Nikt nie wiedział o moim przyjeździe. Od razu poszłam przywitać się z przyjaciółką. Stoję przed drzwiami i dzwonię dzwonkiem. Po kilku minutach usłyszałam otwierane zamki. Otworzyła drzwi na oścież i patrzyła nie wierząc.
- A ty co tu robisz?!
Zdziwiła się szczerze. Rzuciła mi się na szyję i przytuliła.
- W odwiedziny- uśmiechnęłam się.
Weszłyśmy do środka, do naszego mieszkania. Nic się nie zmieniło po moim wyjeździe. Zrobiła mi kawy i kazała opowiadać. Więc szybko jej powiedziałam, jak tam żyję, co robię i czy nadal kłócę się z Bartmanem.
- O dziwo mamy jakiś układ… ugodę? Dał mi spokój.
- To raczej ty mu dałaś!- zachichotała.
Potem ona powiedziała mi o Miśku. Wszystko już wiedziałam. Muszę jutro iść na policję i złożyć zeznania. Oskarżyć Grubego i jego wspólnika. Nie miałam czasu na zgromadzenie innych poszkodowanych przez niego ludzi. Niedługo wyjazd do Toronto, a to mnie ominąć nie może! Zadzwoniłam do siatkarzy, poinformowałam o moim przyjeździe. Potem poszłam do ojca. Ucieszył się strasznie, że mnie widzi.
- Opowiadaj, co tam słychać? Jak z pracą? Mili ci siatkarze?
- Oczywiście- uśmiechnęłam się.- Są prawdziwymi przyjaciółmi! Dzięki nim wiem, że nie jestem sama. Tęskniłam za wami…
Przytuliłam ich mocno.
W końcu wyszłam z bananem na twarzy. Ale moja mina się zmieniła, gdy weszłam do szpitala. Musiałam przecież odwiedzić Michała… Nadal leżał w szpitalu. Coś było nie tak, ale nikt nic nie mówił. Leżał w tej samej sali, w tym samym łóżku. Tylko z mniejszymi obrażeniami. Zapukałam. Nie uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył.
- Cześć- uśmiechnęłam się nieśmiało.
Oczywiście przy nim siedziała Agata. Przywitałam się z nią. Nie miałam do niej żalu, że odebrała mi chłopaka. Dzięki niej poznałam siatkarzy. O dziwo ucieszyła się, gdy mnie zobaczyła.
- Dzięki za bilet- powiedziała.- Później dam ci kasę.
Skinęłam głową. Spojrzałam w oczy chłopaka. Zielone, takie jakie miał Zibi. Ale czy takie same? Mimo tej podobizny?
- Czego chcesz?- spytał. Jego zimny ton głosu nie zmienił się od naszej ostatniej rozmowy.
- Przyjechałam ci pomóc. Wiem, że nie pamiętasz. Ale Gruby ci to zrobił. To przez niego tu leżysz, przez niego nie jesteśmy razem…
Nic nie powiedział, tylko zamknął oczy.
- Myślisz, że jej potrzebuję?!- powiedział w końcu opryskliwie nadal nie otwierając powiek.
- Tak. I ja o tym wiem i ty.
- Nie musisz mi pomagać. Nie chcę pomocy od ciebie. Nie znam cię, jesteś obca mi. Jak mogę zaufać osobie, której nie znam?
Miał racje. Ale to nie znaczy, że ma mnie tak traktować.
- Wiem. Nic na to nie poradzę. Ale chociaż spróbuj…- poprosiłam.
Nic dalej nie rozmawialiśmy. Wyszłam więc, mając okropny ciężar na sercu. Gdy go zobaczyłam, uczucie do niego wzrosło. Nie wiem, co mam robić.
- No, Zibi! I kogo będziesz kołdrą przykrywał, jak Anka wyjechała?- zakpił Kubiak.
- Zamknij się kretynie. O czym ty w ogóle mówisz?- syknąłem.
Zachichotał tylko. Boże, muszę się z nimi teraz uganiać. Dwa debile, które nie dają mi żyć. To nie prawda, że zakochałem się w niej. Lubię ją, po prostu.
Zobaczyłem znów obraz, gdy mi machała. Chciałem podbiec, przytulić ją, a nawet jechać! Przecież ona sama… Uspokoiłem się dopiero gdy zadzwoniła z Rzeszowa. Położyłem się na łóżku i patrzyłem w sufit. Jest wieczór, zawsze wtedy oglądamy z Anką jakiś mecz. Dziś jej nie ma. Ciekawy jestem, kiedy przyjedzie? Mam nadzieję, że niedługo. Krzysiek poszedł do łazienki. Skorzystałem z okazji i wziąłem jego telefon. Wyszukałem w kontaktach numer i wpisałem do swojego. Kiedy znów się położyłem, Igła właśnie wyszedł.
- Co Zbyszku?- zapytał uśmiechając się głupio.- Tęsknimy, tęsknimy…
W odpowiedzi rzuciłem w niego poduszką.
Szłam przez park Rzeszowski. Lato, już wieczór, słońce zachodzi. Trzymałam ręce w kieszeni bluzy i szłam z opuszczona głową. Myślałam nad sensem tego co robię.
Po co przyjechałam? On nie oczekuje o dem nie niczego. Michał się zmienił, to już nie ten sam człowiek. Ten miły, czuły, kochający mnie Michał… To straszne. Mimo, że wiem i widzę jak mnie traktuje, nie mogę zapomnieć. O nim. O naszych rozmowach. I tej ostatniej, gdy powiedział… powiedział, że chce założyć w przyszłości ze mną rodzinę. Te marzenia się nie spełnią? Już nigdy?
Westchnęłam głośno i zaczęłam biec. Kiedy miałam jakiś problem, choćby najmniejszy, zawsze biegałam. Wyładowywałam złość. Teraz zrobiłam to samo. Biegłam szybko, cicho, prawie nie słychać moich kroków. Wsłuchałam się w swój rytm oddychania i tak dobiegłam do swojego bloku.
Otworzyłam drzwi, nie były zamknięte. Gabi już była w domu.
- Gdzie byłaś tak długo?
Widać, martwiła się o mnie.
- W szpitalu.
Ściągnęłam buty, które przewróciły się. Nie chciało mi się ich poprawiać, więc zostawiłam je w spokoju. Poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem, odkręciłam kurek i puściłam letnią wodę. Zaczęłam myć dokładnie ręce.
- Wszystko w porządku?- zapytała współlokatorka.
- Jasne- uśmiechnęłam się sztucznie.- Wszystko jest w porządku. Nawet to, że on nie chce mojej pomocy.
Wkurzyłam się. Zakręciłam wodę i wytarłam ręce o ręcznik wiszący obok umywalki. Gabrysia stała w drzwiach łazienki i opierała się o futrynę.
- Spokojnie, przejdzie mu…
Starała się mnie pocieszyć. Ale czy było warto? Wyminęłam ją i poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę.
- Wszystko będzie dobrze. Wiem, że to marne pocieszenie ale… nie możesz się poddawać. I tak musisz iść na policję…
- Nie ma nic w tej lodówce?- zapytałam zirytowana.
- Nie zmieniaj tematu!
Westchnęłam. Podeszła, zamknęła lodówkę i wzięła mnie za rękę.
- Tęskniłam- powiedziała i mnie przytuliła.
Wzięła z szafki nad blatem jakieś chrupki i poszłyśmy do małego salonu. Usiadłyśmy na kanapie, otworzyła paczkę, włączyłam telewizor. Wybrałyśmy jakiś film i zaczęłyśmy oglądać. Ale oczywiście, w pewnym momencie, zamiast interesować się nim, gadałyśmy o wszystkim.
- Powiedz, jesteś szczęśliwa teraz?- Nie zrozumiałam.- No, wiesz… bez Miśka, siatkarze…
Co miałam jej powiedzieć? Że jest lepiej? Że tęsknię trochę za dawnym życiem? Że wszystko jest inaczej? Co chciała usłyszeć?!
- To inne życie. Być z tymi wariatami prze 24 godziny na dobę… to przeżycie! – Zaśmiałam się.- Pokochałam ich wszystkich, jak rodzinę. Bo są dla mnie taką małą rodziną… - Nagle coś mi się przypomniało.- Ej, Grzesiek kazał cię pozdrowić.
Na te sowa, moja przyjaciółka się zarumieniła. Cieszyła się. Ona naprawdę go lubi!
- Gadałaś z nim?- zapytałam niby obojętnie. Ale tak naprawdę, zżerała mnie ciekawość. Kiwnęła głową.- No, nie każ mi czekać!
Westchnęła ciężko. Nigdy nie lubiła mi za bardzo mówić o swoich chłopakach.
- Lubię z nim rozmawiać. Jest miły, szczery i zabawny- wyznała.- Lubię z nim rozmawiać. Nie wiesz…- zawahała się.- No, czy on… mówił coś o mnie?
- Mówił- kiwnęłam głową.- Ale wiesz jaki on jest, cichy. Nie mówił zbyt dużo. Ale zapytam się siatkarzy, oni na pewno wiedzą.
Spojrzała na mnie z wdzięcznością. Cała Gabryśka! Nawet nie wiem kiedy poszłyśmy do łóżek.
Stałam pośrodku wielkiej sali. Nie znałam tego miejsca. Tak… zbyt idealnie. Każda czarno-biała płytka na podłodze była idealnie czysta, lśniła. Pomieszczenie wydawało się ogromne, ściany czarne, sufit biały… Obraz. Jeden, mały obraz. Wyglądał dziwnie. W tak wielkiej przestrzeni, był niewyobrażalnie minimalny. Ale z daleka widziałam, co tam jest. Mała postać, czarne włosy, niebieskie oczy. Wyglądała jak ja. Podeszłam bliżej i nagle wszystko się zmieniło. Spod ramki zaczął wydobywać się dym, na ścianach pojawiły się plamy. Nagle na ramieniu ktoś położył mi rękę. Wiedziałam kto, ale i tak się przestraszyłam. Obróciłam się w jego stronę i mocno przytuliłam. Michał był taki… jak dawniej. Był sobą. Ja byłam szczęśliwa. Wczepił się w moje usta, nie broniłam się przed tym. Był dla mnie wszystkim i nadal jest. Ale zaraz za jego plecami zobaczyłam go. Te zielone oczy… Zbyszek stał i patrzył. Nie był zły, nie był smutny. W ogóle jego twarz nie wyrażała emocji.
- Zbyszek…- szepnęłam do niego.
Ale on odwrócił się i zaczął iść w innym kierunku. Zrobiłam krok, potem drugi. Chciałam za nim biec. Krzyczeć, żeby mnie nie zostawiał. Ale nagle coś mnie powstrzymało. Ktoś chwycił mnie za rękę.
- Zostaw go.
Spojrzałam w te znane mi i wcześniej już kochane zielone tęczówki. Poddałam się. Kochałam go, kochałam jak nikogo innego.
Obudziłam się natychmiast. Nie chciałam już spać, choć mi się chciało. Była czwarta nad ranem. Wyszłam z naszego pokoju i udałam się do łazienki. Oświeciłam światło i przemyłam twarz zimną wodą. Wyszłam do kuchni. Zaczęłam szukać czegoś do picia. Najlepiej soku pomarańczowego. Oczywiście nic nie znalazłam. Wkurzona, nalałam sobie do szklanki wody z kranu. Usiadłam przy stoliku i piłam pomału wodę.
- Ty nie śpisz?
Usłyszałam szept przyjaciółki.
- Musiałam się czegoś napić. Nie masz soku?
Kiwnęła przecząco głową i wróciła do łóżka. A ja zostałam sama. Siedziałam tak nawet nie wiem ile. Nie chciało mi się już spać. Więc o siódmej zaczęłam robić śniadanie. Oczywiście Gabi nie miała świeżych bułek, więc musiałam iść do sklepu. Jak ona przeżyła tyle czasu beze mnie? Ubrałam się na sportowo i postanowiłam przebiec. Założyłam kaptur i wyszłam z mieszkania. Na miejscu byłam dziesięć minut później. Nawet nie byłam zmęczona…
Weszłam do sklepu, wzięłam koszyk i chodziłam między półkami. Włożyłam pomidory, sałatę lodową, ketchup, ser i sok pomarańczowy. Zapłaciłam i poszłam kupić jeszcze bułki i chleb. Z powrotem szłam spacerkiem. Gdy byłam w domu, przyjaciółka jeszcze spała. Zrobiłam kanapki, zaparzyłam kawy.
- Co tu tak pachnie?
- O, śpioch wstał!
Odwróciłam się, bo weszła do kuchni. Nadal w piżamie, siadła na krzesełku.
- Co ty tu tak wcześnie robisz?- zdziwiła się.
- Wcześnie? Jest przecież po dziewiątej!- zaśmiałam się.- Śniadanie ci zrobiłam.
Spojrzała z niedowierzaniem. Wskazałam na stół, przy którym siedziała.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła?...
- Umarłabyś z głodu- uśmiechnęłam się.
Nalałyśmy sobie kawy, zjadłyśmy kanapki i się ubrałyśmy. Okazało się, że Gabi w tym momencie pracuje jako psycholog za mnie w młodej Resovii! Przychodzi tam, tak jak ja, więc postanowiłam zabrać się z nią. Dawno ich nie widziałam, a stęskniłam się nawet za starszym strażnikiem. Pół godziny wcześniej zebrałyśmy się i poszłyśmy do naszych przyjaciół.
- Ania!- zawołała Kaśka.- Co tu robisz? Tak dawno cię nie widziałam!
Podeszłam i ją przytuliłam.
- Cześć, tęskniłaś?- spytałam.- Gdzie szef?
Pogadałam z nią chwilę i poszłam na halę. Chłopaków jeszcze nie było, Gabi gdzieś zniknęła. Podeszłam do drzwi gabinetu i zapukałam.
- Proszę- usłyszałam znajomy głos.
Otworzyłam drzwi i wkroczyłam do środka.
- Anka? Co tu robisz?- zdziwił się
Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Czeeść. Jak żyjesz?
Podszedł do mnie i się przytuliliśmy. Opowiedziałam mu wszystko. Wiedział, dlaczego przyjechałam.
- Pomożesz mu?- zapytał po krótkiej rozmowie.
- Nie wiem- wzruszyłam ramionami.- Specjalnie po to przyjechałam. Ale on nie chce mojej pomocy. Powiedział, że sobie sam poradzi.
- Wiesz jak jest- westchnął.- Ludzie w takim stanie, są źli na siebie. Próbują sobie przypomnieć wszystko. Nie powinnaś go słuchać.
- Masz rację. Coś wymyślę. Tylko, że mam mało czasu…
- Szkoda, że już z nami nie pracujesz…- powiedział mój ulubieniec.
- Czyli, że skarżysz się w tym momencie na Gabi?- podniosłam brwi.
- Nie, nie. Ale brak nam ciebie- uśmiechnął się.
Kiwnęłam głową. Właśnie mieli trening, siedziałam na hali, a on siedział przy mnie i pił wodę.
- Nie wrócisz?- zapytał smutno.
Bardzo go lubiłam. A i on chyba mnie też. Ale między nami była tylko i wyłącznie przyjaźń. A mimo tego było nam szkoda na tak długo się rozstawać. Lubiłam go bardzo.
- Nie wiem- powiedziałam szczerze.- Nic nie mogę obiecać.
Zrozumiał. Nie miał wyrzutów, nie był zły. Opowiedziałam mu o tym ataku na mnie w Spale. Powiedziałam o moich przyjaciołach, którzy się mną zajęli. Spytał, czy iść ze mną dziś na komendę. Odmówiłam mimo, że bardzo chciałam mieć towarzystwo. Ale musiałam iść sama. To nie było łatwe.
- Jak tam?- zapytał Michał Szalacha, który usiadł pod moimi nogami.
- Jakoś leci. Nie narzekam.
Uśmiechnął się słodko i napił wody.
- Idziesz dziś z nami do klubu?- zapytał Szymon.
Chyba skończyli trening, bo zebrali się wkoło mnie. A co miałam im powiedzieć?
- Jasne, że idzie!- zawołała Gabi, która siedziała obok na ławce.- Bo ja też idę.
- No tak- westchnęłam.
Zaśmiali się, a ja wstałam i wszystkich uściskałam. Tęskniłam za nimi. Więc dzisiejszy wieczór miałam zaplanowany. Może dziewczyny z klubu też pójdą?
Na komendę o czternastej poszłam sama. Było mi niezwykle trudno, ale jakoś dałam radę. Musiałam podać najpierw rysopis sprawcy, potem pokazać, który to. Opowiedziałam znów całe zdarzenie, wszystko co wiedziałam i mnie wypuścili około szesnastej. Do mieszkania wpadłam szybko na chwilę, potem pobiegłam na trening dziewczyn.
Na ich trening wparowałam i zrobiłam tak zwane wejście. Zdziwione, ale i ucieszone przestały biegać i w podskokach podeszły do mnie. Przywitałam się też z trenerem i usiadłam na ławce. Patrzyłam jak ćwiczą, jak grają. Chciałabym z nimi. Ale nie mogę. Po treningu zamieniłam kilka słów z trenerem.
- Możesz w każdej chwili od nowa tu ćwiczyć. Zawsze drzwi dla ciebie będą otwarte.
Jego słowa mnie wzruszyły. Szanowałam go, on mnie też. Dowiedział się o mojej nodze i nie naciskał na treningi. Zrozumiał. Wyszłam z dziewczynami przed halę.
- Anka, jak tam z siatkarzami żyjesz?- zapytała Agnieszka.
- Jakoś muszę- udałam wkurzoną.
- Jedziesz znów do nich?- spytała Majka.
Kiwnęłam głową. Musiałam. Nie mogę ich teraz zostawić, potrzebują mnie, psychologa. A może nie oni mnie tylko ja ich?
- Jutro wyjeżdżam. Musze zdążyć przed wyjazdem do Toronto.
- Zwiedzisz świat- stwierdziła z uznaniem Angelika.
- To prawda- uśmiechnęłam się.- Idziecie z nami do tego klubu?
Zgodziły się. Więc umówiłyśmy się na dwudziestą. Wysłałam chłopakom z młodej Resovii smsy o planach. Obiecali być.
---------------------------------------------
Czeeeeść!
Oto nowy mój twór... Jakiś taki dziwny, ale jest :)
Mam nadzieję, że się spodoba. To pozostawiam Waszej ocenie.
Kolejny postaram się dodać za tydzień.
Taki ciężki tydzień, że muszę od razu przeprosić wszystkich za długą nieobecność. Miałam dosyć nauki z czego okazało się, że prawie w ogóle nic mi się nie przydało.
Takie tam niespodzianki szkolne...
Resovia Mistrz! :D
Super Puchar jest nasz! hahaha skakałam przed TV jak wariatka, gdy wczoraj grali. A tie break to już w ogóle kosmos ;D
Tak pięknie z jednej strony było, gdy zgasły te światła *-* Ale z drugiej... wybili mi z rytmu Resovię! ;)
Na szczęście udało się. Zawzięty mecz, na najwyższym poziomie... Po jednej stronie i po drugiej górowało doświadczenie ale i ta dynamika młodych... A Konarski nieźle się prezentuje w pasiaku ;D No i gratulację dla Zaksy :)
Także... czekam na dalsze mecze Plus Ligi i miejmy nadzieję, że wygrane dla Rzeszowa :)
Dziękuje za wszystkie komentarze. Wiem, że kilka osób już jest. Dziękuję Wam ;* No i również za te wszystkie wyświetlenia!
Super rozdział. Anka musi zdążyć do Toronto ;)
OdpowiedzUsuńAjć ;D Gabi i Grzesiek nawet nie zła z nich byłaby para ;p Jeżeli chodzi o Ankę...no cóż myślałam, że w końcu coś tam między nią, a Zbyszkiem zaiskrzy, a ja czekam, czekam ;p Pozdrawiam! ;*
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiam ;*
Usuń