Godzinę później ubrałam się na spotkanie z Januszem. I kimś jeszcze. Kim? Tego mi nie zdradził. Podobno niespodzianka. Oby dobra.
- Gotowa?- spytała przyjaciółka.
Dziwne, że wysiedziała przy Bartmanie te dziesięć minut w salonie, gdy ja się ubierałam.
- Powiedzmy- odparłam.- Widać jeszcze żyjecie, więc chyba tak znowu długo to mnie nie było.
Nie odpowiedzieli. Wzięłam więc torebkę, założyłam adidasy i wyszliśmy, zamykając drzwi na klucz. Wsiadłam z przodu auta Zbyszka, Gabi na tylne siedzenie. Gdy ruszyliśmy zaczęło grać radio. Hej sokoły??
- Nie mów, że tego słuchasz- wykrztusiła przyjaciółka.
- Piosenka akurat dla ciebie- spojrzał na nią przez wsteczne lusterko.
- Nie gustuję- powiedziała z obrzydzeniem.- Za to ty… tworzycie super duet!
- No oczywiście- prychnął i zaczął śpiewać.
Zaśmiałam się.
- Boże, błagam, wyłącz to chujostwo!- ryknęła.
Ale Zibi nie miał nawet takiego zamiaru. Ba! Podgłośnił jeszcze bardziej.
- Anka… zrób coś! Przemów do jego rozumu… o ile go jeszcze ma- jęknęła błagalnie.
- Zaraz skończą się twoje męki- odparłam nieco zadowolona, że chłopakowi udało się ją doprowadzić do takiego oto stanu.
Oto właśnie stanęliśmy przed budynkiem ośrodka. Gabrysia wyszła jako pierwsza. No, prawie wyskoczyła. Kiedy do niej dołączyłam, zaczęłam mieć dziwne przeczucia. Serce rozpoczęło swój nienaturalny rytm uderzeń, w głowie lekko pulsowało… Co to miało oznaczać? Strach.
- Rozluźnij się- szepnął mi do ucha siatkarz, gdy otwierał nam drzwi wejściowe.
- Jestem rozluźniona przecież…- zaprzeczyłam samej sobie.
Uniósł tylko brwi. Naszej recepcjonistki nie było dziś w pracy. A pan Stanisław pewnie patrolował drugą część Resovii.
- Ania!- usłyszałam za sobą głos.
Odwróciłam się i spojrzałam na Janusza.
- Cześć- uśmiechnęłam się.- Chciałeś, żebym była, oto jestem.
- Chodźcie- kiwnął na nas.
Podreptaliśmy za nim do jakiegoś biura. Otworzył drzwi i wpuścił do środka. Na początku wahał się, czy wpuścić siatkarza ale ostatecznie widząc mój wzrok, przepuścił i jego. Gabinet, jak gabinet. Typowo męski. Biurko, krzesła, żaluzje na oknach, regał z książkami i laptop. Na miękkim siedzeniu zauważyłam mężczyznę. Miał mniej więcej trzydzieści lat, czarne oczy i włosy, które lekko zapuścił. Zarost i bystre spojrzenie dodawały mu szyku i stwierdziłam, że jest przystojny.
- Dzień dobry- przywitała się Gabrysia, a ja jej zawtórowałam.
- Aniu, Gabi… to jest Mariusz Syn. Mario oto te dwie dziewczyny, które wytypowałem.
Nasza trójka spojrzała sobie po oczach.
- Ach! Wreszcie mogę was poznać- ucieszył się mężczyzna.- Widzę macie profesjonalne towarzystwo- mrugnął do Zbyszka.
- Nam również jest miło- powiedziałam szczerze.- Tylko nie za bardzo wiem…
- O co chodzi?- dokończyła przyjaciółka.
- Tak, siadajcie- wskazał krzesła Janusz. – Zaraz wszystkiego się dowiecie! Wody?
Kiwnęliśmy przecząco głową. Fizjoterapeuta usiadł za burkiem, a my zajęliśmy swoje miejsca. Wymieniłam z Gabrysią zaniepokojone spojrzenia.
- Jeżeli można wiedzieć… co jest grane?- zadała w końcu pytanie Gabi.
- No tak, nie trzymajmy już was w niepewności- odparł Mariusz.- Jestem trenerem siatkówki plażowej w Rzeszowie. Akurat zaczyna się sezon. Poszukuję dwuosobowej drużyny do grania w siatkówkę… Poprosiłem o pomoc mojego dobrego przyjaciela Janusza, który obiecał mi pomóc.
- A w jaki sposób my znalazłyśmy się w tym temacie?- zainteresowałam się.
Mariusz uśmiechnĄł się promiennie do mnie i zaczął mówić dalej.
- Jesteście kluczem w tej sprawie, kochane- wyjaśnił.- Janusz wskazał mi was dwie do gry. Podobno jesteście całkiem niezłe, więc chciałbym was prosić o współpracę.
- Zaraz, zaraz- przerwał siatkarz.- Jaką współpracę?
- Jestem trenerem siatkówki plażowej od pięciu lat. Dotychczas prowadziłem męską grupę siatkarzy z północy Polski. Wygrałem z nimi wiele turniejów w kraju. Ale chcę odmiany! Człowiek powinien zawsze się uczyć, cały czas. A siatkówka jest właściwym torem. Musiałem coŚ zmienić. Tym razem chciałbym prowadzić duet kobiet. I pragnę, żebyście były to wy- wskazał mnie i Gabi.- Oczywiście najpierw musimy zawrzeć umowę, muszĘ zobaczyć jak gracie… Ale polegam na Januszu. Więc skoro on mówi, że jesteście dobre, to tak jest- znów się uśmiechnął. Nie musicie grać pod presją i tak dalej. Ale chciałbym żeby to była dla was niezła zabawa i nowe doświadczenie.
