Mój szok był ogromny. Rzuciłam się chłopakowi na szyję. Jest ode mnie wyższy jakieś dziesięć centymetrów, troszkę niższy niż Zibi.
- Udusisz mnie…- wyjąkał zza moich włosów.
- Nie puszczę cię już!- pogroziłam, ale odsunęłam się posłusznie.
Lecz nie puszczałam jego rąk. Musiałam się na niego napatrzeć. Brunet, niebieskie oczy, łagodne rysy twarzy… Tak. To zdecydowanie on.
- Może wejdziemy do środka?- spytał niepewnie tata.
Odwróciłam się w ich stronę. „Rodzice” patrzyli na mnie i na Adama z zadowoleniem. Tylko Zbyszek nic nie rozumiał.
- Zibi- podeszłam do niego, chwyciłam za rękę i podprowadziłam do gościa.- To jest mój brat, Adam. Homi , to jest mój chło-chłopak - posłałam porozumiewawcze spojrzenie siatkarzowi.
Twarz siatkarza złagodniała. Z uśmiechem podał rękę Adamowi.
- Miło mi pana poznać- powiedział Zbyszek.
- O, jaki tam pan! Adam, dla przyjaciół Homi- uścisnął dłoń.
Już się polubili. Kto wie? Może razem zagrają w siatkę… ale by było widowisko!
- Chodźcie, bo zupa stygnie- wtrąciła Weronika, ciągnąc mnie za łokieć do kuchni.
Gdy stanęłyśmy na jasnych płytkach, podała mi talerze do nakrycia na stół w salonie.
- Nie wiedziałam, że nadal jesteś z Zbyszkiem…- przypomniała mi.
- Ja zawsze z nim byłam i będę- odparłam śmiejąc się.
Byliśmy wszyscy we wspaniałym humorze! Adam wrócił z… nawet nie wiem skąd! Podróżował po całym świecie. Od śmierci mamy prawie go nie widywałam. Czasem wpadał na święta. Ale ostatnio w ogóle nie przyjeżdżał. Nawet nie wiedziałam, jak za nim tęskniłam.
Weszłam do salonu. Na kanapie siedzieli trzej mężczyźni mojego życia i rozmawiali. Pewnie o sporcie. Homi tez kocha siatkówkę, nawet trochę grał. Jak jest teraz, nie wiem. Ale wiem tylko tyle, że nie przestał ubóstwiać tego sportu. Dlaczego? Bo po prostu się nie da! Zaczęłam rozkładać talerze, zerkając na nich.
Widząc ich razem, śmiejących się i gadających o głupich sprawach, wzruszył mnie. Zibi posłał mi troskliwe spojrzenie i już zaraz odpowiadał na zadane pytanie. Gdy skończyłam pomagać Weronice, podeszłam ich zawołać.
- Chodźcie, zupa stygnie- przerwałam wypowiedź mojemu ojcu.
Podeszłam za ich plecy i przytuliłam swojego brata.
- Ty na serio chcesz mnie udusić!- skarżył się.
- Jesteś za duży- odparłam.
- To żadna wymówka...
- Chodźcie, bo Wera będzie zła- posłałam im oczko.
Na odchodne pocałowałam w policzek Zbyszka i rozczochrałam siwą czuprynę ojca. Podeszłam do Weroniki. Po chwili i oni przyszli. Chwyciłam za rękę mojego chłopaka (no, narzeczonego) i szepnęłam mu do ucha:
- Nie wiem na pewno, ale Wera już chyba zauważyła pierścionek… Powiemy im po obiedzie?
- Jasne, kochanie- odparł i lekko pocałował mnie w usta.- Masz wspaniałego brata.
- Wiem- poruszyłam brwiami.
- No, gołąbeczki! Siadajcie, bo jemy- przerwał nam Adaś.
Usiadłam pomiędzy dwoma chłopakami. Tata zajął honorowe miejsce. Nałożyli nam zupy i zaczęliśmy jeść. Gdy skończyliśmy, czekając na drugie danie, które jeszcze dochodziło w kuchni, rozmawialiśmy.
- Adam, a kiedy ty przyjechałeś?- zmarszczyłam nos.
- Dzisiaj rano. Właśnie ustalałem grafik dnia, żeby cie odwiedzić. Ale widocznie moja skromna osoba sama cię przyciągnęła.
- Nie schlebiaj sobie- posłałam mu kuksańca w bok.
- Co robiłeś przez tyle czasu?- zadał pytanie Marek.
Adam uśmiechnął się do swoich myśli i zaczął opowiadać.
- Na początku byłem w Niemczech. Przez miesiąc nic się nie działo, ale zarobiłem trochę forsy i pojechałem do stanów. Tam siedziałem dłużej, kilka miesięcy. Do czasu, aż nadeszły święta. Po odwiedzeniu Polski, wyjechałem do Anglii. Żyłem tam ponad rok. Niestety nie mogłem wyjechać, więc odwiedziny też były niemożliwe- przygryzł wargę.
- Mogę wiedzieć, dlaczego nie dzwoniłeś?!- wkurzyłam się.
- Nie było kiedy.
- Ehe, takie wymówki to sobie możesz blond lali wmawiać, nie mnie- zirytował mnie na maksa.
- No przepraszam, księżniczko- zawsze tak do mnie mówił, kiedy był skruszony.- Rili.
Trochę się uspokoiłam. Dobrze wiedział, że słowo „księżniczka” podziała na mnie. Uśmeiechnęłam się lekko.
- Jest już drugie- stwierdziła pani domu, zerkając na zegarek.
Wstałyśmy i udałyśmy się do kuchni. Weronika znała z opowiadań taty i moich Adama. Nigdy go nie widziała. Homi jest starszy ode mnie o cztery lata.
- Na deser będą lody z truskawkami i bitą śmietaną, dobrze?- spytała.
- Idealnie- uśmiechnęłam się.
Jedząc schabowego z ziemniakami posypanymi koperkiem i mizerią, nadal prowadziliśmy konwersację. Tata nalał czerwonego wina do kielichów. Trzymał je na specjalną okazję. No, a przyjazd dawno niewidzianego syna był specjalną okazją!
- Na ile zostajesz?- spytał Zbyszek.
- Nie wiem. Zobaczymy… może na rok.
Uśmiechnęłam się szeroko, popijając czerwonym płynem.
- To wspaniale!- ucieszyliśmy się.
Pomogłam Weronice sprzątać, Zbyszek się dołączył. Adam z Markiem o czymś rozprawiali. Chyba o moim chłopaku, bo czasem na niego zerkali. W sumie jestem ciekawa, co o nas myślą.
- Idź, idź… poradzimy sobie- szepnęłam do Wery.
- Ależ, Aniu! To…
- …to nic takiego- dokończył za nią Zibi.- Obiecuję, że nic nie stłukę.
Przy ostatnich słowach zasalutował. Weronika nie mogła się nie zaśmiać. I poszła do siedzących z tyłu (na ogrodzie) ludzi.
Zbyszek objął mnie od tyłu i razem wycieraliśmy pierwszą salaterkę na lody. Nasze ciała, biodra stykały się i ocierały o siebie. Jestem szczęśliwa.
- Hej, przyszedłem zobaczyć jak wam idzie…
Adam spojrzał na nas pobłażliwym wzrokiem.
- Wiedziałem, że nie można zostawić was samych- dokończył.
- Zaraz nakładamy- odparłam, nie odsuwając się od siatkarza.
Westchnął.
- Lepiej, jak ja jej pomogę- posłał mojemu chłopakowi znaczące spojrzenie.
Zibi zasmucił się.
- Idź- szepnęłam mu.- Musze porozmawiać z nim sam na sam.
Kiwnął głową. Dał mi buziaka i wyszedł. Odprowadziłam go wzrokiem.
- No, Dymka! Zabieraj się za robotę- wskazałam zamrażarkę, gdzie leżały lody.
Posłusznie je wyjął. Podałam mu specjalną łyżkę i pierwszą salaterkę.
- Jesteście szczęśliwi- stwierdził raczej, niż zapytał.- Od jak dawna?
- Hm. Od kilku miesięcy- uśmiechnęłam się.Nie ma sensu tłumaczyć, że niedawno się rozstaliśmy i znów wróciliśmy do siebie.
- No, no… muszę przyznać, że nie wybrałaś byle kogo. To sam Zbigniew Bartman!
- Wiem- uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. – I tak. Jesteśmy szczęśliwi.
- Tylko czekać, aż się zaręczycie!
Na chwile zamarłam. Ale szybko się otrząsnęłam.
- Tego nie wiemy na pewno.
- Ehę, jasne! Przecież widzę, jak na niego patrzysz. Jakby był całym światem… on na ciebie też.- zamyślił się na chwilę po czym dodał:- I kto by pomyślał, że moja księżniczka będzie z największą gwiazdą Polskiej siatkówki! Wiedziałem, że ta twoja psychologia nie jest bezinteresowna!
- Masz czuja- zachichotałam.- Ja go nie zmuszałam, żeby mnie kochał. Tak samo wyszło…
- Taak.
Coś go przybiło. Ale co?
- Coś się stało?- zmartwiłam się.
Przerwałam na chwilę nakładanie śmietany i układaniu truskawek.
- Nie, tylko…
- Tylko co?
- Jak się czuje Gabi? Ma kogoś?
O, cholera. Osz kurwa! Jak ja mogłam o tym zapomnieć?! Przecież mój brat i Gabrysia kiedyś lecieli na siebie. Myślałam, że jemu już przeszło…
- Tak, Homi. Ma kogoś.
Zrobił się jeszcze bardziej smutny. No… to ja sobie nie wyobrażam, jak zareaguje Gabi! Po nagłym wyjeździe Adama, musiałam pomóc jej się otrząsnąć. Nie byli razem. Nigdy. Ale wiem, co do siebie czuli. Gabrysia niechętnie mi kiedyś o tym powiedziała. Sami sobie nie powiedzieli nigdy: „kocham cie”. Ale to się czuło… Gdy rozmawiali, jakaś nieznana siła ciągnęła ich do siebie. I nagle, gdy moja przyjaciółka postanowiła być z kimś innym, on się pojawił. Szczęście w nieszczęściu!
- Z kim?
Spytał raczej z czystej ciekawości, niż z zawiści.
- Z Grześkeim Kosokiem- odparłam cicho. Jego nastrój udzielił mi się.- Są ze sobą tak na poważnie od miesiąca, może nawet nie.
Uśmiechnął się kwaśno. Znów wróciliśmy do pracy. Rozmawialiśmy szeptem.
- Widać, nie marnowałyście czasu- prychnął zażenowany. – Wyrwałyście siatkarzy.
- To się nazywa szczęście, nie?- próbowałam go rozśmieszyć.
I się udało.
- Niebywałe! Nie powiedziałbym, że kiedyś twoje słowa się sprawdzą…
- Cóż. Ja też nie- przyznałam.
Przypomniałam sobie rozmowę z siedmiu lat temu. Jedliśmy ciasto jagodowe, które upiekła mama. Rozmawialiśmy o tym, co chcemy robić w życiu. W końcu zapytał o jakim facecie marzę. Powiedziałam, że o sportowcu. A nawet siatkarzu! Wtedy też lubiłam oglądać siatkówkę. Jeszcze nie grałam. Dopiero potem…
- A ty?
- Co „ja”?
- Masz kogoś? Na pewno nie mogłeś się opędzić od dziewczyn w Anglii, Stanach, Niemczech, Włoszech, Bułgarii, Szwecji i Hiszpanii- wymieniłam jednym tchem.
Zaśmiał się szczerze, a potem spoważniał.
- Nie, Anka. Nigdy z nikim nie byłem w podróży. Wszystkie… to były tylko koleżanki. Nie mogłem się z nikim związać. Nie wiem czemu.
A ja wiem, braciszku. I to mnie niepokoi.
- Na pewno jakąś znajdziesz- mrugnęłam.
- Przyjechałem dla jednej, ale okazało się, że jest zajęta.
Oj, niedobrze…
- Dla mnie?- zażartowałam.
- Dla ciebie też. Po części.
- Cóż… dobre i to!
Zaśmialiśmy się. Tak bardzo mi go było szkoda. Biedak, nie może pozbyć się uczuć do mojej przyjaciółki. A i nie jestem pewna, czo ona o nim całkiem zapomniała. Niedawno wybijałam go jej z głowy (dzień, w którym zobaczyłam Zbyszka z kuzynką i chrześnicą) i kazałam zająć się związkiem z Kosą. Jednak wole nie mówić tego na głos, bo dałabym mu nadzieję. Kiedyś wyobrażałam sobie ich razem. Pasowali, nadal pasują do siebie jak dwie połówki jabłka. On jest moim bratem i zależy mi na tym, żeby miał kogoś, kto będzie go kochał. A kochała go Gabi. A ja ich obydwóch. Zasłużyli na siebie nawzajem. Ale… nie mogę psuć tego, co się narodziło pomiędzy Gabrysią a Kosą! To jakiś koszmar. Wszystko się skomplikowało.
- Wiesz… nie przyjechałem sam- przerwał milczenie.
Nakładałam ostatnią porcje lodów. On czekał ze śmietaną.
- Nie?- zdziwiłam się.- A z kim?
- Z Moniką- odparł po chwili.
- To twoja dziewczyna?
- Nie! No przecież mówiłem ci, że nikogo nie mam… Moja przyjaciółka. Spotkałem ją w Anglii, Polka. Musisz ją poznać! Jest mniej więcej w twoim wieku- uśmiechnął się.
- Hm… oj na pewno muszę ją poznać- mruknęłam.
Muszę wiedzieć czy ona jest dobra dla niego. Nawet, jeżeli jest jego przyjaciółką.
- Idziecie?- wejrzała do kuchni Weronika.- Niecierpliwią się.
- Już idziemy- powiedziałam słodko.
Wyszła, a ja postawiłam ostatnia truskawkę na lodach.Swoją drogą to jestem ciekawa, skąd Wera je ma? Przecież już dawno po sezonie...
- Gotowe!
Wzięliśmy słodkości i specjalne łyżeczki. Wyszliśmy do ogródka. Skromny, nie taki jak u państwa Bartmanów. Co nie oznacza, że ich był jakiś nie wiadomo jak ekstrawagancki! Skromny i ładny. Ułożyliśmy salaterki na stoliku. Natychmiast podszedł do mnie Zbyszek.
Wiedzieliśmy, co nas teraz czeka.
Gdy tata, jego dziewczyna i Homi wzięli pucharki i usiedli wygodnie na huśtawce i zauważyli, że my nie siadamy, zrozumieli, że coś się dzieje.
- Nie siadacie? – spytał ojciec.
Przecząco kiwnęłam głową. Siatkarz chwycił mnie za rękę. Tym dodał mi odwagi i otuchy. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo się tym denerwuję. I boję. Jak zareaguje tata? Jakie kąśliwe komentarze poleca z ust Adama? Co powie Wera?...
- Coś się stało?- zmarszczyła brwi.
A więc, nie domyśliła się!
- Cóż. Przyszliśmy do was z konkretnym zamiarem- zaczęłam.
- Jesteś w ciąży?- spytał Marek.
Miał zimny i niebezpieczny ton głosu.
- Nie!- zaprzeczyłam. – Nie o to chodzi…
Nie potrafiłam się wysłowić. W końcu powiedział to za mnie Zbyszek.
- Przyszliśmy poinformować, że Ania zgodziła się za mnie wyjść.
--------------------------------------------------------------
Hej ;)
Jest kolejny, tym razem króciutki.
Zaskoczeni, kto odwiedził Marka i Ankę? Pisałam o Adamie na początku tego opowiadania ;)
A teraz znów Homi wkracza do akcji!
Wczoraj skończyłam pisać epilog... tak smutno mi teraz :c
No, ale już jutro mecz otwarcie na Narodowym! Oglądamy i kibicujemy! <3
W górę serca, bo Polska wygra mecz! ;D
Buziaki, do następnego ;**