poniedziałek, 30 września 2013

XXXVI



W drodze na piętro, chcieli żebym jechała windą. Każdy siatkarz wiedział o tym incydencie i każdy siatkarz potwierdził propozycję Krzyśka. Tak, właśnie jego. Zaprotestowałam i poszłam z nimi po schodach. Każdy szedł pomału, żebym ja się nie spieszyła. Byli za bardzo opiekuńczy, zdecydowanie. Tak jak chciał Olo, poszłam do  niego od razu.
- Czemu nie powiedziałaś, że cie boli noga?- zapytał gdy zamknęłam drzwi.
- Nie wiedziałam, że mnie boli. Jeszcze jak wstałam było wszystko w porządku. I teraz też jest.- Powiedziałam z oporem. Chciałam żeby dał mi spokój. Ale znając jego, nie mogłam na to liczyć.- Jest okej.
- Nie jest- powiedział poważnie.- Widziałem twoją twarz. Gdyby nie Zbyszek, który podbiegł do ciebie, upadłabyś znów na nią- spojrzał na mnie smutno.- Myślę, że powinnaś jak najszybciej zrobić badania. Chyba wiesz o co mi chodzi?
Kiwnęłam głową. Byłam zła na siebie, że to wtedy poszłam po to śniadanie. Może później by nie zauważyli. A tak cały ośrodek wiedział, że coś jest nie tak z moją nogą.
- Obiecaj, że pójdziesz dzisiaj. Musisz je zrobić jak najszybciej, jeżeli chcesz jechać z nami do Toronto.
- Dobra. Ale jadę sama.
- Podwiezie cię któryś z siatkarzy.- Spojrzał na mnie. Ale moja mina była nieustępliwa.- Na pewno chcesz być sama?
- Tak.
Krótko potem wyszłam. W moim pokoju siedział Krzysiek, Guma, Pit i Ziomek.
- Wszyscy chcą wiedzieć, co się dzieje- powiedział pierwszy.
- Nic się nie dzieje. Po prostu noga jeszcze się nie przyzwyczaiła do dużego wysiłku.
- Kłamać to możesz siebie ale nie nas- prychnął Guma.
Westchnęłam. Nie chciałam żeby martwili się o mnie, kiedy przed sobą mają ważny turniej. Musieli myśleć teraz o sobie i drużynie, a nie o głupiej psychoterapeutce.
- Dziś miałam umówione kilka badań. Ten nagły ból przypomniał mi o nich- uśmiechnęłam się smutno.- Nie był mocny, nie musicie się martwić.
Byli nieprzekonani.
- Anka- powiedział Łukasz- po twojej minie wtedy, nie powiedziałbym, że ból nie był mocny. Każdy już wstawał żeby ci pomóc, ale na szczęście Zbyszek był szybszy. Wyglądałaś, jakbyś miała zaraz umrzeć z bólu.
- Ziomek ma rację- wtrącił Piotrek.- Jak chcesz to cię zawiozę na te badania i zostanę.
- Nie trzeba, poradzę sobie sama. Ale podwózka by mi się przydała.
Rozejrzałam się po nich z niemalże czułością. Oni nie wiedzieli, jak bardzo ich wszystkich kochałam. Ale nie, że kochałam jak… mężczyznę, którego kocha kobieta. Kochałam ich ( wszystkich, nie tylko tu zgromadzonych) jak braci. Są dla mnie wzorem.
- Ja tez mogę cię zawieść.
Obróciłam się. W pokoju stanął Bartman. On?! A niby czemu? Po co miałby się fatygować, dla mnie?
- Mi to obojętne- stwierdziłam.- Potrzebuję kierowcy do i ze szpitala.
Ale tak naprawdę nie było mi to obojętne. Oszukiwałam sama siebie. Chciałam, żeby to on ze mną jechał. Ale tego nawet przed sobą nie chciałam przyznać. To chore i głupie. Muszę się opanować!
- Dobra, czy możecie zostawić mnie samą?
I poszli. A przynajmniej mi się zdawało, że wszyscy. Stał obok jeden. Taki tam wysoki brunet z zielonymi oczami. I ten właśnie brunet, podszedł bliżej. Stał tak blisko, że aż czułam jego świeży oddech. Nie wiem czemu, ale skojarzył mi się z miętą.
- Czyli mogę z tobą jechać?- spytał, a jego woń oddechu popłynęła wprost na moją twarz.
Patrzył mi w oczy. A ja nie mogłam oderwać swojego spojrzenia od jego świdrującego. Jakieś magnetyczne, czy co?
I właśnie wtedy zobaczyłam jego. Dokładnie te same oczy. To spojrzenie… Cofnęłam się o kilka kroków nie spuszczając go ze wzroku. Zbyszek też był brunetem.
- Wyjdź z tond!- wrzasnęłam nagle. – Idź mówię!
Zszokowany miał jeszcze coś powiedzieć, ale w końcu odwrócił się i poszedł. A ja zostałam uwolniona od tego spojrzenia… Od jego oczu.. A łzy same mi płynęły. Opadłam na łóżko i z wielkim wrzaskiem, który wydobywał się z mojego gardła i tłumiła go poduszka, płakałam jak bóbr. Co się ze mną dzieje?! Przecież to jakaś paranoja! Czy ja do reszty zgłupiałam? Te oczy… Jezu, że ja tego wcześniej nie zauważyłam! Wstałam i otarłam twarz w chusteczkę higieniczną. Przecież to nic takiego! To był Zibi. Niestety wciąż miałam przed sobą te zielone tęczówki.
Na treningu nie odzywałam się do niego. Ale i on sam nie podchodził. Byłam mu z jednej strony wdzięczna za to.  Bałam się, że jak zapyta dlaczego… po prostu się rozpłaczę i okażę mu słabość. Czego nie chciałam robić. Na obiedzie nie byłam rozmowna. On udawał, że nic się nie stało i rozmawiał z kolegami. Do mnie się nie odzywał ani słowem. Dopiero pod koniec gdy Cichy Pit podszedł do stolika i zapytał z kim jadę.
- Mówiła, że jedzie ze mną- wtrącił Zibi.
- Nic takiego nie powiedziałam- oburzyłam się, ale nie patrzyłam mu w oczy.- Ale wolałabym żeby to Piotrek dziś mnie zawiózł. Okej?- zwróciłam się do niego.
- Jasne. Jak będziesz gotowa to przyjdź po mnie.
I odszedł. Po chwili ja także, a za mną słyszałam jeszcze głośno śmiejących się siatkarzy. Najprawdopodobniej ze Zbyszka. Ale ja nie chciałam żeby tak wyszło…

- Jesteś pewna, że nie chcesz żebym tam z tobą był?- zapytał Pit, kiedy wysiadałam.
- Nie. Szybko zrobię badania i zadzwonię po ciebie.
Przesłałam mu całusa w powietrzu i zamknęłam drzwi. Z westchnieniem weszłam do budynku. Lekarz już na mnie czekał w gabinecie.
- Dzień dobry, pani Aniu- przywitał się.
Zrobiłam to samo i poszliśmy w kierunku sali specjalnych badań. Zrobili mi prześwietlenie, test na sprawność nogi i pobrali krew.
- Wyniki będą za dwa dni- powiedział, gdy stałam już przy drzwiach wyjściowych.- Zgłoś się wcześnie rano.
Mówił mi na Ania. Powiedział, że jak chce to tez mogę mówić do niego na ty. Ale jakoś głupio mi było.
- Oczywiście i jeszcze raz dziękuję.
Uścisnęliśmy sobie ręce i wyszłam. Zadzwoniłam po Piotrka, który po pierwszym sygnale odebrał.  Badania zajęły mi może trochę więcej jak godzinę. Po dziesięciu minutach przyjechał.
- I jak? Wszystko dobrze?- zapytał gdy wsiadłam.
Kiwnęłam głową.
- Wyniki będą za dwa dni.
Cichy ruszył samochodem i wyjechaliśmy ze szpitala. Nie rozmawialiśmy po drodze. Wiedział, że nie jestem skora do tego. Poprosiłam go tylko, żeby zatrzymał się na chwilę przy najbliższym sklepie spożywczym. Weszłam i kupiłam trochę słodyczy bo miałam zalecenie jeść słodkie. Gdy przyjechaliśmy, chłopaki właśnie szli na siłownię. Zaczepił mnie Igła.
- Anka, słuchaj bo… no tak jakoś wyszło…
Plątał się niemiłosiernie.
- O co ci chodzi?- zapytałam.
- No bo widzisz, ja ten… ten jogurt, to był twój. A ja niechcący go zabrałem… Byłem głodny, no!- usprawiedliwiał się.
Zaśmiałam się i kilka przechodzących osób też.
- Krzysiu, nic się nie stało.
I wyciągnęłam batonika z czekoladą. Otworzyłam i ugryzłam. Igła zrobił słodka minkę i patrzył na mnie oburzony. A ja uśmiechnęłam się złowieszczo, odwróciłam i poszłam do pokoju. Przebrałam się, schowałam czekoladę żeby mi chłopaki nie zjedli. I poszłam na siłownię ubrana w strój sportowy. Chciałam trochę pobiegać na bieżni…
- I jak noga?- zapytał Ziomek gdy weszłam do nich.
Pokazałam uniesiony do góry kciuk. Odwróciłam się i chciałam iść, ale na kogoś wpadłam. Podniosłam głowę zła.
- Bartman, uważaj jak chodzisz jełopie- i spojrzałam w jego oczy.
Odwróciłam głowę i przeszłam obok niego. Ale czułam ten wzrok… Stop! To nie jego oczy, to Bartman. To nie on…
- Anka, może rozmasować ci tą nogę?- zapytał Olo.
Ze stanu, który mówił iz jestem na skraju paniki wyrwał mnie jego głos. 
- Nie, dzięki. Chciałam trochę pobiegać. Chociaż małym truchtem…
- Nie za duży wysiłek jak na nogę?- spytał podejrzliwie.
- Człowieku, jak zaraz nie pobiegam to chyba umrę!
Siatkarze zachichotali a ja podeszłam szybko do bieżni i wskoczyłam na nią. Ustawiłam lekki trucht i zaczęłam biec. Obok mnie pojawił się Kuba.
- Na pewno wszystko dobrze?- spytał podejrzliwie zaczynając swój dystans.
Kiwnęłam głową. Nie mogłam teraz nic mówić. Gdybym wypuściła powietrze i gwałtownie się nim zachłysnęła, mój oddech nie byłby już taki miarowy. Zmęczyłabym się szybciej. Po piętnastu minutach przystanęłam. Więcej nie, bo noga będzie zbyt obciążona.

