmy ich jeszcze! Klaudia może jakoś to zniesie… ale Leon? Już sobie wyobrażam jego minę. A potem powie coś w stylu:
- Rodzina jest na pierwszym miejscu. A my się ostatni dowiadujemy.
Tylko zgroza w głosie i niebezpiecznym błyskiem w oku. Ale chyba nie byłby w stanie zastrzelić narzeczonej swojego syna…? Prawda?
- Jesteśmy na miejscu.
Faktycznie doszłyśmy do galerii. Od razu weszłyśmy do sklepu sportowego. Nic nie kupowałyśmy, ale często można dojrzeć ciekawe ciuchy. I tak w sumie minął nam dzień. Na zakupach. Ja miałam w torebce z H&M koszulkę z napisem „Volleyball” i wycięciem pod machami do połowy żeber. Dawno szukałam podobnej, a teraz znalazłam! Gabi wybrała czerwone spodenki. Miały kwieciste wzory i były dość obcisłe. Podkreślały jej okrągłe i zgrabne kształty. I właśnie wtedy zadzwonił telefon.
- Halo?
- Anka, no wreszcie! Do ciebie to się dodzwonić nie można…- Zbyszek był zdenerwowany. Ale nie na mnie.
- Coś się stało?- przestraszyłam się.
- Nie… znaczy tak. Kurde musisz przyjechać do mnie jak najszybciej!
- Ale co się stało?!
Milczał przez dłuższą chwilę.
- No…?- pogoniłam go.
I powiedział.

*
- No…?
- Moi rodzice przyjeżdżają.
- Co?!- wrzasnęłam.
Kilka osób popatrzyło na mnie dziwnie. Jakbym była kosmitką. Gabrysia natychmiast znalazła się przy mnie. Ja już wychodziłam ze sklepu.
- Co się stało?- szepnęła.
Dałam jej znać, ze później wszystko wyjaśnię. Kiwnęła głową. Wyszłyśmy prędko z galerii na przystanek. Cholera, że też nie wzięłyśmy auta!
- Jak to „przyjeżdżają”? Na obiad?- dopytywałam się.
- Nie. Na weekend.
Zmroziło mnie.
- Musisz mi pomóc ze wszystkim. Oni jutro rano już będą w Rzeszowie!
Znów się wzdrygnęłam.
- I niby ja mam być z tobą wtedy?- wiedziałam, jaka jest odpowiedź i wcale mi się nie podobała.
Przechodziłyśmy przez jezdnię.
- Tak. Aniu… gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie.
- W centrum- odparłam szybko. – Nie musisz, zaraz mamy autobus i…
- Nie ma mowy!- przerwał mi. – Czekajcie przy tej fontannie… za piętnaście minut będę.
Nie było sensu się z nim kłócić. Zgodziłam się.
Siadłyśmy na ławeczce w umówionym miejscu. Boże… jutro nadejdzie sąd ostateczny! A jak się jednak okaże, że Leon … nie. Przecież musi wiedzieć, że  nie jestem jak tamta Anna. Jak Aśka! Nie chce wykorzystać Zbyszka!
- A więc teściowie przyjeżdżają?- zagadnęła przyjaciółka.
Kiwnęłam głową.
- I to jutro z samego rana!
- Zapewne znów cie nie będzie u nas w bloku?
- Nie… muszę pomóc Zbyszkowi przygotować wszystko… W ogóle to czym my ich poczęstujemy?!
- Spokojnie, poradzisz sobie- uśmiechnęła się chwytając mnie za rękę w pocieszającym geście.
Wtedy zobaczyłam zbliżającą się sylwetkę siatkarza. Natychmiast wstałam i podbiegłam do niego. Uściskaliśmy się czule i dał mi buziaka.
- Kiedy o tym wiedziałeś?
- Zadzwonili kilka godzin temu. Tata oświadczył, że przyjeżdżają jutro po godzinie 11.00.
- O, to jeszcze nie jest tak źle. Myślałam, że wcześniej.
- Bo tak miało być. Z początku on chciał nas odwiedzić o ósmej, ale mama się wstawiła.
No tak. Kochana Klaudia! Dzięki niej zyskałam trochę więcej godzin życia.
- Czy oni wiedzą…?
- Nie.
Odetchnęłam z ulga. Ale zaraz potem powrócił niepokój. Nadal trwałam w uścisku Zbyszka, kiedy przerwała nam Gabi.
- Nie chce przeszkadzać, ale…
- Już jedziemy- zakomenderowałam.
- Musimy zrobić zakupy na jutro- mruknął Zibi.
- Boże… za późno na to wszystko! Jak my sobie poradzimy… nawet nie mam zrobionej listy dań!- zmartwiłam się.
- Pomogę ci.
Uśmiechnęłam się do Gabi.
- Nie wiem czy chciałabyś wplątać się do tego bagna…
- Potrzebujesz pomocy. Więc jestem- rozłożyła ręce.
Podeszłam do niej i przytuliłam. Odważna dziewczyna. Zabraliśmy ją ze sobą do samochodu i zajechaliśmy do mieszkania Zibiego. Od razu wparowałam do kuchni i zaczęłam obczajać, co jest w lodówce i szafkach.
- Czy oprócz cukru, herbaty, soku i jajek coś masz?- zagadnęłam go z udawanym spokojem i tłumiona irytacją.
- Chyba nie- stwierdził.
- Więc pojedziesz teraz na zakupy- spojrzałam na zegarek.- Masz dwie godziny do zamknięcia Lidla. Jak się pospieszysz to zdążysz.
- Okej. Tylko zrób listę.
Kiwnęłam głowa. Usiadłam z przyjaciółką przy stoliku w salonie. Wzięłam kartkę i długopis. Przez chwilę zastanawiałam się, co zrobić na obiad.
- Zbyszku… co lubi twój tata?
- He?
- No wiesz… ulubione danie dnia.
- Co do tego nie jest chyba wybredny...
Kiwnęłam na znak, że rozumiem. W takim razie będzie kurczak z ryżem i zdrową surówką. Podawałam po kolei Gabrysi potrzebne składniki, które ona zapisywała. Po dziesięciu minutach podałam kartkę Zbyszkowi. Pojechał.
My za to wzięłyśmy się za sprzątanie. Żeby było sprawiedliwie, losowałyśmy grając w papier, kamień, nożyce. Wybrała kuchnię. A ja zaczęłam ogarniać sypialnię. Ciekawe, gdzie oni będą spali? Ja wieczorem wrócę do siebie. O ile wcześniej nie zostanę zabita przez ojca siatkarza. Ale raczej Klaudia się za mną wstawi. No raczej on nie ma nad nią władzy! Chociaż jeśli mam być szczera, patrząc na Leona odnosi się wrażenie, że on nad wszystkim musi dominować, mieć władzę. Nie zdziwiłabym się gdyby Bobek mu podlegał z wiernością… choć to jest pies Zbyszka.
Zaczęłam zbierać czyste pranie chłopaka. Spodnie, skarpetki, koszulki… wszystko poukładałam w szafie. Robiąc to, przypomniałam sobie dzisiejszą rozmowę z Gabi. Czyli ona kocha mojego brata? W sumie lepiej nie mogli trafić. Ale Grześ… on tez do niej pasuje! Nie mogę wybrać za przyjaciółkę i się z tego cieszę, bo to wcale nie jest łatwe. Trochę przypomina to moją sytuację z Michałem i Zbyszkiem. Tylko, że ja już od początku wiedziałam z kim chce spędzić resztę życia. Ale Leon porównuje mnie z tą ździrą. Może w ten weekend uda mi się go ostatecznie do siebie przekonać? Wszystko przede mną. A Gabrysia? Powinna posłucha tym razem serca, bo zazwyczaj szła rozumem. Nigdy nie mówiła o uczuciach. Od wyjazdu Adama, nie potrafiła ułożyć sobie z nikim życia, choć i oni sami nie byli nigdy ze sobą. No na przykład to pierwsze spotkanie jej i Adama…

„Po tym, jak się przywitaliśmy, sprawdziłam co przyniósł brat.
- Oo, szalejesz Homi!- ucieszyłam się na widok czekoladowych babeczek i bananów.
- Dla ciebie wszystko, księżniczko- odparł nie patrząc na mnie, a zerkając na przyjaciółkę. Już wtedy coś musiało między nimi się stać. Ale nie zauważyłam.
Dopiero sytuacja, kiedy graliśmy w trójkę w siatkę… wtedy to zobaczyłam. Grałyśmy my na niego. Oczywiście i tak on wygrał. W siatkówkę ćwiczył już dziecka. W momencie gdy odbijał, najczęściej do Gabi. A i ona robiła to samo. Równie dobrze mogłam wtedy z nimi nie grać. Nie zmieniłoby to zbytnio zabawy między nimi.
- Idę się napić, zaraz wracam- oddaliłam się. Usiadłam na trawię obok koszyka. Pijąc wodę niegazowaną, obserwowała dwie najważniejsze osoby w moim życiu.
Śmiali się do siebie, z siebie i przez siebie. Jakkolwiek to zabrzmiało, całkowita prawda. I ta sytuacja…
Adam poślizgnął się na trawie. Miał tak śmieszną minę, że nie mogłam się nie zaśmiać. Gabrysia tez ryła z niego. W końcu i jemu się udzieliło.
- Ej! Nie śmiej się już- wydusił.- Lepiej pomóż mi wstać.
Gabi nadal chichocząc podeszła i wyciągnęła rękę. On ją chwycił i przewrócił na siebie. Zamarłam, kiedy zobaczyłam ich spojrzenia. Już się nie śmiałam w przeciwieństwie do nich. Patrzyłam na tą akcję z szeroko otwartymi oczami. Oni flirtowali!
- Miałeś wstać, a nie mnie przewracać- zaczepnie uderzyła go w ramię.
Siedziała na nim opierając dłonie na jego torsie. Uśmiechali się do siebie. Ja w tym momencie nie istniałam.
- Trudno mi było się oprzeć- puścił jej oczko.
- Nie żartuj!
- Nie żartuję…
Hej! Nie… czy ona właśnie przechyliła głowę?! Gabi do jasnej cholery!
- Możemy już grać?- krzyknęłam.- Dość tego flirtu!
- My wcale nie flirtujemy- zaprzeczyła przyjaciółka, pośpiesznie wstając. Była zawstydzona.
No, no… ciekawe co będzie miała mi do powiedzenia! …” 

- Halo? Ziemia do Anki! Ziemia do Anki! Zgłoś się!
Wyrwał mnie głos z zamyślenia.
- O, już jesteś Zbyszku! Dobrze, bo muszę przygotować kilka rzeczy na jutro…
Dałam mu całusa i kazałam uprzątnąć dom. Weszłam do kuchni. Wszystkie zakupy były w reklamówkach na blacie i stole. Gabrysia z opartymi rękami na biodrach wpatrywała się w to zjawisko. Podciągnęłam rękawy i spojrzałam jej w oczy. Była zdeterminowana.
- Nie wiesz, w co się pakujesz- powiedziałam tylko i zabrałyśmy się do pracy.




---------------------------------------------------


Cześć ;*
Przepraszam. Rozdział miał być dodany już w piątek, ale tak wyszło, że nie było mnie w domu.
 
O jeju, jutro poniedziałek. I kolejny tydzień szkoły. Jutro matma, a we wtorek test sprawdzający z gimnazjum. Ha, ha. 
 
Od dziś, rozdziały będą dodawane raz w tygodniu, w weekendy. Najprawdopodobniej piątek.

Dzięki za wyświetlenia i komentarze, pozdrawiam ;**


2 komentarze:

  1. i♥ it!
    3:0!!
    Wymiatamy po prostu! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. oooooo, szkoda Kosy. ;c ciekawe jak wybierze Gabi. xd czy Leon zabiję Ankę? to się nadaję do W-11 ^^ rozdział świetny, jak każdy. ;) czekam na nn ;3 a w między czasie zapraszam do siebie na rozdział 7. :* http://milosc-milosci-nierowna-bvb.blogspot.com pozdrowionka <3

    OdpowiedzUsuń