niedziela, 14 września 2014

XCIX



Weszłam do salonu. Adam oglądał TV.
- Co tam braciszku? Przyszedłeś na śniadanie do mnie?
- To przy okazji. Ale mam wiadomość. Dziś wieczorem poznacie Monikę.
- A kto to taki?- zainteresowała się zazdrosna Gabrysia.
- Moja przyjaciółka z Anglii. Przyjechała ze mną do kraju, ale dopiero teraz ma czas żeby was poznać. To co? Dziś wieczorem?
- A gdzie?
- U niej w wynajętym mieszkaniu- odparł natychmiast. – Nalegała, żebyście wszyscy przyszli. Możesz zabrać Zbyszka- zwrócił się do mnie. O Grześku nic nie powiedział. – Dziś o osiemnastej u niej na kolacji. Przyjadę po was autem taty.
Zgodziłyśmy się. Skoro to jego przyjaciółka od dawna, chętnie ja poznam. Gabrysia miała nieco kwaśna minę. Ale jak zaproponował, że pomoże nam zrobić kanapki, od razu poprawił jej się humor.
Oni udali się do kuchni a ja napisałam do Zbyszka o planach na dzisiejszy wieczór. Zgodził się chętnie. Mi nadal było głupio z tej sytuacji w sklepie.


