Rano obudził mnie wczoraj nastawiony budzik w telefonie. Przeciągnęłam się leniwie. Wstałam o równej szóstej i wzięłam prysznic. Miałam iść po wyniki do szpitala. Ubrałam się i poszła jeszcze przed śniadaniem. Przywitałam się z panią Zofią i zrobiłam sobie spacer. Doszłam w dwadzieścia minut. Podeszłam do informacji.
- Dzień dobry. Przyszłam po wyniki badań dla Anny Tykacz.
Pielęgniarka sprawdziła w papierach i wyjęła odpowiednie.
- Proszę. Należy się dwadzieścia dwa pięćdziesiąt- powiedziała wpisując w komputer.
Wyciągnęłam portfel i zapłaciłam. Schowałam koperty do torebki i pokazałam je lekarzowi. Powiedział, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Z powrotem przyszłam do ośrodka. Po siódmej już siedziałam na łóżku i czytałam wyniki. Nie były złe. Moja noga była w dobrej dyspozycji. Badania krwi prawidłowe. Za pięć ósma przyszedł Kubiak po mnie i poszliśmy na stołówkę.
- Dzień dobry- przywitałam się.
Odpowiedzieli tym samym i mi się przyglądali.
- Co?- zapytałam.
Uśmiechnęli się i w ich oczach dostrzegłam ciekawość. Tylko Zbyszek jadł i nic nie mówił.
- No, opowiadaj…- zaczął Igła.- Jak było?
- Dobrze. Fajnie się bawiłam.
- To dobrze, że się nie przebawiłaś- mruknął Zibi.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
- Co mu? Zjadł cos nieświeżego?- spytałam ich.
- Od rana tak się zachowuje- wzruszył ramionami Magneto.
Odłożył łyżkę.
- Możecie nie rozmawiać o mnie jakby mnie tu nie było?- spytał zły.
- Oj, chyba ktoś wstał lewą nogą- zachichotałam.
- W przeciwieństwie do ciebie- odpalił.
Burknął jeszcze coś i poszedł. Mówiłam do niego, ale nie patrzyłam mu w oczy. Wciąż się bałam, że zamiast jego, zobaczę… Nie, tak nie może być! Jestem psychologiem i to jest czas, kiedy sama powinnam sobie pomóc.
- Masz dobry humor- stwierdził oskarżycielsko Jarosz, który właśnie przechodził obok nas.
Nic na to nie powiedziałam. Zjadłam płatki z mlekiem. Wstałam i tez poszłam. Gdy stanęłam na właściwym piętrze, zobaczyłam go. Stał oparty o ścianę, głowa mu zwisała na dół. A mimo to zobaczyłam, że ma zamknięte powieki.
- Wiedziałem, że przyjdziesz- powiedział nie ruszając się z miejsca.
Cholera, teraz albo nigdy! Musze mu znów spojrzeć w oczy i pokonać ten lęk.
- Zauważyłem, że nie patrzysz mi w oczy- powiedział gdy podeszłam. – Dlaczego?
- Nie wiem czy jest powód. Czasem tak mam.
- Nie zauważyłem.
Teraz się poruszył. Podniósł głowę i spojrzał na mnie tym swoim ciepłym spojrzeniem. Jeszcze takiego na mnie nie skierował. I znów on… Znów pojawił się Michał. Ta jego twarz… Mimowolnie odwróciłam głowę.
- Spójrz na mnie- powiedział cicho.- No, spójrz!
Podniosłam głowę i znów go zobaczyłam. Te zielone oczy strasznie mi przypominały… To bolało. Bardzo bolało, ale on tego nie rozumiał. Obydwoje nie rozumieli. Krzywdził mnie w tym momencie. Patrzyliśmy na siebie. Tak bardzo mnie to bolało, gdy zamiast Zbyszka widziałam jego. I wtedy posłał mi takie spojrzenie jak kiedyś Michał… Nie mogłam. To było za wiele.
A Zbyszek wiedział, że coś jest nie tak. Nagle na jego twarzy pojawiło się szczere zdziwienie.
- Boisz się mnie?- szepnął i stanął tuz przy mnie.
Nic nie powiedziałam. Jak mogłam mu wyjaśnić skoro sama nie wiedziałam. Nie wiedziałam czego się boję. Ten ból rósł z każdym centymetrem, który się pojawiał między nami.
- Nie wiem czy się boję- wyznałam.- A może się boję?
- Nasze skowroneczki rozmawiają!- wrzasnął Igła.
Odskoczyłam od niego jak oparzona. Teraz zdałam sobie sprawę, jak blisko stał. A ja nic nie zrobiłam. Nie chciałam żeby odchodził. Tylko, że mi nie chodziło o Bartmana, ale o niego… Wciąż nie mogę zapomnieć i to boli. Za każdym razem, kiedy widzę Zbyszka. Cholernie boli. Poszłam do pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam pod nimi. Po policzkach znów spływały mi łzy.
Nie mogę się poddawać. To nie w stylu psychologa. Musze się czymś zająć. Nawet mi nie wolno tak o nim myśleć! Nie chcę go skrzywdzić.
Wstałam spod drzwi. Nie wiem ile tam siedziałam, ale już mnie tyłek zaczął boleć. Trening siatkarzy już się zaczął. Wzięłam kilka rzeczy i poszłam na halę.
- Przepraszam za spóźnienie- powiedziałam do trenera.
- Nic się nie stało. Już ci lepiej?- spytał zmartwiony.
Stłumiłam zdziwienie. Pewnie któryś z siatkarzy powiedział, że się źle poczułam.
- Tak, już lepiej.
I usiadłam na ławce. Przypatrywałam się wszystkim. Już po rozgrzewce, zaczynali ćwiczyć przyjęcie. Igła i Zatorski stanęli na boisku i czekali na zagrywki kolegów. Pierwszym asem popisał się Jarosz, za co dostał uznanie od trenera. Ale w następnych zagrywkach, Libero dobrze sobie radzili i przyjmowali dokładnie do Ziomka, który stanął pod siatką. Zbyszek dawał okropnie dużo siły.
***
Atakowałem z całych sił. Musiałem się wyżyć na Igle, że przerwał nam wtedy.
Było blisko, żebym z niej wydusił prawdę. Trafiłem z oczami. Trafiłem z tym, że
się mnie boi. Ale nadal nie wiedziałem dlaczego. Ziomek wystawił mi idealna
piłkę za antenkę. Raz, dwa i atak! Tym razem był tak mocny, że Krzysiek nie
zdążył przyjąć i piłka uderzyła w jego ramię. Mimowolnie się uśmiechnąłem.- Zibi, mógłbyś być bardziej pomyślny i atakować mniej wybuchowo?- zapytał gdy przeszedłem obok.
- Przykro mi ale Zaystev nie będzie tak wspaniałomyślny i nie będzie ci grał na ręce.
Naburmuszony przyjął pozycję do następnego ataku.
- Uwziąłeś się na niego- mruknął mi Kubiak.
- A co? Szkoda ci?- spytałem prychając.
- No wiesz, ja nie chciałbym być teraz na jego miejscu…
Skończyliśmy z atakiem i przeszliśmy do praktyki. Możdżon, Cichy Pit i Kosa stanęli do bloku. A my mieliśmy atakować po przyjęciu Krzyśka, który dostawał piłki z maszyny i przyjmował je Ziomkowi. Zator poszedł na obronę. Po kilkunastu akcjach zmienili się i doszedł Piotrek z bloku na atak z krótkiej. Gra wychodziła nam dość dobrze. W nagrodę Andrea pozwolił nam pograć pół godziny. Podzieliliśmy się na grup.
Graliśmy dwa sety do 25. Pierwszy moja drużyna wygrała do 23, a drugi przegrała do 21. Sędziowała Anka, która nadal na mnie nie patrzyła. Znaczy, nie chodzi mi o to, żeby na mnie patrzyła. Ale żeby choć raz spojrzała w oczy.
Poszliśmy do szatni i już po prysznicu i mniej więcej ubrani ,siedzieliśmy.
***
Sędziowanie to bardzo trudna robota. Czasem przegapisz jeden atak i nie
wiesz co dalej. Na szczęście był jeszcze Anastazji, który pilnował ich gry. Przechodziłam obok ich szatni, gdy coś mnie chwyciło za rękę. Krzyknęłam i znalazłam się w towarzystwie na pół gołych siatkarzy. Zamknęłam natychmiast oczy.
- Przestań Anka- powiedział Kurek, który mnie tu porwał.- Chyba się nie wstydzisz?
Otworzyłam oczy. Z boomboxa Winiara i Igły leciały piosenki. Oni sami się śmiali ze mnie.
- Nie.
- No, to siadaj tu! I mów, co z tymi wynikami?- zapytał Winiar.
- Jakimi wynikami?- udawałam zdziwioną.
- Przestań!- zdenerwował się Paweł.- Chcemy wiedzieć.
Westchnęłam ciężko. Z nimi nie wygrasz.
- Jest okej. Lekarz powiedział, że jak na razie nic niepokojącego nie widzi.
Napięta atmosfera opadła.
- To dobrze, że nic poważnego- stwierdził z ulgą Igła.- Bo z kim innym Zibi by się drażnił?- wydął wargi.
Palnęłam go w łeb. Nie pomógł refleks.
- Andrea powiedział mi- wszedł Ziomek- że jutro rano będziemy biegać wokoło ośrodka. Tam jakiś park jest, czy coś.
- No pięknie- westchnął Igła.- Nie ma to jak wstać przed szósta rano i iść biegać.
- Robisz to dla siebie i reprezentacji- przypomniałam mu.
- I właśnie się zastanawiam, czy to nie za dużo…
W szatni był jeden wielki śmiech.
O jedenastej znów musieliśmy iść na stołówkę po drugie śniadanie. Fajnie, że takie nam dawali. Bo mogli tego nie robić. Stanęłam w kolejce i wepchałam się przed Igłę.
- No pięknie- powiedział- ładnie to się tak wpychać?
Zachichotałam. Kolejka szybko się ruszała więc już po kilku minutach wzięłam duże jabłko i jogurt truskawkowy. Spojrzałam, gdzie Krzysiek. Ale nigdzie go nie było. Zabrałam tackę, a na niej nie było jogurtu. Kiedy on mi go wziął?! Porwałam do ręki jabłko i pognałam na górę. Wparowałam do jego pokoju. Kubiak zajadła się jogurtem, Zbyszek jabłkiem.
- Gdzie on jest?!- wrzasnęłam.
- Kto?- spytał Misiek.
- Igła. Gdzie on jest?! Zniknął z moim jogurtem!
I drzwi się otworzyły. A w nich stanął Igła z chytrym uśmiechem. Kiedy mnie zobaczył, mina mu zrzedła. Teraz to ja się uśmiechałam, gdy do niego pomału podchodziłam.
- Gdzie. Mój. Jogurt.
- Nie ma- powiedział.
Podniosłam brew.
- Zjadłeś moje drugie śniadanie?- spytałam nie dowierzając.- Swoje też?
Kiwnął głową.
- Nie wierz mu- powiedział Zibi.- Blefuje. Twój jogurt jest w prawej kieszonce jego spodenek.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Oczy. Wzdrygnęłam się.
- I ty Brutusie przeciwko mnie?- zapytała go Libero.
- Igła, albo oddasz mój jogurt, albo będę zmuszona sama go wyciągnąć z twojej kieszeni.
- Proszę, nie krępuj się- wyszczerzył zęby.
Powiedziałam poważnie i groźnie. Ale on nic sobie z tego nie robiąc otworzył swój i usiadł na swoim łóżku. Miałam się już na niego rzucić, gdy Zibi krzyknął.
- Nie rób tego lepiej, bo jeszcze cię oskarży o napad!
- To co mam zrobić twoim zdaniem?- spytałam nie patrząc na niego.
Wstał i podał swój. Nie wyciągnęłam ręki.
- No, bierz jak daje- powiedział Misiek.
- Będziesz głodny- powiedziałam.
- Nie, bo dopadnę jego- wskazał na Krzyśka- jogurt.
Z wahaniem wzięłam głodna.
- Dzięki.- Nadal nie patrząc na niego, wzięłam i wyszłam do swojego pokoju.
Musze w końcu przezwyciężyć strach. Nie mogę wciąż go unikać, nie mogę uciekać. Przecież on nie wie co się dzieje… A ja nie miałam komu wyjaśnić. Sama nie wiedziałam jak sobie wytłumaczyć. Zadzwoniłam do taty. Ucieszył się. Pytałam o jego zdrowie, jak się czuje i jak mu się układa z Weroniką. Podobno wszystko jest okej. Mówił, że ma jakieś plany, gdy tylko wrócę do Rzeszowa.
Na obiedzie kelner zachowywał się jak profesjonalista. I tylko śmiech w oczach zdradzał, że mnie zna. Nie był w moim typie, jak już mówiłam. Ale fajnie jest się rozerwać, choć na chwilę. Potem trener dał chłopcom spokój. Nie poszli na siłownię. Siedziałam w pokoju Bartka i Nowakowskiego.
- Co porobimy?- zapytałam nudząc się.
- A na co masz ochotę?- spytał leżący obok mnie Kurek.
Wzruszyłam ramionami.
- Poszłabym na miasto- stwierdziłam.
- Możemy iść… A co ty na to Pit?
Zgodził się. Więc przyjmujący poszedł zwołać grupę na spacer. Ubrałam się w zieloną bokserkę i czerwone, krótkie spodenki. Gdy przyszłam znów do ich pokoju, siedzieli tam jeszcze: Krzysiek, Kubiak, Ziomek i Bartman.
- I my wszyscy idziemy?- spytałam.
- Zaraz dołączy Winiar- poprawił Misiek.
Uśmiechnęłam się.
- To gdzie się wybieramy?- spytałam.
- Przed siebie…- zanucił Krzysiek.
Gdy Winiar był gotowy, wyszliśmy z ośrodka. Oczywiście nikt o tym nie wiedział oprócz innych siatkarzy. Kupiliśmy w kawiarni mrożone kawy, na które już od dawna mieliśmy smaka. W ośrodku nie piliśmy rano, bo były okropne w smaku. Prawdziwa kawa, ma piękny zapach i swój smak jak mawia nasz spec od czarnego płynu- Kubiak. Ledwo wytrzymywaliśmy bez kofeiny co dzień. Guma częstował nas rano małym cukierkiem Kopiko, który jakoś załagadzał nasze pragnienie.
- Była pyszna- powiedział Misiek, oblizując się.- Anka, jak będziesz rano wstawać, to weź nam przynoś stąd takie małe kawy, co?- poprosił.
- Wykorzystujecie mnie!
- Oj tam od razu wykorzystujemy- powiedział Winiar.- Po prostu prosimy.
Wszyscy byli tak uśmiechnięci i zrobili oczka ze Shreka, że nie byłam w stanie im odmówić. Ta kawiarnia nie była daleko. A rano taki spacer mi się zawsze przyda.
- Niech wam będzie- westchnęłam.
Jeden po drugim mi przesłali zadowoleni całusa w powietrzu.
- Jesteś kochana- powiedział zadowolony Igła.
- Oj, tak. Wiem to doskonale!- odparłam z dezaprobatą.
Po kawie poszliśmy pospacerować. Byliśmy w parku i nawet zwiedziliśmy plac zabaw. Siedziałam na huśtawce. A chłopaki obok stali, albo siedzieli na oponach.
- Może się zamienimy?- spytał Ziomek.
- Za chwilkę…- rozmarzyłam się i lekko kołysałam.
Nagle zaczęłam mocno się huśtać. Łukasz trzymał łańcuch i mocno nim ruszał.
- Co robisz?!- wrzasnęłam, bo nagle uniosłam się do góry. Ktoś trzymał mnie nad ziemią.
Spojrzałam w górę. Nade mną stał Bartman. Spuściłam głowę. Znów nie protestowałam. Ale juz sama nie wiedziałam czy ze względu na niego, czy ze względu na… na to, że przypomina mi Michała.
- Puść mnie na ziemię- zaprotestowałam słabo.
- Zibi, lepiej jej nie dotykaj- zachichotał Igła.- Bo nam tu palpitacji serca dostanie!
Atakujący postawił mnie na ziemi. Odetchnęłam z ulgą.
- Nigdy tak nie rób!- powiedziałam grożąc palcem.
Ale i tak nie byłam na niego zła. Dziwnie było miło, gdy mnie dotknął. Taki dreszcz… Ale to pewnie dlatego, że myślałam o Michale. Chociaż, nawet on mi do głowy nie przyszedł. Nie zobaczyłam w tęczówkach Zbyszka śladu Michała. Odetchnęłam z ulga, ale i niepokojem. Nie powinnam. Źle się dzieje…
- Bo jak Anka się wkurwi, to ci wleje!- zaśmiał się Kubiak. – I kogo my na twoje miejsce znajdziemy?
Zaśmialiśmy się. Jeszcze trochę posiedzieliśmy i o osiemnastej zaczęliśmy się zbierać. Doszliśmy akurat na piętnaście minut przed kolacją. Nie zdążyłam się przebrać, więc w jakich ciuchach byłam, w takich poszłam. O dziwo poczekali na mnie wszyscy.
----------------------------------------------
Hej!
Taki tam rozdział. Osobiście nie jestem z niego zadowolona :/
Ale to juz pozostawiam waszej ocenie.
Jutro już czwartek. Mam kartkówkę z geografii na którą nic nie umiem. Po prostu nie moge się dostatecznie skupić żeby cokolwiek zapamiętać... Bardzo mnie to irytuje!
Ja już myślami o Plus Lidze XD Nie ma co, mam ciekawe życie. Najpierw myślę o LŚ, ME a teraz o PL haha...
Tak na prawdę to dzięki tym turniejom każdy dzień jakoś przeżywam. Bo odliczam każdy dzień :D
Mam nadzieję, że nie zawiodłam długością tekstu i treścią.
Kolejny w sobotę lub niedzielę :)
Świetny ;** Dziękuje :)
OdpowiedzUsuńDzięki. Nie ma sprawy ;*
UsuńWidać, że Anka powoli coraz bardziej ufa Zibi'emu ;) No i dobrze, bo jestem cały czas przy tym, by byli razem <3 Czekam na następny ;) Pozdrawiam! ;*
OdpowiedzUsuńNiedługo się przekonasz, jak będzie ;)
UsuńRównież pozdrawiam ;*
Coraz ciekawiej miedzy tymi dwojga ;D
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!