Oooo… no… zatkało mnie. Co ja mam odpowiedzieć? Nie spodziewała się tego. Nawet nie myślałam, że mogłabym wrócić do gry! Z obawy, że z wrażenia opadła mi szczęka i wlepiam się w nich jak sroka w brylanty, zatkałam usta dłonią.
- To…- zaczęła Gabrysia. Ona również miała wielkie, zdziwione oczy.
- Bardzo miło- dokończyłam.- Że to nas wyróżniono. Ale nie jestem pewna, czy się nadaję…
- Nadajemy. Czy się nadajemy- dopowiedziała przyjaciółka.
Odruchowo moja ręka ścisnęła dłoń mojego narzeczonego (tak, wreszcie to powiedziałam/pomyślałam bez wahania!). Posłał mi pocieszające spojrzenie. Ale widziałam, że był zdenerwowany… ale czym?
- Na pewno się nadajecie- uspokoił.- Jestem pewien, że się dogadamy… oczywiście nie musicie podejmować decyzji teraz, ale prosiłbym o szybki kontakt, co postanowicie. Najbliższy turniej zaczyna się za dwa tygodnie i przydałoby się trochę poćwiczyć. Nie chciałbym kolejny rok czekać, aż ktoś zagra pod moim mentorstwem.
- Dwa tygodnie?!- niemal krzyknęłyśmy.
- Niestety.
Wymieniłyśmy porozumiewawcze spojrzenia.
- Ależ to za mało czasu!- sprzeciwiłam się.- Nie damy rady ogarnąć wszystkiego we dwie na boisku…
- Dlatego proszę o szybką decyzję. Mam kolejną parę na oku… ale szczerze mówiąc, tak między nami, to wolałbym mieć was pod „opieką”.
- Mogą się zastanowić do jutra?- dopytywał Zbyszek. Czy mi się wydaje czy on jest poirytowany??
- Oczywiście- kiwnął głową Mariusz.
Wstaliśmy i pożegnaliśmy z Januszem i nowo poznanym trenerem.
- Łał.
Tylko tyle potrafiłyśmy powiedzieć, gdy drzwi zamknęły się za nami. Dłuższy czas szliśmy w milczeniu. Wsiedliśmy do samochodu siatkarza. Intensywnie myśleliśmy o tym, co się właśnie wydarzyło. Czy to żart? Serio Janusz chce nas w to wpakować?! Naprawdę?! My przecież nic nie wiemy o siatkówce plażowej! Ruszyliśmy i włączyło się radio. Ale tym razem Gabi nawet nie pisnęła na piosenkę „mydełko faaaa”.
Siedziałyśmy u siebie w mieszkaniu. Zbyszek pojechał załatwić kilka rzeczy. Nadal w szoku, oglądałyśmy telewizję. Akurat leciał jakiś głupi teleturniej, ale mało z niego wiedziałam. Wciąż miałam przed oczami sceny z tego gabinetu. I słowa Mariusza.
- Co z tym robimy?- w końcu przerwałam ciszę.
Przyjaciółka westchnęła głęboko.
- Nie wiem.
Aha, no to jesteśmy na tym samym etapie.
- Musimy podjąć decyzję.
- Wiem i to mnie przeraża… dlaczego my? Nie ma innych na tym świecie kobiet?!
- Widać jesteśmy wyjątkowe- odparłam beznamiętnie.
- Chciałabym- powiedziała po chwili kompletnej ciszy, nie licząc śmiechu publiczności w telewizorze.
- Ja też- przyznałam.- Znamy się dobrze. Wiem, jak gramy… ja mogłabym być dobra w obronie i przyjęciu… a ty zagrywki i bloki.
- Trzeba będzie poćwiczyć atak.
- Da się załatwić.
Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Właśnie w tym momencie podjęłyśmy decyzję.
Nagle zadzwoniła moja komórka w tym samym momencie, co Gabi. Zaśmiałyśmy się i odebrałyśmy. Wyszłam do kuchni, żeby lepiej mi się rozmawiało.
- No, hej skarbie- mruknęłam.
- Aniu, mogę wpaść? Musimy pogadać…
Czyżby coś się stało? Obiecał, że przyjedzie za piętnaście minut. W takim razie będzie jechał jak szalony. Jak zwykle. Gabrysia skończyła kilka minut później. Dzwonił do niej Adam. Chciał się spotkać, więc poszła się ubrać. Wychodzi z moim bratem na randkę… super. Przyjaciółka minęła się w drzwiach ze Zbyszkiem, który od razu do mnie podszedł i przytulił. Przez chwile siedzieliśmy tak w milczeniu.
- Podjęłaś decyzję?- spytał w końcu.
Dobrze wiedziałam do czego zmierza.
- Nie. Nie wiem co zrobić… Ale w sumie bardzo chciałabym wrócić do gry. Nawet, jeżeli ma to być plażówka.
Zacisnął usta w wąski pasek i nie patrzył mi w oczy.
- O co chodzi?- zapytałam.
- Rozmawiałaś o tym z Gabrysią?
- Tak- kiwnęłam głową nadal bacznie go obserwując.- Mamy podobne zdania.
- Czyli nie podjęłyście jeszcze decyzji?- drążył temat.
Zaczęłam wiercić się na kanapie niespokojna. O co mu chodzi?
- Poniekąd… już wiemy, co zrobić- przyznałam.
- I…
- I najwyraźniej będziesz oglądał swoją dziewczynę i jej przyjaciółkę na piaskowym boisku do siatkówki- wyszczerzyłam się.
Ale on zdębiał.
- Coś nie tak?- zrzedła mi mina.- Nie cieszysz się? Wracam do gry! Będę grała!
Tak, byłam z tego zadowolona. Ale dlaczego Zbyszek nie podzielał mojego entuzjazmu? Dlaczego chociaż się nie uśmiechnął?
- Aniu… nie wiem czy to dobry pomysł. Twoja noga…
- Jest już w pełni sprawna!- przerwałam mu natychmiast. – Chodzę, biegam… Jest w porządku.
- Powinnaś przynajmniej skonsultować się z lekarzem.
- Nie.
Westchnął tak głęboko i z taką rezygnacją, że aż mi się żal zrobiło.
- Nie pozwolę ci grać- powiedział w końcu.
- Że co?!- oburzona odskoczyłam od niego.
Popatrzył mi w oczy z wielkim żalem.
- Wiem ile to dla ciebie znaczy, ale nie możesz ryzykować! Słyszałaś co doktor powiedział po tym, jak ją niemal złamałaś? „Koniec gry”.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić, a czego nie!- krzyknęłam.- Nie stawiasz warunków! Nie jestem twoja własnością! Wiem co robię! Pragnę grać…
Zbyszek chciał mnie przytulić, ale odsunęłam się. Wyraźnie go tym zaniepokoiłam i zdenerwowałam.
- Nie mówię co masz robić. Troszczę się o ciebie. Nie chciałbym, żeby coś ci się stało!
- Najlepiej zrobisz jeżeli nie będziesz się wtrącał, w ten sposób mi pomożesz.
- Nie mów tak, proszę…
Wstałam i podparłam się pod boki.
- Przestań! Zbyszek, nie rozumiesz ile to dla mnie znaczy? Pragnę grać! Skoro nie mogę w halową, zaczynam przygodę z plażową. Czy ci się to podoba, czy nie.
On również się podniósł. Patrzył na mnie trochę wściekłym wzrokiem.
- Anka, nie rób głupstw! Przynajmniej idź do swojego lekarza i się zbadaj!
- Przecież będę miała robione badania- prychnęłam.- Bez tego nie będę mogła ćwiczyć.
- Wiesz, o co mi chodzi…
- Wiem. Ale na złość tobie, nie zrobię tego. Myślisz, że jesteś moim panem i władcą, a ja mam się ciebie słuchać?! Nie jestem twoją kukiełką.
- Proszę cie wyłącznie z troski o twoje zdrowie.
- Nie musisz się fatygować- odparowałam.
- Nie muszę, ale chcę! Jesteś moją narzeczoną, moim życiem!! Myślisz, że pozwolę, żebyś zrobiła sobie krzywdę?!
Zatkało mnie. Krzyczał. Ale nie na mnie. A może? Podniósł głos bo ja do tego doprowadziłam. Ale w sumie dlaczego on tak się upierał? Kieruje nim troska? W moich oczach zalśniły łzy.
- Boże… Ania, przepraszam- szepnął. -Nie chciałem krzyczeć..
Wyciągnął w moją stronę rękę, ale w połowie drogi opadła ona wzdłuż jego tułowia. Nawet nie wiedziałam, że po policzkach spływają mi łzy.
- Kochanie, przepraszam- szeptał skruszony.- Wybacz… wiem, jak się czujesz. Nie raz byłem w takiej sytuacji, ze chciałem grać ale jakaś kontuzja mnie z tego wykluczyła. I po swoim doświadczeniu wiem, że warto chwilę odczekać.
Otarłam dłonią policzki, pociągnęłam nosem i szybko, acz zapłakanym i niewyraźnym głosem powiedziałam:
- Ja już długo odczekałam.
- Wiem- przygarnął mnie do siebie i wyszeptał to słowo we włosy. Mimo złości, jaką przed chwilą do niego czułam, wtuliłam się w tors siatkarza. – Kocham cię.
- Ja tez ciebie kocham, Zbyszku- odparłam.
Ale wiedziałam, że to nie koniec kłótni na ten temat. Na razie jesteśmy na „rozejmie”. Zbyszek pocałował mnie namiętnie i posadził sobie na kolanach. Zasnęłam w jego objęciach.
***
- Kurwa!
To była Gabrysia. Chyba próbowała robić śniadanie, bo minutę później po kolejnym słowie na „k”, po mieszkaniu rozniósł się trzask spadających misek na podłogę. Westchnęłam i nie fatygując się by założyć kapcie, weszłam do kuchni.
- Co tu się dzieje?- przetarłam oczy.
- Te głupie miski nie chcą się ułożyć!- oskarżyła przedmioty, kopiąc jedną z misek.
- A co ci one zrobiły, że się na nich wyżywasz?- spytałam kucając i podnosząc naczynia. Ułożyłam jedne do drugiej i postawiłam pod zlewem.- Jest? Jest.
- Sorry, mam zły humor.
- Zauważyłam. Zbyszek wyszedł?
- Tak, jakąś godzinę temu- mruknęła i wyszła do łazienki.
Czyżby problemy z Adamem? Ale nie będę drążyć. Jeżeli nie będzie mi chciała powiedzieć- trudno. Nalałam sobie już gotowej kawy i usiadłam na stołku. W szybie od szafki zobaczyłam swoje odbicie. Wyglądam jak kupa- stwierdziłam. Włosy rozczochrane… eh. Przyszła Gabi i usiadła naprzeciwko mnie ze swoim kubkiem. Patrzyłam na nią z miną: „może tak mnie oświecisz, co jest grane?”.
- Nie patrz tak- ostrzegła.
- Jak?
- Tak, jak patrzysz!- Nie odwracałam wzroku.- Kurde, daj mi spokój.
- Co ci zrobił mój braciszek kochany? Wystawił do wiatru?
- Nie. Zabrał ze sobą Martę.
- Ooo, trójkącik!- wiem, jestem chamska.
- Spadaj, cholera. Nie wiem kim ona dla niego jest- zasmuciła się.
- Tka mi się wydaje, że tylko przyjaciółką.
- Tylko przyjaciółki nie zabiera się na randkę!
- Okeeej, zwracam honor. Zapytaj go. Zaraz... z to była randka?
Spojrzała na mnie jakbym była z innej planety, a potem się zaśmiała.
- A, tak! Pójdę do niego i zapytam: hej Adaś, ta Marta to twoja przyjaciółka czy sypiacie ze sobą? Bo nie wiem na co mogę liczyć… Zwariowałaś?!
- Dobra, dobra- podniosłam ręce w geście kapitulacji. – Zrozumiałam aluzję.
Podniosła wysoko głowę i wyszła do łazienki. Ja tymczasem odebrałam wiadomość. Zbyszek napisał do mnie:
„Jutro wyjeżdżamy. Chciałbym jeszcze przed wyjazdem załatwić wszystko.”
Przez chwilę wpatrywałam się w komórkę. Czy na pewno chcę już załatwiać sprawy dotyczące ślubu? Usłyszałam mocne i rytmiczne bicie mojego serca, jakby mówiło: „tak, tego pragniesz!”. Szybko więc wysłałam odpowiedź:
„Dobrze. Przyjedziesz po mnie? ;)”
Minutę później: „Będę za pół godziny ;*”
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Cóż, sprawę z Michałem mam załatwioną. Nie powinno mnie ruszać to, że wyjechał. Ale obwiniałam się, że to przeze mnie. Bo taka jest prawda! Jutro całą paczką jedziemy nad jezioro. Nie mam namiotu! A jest obowiązkowy… Może Zbyszek, będzie miał. Zapytam go, jak tylko przyjedzie. W ogóle to przydałoby mi się kupić nowy strój kąpielowy… Czyli jeszcze dziś zakupy. Mam nadzieję, że Gabi pójdzie ze mną. No i została jeszcze jedna kwestia. Siatkówka plażowa. Powinnam się w to mieszać? A może Zibi ma rację? W końcu zdrowie najważniejsze! A nawet jeżeli miałoby ucierpieć, to dla siatkówki wszystko. Nie potrafię pokazać swoich emocji, tego co czuję. Od słów, które pan Mariusz wypowiedział… wciąż miałam nadzieję na to, że znów będę grać. Jeżeli jest szansa, że mi się uda, nie mogę jej nie wykorzystać. Podczas gdy siedziałam w tamtym gabinecie, doznałam deja vu. Już kiedyś miałam podobną rozmowę. Tylko o pracę w Resovii. Teraz o grę. Już zdążyłam się pokłócić ze Zbyszkiem na ten temat. Wiem, że oboje nie odpuścimy póki nie postawimy na swoim. Będzie musiał zrozumieć. Wczoraj zakończyliśmy rozmowę tym, czym zakończyliśmy, bo po prostu nie chcieliśmy się kłócić. Ja już podjęłam decyzję i jej nie zmienię. I albo on się z nią pogodzi, albo… nie, tej myśli nie mogę nawet dopuścić.
- Anka, do ciebie!- przerwała moje rozmyślania Gabrysia.
- Idę!
Odkrzyknęłam i wstałam. Otworzyłam drzwi i stał w nich mój ojciec.
- Cześć tato!- zdumiałam się.- Co tutaj robisz?
- Odwiedzam córkę- uśmiechnął się i wszedł do środka.- Weronika dała mi tutaj reklamówkę z jakimiś swoimi wyrobami… jesteś sama?
W tym momencie byłam wdzięczna losowi, że Zbyszek rano wyszedł i nie został, aż się obudzę!
- Jest Gabi- odparłam z uśmiechem.- Zaraz przyjdzie Zbyszek.
Weszliśmy do kuchni. Postawił reklamówkę na blacie i usiadł przy stole, gdzie zawsze zajmuje miejsce mój siatkarz.
- Chcesz kawy?- spytałam.
- Nie dzięki, ja zaraz idę. A tak przy okazji, co u ciebie?
Zajęłam miejsce naprzeciwko niego. Napiłam się ze swojego kubka i spojrzałam mu w oczy.
- W porządku. Dostałam propozycję grania w siatkówkę plażową…
Marek patrzył na mnie tępo.
- Jak to? Zgodziłaś się?
Oczywiście wiedział, że tak. Ale chyba wolał się upewnić. Mój tata znał mnie dość dobrze mimo faktu, że od śmierci mamy mało się mną interesował. Wiedział, że nie puściłabym takiej szansy płazem.
- Dziś dzwonię do pana Mariusza. Mój nowy trener.
- Idziesz sama? Znasz już drugą osobę?
- Gabrysia.
Kiwnął głową. Akurat wtedy na jego plecami przeszła smutna dziewczyna. Weszła do salonu i włączyła telewizor.
- Poczekasz chwilkę?- spojrzałam na zegarek.- Muszę się przebrać…
- Oj, przepraszam An! Ja cie zagaduję, a przecież zaraz ma przyjść twój chłopak… Jakieś plany?
Wstaliśmy. Wyszliśmy do przedpokoju.
- Tak. Mamy zamiar…- czy to aby na pewno dobry pomysł żeby mu mówić?- Mamy zamiar ustalić dziś wolny termin na ślub.
- Kościelny.
- Tak, kościelny- uśmiechnęłam się nieśmiało.
Westchnął i przez chwilę stał wpatrując się w czubek swoim butów. W końcu podniósł głowę i z uśmiechem na twarzy odparł:
- Już się nie mogę doczekać.
Zdziwiona padłam mu w ramiona. Uściskał mnie, pożegnał z moją przyjaciółką i wyszedł. Minął się na klatce ze Zbyszkiem.
- O, dzień dobry- powiedział przymilnie mój narzeczony.
- Witaj, Zbyszku. Bawcie się dobrze.
I tyle go widzieliśmy. Zibi jeszcze chwilę patrzył za odchodzącym przyszłym teściem. A potem odwrócił w moją stronę głowę i szeroko, bardzo szeroko uśmiechnął. Posłałam mu uwodzicielskie spojrzenie. Podszedł do mnie szybko, chwycił za nadgarstek i pociągnął w swoją stronę. Zamkną drzwi nogą.
- Cześć, kochanie- zamruczał mi do ucha, przyciskając do ściany na klatce schodowej.
- Hej- odparłam cicho, podnieconym głosem.
Jego usta odnalazły moje. Zaczął delikatnie mnie całować, oddałam pocałunek. Zatraciliśmy się w chwili. Zibi jeszcze mocniej przycisnął mnie całym ciałem do ściany. W końcu odebrał usta od moich, żeby nabrać tchu. Położył ręce przy mojej głowie.
- Gotowa?
Kiwnęłam twierdząco głową. Bałam się cokolwiek powiedzieć, żeby mi głos nie zadrżał. A potem przypomniałam sobie, że jestem ubrana w piżamę i praktycznie nie uczesana.
- No… nie do końca gotowa- powiedziałam, kiedy byłam pewna, że głos mi nie zadrży.
- Czekam na ciebie- przyrzekł i znów pocałował.
Tym razem bardziej nachalnie, pożądliwie. Przesunął rękę w stronę moich pośladków… Usłyszeliśmy chrząknięcie. Otwarłam jedną powiekę i zobaczyłam nie kogo innego jak mojego ojca, który stał kilka metrów dalej i przyglądał się tej scenie z dezaprobatą. Odepchnęłam od siebie siatkarza i czerwona jak burak spuściłam głowę. Czułam się, jakby rodzic przyłapał mnie przy podbieraniu cukierków z szafki. Trafne porównanie tak na marginesie.
- Zapomniałam zabrać torby- usprawiedliwił się.- Przeszkodziłem.
Raczej nie był tym faktem zmartwiony.
- Właściwie to…- Zbyszek chyba chciał powiedzieć coś w swoim stylu.
- Nie, nie…- zaprzeczyłam. Miałam już mówić różne głupstwa. Ale w ostatniej chwili się powstrzymałam.- Chodź, dam ci tę reklamówkę.
Zażenowana wparowałam do kuchni. Tata za mną nie wszedł. Stał na klatce z moim narzeczonym. Wzięłam reklamówkę. Usłyszałam chichotanie przyjaciółki z salonu. Zakradłam się pod drzwi wejściowe i nasłuchiwałam rozmowy dwóch mężczyzn.
- … no, no- zakończył swoją wypowiedź Marek.- Widać nie marnujesz czasu.
- Jak ma się skarb trzeba o niego dbać- odparł kolokwialnie Zbyszek, widziałam w wyobraźni jak szczerzy zęby. – Podobnież całuję najlepiej.
Z tym się mogę zgodzić. Ale po co mu to mówisz?
- Na schodach?
- Nie ma znaczenia, gdzie. Ważne, żeby kobieta czuła, że się nie krępujesz przy niej, nie wstydzisz. Najlepiej jak straci rozeznanie.
Tato zaśmiał się a Zibi mu zawtórował. Co?! O mój Boże! Czy on właśnie mówi tacie, jak całować?!
- To prawda. Zasada RSO -(romantycznie, strategicznie, oryginalnie).
O, nie… Dość tego! Oni dosłownie rozmawiają o tych swoich sposobach… zaraz. Jakie znowu RSO?!
- Mam tylko nadzieję, że moja córka jest z tobą szczęśliwa- przerwał milczenie Marek.
- Nie musisz się martwić. Zapewniam jej bezpieczeństwo.
A od kiedy oni są na TY? Nie wiem, czy jeszcze tego chcę słuchać…
- Już ci chyba wspominałem raz, co zrobię jak stanie jej się krzywda?
- Dwa razy.
- No, to chyba zrozumiałeś?
- Jestem pojętny. Zwłaszcza, jak się tak obrazowo rzecz przedstawia.
O cholera. Mój tato groził mojemu siatkarzowi?! Z wrażenia zatkałam usta.
- A tak właściwie, to gdzie ona jest?- zainteresował się Marek.
Dobra, to jest ten moment „graniczny”. Co to oznacza? A to, ze jest się na granicy odkrycia, jak podsłuchuję, lub ujawnienia swojej obecności. Szybko więc się wycofałam do salonu.
- Rozmawiaj ze mną- syknęłam do Gabrysi.
- O czym?
- Nie wiem do cholery o czym! Po prostu pleć bez namysłu. Szybko!
Więc Gabrysia zaczęła nawijać o tym, co dziś będzie robić. I o zakupach. Ja tylko udawałam, ze słucham. Kilka sekund później wszedł Zbyszek.
- No, jesteś kochanie! Twój tata się śpieszy.
- Już idę- uśmiechnęłam się.
Gabrysia jak na komendę przestała gadać. Cóż, już kiedyś podobna sytuacja miała miejsce. I to nie raz. Czasem ja jej pomogłam, ona mi. Od czasu do czasu się wspieramy. Dobrze wiedziała od początku, o co mi chodzi. Wiedziała, że podsłuchuję i musi mi pomóc wybrnąć z niezręcznej sytuacji. W sumie… nie fajnie się zachowałam. Ale z drugiej strony przynajmniej wiem, że ojciec wcale tak sceptycznie nie podchodzi do mojego ślubu. No. I że się o mnie martwi. I że przez to groził Zbyszkowi. Super. Ciekawe, czy wcześniej Michałowi również nagadał.
Wyszłam przed mieszkanie i wręczyłam tacie rzecz.
- Pozdrów Weronikę- uśmiechnęłam się.
- Wpadnijcie na obiad w niedzielę- odpowiedział patrząc na mnie. – Przyjedziecie już?
- Skąd?- zdziwiłam się.
- No, z tego co mi powiedział Zbyszek… jutro wyjeżdżacie nad jezioro, tak?
- Aaaa, to! Tak, tak. Wpadniemy- obiecałam.
Jeszcze kilka miłych słów i pożegnaliśmy się. Tym razem już na serio. Odetchnęłam z ulgą, zamykając za nami drzwi. Spojrzałam w oczy atakującemu. Widziałam iskierki rozbawienia. W końcu wybuchliśmy śmiechem. Oparł swoje czoło o moje i zmrużył oczy.
- Masz jeszcze dwie minuty- ostrzegł poważniejąc.
- O cholera!
Szybko wpadłam do łazienki. Zapomniałam wziąć ubranie, więc jak strzała wbiegłam do sypialni i zabrałam dżinsy, koszulkę w kratę i adidasy. Znów przebiegłam do łazienki w międzyczasie ubierając spodnie. Przebrałam górę od piżamy. Chwyciłam szczotkę i rozczesałam włosy. Porwałam torebkę, którą przewiesiłam przez ramię i w podskokach zakładałam buty. Zbyszek i Gabrysia parzyli na to ubawieni. Gdy zawiązałam sznurówki, wyprostowałam się.
- I jak?- wykonałam obrót dookoła własnej osi.
- Wyrobiłaś się w pięć minut- usłyszałam uznanie w głosie Gabi. – Jak się postarasz to potrafisz.
- Bardzo śmieszne. Idziemy?- zwróciłam się do chłopaka.
Kiwnął głową. Otworzył przede mną drzwi i wyszliśmy. W samochodzie pomalowałam usta. Tym razem nie zwracałam uwagi na prędkość z jaką jedziemy. Bardziej byłam przerażona, po co jedziemy.
- Spokojnie, Anuś- mówił do mnie, chwytając za rękę.- Będzie okej.
Nabrałam powietrza i głośno je wypuściłam.
- Gotowa?- uśmiechnął się.
- Nie. Ale przy tobie i z tobą zawsze.
***
Szczęśliwa, trzymając za rękę siatkarza, spacerowałam po parku niedaleko kościoła.
- Teraz trzeba chodzić do kościoła co niedzielę- stwierdził.
- Ta, ostatnio się zapuściłam. A niedługo będę miała jeszcze mniej czasu. Treningi i w ogóle…
Zbyszek westchnął.
- Naprawdę chcesz grać? Nie wystarcza ci to, co masz? Musisz mieszać?
- Na nie mieszam! I tak, pragnę grać.
Znów rosło to napięcie między nami.
- Naprawdę chciałbym to zrozumieć. A właściwie rozumiem. Ale boję się…
- Boisz się, że stracę nogę? Że nie będę mogła dojść do ołtarza samodzielnie? Że będę potrzebowała wózka?! A może boisz się tego, że po prostu wtedy będę inna? Że nie będę mogła już objąć tą nogą twojego tułowia?! Albo się przestraszysz i uciekniesz?!
- Mówisz tak, jakby to, że nie będziesz miała nogi miało się stać.
- Odpowiedz mi na jedno pytanie. Tylko szczerze.
Kiwnął głową. Zatrzymaliśmy się i staliśmy naprzeciwko siebie. Spojrzałam mu w oczy.
- Kochasz mnie?
- Kocham cię, skarbie.
- Więc dlaczego mi nie ufasz?
- Tobie ufam. Ale losowi już nie. Nie chcę, żeby znów coś przykrego spotkało ciebie. Nie chcę czuć tej bezradności i bezsilności, gdy nie potrafię ci pomóc!
- Zbyszku, nie musisz zawsze mi pomagać. Potrafię sama o siebie zadbać.
Patrzył na mnie ze łzami w oczach.
- Nie chce cie stracić- przyznał.
Podeszłam krok bliżej i pogłaskałam jego policzek. Przytrzymał moją dłoń na nim i wtulił się do niej.
- Nie stracisz. Zostawiłbyś mnie, gdyby coś podobnego się stało? Gdybym nagle nie mogła chodzić, czy mówić?
Otworzył oczy i patrzył na mnie.
- Nie potrafiłbym. Bałbym się, to na pewno. Ale cholernie cie kocham. I to zatrzymałoby mnie przy tobie. Nawet gdybyś nie miała reki, nogi, ucha i włosów.
Taka odpowiedź mnie usatysfakcjonowała.
- A czy ty? Czy kochałabyś mnie nadal, gdybym wyjeżdżał non stop? Gdym nagle nie potrafił się uszczęśliwić?
Zmrużyłam oczy. Bez seksu z Zbyszkiem? Nie uśmiechało mi się.
- Na pewno bym cie nie zostawiła. Jesteś dla mnie wszystkim.
Pocałował mnie i przytulił. Czyżby kryzys zażegnany?
- Czy rozumiesz moją decyzję?- spytałam patrząc w zielone oczy.
- Rozumiem. I obiecuję, że będę cie wspierał.
Z piskiem zawiesiłam się mu na szyi. Przytulił mnie, podniósł do góry i okręcił kilka razy. Gdy mnie puścił, chciał znów pocałować ale mu uciekłam.
- Kto pierwszy do samochodu!- krzyknęłam już kilka metrów dalej.
Do parkingu miałam może z kilometr. Przyspieszyłam, kiedy usłyszałam jak Zbyszek biegnie za mną. Boże, jak ja dawno tego nie robiłam! Ostatnio w dzień, gdy biegłam do jego mieszkania.
Oddychaj głęboko- przestrzegłam się.
Obróciłam głowę, Zbyszek był coraz bliżej. Zaraz mnie dogoni. Ma dłuższe nogi i większe kroki. Jeszcze tylko jakieś trzysta metrów. I właśnie wtedy Zibi zrównał się ze mną. Uśmiechnął szelmowsko. Przyspieszyłam więc i ze złośliwym uśmiechem padłam dłońmi na jego auto. Obróciłam się natychmiast i już miałam krzyczeć, że wygrałam, kiedy coś zatkało mi usta. Wytrzeszczyłam oczy i wtedy ujrzałam czarną czuprynę mojego ukochanego. I iskrzące się zielenią oczy.
- Cii- szepnął i mnie pocałował.
Czułam się przez chwile jak w pułapce. Ale zaraz potem po moich plecach, całym ciele przeszedł dreszcz ekscytacji. Nagle jak najszybciej zapragnęłam być jego żoną. Odsunął głowę może najwyżej dwa centymetry od mojej.
Zbyszek.
Dogoniłem ją szybko. Wszystko zaplanowałem podczas biegu. Pozwoliłem aby mnie wyprzedziła. Wtedy dopadłem do niej. Była wystraszona, ale gdy spojrzała na mnie od razu się uspokoiła.
- Cii- szepnąłem.
Położyłem dłonie obok jej głowy na samochodzie. Przysunąłem się bliżej napierając na jej ciało i pocałowałem. Najdelikatniej jak potrafiłem. Tak cholernie się cieszę, ze za kilka miesięcy będzie moja już na zawsze! Odsunąłem się kilka centymetrów. Drżała, ale chyba raczej nie z zimna bo było ponad 15 stopni. Czyżbym tak na nią działał? Miała zmrużone oczy i lekko rozchylone usta. Spojrzała na mnie spod rzęs.
- Wygrałam- posłała mi zwycięski uśmiech.
- Jak zawsze- odparłem zadowolony.
Zmarszczyła brwi. Coś jej nie pasowało.
- Dałeś mi wygrać! – zajarzyła.
- Nieee- skłamałem. Posłała mi bystre spojrzenie. Poddałem się.- No dobrze, może troszkę dałem ci fory…
- Wiedziałam! To wszystko zbyt łatwo mi przyszło- westchnęła.
Położyłem dłoń na jej policzku, odgarnąłem kosmyk włosów za ucho i głaskałem jej twarz. Tak idealnie moja dłoń dopasowywała się zawsze do jej twarzy…
- Ale to dlatego, że pragnąłem cię pocałować- wytłumaczyłem, co było prawdą.
- Jak pocałować?
- Tak…
Zrobiłem kroczek bliżej niej, co wydawało się niemożliwe. Czułem jej ciało bardzo blisko mojego. Przekrzywiła lekko głowę na bok. Prawą ręką przejechałem po jej ramieniu, potem po tali w końcu zatrzymała się na jej biodrze. Jej ręce znalazły się na moim torsie. Zbliżyłem twarz do jej szyi. Musnąłem nosem jej ciało. Pod tym dotykiem przechyliła głowę do tyłu. Pomału przesunęłam głowę na jej policzek. Patrzyła mi w oczy. Widziałem to. Widziałem jej pożądanie. Zawsze to robię. Zawsze zaczynam od takiej małej gierki. Żeby się upewnić, ze ona tego chce. Że ma ochotę bym ją pocałował. W każdej chwili mogłem się wycofać, gdybym wyczuł, że jej się to nie podoba. Ale jej się to podobało. Nigdy nie przyzna przede mną tego, jak bardzo w tych momentach mnie pragnie. Tak jak ja nigdy się nie przyznam, jak bardzo chciałbym zawieźć ją teraz do swojego mieszkania… W końcu wpiłem się w jej usta. Położyła ręce na moich ramionach i jeszcze bardziej mnie przysunęła. Nie wiem, czy ona teraz oddycha… Dotknęła językiem moich warg.
- Zbyszek… ktoś może patrzeć…
Dyskretnie rozejrzała się.
- Wiesz, przynajmniej będzie miał jakąś atrakcję oprócz kościoła…
Zachichotała i znów mnie pocałowała. Znaczy nie znów, bo to zazwyczaj ja ją całuję. Na co zbytnio nie protestuje…
- Musimy jechać- przypomniała, gdy muskałem wargami jej szyję i ramię.
Westchnąłem.
- Dobrze, jedźmy więc.
***
Tymi pocałunkami doprowadza mnie do szału. Już dawno powinnam się była przyzwyczaić. Ale zawsze moje serce przyspiesza. Dziś wyjątkowo dbał o to, bym nie miała normalnego dla siebie ciśnienia. Po tym, jak przywiózł mnie do Gabrysi, wszedł za mną do bloku i na do widzenia namiętnie pocałował. Szkoda, że on nie wie, jak bardzo w tym momencie chciałam zostać z nim…
Samochodem Gabrysi pojechałyśmy do centrum na małe zakupy. Okazało się, że moja przyjaciółka również musi kupić sobie jakiś wygodny strój kąpielowy i okulary przeciwsłoneczne. Ja za to dodatkowo jakieś spodenki. Mam nadzieję, że będzie cieplej niż jest w tym momencie. Zaczęłam rozmowę o tym, z kim jutro będzie w namiocie. Bo ja osobiście załapałam się na miejsce ze Zbyszkiem. Tak serio to nie mamy namiotu.
- Może z Martą. Ewentualnie gdzieś indziej…
- Z Grzesiem czy Adasiem?
Dmuchnęła niespokojnie na kosmyk włosów.
- Dzwoniłaś do Mariusza? Powiedziałaś?
- Tak. Stwierdził, że podczas tego weekendu mamy ćwiczyć z chłopakami w plażówkę, skoro nas nie będzie. Obiecał, że zajmie się nami jak wrócimy. Jeszcze w niedzielę wieczorem mamy przyjść na trening.
- Wiesz coś o tym całym turnieju?- zagadnęłam.
- Taaa, coś mówił. Chyba wyjedziemy za trzy tygodnie gdzieś.
- A nie za dwa?
- Nie, co się pozmieniało i za 3.
- Kontynent?
- Ameryka.
Czyli daleko. Ok. Zaparkowała samochód na parkingu, blisko wejścia do centrum handlowego. Weszłyśmy szybko i udałyśmy w stronę sklepu z wakacyjnymi rzeczami. Od razu rzuciły nam się w oczy stroje kąpielowe.
- Jak myślisz, żółty? A może zielony?- spytała.
- Zielony podkreśli twój kolor oczu.
- Tak, na pewno będą się gapić na moje oczy, jak mają dolną partię części ciała odsłoniętą!
Wyczułam zirytowanie.
- Dobra, jak chcesz.
W końcu zdecydowała się na brązowy w ładne, kremowe kwiatuszki. Ja natomiast niebieski z biała oblamówką. Zgarnęłam jeszcze czerwone i czarne figi. Przyjaciółka spojrzała tylko na mnie ze zdumieniem. Dlaczego? Bo zazwyczaj nie nosze takich rzeczy. No, ale od czasu, kiedy spotkałam Zbyszka… nie. Raczej od kiedy się w nim zakochałam, to wszystko się zmieniło. Bardziej zważam na swój wygląd. Gabi wybrała okulary, a ja dość ładne spodenki. Co z tego, że były tak krótki i wyglądały jak majtki? To nic.
- Byłaś dzisiaj ze Zbyszkiem?
- Tak.
- Kiedy termin?
- 17 marzec- uśmiechnęłam się.
Przyjaciółka zapiszczała z podniecenia. - No to trzeba rozglądać się za suknią!
- Daj spokój, dopiero jest koniec sierpnia.
- Ale mimo wszystko. Ja ci pomogę! Zrobię ci takie wesele, że każdy zapamięta je do końca życia!
- O boże, zaczynam się bać…
- Bo… chyba chcesz, żebym pomogła ci wszystko szykować, nie?
Patrzyła na mnie oczami sarenki. Tak, zdecydowanie tak.
- No jak bym mogła! Moja najlepsza przyjaciółka musi mieć w tym duży wkład!
Uściskała mnie podekscytowana.
- Tylko nikt ma się nie dowiedzieć- syknęłam.
- Okej, okej… aaa, dziękuję!- i znów mnie przytuliła całując w policzek.
I tak to przez całą drogę powrotną nadawała mi o tym, jak to będzie piękny ślub. Przez chwilę żałowałam, że zgodziłam się jej to powiedzieć teraz. Ale potem spojrzałam w jej lśniące oczy z podekscytowania i szczery uśmiech. Wiem, że robi to dla mnie. I przy tym będzie się nieźle bawić. Więc nie mam zamiaru odbierać jej tej radości. Ona mnie nie zawiedzie. Nigdy.
------------------------------------------------------------
#GoPoland ! Do boju chłopcy <3
aaaa ślub będzie! :D jejejejje! <3 rozdział cudowny, jak każdy! ^^ POLSKA W FINALE MŚ POLAND 2014!! <3
OdpowiedzUsuń