*** 

Po południu ja i Gabrysia leżakowałyśmy w naszym mieszkaniu ze szklankami soku i oglądałyśmy jakiś głupi zagraniczny serial.
- Ale on jest idiotą- westchnęła zażenowana.
- Który? Ames czy Torto?
- Torto. No zobacz… ona na niego patrzy jak w obrazek, a on nawet tego nie widzi!
Cmoknęłam ustami.
- Zobaczysz, że jeszcze się pobiorą- żachnęłam się.
- Pewnie tak… te seriale są tak przewidywalne!
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ty idziesz- kopnęłam ją w łydkę.
- Ej! To nie fer. Ostatnio cały czas tylko przyjmuję twoich gości.
Z westchnieniem podeszłam do drzwi. Kiedy je otworzyłam, byłam nieźle zaskoczona. W progu stał nie kto inny jak Michał.
- Cześć- przywitał się zakłopotany.
- Hm. Hej. Coś się stało?
- Nie… tylko chciałbym z tobą pogadać. Możemy iść na spacer?
Nie idź!- wrzasnęło moje wewnętrzne ja.
- Ok.- zgodziłam się niechętnie.
Gdy zakładałam adidasy, moje myśli krążyły na wszystkie fronty. Czego on chce? Mam nadzieję, że nie przyjdzie mu głupi pomysł do głowy i nie stwierdzi, że chce być ze mną do końca życia. Nie. To musiało być coś innego!
Wzięłam telefon i wyszliśmy przed blok. Bez słowa ruszyliśmy w stronę parku za budynkami. W końcu to on pierwszy przerwał cisze.
- Musiałem z tobą pogadać i pożegnać.
Zdziwiona uniosłam brwi i spojrzałam na niego. Nie żartował.
- Wyjeżdżasz?- kiwnął głową.- Gdzie?
- Do Florencji- odparł po chwili.
- Kiedy?
- Za trzy dni.
Opuściłam głowę. Wyjeżdża przeze mnie? A może to i lepiej?...
- Nie potrafię być w Polsce, w Rzeszowie i zapomnieć o tobie. To jest niewykonalne- kopnął kamyk, który poturlał się po deptaku i wpadł do trawy.
- Misiek… rozmawialiśmy o tym…
- Wiem- przerwał mi.- Rozumiem. Pokochałaś go. Ciesze się, że on może dać ci więcej, niż ja- posłał mi blady uśmiech. – Mam nadzieję, że będziesz z nim szczęśliwa.
- A co z tobą? Na długo wyjeżdżasz?
Wzruszył lekko ramionami. Włożył ręce do kieszeni dżinsów i patrzył tępo przed siebie.
- Może na rok, dwa. A może na zawsze…- odparł cicho. – Nie wiem.
Zatrzymałam się i spojrzałam mu w oczy, gdy on zrobił to samo.
- Przykro mi.
- Mi też- westchnął.- Ale skoro teraz jesteś szczęśliwa, nie mogę ci zabronić tego…
Posłałam mu wdzięczne spojrzenie. Ruszyliśmy znów w milczeniu. Być może to ostatnie chwile z nim tutaj. Może go już nie zobaczę?
- Mam nadzieję, że spotkasz fantastyczną dziewczynę. Zasługujesz na to- stwierdziłam.
- Nigdy żadna nie będzie dla mnie tak ważna jak ty, Aniu.
Uśmiechnął się lekko. Odwzajemniłam uśmiech.
- Zaręczyliście się, prawda?
Skinęłam głową. Pewnie już cały kraj o tym wie.
- Kiedy ślub?- był smutny.
- Jeszcze nie planujemy. Ale obiecuję, że będziesz na honorowej liście gości- mrugnęłam.
Zaśmiał się szczerze.
- Obiecaj mi, że utrzymamy ze sobą kontakt- chwyciłam go za ramię i zmusiłam, żeby stanął.
- Obiecuję.
Mieliśmy ruszać w drogę powrotną, ale on nagle mnie zatrzymał i spojrzał z żalem w oczy.
- Aniu, przepraszam. Przeze mnie tyle wycierpiałaś… Dobrze, że Bartman się tobą zajął.
Niemożliwe! Teraz sobie to uświadomiłam. Michał dorósł. Nie był głupim chłopakiem, który ledwo przeżył wiek „głupoty”. W tym momencie stal przede mną mężczyzna.
- Misiek, nie przepraszaj.
- Wybaczysz mi? Nie słuchałem cię… przez to był ten głupi wypadek. Przez to zniszczyłem nasza miłość.
Chciałam mu powiedzieć, że zawsze będę go kochała. Ale on mógł to zrozumieć inaczej niż ja.
- Oczywiście, że ci wybaczę. Już dawno ci wybaczyłam.
Kocham cię- dodałam w myślach. Żeby nie zobaczył mojego wyrazu twarzy, po prostu go przytuliłam. Czysto przyjacielsko. Pocałował mnie w czoło i odsunął się.
- Dziękuję- powiedział z wyraźną ulgą.
Kiwnęłam głową. Odprowadził mnie pod same drzwi. Trudno mi było myśleć, że w najbliższej przyszłości nie będę go widziała. Ale to dobrze. On i ja to nie najlepszy pomysł. Znalazłam już swoja połówkę i nie zamierzam jej oddać nikomu. Oby i on poznał swoją. Zasługuje na szczęście.
- Żegnaj, Aniu- szepnął mi do ucha.- Bądź szczęśliwa i nie zapomnij o mnie.
Mimowolnie po moich policzkach popłynęły łzy. Starł je dłonią.
- Do widzenia- poprawiłam.
Ostatni raz przeczesałam mu dłonią włosy. Zawsze je kochałam.
- Zawsze będziesz dla mnie ważna- powiedział.
- Ty dla mnie też- rzekłam zdławionym głosem.
Pogłaskał mnie po policzku, odwrócił się i poszedł.
Moje serce zabiło słabo. Zakręciło mi się w głowie i oparłam się o ścianę. Już zawsze będę miała w głowie echo jego słów: „Zawsze będziesz dla mnie ważna… Nie zapomnij o mnie.” Płakałam. Straciłam jedną część siebie. Nie kochałam Michała tak mocno jak Zbyszka, ale prawda jest jedna. To Misiek mnie uratował, gdy chciałam się zabić. To on mnie uratował, gdy mój pierwszy chłopak chciał mnie zgwałcić. To on był moim przyjacielem. To z nim przeżyłam trzy, piękne lata.
Ale życie toczy się dalej. Nie możemy być razem. Zbyszek jest teraz moim słońcem, tak jak wcześniej był nim Michał. Teraz ze Zbyszkiem chcę tworzyć moja przyszłość. Nadal jakaś część mnie go kocha. Ale to właśnie dlatego nie mogę być z nim. Nie mogę go krzywdzić i udawać, że jest dla mnie całym światem, kiedy mój świat jest gdzie indziej.
Otarłam zapłakaną twarz i weszłam do mieszkania. Zdjęłam buty i w skarpetkach wparowałam do salonu. Usiadłam na kanapie.
- Co jest?
Wzruszyłam ramionami. Nie wnikała. Po godzinie zaczęłyśmy się szykować na spotkanie z przyjaciółką Adama. Gabi założyła zieloną, letnią sukienkę. Ja natomiast beżową tunikę z jakąś kobietą z przodu i czarne legginsy. W końcu przyjechał Zbyszek, a zaraz za nim Adaś. Zmieściliśmy się w aucie ojca.

