poniedziałek, 16 września 2013

XXXIV



Muszę przyznać, że nie wierzyłam w to iż wniesiemy do pokoju ten nabytek. W kilku reklamówkach Zbyszek trzymał pizzę. Oczywiście jedna by nie wystarczyła przy takim apetycie dwumetrowców. Ja natomiast w plecaku miałam nasze ‘picie’. Zaparkowaliśmy samochód dalej na parkingu. Wyszli do nas Kubiak, Ruciak i Igła.
- No i panie mądralo, co dalej?- zapytałam ostatniego.
Uśmiechnął się.
- Zaraz będziemy mieć imprezkę!
I otarł rękę o rękę ciesząc się.
- To teraz plan jest taki. Igła zajmie się pierwszym strażnikiem. Musi go wyprowadzić przynajmniej do następnego korytarza- mówił spokojnie Kubiak.
- Dyrygent się znalazł- mruknął Krzysiek.
- A recepcjonistka?- spytałam nie zwracając uwagi na jego marudzenie pod nosem.
- Zajmij się nią. Wymyślisz coś na pewno- uśmiechnął się chytrze. – Sprzątaczka jest tak naprawdę najgorsza. Wezmę ją na siebie. A wy- wskazał na resztę – przeniesiecie prowiant do Zbyszka pokoju- Ruciak już otwierał usta żeby coś powiedzieć, ale ten go uprzedził.- Bo jest większy. A tak naprawdę największy.
- Ehm…- wtrąciłam.- A może lepiej do mnie? Wiem, że nie jest taki znów duży. Ale do waszego zawsze może przyjść jakiś trener, fizjoterapeuta… Możecie mieć problemy.
- O tym nie pomyślałem- przyznał Michał.
- Główka pracuje!- Rozczochrał mi włosy Rucek.
I w końcu ustaliliśmy, że będziemy jeść u mnie. Oddałam Ruciakowi klucz. Bartmanowi nie ufałam. Najpierw poszedł Igła. Podszedł do ubikacji w drugim korytarzu. I po chwili biegł z udawanym przerażeniem.
- Panie Arku! Jezu, jakiś mężczyzna zasłabł w męskiej łazience!
Trzeba mu przyznać, że był dobrym aktorem. Pobiegli razem. W tedy ja pokuśtykałam do pani Zofii.
- Dzień dobry!- przywitałam się.- Wiem, ze może to nie w pani kompetencjach, ale czy mogłaby mi pani pomóc przynieść torbę z małymi zakupami? Musiałam kupić kilka nowych ciuchów, bo nie mam w czym chodzić!
Ona zaśmiała się tylko i zapytała gdzie jest ta torba. Powiedziałam, że na parkingu. Wyszła i właśnie w tym momencie sprzątaczka zaczęła myć okienko między ścianami recepcji. Teraz przyszedł Kubiak.
- O, pani Gerta!- zawołał z szerokim uśmiechem.
Ta spojrzała tylko na niego i dalej czyściła.
- Nie Gerta tylko Gertruda- powiedziała.
Ledwo się ze śmiechu nie popłakałam.
- Takie imię to chyba tylko w średniowieczu- śmiał sie Bartman, który podszedł bliżej.
- Wie pani, że jakieś dzieci stłukły okienko w piwniczce?- zapytał aktorsko machając rękami.
Była oburzona. Nie pytając dalej, pobiegła do piwniczki.
- Czyli pani nie wiedziała…- powiedział unosząc brew. Zaśmiałam się na cały głos.
 Zbyszek i Michał weszli do windy i pojechali na nasze piętro. A właśnie kiedy zamykały się drzwiczki od windy przyszedł strażnik a koło niego biedny Igła.
- Ależ panie Arku, ja pana nie okłamałem! Tam naprawdę ktoś leżał- usprawiedliwiał się.
- Nie ładnie panie Krzysiu, tak kpić ze strażników.
I odszedł na swoje miejsce. Igła udając obrażonego poszedł z Miśkiem po schodach na górę. Szli wolno, jak żółwie. Ale jestem pewna, ze jak minęli pierwsszy zakręt schodów, pognali na górę jak tylko sie szybko dało... A ja czekałam na panią Zosię. Przyszła po dwóch minutach.
- Dziecko, ależ tam żadnej torby nie było!
Udałam tak szczere zdziwienie, że sama się zaskoczyłam.
- Niemożliwe!- powiedziałam. – Byłam pewna, ze tam stała… Pewnie jakiś siatkarz wziął. Dobrze. Przepraszam bardzo za kłopot.
Westchnęła i usiadła za ladą. A ja już uśmiechnięta o kuli poszłam do windy. Gdy stanęłam już na swoim piętrze i wyszłam, nie zauważyłam żadnych krzyków. Czyli się udało. Wpadłam do swojego pokoju, w którym siedzieli wspólnicy spisku.
- Za piętnaście minut kolacja- powiedział Ruciak.
Spakowaliśmy pizzę do specjalnych toreb, które zatrzymywały ciepło posiłku. Miałam kilka takich. A piwa włożyłam d tej małej lodóweczki, która miałam w szafce. Na szczęście takie były. Potem jak gdyby niby nic, udaliśmy się na stołówkę. Wiedząc, że czeka nas pizza w pokoju, mało jedliśmy. W drodze na stołówkę, Zbyszek i Kubiak powiedzieli reszcie siatkarzom o imprezie. Przy stoliku mówili o swoim talencie aktorskim. Wdałam się z nimi w ta konwersację. Pół godziny później siedziałam w pokoju, już w piżamie, i czekałam na resztę. Najpierw przyszedł Kurek, Jarosz, Ruciak i Kubiak. Mieli na sobie podkoszulki i spodenki. Nagle wpadł Igła.
- Mam! Horror czy komedia?- zapytał uśmiechnięty.
Potem przyszedł Winiar, Zbyszek, Guma, Ziomek i Możdżon. Na końcu dołączyli Cichy Pit, Kosa i Zator. Wyjęłam z lodówki piwa, które Bartman wybierał w sklepie. Pizzą zajął się Paweł. Włączyli horror mimo mojego protestowania. Właśnie się zaczynał.
- Jezu, dziewczyno zrobiłaś nam najwspanialszą niespodziankę na świecie!- powiedział Kurek.
- No, nie ja na to wpadłam…- zachichotałam.- To raczej Krzysiu.
Kurek obrócił się do Libero, chwycił mu głowę i pocałował w czuprynę.
- A czy Andrea o tym WIEE??- zapytał Kubiak.
- No, chyba NIEE…- odparł Winiar.
 Spojrzałam dookoła. Każdy trzymał już piwo w ręce. Ja też. Siedzieli opierając się o łóżko, niektórzy przynieśli poduszki i się położyli. Ale rozglądałam się, gdzie jest wolne miejsce. Jedyne było na łóżku, obok Krzyśka, Winiarskiego i Zbyszka. Westchnęłam i kazałam im się posunąć. Weszłam do środka, zabrałam im poduszkę i podłożyłam sobie pod głowę.
- Hej!- oburzył się Bartman.- To moja!
- Teraz już moja- i pokazałam mu język.
Ale on znalazł inny sposób. Oparł się o moje podkurczone nogi. Strąciłam mu głowę.
- Nie za wygodnie?- spytałam.
- Przypominam, że zabrałaś mi poduszkę!- poskarżył.
- A ja przypominam, że to była moja- uśmiechnęłam się.
- To nie zmienia faktu, że mi ja brutalnie wyrwałaś spod głowy!
Westchnęłam. Podniosłam się i spojrzałam na podłogę. Kurek i Ruciak mieli aż cztery poduszki. Wyciągnęłam rękę i wyrwałam Bartkowi jedną. Zdziwiony podniósł głowę.
- Pożyczam.
Powiedziałam i rzuciłam nią w Bartmana. Wzięłam pudełko z połowa pizzy na łóżko. Usiadłam i oparłam się o swoja poduszkę. Wzięłam kawałek i zaczęłam jeść. Siatkarze obok mnie porwali resztę kawałków. Film już piętnaści minut szedł. Oglądałam z wymuszeniem. Ten horror był straszny! W pewnym momencie bez zastanowienia skryłam twarz w czyimś ramieniu. Potem się zorientowałam, że w  Zbyszka. Nie przeszkadzało mi to w takiej sytuacji. Chociaż powinnam tego nie robić, nie miałam wyjścia. Nic na to nie powiedział. Ale gdy drugi raz zapiszczałam, w końcu zachichotał.
- Anka, nie mów, że się tego boisz!- powiedział szeptem, nie chciał przeszkadzać innym.
- Mówiłam, że ten horror to nie dla mnie. Czemu nikt mnie nie słucha?
Znów zachichotał i dalej oglądał. Po tym strasznym doświadczeniu, kazałam puścić tamta komedię. Obejrzałam połowę filmu i niespodziewanie zasnęłam.

*** 

Rano obudziło mnie jakieś mamrotanie. Dziwne. Trochę przestraszona obróciłam się na prawy bok. I w tym momencie przed moją twarzą znalazła się twarz Bartmana. Mamrotał coś niewyraźnie.
- Jezus Maria! Bartman, co tu robisz?!- wrzasnęłam gwałtownie siadając.
Obudził się, ale nie otworzył oczu. Szturchnęłam go w ramię. Był bez koszulki w samych spodenkach. Na szczęścia, miał spodenki!
- Daj spać!- powiedział.
- Zbyszek, natychmiast wyjdź z mojego pokoju!- wrzasnęłam na cały pokój.
I teraz zesztywniał. Jego mięśnie się napięły. Podniósł głowę i ze zdziwieniem spojrzał na mnie.
- Nie pytaj. Nie wiem, jak się tu znalazłeś- powiedziałam uprzedzając jego pytanie.
Próbowałam nie patrzeć na jego nagie ciało.
- Przestań Anka- powiedział wstając i zakładając podkoszulkę, która wisiała na krześle.- Widziałaś mnie już bez koszulki.
Na moich policzkach wyskoczyły rumieńce. Skąd wiedział, o czym myślę? Czy to było aż tak widoczne? Jezu… Czułam się zażenowana. Spojrzałam na zegarek. Było po ósmej. Śniadanie się już zaczęło. Czemu nas nikt nie obudził?!
- Lepiej się pospieszmy, bo nam wszystko zjedzą- burknął i wyszedł.
Dopiero teraz zauważyłam kosmiczny bałagan na podłodze. Butelki, opakowania z pizzy i chusteczki. Sprzątnęłam to do worka. Później wyniosą chłopaki. Kilka minut później podeszłam do stolika na stołówce.
- O, śpiochy wstały!- wrzasnął Kubiak.
Podeszłam i usiadłam na swoim miejscu. Byli tak dobrzy, że już przynieśli mi zupę mleczną.
- A gdzie Zibi?- zdziwił się Nowakowski, który nachylił się do nas z sąsiedniego stolika.
- Pewnie zaraz zejdzie.
Powiedziałam to tak cicho, że chyba nie usłyszał.
- Anka, co żeś mu zrobiła?!- zapytał przestraszony Igła.
Nic nie powiedziałam tylko wzruszyłam ramionami.
- Myślałem, że się pogodziliście…- wtrącił Marcin.
- Zabiła nam Bartmana!- Wydarł się Kubiak.
Nie rozumiałam. A czemu mielibyśmy się godzić? Spojrzała na moich towarzyszy uważniej. Każdy miał kamienną twarz. I właśnie w tej chwili przyszedł Zbyszek i usiadł naprzeciwko mnie na swoim miejscu przy stoliku. Jemu też przynieśli śniadanie. Tylko, że dwa razy tyle co mi. Nadal wpatrywałam się w każdego po kolei.
- Co jest?- zapytał ten, który dołączył.
- No właśnie próbuję zgadnąć- powiedziałam.
I jedząc patrzyłam wciąż na nich. Byli mało mówni jak na nich. To było co najmniej dziwne. Zazwyczaj gdy przychodziłam, nasz stolik tętnił życiem. A tu teraz nawet Igła nic nie mówił. Gdy zjadłam, odsunęłam talerz i popatrzyłam na niego.
- Krzysiu, co ty taki cichy dzisiaj?- zapytałam zmartwiona.
- Czekam aż ty powiesz.
Nic kompletnie z tego nie rozumiałam. Ale nic nie mówiąc patrzyłam jak je. To było nienormalne! Taka cisza mnie doprowadzała do szału. I kto by pomyślał? Jeszcze niedawno, chętnie bym im jadaczki zamknęła choćby na kilka minut. A teraz uważam, że ta cisza jest nienormalna. Spojrzałam na Zibiego. Tez się zastanawiał, co się stało.
- Dobra, skoro nie macie już nic ciekawego do powiedzenia, ja idę do pokoju.
Wstałam i już bez kuli, ale nadal utykając, poszłam do windy.

To było dziwne. Podejrzewałem spisek chłopaków. Jakim cudem znalazłem się w pokoju Anki rano?! Bez koszulki w dodatku, spałem na jej łóżku. Ba! Kurwa, ja spałem obok niej! To na pewno oni. Inaczej sobie tego wytłumaczyć nie potrafię. Nawet nie wiem, kiedy wtedy zasnąłem. A przecież tak dużo nie wypiłem… Pewnie to ta komedia mnie znudziła. Najpierw zasnęła Anka. Oparta na ramieniu Winiara, spała smacznie. Nawet się w niego wtulała. Potem ja zmrużyłem oczy, bo mnie już zaczęły boleć. I to chyba w tym momencie musiałem zasnąć.
Siedzę teraz w pokoju i szykuję się na trening. Po obiedzie następny, a wieczorem przed kolacją siłownia. Ale trener mówił, że to tak na początek. Żebyśmy formę złapali dobrą. A potem da nam więcej luzu. Trzeba wytrzymać do pierwszego spotkania w Toronto.
- Zibi, masz może jeszcze ten swój dezodorant?- zawołał z łazienki Igła.
- Przykro mi, ale już cały wykorzystałeś!- odkrzyknąłem nadal zły.
Oni wiedzieli, że ja wiem, ale nie wiedzieli, ze Anka nie wie. Chociaż, trudno uwierzyć, że ona się nie domyśla. Ale niech tak pozostanie. Odwdzięczę się im na treningu.

Znów pomogłam Łysemu Terroryście w rozciąganiu siatkarzy. Tym razem podeszłam do Krzyśka. Znów był rozmowny. I marudził jak zawsze.
- Nie musisz mi aż barku gnieść!- wrzasnął na mnie.- Nie jestem królikiem doświadczalnym!
- Igła, przecież wiesz, że muszę… To będzie ci służyć. Po prostu daj mi pracować.
- Okej, ale nie tak mocno!...
Tym razem bardzo delikatnie, chwyciłam mu ramię i poprzekręcałam w kilka stron. Od razu było widać różnicę. I w tai sposób inni siatkarze też reagowali. Kubiak się bał. Nie wiem czego.
Po prostu nie dał mi siebie dotknąć. Zapytałam go o to. Powiedział, że się będę mścić. Ale za co? Później nad tym pomyślę. Musiałam jeszcze ‘wymasować’ Bartmana, który niecierpliwiąc się czekał na mnie.
- Długo jeszcze?- Zirytował się.
- Zbawią cię dwie minuty dłużej?!- Wkurzył mnie. Co on sobie wyobraża?! Ja mam mu kark wymasować, nie on mi.
- Tak kurwa, zbawia mnie!
Nie miał humoru. Dziś gdzieś wszyscy byli jakoś tak… nie w sosie. A przecież nie powinno tak być. Z resztą nie piliśmy wczoraj dużo. Jedno piwo na nich, to nic. Są trzeźwi, pełni życia. Ale im się nie chce. Widać.
- Siadaj cholera na ziemi...
- Na podłodze- poprawił mnie szybko.
Westchnęłam ciężko.
- Niech będzie podłodze. Dla twojego świętego spokoju! Siadaj i się odpręż.
O dziwo posłuchał mnie. On gra mi na nerwach, co jeszcze bardziej utrudnia naszą sytuację. Moją jako psychologa i jego jako zawodnika. W końcu skończyłam z nim. Usiadłam na ławce. Podszedł ten wielki byk.
- Mogę ci pomasować ta nogę, jak chcesz- zwrócił się do mnie.- Bo teraz chyba potrzebujesz rehabilitacji, nie?
- No, potrzebuję, potrzebuję. I miałam nadzieję, że mi pomożesz…
Uśmiechnął się. Lubiłam Olka. Jest taki typowym fizjoterapeutą. Podszedł i zaczął masaż mojej nogi. Najpierw ją wybadał, a potem rozpoczął swoją pracę. Był delikatny, nawet nie czułam, że moja łydka jest dotykana. Kiedy skończył podziękowałam mu szczerze. Obiecał, że będzie mi ją masował dopóki mi jej nie wyćwiczy jak należy.
Siatkarze skończyli grać w drużynach. Zauważyłam, że Bartman uwziął się na chłopaków. Zwłaszcza na Igłę, Kurka, Nowakowskiego czy Kubiaka. Atakował i zagrywał z taką siłą, że każdy normalny człowiek by umarł na miejscu. Każdy normalny. Oni nie byli normalni. To pozytywnie nienormalni siatkarze! Zaśmiałam się w duchu do tego swojego porównania. Odpoczywali na boisku. Podchodziłam do każdego i pytałam, czy pomóc w rozciąganiu barku. Dobrze, że byłam takim specjalista psychologii, co zna się tez dosyć dobrze na fizjoterapii. Kilku siatkarzy poprosiło o pomoc.
O jedenastej dostaliśmy drugie śniadanie. Jogurt owocowy i jabłko. Zajadałam się właśnie truskawkowym jogurtem w pokoju, gdy wszedł Bartman. Sam. Co też było dziwne.
- Czy ty na serio nie wiesz?- zaczął od progu.
Zamknął drzwi i usiadł na podłodze przy łóżku, na którym siedziałam.
- Yyy… czego nie wiem?- spytałam zdezorientowana.
- No, że nasi dobrze znani koledzy nas wrobili- powiedział zły.
Nadal nie rozumiałam.
- Człowieku, co piłeś?
. Wparował do mojego pokoju nie wiadomo skąd, nie wiadomo po co i wygaduje jakieś nie wiadomo jakie głupoty.
- Anka, pomyśl! Czemu dziś rano obudziliśmy się tu razem?- wskazał łóżko.
No tak. Teraz sobie przypomniałam, że nadal jestem na niego zła za to. Ale teraz, coś mi się nie zgadzało.
- Dobra. Mów po ludzku.
Westchnął.
- Wiesz czemu Igła i reszta byli tak mało rozmowni?- zapytał nie czekając na odpowiedź.- Oni po prostu to ukartowali. Gdy ty zasnęłaś, a potem ja, po prostu zostawili nas gdy skończył się film.
- Może po prostu nie chcieli nas budzić, gdy smacznie spaliśmy?- broniłam ich.
- Proszę cię…- żachnął się.- Oni? Gdyby chcieli to by budzili od razu z trąbami! I ściągnęli mi
koszulkę. Wiem, bo sam tego nie zrobiłem.
Zjadłam już, ale wyskrobywałam jeszcze resztki. Zaczęłam intensywnie myśleć. Może Zbyszek miał rację? I teraz przypomniały mi się słowa i przestraszona twarz Kubiaka. Przecież gdyby był niewinny, nie zachowywał by się tak. I na śniadaniu też!
- Rozumiem…- powiedziałam w końcu.- Nie przychodziło mi to do głowy!
- Nie ważne. Chciałem cie tylko uświadomić.
Wstał i popatrzył na puste opakowanie po jogurcie.
- Nie masz już?- spytał i chwycił się za brzuch.
- Nie. Miałeś swój!
- Ta… określenie miałem jest trafne. Krzysiek mi zjadł.
- No tak…
Odwrócił się i poszedł. A ja zostałam ze swoimi myślami. Niby mogłabym się zemścić na nich. Ale już wystarczająco dostali na treningu od Zbyszka. Mam nadzieje, że to się nie powtórzy. Odpuszczam im ten jeden raz. I pomyśleć, że ich broniłam…
I znów drzwi do mojego pokoju się otworzyły. Westchnęłam. Nie ma ani chwili spokoju! Tym razem to był Igła w białym ręczniku.
- Anka, ratuj! Masz może jakiś dezodorant? Chłopaki nie chcieli mi pożyczyć, a mój się skończył- naburmuszył się i zrobił oczka ze Shreka.- Proszę…
I jak tu mu nie ulec?
- Skoro nie chcą pożyczyć, to pewnie jakiś powód mają…
Poszłam do łazienki i zabrałam jeden z dwóch dezodorantów. Rzuciłam mu w ręce.
- Kochana jesteś!
I wybiegł. Pokiwałam z dezaprobata głową. Nie zamknął drzwi. Usłyszałam jakiś hałas. Wyjrzałam na korytarz i zobaczyłam kłócących się ludzi. Dopiero po chwili skojarzyłam ta sprzątaczkę i Ruciaka. Cóż, pewnie poszło o jakąś szkodę w łazience. Nie chciałam im przeszkadzać, więc zamknęłam drzwi i poszłam do pokoju naprzeciwko. Bartek i Piotrek leżeli na swoich łóżkach i oglądali jakiś mecz siatkówki w telewizji.
- Panowie, mam małą prośbę. Jeden z was musi wynieść śmieci po wczorajszym.- Mierzyłam w nich palcem wskazującym, jak radarem!
Przestraszeni patrzyli na mnie. A ja najpierw skierowałam wzrok na Nowakowskiego.
- Nie patrz na mnie! Ja jestem zajęty. Pranie mam.- I uciekł do łazienki.
Kurek patrzył na odchodzącego nienawistnym wzrokiem.- Zdrajca!
- Bartek, chodź.
Wstał naburmuszony i poszedł za mną. Mamrotał cos pod nosem. Pokazałam mu cały wór śmieci. Zdziwił się nieco.
- I to wszystko to my?...- pytał z niedowierzaniem.
Kiwnęłam głową. Kręcąc głową, zabrał worek i poszedł. A ja włączyłam laptopa i weszłam na Internet. Sprawdziłam kilka stron. Pocztę i co nowego pisali o Lidze Światowej. Znalazłam nawet artykuł o mnie. Znaczy, o nowym psychologu reprezentacji. Cóż, nie chciałam czytać tego. Wyłączyłam strony i znów zaczęłam pisać raporty ze stanu psychicznego siatkarzy. Było niezmiernie trudno wypisywać te dobre strony. Omijałam moje własne, najskrytsze domysły o ich psychice.
Obiad minął szybko. Kelner znów zamienił ze mną kilka słów. Godzinę później siatkarze mieli następny trening. Ćwiczyli tylko półtorej godziny. Przed kolacją poszli na siłownie. Ja też. Postanowiłam już zacząć dokładnie wyćwiczyć nogę. Było lepiej. Nawet tak mocno nie kulałam. Na kolacji znów było normalnie. Mówiąc normalnie, mam na myśli rozmowy i koniec ciszy między nami. Wieczorem o ósmej Olo miał pełne ręce roboty. Masował każdego siatkarza. W swoim gabinecie, a raczej dużym pokoju z kilkoma łóżkami do masażu. Na samym końcu wymasował moja nogę, o co go bardzo ładnie poprosiłam. Wykończony, zgodził się. Potem usnęłam. Wykąpana i zadowolona.



---------------------------------------------

Ponownie witam!
Może nie jest jakiś fajny, ale sie starałam. Wybaczycie?

Miałam dodać w środę. Ale przecież dziś jest dzień, który każdy powinien pamietać.

Dziś ósma rocznica śmierci Arkadiusza Gołasia [*] 
( 16.09.2005r.)


A teraz mały wierszyk, który ułożyłam...

Dziś rocznica nam przypada,
Każdy o tym opowiada.
Bo przed ośmiu laty,
Doznaliśmy okropnej straty...

Był to szesnasty września dwa tysiące piątego roku,
Dzień wielkiego amoku.
Bóg odebrał nam anioła,
Który do nas z góry woła.
On nam słowa mądre powiada:
,, Nie poddawajcie się"
Słuchajcie, bo to dobra rada!

Nas pociesza i z góry pomaga,
Pokazał że jest w nim wielka odwaga.
Grał ze skrzydłami anielskimi!
Skoczył do bloku najwyżej jak mógł,
A za ręce chwycił go sam Bóg!!

Także dziś wszyscy pamietamy,
Arkadiusza Gołasia w sercach na wieki zatrzymamy. 

Nie wiem, czy sie podoba. Nie zajęło mi dużo czasu ułożenie tego. Takiej weny dostałam xD
Tak więc papa! Trzymajcie sie jutro w szkole jakoś ;)

Wiq

Ps. Dziś nie tylko dzień rocznicy Arka! Oto w tym dniu ma urodziny Piotr Gacek i Dominika Ignaczak :)

9 komentarzy:

  1. bardzo ciekawy ;) czekam na nastepny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, nie mogło się obyć bez jakiegoś przypału haha ;P Coraz lepiej jest pomiędzy Aką, a Zbyszkiem, już rozmawiają normalnie, a to już jest coś ;D Świetny wierszyk ułożyłaś ;* Zazdroszczę takiego talentu, bo ja nie byłabym w stanie tego zrymować i w ogóle xD Czekam na kokjeny rozdział i kto wie, może będziesz miała natchnienie i napisz jeszcze jakiś wiersz? :) Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy rozdział! Czekam na kolejny :)
    Super wierszyk ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawy rozdział. :) Popłakałam się czytając wierszyk :c / pozdro z tt ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. wręcz wspaniałe opowiadanie , ;) kiedy nastepny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  6. Możesz dodać jutro? ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Powiem ci, że fajnie piszesz ;) chyba będę tu do Cb częściej zaglądać xd

    Zapraszam do mnie : http://wegetarianizmtoniedietatostylzycia.blogspot.com/

    ;p

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapraszam na nowego bloga o Michale Winiarskim http://siatkarski-zakochany-klaun.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. czekam i czekam , długo juz sie nie odzywałaś , wstawiaj jak najszybciej nastepny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń