- Można się dosiąść?- zapytał.
Młody, może dwudziesto- sześcio letni mężczyzna, blondyn z niebieskimi oczami.
- Tak, oczywiście.
Powiedziałam, ale miałam się na baczności. Dużo nasłuchałam się opowieści z pociągów. Jak to kobieta siedzi i nagle ktoś przychodzi i ją okrada. Ale ten chłopak wyglądał na miłego. A i tak na wszelki wypadek, torebkę przysunęłam bliżej siebie. Jego walizka leżała obok.
- Tomek jestem- podał mi rękę.
- Anka.
- Gdzie jedziesz?
Nie powiedziałam dokładnie. Pamiętam, że bardzo omijałam temat gdzie jadę, po co i dlaczego. On za to mówił o sobie dużo.
- Ja jadę do pracy, jako psycholog.
- O, psycholog? To tak jak ja!
Uśmiechnął się. Widziałam jak zlustrował moje nogi, moja talię wzrokiem. Nie podobało mi się to. Szybko zmieniłam temat.
- Masz tu rodzinę?
- Tak. Mieszka tu mój starszy brat. Też psycholog. Ma duże doświadczenie i załapał się na jakąś niezła pracę. Przynajmniej tak to określił.
Ciekawe… Bracia psycholodzy. Może jeszcze ktoś z ich rodziny, tata; mama, też jest psychologiem.
- Rodzinka psychologiczna- zaśmiałam się.
Również zachichotał. Z pewnej strony, też był uroczy…
Jechałam jeszcze kilka godzin. To szybciej niż samochodem… Tomek pomógł mi z walizką i złapał taksówkę. Podziękowałam i pożegnaliśmy się. Nie chciał numeru, jak to mają w zwyczaju inni chłopcy. Był miły. Powiedziałam kierowcy gdzie ma mnie zawieść. Już po pół godzinie byłam na miejscu. Wielki biało- beżowy budynek. Na około było zielono. Chciałam wejść do budynku. Walizki zostały obok bramy. Godzina siedemnasta. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzył mi strażnik.
- W czym mogę pomóc?- zapytał.
- Jestem nowym psychologiem siatkarzy.
Powiedziałam i zaśmiałam się w duchu. Wszystko tak, jak za pierwszym razem.
- Nie znam pani- zlustrował mnie wzrokiem i podniósł brwi, gdy zobaczył moja cienka szynę.- Nie dostałem żadnego raportu. Przykro mi.
I już zamykał drzwi. Gdy nagle usłyszeliśmy wołanie.
- Anka?!
Spojrzałam za plecy strażnika. Kosok.
- Grzesiu, ratuj! Pan nie chce mnie wpuścić!- krzyknęłam do niego błagalnie.
Podbiegł szybko i przytulił mnie.
- Proszę iść po dyrektora- powiedział do strażnika.- Co tu robisz?
Kiedy mężczyzna poszedł, odetchnęłam.
- Niespodzianka!- wrzasnęłam.- A! I masz pozdrowienia od Gabi.
Poszedł po moje torby. Kiedy wrócił, strażnik prowadził dyrektora, który już się uśmiechał.
- Pani Anna Tykacz?- zapytał i podał mi rękę.
- Tak, to ja.
Potem Grzesiek zaprowadził mnie do trenera i innych pracowników. A sam poszedł do chłopaków.
- Miło mi poznać.- Powiedziałam po angielsku do trenera.
Byłam tak przejęta, że zapomniałam jak się rozmawia. Chociaż i tak już byłam z angielskiego kiepska. Na szczęście fizjoterapeuta Olo ( kazał mi mówić jak inni do niego ) mi tłumaczył.
- Będziesz mieć własny pokój zarezerwowany już od dawna- mówił.- Cieszę się, że będziemy mieć tak miłego i pięknego psychologa.
- Mi też jest miło. Będę się starać pomóc zawodnikom.
Wręczył mi klucz. Walizki stały na samym końcu korytarza. A ja po drugiej stronie. Zaczęłam kuśtykać o kuli. Na szczęście nie potrzebowałam już dwóch.
- Anka!
Wszędzie poznałabym ten głos. Odwróciłam się. Stał tam Igła i był zszokowany.
- Chłopaki, Anka tu jest! Czy mi się śni?- zapytał.
Zachichotałam.
- Chłopaki, wy też ją widzicie, czy tylko ja z tej tęsknoty do końca zdurniałem?
- To, że zdurniałeś już wcześniej wiedzieliśmy- stwierdził Zbyszek.
Za jego plecami wyszedł Nowakowski, Bartman, Kubiak i Kosok. Ten ostatni trząsł się ze śmiechu.
- Nie powiedziałeś im?- zdziwiłam się.
Pokręcił głową.
- Chciałem zobaczyć ich miny…
Faktycznie. Każdy stał zszokowany. U Krzyśka szok był największy.
- Co tu robisz?- zapytał.
- Wasz nowy psycholog.- Powiedział wychodząc ze swojego pokoju Bielecki.
- O, to ja się pierwszy na konsultację piszę!- wrzasnął Kubiak i podbiegł do mnie.
- Ty, Misiek! Mam ci przypomnieć o Monice?- powiedział Igła.
Kubiak nic sobie z tego nie robił.- Gdzie masz pokój? Ania, prawda?
- Anka.
Pokazałam klucz. Krzysiek poszedł po moja walizkę i torbę. Otworzyłam drzwi i weszłam.
Jednoosobowy pokój z łazienką.
- Będę do ciebie często wpadał- pogroził Krzysiek.
- No, chyba to ja będę musiał zadzwonić do Iwony.- Powiedział Michał.
- My się znamy.- Powiedziałam z uśmiechem.
Nagle wszedł Zbyszek.
- No, to jednak żmijo- powiedział- nie będę się nudził!
Prychnęłam.
- Spokój miałam. A teraz znów będę musiała się z tobą użerać…
Zrezygnowana pokiwałam głową.
- Ja cie obronię!- zawołał Igła.- Ten gbur…
- Gargamel- podpowiedziałam.
- Niech będzie, Gargamel, nie będzie cię obrażał.
Zachichotałam.
- Nie musisz mnie chronić. Poradzę sobie.
- W to nie wątpię - zlustrował mnie wzrokiem Misiek.
Rozczochrałam Krzyśowi włosy. Zrobił obrażoną minkę.
- Wiesz, ile ja je układałem?!- wrzasnął i wybiegł.
Zaczęliśmy się śmiać. A po chwili wygoniłam resztę z pokoju. Rozpakowałam się i zadzwoniłam do taty. Potem do Gabrysi. Powiedziałam o pierwszym spotkaniu z Kubiakiem. Gabi była zachwycona. Pytała o Kosoka. Wkurzała mnie. Kazałam mu do niej zadzwonić, jak tylko go spotkałam na korytarzu.
Godzinę później, ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę!
Otworzyły się i do pokoju wszedł Igła.
- Kolacja jest, idziesz?- zapytał.
Minę miał jeszcze nie za wyraźną. Kurde, zaczynało mi być go szkoda.
- Idę.- Miał wyjść, ale go zatrzymałam.- Krzysiu, przepraszam za tą fryzurę…
- No co ty? Nic się nie stało. Chodź bo wszyscy czekają na ciebie.
Wyszedł a ja poszłam jeszcze do łazienki. Uczesałam włosy i wyszłam zamykając drzwi na klucz. Nikogo nie było. Żadnej żywej duszy! I teraz najważniejsze pytanie.
Gdzie jest stołówka?
Zrezygnowana pokuśtykałam do windy. Na szczęście była! Po schodach z tymi kulami byłoby
ciężko. Wcisnęłam parter i po minucie byłam w recepcji. Podeszłam do recepcjonistki. Starsza pani, siedziała przed komputerem i trzymała się za głowę.
- Dobry wieczór. Chciałam zapytać, gdzie jest stołówka?
Czekałam na odpowiedź. Była zła, ale nie na mnie.
- Na pierwszym piętrze.
Wróciła do dawnej pozycji. Chciałam odejść, ale postanowiłam jej pomóc.
- Czy mogę w czymś pomóc?- spytałam niepewnie.
Spojrzała na mnie spod okularów.
- Jeżeli wiesz, jak to zrobić…
Pokazała mi serwer. Zaciął się i nie wiedziała, co ma zrobić. Bała się, że straci wszystkie dane. Wpuściła mnie za ladę. Podeszłam do komputera i kliknęłam kilka klawiszy. Po chwili komputer znów normalnie funkcjonował. Uradowana uściskała mnie.
- Tak bardzo pani dziękuję!
- Proszę mówić mi Anka- podałam jej rękę.- Gdyby były jeszcze jakieś problemy, proszę mnie zawołać.
- Zofia.
Pożegnałam się i znów poszłam do windy. Głupi mi było tak jeździć w tą i powrotem, ale niestety nie miałam wyjścia. Gdy drzwi się otworzyły, usłyszałam hałas. Poszłam w kierunku kilku dziur w ścianach między kolumnami. Stanęłam i zaczęłam szukać wzrokiem siatkarzy. Oprócz nich byli tu inni sportowcy. Lekkoatleci, pływacy… W końcu ich dojrzałam. O kuli podeszłam do nich. Siedzieli w kilku stolikach. Przy jednym było wolne krzesło. Podeszłam. Siedzieli tam: Krzysiu, Kubiak, Bartman, Możdżonek i teraz ja.
- Zostawiliście mnie!- zarzuciłam im.
- Długo schodziłaś…- zachichotał Bartman.
- Bardzo śmieszne.
Usiadłam a kulę położyłam obok krzesła n podłodze. Sala była duża, biała. My siedzieliśmy po lewej stronie, po prawej były duże okna. Gdzieniegdzie stały filary. Na końcu Sali stały duże stoliki z jedzeniem. Zmarszczyłam brwi.
- I ja mam iść po jedzenie?- spytałam.
- No tylko przy śniadaniu i kolacji. Obiad podają- powiedział Michał.
- Jakoś odechciało mi się jeść…- skrzywiłam się.
- Spokojnie, przyniosę ci- zaoferował się Kubiak z dzikim zapałem.
Uśmiechnęłam się do niego. I poszedł. A ja przyglądałam się Igle jak je. Ten to miał apetyt! Nałożył sobie cały, pełny talerz i pochłaniał to wszystko.
- Marcin- powiedział środkowy.
- Anka- uśmiechnęłam się.- Z bliska jesteś jeszcze większy.
Zaśmiali się. Marcin zrobił ta swoją ceremonialną minę. Igła zaczął kasłać. Zakrztusił się.
- Idioto, udusisz się!- powiedział Zbyszek i zaczął go walić po plecach.- I jakiego my innego Libero na boisko wystawimy? A ja kogo będę na treningu męczył?
- Jakoś sobie poradzisz- mruknął.
- Może być?- spytał Kubiak stawiając przed moim nosem talerz.
Był pełny!
- Wszystko nałożyłeś, czy się nie zmieściło?- spytałam z ironią.
- Mało?- zdziwił się.
- Za dużo.
Ale zaczęłam jeść. Posmarowałam sobie kromkę chleba. Położyłam sera i pomidora. Zaczęłam jeść. Nie minęła minuta jak ja pożarłam. Druga zjadłam równie szybko.
- Już nie mogę- marudziłam.- Za dużo!
- Nie będziesz już jadła?- dopytywał się Krzysiek.
Pokiwałam przecząco głową. I nagle mój talerz zniknął. Stał natomiast przed nim. Szok, on to zje? A może nie powinnam się dziwić? Już, kiedy wypił mi prawie całą wodę, pokazał na co go stać.
- Nie pękniesz?- spytałam.
Przestał na chwilę i popatrzył na mnie z byka.
- Jakbym cie pierwszy nie zapytał, to by mi zabrali.
Wskazał na Bartmana i Kubiaka. Wyszczerzyli się. Pokiwałam z niedowierzaniem głową. No tak, w końcu to siatkarze. Niewymiarowi. Obok nas przy stoliku siedział Piotrek, Kosok, Kurek, Ruciak i Żygadło. W następnym reszta siatkarzy: Winiarski, Zatorski, Jarosz i niektórzy młodsi zawodnicy. Po skończonym posiłku, chłopcy mieli wolne. Czyli ja też. Wróciłam windą na swoje piętro i wpadłam do pokoju. Poszłam do łazienki. Niestety nie mogłam wzięć całkiem prysznica. Więc tak jak w domu, lewą nogę wyłożyłam za kabinę. Do środka wstawiłam stołeczek ( wzięłam od woźnego ) i na nim siadłam. Wymyłam się, włosy i od razu poczułam się lepiej. Owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki. I stanęłam jak wryta.
- Co wy tu robicie?
Obok mojego łóżka stali: Igła, Misiek i Zbyszek.
- A ten, co tu robi? – wskazałam na ostatniego.- On nie ma tu prawa wstępu. I w ogóle to ja teraz potrzebuję czasu dla siebie.
- Spokojnie Anka!- wrzasnął Igła.- Przyszedłem cie poinformować iż za pół godziny będzie nas tu więcej.
Nie rozumiałam co mówi. Zresztą, za nim trudno nadążyć. Wyjęłam z półki kilka niezbędnych ubrań i poszłam się przebrać w łazience. Potem podeszłam do nich.
- Nie wiem o co ci chodzi, ale zaraz dostaniesz kulą w łeb! I ty też!- Pogroziłam atakującemu.
- Ja nie dostanę!- ucieszył się Kubiak.
- Na ciebie to szkoda kuli-żachnął się Bartman.
I wtedy weszli oni. Cała reprezentacja. Fizjoterapeuci też. Usiedli na moim łóżku, krzesłach i podłodze. Krzysiek stanął przed nimi. A ja nie wiedziałam co zrobić. Stałam z rozdziawioną gębą i patrzyłam na nich.
- To jest Anka- powiedział uroczyście.- Ich muszę ci przedstawiać?
Pokiwałam przecząco głową. Zatkało mnie kompletnie. Stałam w piżamie, niektórzy z nich też i gapiłam się.
- A ona umie mówić, tak w ogóle?- zapytał Kurek.
Ocknęłam się.
- T… tak… - wydobyłam z siebie.
Zachichotali.
- Zacięła jej się płyta- oświadczył Zibi.- Przy mnie tak nie było!
Był poirytowany. Jego słowa mnie ocuciły.
- Bo nie miała po co. Zacinam się tylko przy prawdziwych mężczyznach.
Podparł zły na całego boki.
- Czyli ja nie jestem mężczyzną!?- zawył.
- Oho, Bartman wkurzony. Ludzie, szykujcie się na komedie pod tytułem : Bartman kontra Anka.
Usłyszałam tylko śmiech. Ale to nie było śmieszne. Znów zaczęło się piekło.
- Nie wiem, po co ja tu tak w ogóle przyjechałam? Znów mi niedobrze na twój widok.
- Z wzajemnością- odparł.- Mogłaś zostać w domu i dać sobie spokój. Twój chłopak by się tobą zajął!
Skrzywiłam się. Po co mi o nim przypomina?
- Zbyszek! Wkraczasz w pole minowe!- powiedział Igła.
- Zamknij się- odpowiedział miło i wyszedł.
A ja zmęczona starciem z nim, usiadłam. A raczej się byłabym przewróciła, ale w porę mnie Winiarski złapał.
- Dziękuję panu.- Powiedziałam bez namysłu.
- No, patrzcie. Młoda mnie per „pan” nazwała.
- Bo jest kulturalna, nie jak ty- powiedział Kurek.
Przepchnął się obok mnie.
- To co? Teraz będziemy mieć piękną panią psycholog!
Uśmiechnęłam się. Byłam taka szczęściarą, a tego nie potrafiłam wykorzystać.
Wyszedłem stamtąd jak najszybciej. Znów się sprzeczaliśmy. Położyłem się na łóżku. Nie chciałem już. Miałem dość. Mogłem się z nia pogodzić, mogłem wyciągnąć pierwszy rękę. Ale to nie było proste. Mógłbym być dla niej miły. Ale ona mnie irytuje. I to się nie zmieni. Nawet, jeżeli bardzo bym tego chciał. Ale najwyraźniej ona nie chce. Na każdym kroku mówi- nie. Już sobie wyobrażam nasza współpracę psychologiczną… Po co przyjechała? Nie wyjaśniła. Tęskniła? Czy może nie miała wyjścia? Nie wiem ile tak leżałem. Ale potem do pokoju wszedł Igła i Kubiak. Pierwszy poszedł się myć. Drugi usiadł na sąsiednim łóżku i się we mnie wpatrywał.
- Co?
Zapytałem zły. Wkurzało mnie dziś wszystko.
- Nic- powiedział i znów się wpatrywał.- Po prostu zastanawiam się, jak możesz być taki głupi?
Westchnąłem. O co mu do cholery chodziło?
- Co ty gadasz?- spytałem obojętnie.
Ale w środku aż się gotowałem ze złości.
- Widzę co się dzieje. Nie udawaj. Głupi jak cep jesteś i tyle.
Już nie mogłem udawać, że wszystko jest okej. Wkurzony usiadłem i nachyliłem się do niego.
- Co ty kurwa możesz wiedzieć, hę? Gówno wiesz!
Igła wyszedł na moje ostatnie słowa i patrzył na nas ciekawie. Omijając go, poszedłem wziąć prysznic. Pod kabiną odprężyłem się. Gorąca woda mnie otrzeźwiła. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nakrzyczałem na swojego przyjaciela bez powodu. Otarłem twarz dłonią. Muszę go przeprosić. Ale nie przy Igle. Jutro rano. Teraz musze się położyć i odpocząć. Jutro od samego rana czekało mnie trudne wyzwanie. Przetrwać obecność Anki.
--------------------------------------
Hejka :>
Dziś bardzo króciutko bo już późno.
Dodałam na specjalne zamówienie ;)
Dedykacja dla Karoliny ;* mam nadzieję, że Ci sie podoba...
Dziękuje Ci ;33
OdpowiedzUsuńOczywiście, że tak. :)
Czekamy na kolejne..
Genialny rozdział! ;) Bardzo jestem ciekawa ich współpracy ;P Kolejna kłótnia z Bartmanem, ale to chyba u nich na porządku dziennym chociaż... ,,Kto się czubi, ten się lubi'' ;)Kto wie co to tam z nimi będzie ;D Czekam na kolejny i pozdrawiam! ;*
OdpowiedzUsuńkocham ,kocham kocham <3 kiedy nastepny rozdział?
OdpowiedzUsuńPostaram się jutro dodać :) Albo w niedzielę.
Usuń