***


- To tutaj?- spytałam, gdy zaparkowaliśmy pod blokiem.
Adaś kiwnął głową. Wysiedliśmy i weszliśmy do klatki.
- Które piętro?- dopytywała Gabi.
- Piąte.
Przyjaciółka westchnęła.
- Jest winda?
- Nie martw się, szybko zajdziemy- odpowiedział jej.- Jak coś, to cię poniosę.
I ten jego uwodzicielski uśmiech. Gabrysia nigdy na niego się nie dawała nabrać. Ale tym razem się zarumieniła. W końcu weszliśmy po schodach. Mnie, brata i siatkarzy to kosztowało tylko lekką zadyszką. Ale Adam ledwo ciągnął za sobą Gabrysię. Kiedy stanęliśmy przed odpowiednimi drzwiami, odsapnęła z ulgą. Zapukaliśmy trzy razy. Po chwili drzwi się otworzyły. Stała w nich wysoka blondynka o dużych czarnych oczach. Odrobinę wyższa ode mnie, tak dla przybliżenia. Włosy upięła w luźny kucyk.
- O, jesteście! Wejdźcie proszę.
- Cześć, Marta- powiedział Homi gdy stanęliśmy w przedpokoju.- Przedstawiam ci moją siostrę Annę i jej chłopaka, w sumie to już narzeczonego Zbyszka, przyjaciółkę Gabrysię.
- Cześć, jestem Marta. Miło wreszcie was poznać! Ad dużo o was opowiadał.
- Wszystko co mówił, to nieprawda!- od razu wyjaśniłam, mierząc chłopaka wzrokiem.
Zaśmiali się.
- Zbigniew Bartman…
To był niedowierzający pisk kobiety. A może jęk? Stała przed nim osłupiała. W pewnej chwili myślałam, że się na niego rzuci! Przewróciłam oczami i stanęłam przed nim, tak na wszelki wypadek.
- Taaak, to on. Mój narzeczony- dodałam, żebyśmy się zrozumiały.
Zibi zachichotał i przyciągnął mnie do siebie. Dał całusa w szyję. Od razu się rozluźniłam.
- Przepraszam, ja… jestem zaskoczona! Tyle razy wyobrażałam sobie ciebie, gdy cie spotkam… Tyle razy myślałam nad sposobem przyjechania do Polski i zobaczenia na żywo, jak grasz… Jesteś bohaterem!- paplała.- Nie no… to wszystko jest takie nierealne! Zaręczyliście się, prawda? Widziałam artykuły w necie. Zabrałaś nam obiekt westchnień- zwróciła się do mnie, ale nadal patrzyła na siatkarza.- Chociaż co ja się dziwię! Jesteś piękna. Mogłabyś być modelką. Wiele razy marzyłam o tym, żeby ciebie spotkać- znów mówiła do niego. Rozpromieniła się.- I zastanawiałam się, co ci powiem… A teraz gadam jak idiotka. No ale język mi się plącze! Rozmowa nie jest łatwa, kiedy ma się przed sobą takiego faceta… Ale, może dałbyś mi autograf? No i zdjęcie, oczywiście! Moje koleżanki nie uwierzą!...
- Marcia, może wejdziemy dalej?- zaproponował Adam.- Będziesz miała jeszcze dużo czasu do podziwiania tej gwiazdy.
- Tak, tak… oczywiście wchodźcie! Kolacja już prawie gotowa.
Zauważyłam, że Gabi się rozluźniła. Poczuła widocznie, że Martę nie interesuje Homi. Całe mieszkanie było bardzo małe. Sypialki nie było. Więc chyba Marta śpi na kanapie w saloniku. Ściany w każdym pomieszczeniu były kremowe, sufity białe. Na korytarzu i w salonie rozciągała się brązowa wykładzina. Łazienka i kuchnia sa na tyle duże, na ile jest to konieczne.
Zaprowadziła nas do rozłożonego i zastawionego stołu w salonie. Adam zajął miejsce pod ścianą, Gabrysia usiadła obok niego. Ja natomiast zajęłam krzesło po drugiej stronie stołu, bardziej od okna. Zbyszek szarmancko odsunął mi krzesło. Za to dostał buziaka.
- Za chwileczkę będzie danie- weszła do salonu gospodyni.
Usiadła po drugiej stronie mojego brata.
- Małe, ale przytulne mieszkanie- zauważyłam błyskotliwie.
- Tak… Nie brałam innego, bo nie zostaję na długo.
- W Polsce, czy w Rzeszowie?- zainteresował się Zibi.
- Jeszcze nie wiem. Ale chyba pozostanę w Polsce. Może nawet w Rzeszowie… Ale najpierw muszę załatwić kilka spraw w stolicy. Spotkać się z rodziną! A potem, może tutaj zamieszkam.
- A co jak wyjadę?- przerwał jej mój brat.
Spojrzała na niego i się szeroko uśmiechnęła.
- Hm. Tobie jestem bardzo wdzięczna, Ad. – Założyła mu ręce na szyję i przytuliła. Gabi zamarła.- Sprowadziłeś tutaj swoją siostrę, którą tak chciałam poznać… I do tego taka niespodzianka! Bartman! Boże, Adaś jesteś wspaniały!- pocałowała go w policzek.
Na ustach chłopaka pojawił się przebiegły uśmieszek. Odsunęła się od niego.
- Jeżeli będziesz chciał, żebym z tobą wyjechała, zrobię tak. Jestem ci to winna.
- Oj, przestań! Już dawno mi się odwdzięczyłaś.
Zdezorientowana przysłuchiwałam się ich wymianie zdań. Marta wyszła do kuchni. Poszłam za nią razem z Gabrysią. Pomogłyśmy jej przynieść wszystko.
- O jakiej przysłudze mówicie?- spytałam.
- W ogóle, jak się poznaliście?- dopowiedziała Gabrysia.
- Obydwa pytania się ze sobą łączą- stwierdził Adam. – Opowiesz?
Zwrócił się do Marty. Kiwnęła głową. I zaczęła mówić:
- W sumie mało do opowiadania. Jechałam samochodem, kiedy straciłam panowanie nad kierownicą. Hamulce nie działały. Wypadłam z trasy. Auto przekoziołkowało i leżałam zapięta pasami do góry nogami. Straciłam przytomność. Wiem tylko, że Adaś mi pomógł. Jak to było?
- No tak, że jechałem za tobą- uśmiechnął się.- Kiedy zobaczyłem, jak spadasz… zatrzymałem się i pobiegłem, żeby pomóc. Auto mogło w każdej chwili wybuchnąć. Ale poszedłem tam. Dobrze, że szyba od strony pasażera była otwarta! Gdyby nie to, nie otworzyłbym drzwi. – Słuchaliśmy w napięciu. Nie możliwe, że on coś takiego zrobił! I jeszcze mi nie powiedział!- Długo mi zajęło wyciąganie jej z fotela. Do tego była nieprzytomna i zapięta pasami. Kląłem jak leci! Ale w końcu mi się udało.
- Co było dalej?- spytałam ciekawa, gdy nic już nie mówił.
- Zabrałem Martę daleko od samochodu. Na szczęście nie miała połamanych żeber, czy coś. Zadzwoniłem po pogotowie i rozpocząłem sztuczne oddychanie. Potem dowiedziałem się, że właśnie takim sposobem uratowałem ją.
- Uratowałeś jej życie!- pisnęła z ekscytacją Gabrysia i położyła dłoń na jego dłoni. Uścisnął ją.- Jesteś bohaterem!
- Dlatego jestem mu wdzięczna- odezwała się Marta.- Jestem gotowa zrobić dla niego wszystko!
- W pełni cię rozumiem- mruknął ZB9.
- Homi! Jak mogłeś milczeć i nic mi nie powiedzieć!- fuknęłam.
- Nie denerwuj się, księżniczko. Nie lubię się chwalić.
Obydwoje wiedzieliśmy, że to nie jest prawda. Posłałam mu mroźne spojrzenie. Kiedyś od razu wpadał do mnie i gadał o podobnych rzeczach. Znaczy nigdy tak poważnych, ale jednak. Na przykład kiedyś jak się uczyłam, wpadł do mnie do pokoju i krzyczał, że uratował kota z drzewa. A teraz? Czy aż tak się od siebie oddaliliśmy?
Skończyliśmy kolację dalej rozmawiając o różnych sprawach. Po posiłku temat zszedł na siatkówkę.
- Będziesz teraz grał tutaj w Rzeszowie?- dopytywała się przyjaciółka mego brata.
- Tak. I zamieszkam na stałe.
Uśmiechnęłam się pod nosem. To mi odpowiadało.
- A ty? Grasz w siatkówkę?- zapytałam.
- „Gram” to za duże słowo- przyznała.- Ledwo umiem odbijać palcami i dołem. Ale lubię grać czasem- przyznała.- Ad mnie dużo nauczył, kiedy zaczęliśmy się spotykać. Został moim przyjacielem na zawsze.
I wyczuwałam, że chyba tylko przyjacielem.
- No to może pojedziesz z nami w ten weekend nad jezioro?- wpadłam na ten pomysł dopiero teraz.
- Ojej!
- No wiesz, będzie dużo więcej siatkarzy- dodał Zibi. – Nie tylko ja.
- Naprawdę mogę jechać?- spytała niepewnie.
- Jasne, ze tak!
- No to o której i gdzie?- pisnęła podekscytowana.
I w takich nastrojach się rozstaliśmy. Wymieniłyśmy się numerami telefonów. Obiecałam, że jeszcze do niej zadzwonię. Wychodząc z klatki schodowej, objęłam mojego siatkarza lewą ręką i przywarłam bokiem do jego boku. Opiekuńczo objął mnie ramieniem i tak szliśmy. Gabrysia natomiast wczepiła się w ramię Adama. A ten był bardzo zadowolony. Jestem pewna, że gdyby nas tutaj nie było, rzuciliby się w swoje objęcia. Wsiedliśmy do samochodu.
- Masz wspaniałą przyjaciółkę- odezwałam się, gdy ruszyliśmy.
- Czasem mam takie szczęście- przyznał.
Za kierownicą siedział Zbyszek, ja jako pasażer. Z tyłu kolejna dwójka. W połowie drogi powiedziałam:
- Nadal jestem zła, że nic mi nie powiedziałeś o swoim bohaterskim czynie. I nie dzwoniłeś.
- Nie chciałem z tego robić wielkiej sprawy- odparł spokojnie.- Na serio nie chciałem się chwalić.
Jego ton głosu zmusił mnie do tego, żebym odwróciła się do tyłu. Prześwietliłam go wzrokiem. Mówił serio.
- Zmieniłeś się, brat.
- Ty też, siostra.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
Po chwili parkowaliśmy pod moim blokiem.
- Odwieźć cię Zibi?- spytał Adam, gdy zamieniali się miejscami.
- Nie musisz- zaprzeczyłam.- Chodź, zostaniesz u mnie na noc.
Gabrysia miała minę zdechłego psa. A siatkarz widocznie to zauważył, bo się zgodził. Zrobił jej na złość! W mieszkaniu zadzwonił jej telefon.
- No, hej Grześ!- uśmiechnęła się.
Pokiwałam z dezaprobatą głową. Razem ze Zbyszkiem poszliśmy do sypialni. Przebrałam się w piżamę i położyłam pod kołdrą. Zibi nie miał problemu z ubraniem. Po prostu postanowił spać w samych bokserkach. Wtuliłam się w jego tors. Objął mnie ramieniem i cicho nucił jakąś piosenkę.
- Kocham cię- szepnęłam. Na wpół spałam.
- Ja ciebie też kocham- odparł i pocałował w czubek głowy. 


 *** 

 


Rano poczułam promienie słońca na mojej twarzy. Westchnęłam. Zbyszek leżał do mnie bokiem, chyba nie spał. Byłam wtulona w jego nagi tors, a on obejmował mnie ramieniem i głaskał plecy, uda, włosy… Byłam bardzo świadoma tej bliskości. Otworzyłam oczy.
- Cześć, słońce- przywitał się cicho, całując mnie na powitanie w usta.
- Hej- odpowiedziałam.
Zadarłam lekko głowę do góry i spojrzałam w jego oczy. Zobaczyłam w nich… iskierki. Tak, to chyba dobre słowo. Był ewidentnie zadowolony i szczęśliwy. Taki błysk widywałam w jego oczach tylko, gdy się kochaliśmy.
- Śniłeś mi się- zmarszczyłam nos.
- To dobrze. Ty mi się śnisz każdej nocy.
Zachichotałam.
- Gdzie Gabi? Która godzina?
- Dziesiąta. Twoja przyjaciółka stwierdziła, że nie będzie patrzyła na nasz poranek, bo rzygnie ze słodkości- zaśmiał się głośno.- Poszła do Resovii.
Zadowolona z tego, że jesteśmy sami, przeciągnęłam się jak kot. Teraz zauważyłam, że nie ma na sobie koszulki!
- Czy ja o czymś nie wiem?...
- W nocy było gorąco. – Podniosłam brwi do góry w szczerym zdumieniu.- Temperatura. Więc zdjąłem ci koszulkę. Ale szczerze powiem, że w samym staniku jest ci jeszcze lepiej… Jest na co patrzeć.
Trzepnęłam go za to w ramię. Zaśmiał się tylko. Wziął moja rękę w swoją i splótł palce z moimi. Położył ją na swoim torsie. Nie mogłam się powstrzymać. Odwróciłam się do niego znów bokiem i zaczęłam jeździć palcami po jego umięśnionym ciele.
- Jakie plany na dziś?- spytałam.
- Możemy nie wychodzić z łóżka- odparł i przyciągnął mnie bliżej siebie.
Pocałował namiętnie. Chwycił mój twarz w swoje dłonie. Językiem pieścił moje wargi i podniebienie. W końcu prawie leżał nade mną, przywierając całym ciałem. Odsunęłam się od niego.
- A ja mam lepszy pomysł. Muszę odwiedzić Szymona!
- Wolisz jego ode mnie?- nie spodobało mu się to.
- Nie… ale muszę mu podziękować. Zajmował się mną przez dłuższy czas. No i wpadnę też na trening do dziewczyn… W ogóle to chcę wrócić do pracy.
- Fajny plan. Idę z tobą. Sam muszę mu podziękować, że zajął się Tobą pod moją nieobecność.
Uśmiechnęłam się i wstałam. Włożyłam koszulkę i poszłam do łazienki. Zibi nie pofatygował się, żeby również coś na siebie włożyć. Jedynie dżinsy. I przyznam, że wyglądał tak bardzo seksownie. Zagrzał mi mleko i wsypał płatków do miseczki. Zjedliśmy takie śniadanie. Tylko on podwójna porcję.
- Wyjaśniło się coś z Gabi i Kosą?- spytał, gdy grzebałam w szafie żeby wybrać jakieś ciuchy.
- E! Co ty. Ona sama nie wie, czego chce.
- Grzesiu też sam już nie wie.
- Rozmawiałeś z nim?
- Tak.
- Co powiedział?
- Widzi, że Adam nie jest obojętny Gabrysi. Sam nie wie, co z tym zrobić. Powiedział, że zaczeka na jej decyzję.
- Przynajmniej tyle- westchnęłam.- W co ja mam się ubrać?! Moje ulubione legginsy leżą w praniu.
- Proponuję…- podszedł, wyminął mnie i zaczął przebierać moje ciuchy.- … te spodenki i tą bluzkę.
Podał mi granatowe, wygodne i dość krótkie spodenki i białą bokserkę.
- Jesteś wielki!- cmoknęłam go w policzek i szybko przebrałam.
Po dwudziestu minutach wyszliśmy w końcu. Zibi musiał mieć te same ubrania co wczoraj, więc wyglądaliśmy trochę dziwnie. Trzymając się za ręce wkroczyliśmy do budynku Sovii.
- O, witaj Aniu! Dzień dobry panie Zbyszku.
- Mów mi Zibi- odparł.
- Cześć, Zosia.
- Promieniejesz- uśmiechnęła się.
- Dziękuję, ty również.
Dobrze, że nie widziała mnie tydzień temu.
- Jest Jacek?- dopytałam.
- Tak, u siebie.
Wymieniliśmy jeszcze uprzejmości. Pociągnęłam siatkarza za rękę i weszliśmy do sali. Słychać było rytmiczne uderzenia stóp o parkiet. Z zadowalającym uśmiechem oparłam się o tors Zbyszka i patrzyłam. Chłopcy biegali, a Gabrysia patrzyła beznamiętnym wzrokiem i dopingowała. O ile tak to można nazwać.
- Mateusz!- wydarła się.- Zwalniasz!
- Próbuję biec swoim tempem- odmruknął.
- Dostajesz dwa kolejne okrążenia.
Otworzyłam ze zdziwienia usta.
- Mój boże, gdzie jest Jacek?- jęknęłam.
- Ehm, muszę przyznać… że Gabrysia jest dość… ostra.
- Nie zdawałam sobie z tego sprawy- przyznałam.
Słyszałam, jak krzyczy coś do Szymka. No nie! Mój ulubieniec!
- A co tutaj się dzieje?!- wrzasnęłam z bananem na twarzy.
Nagle wszystko ustało.
- Ania!- Szymon był już pierwszy przy mnie.
- Jeszcze przed chwilą zdychałeś ze przemęczenia, a teraz biegniesz jakbyś ducha widział!
Porwał mnie w ramiona i przytulił.
- Ej! Z daleka… jesteś cały spocony!- skrzywiłam się.
- Jak dobrze cię widzieć uśmiechniętą i żartującą!- westchnął z uwielbieniem.
- Co to ma być? Szymek wracaj do biegania!- rozkazała Gabi.
- Nie rządź się tak- odparłam za niego. – Ale ona ma rację. Idź biegać.
- Ale potem pogadamy?- zerknął z niepokojem na mojego towarzysza. Zbyszek uśmiechał się przyjaźnie.
- Jasne- dałam mu całusa w policzek.
Jak z torpedy znów robił okrążenia. Każdy, kto mnie mijał przywitał się. Podeszłam do Gabrysi.
- Katujesz ich- mruknęłam.
- Dziś mnie wkurzyli- wyjaśniła.
- Dopiero teraz widzę twoje prawdziwe oblicze- mruknął Zibi.
- Twoje tez już znam.
Przerwałam ich wytyki i poszłam do gabinetu. Zapukałam dwa razy. Rozległo się donośne: Proszę!. Otworzyłam drzwi i wkroczyłam do środka.
- Anka!- zrobił zdziwioną minę.
- Cześć. Można?
- Jasne, wchodź!- wstał z krzesła i podszedł. Uściskaliśmy się. – Co się do mnie sprowadza?
- Chciałabym wrócić- odrzekłam spokojnie, siadając naprzeciwko niego.
- Wiesz, że zawsze jest dla ciebie miejsce. Ale co zrobię z Gabrysią? Świetnie sobie radzi!
Taa, prychnęłam w duchu. Wrzaskami i dodatkowym bieganiem.
- Ona jest psychologiem nie nauczycielem wychowania fizycznego- podniosłam brwi znacząco.
- Ty też.
- Ale wiesz…
- Wiem. Dobra, zróbmy tak…- oparł się wygodnie o oparcie krzesła i patrzył na mnie w skupieniu.- Co ty na to, żebyś awansowała?
- Ale jak to?- zrzedła mi mina.
- No wiesz… przeszłabyś do starej Resovii.
Wytrzeszczyłam oczy. Rili? To wspaniała wiadomość! Ale, Szymon…
- Okeej…- kiwnęłam i powiedziałam powoli. – Ale czasem będę  tutaj. Nawet mogę brać jakieś weekendowe zajęcia. Gabi pracuje też w restauracji. Z chęcią ją zastąpię.
- To dobrze, że masz chęć wrócić do pracy. Potrzebujemy cię. Chłopcy mówią, że jesteś niezastąpiona.
- Przesadzają.
A mimo wszystko ucieszyłam się, że czasem o mnie myślą.
- Wcale nie. Zgadzam się na twoje warunki Anka- oświadczył uroczyście.- Ale mam dla ciebie niespodziankę.
- Niespodziankę? A jaką?
Co mu mogło po głowie chodzić? Może większa pensja?
- Tego dowiesz się jutro. Przekaże ci to pewien człowiek. Mam nadzieję, że będziesz zadowolona- uśmiechnął się tajemniczo.
- Mam się bać?- byłam podejrzliwa.
- Chyba nie. Raczej nie.
- O, uspokoiłeś mnie- zakpiłam.
Jacek wstał i podszedł do mnie. Zrobiłam to samo.
- Nie obawiaj się. Niespodzianki są zazwyczaj miłe, prawda?
- Ale jest rodzaj też tych niemiłych. A takich nie lubię.
- Takich nikt nie lubi. Przyjdź jutro o szesnastej.
- Jasne.
- A, przyjdziesz z Gabrysią.
Wyszliśmy z pokoju. Moim oczom ukazała się niewiarygodna scena. Młodzi siatkarze siedzieli na ławkach i przysłuchiwali się sprzeczce Zbyszka z Gabrysią.
- … ja nawet nie mówię co masz robić!- bronił się przed atakiem przyjaciółki.- Po prostu radzę coś…
- Hej!- krzyknęłam.- Co tu się dzieje?
- Kłócą się o nas- stwierdził młody libero.
Podeszłam do przyjaciół zostawiając Jacka z tyłu.
- Przestańcie- poprosiłam chwytając Gabi za ramie i odciągając.- Zaraz się pozabijacie! Zabijesz mi chłopaka!
- Mam go gdzieś- prychnęła.- Wiesz, co twój narzeczony robi?! Mówi mi jak mam prowadzić z nimi sesję psychologiczną!
- Wcale nie- zaprzeczył wywołany.
- Zaraz, zaraz…- wstał i podszedł do nas Szymon.- Jak to narzeczony?
Spojrzeliśmy po sobie. No tak, mój ulubieniec i nikt z tych zawodników o tym nie wiedział.
- Zaręczyliśmy się.
Przez chwilę patrzył na mnie ciężkim wzrokiem. Chyba musiało to do niego dotrzeć.
- No to gratulacje!- krzyknął i wskoczył na mnie w wielkim uścisku.
Potem każdy z osobna nam gratulował. Przyznali się, że wiedzieli o tym od dawna. Przeczytali w gazecie o tym i byli ciekawi, kiedy to ogłosimy.
- Liczę na zaproszenie- mrugnął Kędzierski.
- No a jakże by inaczej! Wszyscy dostaniecie- przyrzekłam.
- A kiedy ślub?- spytał nieśmiało środkowy.
- Jeszcze nie mamy daty- powiedział za mnie Zibi.
- Widać, że jesz- uśmiechnął się mój ulubieniec.- Karmisz ją jak należy.
- Przy mnie nie zginie!
- Ej, ej!- oburzyłam się i uderzyłam ich w ramiona. – Ja nie jestem jakimś psem!
- Nie, nie jesteś „jakimś” psem. Jesteś wyjątkowa- uśmiechnęli się.
- Tak, tak- przerwała zdenerwowana Gabrysia.- Anka nie jest zwykłym psem, Zbyszek dobrze ją karmi, zaproszenia dostanie każdy, data ślubu nieokreślona, a wy co robicie? Już do pracy!
- Och, nie dajesz im wytchnienia- pokręciłam z rezygnacją głową.
- Anka wracaj do nas szybko bo przy niej zginiemy- zażartował Szymon.
- Dobra, dobra! Lepiej idźcie biegać bo jak tak dalej pójdzie to dostaniecie kolejne bonusowe kółeczka plus bramki do przeskakiwania- rozgonił ich Jacek.
Wszyscy wrócili do pracy oprócz jednego pana. Szymon podbiegł do mnie i mocno przytulił.
- Jak dobrze cię widzieć w dobrej formie!- patrzył na mnie z podziwem. Potem przeniósł wzrok na Zbyszka. Już mu nie było do śmiechu.- Jeżeli jeszcze raz wywiniesz jej taki numer to osobiście cie zabiję.
- Groźba? Niepotrzebnie- odparł. – Przyszedłem ci podziękować. Dzięki tobie jakoś to się ułożyło…
- A ja to co?!- krzyknęła Gabi.
- No twoja zasługa tez jakaś była… taka- pokazał palcami może z centymetr.
- Ha. Ha.
Zaśmialiśmy się.
- Może odrobinę większa- przyznał.- Ale wracając do sprawy… dzięki, że mi pomogłeś.
- Co?- wyrwało mi się. O czym oni mówią?
- To ona nie wie?- zdziwił się Szymon.
- O co chodzi? O czym nie wiem?
Zaciekawili mnie bardzo. Jaka zasługa?
- Szymon skontaktował się ze mną. A właściwie ja przez Gabrysię. Znaczy Igła przez Gabrysię, ja przez Krzyśka, a ona do Szymka. Dzięki temu się spotkaliśmy.
No tak. Zapomniałabym.
- Dziękuję- przytuliłam przyjaciela w jak najszczerszym uścisku i dałam buziaka w policzek.
- Fuuuj!- machnął ręką.- Wystarczą słowa.
Za to, żeby trochę się z nim poprzekomarzać, dałam mu drogiego buziaka.

*** 

W drodze do naszego bloku rozmawialiśmy o tym, co miał dla mnie Jacek.
- Nie mam pojęcia, o co mu może chodzić- przyznał Zbyszek.
- Oby to nie było nic… strasznego.
Zaśmiał się szczerze.
- Daj spokój. Na pewno będziesz zadowolona. A ja będę się cieszył razem z tobą.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Miał rację. Co się będę przejmowała? Jutro o czwartej po południu dowiem się wszystkiego. Nagle Zibi dostał sms. Odczytał i się zatrzymał.
- Co się stało?- podeszłam zaniepokojona. Ale on się uśmiechał.
- Co ty na to, żeby iść do Pita?
Patrzyłam na niego ciekawa, o co chodzi.
- Właśnie do mnie napisał. Zaprasza nas. Podobno będzie Igła, Kosok…
- To on już przyjechał?!
- No, na to wygląda. Olek Achrem i Wojtek Grzyb.
- Jak ja ich dawno nie widziałam! Okej, idziemy- wyszczerzyłam się.- Ale musimy podejść do mnie do mieszkania. Muszę się przebrać.
Przewrócił teatralnie oczami, ale chwycił mnie za rękę i poszliśmy dalej. Mijaliśmy różnych ludzi. Jedni się śpieszyli, inni chodzili z psem na spacer… jak ja bym chciała mieć psa! Takiego własnego… Bobek Zbyszka jest śliczny i uroczy, ale nie mój. Chciałabym mieć dużego psa… takiego owczarka niemieckiego, albo wilczura… albo Haskiego! Tak, te mi się cholernie podobają. Może w przyszłości jakiegoś kupię. Najlepiej małego, aby się pomału do mnie przyzwyczajał. Albo przyzwyczajała. Pies czy suka? Nie wiem, czy chciałabym ryzykować i dostać w prezencie młode szczeniaki. I to dwa razy w roku! Więc chyba pies. Ale z drugiej strony dziewczyna to dziewczyna. Lepiej się dogadamy.
- O czym tak intensywnie myślisz?- szepnął, gdy doszliśmy do mieszkania.
Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka.
- O imprezie.
Zmarszczył czoło i poszedł do kuchni. Nalał sobie wody gazowanej i usiadł w salonie. A ja wybrałam bluzkę, która mi kiedyś kupił. Rozczesałam włosy.
- Gotowa?- spytał siedząc gdy weszłam do salonu.
- Tak- podeszłam, zabrałam jego szklankę i napiłam się wody.- Chodźmy.
Wstał i wyszliśmy.





---------------------------------------------------------

Hej ;) 
Tak jak obiecałam, jest kolejny! 
Ostatnio jest bardzo mało wyświetleń. Nie wiem, czy nudzę, czy co... Mam jednak nadzieję, że nie.

Wczorajsza wygrana z Iranem... O Boże! Na końcu się poryczałam ze szczęścia. Mogliśmy wygrać za 3:0. Było tak blisko... I nagle coś się stało. Kontuzja WIniara. Strata kilku punktów pod rząd, kilka wideo weryfikacji i nasz przestój murowany. Dziś trzeba walczyć z Francją. I to walczyć. Jak na ringu. 
Wczoraj bardzo podobała mi się nasza gra w dwóch pierwszych setach. Widziałam drużynę z 2012r. Ta radość z gry... Chciałabym, żebyśmy już zawsze tak grali.

Kolejne rozdziały pojawią się za tydzień ;)

Pozdrawiam ;*
 

2 komentarze:

  1. nie no co ty xD nie nudzisz :**
    Jak Winiar leżał na parkiecie to po prostu łzy w oczach :C
    CZekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. nie nudzisz, piszesz super. :D czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń