poniedziałek, 7 października 2013

XXXIX



„ I znów zostałam sama. Dlaczego nikt mi nie pomoże? Igła, miałeś przyjść… dlaczego nie te kilka minut wcześniej przed nim… Zbyszek pomóż, proszę! Gdybym zamknęła drzwi na klucz, albo go schowała… To szaleniec. Już gdy mnie popchnął na podłogę, wiedziałam. Czułam, że to się nie skończy dobrze. Leżał na mnie i zaczął zdejmować moje ubranie. Chciałam krzyczeć, ale on mi przysłaniał usta. Chciałam kopać, ale siedział na moich nogach. Chciałam bić, wyrywać się ale trzymał mi ręce. I kiedy powiedział o Kamilu… nagle przypomniały mi się tak podobne oczy Adriana z jego. Te czarne tęczówki były okropne. A kiedyś byłam w nich zakochana. I popłynęły łzy, gdy dotknął mojego gołego brzucha. Nie miałam siły się już bronić. Przestałam szarpać, a on zdejmował ze mnie kolejną część ubrań.” 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 
 
- Zibi, zanieś do Anki tą koszulę!- zawołał Igła z łazienki.
Kąpał się. Cóż, może uda mi się z nią porozmawiać…
- Okej, zaniosę!- odkrzyknąłem i wyszedłem zabierając ciuch.
Zamknąłem drzwi i udałem się do Anki. Zapukałem, ale nikt nie odpowiedział. Nacisnąłem klamkę, zamknięte.
- Anka, otwórz- powiedziałem pukając.- Przyszedłem z tą Krzyśka bluzką…
Ale nic. Żadnego znaku życia. Może po prostu nie chciała mnie widzieć? Ale mogła się chociaż odezwać.
- Trudno, nie to nie.
Wkurzony odwróciłem się i znów wszedłem do swojego pokoju. Igła jeszcze siedział w łazience. Ileż można!?
I nagle uderzyła mnie ta fala niepokoju. Coś było nie tak… Uścisk w dołku oznaczał, że dzieje się coś złego. Anka zamyka się tylko gdy idzie spać, żebyśmy jej kawała nie zrobili. Raz tylko miała otwarte drzwi. Więc czemu się zamknęła? Przecież wiedziała, że Igła ma przyjść. Znów wstałem i tym razem bez żadnych ciuchów podszedłem do jej drzwi. Usłyszałem szmer. Znów zapukałem. Nic. Jestem przewrażliwiony… Obróciłem się na pięcie i zrobiłem jeden krok gdy nagle…
Usłyszałem wrzask. Jej krzyk był okropny, przerażający. Teraz byłem pewien, że coś się tam dzieje.
- Anka?!- zawołałem. Znów krzyk i nagle ucichł.- Anka, co się dzieje?!
Bałem się cholernie. Dlaczego tak krzyczała i czemu nagle ucichła? Wpadłem znów do siebie. Misiek leżał spokojnie na łóżku a Igła w spodenkach siedział na swoim. Popatrzyli na mnie jak na wariata.
- Anka!- wrzasnąłem.
Nie mówiłem nic więcej. Od razu wstali i poszli za mną do jej drzwi.
- Zamknięte- powiedziałem.- Krzyczała, ktoś tam jest.
Wyszli jeszcze inni siatkarze i patrzyli z ciekawością.
- Musimy wyważyć drzwi- powiedział Guma.
Ale czym? Cholery były mocne. I wtedy Olo przyjechał z metalowym, twardym wózkiem. Chwyciłem bez namysłu i walnąłem w drzwi. Igła i Możdżon pomogli mi i po kilku razach puściły z zawiasów. Mało myśląc, wparowałem pierwszy. Rozejrzałem się, na ziemi leżała Anka prawie goła, a na niej ten kelner. Widziałem jej przerażona twarz, oczy zaczerwienione od płaczu. Oddychała gwałtownie.
- Ty skurwielu!- wrzasnąłem.
Podszedłem do niego i walnąłem prawym sierpowym w twarz. Aż ręka mnie zabolała. Kelner wstał chwiejąc się na nogach. Chciałem go bić, kopać za to co jej zrobił. Ale Paweł położył mi rękę na ramieniu.
- Spokojnie Zibi- powiedział uspokajająco.
Winiar i Krzysiek złapali drania, wykręcili mu ręce. Upadłem na kolana przy niej. Chwyciłem ją w ramiona i zacząłem kołysać. Głaskałem po policzku.
- Ancia… An- mówiłem.- Anula, spokojnie.
 Krzyczała, jej wzrok był nieobecny. W końcu się uspokoiła.
- Michał… Misiek… znów …- mamrotała.- Znów mnie zostawiłeś…
Michał? Kim on był? Ten jej chłopak? Ale dlaczego ja zostawił? I dlaczego znowu? Było tyle pytań, a żadnej odpowiedzi. Skoro ja zostawił, dlaczego o nim mówiła? Chciałem jej pomóc, jakoś ulżyć bólu. Na szczęście nic jej nie zrobił. Zdążyliśmy. Ściągnąłem przepasaną w pasie bluzę i ją okryłem.
- Michał…
I teraz do mnie dotarło. To nigdy nie będę ja. Kochała jego.

Pomału zaczęły docierać do moich uszu słowa.
- Ancia… An. Anula, spokojnie…
W pierwsze chwili myślałam, że to Michał. On do mnie tak czasem mówił.
- Michał…- szepnęłam.
Otworzyłam oczy. I spotkało mnie rozczarowanie. W ramionach trzymał mnie brunet o zielonych oczach, owszem. Ale to nie był on… Zbyszek mnie uspokajał. I znów byłam mu wdzięczna.
- Zbyszek…- wyszeptałam.
Ale on nic nie mówił. Patrzył na mnie tylko z troską. Nigdy na mnie tak nie patrzył… I wtedy ktoś przyszedł. Nie chciałam iść z jego objęć. Tu byłam bezpieczna… Jak u Michała…
- Gdzie jest poszkodowana?- spytał ktoś. Pewnie ratownik opieki medycznej.
- Nie chcę…- wyszeptałam błagalnie chłopakowi.
Kiwnął głową i zwrócił się do pielęgniarza.
- Nic jej nie jest. Potrzebuje tylko wypoczynku. Do niczego nie doszło.
Powiedział to tak stanowczo, że ratownik nic nie mówiąc wyszedł. I stanęły mi słowa „Do niczego nie doszło”. Więc jednak się udało! Próbowałam się podnieść. Głowa mnie bolała i ramię. Syknęłam. Zibi przytrzymał mnie i wstałam. Pomału usiadłam na łóżku.
- Zostawić cię samą?- zapytał.
- Nie!- wrzasnęłam. Zrobiło mi się głupio.- Jakbyście mogli zostać?...
Kiwnęli głową. Trzej moich przyjaciół siadło obok mnie i nic nie mówiło.
- Gdzie on…
- Zaprowadziłem go do policjantów, którzy przyjechali- odparł domyślnie Igła.
Przed moimi oczami pojawił się obraz szalonego Adriana. Wzdrygnęłam się i z oczu popłynęły mi łzy. Krzysiek objął mnie ramieniem. Wtuliłam się do niego.
- Spokojnie Ania- mówił.- Już go nie ma.
Zaszlochałam, podali mi chusteczkę higieniczną.
- Krzysiek, on był od Kamila… Powiedział, że jest jego bratem…
Igła popatrzył na mnie poważniejąc. Zrozumiał.
- Jakiego Kamila?- spytał zdziwiony Kubiak.
- Nie ważne- przerwał Libero. – Połóż się.
Powiedział to do mnie. Zrobiłam jak kazał. Zwinęłam się w kłębek i próbowałam nie myśleć o dzisiejszym wydarzeniu.
- Dziękuję wam.- Powiedziałam, bo teraz się zorientowałam, że jeszcze im tego nie mówiłam.
- Nie ma za co- powiedział Bartman.
Zamknęłam oczy. Teraz zauważyłam, że bardzo mi się chce spać. Po kilku minutach odpłynęłam.
Błagam, tylko nie to! Nie chcę po raz drugi przeżywać tego samego. Koszmar, który przeżyłam nie chce mnie opuścić. Te czarne oczy i złowrogi uśmiech… Zimny dotyk, który czułam wciąż na całym ciele. Teraz wydawał się być jeszcze bardziej realny. Spojrzałam do góry i spadłam.
- Cicho, ci…- uspokajał mnie.- To tylko zły sen…
Chciałabym, żeby to co się stało było tylko złym snem. Ale to był koszmar.
Siedział obok i trzymał mnie za rękę. Igła był taki dobry… Podziękowałam mu? Chyba tak.
-  Która godzina? – spytałam.- Co tu robisz?
- Czwarta nad ranem. Pilnuję cię. Ledwo przegoniłem stąd Zibiego, bo nie chciał cię zostawić. Śpij już…
- Nie zasnę. Nie chcę…
Byłam jak małe dziecko. Ten zły sen przyśnił mi się pierwszy raz. Ale stał się drugi. Czy już nigdy nie będę mogła spać spokojnie? Nie mam już Michała, który mi pomoże, który obroni mnie przed złem całego świata. Nie mam gdzie się schować.
Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Zabrałam ręcznik i powiesiłam na wieszaku. Zdjęłam ubranie i weszłam do kabiny. Włączyłam gorąca wodę i zaczęłam się myć. Musiałam zapomnieć o tym dotyku… spojrzeniu i Michale. Obydwoje już nie wrócą. Ale jedno mnie zastanawia. Dlaczego Kamil przysłał swojego ( nie przedstawionego mi ) brata? Czy nie dość mu było mnie krzywdzić? Wzięłam szampon i nalałam trochę na rękę. Zaczęłam myć głowę. Gdy skończyłam, obmyłam jeszcze raz ciało, by dokładnie zmyć ten dotyk i spłukałam się. Owinięta ręcznikiem, siadłam na płytkach.
- Musze zapomnieć. To był koszmar, ale się skończył. Nie ma już Kamila, Adriana… i jego tez nie ma. – myślałam.- Zbyszek to nie Michał. Misiek mnie zostawił, a on mi pomógł. Koniec z lękiem! Bądź silna!
Wstałam, ubrałam czysta piżamę i wróciłam do pokoju.
- Wszystko w porządku?- spytał Igła.
Kiwnęłam głową i usiadłam obok niego na łóżku. Ale nie było w porządku. Bałam się tego pokoju. Bałam się, że Adrian wyskoczy skądś i mnie zaatakuje. Opowiedziałam mu o tym wydarzeniu.
- … i właśnie wtedy ugryzłam go w dłoń- mówiłam.- Oderwał na chwilę rękę a ja zaczęłam krzyczeć. Dziwię się, że miałam siłę. A wtedy mnie uderzył i wrzasnęłam jeszcze mocniej. To chyba wtedy się zorientowaliście, ze coś jest nie tak…
- Zbyszek. My siedzieliśmy w pokoju- wtrącił.
Kiwnęłam głową. Nie miałam siły płakać. I powstrzymywałam się od histerii.
- Bo wiesz, chciał mnie szlag trafić. Gdy ktoś stanął przed drzwiami i mnie wołał, chciałam mu powiedzieć, żeby mi pomógł. Ale on mnie trzymał. To było takie… sama nie wiem.
- Ale na szczęście się wszystko dobrze skończyło- uśmiechnął się.
Kiwnęłam głową i kazałam mu iść spać. Jutro nie wstałby na trening. I sama się położyłam. Ale już nie zasnęłam.Leżałam wtulona w mojego przyjaciela.
Budzik i tak nas obudził. A ja przez tyle godzin tylko leżałam i próbowałam nie myśleć. Drzwi same się cicho otworzyły o pół do ósmej.
- Dzień dobry- odezwał się aksamitny głos.
Przez chwilę znów miałam nadzieję, że to Michał.
- Cześć- odparłam.
Igła poszedł do siebie, a drugi przyszedł mnie pilnować.
- Igła jest nie wyspany. Co ty żeś mu zrobiła, hę?- spytał żartem.
- Zagadałam go na śmierć. Biedny, oka nie zmrużył- zaśmiałam się.
O dziwo.
- Przyszedłem spytać, czy idziesz na śniadanie?
- Już idę.
I poszedł. A ja znów zostałam sama z tym miejscem… Popatrzyłam na mniej więcej środek pokoju. Tam leżałam, gdy się odczołgałam trochę od tego psychopaty… Otarłam oczy i wyszłam. Czekali na mnie w korytarzu. Cała reprezentacja. Zeszliśmy do stołówki. Gdy przechodziliśmy, zauważyłam jakie mają miny. Byłam pewna, że gdyby coś, każdy rzuci się, żeby mnie obronić. Cała sala patrzyła na mnie. Ale Możdżon mnie zasłonił tymi swoimi ponad dwoma metrami wzrostu. Usiedliśmy przy stoliku.
- Załatwiłem ci nowy pokój- wrzasnął ucieszony Igła.
- Ta, raczej mnie wykopał- skarżył się Misiek.
- Dla dobra naszej Ani…
- Hola, hola!- przystopowałam go.- Wywaliłeś z pokoju Michała? Po co?
- No, żebyś mogła z nami mieszkać!- ucieszył się.
Z niedowierzaniem patrzyłam na niego. Potem zerknęłam na Zbyszka. Był uśmiechnięty, czyli potwierdzał słuszność decyzji Igły. A Michał… Cóż, nie był zły. Tyko udawał.
- A gdzie on się podzieje?- zapytałam zmartwiona.
- Dołączę do Zatora.
Miałam kolejne pytanie. Ale nie zdążyłam pytać.
- Zati się zgodził, Konarski też. Nie martw się, nie zginę!
- Fakt. Bo i tak będzie większość wolnego czasu spędzał u nas w pokoju- prychnął Zibi.
Zachichotaliśmy. Poprawili mi humor. Potem zamieniłam z Marcinem kilka słów i zjadłam zupę mleczną. Była bardzo głodna, wiec szybko się uporałam. Wróciliśmy na górę i siatkarze pomogli mi przenieść swoje rzeczy do pokoju chłopaków. Zajęło nam to godzinę, więc oni poszli na trening a ja siedziałam w swoim nowym łóżku. Wyjęłam czekoladę i laptopa. Zaczęłam pisać i czasem przegryzać słodyczą. Pisałam aż przyszli zmęczeni, ale wykąpani chłopcy. Igła wpadł pierwszy.
Spojrzał na mnie i widząc czekoladę rzucił się obok na łóżko.
- Bądź dobra koleżanką…- zaskomlał jak pies.
Z westchnieniem pożegnałam ostatnie kilka kostek i mu oddałam.
- Ale podziel się!- wrzasnął Zibi i podbiegł do niego.
Chciał zabrać Krzyśkowi, a raczej ją wyrwać. Wstali i mierzyli się wzrokiem. I nagle drzwi się otworzyły. Wszedł Kubiak. Spojrzał, rozejrzał się i zrobił niewinna minę. Chłopaki patrzyli na niego wciąż stojąc naprzeciwko siebie.
- Ups, pomyliłem pokoje…
Zaśmialiśmy się gdy wyszedł. Ale po chwili Zibi i Ignaczak znów toczyli walkę. Wstałam cicho i wyrwałam im czekoladę. Odwrócili się natychmiast w moją stronę.
- Moja! – wrzasnęłam.
I wpakowałam sobie kolejna kostkę do ust patrząc na nich wymownie.
- Miałaś się podzielić…- zasmucił się Krzysiu.
- Macie!
Rzuciłam im po kostce, a papierek wrzuciłam celnie do kosza, który stał po drugiej stronie w rogu.
- Cóż za celność- prychnął Zbyszek.
- Lepsza niż twoja- prychnęłam lustrując go wzrokiem od dołu do góry.
Igła zachichotał. Widocznie miał inne myśli niż ja. I za to dostał po głowie od Zbyszka.
Przynieśli mi drugie śniadanie. Czyli jabłko, znowu. Przez kilka minut, kłócili się w pokoju, kto mi je da. W końcu Zibi odpuścił, pewnie uważając to za głupie. Ale dla mnie to było raczej urocze. Nigdy nikt się nie kłócił o to, kto mi ma dać jabłko… A tu proszę! Doczekało się jagnię! I do obiadu, spędziliśmy bite dwie i pół godziny przed telewizorem. Kubiak z Kurkiem wpadli do nas i razem oglądaliśmy jakiś mecz tenisa.
- Idziemy- powiedziałam wstając.
Już wszyscy schodzili na stołówkę. Wyłączyłam telewizor i poszliśmy.
- Sobota oznacza ziemniaki pieczone- powiedział Paweł.
- Żeby były doprawione- syknął Igła.- O to się martw.
Doszliśmy do stolików. Ziomek podszedł do mnie.
- Ania, pójdziesz jutro po kawy?- zapytał cicho.
- Jak poprosisz, to może pójdę…
Odszedł a chłopaki przy stoliku zachichotali. Tak, jak się spodziewaliśmy na talerzach każdy miał ziemniaki pieczone. Na szczęście nie widziałam już tego kelnera…
- Igła, próbuj pierwszy- powiedziałam spoglądając na talerz.
Libero się wzdrygnął.
- Czemu ja?
- Żebyśmy się nie otruli- dodał Zibi.
- Czekaj, niech zrozumiem. Wy chcecie żebym pierwszy spróbował i jako pierwszy się otruł?!- przestraszył się.
Nieśmiało kiwnęliśmy głowami.
- Musi iść ktoś na pierwszy ogień…- wydał wargi Magneto.
- Zawsze pierwszeństwo mają starsi- dodał Kubiak.
Patrzyliśmy na niego wyczekująco.
- Ale ja nie jestem najstarszy!- bronił się.- A w ogóle, to czemu ja miałbym truć się za was? Zróbmy dziś wyjątek i najmłodszemu dajmy jako pierwszemu spróbować- był zadowolony z własnego pomysłu.
A ja zamarłam.
- Najmłodsza jest Ania- powiedział Marcin.- Ale chyba nie chcesz wykorzystywać kobiety?! To nie przystoi, Krzysiu…
- Najstarszych też nie przystoi wykorzystywać!- robił się bledszy.
- Ale starych nie szkoda tak jak pięknych młodych- zachichotał Zibi.
Odetchnęłam z ulgą. Byli po mojej stronie.
- No, jedz!- ponaglałam.
Igła spojrzał nienawistnym wzrokiem po nas. Potem zmarszczył brwi i czoło. Wziął w spowolnionym tempie widelec i nabił kolorowego ziemniaka. Spoglądał chwile na niego, aż mu warga drżała i włożył do ust zamykając oczy. A potem przełknął i się uśmiechnął.
- Nie jest takie złe… Trzeba tylko pieprznąć trochę i będą jak malina!
- Pieprznąć?- podchwycił Kubiak dziwnie wymawiając samogłoski.
- Pieprznąć- potwierdził uśmiechając się.
Aż w końcu nie wytrzymał i się roześmiał. A nam się udzieliło. I wszyscy się śmialiśmy przez kilka minut. A potem jedliśmy nasz niedopieprzony posiłek.



----------------------------------------------------

Witajcie!
I jakie wrażenia? Mam nadzieję, że się podoba :D

Z Ignaczakiem już jest okej, więc jestem szczęśliwa. Niestety nasz Ziomek ma skręcona kostkę chyba. Miejmy nadzieję, że szybko wróci do zdrowia! 

Teraz będe się uczyć z wosu na konkurs. Pani mnie wrobiła i muszę :))) A materiałów jest... no sporo, nA jeden temat do zapamiętania MASAKRYCZNIE DUŻO. Może jakoś dam radę...

Co sądzicie o rozdziale? 
Następny postaram się dodać w środę :)

2 komentarze:

  1. Jak zawsze wspaniały :D Dobrze, że Zbyszek uratował Ankę...
    Czekam na kolejny. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dobrze, że jednak Zibi miał te swoje przeczucia ;) Najlepsza była kłótnia o jabłko ^^,, Ale dla mnie to było raczej urocze. Nigdy nikt się nie kłócił o to, kto mi ma dać jabłko… A tu proszę" haha xD Najlepszy tekst ever! ;P Czekam na kolejny! :) Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń