- An!- zawołał tata.
Podeszłam do niego pomału. Na twarzy nie miałam żadnego uśmiechu, żadnej złości. Byłam w błogim spokoju.
- No, mów!- pośpieszyła Wer.
Uśmiechnęłam się szeroko.
- Zdałam.
A potem był jeden wielki szał.
Siedziałam z nimi przy stole. Na mojej twarzy, w mojej głowie i na moim ciele był jeden wielki spokój. Byłam szczęśliwa. Nagle zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, Krzysiek. Wyszłam z kuchni i odebrałam.
- Mów! W tej chwili mów!- zawołał zanim się odezwałam.
Byłam w szoku. Co miałam mówić?
- Kurwa, Anka gadaj! Zdałaś czy nie?- zapytał prosto z mostu.
- Al… ale… skąd wiesz o…
- Nie ważne. Mów w tej chwili.- Powiedział głosem bez sprzeciwu.
Westchnęłam. I jak tu z nimi wszystkimi żyć?
- Zdałam. Zdałam na cztery z plusem.
- Wiedziałem. Kuźwa wiedziałem!- krzyczał.
Zaraz potem usłyszałam wiwaty, gwizdy i gratulacje. Wariaci!
- Pięknie Anka! Jestem dumny z ciebie… Au!- krzyknął.- No okej, wszyscy jesteśmy. Spisałaś się na medal.
- Dziękuję wam.
- Wiesz- powiedział- my musimy już kończyć, bo trener się drze, że nie wchodzimy na salę. Trening mamy.
Zaśmiał się. Zawtórowałam mu.
- Dobra. Pozdrów chłopaków, prześlij całusy i powodzenia na treningu!
Rozłączyłam się. Cóż, fajnie mieć takich przyjaciół. Pewnie Kosok już zadzwonił do Gabi. Wróciłam do stołu. Ale znów zadzwonił telefon. Iwona. Powiedziałam jej wszystko i zaczęłam jeść.
Do drzwi ktoś się dobijał. Otworzyłam bo właśnie umyłam naczynia. Gabrysia.
- Chodź! Idziemy na piwo!- powiedziała od progu. Za nią szła Ola i Iwona.
Godzinę później siedziałyśmy w naszym klubie. Piłyśmy właśnie drinki. Nie było z nami żadnych chłopaków, a mimo to świetnie się bawiłyśmy. Barman z nami zatańczył. Lubiłam go. Ale moje myśli znów wróciły do tego jedynego. Tego, który mimo, że jest blisko, jest daleko. Nie chce mnie. Trudno. Nie będę nalegać. Mogę znaleźć sobie kogoś innego. A chciałam mu pomóc. Pomóc przypomnieć sobie wszystko… nie chciał. A jego rodzice jeszcze mu w tym nie pomagają. Okłamali go, co nie jest mądrym posunięciem. Przynajmniej ja tak uważam. Może i dobrze, że stało się tak. Może dobrze, że mnie nie chce. Może to dzięki temu wypadkowi zacznę nowe życie? Tylko, że… Ja go wciąż kocham i to się już chyba nigdy nie zmieni. Zawsze będę go kochać i trudno mi teraz znaleźć sobie kogoś innego. To nie takie proste z dnia na dzień zapomnieć. Nie da się. Czasem myślę, że może lepiej byłoby, gdybym to ja miała ten wypadek… On by nie cierpiał, a ja miałabym spokój.
- Masz- podsunął mi barman.
Jeszcze nie zapytałam o imię, uwierzycie?
- Jakieś nowe czary mary?
Patrzyłam na szklankę z jakimś płynem.
- Cały czas próbuję nowe smaki. Ten wymyśliłem specjalnie dla ciebie. Możesz powiedzieć jaki?
Jego uroczy uśmiech i słodkie oczka przekonały mnie. A miałam już nie pić! Podniosłam szkło i spojrzałam przez nie na płyn pod światło. Różne wódki i taki niesamowity kolor…
- Pyszne- powiedziałam prawdę. To było serio pyszne.- Ale już dziękuję.
Spasowałam a on zrozumiał. Dołączyłam do tańczących dziewczyn. I jednej kobiety. Musiałyśmy oblać mój i Gabi sukces. Razem zdałyśmy. Możemy ubiegać się o każdą pracę. Mamy mieszkanie. Przyjaciół. Wszystko zaczyna się układać. I niech tak pozostanie.
W domu byłam około drugiej w nocy. Jutro sobota, do Resovii. Mam zamiar zostać dłużej. Nawet do późnej nocy. W niedzielę wieczorem wyjeżdżam na rozgrywki finału. Jak przyjadę, wprowadzam się do nowego mieszkania i szukam pracy. No i jadę na mecz! Całkiem wyleciał mi on z głowy. Wykąpałam się i położyłam do łóżka. Gdy moja głowa zetknęła się z poduszką, już prawie spałam.
Rano promienie słońca spadające prosto na twarz mnie obudziły. Przeciągnęłam się leniwe. Wstałam do kuchni. Siedziała już tam Wer z tatą.
- Dzień dobry- przywitałam się.
- Cześć An. Co dziś robisz?- spytał tata.
Podeszłam do blatu. Sięgnęłam po filiżankę i nalałam sobie zaparzonej kawy.
- Nie będzie mnie cały dzień, niestety. Skoro jadę już jutro wieczorem, muszę dziś załatwić w Resovii dużo spraw. Wyjdę pewnie w nocy.
Tata westchnął.
- Szkoda- wtrąciła Wera.- Mieliśmy zabrać cię do kina i spędzić trochę czasu razem.
Teraz zauważyłam jak ona się stara żeby być ze mną przyjaciółką.
- Przykro mi. Może jutro po południu? Rano się spakuję.
Potaknęli. A ja usiadłam obok nich i piłam gorący napój. Jak miło jest czuć w ustach z samego rana smak kawy… Delektowałam się tak przez dziesięć minut pijąc i oglądając gazety. Potem się ubrałam i wyszłam. Na miejsce dojechałam szybko. Kurde, mam prawko a jeżdżę autobusem! Musze sprawić sobie samochód. Następny wydatek…
- Cześć Ania!- zawołał strażnik.
- Dzień dobry. Jak się spało?
Ostatnio zwierzał mi się, że ma problemy z zaśnięciem.
- Lepiej. Dziękuję za tamta radę.- Uroczy uśmiech rozświetlił jego twarz. A żyć się chce!- Jak egzaminy?
Uśmiechnęłam się tak radośnie, że nie musiałam nic mówić. Pogratulował mi, Kaśka też. Poszłam do Jacka spytać się ile mam roboty. Jak zwykle zapukałam.
- No, jesteś! Mów jak egzaminy!- zawołał gdy mnie zobaczył.
- Zdałam. Stres był straszny, ale się udało.
- No, to teraz możesz się ubiegać o lepsza pracę. Ja mam dla ciebie propozycję.
Usiadłam na krzesełku. Byłam ciekawa co miał do powiedzenia.
- Wszyscy się do ciebie przyzwyczaili. Jesteś świetną dziewczyną i to co robisz jest
wykonywane dokładnie. Chciałbym żebyś tu została jako pracownik.
Zatkało mnie. To coś nowego…
- Czyli… że bym tu pracowała, tak?- upewniałam się.
- Tak. Dzięki takiemu początkowi, później będziesz mogła dostać więcej. I pracować jeszcze w lepszych klubach. A nawet reprezentacji- uśmiechnął się.
Nie mogłam w to uwierzyć, coś pięknego!
- Zacznij już dziś. Będziesz normalnie zarabiać. Pierwszą wypłatę dostaniesz od razu. Wiem, ze teraz pieniądze są ci potrzebne.
Kiwnęłam głową. Były, i to jak!
- Byłabym wdzięczna. Niestety na następny tydzień mnie nie ma.
- Wiem o tym doskonale. Ale zacznij już od dziś. Skończyłaś szkołę, zaczynasz pracę. Specjalizujesz się również jako fizjoterapeuta, prawda?
- Tak.
- Dziś będziesz rozgrzewać chłopaków przed treningiem.
Zdziwiłam się, ale nie protestowałam. Od tej chwili byłam pracownikiem. Podpisałam umowę na dwa miesiące. Zaczynam nowe życie.
Dostałam własny gabinet. Zwykły pokój z biurkiem, laptopem, książkami i łóżkiem lekarskim. Chłopcy zaczęli rozgrzewkę. Trener przedstawił mnie jako nowa psycho-fizo ( jak to nazywam ) Pomogłam im się odprężyć, używając i siły fizycznej i psychicznej. Jak na pierwszy raz, dobrze mi szło.
- Więc teraz będziesz mnie rozciągać codziennie ,ta?- zapytał mój ulubieńca.
- Tak jakby. W następnym tygodniu mnie nie ma.
- Wiem. Trzymam kciuki.
Następny przyjaciel. Po treningu chłopaków, zajęłam się papierkową robotą i zrobiłam kilka badań. Wyszłam dopiero o ósmej. Wykończona jechałam autobusem do domu. Nagle mój telefon zadzwonił. Weronika. Odebrałam szybko.
- No, co tam? Ja już jadę do domu- powiedziałam.
Cisza, potem płacz.
- Jezu, Weronika! Co się stało?- zmartwiłam się.
Znów ten ucisk w dołku. Coś się stało. Coś, co mogło popsuć całe szczęście.
- Marek… Marek…- płakała. Mało co ją zrozumiałam.- On miał zawał… jestem w szpitalu.
Zamarłam. Szpital, tata, zawał. Szpital tata zawał…
Te słowa towarzyszyły mi podczas biegu do szpitala. Kazałam zatrzymać autobus. I pobiegłam. Ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę.
Nie mogłam się zatrzymać. Nie teraz. Byłam tak blisko szpitala… Jeszcze pięć minut biegu… Trzymaj się tato! Wpadłam na drzwi. Uderzyłam się w czoło, ale nie zważałam na to. Otworzyłam je i pobiegłam do recepcji. Powiedzieli, gdzie leży Marek. Pobiegłam w stronę intensywnej terapii. Na korytarzu siedziała Wera. Wszystko się powtarzało! Jezu, to samo co z Michałem. Tylko, ze on miał wypadek, a tata zawał.
- Weronika! Co się stało?
Podbiegłam do niej mimo, że nie miałam już siły. Dyszałam okropnie.
- Był w pracy i zasłabł. Karetka zabrała go do szpitala. Jak tylko się dowiedziałam, zadzwoniłam do ciebie.
Przytuliłam ją. Dwie osoby, którym zależało na Marku…
Dwie godziny później mogłyśmy wejść do niego. Leżał na łóżku, przytomny. Podłączyli go do aparatury. Był słaby.
- Tato…- podeszłam i chwyciłam go za rękę.- Czemu nie powiedziałeś rano, że się źle czujesz?
- Nie… było źle.
- Dobrze, kochany nie mów już nic. Meczysz się- powiedziała Wera.
Siedziałam przy nim całą noc. Nie spałam. Weronika też. Miałam świadomość tego, że Michał gdzieś jest tu na oddziale. Ale nie interesował mnie dziś. Teraz był najważniejszy tata. Mam tylko jego, nie może się nic stać. I mecz. To już dzisiaj- myślałam- jadę. A może zostanę? Tata leży w szpitalu, mecz, Michał, Resovia… Tyle tego! Mogłabym jechać na finał, ale tata był ważniejszy. Musze zostać. Nie ma rady. Wysłałam sms do Gabi. Powiedziała, że zaraz będzie w szpitalu. I tak było. Po piętnastu minutach przyjechała i mnie przytuliła. Wyszłam z nią na korytarz.
- Nie mogę jechać na finał.
- Musisz! Jesteś podstawowym graczem!
- Majka też sobie poradzi. Musze zostać z tatą…
- Nie pomożesz mu tutaj. A nam tak.
- On miał zawał! Kurwa, nie rozumiesz!? On jest chory na serce i mi kuźwa nie powiedział! Gdyby powiedział, ze się źle czuje rano… Cholera! Czemu ja tego nie zauważyłam?!
Wybuchłam. Krzyczałam a po moich policzkach płynęły łzy. Gabi podeszła szybko i mnie mocno przytuliła. Trzęsłam się w jej ramionach.
- Czemu?... Powiedz mi, czemu mi się to musi zdarzać?... Co mam zrobić?...- szeptałam jej we włosy.
Stałyśmy tak dość długo. Przy niej straciłam poczucie czasu. Wera była tego samego zdania co Gabi. Obiecała, ze będzie się opiekować Markiem i mówić o każdej sytuacji. Gabrysia pomogła mi się spakować. Wykorzystała specjalizacje psychologa i pomogła mi się pozbierać. Musiałam się nie przejmować.
Przez całą drogę do Łodzi myślałam o ojcu. Gabi mnie od tego chciała chronić. Zajmowałam mnie rozmową i różnymi grami. W końcu dała książkę. Zajęłam się i potem odpłynęłam. Obudziło mnie szturchnięcie.
- Co jest?- zapytałam otwierając oczy.
- Jesteśmy na miejscu.
Gabrysia poczekała aż się ogarnę i razem wyszłyśmy z autokaru. Ośrodek był biały i duży. Miałyśmy pokój 216. Zajęłam pierwsze lepsze łóżko, zostawiłam rzeczy i wzięłam prysznic. Położyłam się i znów zasnęłam. Rano miałyśmy trening. Na początku mi nie szło. Ale wzięłam się w garść i na koniec treningu dostałam pochwałę od trenera. On wiedział. Wszyscy wiedzieli. Byli dla mnie wsparciem. Trener pochwalił mnie nie tylko za dobre obrony. Ale również za to, ze się podniosłam i walczyłam z sama sobą. Że wygrałam. Kiedy wyszłam z szatni, zaczepił mnie.
- Poradziłaś sobie. Jesteś silna psychicznie. To następny plus do grania w siatkówkę.
- Jestem psychologiem. Muszę sobie radzić.
Poszłam do pokoju. Zadzwoniłam do Weroniki. Rozmawiałam też z tatą. Było lepiej. Ulżyło mi. Wieczorem miałam kolację i rano pierwszy mecz. Mecz z Sosnowcem.
- Wygramy to, dziewczyny!- wołała Gabi.- Musimy! Jesteśmy lepsze od nich!
Weszłyśmy na halę. Grałam. Trener mi zaufał. Jeżeli sobie nie poradzę, Majka będzie grała. Postanowiłam dać z siebie wszystko. Skład był nie zmieniony. Aga wróciła do składu, z jej barkiem było już dobrze. Rozpoczęły rywalki. Po kilku akcjach prowadziły 8:6.
- Dziewczyny skupić się! Angela graj więcej środkiem! W ogóle nie grasz! A Karolina czeka na piłki. Aga, uważaj na blok. Jeżeli widzisz, że nie dasz rady się przebić, obij go! Myślcie trochę! Anka, przyjmuj lepiej te piłki do cholery! Rozgrywająca musi mieć dokładne piłki!
I poszłyśmy grać. Sosnowiec był jedna z najlepszych drużyn w Polsce. Już raz je pokonałyśmy. Możemy zrobic to ponownie. I z takim nastawieniem wyszłyśmy na boisko. Zagrywka S. Biorę ją na siebie. Przyjmuję lepiej niż ostatnio. I atak Agaty po bloku! Odrobiłyśmy straty, a nawet zaczęłyśmy prowadzić dwoma punktami. Na następnej przerwie prowadziłyśmy jednym punktem. Dostałam cenną radę od trenera. Zagrywka Agnieszki. As serwisowy. Zmiana w zespole przeciwnym. Weszła inna dziewczyna na przyjęcie. Druga Libero! Gwizdek. Niestety, ta zagrywka się nie udała. Ale nasz atak był idealny. Potem kiwka Angeliki. Nasza zagrywka przy stanie 24:23. Gabrysia zaserwowała najmocniej jak potrafiła, przyjęły i zaatakowały środkiem. Obroniłam w ostatniej chwili. I nasza odpowiedź tym samym. Drugi set dla Sosnowca ( 22:25). Trzeci wygrałyśmy my ( 26:24) Czwarty przeciwniczki (30:28) Piąty był bardzo emocjonujący. Na początku. Bo potem dzieki zagrywce Gabrysi, która drugi raz popisuje się swoją siłą, prowadziłyśmy 13:10. Ostatni punkt zdobyłam ja. Dziwne, prawda? Niby Libero, a zdobywa punkty! Po prostu S. robiły kontrę. Atak z lewej antenki. Ustawiłam się tak, że piłka wprost odbiła się o moje ręce! Atak był tak silny, że piłka przeszła na ich stronę. Miedzy dwie dziewczyny wpadła w boisko.
Już pół godziny później dostałam sms od Igły z gratulacjami. Podobno już o nas w Rzeszowskim radiu mówili. Tata tez był zadowolony. A ja i dziewczyny świętowałyśmy w moim i Gabi pokoju. Soczkiem pomarańczowym oczywiście!
- Pierwszy mecz wygrany. Jeszcze cztery!- ekscytowała się Majka.
- Przykro mi, że ty nie grałaś…- powiedziałam.
Wzruszyła ramionami obojętnie.
- Nie przepraszaj. To trener tak chce. I ma rację.
- Ale powinnaś zagrać. Pogadam z nim.
- Nie. Chcę żebyś ty grała.
Przytuliłam ją i podziękowałam.
- To jutro gramy z Łodzią… - powiedziała Gabi.- Będzie dobrze. Tylko martwię się, że to za szybko tak mecz po meczu.
- Inaczej nie może być. Ostateczny mecz będzie u nas w Rzeszowie. Fajnie, nie?
- Damy radę.- Powiedziałam.
A ja słowa nie rzucam na wiatr.
Następny mecz znów wygrałyśmy. Były cztery sety ( 23:25; 25:17; 28:26 ). Trzeci nie poszedł tak gładko. Gra z Warszawską grupą, nie była łatwa. Przegrałyśmy 3:1
(25:23; 26:24; 19:25;30:28). Czwarty mecz ledwo wygrałyśmy z Kielcami w tie breaku
( 25:23; 22;25; 28:26; 26:28; 15:10). I w taki sposób byłyśmy na drugim miejscu. Przed nami jeszcze tylko Gdańsk. W niedzielę będziemy grać u siebie. O godzinie ósmej. To będzie mecz o pierwsze miejsce, czyli złoty medal. Potem czekała mnie najtrudniejsza decyzja w życiu.
***
I jest punkt! 23:21. Miałyśmy dwa punkty straty. Pierwszy set wygrały przeciwniczki. Teraz walczymy o drugi. Nie ma nic wokół nas. Trybuny są pełne kibiców Rzeszowskich. A czułyśmy ciszę, a był hałas. Byłyśmy skupione jak nigdy. Czas dla nas.
- Dziewczyny, no! Weźcie się w garść… Agnieszka, precyzja!! Dacie radę. Wierze w was. I ci kibice też.
Spojrzałam na siedzącego niedaleko Marka i Werę. Pomachali mi.
Weszłam na boisko i zaczęłam swoją brudną robotę. Piłka leciała na mnie. Przyjęłam, niestety przeszła na drugą stronę. Zaatakowały z przechodzącej. A ja w ostatniej chwili obroniłam. I Gabi zdobyła punkt. Przy stanie 25:24 dla Gdańska i ich zagrywce, przyjęłam piłkę. Atak ze środka. Niestety wybroniły i wyprowadziły kontratak. Z prawej antenki zawodniczka postanowiła nas zmylić. I dała kiwkę po ostrym skosie. Spojrzałam na jej twarz. Zrozumiałam, co chce zrobić. Gdy piłka już leciała, skoczyłam przez pół boiska. Wylądowałam na ziemi na nodze. Skrzywiłam się, ale w ostatniej chwili piłka wróciła do gry. A ja leżałam na boisku i nic nie czułam. Nic, tylko okropny ból w nodze.
---------------------------------------
Hej!
Wiem, że nudny. Przepraszam.Taki mi dziwny ten rozdział wyszedł, no ale okeej...
Dziś rozegraliśmy i wygraliśmy mecz inauguracyjny XI Memoriał Huberta Jerzego Wagnera. Holandia pokonana 3:1.
A ja się bardzo cieszę z tej wygranej. Była potrzebna naszym siatkarzom. I nam kibicom też ;)
Dziś znów zobaczyłam uśmiechy na twarzach zawodników. Piter... on się uśmiechnął! Tak pięknie, że aż mi dech zaparło. No i Bartek... Zobaczyłam w nich życie.
Miejmy nadzieję, że za dwa tygodnie na Mistrzostwach Europy, pokażemy naszą formę. Brakowało mi w tym wszystkim Igły. Ale nic na to nie poradzę :D
Nasz nowy atakujący na prawej antence, Grzegorz Bociek spisuje się bardzo dobrze. Pociągnął drużynę do zwycięstwa. Jest utalentowanym graczem. Zdobył 3 asy serwisowe pod rząd!
Ale i Zatorski, co muszę przyznać, bronił jeszcze lepiej niż zwykle mu to szło. No i Wojtaszek... Jezu, jak on sie rzucał! Jak Igła! No, prawie ;)
Szacun dla nich.
Dzięki za komentarze ;* Jesteście wspaniali.
Miłego weekendu życzę. U mnie jest odpust, więc zaszaleję ;D
zawsze kończysz w najciekawszych momentach ;) czekam na więcej , bardzo fajne opowiadanie <3 kiedy dalej ? ;)
OdpowiedzUsuńHaha no tak już mam... Jeszcze nie wiem. Po weekendzie :)
Usuń