***

Nie wiem co się stało. Nie mam pojęcia, dlaczego mnie wtedy wygoniła. Chciałem się z nią pogodzić. Chciałem, żebyśmy już się nie kłócili, byli chociaż dobrymi kolegami. Ale to nie było proste. Krzyczała na mnie żebym wyszedł. Nic nie mogłem zrobić. Widocznie ona nie miała ochoty się godzić. A ja już ręki nie wystawię pierwszy.
- Zibi zmień rękę- mówił do mnie fizjoterapeuta.
Ale ja ledwo go słyszałem. Zmieniłem ciężarek na lewa stronę. Teraz dopiero poczułem ból w prawym przedramieniu.
- Nadal uważam, że jesteś głupi- powiedział Igła, który siedział obok mnie i ćwiczył brzuch.
Oczywiście, jak zawsze szczery Krzysiu! Nic na to nie powiedziałem. Siedzieliśmy na siłowni jeszcze pół godziny. Widziałem tylko, jak Anka męczy się na bieżni. A teraz idzie schodami. Już do niej nie chciałem podchodzić. Bałem się, uwierzycie? Ale sam nie wiem czego. Chłopaki z pokoju nie dawali mi spokoju.
- Czemu z nią nie pogadasz?- spytał Misiek.
Nie wiedziałem jak im to powiedzieć. To  nie tak.
- To nie takie proste…
- Uważam, że powinieneś się z nią pogodzić- stwierdził Krzysiek.
- Igła, ale ty głupi jesteś!
I wyszedłem z pokoju. Nie chciałem już tam z nimi siedzieć. Poszedłem do ogrodu za budynkami. Siadłem na murku i myślałem. Ale czy to myślenie coś da?

***

- Jak tata?- spytałam Gabi, bo właśnie do mnie dzwoniła.
- Dobrze. Odwiedziłam go wczoraj. Był w wyśmienitej formie. Pytał o ciebie.
Posmutniałam.
- Zadzwonię do niego jutro. Dziś już nie mam siły- powiedziałam z ciężkim westchnieniem.- Mam mętlik w głowie…
- Co się dzieje?- spytała zmartwiona.
- Byłam u tutejszego lekarza. Bolała mnie noga i robiłam dziś badania. Pojutrze mają być.
- A co dokładnie  z ta nogą?- Zapytała jeszcze bardziej zmartwiona.- Chciałabym być teraz z tobą.
W moich oczach zalśniły łzy. To było takie głupie…
- Jeszcze nic nie wiem.
I w końcu nic nie powiedziałam. Miałam zwierzyć się, że boje się. Że zwariowałam. Bo tak chyba można nazwać to… Nie! Nie zwariowałam, jestem tylko przewrażliwiona.
Skończyłyśmy rozmowę tuz przed kolacją. Poszłam z chłopakami na stołówkę. Przynieśli mi jedzenie. Ale ja jakoś nie byłam głodna.
- Masz to zjeść, młoda!- powiedział Możdżon.
Pokręciłam głową.
- Nie jestem głodna. – I odsunęłam talerz. Nic na to nie powiedzieli.
Sama nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie chce mi się jeść i żyć. Czy to depresja? Z książek wynika, że w tym etapie wkraczam na pobojowisko. I w tym momencie poczułam się obserwowana. Obejrzałam się dookoła. Wszyscy jedli. Jestem przewrażliwiona od tamtego razu… Czułam się wtedy tak jak teraz. Ale wtedy był przy mnie Michał… Poczułam, ze zaraz się rozpłaczę. Schowałam twarz w dłonie. Oczywiście nie uszło to uwadze siatkarzy.
- Źle się czujesz?- spytał Misiek.
Kiwnęłam głowa na znak, że nie.
- Powinnaś odpocząć- stwierdził cicho Zibi.
Wyprostowałam się. I spojrzałam na niego bykiem.
- A ty co masz do tego? Już teraz wiesz za mnie, kiedy ja mam odpocząć a kiedy nie?!
I wstałam gwałtownie. A oni patrzyli na mnie zdziwieni. Z kilku stolików obok, siatkarze czekali na przebieg sytuacji. Odwróciłam się i poszłam do pokoju. Padłam na łóżko i płakałam. Po kilku minutach ktoś usiadł na moim łóżku. Podniosłam głowę, Igła.
- Co tu robisz?!- spytałam.
- Przyszedłem, więc jestem.
A ja nie myśląc dużo, przytuliłam się do niego i płakałam. A on, tak jak tamtego wieczora, uspokajał mnie. Mimo, ze nic nie wiedział, że nie wiedział o co chodzi, pomagał mi. Prawdziwy przyjaciel… I usnęłam.

Następny dzień nie był lepszy ani gorszy. Nadal unikałam Zbyszka. Nie mogłam patrzeć na niego. W pewnych chwilach czułam nawet obrzydzenie… Ale nie nim i o tym wiedziałam. To nie o niego chodziło. Sam Zibi był… nic nie zrobił. Ale to on był poszkodowany. Nie wytłumaczyłam mu tego, nie potrafię sobie wytłumaczyć, to jak mam jemu??
Na obiedzie, kelner częściej bywał przy moim stoliku. Gdy zbierał nasze talerze, zwrócił się do mnie.
- Ma pani czas dziś wieczorem?- zapytał z nadzieją w oczach.
Te oczy były czarne. Nie bałam się ich, nie brzydziłam.
- Może mam, może nie…- drażniłam się z nim.
Poprawił mi humor i zauważyli to niektórzy przy stoliku.
- Będę czekał w recepcji o ósmej.
I poszedł. A ja z uśmiechem patrzyłam jak odchodzi. Może to moja droga? Może mam się z nim umówić, mimo że nie znam jego imienia… Może powinnam? Zaryzykować? Przecież życie to jedno wielkie ryzyko.
- Pójdziesz z nim?!- zbulwersował sięBartman.
Odezwał się do mnie pierwszy raz tego dnia. Był oburzony i nie dowierzał.
- A tobie co do tego?- Spojrzałam. Kuźwa, spojrzałam i moja złość narosła jeszcze bardziej. Wstałam, wyszłam ze stołówki prosto do pokoju. Spojrzałam do szafki, wybrałam granatowe legginsy i białą obcisła tunikę na ramiączkach. Wzięłam prysznic, ubrałam się i poszłam.


Nie wierzyłem, poszła! A przecież nawet go nie znała… To nie był dobry pomysł. Nie podobał mi się ten gościu, ale Igła mówił fajnie. Cieszył się, że Anka miała dzięki temu kelnerowi lepszy nastrój. Ale ja nie. I nie chodziło o to, że byłem zazdrosny, jak to wytknął mi Paput. Bałem się, że coś się stanie.
- Przesadzasz i tyle- stwierdził Grzesiek, gdy mnie wysłuchali.- Poszła się zabawić! Przyda jej się to. Może wyzionie z niej ta złość…
- I nie będzie już na ciebie tak na byka nastawiona- dokończył Kubi.
- Bardzo śmieszne! Mówię wam, nie podoba mi się ten gościu…
- Jesteś przewrażliwiony- stwierdził Paweł.
- I zazdrosny!- Zachichotał Winiarski.
Nie chciałem się już z nimi kłócić. To było bez sensu. I tak nic im nie wpoję do głowy. Nie mogłem za nią iść. Ale nie potrafiłem siedzieć. Siedzieć z nimi i oglądać mecz. Jeszcze chwila i bym umarł z niepokoju. Nie wiem czemu tylko ja się bałem. Wyszedłem z pokoju Bartka i poszedłem do siebie. I czekałem.


Gdy wróciłam była pierwsza w nocy. Wspaniale się bawiłam, chociaż Adrian, ten kelner, miał straszna huśtawkę nastrojów. Kiedy zeszłam do recepcji, czekał uśmiechnięty. Przedstawiliśmy się sobie i zaprosił mnie na kolację. Nie jadłam prawie nic. Obiadu nie tknęłam prawie w ogóle, a na kolację nie zeszłam. Przebiegła w miłej atmosferze. Ale potem pewna kelnerka go zdenerwowała i zmienił swój stan z miłego na złego. Potem spacerowaliśmy, zabrał mnie w piękne miejsce na moście. I znów był miły, a kiedy mnie odprowadzał zrobił się wkurzony i niespokojny. Szybko go opuściłam.
Gdy weszłam do budynku, było bardzo późno. Poszłam po schodach na górę i cicho otworzyłam drzwi do pokoju. Kiedy je zamykałam usłyszałam jakiś szmer. Ktoś zamknął gdzieś drzwi. Czyli ktos mnie obserwował. Ale kto? Postanowiłam się już tym nie martwić. Wykończona poszłam spać.




-------------------------------------------

Siema! 
Rozdział chyba krótszy niż poprzedni. Ale mam nadzieję, że sie podoba :)
Następny w środę lub czwartek!

Po dzisiejszym dniu stwierdziłam, że ja nie ma życia. Zwłaszcza w szkole... Dlaczego oni wszyscy są tacy? Nie rozumiem ich. Po prostu zostałam stworzona do tego by cierpieć. Inaczej tego sobie nie mogę wyjaśnić... Mój los przypomina mi piosenka Pei ,,Pozwól mi żyć".

Siatkówka, siatkówka i jeszcze raz siatkówka. Jak ja tęsknię za grą... W tym tygodniu jadę na trening. Boję się, ale obiecałam sobie coś, co muszę spełnić. Czekam z niecierpliwością na PlusLigę :D

Dziękuję za ponad 6000 wyświetleń! Jesteście wspaniali ;* 
Dedykuję ten rozdział tym, którzy czytają i komentują. Dziękuję.

sobota, 28 września 2013

XXXV


Rano budziła mnie Gabi. Telefon dzwonił od pięciu minut, ale nie chciałam już nie spać więc leżałam i udawałam, że nie słyszę. Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju wpadł Kubiak i jego koledzy z pokoju.
- Anka! Odbierz ten cholerny telefon!- wrzasnął Zibi.
Otworzyłam jedno oko. Widząc, że nic takiego się nie dzieje, zamknęłam powiekę i prawie usnęłam. A tu nagle znów telefon. Wbiłam się głębiej w poduszkę.
- Dajcie spać…
Wymamrotałam. Po chwili zaczęłam się unosić. Coś było nie tak… Poczułam silne ręce pod moimi plecami. I zostałam przerzucona. Otworzyłam szeroko oczy. Zbyszek niósł mnie do łazienki przewieszoną przez ramię. Krzysiu i Kubiak już tam czekali. Jeden miał słuchawkę od prysznica, drugi stał przy kranie.
- O, nie…
I zanim coś więcej powiedziałam, siedziałam w brodziku i próbowałam się wyrwać z silnego uścisku na ramionach Zibiego. Nagle Krzysiek ze złowrogą miną, podniósł słuchawkę i skierował we mnie. I w tym momencie oblała się na mnie zimna woda.
- Aaaa! Już, dobrze! Już, przestańcie…
Prosiłam, ale oni nadal lali. Tym razem cieplejszą wodę. Byłam przemoknięta do suchej nitki!
- Odbierz ten telefon i daj spać- powiedział jak najspokojniej Kubiak.
- Jezuu!- uniosłam ręce i oczy do góry.- No przecież bym odebrała. Nie musieliście mi robić porannego prysznica.
- Wleliśmy się upewnić. U nas akurat najbardziej słychać. Przycisz dzwonek- powiedział nadal wkurzony Michał.
Przyszło jeszcze kilka innych siatkarzy, obudzeni moim wrzaskiem. Gdy wyszli ja zaczęłam się śmiać. Całkowicie rozbudzona, umyłam włosy. Były mokre, więc postanowiłam już teraz wziąć prysznic. Miałam godzinę do śniadania. Wysuszyłam włosy i wywiesiłam mokrą piżamę. Ja im jeszcze pokażę!
Odebrałam w końcu telefon.
- Czemu dzwonisz do mnie przed ósmą rano?!
- Są dwie sprawy.
Czekałam. W końcu doczekałam się, żeby mi wyjaśniła. Gdy schodziłam na śniadanie. Właśnie! Schodziłam, nie zjeżdżałam. Po masażu Terrorysty, moja noga była w dużo lepszym stanie i mogłam już normalnie schodzić po schodach.
- Więc tak. Twój tata źle się poczuł. Weronika poprosiła, żebym do ciebie o tym zadzwoniła. Na szczęście- wciągnęłam mocno powietrze.- Ale nic poważnego mu nie jest- pospieszyła.
Odetchnęłam z ulgą. Gabi wytłumaczyła mi jeszcze w jakim jest dokładnie stanie. Dostał specjalne tabletki i powinno być lepiej.
- No, a ta druga sprawa?
- Chciałam zapytać o bilet.
- Co z nim?- nie rozumiałam.
- No, przecież ty go już nie potrzebujesz. Chciałam zapytać, co mam z nim zrobić?
Zastanowiłam się.
- Sprzedaj. Może Agacie… Ona mi sprzedała.
- Musiałaś się poniżyć!- przypomniała mi.
Fakt. Ale nie chciałam zachować się tak jak ona. Wiele bym dała, żeby zobaczyć jej minę. Sprzedaję  jej bilet na pierwszy mecz siatkarzy, nie każę jej robić takich rzeczy jak ona mi… Nie mszczę się.
- Tak, ale co z tego? Sprzedaj jej go po prostu.
Byłam już przy stołówce.
- Sorry, ale musze kończyć. Idę na śniadanie.
I rozłączyłam się. Weszłam na salę. Podeszłam do stolika. Nic nie mówiłam tylko usiadłam. Talerz z zupą mleczna mi przynieśli, przyzwyczaiłam się. Nic nie mówiąc, zaczęłam jeść. Widziałam, że patrzyli na mnie z już pustymi talerzami. Gdyby nie resztki masła, można by powiedzieć, że w ogóle nie jedli.
- No, przestań- powiedział Igła szturchając mnie łokciem w bok.- Nie obrażaj się…
Odłożyłam łyżkę. I oparłam się o oparcie krzesła.
- Kogo był to pomysł?- zapytałam udając wściekłą.
Spojrzeli po sobie.
- Tak jakoś wyszło…- powiedział Kubiak.
- O co tu chodzi?- zapytał Marcin nic nie rozumiejąc.
Spojrzałam na niego i się głupio uśmiechnęłam.
- Ci idioci- wskazałam na trójkę siatkarzy- rano wpakowali mnie pod zimny prysznic.
Streściłam szybko. A Możdżon roześmiał się głośno i nie mógł przestać. I znów zaczęłam jeść.
- No przepraszamy…- znów powiedział Igła.
- My, to znaczy kto?- spytałam nadal jedząc.
- No, nie obrażaj się. Wybaczysz nam ten zimy prysznic?
- Może.
I wstałam od stołu. Poszłam po schodach do swojego pokoju. Oczywiście nie byłam już na nich zła. Ale gdybym im tak od razu odpuściła, potem takie numery by się powtarzały. A tego nie chciałam! Na treningu nadal się do nich nie odzywałam. Ale ledwo się powstrzymywałam. Próbowali mnie zagadać, a ja w ciszy masowałam im bark. Jedynie Bartman był cichy. Po obiedzie wparowali do mnie do pokoju, bez niego.
- Ania, albo nam wybaczysz, albo będziemy zmuszeni nie wygrać Ligii Światowej.
Klęknęli przy mnie. Wyglądali trochę, jak małe dzieci błagające mamę o lizaka. Westchnęłam.
- Wstańcie- i pokazałam miejsca obok siebie na łóżku. Usiedli.- Nie gniewam się już na was!
Objęłam ich rękami i przytuleni siedzieliśmy tak kilka minut.
- A Zibi?- zapytał Kubi.
- A przeprosił? Bo sobie nie przypominam…
Udawałam, że się zastanawiam. Dopiero po chwili przypomniałam sobie ich słowa.
- Nie wygrać LŚ?- zapytałam szczerze zdziwiona.
- Postaramy się wygrać- wyznał Igła.- Pod tym kontekstem tak ciężko trenujemy.
- Nie musicie wygrywać, żebym was kochała. I inni kibice też…
- Musi zacząć się coś dziać. Będziemy walczyć!- powiedział salutując Michał.
I poszli przygotować się na trening. Mieli jakąś gimnastykę. Potem mają czas dla siebie! Poszłam na siłownie i również trochę poćwiczyłam. Zbyszek się do mnie nie odzywał, ja do niego też nie. Potem siedziałam w pokoju u Ziomka i Winiara. Oglądaliśmy mecz  siatkówki w TV. Nic innego nie chcieli oglądać. Mimo, że była powtórka.
- Przecież wiecie jaki będzie wynik!- oburzyłam się.
- No i co z tego?- spytali.
Nic na to nie powiedziałam. Położyłam się obok Michała i oglądałam. Było okropnie gorąco, więc ledwo żyliśmy.

- Głupi jesteś!- wrzasnął Igła.- Mógłbyś do niej iść i ja przeprosić jak my… Chyba głowy by ci nie urwała!
Westchnąłem. Oni nic nie rozumieli.
- Nie będę jej przepraszał.
- Uparty, głupi osioł!- powiedział Michał.
- Wole być upartym osłem, niż idiotą poniżającym się przed kobietą.
Spojrzeli na mnie z niedowierzaniem.
- Więc o to ci chodzi! Nie chcesz stracić twarzy przed nią!- wrzasnął podekscytowany odkryciem prawdy Igła.
Wstałem szybko i poszedłem do łazienki opryskać się wodą. Było okropnie gorąco.
- Nic wam do tego!- krzyknąłem z łazienki.
Oni nie wiedzieli. Trudno, nie każdy może rozumieć. Gdybym ją przeprosił, kpiłaby ze mnie. A tak w ogóle, to za co kuźwa mam ją przepraszać? Nic złego nie zrobiłem. To nawet nie był żart. Musieliśmy ją jakoś obudzić. Akurat w naszym pokoju obok, było słychać jej dzwonek najbardziej. To nie było miłe, gdy masz jeszcze do wstania pół godziny. Wkurzyłem się na maksa. Z resztą Misiek i Igła też, więc… Nic się nie stało. Nie powinna robić z tego takiej dramy!
Wyszedłem z łazienki i walnąłem się na łóżko. Było okropnie gorąco.

- Ludziee, ratujcie!- jęknęłam.
Duszno było. Każdy miał dość . Do pokoju, w którym siedziałam, przyszło jeszcze kilka osób.
- Nie wytrzymam…- jęknął Igła.
Oprócz niego, na podłodze leżeli: Kubiak, Bartman, Możdżonek, Kurek i Nowakowski.
- Napiłabym się mrożonej kawy…- zaczęłam marzyć.
- Ty!- podniósł się na ramionach Bartek  i spojrzał na mnie z byka.- Możesz smaka nie robić?
Zachichotali. Ja też i nic nie mówiąc znów wachlowałam się książką Łukasza. Leżeliśmy plackiem na ziemi i łóżkach. Pięć minut później Kubiak nagle się ożywił.
- Wiem!- wrzasnął nagle siadając.
- Misiek, ty to już lepiej nic nie mów…- przerwał mu Cichy Pit.
- Ale ludzie, ja mam pomysł!- wrzasnął i klasnął w dłonie.
- Ciszej, jakbyś mógł. Tu się ludzie relaksują…- powiedział Magneto.
Wstał ożywiony już na maksa. Popatrzył na nas z góry i się uśmiechnął tak, że przez chwilę myślałam iż ta jego twarz pęknie.
- Bierzcie kąpielówki! Idziemy na baaseen!
- Ale nas nie wpuszczą na teren w budynku!- zaprotestował Igła.
Michał zrobił triumfalną minę.
- Znam inny basen na mieście- podskoczył podekscytowany. Udzieliło się nam.- No, wstawać! Idziemy na basen!
Wszyscy w pokoju ożywili się z okropnej niemocy. Pobiegli do swoich pokoi. Po kilku minutach już szliśmy miastem. Prowadził nas Kubiak. Zibi trzymał się jak najdalej mnie. Może i dobrze? Załatwiliśmy sobie wejściówki na prawie pusty basen. Na szczęście! Kiedy się przebrałam i weszłam, było duszno! Stanęłam na skraju basenu i szykowałam się do skoku. I nagle, ktoś chwycił mnie za nogę i pociągnął. Wpadłam do wody i zaczęłam pływać. Gdy się zatrzymałam, ręką przetarłam twarz i się zaczęłam śmiać. Ziomek popłynął obok mnie, to on! I go goniłam. O dziwo moja noga wytrzymywała. Podobno pływanie to dobry trening dla niej.
Gdy się zatrzymał ochlapałam go wodą. Inni siatkarze czekali na nas w tym miejscu i się śmiali. Podpłynęłam do Kubiaka, chwyciłam mu głowę i go pocałowałam w policzek.
- Jesteś genialny! – powiedziałam uroczyście.
- A ja mam pomysł- powiedział.- Może założymy się i pościgamy?
Zgodziłam się niechętnie. Miałam płynąć z Pitem. Stanęliśmy na końcu basenu.
- To o co się zakładamy?- zapytałam obojętnie.
- Jak wygram, to ścigasz się z Zibim. I rywalizujecie o to, że macie się przeprosić.
Nie miałam nic do gadania.
- A jak ja wygram?
- To wtedy i tak macie się pogodzić- wyszczerzył się.
- Ej!- oburzył się Bartman.- A kto powiedział, że ja się na to zgadzam?
- Nikt- powiedział obojętnie Igła.
Z westchnieniem spojrzał na mój pojedynek. Stanęliśmy na końcu basenu i gdy Marcin krzyknął start, wskoczyliśmy do wody. Płynęłam szybko, ale nie dawałam z siebie całych sił. Piotrek tez nie płynął na swoje możliwości. Przegrałam o kilka sekund. Zmęczona, usiadłam na skraju basenu i dyszałam.
- Wygrałeś.
- Ścigasz się z ZB9!- wrzasnął Ziomek z drugiego końca.
- Ale to nie fair!- powiedziałam kiedy podpłynęli.- Ja jestem już trochę zmęczona, a on jeszcze nie!
- Anka ma rację…- przyznał Bartek.- Zibi, ścigamy się!
Wrzasnął i stanął na ściance po mojej prawej stronie. Na początku nie chciał się zgodzić, ale w końcu powiedziałam żeby zachował się jak facet. To na niego podziałało. Byłam na niego tak zła, że miałam ochotę go wrzucić do tej wody, kiedy stanął po lewej stronie. Podniosłam ręce i wrzasnęłam start.
Rzucili się jak psy! Płynęli dość szybko, łeb w łeb. Ciekawie to wyglądało. Kurek i Bartman, rywalizacja na całego. Dotknęli ścianki w tym samym czasie. A ja podczas ich wyścigu, odpoczęłam już całkowicie i byłam gotowa.
- To co? Gotowy?- zapytałam już siedząc w wodzie.
- Zmęczony jestem. Pięć minut. I tak nie masz szans!
- No chyba ty.
I się zanurzyłam. Kiedy wypłynęłam, stał już na murku.
- Jak wygram, nie przepraszam.
Zaśmiałam się. Stanęłam i wskoczyliśmy. Tym razem dałam z siebie jak najwięcej siły. Płynęłam szybko kraulem. Po chwili zauważyłam, że Zbyszek jest może z metr w tyle. I dzięki temu dostałam jeszcze więcej siły. Jednak on mnie dogonił. I dzięki wielkiemu szczęściu, dokładnie sekundę wcześniej dotknęłam murku. Wykończona i uśmiechnięta czekałam aż coś powie.
- No, okej- zaczął- wygrałaś minimalnie.
- I…?- pomogłam mu.
- No, prze… prze…- westchnął tak ciężko, że myślałam iż się dusi.- Przepraszam.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Jak się postarasz to potrafisz!- ucieszyłam się.
- Skąd tak dobrze i szybko pływasz?- zapytał Nowakowski.
Jeszcze szerzej pokazałam zęby.
- Miałam dobrego nauczyciela, gdy byłam mała. Nawet startowałam w zawodach, w wieku dziewięciu lat. Oczywiście udawało mi się trochę wygrać…
- Co my jeszcze o tobie nie wiemy?...- westchnął Dzik.
Zachichotałam. Popływaliśmy jeszcze pół godziny i wróciliśmy do ośrodka. Akurat trafiliśmy na kolację. Po takim pływaniu, byliśmy okropnie głodni. Staliśmy pierwsi przed stołem i wybieraliśmy smakołyki, zanim jeszcze inni sportowcy przyszli. Gdy usiedliśmy przy stole, nie czekając na jakikolwiek znak zaczęliśmy jeść. Nawet ja zjadłam więcej niż zwykle. Krzysiek zażartował, że będzie mnie częściej na basen zabierał. Po posiłku, dali już siatkarzom spokój i mogli odpocząć. Korzystając z chwili spokoju, wzięłam laptopa i zaczęłam pisać. Ale już po chwili w moim pokoju znalazł się Jarosz, Igła i Kosok.
Wciągnęli mnie w rozmowę i tyle było z mojej pracy.
Poszli o jedenastej. Nie było już sensu gnić przed laptopem, więc poszłam spać. A rano obudziłam się kilka minut przed śniadaniem. Szybko zwlokłam się z łóżka, umyłam i ubrałam. Schodziłam po schodach i myślałam o wczorajszym basenie. Trzeba będzie to powtórzyć. Już dawno nie pływałam. Ale nie mogę zbyt obciążać nogi, sam lekarz to powiedział. Chociaż, niby to nic takiego… Nie czułam ani dziś ani wczoraj bólu. Może to dobry znak i jakoś pomału wrócę do pełnej sprawności!? Może wreszcie będę mogła znów zagrać w siatkówkę?! Tak strasznie bym chciała…
- Jezu!- wrzasnęłam.
Nagle na kogoś wpadłam. Był to ten kelner ze stołówki.
- Przepraszam- bąknął.
Spojrzałam na niego. Był zły, nie wiem czemu. Ale po chwili się opanował. Tak łatwo zmieniał nastrój! Mógłby być dobrym aktorem…
- Co pan tu robi?- zapytałam opierając się o barierkę.
- Szedłem po sprzątaczkę. Nie mogę jej znaleźć. Widziałaś może?- zapytał uśmiechając się.
- Nie. Ale pewnie jest na parterze.
Kiwnął głową i poszedł. Dziwny jest ten gość. Raz miły, uśmiecha się i flirtuje. A potem pokazuje złość, niechęć i… nie wiem co jeszcze. Nienawiść? Może to dobre określenie. Dalej już o nim nie myślałam bo właśnie stanęłam przed stolikiem siatkarzy.
- Dzień dobry śpiochu!- wrzasnął Kubiak.- Zibi już miał po ciebie iść.
- Ja?!- zdziwił się.- A niby kiedy? Chyba potrafi chodzić na własnych nogach, nie?
- Al…- zaczął Misiek.
- Tak. Mam nogi i potrafię sama chodzić. Dzięki, że mi o tym przypomniałeś- przerwałam.
- Do usług!- mrugnął.
Usiadłam na krześle. Przede mną stał pusty talerz. Nie przynieśli mi śniadania? Coś nowego. Chyba widać było moje zdziwienie, bo Możdżon zachichotał.
- Chyba masz już zdrową nogę?- zapytał Bartman.
- Tak- westchnęłam.- I pomału zaczynam żałować.
Wstałam i podeszłam do stołu z jedzeniem. Jak zwykle zabrałam talerz z mlekiem i płatkami. Chciałam wrócić, ale nagle noga mnie zabolała. I na mojej twarzy pojawił się grymas. O dziwo, nagle obok mnie pojawił się Zbyszek. Zabrał o dem nie talerz i postawił tam gdzie stał. Podtrzymał mnie rękami.
- Nic ci nie jest?- zapytał przestraszony.
Zdziwiłam się. Czemu w jego głosie słychać było troskę? Nie, mi się to wydawało. Na pewno tylko wydawało.
- Nie.- wyszarpnęłam rękę z jego ręki.- Poradzę sobie.
I poszłam całkiem normalnie do stołu. Ale w duchu, modliłam się żeby mi się noga nie ugięła. Siadłam ciężko na krzesełku. O dziwo, znowu, Zibi położył przed moimi oczami zupę mleczną. A reszta patrzyła na mnie z troską i podejrzliwie. Podszedł do mnie Olek, który siedział kilka stolików dalej. Skoro on to zauważył, to znaczy, że cała sala widziała.
- Anka, co się stało?- zapytał nachylając się.
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem. Po prostu trochę zabolała. Ma do tego prawo, co?- spytałam obracając sytuację w żart.
Nie chciałam żeby się dowiedzieli o stanie nogi. Nie było źle, tylko musiałam zrobić jeszcze kilka badań.
- Po śniadaniu stawiasz się u mnie w gabinecie.
Powiedział to bardzo poważnie i odszedł. No pięknie! Jeszcze tego brakowało, żeby Bielecki zainteresował się moją nogą. Zaczęłam jeść. A siatkarze nadal patrzyli na mnie czujnie.



---------------------------------------------

Witam po bardzo długiej nieobecności.
Wiem, że czekaliście, przepraszam. Niestety nie była to moja wina. Nie działał mi internet, nie miałam jak dodać nowy rozdział. A propo rozdziąłu, podoba się? ;)
Moim zdaniem trochę nudny. Od razu mówię, że ten wątek z wyścigiem... Może trochę nierealne, że wygrała ze sportowcem. Ale wyjaśniłam, że kiedyś Anka pływała :D

Mistrzostwa Europy Polacy skończyli w meczu barażowym z Bułgarią. Bardzo szkoda mi ich. Tak ciężko pracowali w Spale... Winiarski znów nie zdobył medalu na ME ;(  Brakowało mi w tych meczach Igły i Zbyszka. Owszem, Bociek dobrze gra. Ale jak dla mnie jest dla niego za wcześnie w kadrze. Uważam, że Zati nie bronił. Znaczy bronił, ale nie tak jak powinien. Był na boisku, ale tak jakbym go nie widziała. 

Nadal płaczę. Ale teraz trzeba zapomnieć. Niedługo Plus Liga, a za rok Mistrzostwa Świata. Trzeba się przygotować i zapomnieć o tym nieudanym sezonie.

Dziękuję, że czytacie! Jeżeli w ogóle ktoś tu jeszcze jest...
Jeszcze raz bardzo przepraszam, ze tyle czekałyście.
Pozdrawiam ;*

poniedziałek, 16 września 2013

XXXIV



Muszę przyznać, że nie wierzyłam w to iż wniesiemy do pokoju ten nabytek. W kilku reklamówkach Zbyszek trzymał pizzę. Oczywiście jedna by nie wystarczyła przy takim apetycie dwumetrowców. Ja natomiast w plecaku miałam nasze ‘picie’. Zaparkowaliśmy samochód dalej na parkingu. Wyszli do nas Kubiak, Ruciak i Igła.
- No i panie mądralo, co dalej?- zapytałam ostatniego.
Uśmiechnął się.
- Zaraz będziemy mieć imprezkę!
I otarł rękę o rękę ciesząc się.
- To teraz plan jest taki. Igła zajmie się pierwszym strażnikiem. Musi go wyprowadzić przynajmniej do następnego korytarza- mówił spokojnie Kubiak.
- Dyrygent się znalazł- mruknął Krzysiek.
- A recepcjonistka?- spytałam nie zwracając uwagi na jego marudzenie pod nosem.
- Zajmij się nią. Wymyślisz coś na pewno- uśmiechnął się chytrze. – Sprzątaczka jest tak naprawdę najgorsza. Wezmę ją na siebie. A wy- wskazał na resztę – przeniesiecie prowiant do Zbyszka pokoju- Ruciak już otwierał usta żeby coś powiedzieć, ale ten go uprzedził.- Bo jest większy. A tak naprawdę największy.
- Ehm…- wtrąciłam.- A może lepiej do mnie? Wiem, że nie jest taki znów duży. Ale do waszego zawsze może przyjść jakiś trener, fizjoterapeuta… Możecie mieć problemy.
- O tym nie pomyślałem- przyznał Michał.
- Główka pracuje!- Rozczochrał mi włosy Rucek.
I w końcu ustaliliśmy, że będziemy jeść u mnie. Oddałam Ruciakowi klucz. Bartmanowi nie ufałam. Najpierw poszedł Igła. Podszedł do ubikacji w drugim korytarzu. I po chwili biegł z udawanym przerażeniem.
- Panie Arku! Jezu, jakiś mężczyzna zasłabł w męskiej łazience!
Trzeba mu przyznać, że był dobrym aktorem. Pobiegli razem. W tedy ja pokuśtykałam do pani Zofii.
- Dzień dobry!- przywitałam się.- Wiem, ze może to nie w pani kompetencjach, ale czy mogłaby mi pani pomóc przynieść torbę z małymi zakupami? Musiałam kupić kilka nowych ciuchów, bo nie mam w czym chodzić!
Ona zaśmiała się tylko i zapytała gdzie jest ta torba. Powiedziałam, że na parkingu. Wyszła i właśnie w tym momencie sprzątaczka zaczęła myć okienko między ścianami recepcji. Teraz przyszedł Kubiak.
- O, pani Gerta!- zawołał z szerokim uśmiechem.
Ta spojrzała tylko na niego i dalej czyściła.
- Nie Gerta tylko Gertruda- powiedziała.
Ledwo się ze śmiechu nie popłakałam.
- Takie imię to chyba tylko w średniowieczu- śmiał sie Bartman, który podszedł bliżej.
- Wie pani, że jakieś dzieci stłukły okienko w piwniczce?- zapytał aktorsko machając rękami.
Była oburzona. Nie pytając dalej, pobiegła do piwniczki.
- Czyli pani nie wiedziała…- powiedział unosząc brew. Zaśmiałam się na cały głos.
 Zbyszek i Michał weszli do windy i pojechali na nasze piętro. A właśnie kiedy zamykały się drzwiczki od windy przyszedł strażnik a koło niego biedny Igła.
- Ależ panie Arku, ja pana nie okłamałem! Tam naprawdę ktoś leżał- usprawiedliwiał się.
- Nie ładnie panie Krzysiu, tak kpić ze strażników.
I odszedł na swoje miejsce. Igła udając obrażonego poszedł z Miśkiem po schodach na górę. Szli wolno, jak żółwie. Ale jestem pewna, ze jak minęli pierwsszy zakręt schodów, pognali na górę jak tylko sie szybko dało... A ja czekałam na panią Zosię. Przyszła po dwóch minutach.
- Dziecko, ależ tam żadnej torby nie było!
Udałam tak szczere zdziwienie, że sama się zaskoczyłam.
- Niemożliwe!- powiedziałam. – Byłam pewna, ze tam stała… Pewnie jakiś siatkarz wziął. Dobrze. Przepraszam bardzo za kłopot.
Westchnęła i usiadła za ladą. A ja już uśmiechnięta o kuli poszłam do windy. Gdy stanęłam już na swoim piętrze i wyszłam, nie zauważyłam żadnych krzyków. Czyli się udało. Wpadłam do swojego pokoju, w którym siedzieli wspólnicy spisku.
- Za piętnaście minut kolacja- powiedział Ruciak.
Spakowaliśmy pizzę do specjalnych toreb, które zatrzymywały ciepło posiłku. Miałam kilka takich. A piwa włożyłam d tej małej lodóweczki, która miałam w szafce. Na szczęście takie były. Potem jak gdyby niby nic, udaliśmy się na stołówkę. Wiedząc, że czeka nas pizza w pokoju, mało jedliśmy. W drodze na stołówkę, Zbyszek i Kubiak powiedzieli reszcie siatkarzom o imprezie. Przy stoliku mówili o swoim talencie aktorskim. Wdałam się z nimi w ta konwersację. Pół godziny później siedziałam w pokoju, już w piżamie, i czekałam na resztę. Najpierw przyszedł Kurek, Jarosz, Ruciak i Kubiak. Mieli na sobie podkoszulki i spodenki. Nagle wpadł Igła.
- Mam! Horror czy komedia?- zapytał uśmiechnięty.
Potem przyszedł Winiar, Zbyszek, Guma, Ziomek i Możdżon. Na końcu dołączyli Cichy Pit, Kosa i Zator. Wyjęłam z lodówki piwa, które Bartman wybierał w sklepie. Pizzą zajął się Paweł. Włączyli horror mimo mojego protestowania. Właśnie się zaczynał.
- Jezu, dziewczyno zrobiłaś nam najwspanialszą niespodziankę na świecie!- powiedział Kurek.
- No, nie ja na to wpadłam…- zachichotałam.- To raczej Krzysiu.
Kurek obrócił się do Libero, chwycił mu głowę i pocałował w czuprynę.
- A czy Andrea o tym WIEE??- zapytał Kubiak.
- No, chyba NIEE…- odparł Winiar.
 Spojrzałam dookoła. Każdy trzymał już piwo w ręce. Ja też. Siedzieli opierając się o łóżko, niektórzy przynieśli poduszki i się położyli. Ale rozglądałam się, gdzie jest wolne miejsce. Jedyne było na łóżku, obok Krzyśka, Winiarskiego i Zbyszka. Westchnęłam i kazałam im się posunąć. Weszłam do środka, zabrałam im poduszkę i podłożyłam sobie pod głowę.
- Hej!- oburzył się Bartman.- To moja!
- Teraz już moja- i pokazałam mu język.
Ale on znalazł inny sposób. Oparł się o moje podkurczone nogi. Strąciłam mu głowę.
- Nie za wygodnie?- spytałam.
- Przypominam, że zabrałaś mi poduszkę!- poskarżył.
- A ja przypominam, że to była moja- uśmiechnęłam się.
- To nie zmienia faktu, że mi ja brutalnie wyrwałaś spod głowy!
Westchnęłam. Podniosłam się i spojrzałam na podłogę. Kurek i Ruciak mieli aż cztery poduszki. Wyciągnęłam rękę i wyrwałam Bartkowi jedną. Zdziwiony podniósł głowę.
- Pożyczam.
Powiedziałam i rzuciłam nią w Bartmana. Wzięłam pudełko z połowa pizzy na łóżko. Usiadłam i oparłam się o swoja poduszkę. Wzięłam kawałek i zaczęłam jeść. Siatkarze obok mnie porwali resztę kawałków. Film już piętnaści minut szedł. Oglądałam z wymuszeniem. Ten horror był straszny! W pewnym momencie bez zastanowienia skryłam twarz w czyimś ramieniu. Potem się zorientowałam, że w  Zbyszka. Nie przeszkadzało mi to w takiej sytuacji. Chociaż powinnam tego nie robić, nie miałam wyjścia. Nic na to nie powiedział. Ale gdy drugi raz zapiszczałam, w końcu zachichotał.
- Anka, nie mów, że się tego boisz!- powiedział szeptem, nie chciał przeszkadzać innym.
- Mówiłam, że ten horror to nie dla mnie. Czemu nikt mnie nie słucha?
Znów zachichotał i dalej oglądał. Po tym strasznym doświadczeniu, kazałam puścić tamta komedię. Obejrzałam połowę filmu i niespodziewanie zasnęłam.

*** 

Rano obudziło mnie jakieś mamrotanie. Dziwne. Trochę przestraszona obróciłam się na prawy bok. I w tym momencie przed moją twarzą znalazła się twarz Bartmana. Mamrotał coś niewyraźnie.
- Jezus Maria! Bartman, co tu robisz?!- wrzasnęłam gwałtownie siadając.
Obudził się, ale nie otworzył oczu. Szturchnęłam go w ramię. Był bez koszulki w samych spodenkach. Na szczęścia, miał spodenki!
- Daj spać!- powiedział.
- Zbyszek, natychmiast wyjdź z mojego pokoju!- wrzasnęłam na cały pokój.
I teraz zesztywniał. Jego mięśnie się napięły. Podniósł głowę i ze zdziwieniem spojrzał na mnie.
- Nie pytaj. Nie wiem, jak się tu znalazłeś- powiedziałam uprzedzając jego pytanie.
Próbowałam nie patrzeć na jego nagie ciało.
- Przestań Anka- powiedział wstając i zakładając podkoszulkę, która wisiała na krześle.- Widziałaś mnie już bez koszulki.
Na moich policzkach wyskoczyły rumieńce. Skąd wiedział, o czym myślę? Czy to było aż tak widoczne? Jezu… Czułam się zażenowana. Spojrzałam na zegarek. Było po ósmej. Śniadanie się już zaczęło. Czemu nas nikt nie obudził?!
- Lepiej się pospieszmy, bo nam wszystko zjedzą- burknął i wyszedł.
Dopiero teraz zauważyłam kosmiczny bałagan na podłodze. Butelki, opakowania z pizzy i chusteczki. Sprzątnęłam to do worka. Później wyniosą chłopaki. Kilka minut później podeszłam do stolika na stołówce.
- O, śpiochy wstały!- wrzasnął Kubiak.
Podeszłam i usiadłam na swoim miejscu. Byli tak dobrzy, że już przynieśli mi zupę mleczną.
- A gdzie Zibi?- zdziwił się Nowakowski, który nachylił się do nas z sąsiedniego stolika.
- Pewnie zaraz zejdzie.
Powiedziałam to tak cicho, że chyba nie usłyszał.
- Anka, co żeś mu zrobiła?!- zapytał przestraszony Igła.
Nic nie powiedziałam tylko wzruszyłam ramionami.
- Myślałem, że się pogodziliście…- wtrącił Marcin.
- Zabiła nam Bartmana!- Wydarł się Kubiak.
Nie rozumiałam. A czemu mielibyśmy się godzić? Spojrzała na moich towarzyszy uważniej. Każdy miał kamienną twarz. I właśnie w tej chwili przyszedł Zbyszek i usiadł naprzeciwko mnie na swoim miejscu przy stoliku. Jemu też przynieśli śniadanie. Tylko, że dwa razy tyle co mi. Nadal wpatrywałam się w każdego po kolei.
- Co jest?- zapytał ten, który dołączył.
- No właśnie próbuję zgadnąć- powiedziałam.
I jedząc patrzyłam wciąż na nich. Byli mało mówni jak na nich. To było co najmniej dziwne. Zazwyczaj gdy przychodziłam, nasz stolik tętnił życiem. A tu teraz nawet Igła nic nie mówił. Gdy zjadłam, odsunęłam talerz i popatrzyłam na niego.
- Krzysiu, co ty taki cichy dzisiaj?- zapytałam zmartwiona.
- Czekam aż ty powiesz.
Nic kompletnie z tego nie rozumiałam. Ale nic nie mówiąc patrzyłam jak je. To było nienormalne! Taka cisza mnie doprowadzała do szału. I kto by pomyślał? Jeszcze niedawno, chętnie bym im jadaczki zamknęła choćby na kilka minut. A teraz uważam, że ta cisza jest nienormalna. Spojrzałam na Zibiego. Tez się zastanawiał, co się stało.
- Dobra, skoro nie macie już nic ciekawego do powiedzenia, ja idę do pokoju.
Wstałam i już bez kuli, ale nadal utykając, poszłam do windy.

To było dziwne. Podejrzewałem spisek chłopaków. Jakim cudem znalazłem się w pokoju Anki rano?! Bez koszulki w dodatku, spałem na jej łóżku. Ba! Kurwa, ja spałem obok niej! To na pewno oni. Inaczej sobie tego wytłumaczyć nie potrafię. Nawet nie wiem, kiedy wtedy zasnąłem. A przecież tak dużo nie wypiłem… Pewnie to ta komedia mnie znudziła. Najpierw zasnęła Anka. Oparta na ramieniu Winiara, spała smacznie. Nawet się w niego wtulała. Potem ja zmrużyłem oczy, bo mnie już zaczęły boleć. I to chyba w tym momencie musiałem zasnąć.
Siedzę teraz w pokoju i szykuję się na trening. Po obiedzie następny, a wieczorem przed kolacją siłownia. Ale trener mówił, że to tak na początek. Żebyśmy formę złapali dobrą. A potem da nam więcej luzu. Trzeba wytrzymać do pierwszego spotkania w Toronto.
- Zibi, masz może jeszcze ten swój dezodorant?- zawołał z łazienki Igła.
- Przykro mi, ale już cały wykorzystałeś!- odkrzyknąłem nadal zły.
Oni wiedzieli, że ja wiem, ale nie wiedzieli, ze Anka nie wie. Chociaż, trudno uwierzyć, że ona się nie domyśla. Ale niech tak pozostanie. Odwdzięczę się im na treningu.

Znów pomogłam Łysemu Terroryście w rozciąganiu siatkarzy. Tym razem podeszłam do Krzyśka. Znów był rozmowny. I marudził jak zawsze.
- Nie musisz mi aż barku gnieść!- wrzasnął na mnie.- Nie jestem królikiem doświadczalnym!
- Igła, przecież wiesz, że muszę… To będzie ci służyć. Po prostu daj mi pracować.
- Okej, ale nie tak mocno!...
Tym razem bardzo delikatnie, chwyciłam mu ramię i poprzekręcałam w kilka stron. Od razu było widać różnicę. I w tai sposób inni siatkarze też reagowali. Kubiak się bał. Nie wiem czego.
Po prostu nie dał mi siebie dotknąć. Zapytałam go o to. Powiedział, że się będę mścić. Ale za co? Później nad tym pomyślę. Musiałam jeszcze ‘wymasować’ Bartmana, który niecierpliwiąc się czekał na mnie.
- Długo jeszcze?- Zirytował się.
- Zbawią cię dwie minuty dłużej?!- Wkurzył mnie. Co on sobie wyobraża?! Ja mam mu kark wymasować, nie on mi.
- Tak kurwa, zbawia mnie!
Nie miał humoru. Dziś gdzieś wszyscy byli jakoś tak… nie w sosie. A przecież nie powinno tak być. Z resztą nie piliśmy wczoraj dużo. Jedno piwo na nich, to nic. Są trzeźwi, pełni życia. Ale im się nie chce. Widać.
- Siadaj cholera na ziemi...
- Na podłodze- poprawił mnie szybko.
Westchnęłam ciężko.
- Niech będzie podłodze. Dla twojego świętego spokoju! Siadaj i się odpręż.
O dziwo posłuchał mnie. On gra mi na nerwach, co jeszcze bardziej utrudnia naszą sytuację. Moją jako psychologa i jego jako zawodnika. W końcu skończyłam z nim. Usiadłam na ławce. Podszedł ten wielki byk.
- Mogę ci pomasować ta nogę, jak chcesz- zwrócił się do mnie.- Bo teraz chyba potrzebujesz rehabilitacji, nie?
- No, potrzebuję, potrzebuję. I miałam nadzieję, że mi pomożesz…
Uśmiechnął się. Lubiłam Olka. Jest taki typowym fizjoterapeutą. Podszedł i zaczął masaż mojej nogi. Najpierw ją wybadał, a potem rozpoczął swoją pracę. Był delikatny, nawet nie czułam, że moja łydka jest dotykana. Kiedy skończył podziękowałam mu szczerze. Obiecał, że będzie mi ją masował dopóki mi jej nie wyćwiczy jak należy.
Siatkarze skończyli grać w drużynach. Zauważyłam, że Bartman uwziął się na chłopaków. Zwłaszcza na Igłę, Kurka, Nowakowskiego czy Kubiaka. Atakował i zagrywał z taką siłą, że każdy normalny człowiek by umarł na miejscu. Każdy normalny. Oni nie byli normalni. To pozytywnie nienormalni siatkarze! Zaśmiałam się w duchu do tego swojego porównania. Odpoczywali na boisku. Podchodziłam do każdego i pytałam, czy pomóc w rozciąganiu barku. Dobrze, że byłam takim specjalista psychologii, co zna się tez dosyć dobrze na fizjoterapii. Kilku siatkarzy poprosiło o pomoc.
O jedenastej dostaliśmy drugie śniadanie. Jogurt owocowy i jabłko. Zajadałam się właśnie truskawkowym jogurtem w pokoju, gdy wszedł Bartman. Sam. Co też było dziwne.
- Czy ty na serio nie wiesz?- zaczął od progu.
Zamknął drzwi i usiadł na podłodze przy łóżku, na którym siedziałam.
- Yyy… czego nie wiem?- spytałam zdezorientowana.
- No, że nasi dobrze znani koledzy nas wrobili- powiedział zły.
Nadal nie rozumiałam.
- Człowieku, co piłeś?
. Wparował do mojego pokoju nie wiadomo skąd, nie wiadomo po co i wygaduje jakieś nie wiadomo jakie głupoty.
- Anka, pomyśl! Czemu dziś rano obudziliśmy się tu razem?- wskazał łóżko.
No tak. Teraz sobie przypomniałam, że nadal jestem na niego zła za to. Ale teraz, coś mi się nie zgadzało.
- Dobra. Mów po ludzku.
Westchnął.
- Wiesz czemu Igła i reszta byli tak mało rozmowni?- zapytał nie czekając na odpowiedź.- Oni po prostu to ukartowali. Gdy ty zasnęłaś, a potem ja, po prostu zostawili nas gdy skończył się film.
- Może po prostu nie chcieli nas budzić, gdy smacznie spaliśmy?- broniłam ich.
- Proszę cię…- żachnął się.- Oni? Gdyby chcieli to by budzili od razu z trąbami! I ściągnęli mi
koszulkę. Wiem, bo sam tego nie zrobiłem.
Zjadłam już, ale wyskrobywałam jeszcze resztki. Zaczęłam intensywnie myśleć. Może Zbyszek miał rację? I teraz przypomniały mi się słowa i przestraszona twarz Kubiaka. Przecież gdyby był niewinny, nie zachowywał by się tak. I na śniadaniu też!
- Rozumiem…- powiedziałam w końcu.- Nie przychodziło mi to do głowy!
- Nie ważne. Chciałem cie tylko uświadomić.
Wstał i popatrzył na puste opakowanie po jogurcie.
- Nie masz już?- spytał i chwycił się za brzuch.
- Nie. Miałeś swój!
- Ta… określenie miałem jest trafne. Krzysiek mi zjadł.
- No tak…
Odwrócił się i poszedł. A ja zostałam ze swoimi myślami. Niby mogłabym się zemścić na nich. Ale już wystarczająco dostali na treningu od Zbyszka. Mam nadzieje, że to się nie powtórzy. Odpuszczam im ten jeden raz. I pomyśleć, że ich broniłam…
I znów drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Westchnęłam. Nie ma ani chwili spokoju! Tym razem to był Igła w białym ręczniku.
- Anka, ratuj! Masz może jakiś dezodorant? Chłopaki nie chcieli mi pożyczyć, a mój się skończył- naburmuszył się i zrobił oczka ze Shreka.- Proszę…
I jak tu mu nie ulec?
- Skoro nie chcą pożyczyć, to pewnie jakiś powód mają…
Poszłam do łazienki i zabrałam jeden z dwóch dezodorantów. Rzuciłam mu w ręce.
- Kochana jesteś!
I wybiegł. Pokiwałam z dezaprobata głową. Nie zamknął drzwi. Usłyszałam jakiś hałas. Wyjrzałam na korytarz i zobaczyłam kłócących się ludzi. Dopiero po chwili skojarzyłam ta sprzątaczkę i Ruciaka. Cóż, pewnie poszło o jakąś szkodę w łazience. Nie chciałam im przeszkadzać, więc zamknęłam drzwi i poszłam do pokoju naprzeciwko. Bartek i Piotrek leżeli na swoich łóżkach i oglądali jakiś mecz siatkówki w telewizji.
- Panowie, mam małą prośbę. Jeden z was musi wynieść śmieci po wczorajszym.- Mierzyłam w nich palcem wskazującym, jak radarem!
Przestraszeni patrzyli na mnie. A ja najpierw skierowałam wzrok na Nowakowskiego.
- Nie patrz na mnie! Ja jestem zajęty. Pranie mam.- I uciekł do łazienki.
Kurek patrzył na odchodzącego nienawistnym wzrokiem.- Zdrajca!
- Bartek, chodź.
Wstał naburmuszony i poszedł za mną. Mamrotał cos pod nosem. Pokazałam mu cały wór śmieci. Zdziwił się nieco.
- I to wszystko to my?...- pytał z niedowierzaniem.
Kiwnęłam głową. Kręcąc głową, zabrał worek i poszedł. A ja włączyłam laptopa i weszłam na Internet. Sprawdziłam kilka stron. Pocztę i co nowego pisali o Lidze Światowej. Znalazłam nawet artykuł o mnie. Znaczy, o nowym psychologu reprezentacji. Cóż, nie chciałam czytać tego. Wyłączyłam strony i znów zaczęłam pisać raporty ze stanu psychicznego siatkarzy. Było niezmiernie trudno wypisywać te dobre strony. Omijałam moje własne, najskrytsze domysły o ich psychice.
Obiad minął szybko. Kelner znów zamienił ze mną kilka słów. Godzinę później siatkarze mieli następny trening. Ćwiczyli tylko półtorej godziny. Przed kolacją poszli na siłownie. Ja też. Postanowiłam już zacząć dokładnie wyćwiczyć nogę. Było lepiej. Nawet tak mocno nie kulałam. Na kolacji znów było normalnie. Mówiąc normalnie, mam na myśli rozmowy i koniec ciszy między nami. Wieczorem o ósmej Olo miał pełne ręce roboty. Masował każdego siatkarza. W swoim gabinecie, a raczej dużym pokoju z kilkoma łóżkami do masażu. Na samym końcu wymasował moja nogę, o co go bardzo ładnie poprosiłam. Wykończony, zgodził się. Potem usnęłam. Wykąpana i zadowolona.



---------------------------------------------

Ponownie witam!
Może nie jest jakiś fajny, ale sie starałam. Wybaczycie?

Miałam dodać w środę. Ale przecież dziś jest dzień, który każdy powinien pamietać.

Dziś ósma rocznica śmierci Arkadiusza Gołasia [*] 
( 16.09.2005r.)


A teraz mały wierszyk, który ułożyłam...

Dziś rocznica nam przypada,
Każdy o tym opowiada.
Bo przed ośmiu laty,
Doznaliśmy okropnej straty...

Był to szesnasty września dwa tysiące piątego roku,
Dzień wielkiego amoku.
Bóg odebrał nam anioła,
Który do nas z góry woła.
On nam słowa mądre powiada:
,, Nie poddawajcie się"
Słuchajcie, bo to dobra rada!

Nas pociesza i z góry pomaga,
Pokazał że jest w nim wielka odwaga.
Grał ze skrzydłami anielskimi!
Skoczył do bloku najwyżej jak mógł,
A za ręce chwycił go sam Bóg!!

Także dziś wszyscy pamietamy,
Arkadiusza Gołasia w sercach na wieki zatrzymamy. 

Nie wiem, czy sie podoba. Nie zajęło mi dużo czasu ułożenie tego. Takiej weny dostałam xD
Tak więc papa! Trzymajcie sie jutro w szkole jakoś ;)

Wiq

Ps. Dziś nie tylko dzień rocznicy Arka! Oto w tym dniu ma urodziny Piotr Gacek i Dominika Ignaczak :)

niedziela, 15 września 2013

XXXIII

Rano dzień był słoneczny. Obudziłem się już po piątej. Przyszykowałam się na moja pracę. Jako psycholog, miałam uczestniczyć w ich treningach. Pomagać im mentalnie. I na tym się musiałam skupić, nie na kłótniach z Bartmanem. I z takim nastawieniem poszłam o ósmej na stołówkę. Poszłam po zupę mleczną. Usiadłam na swoim miejscu i czekałam na dochodzących siatkarzy.
- Cześć Anka!- zawołali z sąsiednich stolików.
Pokiwałam im. Wczoraj siedzieli u mnie bite dwie godziny i wypytywali o wszystko. Miło spędziłam z nimi wieczór. Wzięłam łyżkę i zaczęłam jeść. Nagle koło mnie pojawił się Igła i Marcin.
- Już wcinasz? Nie poczekałaś?!- zdziwił się Możdżon.
- Wybaczcie, ale jestem głodna.
- To coś nowego!- uśmiechnął się Kubiak.
Właśnie przyszedł z Bartmanem. Przynieśli sobie jedzenie i zaczęli konsumować. Gdy skończyłam Igła miał dziwną minę.
- Odchudzasz się?- zapytał wprost.
Zbyszek zachichotał Zignorowałam go.
- Nie… A czemu miałabym?
- Strasznie mało jesz- powiedział poważnie.- Nie chciałbym cię uświadamiać, jakie konsekwencje nosi odchudzanie u kobiet…
- Igła bawi się w Anki doktora!- zawołał Nowakowski, który podsłuchiwał naszą rozmowę.
- Krzysiu- powiedziałam spokojnie.- Nie odchudzam się. Nawet mi to do głowy nie przyszło…
- A powinno- wtrącił Zbyszek.
Obróciłam się gwałtownie. Spojrzałam wzrokiem mordującym ludzką istotę. I znów do Igły.
- Nie musisz się martwić- dokończyłam.
- Zjedz jeszcze kanapkę. Nalegam. Przecież zagłodzisz się!
Westchnęłam. 
- Ja nie jem tyle co ty. Taka porcja płatków starcza mi zawsze do drugiego śniadania.
I tym zdaniem zakończyłam temat. Po śniadaniu, siatkarze odpoczęli godzinę i poszli na siłownię. Dołączyłam do nich kilka minut później. Tym razem raczyli mi powiedzieć, gdzie jest. Musiałam wyjść z tego budynku i udać się do sąsiedniego. Siłownie były na całym pierwszym piętrze. Wyżej na trzech piętrach były jakieś inne sale. Gdy weszłam siatkarze ćwiczyli już swoje mięśnie. Winiarski uśmiechnął się na mój widok. Miał specjalny ciężarek na nogę.
- No, to na czym będziesz ćwiczyć?- zapytał.
- Ja?!
- No, każdy kto tu przebywa, musi na czymś ćwiczyć.
Faktycznie. A ja nie miałam stroju… Andrea podszedł do nas.
- Za ile masz zdejmować tą szynę?- spytał po angielsku.
Ledwo go zrozumiałam. Potem udało mi się ułożyć jakieś sensowne zdanie.
- Zdejmuję za dwa dni. Czy mam ćwiczyć?
- Nie musisz. Wystarczy, że jakoś ich popędzisz do pracy.
To też ledwo zrozumiałam. Muszę przypomnieć sobie angielski. Z tym językiem ani rusz.
Zaczęłam od Michała, który nadal ćwiczył nogę. Mówił, że mu ciężko. Wsparłam go i kazałam się nie poddawać. I tak do każdego. Wyjątków było kilka. Pierwszy to Krzysiek. Gdy zapytałam, co mu przeszkadza i o czym myśli, odpowiedział:
- Czuję, że już się obiad zbliża. To mi przeszkadza- i wrócił do unoszenia ciężarków.
I znów marudził. Drugim przypadkiem był Kubiak. Powiedział, że nie chce mu się ćwiczyć na siłowni. I zaczął sprawiać mi komplementy za co dostał od trenera ochrzan. Trzeci był Bartman. Z tym to w ogóle nie mogłam się dogadać. Wykonywał ćwiczenia brzucha i ramion. Jego mięśnie pod koszulką były bardzo widoczne, gdy się naprężały. Znów się pokłóciliśmy. Tym razem była mniej wybuchowa. Chciałam mu pomóc, ale on nie potrafił zachować się jak facet i ze mną współpracować. O to się pokłóciliśmy.O to, że on nie jest facetem, a ja babą. Czy jakoś tak...
Potem chłopaki poszli do pokoi. A ja w swoim na komputerze robiłam swoja pracę. Sprawozdanie.  Niby nic takiego, ale męczyłam się niesamowicie. Żeby napisać takie na kilka stron, to była sztuka. Nie wiem ile pisałam. Ale w końcu Ziomek przyszedł po mnie na obiad. Nawet zaczekał i poszliśmy, a raczej zjechaliśmy windą. Jeszcze trochę i będę mieć z głowy tą szynę…  Usiadłam przy stoliku. Kelnerzy już chodzili i rozdawali wazę z zupą. Po chwili podszedł do nas miły, młody brunet.
- Gdzie mogę postawić zupę?- zapytał mnie.
Podniosłam głowę. Przysłuchiwałam się rozmowie siatkarzy, na temat, z której antenki lepiej atakować.
- Proszę, tu można- wskazałam puste miejsce obok chleba.
Kelner nachylił się i gdy się schylał, uśmiechnął się do mnie. Odpowiedziałam tym samym.
- Dziękujemy panu- przerwał Zbyszek.
Patrzył na młodego kelnera dziko. Tamten tylko popatrzył na mnie i odszedł.
- Bartman, kurwa, co to miało być?!- uniosłam się.
Zaczął nalewać zupę i wzruszył ramionami.
- Z tego co wiem, przyjechałaś do pracy, nie na flirt z kelnerem- powiedział głośno
- Jezu, trzymajcie mnie bo mu przyłożę!- wrzasnęłam.- Igła, co mu zrobiłeś?
Zdziwiony Libero spojrzał na mnie nie rozumiejąc. Machnęłam ręką. Odechciało mi się jeść. Odsunęłam pusty talerz.
- Masz coś zjeść. Pyszna pomidorowa- powiedział Michał.
- Jakoś odechciało mi się.
Spojrzałam wrogo na Zbyszka.
- Nie zjesz?- zdziwił się atakujący.- Od swojego kelnera?
Zaśmiał się szyderczo. Nie, zaraz mu na serio przywalę...
Ale oni nie słuchali i nalali mi trochę zupy. Ledwo zjadłam. Ten sam kelner podszedł i zabrał talerze. Zrobiło się pusto na stole. Ale zaraz przyniósł drugie danie.          
Znów wymieniliśmy kilka uśmiechów. Tym razem Zbyszek nam nie przerwał. Na obiad był ogromny kotlet, tona ziemniaków i góra surówki. To było za dużo dla mnie. Odsunęłam talerz.
- Nie jesz?- zapytał Kubiak.
- Nie, nie mam ochoty. Ale jak chcesz, to zjedz. Przynajmniej się nie zmarnuje.
Porwał talerz do siebie.
- Misiek!- wrzasnął Igła.- Zabrałeś mi dokładkę!
Michał uśmiechnął się zwycięsko. Zachichotałam. Co za głodomory! Napiłam się kompotu, który już stał na stole. Truskawkowy…Nagle przypomniałam sobie o niedokończonej pracy na komputerze. Wstałam i wzięłam kulę.
- A ty gdzie?- zdziwił się Marcin.
- Praca na mnie czeka- wzruszyłam ramionami.
- Uważaj, bo się przepracujesz- złośliwy komentarz Zbyszka.
Puściłam go mimo uszu. Odwróciłam się i miałam iść, ale na kogoś wpadłam i o mało się nie przewróciłam. Jednak w ostatniej chwili ktoś chwycił mnie za ramię. Spojrzałam w górę. To ten kelner. Trzymał mnie za rękę żebym nie upadła.
- Przepraszam- bąknęłam.
- Nic się pani nie stało?- zapytał z troską.
- Nie, nie. Dziękuję.
Zmieszana poszłam do windy. Na plecach czułam jeszcze spojrzenia siatkarzy. I aż za bardzo zielone oczy jednego z nich.
Po obiedzie przyszedł do mnie Krzysiu. Kurde, nie żartował z tym przesiadywaniem… Siedziałam na łóżku w siadzie skrzyżnym i pisałam. Igła spał obok rozwalony na moim łóżku. Godzinę później drzwi się gwałtownie otworzyły. Oderwałam wzrok od laptopa.
- Igła, debilu!- wrzasnął Zbyszek.
Śpiący podniósł się gwałtownie. Potem spojrzał na niego zły.
- Nie dasz się wyspać, co?
- Trening mamy, radze się zacząć zbierać bo trener nie da ci żyć.
Igła naburmuszony wyszedł za nim. A ja sama się zebrałam i znów pokuśtykałam do windy. Zjechałam na parter i wyszłam z budynku. Udałam się w stronę hali. Zapukałam do wielkich drzwi. Otworzył mi Olek.
- No, jesteś!- ucieszył się.- Czekamy na ciebie. Chłopcy już są przebrani. Musimy ich rozciągnąć.
- My?
- No, mówiono mi, że potrafisz być też fizjoterapeuta?
No tak. Kiwnęłam głową i pomogłam mu z siatkarzami. Miałam do wyboru Zbyszka lub Jarosza. Wybrałam tego drugiego.
- Kuba, rozluźnij się!
Mówiłam mu to już trzeci raz. Jego mięsień nogi był napięty i nie mogłam go rozmasować.
- Jakoś nie mogę- skrzywił się.
- Spokojnie.
I znów zaczęłam mu masować łydkę. W końcu poszedł biegać i się rozgrzewać. A ja usiadłam na ławce i patrzyłam jak zaczynają trening. Andrea był bardzo wymagający i wyrozumiały. Po rozgrzewce, zaczęli odbijać piłkę między sobą. Potem ćwiczyli zagrywkę. Igła i Zator stanęli na przyjęciu. Pierwszy popisał się zagrywką Zbyszek. Uderzył z taką siłą, że Igła ledwo podbił piłkę. Nie zdążył zrobić tego swojego sprytnego fikołka i upadł na plecy.
- Dobrze, że przyszłaś- podszedł trener.- Sto razy lepiej im gra wychodzi.
Uśmiechnęłam się słabo. Tak, na tego to zawsze działam. Zabójczo!  I dalej oglądałam ich ataki, wystawy. Potem na przyjęciu stanął Kurek, Kubiak i Igła. Trener skorzystał z specjalnego sprzętu do piłek. I przyjmowali. Na koniec zagrali pół godziny. Drużyna: Igła, Kurek, Żygadło, Jarosz, Możdżonek i  oraz drużyna: Zagumny, Nowakowski, Kosok, Ruciak, Kubiak i Zatorski. Oczywiście były zmiany. Wygrali po jednym secie. Ostatni punkt z ataku Zbyszka. Prawa antenka. Po zdobytym punkcie spojrzał na mnie i się wrednie uśmiechnął. Byłam pewna, że jak tylko zdejmą mi szynę, będzie mi kazał grać na przyjęciu. A ja nie będę mogła… I gdy jechałam windą do swojego pokoju, płakałam.

- Nie będę mógł cię zawieść- powiedział Guma.
Zrobiłam smutną minkę, ale go rozumiałam. Dziś nikt nie miał czasu. Już za tydzień pierwszy mecz sparingowy. Poszłam do Anastazjego. Powiedział, żebym wybrała kogo chcę. Nic się nie stanie jak któryś z siatkarzy mnie zawiezie do szpitala by zdjęli mi szynę.
- Nie szkodzi Paweł. Jakoś sobie poradzę. Najwyżej pojadę autobusem albo taksówką.
Ale i ja i on wiedzieliśmy, że wydam na to fortunę.
- Nie musisz. Zbyszek podobno ma wolną chwile po obiedzie.
- Nie pojadę z nim!
Oburzona podparłam boki.
- Chyba nie masz wyjścia…- powiedział uśmiechając się.
Przyznałam mu rację. Inaczej nie było rady. Z dezaprobata poszłam do jego pokoju. Siedział sam.
- Mogę?- zapytałam cicho.
Kiwnął głową nie udając zdziwienia.
- Mam do ciebie prośbę…
Czułam się fatalnie prosząc go o to. Podniósł brew zainteresowany.
- Chodzi o to… że… dziś, no…
Jąkałam się i nie mogłam z siebie wydusić. Ale on mi przerwał.
- Spoko.
Zdziwiona podniosłam głowę, która ze wstydu wisiała mi na dół.
- Co powiedziałeś?
Byłam w szoku. Czy on właśnie powiedział „okej” ? Przecież to prawie to samo znaczy co „zgadzam się”!
- Pomogę ci.
Mój szok był jeszcze większy.
- Zgadzasz się? Ale przecież nawet nie wiesz o co chodzi…
- Nie wiem, ale skoro prosisz…
Uśmiechnęłam się. Myślałam raczej, że mnie wyśmieje… A tu proszę! Jednak jest człowiekiem!
Teraz dopiero zauważyłam, że pochylamy się ku sobie i patrzymy w oczy. Ja zastanawiam się, czy on potrafi czuć. Czy potrafi być dobrym człowiekiem. Czy jest dobrym człowiekiem. A on? O czym on myśli? Pewnie to samo o mnie. I w tym momencie otworzyły się drzwi. Tak gwałtownie, że aż się przestraszyłam. Stanął w nich Igła. W jednym momencie odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni.
- Ups, przepraszam…- powiedział Libero.- Chyba wam przeszkodziłem…
Wyciągnął przed siebie ręce i w obronnym geście podszedł do swojego łóżka.
- Chciałem tylko zabrać druga koszulkę na trening…Ale wy nie przeszkadzajcie sobie...
I szybko wybiegł. Jeszcze chwilę patrzyłam po nim w powietrze. Zaśmialiśmy się. Jezu, co ten Krzysiek znów wyprawia?!
- Chodzi o to, że jakbyś mógł ze mną jechać do szpitala- powiedziałam nieśmiało. Ale jemu coś się nie zgadzało.- Nikt nie miał czasu. Paweł powiedział mi, że ty masz dziś mniej roboty.
- Jak to mniej?- zdziwił się szczerze.
Nie wiedziałam. Zbyszek zrobił dziwną minę i nic już więcej nie pytał.
- Dobra, to o której?
- O szesnastej.
Kiwnął głową i znów się rozwalił na łóżku. Zrozumiałam, że to koniec rozmowy. Cicho wyszłam i wróciłam do siebie. Siatkarze znów ćwiczyli na innej Sali. Przyszli pół godziny przed obiadem. Wzięli prysznic i udaliśmy się na obiad. Znów zamieniłam z kelnerem kilka krótkich zdań. Nikt nam nie przerwał.
- Jesteś siatkarką?- zapytał.- Masz taka budowę.
- Byłam. Ale już nie gram.
Na tym skończyliśmy. Był miły, ale nie w moim typie. I chyba był na tyle inteligentny, że się domyślił. Chyba. Z resztą, nie wiem czemu, ale z niepewnością patrzył na Zbyszka. Ale już się nad tym nie zastanawiałam. Zajęłam się drugim daniem.
- O, masz apetyt!- zdziwił się Możdżon.
Nic nie powiedziałam. Wreszcie będę miała z głowy to okropieństwo na nodze. O piętnastej piętnaście byłam już gotowa. Zbyszek czekał na mnie przed bramą. Otworzył mi drzwiczki do wypożyczonego samochodu. Potem usiadł za kierownicą. Ruszył w drogę do szpitala. I już po kilku minutach zaczęłam się bać. Jechaliśmy prawie 140 kilometrów na godzinę i wskazówka szła wciąż do przodu!
- Zwolnij idioto!- zawołałam.
- Przestań… ja zawsze tak jeżdżę.
Ale ja nie miałam zamiaru odpuszczać.
- Zbyszek, w tej chwili zwolnij!
- Nienawidzę się włóczyć…
Marudził, ale zwolnił do 100/h. Byłam zadowolona. On nie, ale już nic nie mówił. Jechaliśmy w ciszy. Od czasu do czasu spoglądałam na niego. Jego grymas na twarzy pomału ustępował uśmiechowi, co mnie zadowoliło. Może się już nie będzie gniewał…
Dojechaliśmy po dziesięciu minutach. O dziwo on wiedział jak i gdzie jechać. Weszłam na oddział i od razu podeszła do mnie pielęgniarka. Powiedziałam o co chodzi. Uśmiechnięta zaprowadziła mnie do specjalnego lekarza. On zdjął szynę i zbadał nogę. Stwierdził, że jest wszystko w porządku. Zbyszek o dziwo był ze mną cały czas. Pod koniec poprosiłam żeby wyszedł. Musiałam dowiedzieć się wszystkiego.
- Panie doktorze, czy ja mogę uprawiać sporty?- zapytałam z nadzieją.
Wpisywał coś w kartę. Odłożył ją i spojrzał na mnie.
- Grałaś w siatkówkę, prawda?
Kiwnęłam głową.
- Tak też myślałem. Zbadałem twoją nogę dokładnie. Zrobiłem nawet zdjęcie. Była bardzo skręcona i jest możliwe, że kiedyś to będzie odczuwalne. Na razie ją wyćwicz. Ze sportem musisz się na razie wstrzymać. A zwłaszcza z siatkówką. Jest to bardzo niebezpieczne, ale o tym chyba już wiesz- kiwnęłam znowu głową.
- A mogę biegać?- spytałam z naiwna nadzieją.
- Myślę, że w późniejszym czasie. Jak mówiłem, na razie wstrzymaj się. Nie chciałbym żebyś wróciła tu do mnie z gorszym urazem. Zrób za dwa tygodnie znowu badania. W tedy będziesz wiedzieć, czy możesz dalej grać. Bo swoją drogą jesteś naprawdę wspaniała zawodniczką.
I skąd on mnie zna? Z Rzeszowa? Podziękowałam mu.
- Nie ma za co. Uważaj na siebie. I niech twój chłopak o ciebie dba- uśmiechnął się.
Nic na to nie powiedziałam tylko wyszłam jeszcze o kuli. Dziwnie było tak bez tego gipsu… Zbyszek pomógł mi zejść ze schodów i poszliśmy do auta. Nagle dostałam sms.
„Kupcie pizzę. Tylko uważajcie jak wchodzicie żeby was nie złapali!”
Gdy usiadł w szoferce, odwróciłam się do niego.
- Igła pisze, żebyśmy kupili pizzę.
Zbyszek prychnął.
- A jak ma ją zamiar wnieść na budynek?
„Igła jak ją wniesiemy?”
Odpowiedź przyszła prawie natychmiast.
„Jakoś przemycimy. Misiek ma jakiś pomysł.” Po chwili przyszedł jeszcze jeden. „Kupcie coś do picia”.
Gdy powiedziałam o tym siatkarzowi nie zdziwił się.
- Dobra, jedziemy do sklepu!



-----------------------------------

Cześć!
Dziś wcześniej niż zwykle, ale jest!
Mam nadzieję, że Wam sie podoba :) Starałam sie, żeby było ciekawie, zabawnie i w ogóle...
Sorry za każde błędy.

Już niedziela, jej przed chwilą był piątek i bałam sie na trening jechać...
No właśnie, bo Wy nie wiecie! Chodzę od niedawna do 3 ligi. A może wiecie? Hahaha, nie no spoko. Niby tam chodzę, ale nie mam z kim jeździć, bo daleko mam na treningi. A w za tydzień nie pojadę bo mam umówionego dermatologa :/ Tak więc takie moje trenowanie XD

Jutro mam kartkówkę z historii i sprawdzian z matmy a się nie uczę. Lekturę mam omawiać, a jeszcze nie przeczytałam. Moja nauka na ostatnia chwilę :D

Ale też nie mogę się doczekać ME Siatkarzy! Już w piątek... 
No a ME Kobiet wygrały Rosjanki. A miałam nadzieję, że pokonają je Niemki... Cóż, nie udało się :(

Jutro ciężki dzień. Trzymajcie się ;*